kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
#numer

Ależ oczywiście, że akurat teraz kiedy Luke tego chciał, nie mogła uciec. Chociaż każdy argument na ziemi i niebie mówił jej, że powinna, że to nie ma sensu, że tylko pogarsza sprawę będąc tu, nie mogła tego zrobić. Po raz pierwszy w życiu wzięła sobie do serca to powiedzenie, że zepsujesz kupujesz. Albo przynajmniej pilnujesz żeby to naprawić. Nigdy by sobie nie wybaczyła gdyby Luke się teraz przez nią przećpał albo miał wypadek pod wpływem. Więc musiała zrobić coś, żeby temu zapobiec. Pierwszym krokiem było poznanie Makayli i przedstawienie jej wszystkich korzyści płynących z zatrudnienia jej. Pomogły jej cycki oferujące wysokie napiwki i wpływy do klubu, no i oczywiście znajomości, bo sporo z tych mrocznych typów Cami doskonale znała z imprez, wspólnych wyjść i tak dalej, więc dobrze wiedziała, że w Shadow dobrze się odnajdzie. O ile Luke jej nie zamorduje, oczywiście, ale nie zamierzała go uprzedzać, że może na nią wpadać w pracy i że zacznie po niego przychodzić z zamówieniami drinków na wspólnych zmianach. Których już ona zadba, żeby było dużo. No i oczywiście, kiedy rodzice wracają na pełnej do pracy, to przecież idealny moment dla dzieci żeby mieć jakieś problemy. I właśnie taki problem dopadł Harry’ego. Już od kilku dni Cami widziała, że jakby jest trochę nieswój, coś mało jadł i pił, ale obawiała się, że po prostu reaguje na atmosferę w mieszkaniu, która od jej powrotu robiła się coraz bardziej napięta. Ale kiedy od wczoraj nie chciał jeść nic, ani pić, a do tego jeszcze wydawał się jakiś bardziej ciepły niż zwykle, poważnie się przestraszyła! Do tego stopnia, że jak zaczął wymiotować jakimś szarym czymś, to złapała go pod pachę, zawinęła w jakąś koszulę Luke’a, którą zostawił w salonie i wpadła do jego sypialni, oczywiście nie pukając, tylko wskakując od razu na jego łóżko z psem na rękach i potrząsając go mocno za szyję, bo załóżmy że spał na brzuchu, po robocie czy coś. - Luke, Luke wstawaj do cholery, coś jest nie tak z Harrym i musisz nas zawieźć teraz do szpitala. No dalej, powiedz że nie jesteś napruty bo cię przez okno wywalę i nawet go przed tym nie otworzę! - zawołała i rękę z jego karku przeniosła na jego włosy, za które złapała i pociągnęła, żeby go zmusić do dobudzenia się!
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Oczywiście, że nie chciał, żeby uciekała. Ale nie chciał też, żeby była w jego otoczeniu kiedy jego życie pierdoliło się z dnia na dzień. Nie chciał, żeby widziała go takim jaki był obecnie w swoich oczach – czyli słabym, żałosnym gościem, który nie potrafi przeżyć dnia bez wciągnięcia czegokolwiek. Choć nad tym ostatnim pracował. Cami miała totalnie rację, że miał mentalność pięciolatka, który tym razem dla odmiany na złość mamie chciał pozostać czysty. Ale niestety, walka z nałogiem to nie bajka i nic nie działo się na pstryknięciem palcem. Po ostatniej wizycie w Shadow, kiedy pojawił się tam już jako pracownik, znowu kupił koks. Ale tym razem nie oddał go nikomu – ale też sam nie wziął. Skitrał za to w swojej szafce na czarną godzinę. Szprycował się za to metadonem, który dawał mu przyjemne poczucie odrętwienia i dzięki któremu w ogóle mógł zasnąć. Ale próbował. Starał się. Bardzo chciał udowodnić Cami, że się myliła i nie jest aż takim zerem, za jakie go miała.
No i tak, poprzedniego dnia nałykał się środków przeciwbólowych, przez co przespał niemal cały dzień po pracy. Przebudził się tylko żeby napić się wody, odlać się i trochę pokręcić się po mieszkaniu, a potem znowu wrócił do łóżka i przespał większość nocy już bez konieczności szprycowania się jakimś kolejnym gównem. Więc tak, był już czysty, ale jednocześnie tak zmęczony ostatnimi dniami, że słowa Cami dotarły do jego uszu ze sporym opóźnieniem. A w zasadzie dopiero wtedy, kiedy wytarzała go za kudły.
– Jezusmaria, co ty robisz, wyrwiesz mi wszystkie włosy! – jęknął kiedy go puściła i jego twarz ponownie wylądowała na poduszce. Przekręcił się na plecy, po czym lekko się podniósł do pozycji leżącej. – Co nie tak z Harrym? Co mu się dzieje? – spojrzał z troską na pieska, po którym totalnie było widać, że jest z nim bardzo źle. – Czekaj, daj mi pięć minut – zrzucił nogi z łóżka i zaczął szukać wzrokiem czegoś, co mógłby na siebie założyć. – Widziałaś moje spodnie? – spytał wstając i dopiero teraz dotarła do niego druga część tego, co powiedziała przed chwilą. – Mogę jechać. Nie piłem. I jestem czysty – wydukał nawet nie nią nie patrząc, bojąc się napotkać osądzające spojrzenie, po czym wrócił do poszukiwania czegoś czystego do narzucenia na siebie, co well, nie było łatwe bo w jego pokoju panował burdel połączony z chaosem.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
I to właśnie był ich problem. Każde z nich chciało być obok, blisko i żadne nie wiedziało, jak zrobić żeby… no żeby faktycznie tak blisko siebie być. I otworzyć się na drugą osobę. Ale plus był taki, że oboje się za coś zawzięli i pracowali nad sobą, nawet jeśli nie mówili o tym wprost. On walczył z nałogiem (chociaż Cami nie zgodziłaby się z nazwaniem go czystym, skoro raczył się jeszcze jakimiś tabletkami, nawet jeśli legalnymi), a ona po ucieczce wróciła i znalazła pracę. Może to uderzanie deską prawdy prosto w twarz od drugiej osoby, a może coś jeszcze się zmieniło… ale no, było tak po prostu inaczej. A oni byli na nieco innych ścieżkach i nawet jeśli osobnych, kto wie gdzie ich zaprowadzą.
No ale póki co trzeba było skupić się na innej drodze, do weta. Znaczy się pewnie takiego emergency veta, wiadomo, który przyjmuje niezależnie od dnia i godziny - tyle ćpasz, że same ci wypadną, nie mówiąc o skórze, która już jest szara i coraz bardziej zniszczona, zaraz też ci zacznie odpadać, no nie dramatyzuj - ofuczała go, bo on tu gadał i o fryzure się martwił, a ich dziecko potrzebowało pomocy! I no nie musiała być taka wredna, ale hej, no martwiła się okej. On tak spał i w ogóle, nie jadł nic, że obawiała się, że cały czas jest na prochach! A przecież ona była już teraz matką pracującą znów, musieli w tym układzie dzielić się opieką nad dziećmi.
- Jest ospały, a teraz zwymiotował czymś obleśnym, nic też nie zjadł ostatnio, więc rusz dupę i jedziemy do weta, który powie coś więcej niż moje obserwacje - no wiedziała, że się martwił, ale ona też się martwiła, a jak wiadomo zmartwienie najlepiej przebijać w krzyk, okej.
- Nie mamy pięciu minut, żebyś się stroił - jęknęła i nawet kiedy wstał, rzuciła w niego poduszką - które, w kant, jasne jeansy, ciemne jeansy, czarne jeansy? Ty myślisz że ja mam czas śledzić twoją garderobę? Możesz jechać nawet w majtkach, ale jedźmy! - o tak, nabuzowana Cami to gadająca Cami. Aż szokujące, że Luke nie postanowił, że może jechać, ale najpierw to ją przejedzie tym autem… - Eheee…. jeśli mnie zabijesz za kółkiem to cię zabiję - podsumowała wstając i jedną ręką złapała za spodnie leżące po drugiej stronie łóżka i rzuciła mu je - szybciej no, jest taki gorący… [/b[- i jęknęła, w końcu pozwalając żeby maska złości trochę opadła i przebiła się jej ogromna troska o psiaka i strach, że to coś poważnego.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Cami nawet nie miała pojęcia, jak wielką rewolucję przeprowadziła w jego życiu. Mimo, że Luke miotał się jak zły i ciągle na nią warczał, pierwszy raz od bardzo dawna czegoś chciał, a nie tylko postanowił płynąć tam, gdzie prąd go akurat poniósł. Nikt inny nigdy nie miał na niego takiego wpływu, jak Cami. Nie patyczkowała się z nim, nie litowała, tylko wjechała w jego życie z buta i konfrontowała z jego problemami. Nie głaskała go po głowie mówiąc „biedny Luke, znowu COŚ go spotkało”, tylko wprost mówiła o tym, że całe to bagno było kwestią jego decyzji. Jego odpowiedzialnością, a nie matki, ojca, brata czy babki ciotecznej od strony dziadka. Ciężko było mu przełknąć te fakty.
– Odwal się ode mnie wreszcie, to nie jest twoja sprawa – uciął krótko, znowu zły za to, że miała rację. Nie ma co ukrywać, ćpanie niosło za sobą tego typu konsekwencje. Widział w lustrze swoje zapadnięte policzki, mętny wzrok i sińce pod oczami mimo wielu godzin snu, a Cami z kolei mogła teraz zobaczyć, że dość wyraźnie schudł odkąd ostatni raz widziała go tylko w bokserkach.
– No już! – fuknął wpatrując się w pieska. – W Cairns jest najbliższy weterynarz 24/7 – dodał, no bo jednak w Lorne Bay była zwykła klinika, dla zwierzaków, które akurat zaplanowały sobie, że zachorują. Nawet nie zdążył się osłonić przed poduszką, więc dostał nią w łeb. I dobrze, bo trochę go to postawiło do pionu po tym maratonie snu.
– To nie działa tak, że im więcej słów z siebie wyplujesz, to nagle cudownie przetransportujemy się do weta – zmarszczył brwi, bo on tu naprawdę starał się ogarnąć rzeczywistość, a ta tylko gadała i gadała! Ani trochę mu nie pomagała. W międzyczasie założył jakąś koszulkę, co do której nie był pewien, czy była tu jebnięta po praniu, czy dopiero na to pranie czekała. Grunt, że nie śmierdziała.
– Nie, ja nie zabijam kobiet tylko daję im wpierdol, nie zapominaj – syknął nakładając na tyłek portki. – Kurwa, kluczyki... Brałaś ostatnio moje auto? – no kolejny problem, bo przecież nie mogło pójść za łatwo. Zaczął przeszukiwać kieszenie ubrań ze sterty porozrzucanej po całym pokoju, kątem oka zerkając na Cami i pieska. I sam trochę złagodniał widząc, jak Cami bardzo przeżywa sytuację.
– Już jedziemy. Wszystko będzie dobrze, najważniejsze że od razu to zauważyłaś i zareagowałaś – rzucił, no bo jednak teraz psiak coraz częściej zostawał sam w domu, skoro oboje wychodzili regularnie z domu… choć Luke jeszcze nie był świadomy, gdzie chodziła Cami.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
No nie, nie miała. Raczej jeśli uważała, że zrobiła jakąś rewolucję, to taką jak kula od buldożera, którą kiedyś ujeżdżała Miley. Ale no bez Miley na niej. Bo to by Miley zabiło, gdyby uderzyła w ścianę… i ją rozwaliła. Raczej by tego nie przeżyła. A Cami miała wrażenie, że właśnie tak wpadła w jego życie, narobiła bałaganu, porozwalała ściany i zniknęła tak szybko jak wpadła. A potem wpadła znów, żeby zobaczyć jak fundamenty się już ledwo trzymają, jak wszystko może się jeszcze bardziej posypać… i jakie zostawiła po sobie zgliszcza. Oczywiście nie wiedziała o tym, że wpadła tam też jego matka z młotem i poprawiała tu i tam, no ale hej, Cami też narozrabiała. Brała to na klatę. I obwiniała się, więc jeśli Luke miał ją znienawidzić, spoko, byle to wszystko odkręcić.
- Ehe, ciekawe kto potem znajduje te twoje włosy w jedzeniu, czyją kanapę możesz obrzygać i komu zaczną śmierdzieć zwłoki z pokoju - fuknęła, trochę zbyt ostro, ale hej, no bała się tego, nie ma co ukrywać że nie! A kiedy była zdenerwowana i najgorsze scenariusze przychodziły jej na myśl o Harrym i jego stanie, więc na myśl o panu oczywiście swoje mroczne scenariusze pojawiały się do kompletu. I tak, widziała że schudł, ale nie miała siły myśleć o jego ciele, ani go komentować. Wyczuła że schudł już w trakcie ich ostatniego tańca…
- Jebać Cairns, jedziemy obudzić naszego, bo jest bliżej, przecież wiemy że mieszka tuż obok lecznicy - zmarszczyła brwi, bo owszem, Cami się nie patyczkowała, nie kiedy chodziło o JEJ DZIECKO. Poza tym tutejszy weterynarz doskonale go znał, a tamten? No nie wiedziała, czy ufać obcym!
- Nic nie zaszkodzi spróbować - mruknęła zirytowana, a potem rozejrzała się, czy czymś jeszcze może w niego rzucić, żeby po prostu coś robić, być w ruchu i nie panikować. A wkurzanie się jest o wiele łatwiejsze niż przyznawanie do strachu i słabości. I jak to nie pomagała, ostatecznie podrzuciła mu gacie, pobudziła poduszką lepiej niż kawa, na co tu narzekać!
- Kto wie czy pod wpływem nie pomylisz z czymś kolejności i nie wyjdzie jak wyjdzie - mruknęła, ale nie ma co się oszukiwać, trochę się wtedy wystraszyła jego słów. I wizji, że faktycznie mógłby ją stąd siłą wyrzucić za drzwi. To ją przeraziło i siedziało w niej. Kiedy ktoś, przy kim człowiek do tej pory czuł się bezpiecznie tak cię odrzuci… coś w człowieku pęka. I nie wiadomo czy da się to później naprawić.
- Tak, bo byłeś naćpany i i tak nie używałeś. Kluczyki są koło drzwi, tak jak powinny być, żeby każdy zawsze mógł je szybko znaleźć - rzuciła nieco kąśliwie, chociaż no ostatnio nie brała jego auta, a po prostu widziała, że tam je rzucił. Albo może leżały gdzieś na kanapie, a ona je tam przeniosła? Druga opcja jest chyba nieco bardziej prawdopodobna.
- Jak od razu, był markotny już dłużej, mało jadł coś, ale myślałam że ma gorszy… a czemu ty nic nie zauważyłeś?! - no nie wiedziała, czy ta łagodność była szczera, czy może to wstęp żeby jednak ją o coś obwinić? No z nim nigdy nie wiadomo! No i Cami nie czekając, podbiegła do drzwi z psem, bo przecież się spieszyli!
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Ale czasami trzeba coś rozjebać i zamienić w ruinę, żeby potem zbudować to od nowa. No przynajmniej w programach typu Extreme Makeover tak było, a wiadomo, telewizja nie kłamie heh. Cami była w jego życiu rewolucją, ale potrzebną rewolucją. I potrzebował jej w swoim życiu, ale nie po to, żeby to ona machała łopatą przy odbudowywaniu jego życia. Cami potrafiła go uspokoić, wysłuchać i nawet jeśli wciąż miał zadrę w sercu z powodu jej ucieczki, czuł się po prostu lepiej ze świadomością, że była gdzieś obok. Nawet jeśli jego zachowanie wskazywało na coś zupełnie innego.
– Nie obrzygałem kanapy, tylko kibel. I trochę płytki w łazience – uściślił beznamiętnym tonem, udając że wcale nie przerażały go te scenariusze, które padały z jej ust. Gdzieś w tym wszystkim czasami zapomniał, że ćpanie naprawdę może skończyć się śmiercią. Ale to nie było teraz dla niego ważne, kiedy życie pieska było zagrożone.
– A co jeśli gdzieś wyjechał? Zmarnujemy tylko czas na jazdę i a i tak możemy pocałować klamkę. Jest noc, nie będzie korków, pojedziemy do Cairns. To pewniejsza opcja – starał się mówić pewnie, uznając że chociaż jedna osoba powinna zachować względny spokój. I nie był to wynik zdrowego rozsądku, bo Luke’a takiego nie posiadał, ale po prostu instynktownie czuł, że Cairns było tą właśnie pewniejszą opcją.
– To teraz przed każdą rozmową nasiusiam do kubeczka i przedstawię ci wynik testu na obecność dragów, żebyś mogła poczuć się bezpieczna – zakładając, że wynik byłby negatywny heh. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Cami straciła do niego zaufanie. Sam sobie nie ufał… Ale jednego był pewien, że czegokolwiek wtedy nie palnął, nigdy nie miał zamiaru zrealizować swojej groźby. Nienawidził siebie za te słowa.
– Och kurwa, poczekaj z tym feng shui aż wrócimy – odpysknął, bo co mu teraz tu truła o właściwym miejscu na kluczyki. Ubrania teoretycznie powinny wisieć w szafie, a jego wszystkie leżały na podłodze i wszyscy wciąż żyli!!
– Nie wiem, po prostu… odsypiałem ostatnie dni, okej – odparł spuszczając głowę. – No i chuj, teraz jest gorzej, to jedziemy do weta. Nikt nie jeździ do weta bo pies się zakrztusił kłaczkiem – no akurat on kiedyś pojechał z tego powodu, ale jak dostał rachunek za przegląd zwierzaka, to dopiero wtedy uznał, że trochę przesadził i niepotrzebnie spanikował. – Dobra, idziemy – rzucił chwytając kluczyki, otworzył drzwi Cami i pieskowi, po czym szybko zbiegli do auta.

U weta

Droga do Cairns przebiegła faktycznie szybko i bez żadnych niespodzianek. Przynajmniej w tym jednym Luke nie zawiódł ani Cami, ani Harry’ego. Kiedy dojechali do kliniki wytłumaczyli wetowi (pewnie trochę się przekrzykując), co dolega pieskowi. Weterynarz natychmiast rozpoczął badanie psiaka pytając, co takiego mógł zjeść Harry, że tak mocno się zatruł. Luke’owi przyszła do głowy jedna odpowiedź… ale nie wypowiedział jej na głos, zerkając porozumiewawczo na Cami. I czuł w tym momencie, jak serce podchodzi mu do gardła. Ale nie powiedział tego na głos, nie był w stanie powiedzieć, że bał się, że Harry wylizał jakieś resztki koksu walające się po chacie.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Tak w teorii było… i w teorii dobrze brzmiało. W praktyce, kiedy jest się jak Cami i rozpierdala się absolutnie wszystko w swoim życiu, potem człowiek już po prostu nie ma siły być odpowiedzialnym za kolejną katastrofę. I ostatecznie, skoro ciągle się wokół ciebie wali, czasem trudno jest zwalić winę na po prostu pecha do ludzi, których się przyciąga, a nie na siebie. A przecież tak to niestety jest, pokiereszowani i zamknięci w sobie uczuciowo ludzie przyciągali do siebie ludzi podobnie ograniczonych. Albo to wykorzystujących, bo przecież świat nie może być zbyt piękny i łatwy do życia, co nie.
No i cóż, jak widać Cami też wolała być teraz tutaj niż gdziekolwiek indziej. Tam gdzie już była lub gdzie jeszcze nie…
- A może spadł na niego fortepian jak szedł po bułki wczoraj rano, może więcej ubierania się, a mniej gdybania? - prychnęła, chociaż to ona przecież tutaj gadała jak katarynka, a nie on… no a przynajmniej w porównaniu z nią to o wiele mniej mówił, co nie.
- Fantastycznie, kupię ci inny kolor na każdy dzień tygodnia - no nie wiadomo czy żartowała, czy nie.. ale wątpiła, że Luke by coś takiego serio proponował. I ich historia zatoczyłaby dziwny krąg, od mieszkania do ruchania aż do sikania… no są lepsze rymy do sonetów. No i wywróciła oczami - jak się nie pospieszysz to następnym razem znajdziesz kluczki w bardzo bezpiecznym miejscu, po feng shui w moim wydaniu - ostrzegła go, bo oczywiście musiała mieć ostatnie słowo.
- Ehe jasne, rusz dupę - no skwitowała i faktycznie w końcu udało im się wyjść! Cami nawet nie zawiązała swoich butów, ale nie przeszkadzało jej to w biegnięciu po schodach z psem, a potem do auta.


WET TIME


W drodze Cami trochę się bała odzywać, po prostu miziając psa za uchem i próbując uspokoić zarówno siebie, jak i jego. Czasem kontrolnie zerkała na Luke’a, żeby się upewnić, że wszystko z nim okej, że nie wygląda jakby miał zjazd albo wzlot na dragach… ale jak tylko widziała, że robił ruch w jej stronę, szybko uciekała wzrokiem. Teraz, kiedy był wyrwany ze snu doskonale widziała jak bardzo zmarkotniał. I bolało ją od tego serducho.
- Nie wiemy, jest osowiały, właściwie mogło się zdarzyć wszystko na spacerze lub w domu… lepiej jak pan zrobi pełny panel badań - poleciła, zaciskając usta w cienką linię i głaszcząc dalej psa. A potem trzymali go razem do pobierania krwi… więc Cami ustawiła swoją rękę bardzo blisko jego ręki, pozwalając żeby ich dłonie się stykały przez ten moment. - Ciii mały, już już, zaraz będzie koniec, już dobrze, jesteśmy tu… nic się nie martw, wszystko będzie dobrze - mówiła mu cicho, bardzo ciepłym głosem, pochylając się i całując go w główkę jeszcze do kompletu.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Już nie miał siły z nią dyskutować, więc jedynie w ciszy wywracał oczami. Grunt, że nie kłócili się teraz gdzie jadą, bo czas naglił, to nie czas na kółko dyskusyjne! Ani na wybierania odpowiednich spodni heh, ale to tam takie, szczegóły! Na jej słowa o kluczykach rzucił coś pewnie, że on też jej urządzi feng shui jak będzie trzeba, o taki pocisk godny prawdziwego, dorosłego mężczyzny. No i co no, znaleźli się u weta, nie ma co przedłużać!

U weta


Czuł się dziwnie podczas jazdy. Czuł się obserwowany przez Cami i nie wiedział do końca, co kryło się za tymi spojrzeniami i czy powinien jakoś to skomentować… Spędzili w drodze, tam w Europie, masę godzin w podróży i kiedy zapadała między nimi cisza, nigdy nie była dla niego krępująca. A teraz miał wrażenie, że zawisło nad nimi jakieś napięcie, które można było śmiało kroić nożem. Jakby w powietrzu wisiała jakaś rozmowa, ale jednocześnie oboje bali się wypowiedzieć choćby słowo, żeby znowu nie doprowadzić do wybuchu wielkiej kłótni.
Przytaknął głową, kiedy Cami nakazała zrobić wszystkie badania. W tym momencie nie liczyła się kasa i to, że miał ją odłożoną na dragi. Liczyło się tylko zdrowie pieska. Luke nie tylko nie zabrał dłoni, kiedy Cami przyłożyła do niej swoją. Bardzo delikatnie, niemal niezauważalnym ruchem lekko ułożył swoje palce na jej dłoni, nie podnosząc jednak wzroku. Tak jakby nie chciał przyznać się że zrobił ten gest całkiem świadomie. Dopiero po chwili odważył się podnieść na nią wzrok. Widział, jak wiele kosztowało ją to, że widziała swoje dziecko w takim stanie… i że prawdopodobnie była to jego wina. Patrzył z czułością, jak pochyla się nad Harry’m, jak zapewnia go, że wszystko będzie dobrze i czuł, że serce mu się kraje na ten widok. W końcu weterynarz stwierdził, że podłączy teraz pieska pod kroplówkę, więc to dobry moment, żeby i sami chwilę odpoczęli, bo trochę to potrwa. Oczywiście nie chcieli opuszczać psiaka, dlatego lekarz pozwolił im zostać w tym samym pomieszczeniu, a sam na chwilę wyszedł, żeby przy swoim biurku rozpisać im całe dalsze postępowanie.
Luke stał teraz również pochylony nad pieskiem, po drugiej stronie stołu. Głaskał go z czułością, czując się teraz, jakby uciskało mu wszystkie wnętrzności. – Cami? – odezwał się po dłuższej chwili. – Jeśli chcesz, możesz się chwilę zdrzemnąć, będę przy nim czuwał. Obudzę cię, kiedy Harry też się przebudzi – zaproponował, po czym wyprostował się i przez dłuższą chwilę patrzył w otępieniu na śpiącego, wymordowanego pieska podłączonego do kroplówki. Był to przerażający widok. Mała psinka podłączona do aparatury, która była dwa razy większa od niego. – To moja wina – wyszeptał po chwili, wciąż patrząc tępo na Harry’ego.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Teraz między nimi były zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, zbyt wiele urazów bez wyjaśnienia, zbyt wiele złości i za mało słów, które mogłyby ją jakoś ukoić. Ale tak, wiele zmieniło się od czasu, kiedy w tym samym składzie ruszyli w drogę i… ciężko powiedzieć czy był do tego jakikolwiek powrót. Między nimi było już po prostu inaczej i kto wie, co z tego wyjdzie… ale teraz to nie było istotne. Liczył się tylko Harry i jego zdrowie. Dłoń Luke’a była dla niej bardzo kojąca, chociaż starała się nie zareagować na dotyk jego palców. Przez sekundę mógł wyczuć lekkie drżenie jej dłoni, ale nie dała po sobie w jakikolwiek inny sposób poznać, że jego bliskość i… czułość jakoś na nią wpływa. Dlatego skupiła się na weterynarzu i piesku, nawet jej łezka uciekła gdzieś tam, kiedy widziała jak kroplówka zostaje podłączona do jego małej, słodkiej łapki. Dopiero po chwili podniosła wzrok, słysząc jak wypowiada jej imię i spojrzała mu w oczy. - Nie,nie chcę - odpowiedziała, pewna że i tak by nie zasnęła. Ani by nie chciała. Znów pogłaskała po głowie, a kiedy Luke znowu się odezwał, na moment odsunęła się od stołu, kładąc obie dłonie na swoje skronie. - Przestań. Nic nie wiemy, nie chcę słuchać twojego użalania się nad sobą - odpowiedziała sucho, bo i ona miała wizje, że mogła coś spierdolić. Jak wywalała prochy, czy na pewno wywaliła wszystko? Czy rozsypała gdzieś koks? Czy gdyby jednak posprzątała po imprezie, zamiast zostawić syf Luke’owi do ogarnięcia, mogliby tego uniknąć? No miała kiepskie scenariusze. Opuściła dłonie i odwróciła żeby coś powiedzieć do Luke;a… ale akurat wtedy lekarz wstał i powiedział, że zabierze małego na panel badań, a oni mogą tu poczekać. Więc Cami znów dała mu całusa w czoło na szczęście, Harry’emu oczywiście i odprowadziła go wzrokiem, robiąc kilka kroków, niby przypadkiem, w stronę Winfielda. A kiedy lekarz z nim wyszedł, oparła się ramieniem o jego ramię. Zakładała ręce na piersi, więc to wciąż była pozycja częściowo obronna, ale pozwoliła sobie tak po prostu oprzeć się na nim, przez kilka chwil jeszcze szukając z nim kontaktu fizycznego. Unikała za to jego wzroku, za bardzo się bojąc sprawdzić jak na to zareagował.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Kiedy poczuł pod palcami drżenie jej dłoni, uświadomił sobie jak cholernie tęsknił za tą bliskością. I nie chodziło o seks, ale spędzili przecież tyle nocy wtulając się w siebie, że ta intymność stała się dla niego czymś naturalnym. I ten dotyk mimo, że stanowił namiastkę tego, co mieli wcześniej, sprawił że poczuł przyspieszone bicie serca. Przez chwilę miał nawet ochotę pójść o krok dalej i zetrzeć jej łzę spływającą po policzku, ale nie był pewien, jak zareagowałaby Cami… i jak on by zareagował. Miał ją znienawidzić, przecież tak powinno mu być łatwiej. Ale coraz częściej spod tej maski przedostawało się coraz więcej wspomnieć, coraz więcej myśli które sprawiały, że coraz ciężej było mu ukrywać to, co wciąż do niej czuł.
– Cam, jeśli to to o czym oboje myślimy, to powinniśmy mu powiedzieć. Może dzięki temu od razu da mu jakieś kierunkowe leczenie… – stwierdził kręcąc przecząco głową mimo tego, że kazał mu milczeć. Nie miał wątpliwości, że Harry trafił tu przez niego. Cami sama przecież widziała, że w pokoju miał jeden wielki burdel, piesek mógł wyciągnąć coś z kieszeni jego spodni czy bluzy. Może nie domknął którejś z szafek, w której trzymał zapasy. Może, może, może… Miał w tym momencie milion myśli, a to że lekarz zabrał Harry’ego, przez co nie mogli dalej przy nim czuwać, tylko pogarszało sytuację.
Kiedy zrobiła w jego stronę kilka kroków i oparła się o niego, początkowo nie wiedział, jak zareagował. Dlatego przez chwilę stali oparci o siebie, oboje z założonymi rękami, obserwując drzwi, za którymi zniknął lekarz z pieskiem. Po dłuższej chwili odważył się obrócić głowę w jej kierunku, przyglądając się jej twarzy w milczeniu. Zanim zdążył zastanowić się nad tym, co robi, jego ramię już ją obejmowało, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej, jednocześnie opierając policzek o czubek jej głowy.
– Nie zapominaj, że to bardzo dzielny i silny piesek. Przeżył z nami porwanie, mrozy, noclegi z stodole, więc i z tego się wygrzebie. Zobaczysz – powiedział cicho, ale pewnie – choć sam przecież nie wiedział, jak to wszystko się zakończy. Ale czuł, że Cami potrzebowała usłyszeć coś krzepiącego. – Pamiętasz, jak spał w czapce uszatce? Było w chuj zimno, a on nawet na chwilę nie przestawał się do nas głupawo szczerzyć – nawet roześmiał się delikatnie na to wspomnienie.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Oczywiście, że jej też tego brakowało. Ale przecież taki miała styl bycia, pokazywała, że wcale a wcale tego nie potrzebuje. Tak samo jak wtedy w nocy, kiedy odpłynął po prochach, wcale nie chciała go głaskać także dla siebie. Tylko wtedy, kiedy nie mógł tej chwili czułości i tęsknoty zapamiętać, co jak wiadomo, no nie do końca jej ostatecznie wyszło… ale się starała, okej. Bardzo się starała trzymać maskę przy Luku, ale jak widać, maska zaczęła pękać już chwile po jej powrocie i coraz więcej emocji po prostu spod niej uciekało. Nawet nie umiała się już tak dobrze chować za złością na niego, co było widać nawet teraz.
- A co jeśli nie? Ty pójdziesz siedzieć, a jemu to i tak nie pomoże. Robią pełny panel badań, jeśli to… cokolwiek to jest, wyjdzie w badaniach - skinęła lekko głową - nawet nie wiemy jak pies by reagował na… cokolwiek w tym stylu - odpowiedziała cicho i pokręciła głową. - A jeśli to coś innego to tylko lekarz skupi się na tym, na czym nie powinien i jeszcze bardziej opóźni kierunkowe leczenie - dodała, bo przecież to miało sens. Chyba. Sama nie wiedziała jak by zareagowała gdyby to z jej winy coś mu się mogło stać. No byłoby to cholernie ciężkie, więc dopóki nie znali faktów, nie chciała pozwolić żeby Luke brał na siebie całą odpowiedzialność.
A teraz nie mogli nic więcej zrobić, musieli czekać. Prześwietlenie, ekg, usg, wszystko zajmowało sporo czasu, zwłaszcza u takiego małego pieska. Nie mówiąc o analizie wyników i postawieniu diagnozy… i czekaniu na wyniki krwi i moczu, chociaż nawet nie wiem ile w świecie psim coś takiego trwa.
Czuła, że na nią patrzy, ale wciąż nie miała odwagi na niego spojrzeć. Kiedy jego dłoń zaczęła sunąć w stronę jej drugiego ramienia, przez moment spodziewała się, że ją odepchnie, dlatego nieco zesztywniała. Ale czując go bliżej, jego policzek na swojej głowie, znów mimowolnie zadrżała od jego dotyku i bliskości, a serce tym razem przyspieszyło rytm swojego bicia wcale nie ze strachu.
- No właśnie, tyle już przeszedł. A jest taki drobny i niewielki… - odpowiedziała cicho, bo nie za bardzo ufała teraz, czy jej głos się nie złamie i nie rozryczy się jak dziecko. - Wciąż mam tę czapkę, to było jego ulubione posłanie - odpowiedziała cicho, przez moment słuchając jego śmiechu. Odzwyczaiła się od tego. I od bycia tak blisko. Dlatego po chwili wahania przesunęła się subtelnie, tak żeby schować twarz w zgięciu jego szyi, lekko muskając nosem jego skórę. Zamknęła na chwilę oczy. - Nic mu nie będzie, to na pewno nic poważnego… - wyszeptała cicho, starając się panować nad swoim przyśpieszonym oddechem. Wizja, że coś może pójść nie tak, znów ją spychała na granice starego i niezbyt dobrego… ataku paniki.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke z czasem miał coraz więcej żywych wspomnień z tamtej nocy, kiedy Cami była obok i okazywała mu tyle ciepłych gestów. Dlatego w jego zaprogramowanym na nienawiść systemie pojawiało się tyle błędów. Jeszcze do niedawna nie widział nawet takie opcji, żeby ponownie wpuścić Cami do swojego życia, a teraz przyłapywał się na tym, że bolał go widok cierpienia nie tylko samego pieska, ale i jej cierpienie w tym momencie. I skłamałby mówiąc, że go to ni przerażało, bo przecież nie taki był jego cholerny plan.
– Na kokainę, Cami. Możesz wypowiedzieć to na głos – odparł, w sumie nie podejrzewając, że w klinice zamontowane były jakieś podsłuchy. Ale musiał to powiedzieć na głos, głównie po to, żeby sam zderzył się z tym faktem. Że jego dragi rozsiane po mieszkaniu mogły zabić ich dzieciaka. – Ale okej, może i masz rację. Logicznie to brzmi – przyznał po chwili rozmasowując sobie skronie. Uświadomił sobie, że był to dobry moment, żeby się na sobie powyżywać. Żeby zacząć na siebie krzyczeć, obrzucając się wzajemnie winą. Luke pewnie jeszcze kilkanaście miesięcy temu szukałby winnych w każdym, byle nie w sobie, a tymczasem dziś był gotów wziąć wszystko na klatę. I doceniał bardzo to, że Cami go w tej chwili nie jebała, bo chyba rozpadłby się tu na kawałki i nie byłoby co zbierać.
Za każdym ich gestem kryła się delikatność i niepewność, a mimo to Luke miał wrażenie, że ich ciała wręcz krzyczą. Coraz ciężej było mu powstrzymać również lekko przyspieszony oddech. Czuł się jak małolat, który pierwszy raz obejmował dziewczynę i kompletnie nie wiedział, jaki jest następny krok. I Luke nie wiedział, jak zachowa się Cami.
– Nie zapominaj, że swoje spędził też na śmietniku. To silny zawodnik wbrew jego gabarytom – przypomniał jej, no bo hej, życie na śmietniku było jak prawdziwa szkoła przetrwania. A do Harry’ego uśmiechnął się w końcu los w postaci Cami. – Serio? Może powinniśmy w takim razie zmienić mu na nią posłanie – uśmiechnął się mimowolnie, wiedząc że i tak byłoby to bez sensu, bo psiak i tak spał w łóżku – jego czy jej. Ale pomagała mu ta rozmowa i miał nadzieję, że pomagała również jej. A kiedy czuł na szyi jej dotyk, jej oddech, przymknął oczy po prostu delektując się tą chwilą. Jednym ramieniem objął ją jeszcze mocniej, a jego druga dłoń powędrowała najpierw w okolice jej karku, a następnie lekko ujął jej policzek, aż w końcu zahaczył o jej brodę, unosząc ją lekko do góry i niejako zmuszając ją do tego, żeby na niego spojrzała. – Obiecuję ci, że będzie dobrze. Mają tu dobry sprzęt, a nawet jeżeli nie będą w stanie mu pomóc, to znajdziemy takie miejsce, gdzie Harry wyzdrowieje – zapewnił ją. – Ale to nie będzie konieczne, zobaczysz, za chwilę lekarz przyjdzie że to nic groźnego i że Harry wraca z nami do domu. A w aucie wtuli się w ciebie i znowu będzie żebrał smaczki z tymi jego maślanymi oczami – mówiąc to uniósł lekko kącik ust, bo sam coraz bardziej zaczynał wierzyć w to, co mówił.
ODPOWIEDZ