weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Sytuacja wymykała się spod kontroli. Adam powoli przestawał tracić nad sobą panowanie i tylko zagryzany od wewnątrz policzek powstrzymywał go przed ryknięciem na całą grupę. Wiedział, że rola przyzwoitki to zły pomysł, a Samuel będzie odpłacał mu za te cierpienia przez następne lata. Dzieciaki, które nie były odpowiednio wychowane, nie będą słuchać się dorosłych. Viper była idealnym przykładem dziecięcej patologii oraz argumentem przeciw rozmnażaniu. Starszy Monroe najchętniej wsadziłby ją do jakiegoś worka i posadził na maszynie do podtapiania czarownic, co może oduczyłoby ją satanistycznej mowy. Jednak średniowieczne aktywności należało zostawić w przeszłości, bo dzisiejsza poprawność polityczna i bezstresowe wychowanie zamknęłyby Adama na długie lata więzienia.

Chaos powodował, że zaczął gubić dzieciaki między krzakami. Buchający ogień spowodował, że złapał najbliższe ramię i pociągnął w tył, chowając się za najbliższą, zieloną gęstwiną. Los chciał, że porwał za sobą Isaaca, co w pewien sposób gwarantowało prewencję przeciw większym obrażeniom już osłabionego nastolatka. Mężczyzna usiadł na ziemi, sadzając młodszego brata między swoimi nogami, opartego plecami o jego własną klatkę piersiową. Jedną rękę owinął wokół młodzieńczego pasa, a drugą dłonią zakrył mu usta na wszelki wypadek, gdyby miał zamiar cokolwiek krzyczeć.

— Słuchaj mnie uważnie, młody. To nie jest zabawa, ci ludzie nie zbierają cukierków — szepnął mu do ucha, starając się utrzymać spokojny, acz stanowczy ton. Z tej perspektywy nie widział reszty i martwił się o Viper oraz Caspera, którzy zostali pozostawieni samym sobie. Czy zostaną złapani? Zabici? Nie wiedział, ale zaczynał drżeć na samą myśl o najgorszym z możliwych scenariuszy.

— Wiem, że nie jesteś zbyt bystry, ale mam do ciebie ogromną prośbę. Posiedzisz w bezpiecznym miejscu i poczekasz, tak? A ja pójdę po naszą dwójkę sam. Tak będzie bezpieczniej, rozumiesz? — chcąc usłyszeć pełne potwierdzenie, odsunął rękę z twarzy Isaaca. — Rozumiesz? — powtórzył pytanie, gotów zostawić dzieciaka pomiędzy bezpiecznymi krzakami, w ich małej kryjówce. Musiał zaprowadzić całą trójkę do domu w całości, co obiecał Samuelowi jeszcze przed wyjściem. Mieli mieć obie ręce, obie nogi i co najważniejsze głowy, chociaż samo ich posiadanie niewiele młodym pomagało w myśleniu.


Isaac Monroe
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Poddawanie się nie leżało w gestii Viper Monroe. Skoro już dotarła na to niebywałe wydarzenie, musiała ze swojej obecności tutaj wycisnąć wszystko, co się dało. Nie było opcji, żeby tak zwyczajnie uznała, że już wystarczy, że dosyć, że zrobiło się niebezpiecznie - potrzebowała adrenaliny, a fakt, że to wszystko było takie tajemnicze, mistyczne i pewnie też trochę podejrzane, tylko ją nakręcał. Jasne, z chęcią poświęciłaby w ofierze swoich braci z bonusem pod postacią Caspra, bo nic tylko robili jej wstyd, ale chyba też odezwało się w niej to głupie poczucie odpowiedzialności, skoro pociągnęła Russo ze sobą i teraz jeszcze nakłaniała go do wzięcia razem ze sobą udziału w toczących się obrządkach. Czuła mimo wszystko, że zostawienie go tutaj samopas byłoby niemal tak samo katastrofalne w skutkach, jak w przypadku Isaaca - istniały w końcu liczne powody, czemu tych dwóch się ze sobą tak dobrze dogadywało. Matko, podczas takich refleksji zawsze przypominało jej się to iście śmiertelne zauroczenie sprzed kilkunastu miesięcy; brakowało tylko Winony Ryder na scenie.
Kiedy kątem oka - bo przecież się nie gapiła, broń boże - dostrzegła, że Casper zdecydował pozbyć się też bielizny, już nawet tego nie skomentowała, tylko przesunęła dłonią po twarzy w geście istnego załamania, dziękując losowi za to, że wybawił ją od tej nastoletniej burzy hormonów, uaktywnionych na zdecydowanie niewłaściwą osobę. Jasne, najpewniej każda osoba dla Viper byłaby niewłaściwa, ale Russo to był przecież istny ewenement. W końcu chłopak poradził sobie z tym przebraniem, a ona musiała jeszcze chwilę pooddychać, żeby jakoś powrócić do skupienia umysłu - bo rozkazanie Casprowi zmienienia ciuchów to tak naprawdę był dopiero początek nauk, które teraz miała zamiar wtłoczyć do jego małego jak fistaszek umysłu.
Już szykowała się do podjęcia dalszych instrukcji, kiedy ten spytał, jak idiota skończony, czy nie mogą uciec do domu. Przewróciła na to oczami, bo zwyczajnie ręce jej opadły.
- Zdurniałeś czy co? - rzuciła tylko i miała nadzieję, że to była wystarczająco wyczerpująca odpowiedź. Ona mu tutaj fundowała na koszt swojego honoru istnie spirytualne przeżycie, a ten się jeszcze będzie wykręcał? Zero jakiejkolwiek wdzięczności było w tym człowieku, no ale skoro to kumpel Isaaca, to można było się tego spodziewać. Isaac w końcu też nie był specjalnie wdzięczny, np. za to, że po tych wszystkich latach, grzebaniu w kredkach i zostawiania odcisków tłustych łap na biurku nie zamordowała go we śnie. Kiedy już otrząsnęła się z tego uderzenia casprowej głupoty, które wprawiło ją w chwilowe poirytowanie, powróciła myślą do p l a n u dołączenia do swoich braci i sióśtr w wierze.
- Dobra, teraz słuchaj - zainicjowała, wpatrując się w niego stanowczo i ze śmiertelną powagą. - Robisz dokładnie to co ja, jasne? Tylko może lepiej się nie odzywaj, bo nas spalisz - mówiła dalej, kątem oka zerkając znowu na zgromadzonych po okręgu wyznawców. - Po prostu idziesz za mną, tak? - No chyba nie miała wyjścia innego, niż rozłożyć te wskazówki na czynniki pierwsze i łopatologicznie, jak dziecku, je wyłożyć. - Ustawimy się w tym kole, tam, gdzie jest przerwa, widzisz? - upewniła się, że chłopak za nią nadążał i wskazała mu palcem konkretne miejsce. - I naśladujemy ich ruchy. Tu się kończy twoja rola. Nie przeszkadzasz mi, bo cię ze skóry obedrę, zanim zrobią to oni. A potem uciekniesz sobie do domu, tak? - No dobra, koniec już tego trzęsienia się jak nad jajkiem, chyba zrozumiał. A jeśli nie zrozumiał, to naprawdę nie było już dla niego żadnej nadziei.
Przewróciła oczami, tak dla zasady.
- Ubieraj maskę - nakazała, jednocześnie nakładając też swoją własną, a kiedy byli już gotowi, kiwnęła na niego dłonią i wysunęła się spomiędzy krzewów. Z każdym kolejnym krokiem w stronę wyznawców była absolutnie coraz bardziej zafascynowana i być może to właśnie było jej błędem, bo kiedy stanęła już w kręgu, niespecjalnie jakoś zwracała dalej uwagę na Caspra. Rozejrzała się szybko i zaraz dołączyła do wypowiadania tych słów, które zdążyła już zapamiętać, poruszając się wraz ze swoimi pobratymcami w jednym rytmie. Wiadomo, szybko się uczyła. O Russo najłatwiej było zwyczajnie nie myśleć.

Casper Russo Isaac Monroe adam monroe
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Odwrócił się dopiero, kiedy Viper się do niego odezwała, nawet jeżeli to wcale nie było miłe. W zasadzie trochę już znał ją i wiedział, że często mówi nieprzyjemne rzeczy, ale mimo wszystko wcale nie było fajnie tego słuchać. Nie miał jednak zamiaru jej odpowiadać też czegoś niemiłego, bo ogólnie nie był niemiły, ani tym bardziej mówić jej o swoich zranionych uczuciach, bo pewnie byłoby tylko jeszcze gorzej. Lepiej milczeć albo w ogóle zgadzać się z nią dla własnego dobra. Casper wbrew pozorom nie był wcale taki głupi, po prostu starał się robić dobrą minę do złej gry, aby nikogo nie urazić, nawet jeżeli robił to własnym kosztem. Ten mechanizm towarzyszył mu odkąd pamiętał. Zaczęło się może kiedy matka uciekła ze swoim chłopakiem, zostawiając go całkiem samego, a może jeszcze wcześniej, kiedy opuścił ich ojciec? Kto wie. Na pewno największym wyzwaniem było radzić sobie z odrzuceniem Isaaka, przynajmniej jeśli chodziło o jego romantyczne uczucie, na szczęście nie o samą przyjaźń. Gdyby chłopak całkowicie się od niego odwrócił, albo co gorsza umarł, to prawdopodobnie nie dałby dłużej rady jakoś sobie z tym radzić. Sam nie wiedział co by się wydarzyło, co by zrobił, i nawet nie chciał o tym myśleć i sobie tego wyobrażać, bo chyba już samo to wprowadziłoby go w jakąś depresję. Nie mógł sobie pozwolić na to, bo musiał się opiekować przyjacielem, żeby nic mu się nie stało. Szczególnie teraz, kiedy był w złym stanie. Szczególnie teraz, kiedy Casper chyba bardziej potrzebował go, niż on Caspera, bo Russo bał się, że znowu zostanie sam.

W ogóle gdzie był ten Isaac? Nastolatek zmarszczył brwi i rozejrzał się trochę niespokojnie, ale ton Viper ponownie sprowadził go na ziemię i skupił na niej całą swoją uwagę, co wcale nie było takie łatwe.

Robić, to co ty, iść za tobą, ustawić się w kole i robić to, co oni, czyli to, co ty też 一 podsumował na wydechu, wpatrując się w twarz Viper, obserwując jak wywraca oczami i ogóle okazuje mu swoje niezadowolenie i jak jest nim rozczarowana i na niego zła, że w ogóle jej przeszkadza we wszystkim. Może jednak powinien poszukać Isaaka? Czy nie będzie tylko kulą u nogi Viper? Czemu chciała, żeby z nią szedł tam? Poczuł tremę i przełknął ślinę, zaciskając palce na masce. W końcu założył ją, bo wtedy może zniknie w tłumie i Viper nawet się nie domyśli. Pewnie i tak nie chciała go oglądać, więc będzie zadowolona.

Dobrze, już idę za tobą 一 powiedział w końcu, kiedy ruszyli w stronę wiedźminów i ich kółka wzajemnej wieźminości. Stanął tam, gdzie mu kazała, po czym zaczął naśladować ruchy pozostałych osób. Na początku odrobinę niezdarnie, z mocno bijącym sercem, ale w końcu całkiem dobrze, bo nie były jakieś bardzo trudne i ciągle się powtarzały. Nawet w pewnym momencie się wczuł i dawał z siebie wszystko. Powtarzał też dziwne słowa. W pewnym momencie tak się zaangażował, że zaczął dodawać nowe elementy tego tańca, chociaż może nie powinien. Nowe kroki taneczne nie były chyba dobrym pomysłem, bo maska przesunęła się i zasłoniła mu widok, przez co opuścił wydzieloną mu strefę i zamiast grzecznie tańczyć w kółku, to wlazł w dynię, w której utknęła mu stopa. Krzyknął wystraszony, a po jego krzyku nastała cisza. Słyszał co prawda głos Viper przez chwilę, która chyba też bardzo się wczuła w wypowiedziane zaklęcie, ale i ona po chwili zamilkła. Usłyszał szelest i rozgniewane szepty, a potem ktoś uderzył go w twarz, psując maskę, której elementy rozcięły mu nos i policzek. Poczuł ból i strach, po czym automatycznie przewrócił się na ziemię i jednocześnie próbował wyciągnąć stopę z dyni i zdjąć z siebie maskę, przez którą kompletnie nic nie widział.


weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross
Odstawienie kulejącego Isaaca było kwestią paru ciężkich minut, podczas których tłumaczył bratu jak bardzo niepotrzebne jest jego kuśtykanie w momencie, gdy bliżej nieokreślona sekta odprawia rytuały na środku pola dyniowego, a jego kolega razem z siostrą zniknęli pośród krzaków. Usadowił dzieciaka bliżej festynu, na wszelki wypadek, gdyby poczuł się gorzej i potrzebował pomocy, a następnie wrócił poszukać kolejnej dwójki.
Samuel go zabije, na bank. Dlaczego on w ogóle zgodził się na rolę przyzwoitki? Upijanie się przy rytmach metalu lat osiemdziesiątych brzmiało bezpieczniej i bardziej komfortowo, bowiem jednoosobową libację uskuteczniał by w przytulnym, dalekim od satanizmu domu.
Przemierzał kolejne gęstwiny, z bezpiecznej odległości obserwując dalsze prowadzenie obrzędu na cześć Lucyfera czy innego Asmodeusa, bo znając życie wszystko zakończy się obrzydliwą orgią pośród niewinnej kukurydzy. Niestety nie zauważył śladów po Viper i tym drugim ułomnym, co zaczynało go martwić.
Wtem, usłyszał charakterystyczny dźwięk gniecionej dyni, a jego wzrok natychmiast powędrował do niezdarnego Wyznawcy, który później okazało się Casprem. Mężczyzna westchnął ciężko, domyślając się kto wpadł na genialny pomysł dołączenia do sekciarskiego obrzędu i przyglądał się rozwijanej sytuacji. Zniszczona maska, nastolatek na ziemi i... bezpodstawne, agresywne ciosy w twarz.
To spowodowało, że starszy Monroe praktycznie wybiegł ze swojej kryjówki i rzucił się na zakapturzoną postać, która śmiała podnieść rękę na dzieciaka. Zadał mu jeden, później drugi cios, a całą bijatykę przerwało donośne:
— Adamie!
Zbity z tropu zamarł, rzucając okładanego po gębie satanistę. Znali jego imię? Przerażająca wizja bycia obserwowanym oraz inwigilowanym przez okultystyczne grono spowodowała, że zbladł. Odsunął się o krok, chaotycznie przebiegając wzrokiem pomiędzy kolejnymi maskami, licząc na odnalezienie między tłumem Viper.
— Adamie, myślę że powinniśmy zakończyć tę farsę, dopóki nie zabijamy się jak zwierzęta — kontynuował spokojny, melodyjny głos, na co stary weteran kiwnął głową. Powoli wyjął z kieszeni paczkę papierosów, następnie zapalając jednego o świecę i złapał kolegę Isaaca za ubranie, pomagając mu wstać. Wyglądał okropnie z rozwalonym nosem, ale lepsze to niżeli powolna śmierć w męczarniach.
— Viper? Proszę, abyś odeszła razem z nimi — powiedział Lucyferianin, zwracając się ciałem do zamaskowanej dziewczyny. Wychodziło na to, że od samego początku wiedzieli. O wszystkim. Widzieli więcej niż powinni, a teraz wykorzystywali tę wiedzę przeciwko niewinnej grupie ludzi, którzy po zbieraniu cukierków zabłądzili w gęstwinie.

Casper Russo viper monroe
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Oczywiście, że Casper musiał wszystko diametralnie i widowiskowo zjebać. Jasne, mogła się tego spodziewać, ale najwyraźniej miała w sobie jeszcze jakieś zbędne, jak się okazało, resztki wiary w ludzkość, bo uznała, że Russo sprosta tak łatwemu zadaniu, jak zwyczajne naśladowanie otoczenia. Ona sama wciągnęła się w cały ten obrządek tak mocno, że przestała po krótkiej chwili zwracać na niego uwagę, ale to najwyraźniej było błędem, o czym przekonała się gorzko chwilę później. W czasie, kiedy Viper radziła sobie z każdym elementem rytuału tak, jak zwykła radzić sobie ze wszystkim, czyli zajebiście, Casper bowiem musiał okazać światu swoją pajacowatość i zwyczajnie wdepnąć w jedną z dyni, rozrzuconych dookoła. Sama jakoś od razu nie zwróciła na to uwagi, zbyt przejęta duchowym doświadczeniem, w którym brała właśnie udział, ale kiedy pośród zgromadzonych wokół wyznawców nastąpiło poruszenie, nie mogła udawać, że zwyczajnie nie dostrzega, że z Russo wylazł idiota.
Prewencyjnie odsunęła się odrobinę od całego tego zamieszania i już była gotowa zapierać się rękami i nogami przed tym, że miała cokolwiek do czynienia z tym kretynem, ale w tym momencie ktoś sprzedał Casprowi strzał w pysk (zasłużony) i ona sama na moment znieruchomiała. Co teraz? Miała zrzucić swoją przykrywkę? Pozwolić mu dać się zlać? Żadna z tych opcji jakoś specjalnie jej się nie podobała, bo przy drugim wariancie wiedziała dobrze, że to i tak ona będzie musiała zbierać chłopaka z ziemi. Na szczęście, zanim była zmuszona do bezpośredniego podjęcia jakichkolwiek działań, z krzaków wyskoczył nagle Adam - i musiała przyznać, że ten jeden raz nie była na niego aż tak zdenerwowana, jak zazwyczaj. Głównym adresatem jej złości wciąż pozostawał Casper, ale skoro już zaliczył bycie ofiarą fizycznej krzywdy ze strony jej pobratymców, musiała chyba przełknąć jakoś tę gorycz.
A potem, to w ogóle nastąpił jakiś cyrk na kółkach, bo starszy Monroe zamiast załatwić to jak, nie wiem, dorosła osoba jakaś, którą był podobno, zaczął napierdalać w jednego z wyznawców i Viper nie wiedziała już, komu właściwie powinna w tym pojedynku kibicować. To wszystko sprowadzało się do tego, że po chwili dłuższego zamurowania, podeszła do Caspra, żeby dość brutalnie pociągnąć go za ramię do góry, aby tak nie leżał jak skończona oferma, ale akurat była w trakcie podnoszenia Russo z ziemi, kiedy jakiś kretyn zaczął drzeć mordę na Adama, co zaszokowało ją do tego stopnia, że po prostu puściła chłopaka bez ostrzeżenia, więc jeśli nie miał odpowiedniej dozy refleksu, z pewnością ponownie opadł na ziemię. Z każdą chwilą rozumiała coraz mniej z tego, co się działo, a kiedy usłyszała personalne zwrócenie się do niej, poczuła, że znowu gniew uderza jej do głowy.
- Co za Viper? Nie znam żadnej... - zaczęła grać głupa, ale widząc znaczące spojrzenie tego człowieka, który zdecydował się zepsuć jej całą zabawę, warknęła tylko pod nosem jak dzika świnia, ściągając zaraz z furią maskę. - To wszystko jakiś głupi żart, a nie prawdziwy rytuał. Obrażacie bogów takim cyrkiem! - fuknęła rozzłoszczona, kopiąc zaraz jakąś dynię, która znalazła się w jej zasięgu. - A te maski i stroje, to w ogóle jakiś wymysł idiotyczny, nikt tak nie oddaje czci w Samhain, wszystko na opak rozumiecie, i ofiary żadnej sensownej nie macie, i w ogóle to ani przez chwilę mi się tu nie podobało! - zakończyła wywód, jeszcze bardziej sfrustrowana niż na samym jego początku i bez ani jednego więcej, zbędnego słowa, ruszyła z powrotem w te krzaki, w których chwilę wcześniej przesiadywała z Casprem, żeby zabrać z nich swoje rzeczy. Po chwili wzięła też łachy Russo, no niech mu będzie i bokiem, wzdłuż linii krzewów, posyłając zgromadzonym łypiące spojrzenie, skierowała się w kierunku, z którego przyszli, średnio zainteresowana czy reszta ferajny ruszy za nią.
Gdzie w ogóle był Isaac? Ten jak zwykle się włóczy gdzieś, jak akurat jest potrzebny, żeby się na kimś wyżyć.
[koniec]
Casper Russo adam monroe
ODPOWIEDZ