żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Claudia nie była w błędzie. Rzeczywiście to była idealna okazja do tego, żeby chłopak się czegoś nauczył. Z drugiej strony, Morgan myślała o tym, że co jeżeli był taką samą ofiarą co one? Tylko, że on miał trochę gorzej, bo był sam i myślał o nich jak o swoich znajomych?
-Nie tłumaczę jego toksyczności. – No teraz to Cece sobie poleciała ostro. Aż Morgan musiała się oburzyć. Wiedziała, że typ ma coś nie tak z garem, rzucał w nią wyzwiskami, o których długo będzie myślała, ale też jednak miała jakiś szacunek do ludzkiego życia. Nie chciałaby jutro w gazetach czy Internecie zobaczyć nagłówków, że jakiś chłopak został pozostawiony sam sobie w wykopanym dole. Jasne, wina byłaby po stronie jego znajomych, którzy go podpuścili (o ile ten scenariusz był prawdziwy). Z drugiej jednak strony, to Morgan i Cece byłyby ostatnimi, które widziały go żywe. No i ta stara kobieta. Ale Morgan nadal wierzyła, że to jakaś zjawa, która rozpłynie się razem z mgłą jak te do niej tylko podejdą. –Słyszę. Ale pewnie jest tylko zestresowany czy coś. – Dobra, to już było naprawdę debilne tłumaczenie typa, który jej grozi zamiast błagać o pomoc. Nie żeby potrzebowała jego błagania i żeby to cokolwiek zmieniło.
-Dobra. To rzeczywiście był idiotyczny pomysł. – Dopiero jak Cece powiedziała to na głos, to do Morgan dotarło, że rozdzielenie się byłoby najgorszą opcją. Tym bardziej, że Morgan pewnie poległaby pierwsza. Tak bardzo skupiłaby się na ratowaniu tego człowieka, że nie zauważałaby niebezpieczeństwa wokół siebie. –Okej. Dobra. Dobra. Zadzwonimy po straż i policję i po pogotowie. – Tak, to było sensowne rozwiązanie. Podeszłą nawet do tej dziury, żeby przekazać mu wiadomości. Chociaż pewnie sam słyszał, bo to nie tak, że cokolwiek byłoby w stanie zagłuszyć ich rozmowę. –Nie dam rady cię wyciągnąć, okej? Jak tylko odzyskamy zasięg to zadzwonimy po kogoś. Po straż i policję. – Poinformowała go o tym głośno i wyraźnie i w zamian dostała tylko kolejną wiązankę wyzwisk. Bardzo miło. Powoli się wycofała uznając, że gorzej już i tak nie będzie. Nie będzie mogła spać przez kilka nocy. No chyba, że po zadzwonieniu po policję rzeczywiście wyrzuty sumienia jej przejdą.
-Nie oddam jedynej broni jaką mam. – Dobra, była to niesamowicie marna broń, bo jednak tylko atrapa. Nawet nożem nie przecięłaby jabłka. Jasne, na upartego mogłaby kogoś tym ranić, ale raczej nie wchodziły tutaj w grę rany śmiertelne. I to nie tak, że też o takich ranach marzyła, okej? Po prostu bardziej zależało jej na tym, żeby wyjść stąd żywą niż żeby patrzeć jak chłopak wychodzi z grobu. Tym bardziej, że zadzwonią po kogoś kto mu pomoże.
Spojrzała w kierunku krzyża, o którym mówiła Cece. Dla Morgan nie była to ekscytująca wiadomość, bo ona nie chciała niczego nikomu udowadniać. –Okej. Po prostu weźmy ten krzyż i zgarnijmy babcię i spadajmy stąd. – Dla typa zadzwonią po pomoc. Ustalone. Podeszła do krzyża, który szarpała Claudia. Dołączyła do niej i wspólnymi siłami szarpały. W pewnym momencie Morgan poleciała do tyłu, wywaliła się na plecy trzymając w ręku krzyż. –O nie. – Podniosła się opierając na łokciach i zobaczyła, że nagrobek został zniszczony. Spora część odpadła zaraz po tym jak oderwał się krzyż. –Ja pierdole. – No gorzej na pewno nie mogłoby być.
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
Claudia nigdy nie była w błędzie. Taka jej cecha. Ona zawsze miała rację, nawet jak jej nie miała. W tym jednak wypadku była święcie przekonana, że tym co najwyżej zasłużył na splunięcie mu prosto w twarz. Oczywiście nie widziała tego, że gdyby sama nie była tak uparta to teraz byłyby w drodze do domu. To już nie było takie ważne. – To przestań go bronić – prychnęła. Słysząc te wszystkie wiązanki, które produkowal względem Morgan, to Cece rozumiała, że nawet splunąć, by na niego nie chciała, bo szkoda śliny. Jeżeli miałaby go wyciągnąć to tylko po to żeby go wrzucić do tej dziury z powrotem za to jak mówił do jej przyjaciółki. – Ty też jesteś zestresowana, a jakoś tak nie mówisz – wypunktowała i spojrzała na gościa w dole. – Oj zamknij się już typie – nie mogła się skupić na poważnym myśleniu, gdy tak tutaj rzucał kurwami. A nalezy wspomnieć, że przecież Cece nie należała do wybitnie delikatnych kobiet i zazwyczaj przekleństwa nie robiły na niej wrażenia. Teraz jednak wypowiadał się względem jej przyjaciółki i to już było za dużo.
Kiwnęła głową i spojrzała na telefon, ale niestety brakowało zasięgu więc no niestety na razie nie będą w stanie tego zrobić. Pewnie wystarczy wyjść poza cmentarz żeby odzyskać sygnał i wtedy poinformują odpowiednie służby. Nie będą musiały się tym same zajmować. – Boże co za kretyn – jęknąła słysząc jak dalej je wyzywa mimo tego, że postanowiły mu jakoś pomóc. Całe szczęście były coraz bliżej wygranej i Callaway była tym szczerze podeskcytowana. Nikt jej już nie będzie mówić, że jest tchórzem, bo nigdy nim nie była. – Dobra to bierzmy to i się zbieramy – no i zaczęły się szarpać z tym krzyżem, ktory w końcu odpadł i cóż... pomnik nieco się rozwalił. – Upsss – mruknęła patrząc to na pomnik to na Morgan. – Nic Ci nie jest? – Zapytała wyciągając do niej rękę żeby pomóc jej wstać. – Nic się takiego nie stało.. to i tak już jest stare, nikt się nie zorientuje – ona oczywiście nie myślała o jakiejś dziwnej klątwie, która może na nie spaść, bo po prostu w takie bzdury nie wierzyła. – Dobra bierz krzyż ja idę do babci – powiedziała i rzeczywiście powolnym krokiem podeszła do starszej kobiety. – Ekhem... dobry wieczór – zaczęła patrząc na nią, a później zerknęła ma grób, nad którym kobieta tak płakała. To co zobaczyła było obrzydliwe. Płyta była odsunięta, a z czarnej otchłani widać było kości, które chyba były dłonią. – Okej, okej... to już trochę starszne – mruknęła sama do siebie i pewnie powinna zawołać Morgan, ale wiedziała, że jej przyjaciółka zacznie jeszcze bardziej panikować. – Ej Morgan, pamiętasz jakie było nazwisko tej dziwnej rodziny, o której krążą miejskie legendy? – Zapytała przyjaciółki widząc napis na nagrobku, skądś to nazwisko kojarzyła, ale nie wiedziała dokładnie skąd. – Proszę Pani, może pójdzie pani z nami... – zwróciła się ponownie do kobiety robiąc kolejne kilka kroków w jej stronę.

morgan adler
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd - hannah - mei
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Dla własnego zdrowia psychicznego postanowiła się już nie odzywać. Nie broniła tego człowieka, ani go nie tłumaczyła. Miał na co zasłużył, bo jednak trochę jak krip je śledził, a teraz jeszcze wyzywał biedną Morgan. Adler miała jednak na uwadze to, że ten typ nadal był człowiekiem i po prostu nikt nie zasługiwał na to, żeby zostać pozostawionym w dole, na środku jakiegoś opuszczonego i przerażającego cmentarza. Żadna wymówka nie była jednak walidna dla pozostawienia go w tym dole. Morgan jednak postanowiła działać według zaleceń Cece. Trochę też obawiała się tego, że jak uwolniłaby tego typa z tego dołu, to ten by je zaatakował albo po prostu zabił czy coś. A Morgan była w na tyle nieciekawej sytuacji, że jej ciała prawdopodobnie nikt by nie szukał. Smutne.
- Każdy przechodzi stres na swój sposób. – Mruknęła cicho pod nosem, bo już nie chciała słuchać o tym jak tego typa broni. Po prostu próbowała się wczuć w jego sytuację. Ona nie chciałaby zostać uwięziona w takim dole. Umarłaby ze stresu, że zostanie pochowana żywcem w otwartym grobie.
- Nie. Chyba nie. – Zerknęła na swoje dłonie, a zwłaszcza na paznokcie, bo to właściwie jedyna rzecz, która mogłaby ucierpieć podczas szarpania tego krzyża. Upadła bardziej na plecak i ściółkę leśną, więc to nie zabolało. Paznokcie jednak były na szczęście całe, więc chwyciła dłoń Cece i z jej pomocą podniosła się. Otrzepała sobie tyłek i schyliła się po ułamany krzyż. Chociaż nie. Krzyż był cały to nagrobek był ułamany. Morgan również nie pomyślała o tym, że mogłaby spaść na nią jakaś klątwa. Już i tak miała tak posrane życie, że żadna klątwa nie zmieniłaby tego na gorsze. Zdjęła plecak i rozpięła go, żeby tam schować krzyż. Nie chciałaby zostać przyłapana z tym krzyżem w ręku. A w plecak jej raczej nikt nie zajrzy. Przynajmniej za jej życia, bo jak ktoś ją zabije to jej już bez różnicy. Przy okazji chowania krzyża ogarnęła, że ma w plecaku trochę batoników i cukierków. Przełożyła to do kieszeni munduru i uznała, że rzuci to chłopakowi w dole. Przynajmniej tyle będzie mogła dla niego zrobić.
- Co jest straszne? – Od razu uniosła wzrok i spojrzała w kierunku Cece. Obawiała się tego, że okazało się, że starsza kobieta nie ma twarzy czy coś. Albo po prostu oczu. – Mówisz o tej wietnamskiej rodzinie? – Podrapała się po skroni, zamknęła plecak, narzuciła go na ramiona i ruszyła w stronę Cece. – Nguyen czy coś. – Podeszła do przyjaciółki i spojrzała na nagrobek i widziała, że się nie myliła. Właśnie to nazwisko było na nagrobku. Wszystkie typowe australijskie nazwiska są w stylu Kowalskich, więc musiałam dodać jakieś z korzeniami, ok.
- Myślisz, że to ona? – Spojrzała na kobietę, która nadal zwodziła, ale tym razem nieco ciszej, chociaż nadal jakby błagała je o coś, albo rzucała klątwę, a one nie rozumiały. – Co to kurwa jest?! – Wrzasnęła wskazując na kości wystające spod płyty nadgrobnej.
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
- No to dobrze - kiwnęła głową, bo nie chciałaby żeby Morgan coś się stało. Może ich przyjaźń miała wzloty i upadki, ale teraz były na dobrej drodze żeby wszystko naprawić i Cece była przeszczęśliwa, że udawało im się dogadać i wszystko było tak jak dawniej. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jej brakowało spędzenia czasu z tą pocieszną duszyczką jaką była Adler. Miała niby inny charakter niż Claudia i była bardziej pozytywnie nastawiona do życia, a umiały się spotkać w tych krytycznych punktach, które przeważały o tym czy ludzie się ze sobą dogadują czy nie. Pomogła przyjaciółce wstać i spojrzała tez na tą babcię, która dalej sobie tam wyła, nic się u niej nie zmieniło, co akurat Cece przyjęła ze spokojem, bo to znaczyło, że nie leciała ich udusić czy coś. Tak więc było dobrze! Prawie.
- Myślisz, że wietnamskie rodziny są straszne? W sumie nie znam żadnej, ale to całkiem możliwe. - Skąd ona miała wiedzieć? Może były takie surowe i chłodne? Bez miłości, bez tulenia. Dla Cece to było coś dziwnego, bo ze swoimi rodzicami miała zajebisty kontakt i do tej pory często się do nich przytulała. Bo czemu nie? Byli jej rodzicami, nie wiadomo ile jeszcze czasu im wspólnie zostało. To jest w ogóle zabawne, bo akurat znam rodzinę o takim nazwisku i nawet nie są z Wietnamu. Ktoś tu kłamie, nie będe jednak wskazywać palcem. - Nie mam pojęcia, nie przyjrzałam się jej, nie wiem czy wygląda na Wietnamkę - może jak podejdzie bliżej to wtedy będzie wiedzieć więcej. Na razie jednak chciała zapomnieć o widoku tej obrzydliwej kości wystającej z grobu. Świadomie nie chciała tego pokazywać Morgan, ale cóż.. ta już sama zobaczyła. - Akurat tego nie chcę wiedzieć, wolę myśleć, że to jakaś gumowa zabawka okej? - Miała nadzieję, że Adler nie będzie chciała tego dotykać. - Dobra chyba musimy... - i tu przerwała bo usłyszała jakieś dziwne odgłosy, jakby nagle zostały otoczone. Czuła jak dziwny dreszcz przebiega jej wzdłuż kręgosłupa i aż się wzdrygnęła. Słyszała odgłos łamanych gałązek, po których jakby ktoś szedł... ale nie widziała nikogo. - Biorę babcię i zbieramy sie stąd - zarządziła i szybko podeszła do starszej kobiety, którą w końcu złapała pod rękę i próbowała odciągnąć ją od grobu. Całe szczęście babcia była na tyle słaba, że nie stawiała większego oporu.

morgan adler
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd - hannah - mei
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
W zrozumieniu pokiwała głową. – Dobrze, że tobie nic nie jest. – Dodała jeszcze i dla pewności zerknęła na nogę Cece, która jeszcze niedawno była utkwiona w ziemi. Claudia mogła zaprzeczać ile chciała, ale Morgan wiedziała, że to jakiś zombiak ją trzymał za tą nogę i nie puszczał. Morgan jednak nie miała zamiaru kręcić niepotrzebnej inby. Będzie po prostu obserwowała przyjaciółkę i upewniała się, że stan jej zdrowia nie pogorszy się drastycznie po śmiertelnym ugryzieniu zombie. Jak nie będzie w stanie ocenić tego na podstawie pogarszającego się stanu zdrowia, to po prostu w domu będzie udawała, że jest zainteresowana stopami Cece. Będzie to obrzydliwe, ale dla dobra sprawy będzie musiała się poświęcić. Robiłaby to wszystko dla Claudii. Nie chciała jej stracić ponownie. Straciła ją te parę lat temu i nie mogła sobie tego wybaczyć. Odzyskanie jej na nowo przyszło jej z wielką trudnością. Nie chciałaby przechodzić przez to jeszcze raz. Poza tym, w tym roku straciła już za dużo ludzi. Nie chciała tracić nikogo więcej. Miała więc zamiar trzymać się swojej przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia. Nie wiem czy znam jakąkolwiek wietnamską rodzinę. – Ona nawet nie znała tej, o której teraz rozmawiały. Słyszała o nich tylko same straszne historie. Jej ojciec kochał się z nich naśmiewać. Głównie dlatego, że jej ojciec był skończonym chujem, gwałcicielem i w dodatku zapewne rasistą. Reszta co słyszała o tej rodzinie to wszystkie straszne historie. Jak się upijali to właśnie tą rodziną się straszyli. A, że Morgan upijała się rzadko, bo była sportowcem, to tak naprawdę nie wiedziała wiele. No a co do samej idei rodziny nie chciała się wypowiadać, bo to o jej rodzinie powinny być jakieś lokalne legendy. Miała potwornych rodziców.
- Po prostu spierdalajmy stąd, okej? – Spojrzała z nadzieją na przyjaciółkę, bo teraz była prawie pewna tego, że Cece jest po jej stronie i będzie gotowa z nią uciekać. Nie było już odwrotu. Miały wszystko czego potrzebowały. – Okej. Sprawdzę. – Wyszeptała, bo naturalnie była odważna w momentach, które absolutnie na odwagę nie zasługiwały. Podniosła swoją broń i nachyliła się w stronę ręki, żeby delikatnie ją dziabnąć bagnetem i żeby się dowiedzieć czy ta ręką była prawdziwa czy nie. Na szczęście Morgan nigdy nie pozna prawdy na temat tej ręki. Była już coraz bliżej, ale zamarła w momencie, w którym usłyszała trzaskające gałązki. Nie byłoby to nic szokującego, bo jednak były w lesie, w którym żyły jakieś zwierzęta. Albo potwory. Teraz jednak było inaczej, bo odgłosy kroków nadchodziły z każdej możliwej strony. Morgan powoli się wycofała stając przy boku Callaway. – Claudia. Myślę, że to jest nasz moment. Myślę, że musimy uciekać. – Wyszeptała chwytając się kurczowo dłoni przyjaciółki. Morgan próbowała dostrzec cokolwiek co wydawało dźwięki. Mimo tego, że jej wzrok był przyzwyczajony do ciemności, nie widziała niczego. Bała się chwycić telefon i włączyć latarkę. Bała się, że może coś dostrzec. – Bierz babcię i uciekajcie. Zaraz do was dołączę. – Teraz zebrało jej się na heroizm. Szybkim ruchem rzuciła się w stronę dołu, w którym nadal był chłopak. Próbowała sięgnąć jego ręki, żeby mu pomóc, ale niestety miała za krótkie ręce, a on był za niski. – Zadzwonimy po pomoc. – Oznajmiła i przypomniało jej się o słodyczach w kieszeni, więc sięgnęła po nie i rzuciła mu je do dołu. Jeszcze rzuciła jakieś błagalne przeprosiny i wstała, żeby dołączyć do Cece i starszej kobiety. – Szybciej. Schneller, schneller. – Rzuciła nawet po niemiecku, bo uznała, że jeżeli kobieta ma wietnamskie korzenie, to z pewnością mówi po niemiecku. Była to niesamowita głupota, ale nikt nie powiedział, że Morgan świetnie funkcjonowała pod presją. Morgan była tak zdesperowana i chętna do tego, żeby biec, że złapała staruszkę pod drugie ramie i zaczęła ją prawie unosić sugerując wzrokiem przyjaciółce, że ta powinna zrobić to samo. Chciała jak najszybciej oddalić się od tych dziwnych głosów.
Morgan miała wrażenie, że szły godzinami. W końcu jednak dotarły do obrzeży lasu skąd mogły zadzwonić po karetkę. Poczekały kilka minut i oddały starszą kobietę w ręce specjalistów. Po krótce też wyjaśniły też skąd się ta kobieta wzięła. Dały nawet swoje numery kontaktowe w razie, gdyby ktoś miał więcej pytań. Chłopaka w dole nie zgłosiły uznając, że za chwilę zgłoszą kolejny, anonimowy donos. Żadna z nich nie chciała wracać do lasu, a już na pewno Morgan nie chciała mieć żadnej konfrontacji z chłopakiem, który ciągle ją wyzywał.
Po gorącej dyskusji, uznały też, że wrócą na ognisko, żeby oddać krzyż, który zdobyły, a który miał udowodnić ich odwagę. Po dotarciu na ognisko Morgan rzuciła krzyżem w grupkę bawiących się ludzi, którzy zmusili je do tej całej wyprawy. Nie odezwała się do nich słowem. Nie chciała im niczego udowadniać przez cały wieczór. Wychodząc z ogniska poprosiły o telefon jednego z imprezowiczów i wtedy anonimowo zgłosiły informację o chłopaku, który utknął w dole.
Po wszystkim dziewczyny zamówiły najdroższego w tym roku Ubera i bezpiecznie wróciły do domu. Nie odzywały się do siebie przez całą drogę mając nadzieję, że wydarzenia tego wieczoru były tylko i wyłącznie wytworem ich wyobraźni. Albo, że po prostu ktoś im podał jakieś ecstasy, które je zmiotło z planszy.
/ztx2
ODPOWIEDZ