i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Drzewa zmieniły się tamtego poranka, z bladych i łysych nabrały puchatych barw zieleni, właśnie po tej jednej pełnej wiosennych słów nocy. Myślisz pewnie, że to twoja zasługa — cóż, i ja tak myślę. Kłamiesz? Kłamię. Pamiętasz? Pamiętam. Wierzysz? Bo ja wierzę. Wierzyłem zawsze.

Patrzysz na mnie, wyciągasz rękę i dotykasz mojego policzka. — To minie, słuchaj, zawsze mija — nie chcesz, żeby mijało, ja też nie. Naprawdę chciałbym cię kochać, ty chyba mnie trochę też. Kłamiesz? Kłamię. Pamiętasz? Pamiętam. Wierzysz? Bo ja wierzę, zawsze wierzyłem.

Niebo w moich oczach zawsze jest przecież bladoszare, spięte agrafką cienkich i mało popisowych piorunów, ale tej jednej chwili zdaje się pąsowieć nadchodzącą błyskawicą. Naiwna, nużąco zachowawcza, nieprzekonująca, b a n a l n a. Wytłuszczone atramentem inwektywy, odbite dłońmi krytyków wprawiają mnie w co najmniej nieszampański nastrój. — Jest… nieco akademicka, ale nie w złym znaczeniu. Poprawna, naprawdę nie ma się do czego przyczepić, tesoro mio. Mi się podoba — cyzelujesz ze stempelkiem finezyjnego całusa odbitego na moich ustach. Kłamiesz, kłamiemy, coraz mniej pamiętasz, pamiętamy, nie wierzysz; mi i sobie, a ja z całych sił próbuję uwierzyć.

Podnosisz z podłogi szkło zaparowanej karafki, do której zeszłej nocy ktoś kunsztownie dolał wody z plasterkami cytryny, nie wiedząc jeszcze, że rano słońce zabierze kilka łyków. — Twoi rodzice nie przyjechali — chmurzysz się. — Bardzo przepraszali. Powiedzieli, że pokryją resztę kosztów i doślą nam dzisiaj do hotelu prezent ślubny — odpieram obojętnie, choć wtedy jeszcze staram się udawać, że w tej naszej miłości nie ma nic obojętnego. Kłamię, kłamałem. Pamiętam i pamiętałem, ale już nie wierzę.


Umykając z nieobłaskawianego świata A, zanikał w świecie zgubnego Z i uwierzył, że to w jego ciele skrywała się cała galaktyka.

Trzymał ją w wąsko zaciśniętych ustach podczas wwiercającego się w żołądek biegu. Gwiazdy, jak zwykle dalekie i przypatrujące się z nonszalancką pół-uwagą, pół-lekceważeniem, błyszczały zbiorami niewypowiedzianych prawd, a ich pyłem przykryły się nieuwydatnione grymasem emocje. Na koniuszku wysuszonego języka lepiły się planety głosek, już wkrótce mających się wydostać, a między zębami spadały asteroidy, smakujące jak słoność topionego masła z nutą metalicznych mdłości.

Naczynia krwionośne pękały brzękiem tłuczonego szkła w jego płucach; tych zamykających w sobie palące ciepło powietrza, ciężar stawianych prędko i z nieuwagą kroków. Icarus biegł tak szybko, jakby nigdy już nie miał się zatrzymać. Biegł tak szybko, jakby miał zgubić nogi (krótki powrót do dzieciństwa). Kolejny wdech przyniósł świeższą dawkę posmaku krwi rozwodnionej w ustach; wydech przyniósł ulgę. U c i e k ł.

— Tutaj cię nie znajdzie — obcy głos rozlał się gładkim i miękkim jak najdroższy aksamit tonem. Icarus wiedział już, że to tego tembru poszukiwał w tłumie; nie wiedział tylko, od jak dawna.

Wszystko wokół pogrążone było w karmelowym półmroku, jakby to stąd cały świat czerpał ciepło; jakby to rozgrzewało się w ciemności — tylko on jeden jaśniał. Jego złote włosy o pierzastej lekkości, równie złote tęczówki i (dałby słowo) pokryta brokatową warstwą farby olejnej skóra. Jakby uśmiechali się do niego wszyscy bogowie.

Apollo nie tylko sprawował władzę nad słońcem;
Apollo b y ł słońcem.



Przerywa. Zaczerwienione wstydem policzki umykają w parnym audytorium artystycznej dzielnicy zaśnieżonego Bristolu, roztapiającego woskowe kontury sylwetek w płomieniach ceglanego kominka. Wpatrują się w niego setki par oczu, a tych o długich, podkreślonych ciemnym tuszem rzęsach ktoś dołożył w znacznie większych proporcjach, niż tych o cienkich i niewyczesanych, męskich. To pierwszy zaskakujący niuans, który zauważa jasnowłosy mężczyzna o donkiszotowskim wzroście, krążący po rozległym, choć niewysokim podeście w niesymetrycznym okręgu. Drugim jest fakt, że nie tylko ktoś sięgnął po jego wydaną przed trzema latami powieść, ale że pochłonięto ją do końca, z zapartym tchem i — tak jak teraz — zapłonionymi z zachwytu rumieńcami (może dlatego nikt nie zauważa tych jego, choć wykwitłych z całkiem innego powodu). Unosi dłoń o rozpostartych palcach i burzy nią misternie wystylizowaną w malutkie skręty blond czuprynę. Agentka siedząca w pierwszym rzędzie marszczy gniewnie nos.
Zawsze czyta na stojąco, czy raczej; błądząc w przypadkowym rytmie po tym, co akurat znajdzie pod nogami — to taki nawyk z młodości, z którego nikomu nie chce się tłumaczyć. Niektórzy snują domysły o kruchej sytuacji finansowej, pewnych ograniczeniach, odrabianiem pracy domowej na kolanach — nie na biurku, bo tego po prostu nie było; ale zapisana w nazwisku Beinfield dostojność nie pozwala na braki: w wyposażeniu domu, w wykształceniu, w majątku ani nawet w miłości. Hercules czyta błądząc i błądzi czytając, bo inaczej nie umie.
Teraz chyba czas na pytania oznajmia, zamiast kontynuować swój odczyt (dzięki Bogom). Rozciąga usta w miłym, dobrodusznym uśmiechu, który zdążył zużyć się przez tysiące jednakowych, powtarzanych systematycznie reklamowych uprzejmości. Pytają o Ikara (kim się inspirował? Nikim. Znów kłamie), pytają o Apollo (wzorował go na samym sobie, dlaczego? Nerwowy śmiech, wymijające odpowiedzi), pytają o Hermesa i Perseusza, o zrozpaczonego po utracie Eurydiki Orfeusza, odnajdującego pocieszenie w męskich ramionach, pytają o rozwikłanie pogłosek krążących wokół najnowszej książki, mającej skupiać się na Herculesie i Abderusie (ukróca plotki słowem kłamstwo), pytają o ekranizację powieści, którą dzisiaj odczytał, pytają o aktorów i reżysera (wystąpi sam? Powinien. Daje wskazówki na planie? Niech o to zadba), pytają o małżeństwo Herculesa (czy jednak Ikar wzorowany jest na nim? Nie, boleśnie nie mają nic wspólnego), pytają o wtórność cech przemycanych w różne imiona i różnych bohaterów, ale dotyczących jakby jednej osoby (nie zauważył, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo), nikt jednak nie pyta o najważniejsze. Nikt nie zastanawia się nad archeologiczną ścieżką, z której zstąpił. Nikt nie pyta o pierwszą książkę okazującą się klęską i powód, dla którego następna odniosła sukces. Nikt nie podważa autentyczności mężczyzny o pięknym uśmiechu i niebieskich jak chabry tęczówkach.
Hercules piszący romanse z greckiej mitologii? To się sprzeda, kochanie zaświergotała niegdyś Laura z wydawnictwa, kobieta o ostrym nosie, żelaznych zasadach i bezpośrednim usposobieniu. Do dzisiaj jest w niej coś drapieżnego; naleciałości hydry lernejskiej, jej potęga, gwałtowność i umiejetność obracania strat w trzykrotność zemsty. Mam zamiar wydać twoją książkę, cukiereczku, możemy darować sobie maniery dodała przed konkretami wtapiającymi sylwetkę ciasno w fotel. Zrobimy z ciebie kogoś więcej, niż byle pisarza — ktoś taki jak ty nie może być t y l k o pisarzem, rozumiesz? Homoseksualizm się teraz sprzedaje, nie tylko w książkach; mówisz, że zamierzasz wziąć ślub? Powinieneś go przyspieszyć. Twój narzeczony jest o ciemnej karnacji, tak? To świetnie, świetnie, poprawność polityczna zamknie usta wszystkim krytykom. Oczywiście w książkach też musisz ją utrzymać, kochany, co do tego w grę nie wchodzi żadna dyskusja. Zadbamy o twoje konta internetowe, o twoją aparycję, poprawimy kolor włosów, będziesz przeklętą ikoną queerowego pokolenia. I wtedy właśnie narodził się Hercules; zdobywca wielu niezasłużonych (swoim przecież obiektywnym zdaniem) nagród, topowy autor dramatów o drastycznych zakończeniach, człowiek niemający nic do ukrycia, pisarz-celebryta, pisarz-kłamca, pisarz-grafoman, pisarz-nikt.
hercules „hesille” beinfield
26 — 12 — 1993
Weymouth, Dorset, UK
pisarz, mitolog
n/a
fluorite view
zamężny, homoseksualny
Środek transportu
Samochód x, y, z, łódź żaglowa czy jacht motorowy, śmieszne wyglądająca elektryczna hulajnoga albo pięknie świecący odcieniem słońca rower; a jednak bardziej ufa własnym nogom, nawet jeśli nie posiadają ubezpieczenia ani skrzącej srebrem renomowanej marki (może niedługo).

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak związku.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Jeśli naprawdę go szukasz, odnajdziesz go przecież zawsze. To jego wygładzona w programie graficznym, świeża i wypoczęta twarz uśmiecha się do ciebie zza księgarnianej witryny. On zagląda ci między strony czytanej akurat książki, pstrokatymi, ozdobnymi literami i promiennym uśmiechem z papierowej zakładki zachęcając do zakupienia swojej nowej powieści. On nieobecnie przypatruje się niby tobieniby gdzieś poza ciebie, z przypalającego spojówki światła ekranu twojego laptopa, w którym ktoś wyskrobał o nim kolejny mało ambitny, mało przemyślany i niekoniecznie „klikalny” artykuł.
Jeśli jednak pragniesz dowiedzieć się, gdzie jada w porze lunchu, powinieneś zajrzeć między dwunastą a pierwszą do lokalnej kawiarni Hungry Hearts, gdzie — jeśli tylko się do niego uśmiechniesz — zaprosi cię do swojego stolika wciśniętego w kąt lokalu, udekoruje swoim kaligraficznie naskrobanym podpisem serwetkę (jeśli pod ręką nie masz akurat niczego innego) i zapewni (jakby uważał tak naprawdę) że miło było cię poznać. A gdybyś chciał ponarzekać z nim na wiecznie piękną, wiecznie słoneczną pogodę (okropieństwo, prawda?), zrobisz to na cichej alejce Fluorite View, gdzie od dwóch lat zajmuje rozległy budynek o beżowych ścianach i żółtych drzwiach frontowych, rankami biegając, popołudniami snując się wraz z upstrzonym w czarne kropki psem.
W teatrach, kinach, muzeach i operach (nie tylko w Queensland, ale na całym świecie) możesz poprosić go o wspólne zdjęcie między zachwytami nad właśnie obejrzanym dziełem. Na krzykliwych protestach walczących o równość i tolerancję uściśnie ci rękę, jeśli tylko dołączysz do domagającego się wysłuchania tłumu, na krętych drogach deszczowego lasu poprosi jednak, byś zostawił go w spokoju (chyba tylko tam czuje samotność w uwielbieniu).


Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Męża — to na pewno, ale raczej w formie wiadomości głosowej, a może krótkiego esemesa z prośbą o oddzwonienie, którą raczy się każdą zacięcie pracującą, wiecznie niedostępną osobę, wolny czas spędzającą w podróżach między placówką X a Y. Łatwiej jednak przyjdzie dostać się do siostry — nadmiernie troskliwej, zadającej zdecydowanie za dużo pytań, potrafiącej pojawić się w szpitalu w tak krótkim czasie, że nie zdążysz nawet dopić swojej kawy. Rodziców jednak nie zawiadamiaj (nawet jeśli ojciec-Australijczyk znajduje się pod ręką); chyba że o pogrzebie — w innym przypadku nie zawracać głowy.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, I'm open to anything!
hercules beinfield
Zane Phillips
fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
ODPOWIEDZ