właścicielka cukierni — Sugar Bakeshop
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, no damsel in distress, don't need to save me.
Once I start breathing fire, you can't tame me.
And you might think I'm weak without a sword but I'm stronger than I ever was before.
Urodziłam się w Lorne Bay z miesięcznym wyprzedzeniem, zaskakując tym samym moją matkę, która zupełnie nie spodziewała się takiego rozwoju sytuacji - może właśnie dlatego miejscem mojego urodzenia jest tylna kanapa wysłużonego forda, który notabene był autem sąsiada z farmy obok? Tak mi się pchało na świat, a może tak bardzo nie chciałam znaleźć się w szpitalu, że cała akcja skończyła się trzy przecznice przed miejscem docelowym. Cóż... Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby mój ojciec nie postanowił wyjść z domu trzy miesiące przed porodem i nigdy nie wrócić. Najwidoczniej nie byłam warta czekania, przynajmniej w oczach człowieka, który przyczynił się do mojego powstania i nie pozostawił mi po sobie nawet nazwiska.

Nie należałam do najgrzeczniejszych dzieci, ba, byłam awanturniczką i małym buntownikiem. Odkąd zaczęłam chodzić, poczęłam również być niejako problemem, niby małym wzrostem, ale ogromnym, gdy brało się pod uwagę skalę zniszczeń. Byłam niczym kot, chodzący swoimi ścieżkami. Nie zdawałam sobie sprawy z zagrożeń, które mogły mnie spotkać - istny lekkoduch, który nie ma żadnych zmartwień i bez wzruszenia doprowadza swoją rodzicielkę do pojawienia się pierwszych siwych włosów. Nie byłam też typową dziewczynką - to ja biłam się z chłopakami na ulicy, przychodziłam cała umorusana do domu i grałam w piłkę, co było kwitowane jedynie uniesieniem brwi i szlabanami. Do dziś pamiętam też pierwszy dzień szkoły i tę ulgę w spojrzeniu mojej matki. Teraz, z wiekiem, całkowicie rozumiem to spojrzenie, ponieważ prawdopodobnie sama nie wytrzymałabym z taką małą kopią siebie.

W szkole rozwinęłam skrzydła, choć nie ukrywam, że dzięki wzlotom i upadkom. Interesowało mnie wszystko, co było związane z historią, poprawną pisownią i wymową, więc długo nie musiałam czekać na to, by nauczyciele dojrzeli we mnie swego rodzaju potencjał, co obstawało ilością konkursów na które byłam zgłaszana. Jakby ktoś mnie zapytał, co najczęściej robiłam w szkole, to zdecydowanie odparłabym, że było to czytanie książek, które swą magią pochłonęły mnie do reszty i które niejako odrywały mnie od rzeczywistości, która niekoniecznie mi się podobała, przynajmniej przy szalejących hormonach i buncie małoletniego człowieka. Zdecydowanie gorzej przychodziła mi nauka wszystkiego, co miało związek z przedmiotami ścisłymi, tu musiałam się ukorzyć i wielokrotnie szukać pomocy, chętniej u swoich rówieśników niżeli nauczycieli. Im starsza byłam, tym bardziej próbowałam tuszować swoje występki i pokazywać jedynie zalety, rzeczy godne pochwały i to kończyło się wielokrotnie na przeróżnych rodzinnych awanturach. Mama nigdy nie złościła się na mnie za oceny, bardziej martwił ją fakt mojego braku zaufania wobec niej, jednak nie potrafiła pojąć, że nasłuchiwałam się od innych dzieciaków o ich przebojach przy ocenach i miałam przeogromną ochotę uniknąć tego samego. Tak, wiem, durne i bezsensowne działanie, ale przecież byłam jedynie początkującą nastolatką z niewielkim stażem i brakiem starszego rodzeństwa, które mogłoby mi tę sprawę wprost objaśnić. Z roku na rok sytuacja wydawała się stabilizować, do czasu aż moja własna matka próbowała uświadomić mnie o tych wszystkich pszczółkach, motylkach i innych owadach, co miało chyba oznaczać poważną rozmowę na poważne tematy. Cóż, mój małoletni umysł nie potrafił pojąć, że mama chciała dla mnie jak najlepiej, ale wiecie - mama i opowieści o seksie? Nie, to wtedy zupełnie nie łączyło się w mojej głowie. Zresztą, teraz tym bardziej. Tak zaczęły się też pierwsze randki, chodzenie do kina, na plażę, czy na zwykły spacer pod pretekstem wyprowadzenia psa kolegi. Mam ogromny sentyment do tamtych spotkań, były inne, bardziej proste, a jednocześnie wyjątkowe, choć przecież w większości wszyscy wiedzieliśmy, że są to jedynie chwilowe, nastoletnie zauroczenia.

Skończyłam szkołę z zadowalającymi wynikami, przynajmniej na tyle, by móc iść w każdą z interesujących mnie stron. Problem był w tym, że chciałam być wszędzie i zajmować się wszystkim w jednym momencie. Chciałam pisać książki, studiować co najmniej pięć kierunków, podróżować, hodować zwierzęta i przede wszystkim korzystać z życia pełną piersią. Trochę czasu zajęło mi uporządkowanie myśli, jednak nareszcie postanowiłam pójść tam, gdzie miałam szansę choć trochę poznać strukturę tworzenia własnego biznesu. Nie było łatwo i nie do końca powiem, że był to mój wymarzony kierunek, aczkolwiek kiedy już się czegoś złapię, to nie mam w zwyczaju porzucania - zbyt dużo mnie to kosztuje. Wraz z latami studenckimi poznawałam coraz to więcej osób i miałam też możliwość wyszalenia się, jak to bywa w życiu początkujących, łaknących doznań ludzi. Tylko mam wrażenie, że za szybko chciałam wejść w ten świat i trochę mi się to odbiło czkawką (kiedyś krążył po sieci film z okolicznego klubu, gdzie pewna kobieta tańczyła na stole bilardowym, śpiewając jakąś tandetną piosenkę i próbując jednocześnie grać w darta - tak, niechlubnie przyznaję, to byłam ja i do tej pory coś mnie wzdryga na samo wspomnienie, może nie tyle tej imprezy, co syndromu dnia poprzedniego, gdy obudziłam się następnego dnia w niekoniecznie swoim łóżku). W ramach pokuty postanowiłam pójść do pracy i w ten oto sposób zostałam pomocnikiem u mechanika, który zawsze mówił, że to właśnie tam nabiorę trochę pokory, a co z tego wyszło, to już inna kwestia...

Po studiach zaczęłam pracę na dwa etaty, chciałam zarobić pieniądze i stworzyć coś swojego, pracować dla siebie i nie czuć się jedynie pionkiem w grze, maszyną na której zarabiają inni. Ambicja pochłonęła mnie do tego stopnia, że przeprowadziłam się do Sapphire River żeby mieć bliżej do obu swoich prac, tym samym skracając czas na dojazdy do domu i minimalizując ilość koniecznych godzin snu. Miałam misję, której oddawałam się w pełni i choć bywały momenty w których upadałam na kolana, płakałam z bezsilności i zmęczenia, to nigdy, ale to nigdy nie pozwoliłam sobie na odpuszczenie własnego marzenia. Cóż, opłaciło się i kilka lat później zrobiłam jedną z najmądrzejszych, ale też i najdurniejszych rzeczy w swoim życiu - przejęłam cukiernię Sugar Bakeshop. Było z tym trochę zawirowań, niekiedy praca szła mi na tyle topornie, że brakowało pieniędzy, ale wreszcie załapałam bakcyla, znalazłam sposób na niekonwencjonalne rozkręcenie biznesu (nawet nie wiecie ile ludzi chce kupować ciastka w przeróżnie dziwnych kształtach - od głów kotków, po penisy, na talerzach kończąc). Od tamtej pory wiem, że wszystkie dziwne, aczkolwiek niekoniecznie złe pomysły wpadają mi w dni, w których odwiedzam okoliczny bar i siadam ze szklanką whisky, odnajdując jakiś dziwny spokój i przynależność do tego miejsca - polecam każdemu.

Nie powiedziałabym, że od tamtej pory wszystko idzie jak po maśle, a moje życie jest pasmem sukcesów. Mogłabym przyznać raczej, że wydarzyło się wiele małych niepowodzeń, które ukształtowały mnie tak, jakbym sobie tego nie życzyła. Zaprzepaściłam dużą część życia towarzyskiego na pogoń za karierą i celem, porzuciłam wiele ciekawych i interesujących możliwości na rzecz tej jednej, jedynej, która napędzała mnie w działaniu. Żyję jednak w przekonaniu, że wszystko da się nadrobić, a to, co zrobiłam pozwoliło mi na swoje własne, osobiste spełnienie. Mam trzydzieści lat, na litość niebiańską, dam radę jeszcze wszystko nadrobić!
Prawda...?
Natalie Jennings
03.03.1991
Lorne Bay
Właściciel cukierni
Sugar Bakeshop
Sapphire River
panna, heteroseksualna
Środek transportu
Niemal nie rozstaje się ze swoim autem, więc jeżeli będziecie mijać gdzieś Sugar Bakeshop, możecie być pewni, że nieopodal stoi zaparkowany wysłużony dodge ram z 2002 roku.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie.

Najczęściej spotkasz mnie w:
każdym możliwym miejscu. Często przemieszczam się między dzielnicami, szukam "guza" lub szczęścia. Niemniej jednak niestety najwięcej czasu przebywam w pracy, domu, bądź w urzędach, próbując wykłócić się o swoje.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Najchętniej powiedziałabym, że nikogo, ale moja matka urwałaby mi głowę nawet po śmierci, więc... Tak, najlepiej powiadomić Elizabeth Jennings.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
Natalie Jennings
Emily DiDonato
powitalny kokos
Nathalie Jennings
brak multikont
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany
cron