POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Wierzyła, że musieli przejść przez to wszystko, by odnaleźć się na nowo. I nie kryła się w tym minimalna nawet naiwność, bo Ariadne po prostu wiedziała, że tak jest — nie istniał po prostu scenariusz tego ich życia, który przewidywał inne zakończenie. Nie gniewała się już nawet. Wędrując przez minione miesiące po całym świecie, poznając niezliczone ilości osób, tak różnych od Waltera, upewniła się, że tylko przy nim było jej dobrze. Po prostu do siebie pasowali, czyż nie? Wspólnie doświadczyli już tak wiele, że nie mogli przekreślić tego swego związku z powodu kilku nieporozumień. Bo właśnie tym dla niej ów rozwód był — nieporozumieniem. Oboje przesadzili, oboje dali się ponieść dumie, ale mogli teraz zacząć od nowa, odpoczęli do siebie przecież wystarczająco. A to, że stawił się na jej jedną, niezapowiedzianą prośbę, stanowiło tylko dowód na to wszystko.
Skinęła lekko głową, specjalnie przeciągając to wszystko w czasie. Odczuwała wyrzuty sumienia wobec swych rodziców, bo kochała ich szczerze, ale musiała przyznać przy tym, że ten ich wypadek uratować mógł jej małżeństwo. Może tak więc musiało być, może to los jej sprzyjał, a oddana rodzina brała po prostu udział w jakimś zatrważającym boskim planie. — Jechali taksówką, kierowca przysnął — wyjaśniła opanowanym, spokojnym tonem, pogodzona już z tym zdarzeniem. Być może przybierając pozę nieszczęśliwej, pogrążonej w żalu osoby osiągnęłaby więcej, ale chyba nie potrafiła tak szczelnie zamknąć się w świecie kłamstw i ułudy. — A musieli udać się do kliniki, bo... dostali telefon w mojej sprawie. Ktoś się pomylił, ale wziąwszy pod uwagę inną sprawę, pomyśleli że... — najdziwniejsze chyba było to, że przychodziło jej to wszystko z łatwością. Mówienie o tejże chorobie, nienależącej do niej, oswajanie się z nią i planowanie co dalej. Mogłaby być chora prawdziwie, nie miałaby z tym problemu. Tak się jej przynajmniej zdawało, bo cóż, Adria gdzieś po drodze utraciła zdrowy rozsądek i zdecydowanie nie była tą samą kobietą, co niegdyś.

Walter Wainwright
powitalny kokos
nick
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Zgodził się, bo poniekąd wciąż czuł się jej dłużnikiem. Jego obecność w tym miejscu nie świadczyła więc o troskliwie dzierżonej w sercu miłości dla niej, a raczej zwykłym poczuciu winy, jako że ciągnął to ich małżeństwo za długo, nie potrafiąc zebrać się na wyznanie prawdy. Prawdy będącej zupełnym przekreśleniem ów miłości, w którą teraz tak naiwnie i uporczywie wierzyła. Był pewien, że dał jej to do zrozumienia ostatnio.
W niezmąconej ciszy słuchał o chwili śmierci dwóch starszych osób, jeszcze niedawno zasiadających wśród publiczności na sali rozpraw i słuchających tego, jak wyrzeka się ich córki. Za ojcem nigdy nie przepadał (z wzajemnością), ale nieraz żałował, że matka Ariadny nie jest jego własną, co teraz napawało go niewielkim smutkiem. Wiedział jak to jest, przechodzić przez to wszystko i po raz pierwszy poczuł prawdziwą wdzięczność za to, że wówczas miał przy sobie brunetkę, nie musząc mierzyć się z tym samotnie. I tylko tym wsparciem zamierzał się jej teraz odwdzięczyć. — Przykro mi — przyznał tonem mającym wyrazić to jego wsparcie, które nie przychodziło na co dzień tak łatwo. — Zamierzasz pozwać ich firmę? — zapytał bez namysłu, po usłyszeniu własnych słów kręcąc głową, bo cholera, brzmiał jak przeklęty Benjamin. Nijak jej jednak ten pozew mógł teraz pomóc, bo choć odszkodowanie mogło nieco ułatwić jej życie, tak w uporaniu się z żałobą się to sprawdzić nie mogło. Dziwiło go nieco to jej opanowanie słyszane w głosie i wcześniej posłanym mu uśmiechu, ale wiedział doskonale, że każdy w obliczu śmierci bliskich zachowuje się inaczej, toteż starał się nie przykładać teraz do tego zanadto uwagi. Jej następne słowa natomiast wprawiły go w konsternację i zmarszczyły jego czoło. — Czekaj, bo nie rozumiem. Jakiej kliniki, jakiej sprawy, zagubiłem się — to nie tak, że musiał wiedzieć o jej życiu wszystko, ale teraz uderzyło go zwyczajnie, że miał pojęcia o zupełnie niczym. Wykonał nawet spory krok w jej stronę, jakby licząc, że sam ten czyn pomoże zrozumieć mu więcej, bo wcześniej być może po prostu czegoś nie dosłyszał.

adria wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to łatwe — ten powrót do siebie i przekonanie go o tym, że owszem, ta miłość jest w nich nadal. Walter po prostu o tym nie wiedział, jeszcze nie, stąd pomysł na tę chorobę — miała ona po prostu pomóc mu w odkryciu drogi powrotnej do siebie, tak bardzo wyboistej. Byli ze sobą przecież tak długo, że nie było tu miejsca na jakieś zmiany, kaprysy, wątpliwości. Znudzili się sobą, jasne, ale przecież wszystkie małżeństwa zmagają się z tym samym. Tak więc obmyśliła to wszystko dokładnie, nie spodziewając się, że w finale i tak nie zechciałby do niej wrócić.
Uśmiechnęła się lekko, wdzięczna mu za wszystkie słowa, za obecność, za wszystko. Dopalając papierosa porzuciła gdzieś na ziemi jego resztkę, wzrokiem cały czas uważnie obdarzając mężczyznę. — Zastanawiam się nad tym. Chciałam nawet poprosić o pomoc tego mojego byłego prawnika, ale zawieruszyłam gdzieś jego numer. Wiesz, że otworzył własną kancelarię? I że Mari u niego pracuje? Pewnie przydałaby się im taka sprawa na początek — nie wiedziała, czy Walter chce słuchać o człowieku, przez którego przegrał tę ich rozprawę rozwodową, ale nie mogła przecież udawać, że Benjamin nie istnieje. Tym bardziej, że był szefem Mari, która poprzez swój związek z Jonathanem na nowo scaliła ze sobą ich rodziny. Cała ta sprawa możliwego pozwu jednakże nie była teraz najważniejsza; Ariadne wzięła głębszy oddech, spoważniała i starała się nie przejmować tym, że teraz już odwrotu mieć nie będzie. — Jestem chora, Walter. Zdiagnozowano u mnie dystrofię mięśniową, dlatego wróciłam — rzekła nieco ciszej, przyglądając się mu uważnie. Nie zdążyła dowiedzieć się zbyt wielu informacji o tej chorobie, ale ludzie na tę nazwę reagowali z podobnym przejęciem, a jej to wystarczało. Niestety nie było im dane rozmawiać dalej, bo z wnętrza budynku wyjrzała jakaś starsza, zatroskana twarz. — Pani Wainwirght? Och, przybył też mąż, to dobrze, to dobrze! Zapraszamy, możemy już państwa przyjąć — oznajmiła sztucznym, pełnym fałszywego współczucia głosem, który zapewne był w tej pracy konieczny. Adria nie zamierzała jej jakkolwiek oceniać, dlatego sięgnęła odważnie po dłoń Waltera i bez jakichkolwiek słusznych poprawek, że nie są wcale razem, pociągnęła go w stronę zakładu.

Walter Wainwright
powitalny kokos
nick
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Pragnąc zaprzeczyć, zapewne tylko by się ośmieszył. Wiedział bowiem, tak jak i ona doskonale wiedziała, że każdy złowieszczo uknuty przez nią plan, sprawdzał się na przestrzeni lat bez najmniejszego nawet zarzutu i tak też powieść miał się ten obecny, prawda? Bo znów w umiejętny, diabelsko chytry sposób sięgała prosto do jego sumienia, zabraniającego odwrócenie się od osoby tak wyraźnie go potrzebującej. Najpierw ciąża i groźba odesłania na drugi koniec świata, potem utrata dziecka i rozpościerająca się na następne kilka lat rozpacz za nim, a teraz apogeum tego wszystkiego — nadchodząca śmierć i brak kontaktu z jedynymi osobami, które ciężar całej tej choroby dźwigać mogły zamiast niego.
Póki co jednak oszustwa, że na tym jednym spotkaniu się ich nowa znajomość zakończy. — Tak, wiem. Możesz zapytać, choć radziłbym wybrać kogoś innego — odparł, przeczuwając zwyczajnie, że kiedy wszystko wyjdzie na jaw, nie będzie chciała mieć już z Benjaminem do czynienia, choć dla Waltera wydawało się to nadzwyczaj absurdalną reakcją. Tak samo jak cała ta myśl, że niedługo miałby jej o wszystkim opowiedzieć, przyznając się do związku, na który absolutnie nie był gotowy. Jak więc widać, zdenerwowała go nieco swoimi planami, czego objawem było choćby przyłożenie palców do zewnętrznych kącików oczu i przymknięcie ich na moment, choć nie był to jeszcze koniec rewelacji mających podnieść mu ciśnienie, o czym przekonał się już po chwili. Z początku po prostu się jej przyglądał. Prześwietlił całą jej sylwetkę swoim badawczym wzrokiem, próbując namierzyć choćby namiastkę śladu po wspomnianej chorobie, w którą ciężko było mu uwierzyć. W pierwszym odruchu nawet to chciał obwieścić; Ariadne, kochanie, nie, nie zdiagnozowano. Bo przecież nie mogła mieć dystrofii. Gdyby miała, dowiedziałby się jako pierwszy i nie przeoczyłby objawów. Tylko że ten wstrętny, nieznajomy mu głos we wszystkim im przeszkodził, odbierając mu możliwość zaprzeczenia tej pomyłce. Obdarzenie go tytułem jej męża nie zwróciło ani kropli jego uwagi, bo teraz już tylko próbował rozwikłać, jakim niby cholernym cudem mogła chorować, a on mógł o tym nic nie wiedzieć. Podążył jej śladem w kierunku zakładu, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że ich dłonie od jakiegoś czasu pozostawały złączone, co prędko postanowił przerwać. Sięgnął zamiast tego do jej nadgarstka, zatrzymując ją stanowczym ruchem i wbił w nią spojrzenie będące mieszanką najrozmaitszych uczuć. Przede wszystkim jednak złości i konsternacji. — To może poczekać. Jak długo wiesz, jaki to rodzaj i jaki stopień? Kto prowadzi leczenie i gdzie? Jak mogłaś nie wspomnieć o tym wcześniej, Ariadne? — zaatakował ją szeregiem wnikliwych pytań, zadanych ściszonym i w miarę opanowanym tonem głosu, choć ani trochę nie odzwierciedlało to stanu, jaki teraz trawił jego ciało.

adria wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
W którymś momencie zapewne nadejść miały wyrzuty sumienia; którejś nocy, rozbudzonym wzrokiem wpatrując się w majaczący za oknem granatowy ocean, zrozumieć miała, że tym razem przesadziła. Nie była w końcu doszczętnie zepsutą osobą, a może… może jedynie zagubioną. Póki co jednak nie dostrzegała ani jednej rysy na gładkiej powierzchni planu, który został tak precyzyjnie skonstruowany. Myliła się jednak w jednej rzeczy — nie robiła tego z powodu miłości do Waltera, jak i chęci wznowienia ich małżeństwa. Chciała go ukarać, może nawet umrzeć na tę wymyśloną chorobę, byleby tylko poczuł to samo rozgoryczenie, które zawładnęło jej światem w dniu, gdy wręczył jej papiery rozwodowe.
Wiem, że go nienawidzisz, ale Benjamin nie jest wcale złym człowiekiem — gdyby tylko wiedziała! Gdyby tylko… Czy mogła tak od razu zmienić o kimś zdanie? Tylko w odpowiedzi na oburzenie i zazdrość? Pożałować na pewno miała ciągnięcia tego tematu, wypominając sobie, że nie skorzystała z rady Waltera, ale póki co niezwykle ją to bawiło. Bo naiwnie wierzyła, że Hargrove wygrał dla niej ten rozwód w zaciekłym pojedynku, podczas którego obojgu radość sprawiało upokarzanie Wainwrighta. Skąd mogła wiedzieć, że Walter wcale nie zamierzał stawać na podium w tym sporze, dobrowolnie oddając jej tak wiele? Krocząc labiryntem chłodnego budynku, ponurego i pozbawionego duszy, promieniała pod naporem spojrzeń słanych przez byłego męża. Na policzkach lekki róż, w sercu sam środek lata. Tylko dlatego, że się przejął, że myślał o niej, bo już plan jej zaczął się sprawdzać. — Przestań Walter — rzuciła teatralnie, gdy zmusił ją do przerwania tego pochodu. Posłała przepraszające spojrzenie właścicielce zakładu, która zdawszy sobie sprawę z powagi sytuacji zapowiedziała, że da im jeszcze kilka minut i już po chwili zniknęła w głębi budynku. — Nie będę cię o niczym informować, nie będę podrzucać ci wyników badań, nie powiem, w której klinice się leczę. Nie chcę, żebyś traktował mnie jak swoją pacjentkę — gniewny ton ukrywał lekkie zdenerwowanie, bo na żadne z jego pytań nie potrafiła odpowiedzieć. Zapamiętała tylko nazwę choroby, wszelkie inne informacje rozmyły się, zniekształciły, wyblakły. — Uznałam po prostu, że powinieneś wiedzieć, bo… bo dla mnie, w przeciwieństwie do ciebie, nasze małżeństwo było ważne — obdarzyła go pretensją, splatając ręce na klatce piersiowej. Chwilę się mu przyglądała, po czym odwróciła się i wolnym krokiem podążyła w kierunku pokoju, w którym uprzednio zniknęła starsza kobieta.

Walter Wainwright
powitalny kokos
nick
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Spodziewał się skrywanej głęboko zadry, która każdego dnia, kropla po kropli, nasączała serce Ariadne potrzebą wymierzenia sprawiedliwości. Spędził z nią w końcu aż dwadzieścia lat; znał ją doskonale i znajomość ta pozwalała wyprzedzić pewne wydarzenia z zaskakującym rozmachem, ale nigdy, przenigdy nie powiedziałby, że byłaby w stanie posunąć się do tego stopnia. Podczas obecnego spotkania zachowywał ostrożność, szykując się na gorzkie słowa i wybuchy gniewu, jednak choroba mająca przynieść jej odejście nie była czymś, w czym bezdusznie mógłby wietrzyć podstęp. — Nigdy nie twierdziłem, że jest złym człowiekiem. Wykonywał przecież zwyczajnie swoją pracę — nawet w obliczu wiszącej w powietrzu kłótni, do której wkrótce miało między nim, a blondynem dojść, odczuł potrzebę wyjaśnienia tych jakże przykrych zarzutów. — Poza tym Adrienne, jak po tylu latach możesz zakładać, że byłbym w stanie kogoś znienawidzić? — zapytał spokojnie, choć z lekkim wyrzutem czającym się na końcu zdania. Ciężko mu nawet było przyznać, że kogoś lubi czy nie lubi, więc jak mogła posądzać go o pielęgnowanie tak silnych i poważnych uczuć? Nieznajoma kobieta wyznaczająca wciąż ścieżkę, jaką mieli pokonać, naprawdę nie zajmowała jakkolwiek jego myśli. Tak na dobrą sprawę, mogłaby wcale nie istnieć. Nie zauważył więc nawet, że odeszła, dając rozdzielonej rok temu dwójce chwilę prywatności. — Nie traktowałbym cię jak swoją pacjentkę, to także powinnaś już wiedzieć. Chciałbym po prostu mieć pewność, że jesteś w dobrych rękach i zajmują się tobą należycie - nie było tu przecież miejsca na błędy - szatynka musiała dostać najlepszą pomoc pod słońcem. A o taką, niestety, było ciężko. Naturalnie jego megalomańska natura wręcz krzyczała, że takową pomoc odnalazłaby wyłącznie u niego, ale znał też kilku innych kompetentnych lekarzy, którym był w stanie zaufać dostatecznie. — Być może właśnie przez tak odważne i błędne stwierdzenia się rozpadło — zauważył z przekąsem, zirytowany jej postawą. Jak śmiała mu bowiem wmawiać, że nic to wszystko dla niego nie znaczyło, skoro od samego początku miał na względzie wyłącznie jej dobro. Skąd mógł wiedzieć, że póki co idealnie wywiązywał się z uknutego przez nią planu, że tańczył tak, jak mu zagrała? Przy jego naiwności wypadała na samego geniusza zła. Podążył więc za nią, bo choć sercem władało zdenerwowanie, tak nie zamierzał zostawić jej z pogrzebem rodziców samej, już to jej przecież obiecał.

adria wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
#6

Czas ją bardzo gonił. Za moment miała przyjść kolejna osoba w sprawie pogrzebu, a ona nie wiedziała kto, bo przypadkiem zalała kawą swoje papiery i nazwisko kobiety zostały kompletnie zamazane. Ścierała teraz szybko ciemną plamę, szybko odkładając suche dokumenty na bok, żeby uratować co tylko się da. Zerknęła niepewnie na zegarek, a potem chusteczkami dalej ścierała płyn, wzdychając sobie ciężko. To musiał być dobry dzień, potrzebowała dobrego dnia. W jej domu było takie napięcie, że prawie nie mogła spać, leżąc obok Grega. Bała się nawet oddychać zbyt głośno, żeby nie wprawić go w zdenerwowanie. Dalej źle się czuł, ale wciąż jej nie mówił czemu, a ona bała się dalej pytać. Siniaki na jej plecach wciąż miały żółtawo-zielonkawy odcień po jej ostatniej próbie. Więc musiała udawać, że wszystko gra, a to zawsze było łatwiejsze, kiedy mogła się zająć czymś innym. Pogrzeby były dobrą odskocznią, mogła się skupić na pomocy innej osobie w przejściu tego trudnego czasu. I patrząc na ich stratę, ich ból i żałobę, wiedziała że jej życie nie jest aż takie złe. A przynajmniej nie jak wtedy, kiedy zmarł Michael i zostawił ją samą.... pamiętała doskonale, kiedy to ona była na miejscu tych wszystkich wdów, sióstr i innych kobiet, chowających swoich ukochanych i bliskich. Więc... starała się, żeby chociaż tym nie musieli się martwić.
Przygotowała plik papierów, zerkając na zegarek i szybko zakładając na swoje ubranie jeszcze marynarkę, żeby prezentować się profesjonalnie. Znalazła długopis, znów zerknęła na zegarek i popędziła w stronę wejścia, gdzie właśnie przez drzwi przechodziła Joyce Lewis. - Dzień dobry, nazywam się... - zaczęła... i zaskoczona przystanęła, bo twarz kobiety wydawała jej się zaskakująco znajoma. - Joyce? To z Tobą jesteśmy dziś umówieni? - zapytała zaskoczona, po tym jak poznała dawną koleżankę. Minęło tyle lat, obie zyskały trochę zmarszczek, ciała im się pozmieniały, ale to na pewno była ona! Alice podeszła bliżej, wyciągając ręce do przytulenia na przywitanie, jeśli tylko Joy była tym zainteresowana - moje kondolencje - i dodała, przypominając sobie, że przecież są w jej pracy więc śmierć była w tle...
sumienny żółwik
-
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie

Nie tak umawiała się z rodzeństwem. Miała wrażenie, że zarówno jej dwaj brania, jak i siostra, po prostu umywają sobie od wszystkiego ręce. Tylko dlaczego? Być może jest to sugestia, że skoro tyle lat nie było jej przy ojcu, to może niech się nim zajmie po jego śmierci. Co prawda to ona umówiła spotkanie w domu pogrzebowym, ale stawić miało się na nim całe rodzeństwo. Niestety okazało się, że nagle żadne z nich nie miało na to czasu, bo coś im wypadło. Joyce musiała się przyjechać tutaj całkowicie sama, bez nikogo znajomego, bez wsparcia. Czuła się zagubiona i rozkojarzona. Jakby jednocześnie była tutaj i w całkiem innym miejscu, innym kontynencie, gdzieś daleko, gdzie wszystko nie jest takie skomplikowane. Westchnęła ciężko, stając przed wejściem, by zdjąć przeciwsłoneczne okulary i włożyć je do torby.
Jakoś to będzie, Joyce… Jakoś to będzie.
Pchnęła drzwi i weszła do środka. Chłodny powiew objął jej ciało, a w nozdrza uderzył zapach, którego się nie spodziewała. Był… przyjemny. Z jakiegoś powodu spodziewała się zapachu, który bardziej przypominałby szpital, nie drogerie. Cokolwiek unosiło się w powietrzu, sprawiało, że człowiek mógłby poczuć się chociaż odrobinę lepiej.
Rozejrzała się krótko, by zaraz zobaczyć idącą w jej stronę kobietę. Z zaskoczeniem rozpoznała w niej koleżankę ze szkoły. Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła się uścisnąć, odwzajemniając gest.
Alice? Pracujesz tutaj? — zapytała, chociaż było to raczej oczywiste. Kiwnęła głową, słysząc kondolencje. — Dziękuję. Ojciec długo chorował i nie dał rady — mruknęła, wyjaśniając krótko jak się sprawa miała. Z resztą powiedziała to już przez telefon, więc Alice pewnie wiedziała mniej więcej kto ma być pochowany i dlaczego. — Nie przedstawiłam się przez telefon? — spytała zaraz z lekkim zdziwieniem. Była pewna, że to zrobiła, a wychodziło na to, że koleżanka nie wiedziała, że to właśnie ona przyjdzie. Ruszyła korytarzem wraz z kobietą, by przenieść się gdzieś, gdzie będą mogły w spokoju usiąść i porozmawiać. Po drodze Joyce rozglądała się z lekkim zaciekawieniem, oglądając wystrój. Nigdy wcześniej nie była w takim miejscu.

alice underwood
wystrzałowy jednorożec
Myre
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Żałobę każdy przeżywał inaczej. Każdy inaczej też sobie z nią radził. Do tej pory Alice miała wrażenie, że widziała już wszystkie możliwe stany. Widziała złość. Widziała zdystansowanie się. Widziałaś szok. Widziała desperację, ból i żal. Widziała też ludzi, którzy chowali bliskich z obowiązku ,nie z przekonania, bo nigdy nie byli z tą osobą blisko. Nauczyła się nie oceniać już pierwszego dnia, bo właściwie czemu by miała oceniać, jak ktoś sobie radzi z żałobą? Czemu stwierdzać, czy jest wystarczająco smutny, wystarczająco przejęty, wystarczająco dużo płacze? Nie była żadną wyrocznią w sprawie żałoby, nie miała prawa kogoś oceniać powierzchownie, nie wiedząc, co się dzieje w jego głowie i sercu. Nie znała tych ludzi, po prostu… starała się im pomóc najlepiej jak mogła. A w tym momencie uważała, że naprawdę dobrze jej idzie w tej pracy i że ma pewną… intuicję, jeśli można tak powiedzieć. A może po prostu wiedziała co przechodzą, bo sama była na ich miejscu i nie ma w tym żadnej jakiejś większej mocy, po prostu zwyczajne doświadczenie życiowe. Znajomość straty, braku i tęsknoty. Śmierć jest zaskakująca. Tak samo jak spotkania w domu pogrzebowym, najwyraźniej.
- Tak, ale dopiero od jakiegoś czasu - wyjawiła, szukając w głowie informacji, kiedy ostatni raz się widziały i co wtedy mogła robić, żeby wiedzieć co Joyce Lewis przegapiła. I pewnie całkiem sporo. bo u Alice sporo się działo….
Pokiwała głową, nie dodając banału, że przynajmniej już nie cierpi, ani innej bzdury, bo wiedziała, ,że to wcale nie pomaga. I nie jej to oceniać, każdy w końcu wierzy w inne rzeczy, a nie chciała wpadać w awkward rozmowę ‘mój tata na pewno jest w piekle i się smaży’, czy coś w ten deseń. - Zapewnimy mu w takim razie odpowiednie pożegnanie - pokiwała głową. A potem uśmiechnęła się lekko. - Kolega odbierał i zapisał, ale później ja poczęstowałam tą część notatek swoją poranną kawą... - przyznała, marszcząc nos z lekkim zażenowaniem. - Napijesz się czegoś zanim zaczniemy? - zaproponowała jeszcze, bo uznała że chyba lepiej zacząć jednak od formalności, a do nadrabiania lepiej przejść później. Joy przyszła tu z konkretnymi planami, wizjami i rzeczami w głowie, najlepiej je uporządkować i nie martwić się, że człowiek o czymś zapomniał. No i oczywiście poprowadziła ją do gabinetu.
sumienny żółwik
-
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Żałoba była dla Joyce tak naprawdę czymś nowym. Do tej pory rzadko spotykała się ze śmiercią, chociaż wiele o niej słyszała. Jakoś ją to omijało i nie spodziewała się, że pierwszą bliską osobą, jaką straci, będzie jej własny ojciec. Cóż bliską przynajmniej pod względem spokrewnienia. Nawet jeśli nie miała z nim przez ostatnie lata najlepszego kontaktu (a właściwie w ogóle tego kontraktu nie miała), to nie znaczyło, że ojciec nie był dla niej ważny. W końcu był jedną z dwóch osób, które ją wychowały. Był z nią w zasadzie od zawsze. Nie umiała tego od tak wymazać, nawet jeśli chciała. A jak to przeżywała? To chyba dobre pytanie. Póki co uciekała od uczuć, topiąc je w alkoholu. Od dawna tak dużo nie piła. Nawet dzisiaj nad ranem poczęstowała się kawą z ekstra dodatkiem, aby jakoś przetrwać ten dzień. Być może wizyta w domu pogrzebowym będzie pierwszym krokiem do zmierzenia się z tym, po co tutaj tak naprawdę przyleciała. Nawet jeśli siedząc w samolocie, lecącym do Australii, miała jeszcze jakieś nadzieje, że jej ojciec wyzdrowieje, to szybko się te złudzenie rozmyło.
Na ten moment czuła się całkiem znośnie i pewnie fakt, że Alice była jej dawną znajomą pomagał. Dobrze było spotkać w takich chwilach i miejscach osoby, które się znało. Wśród obcych ludzi czuło się tę samotność, nawet jeżeli wszyscy byli mili i uprzejmi. Joy chyba potrzebowała kogoś, kto faktycznie by się przejął, a nie tylko przyklejał sztuczny uśmiech do twarzy.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc o wypadku z kawą. Skąd ona to znała. Zazwyczaj zalewała jednak nuty lub listy od fanów, których swoją drogą było coraz mniej, za to skrzynki mailowe pękały w szwach.
Poproszę kawę — powiedziała po chwili. Może ona za to dzisiaj nic nią nie zaleje dla odmiany. Weszła wraz z Alice do gabinetu, po czym usiadła przy biurku. Miała ochotę załatwić sprawy pogrzebowe szybko i sprawnie. Może mają jakieś pakiety ‘wszystko w jednym’, które wystarczy zatwierdzić i po sprawie. Nigdy nie załatwiała pogrzebów, więc nie miała co dokładnie powinno się na pogrzeb załatwić. Trumnę, kwiaty, księdza, grabarza? Jej matka dała jej dobitnie do zrozumienia, że ma być jakaś muzyka na żywo i chociaż Joyce sobie tego nie mogła wyobrazić, to postanowiła mimo wszystko o to zapytać. — Czy można załatwić na pogrzeb jakiegoś organistę? Grajka? Skrzypka? — spytała niepewnie, z lekkim debilizmem wypisanym na twarzy.

alice underwood
wystrzałowy jednorożec
Myre
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Alice była z tych osób, które uważały że żałoba nie jest czymś, do czego można się przyzwyczaić. Nie jest też czymś, co przeżywa się dwa razy tak samo. Widziała na własne oczy jak wiele zależy od różnych czynników i jak wpływa na różnych ludzi. Nauczyła się nie oceniać, nie szufladkować i po prostu przyjmować różne formy żałoby, od prawdziwego szoku, który sprawiał, że po rodzinie zmarłego nie było nawet widać, że coś się stało, aż po totalną rozpacz. Żadna nie była lepsza, ani gorsza od drugiej, była po prostu taka, jaka powinna być. I tyle. Aż tyle. Tylko tyle…
Nie oceniała też tego jak wszystko przeżywała Joyce Lewis , bo nie wiedziała jakie mieli relacje i czy były dobre, czy złe. Zresztą, to nie miało znaczenia. Joyce powinna się po prostu pożegnać z nim na swój sposób, taki jaki był dobry dla niej i tylko dla niej. Pogrzeby nie były dla martwych, były dla żywych.
- Świetnie, zwykle podaję ją o wiele zgrabniej - zapewniła ją, a później poszła im nalać, bo na pewno kawę mieli zawsze ciepłą i zaparzoną. W takim miejscu kofeina jest potrzebna do życia, więc po chwili wróciła z dwiema filiżankami z kawą. Dodała też zaraz potem paczuszki z cukrem na bok i opakowania z mleczkiem, jeśli Joyce byłaby nimi zainteresowana. A sama sięgnęła po swój notatnik, żeby zapisać najważniejsze informacje.
- Oczywiście, jeśli tylko sobie tego życzycie, można zamówić skrzypka, trębacza, organistę także. Mieliśmy też raz pogrzeb z harfą, kilka razy z gitarą akustyczną, a także szkota który chciał na swoim ostatnim pożegnaniu dudy. Nazwij instrument, a znajdziemy dla Ciebie kogoś odpowiedniego - zapewniła ją, szukając wśród folderów ten wymieniający stawki za godzinę muzyków i podała kobiecie. A potem przechyliła lekko głowę. - Czy Twój tata zostawił jakieś instrukcje w kwestii swojego ostatniego pożegnania? - zapytała delikatnie, bo różnie to bywało, a ona mogła ją wspierać przy każdej opcji.
sumienny żółwik
-
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Uśmiechnęła się i podziękowała za kawę, a potem wsypała do filiżanki cukier i wlała mleko. Mieszając, wdychała aromat napoju, co odrobinę ja uspokoiło. Poczuła się zadbana i trochę jak w domu. Objęła naczynie dłońmi, z przyjemnością odbierając ciepło, które rozlało się po jej dłoniach. Naprawde przyjemnie grzało. Upiła mały łyk, westchnęła i skupiła wzrok na Alice.
Wzięła od niej folder i przejrzała jego zawartość, zastanawiając się co wybrać. — Niech będzie ta harfa i skrzypce — powiedziała w końcu. Matka powinna być zadowolona, a w razie czego zadzwoni i zmieni instrumenty. W duchu trochę zaśmiała się, wyobrażając sobie trębacza na pogrzebie, takiego z wielką trąbą, w czarnym kapeluszu i przeciwsłonecznych okularach - typowego jazzmana, grającego i roniącego przy tym słone łzy.
Z zamyślenia wyrwało ją kolejne pytanie koleżanki. — Instrukcje? Oh nie… Znaczy w zasadzie nie wiem, ale nawet jeżeli, to nikt mnie o tym nie poinformował — odparła trochę zbita z tropu. Może powinna o to zapytać? Może matka coś wiedziała? Jej rodzina chyba była bardziej zainteresowana jego ostatnią wolą odnośnie majątku, a nie pożegnania. Miała wrażenie, że pożegnali się z nim jak tylko wylądował w szpitalu. Zwróciła uwagę, że folderów, takich jak ten dotyczący muzyków, było znacznie więcej. — To co macie jeszcze do zaoferowania? Może jakieś pakiety, gotowce z różnymi opcjami? Szczerze powiem, że nawet nie wiem o co pytać.
Uśmiechnęła się, odrobinę przepraszająco.
W pewnym momencie zrobiło jej się trochę słabo albo przynajmniej miała uczucie, że zaraz jej się zrobi. — Mogę prosić o szklankę wody? Najlepiej chłodnej — powiedziała na wydechu, zaciskając palce prawej ręki na oparciu krzesła.

alice underwood
wystrzałowy jednorożec
Myre
ODPOWIEDZ