organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jedynie pokiwała głową przecząco, gdy ponownie zapytał o lekarza, bo nie chciała już na ten temat niczego mówić i go denerwować. Podobnie jak o policji, sama wolała zignorować sytuację z banku i czym prędzej odłożyć ją do grupy tego, co już było i czym nie należy się szczególnie zadręczać. To, że takie wydarzenia miały miejsce w jej życiu było dla niej chlebem powszednim... dlatego wierzyła w to, że jest przeklęta, bo tego wszystkiego chyba naprawdę było zbyt wiele, prawda?
- Bo jestem jeszcze w lekkim szoku, ale ten minie - odpowiedziała spokojnie na jego słowa, dość rzeczowo, chłodno kalkulując sytuację, którą powinna panicznie roztrząsać. Była jednak na to zbyt zmęczona i ponownie, to nie tak, że pierwszy raz wyszła cało z niebezpiecznej sytuacji. Sam był świadkiem jej prawie utonięcia w grobie. - Znów planuje pan za mnie... - zauważyła niezbyt głośno, kiedy wspomniał o zaprowadzeniu na górę, kąpieli i odpoczynku. Nie przywykła do sytuacji, w których ktoś dawał jej takie możliwości, poświęcał swój czas, chciał, aby wydobrzała. Starała się patrzeć na Nathaniela przez pryzmat zepsucia, z jakiego dał się poznać na początku ich relacji, ale coraz częściej musiała sobie przypominać, że jest złym człowiekiem, jakby już nie było to dla niej tak oczywiste. Kiedyś nawet nie usiadłaby w jego domu bez wyraźnego pozwolenia, a raczej polecenia, a dzisiaj? Jak na siebie czuła się tu zadziwiająco swobodnie, z naciskiem, że jak na siebie. Drgnęła też delikatnie, gdy tak naglę powiedział to jedno zaprzeczenie, jakby zapytała o coś złego. Ciekawość była pierwszym stopniem do piekła, przez lata się jej wystrzegała, ale w tej chwili poczuła, jak ta otacza ją swoimi sidłami. Poza tym, kiedy przyznał, że nikt dla niego nie gra... czym było to uczucie? Co to za dziwna lekkość, jakby ulga, ale inny jej rodzaj, cieplejszy, dający poczucie jakiejś elektryzującej satysfakcji, czegoś, czego chyba nigdy wcześniej nie czuła. Teraz już w ogóle nie potrafiła myśleć o innych sprawach, niż fortepian i tajemnicze nuty, poza tym ośrodki bólu na tym etapie z łatwością mogły być ignorowane, tylko zmęczenie nie pozwalało jej zapomnieć o ograniczeniach ciała. Nie spojrzała na niego, gdy rozkazał, wzrokiem wodząc za nutami, a kiedy powiedział, że są jego...
- Mogłam się domyślić... to dlatego ma pan tyle tych instrumentów - zmarszczyła nos i to akurat przypomniało jej o bólu. Poczuła się jednak głupio, a jednocześnie jeszcze bardziej ją to wszystko frasowało. Na tyle, by absolutnie nie zrozumieć nawet połowy tego, co mówił w odniesieniu do jej stanu. Jednym uchem słowa o guzie i okładzie weszły, a drugim wyleciały, tak jak i fakt, że złapał za jej szczękę i kazał patrzeć na jakiś palec, miała za bardzo rozbiegane oczy. - Co dokładnie pan gra? - zamiast poddać się badaniu, znów odwróciła głowę do nut. Rzadko kiedy zadawała pytania, a teraz miała ich tak dużo. - Mogę zobaczyć nuty? - dodała i wtedy poczuła, jak ponownie odwraca jej głowę w swoim kierunku i w końcu dotarło do niej, jak blisko się znajdowali. To, że dotykał jej po raz kolejny i zwykle przy pierwszej takiej próbie już stałaby na baczność, a jednak przy nim było inaczej. Wstrzymała na moment oddech, przypominając sobie o tym, co miało miejsce ostatnio, gdy tutaj była, a wspomnienie to natychmiast zaowocowało lekko przyspieszonym pulsem. Prawie zapomniała o fortepianie, ale ku niezadowoleniu Hawthorne'a, na jego palec też nie patrzyła. Wzrok zawieszony miała na wyraźnie zniecierpliwionej twarzy, tych błękitnych oczach teraz ustrojonych w nieco groźną zmarszczkę, ale ona, widząc go w przypływie prawdziwej wściekłości, wiedziała, że teraz wcale nie musiała się go obawiać. - To tylko jedno uderzenie... nie umrę od tego - jakoś tak zniżyła głos do szeptu, przełykając ślinę po tych słowach. Serce nadal waliło jej w piersi i nawet zmęczenie nie było teraz tak odczuwalne. Zastanawiała się, czy właśnie tak czują się osoby, które wiedzą, że ktoś się o nie martwi i czy ona ma prawo w tej sytuacji tak się czuć. - Pokaże mi pan, jak gra? Proszę... - pierwszy raz w życiu poprosiła go o coś i też pierwszy raz od bardzo dawna prosiła kogokolwiek o cokolwiek. Jak mogła skupić się na ranie głowy, kiedy tak bardzo jej uwagę odciągało coś innego?

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie chciał ciągnąć tematu związanego z jego, niekoniecznie najmocniejsza stroną jaką było granie na tym cholernym fortepianie. Krępowało go to w sposób, którego nie rozumiał i nawet nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Pewne sprawy po prostu pozostawiał dla siebie. Dlatego też nie skomentował w pierwszej chwili słów Diviny. Bardziej skupiony był na tym, aby odpowiednio odkazić skaleczenie na jej czole, a potem dobrze ściągnąć je plastrami, by nie powstała brzydka blizna.
- Nic... - Mruknął pod nosem odnosząc wrażenie, że Norwood w ogóle go nie słuchała. Ewidentnie jej najnowsze odkrycie fascynowało ją na tyle, by nawet ich bliska odległość nie sprawiała jej aż tak wielkiego dyskomfortu jak wcześniej. Dopiero po chwili, sarnie oczy V znalazły się na twarzy Nathaniela, ale ten nie dostrzegał w nich tego, o czym myślała dziewczyna. Jego myśli były za bardzo rozbite i nie przyjmie kręciły się wokół spraw, o których mówić nie chciał. Mimo tego Divina nadal ciągnęła temat nie, chociaż Hawthorne wcale nie wyglądał na kogoś, kto chciałby go z nią podejmować.
- Możesz, ale no przestań się, kurwa, wiercić... - Burknął trochę jak niezadowolony nastolatek, a nie dorosły facet, po czym przytrzymał na moment twarz Norwood w miejscu, aby móc dokończyć opatrywanie jej rozbitej głowy. Dopiero po tym, gdy ostatni plasterek znalazł się na miejscu, Nate odsunął się od instrumentu i dziewczyny, aby po pierwsze zapalić, a po drugie moc pozbierać myśli.
Totalnie zaskoczyła go prośba dziewczyny. Jeszcze nigdy, no poza uratowaniem życia tego chuja z portu nie poprosiła go o nic. Miał wrażenie, że nie powinien zaprzepaścić takiej okazji, a z drugiej strony miał swoje zasady i nie chciał ich łamać dla nikogo.
-Teraz nie jest czas na występy, V... Musisz się wykąpać i wypocząć. Chodź, zaprowadzę ciebie na górę - wybrnął więc z tej niewygodnej sytuacji i zakończył temat grania na fortepianie. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale koniec końców Divina nie miała wyjścia.
Na górze czekały już na nią świeże ubrania, a w łazience przygotowana kąpiel. Nate prosił o to, aby gosposia, a raczej zarządzająca jego domem kobieta, zadbała o komfort jego gościa. W całym pomieszczeniu roznosił się przyjemny zapach, a przy krawędzi wanny paliły się świece.
- Nie spiesz się, zrelaksuj i odpocznij. Zajrzę do ciebie później, V - Nathaniel przez moment przyglądał się twarzy Diviny i miał nadzieję, że to co widział było oznaką przyjemnych emocji, które jej towarzyszyły.
Wyszedł, zostawiając dziewczynę samą. Postanowił jednak zajrzeć do niej jakieś dziesięć minut później, by zostawić na szafce nocnej leki przeciwbólowe. Kierowany ostatnimi, złymi przeświadczeniami nie chciał, aby Norwood sama miała do nich dostęp. Jednak po wejściu do pokoju dosłyszał dzięki, który nakazał mu się zatrzymać. Wsłuchiwał się w przyjemny, melodyjny śmiech Diviny i zdał sobie sprawę, że słyszy go po raz pierwszy. Nie miał pojęcia czy to śląskie dlatego, czy z jakiś innych powodów, ale postanowił wykorzystać moment dystrakcji Norwood i zszedł na dół. Otworzył wieko fortepianu i odetchnął głębiej. Zasiadając za klawiszami wyborazal sobie swoje odczucia, gdyby Divina mogła go usłyszeć, chciał spróbować sił, zastanowić się czy może dałby radę jednak spełnić jej prośbę.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie umknęło jej to, jak niechętnie podchodził do sprawy fortepianu, jakby myśl, że odkryła jego hobby była dla niego czymś nieprzyjemnym. Mimo to ten fakt niezwykle ją frasował i nie potrafiła pozostać na to obojętna, nawet jeśli Hawthorne sobie tego życzył. Ostatecznie jednak pozwoliła mu opatrzyć głowę, ale sam już zrezygnował chyba z innych badań.
- Wystarczy, że przemyję twarz - zauważyła, gdy wspomniał, że to nie czas na występy i z łatwością dało się usłyszeć nutkę zawodu w jej głosie, co też było czymś nowym, bo zwykle ten nie przejawił zbyt wielu emocji. Nic nie udało jej się ugrać i po chwili szła już za Nathanielem po schodach, z początku nieszczególnie z tego zadowolona. Drogę znała już całkiem dobrze, ale po wejściu do sypialni, a potem łazienki, coś się zmieniło. Zatrzymała się niepewnie patrząc na kąpiel, jaką dla niej przygotowano i chyba nie wierzyła do końca, że ta była faktycznie dla niej.
- Później? - chciała go podpytać co dokładnie ma na myśli, ale zdążył już wyjść, pozostawiając ją samą. Chwilę stała, nie wiedząc co i jak powinna zrobić, ale ostatecznie... była tylko człowiekiem, a przygotowana dla niej kąpiel wyglądała, jak marzenie, którego nawet nie śmiała śnić. Ostrożnie pozbyła się więc ubrań i weszła do gorącej wody, z jaką także już dawno nie miała do czynienia. Rozejrzała się dookoła, patrząc na świeczki, jakieś płyny i kolorowe kule, które ją zainteresowały, więc po jedną sięgnęła, ale jak tylko wzięła ją w mokre palce ta zaczęła musować i przez zaskoczenie puściła ją, wrzucając prosto do wody. Najpierw otworzyła szeroko oczy, ale gdy zrozumiała, że nie dzieje się nic złego, a ogrom bąbelków uwalnia jeszcze przyjemniejszy zapach i barwi kąpiel na błękitny kolor, pozwoliła sobie na coś, co nie miało już dawno miejsca... nawet nie zanotowała momentu, w którym zaczęła się śmiać, bo mimo bólu głowy, tak przyjemna sytuacja, jak ta obecna, w jej życiu po prostu się nie zdarzała.
Minęło nieco czasu, aż w końcu przyszła gospodyni, która nalegała na to, aby pomóc Divinie umyć włosy tak, by nie pomoczyć jej rany. Było to wybitnie krępujące, ale ostatecznie na to pozwoliła, mając wrażenie, że przy okazji jest sprawdzana pod kontem jakiś innych obrażeń. Znów, mimo wszystko, przeszło jej przez myśl, że może Hawthorne faktycznie się o nią martwił.
- Um, jest wcześnie - odezwała się po dłuższej ciszy, widząc, że jej ubrania zniknęły, a w ich miejsce pojawiła się koszula nocna.
- Wyglądasz na zmęczoną, a sen to najlepsza forma odpoczynku - odpowiedziała rzeczowo, nie pozostawiając przestrzeni na dyskusję. Z resztą Norwood nauczyła się już, że tej niewiele tu było i tego dnia naprawdę nie miała siły z tym walczyć. Usiadła więc na skraju łóżka, a potem spojrzała na wyciągnięte w jej kierunku tabletki. - Uśmierzą ból i pomogą zasnąć - wyjaśniła w ramach pospieszenia, bo przecież nie tak dawno też je dostała. Zawahała się na moment, ale wzięła pastylki i połknęła, bo cały czas była obserwowana. Dopiero po tym kobieta podeszła do drzwi i gdy wychodziła, do Diviny dotarł odgłos fortepianu.
- To pan Hawthorne? - zapytała zaraz, otwierając szerzej oczy.
- Dobranoc - drzwi się zamknęły i muzyka też zniknęła. W pierwszej chwili nawet planowała posłuchać, położyć się i poczekać na działanie leków, ale w drugiej ruszyła już po szlafrok, który wisiał w łazience i po cichu opuściła sypialnię, kierując się po schodach w dół. Bezszelestne poruszanie się było jej mocną stroną, to też dotarła do salonu, chowając się w przejściu i przyglądając mężczyźnie siedzącemu za fortepianem. Serce jej waliło z przejęcia, a przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Nie podejrzewała go nigdy o granie i teraz niesamowicie ją to fascynowało. Melodia była przyjemna, ale w którymś momencie coś musiało pójść nie tak, a on wyraźnie się zdenerwował.
- Nie może pan wkładać w to takiej siły - wymsknęło jej się, zdradzając tym samym, gdzie się znajduje. Bała się, że go speszy, więc szybko weszła do środka i podeszła sama z siebie do fortepianu, nie chcąc by zdążył zatrzasnąć wieko. Może nawet bezmyślnie, w przypływie silniejszych emocji, uniosła własną dłoń, by położyć ją na tej należącej do niego. - Palce muszę być sztywne, a nadgarstek rozluźniony... jakby za zdecydowanymi działaniami stały łagodne pobudki - wyjaśniła spokojnie i chyba dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że trzyma jego dłoń, to też ostrożnie wycofała swoją własną. - Proszę, niech pan nie przestaje. To było piękne, zwyczajnie za wiele pan od siebie wymaga - opuściła spojrzenie do boku, czując znów tą mieszaninę dziwnych odczuć, których do końca nie rozumiała. Może jednak uderzenie w głowę było silniejsze? Tak to sobie teraz tłumaczyła.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Cierpliwość nigdy nie była jego silną stroną przez co szybko rezygnował z rzeczy, które w jego mniemaniu wymagały od niego zbyt wiele uwagi, a nie przynosiły znaczących efektów. W szczególności miał tutaj na myśli setki nut które w odruchu niepohamowanej złości przedarł, gdy po raz kolejny źle wygrywał melodię. Było to czymś dziwnym, bo przecież w swoim życiu dopuszczał się miliona rzeczy o wiele gorszych od źle zagranej nuty. Tylko, że Hawthorne przykładał niesamowita wagę do istoty sztuki w każdym jej aspekcie i czuł jakby plugawił wręcz muzykę swoją nieumiejętna grą. Dlatego wyobrażając sobie występ dla Diviny, zdenerwował się jeszcze mocniej, gdy po raz kolejny źle wygrał takt. Przekleństwo opuściło jego usta, w chwili, w której uderzył dłonią o klawiaturę. Nie spodziewał się, że jest obserwowany. Obecność Diviny wprawiła go w uczucie balansujące na pograniczu zakłopotania i złości.
-Co ty tutaj.. Miałaś odpoczywać, V - rzucił oschle, ale był tak zaskoczony tym co robiła Norwood, że ani drgnął. W chwili, w której ułożyła dłoń na jego dłoni, poczuł jak serce uderza mu mocniej w piersi. Przecież nie zapomniał tego co miało między nimi miejsce jakiś czas temu, gdy o mało co nie pocałował dziewczyny. Obydwoje było przecież świadomi tego do czego prowadziły jego gęsty, ale żadne nie podjęło rozmowy na ten temat. Zupełnie jakby nic dziwnego między nimi nie zaszło. - Nie potrzebuje lekcji. To tylko głupie granie - dodał chyba tylko po to, aby we własnych oczach umiejszyc tej sytuacji znaczenia. - Właściwie to miałem już kończyć - dodał, ale kolejna prośbą z ust Diviny ponownie wparola go w konserwację. Wahał się przez moment, ale ostatecznie nie zamknął wieka, nie ruszył się, nie zabrał dłoni. Nie miał pojęcia co właściwie chciał, a co mogłoby okazać się zgubne w swoich konsekwencjach, ale postanowił ten jeden raz pozwolić sobie na odrobinę odsłonięcia. - Nie umiem wygrać ostatnich taktów - przyznanie się przez Nate, przed kom kolwiek, że czegoś nie potrafił było tak wielkim krokiem milowym w jego życiu, że sam był zaskoczony swoją wypowiedzią. Oczywiście Divina nie mogła mieć zielonego pojęcia z jak poważna dla Nathaniela sprawa miała doczynienia. Hawthorne przekonany bylmo tym, że gdyby nie sentent i uczucia, które towarzyszyły mu od pewnego czasu, nigdy nie zdobylby się na takie wyznanie wobec Norwood, ale w tamtej chwili naprawdę nie chciał psuć niczego, a przede wszystkim nie chciał, aby V się od niego odsunęła.
- Podobała ci się kąpiel? Chciałem, abyś się odprężyła, udało się? - Nie miał pojęcia jak pociągnąć dalej rozmowę, a z drugiej strony takie przyziemne tematy były czymś co pierwsze przyszło mu do głowy, chyba dlatego, że nadal słyszał we wspomnieniach cichy śmiech Diviny.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Spodziewała się, że jej nagle przyjście nieszczególnie przypadnie Hawthorne'owi do gustu, to co już o nim wiedziała, to na pewno to, że nie lubił, kiedy ludzie nie postępowali zgodnie z jego wolą, nawet jeśli ta dotyczyła czegoś tak trywialnego, jak sen. Tym razem jednak nie przejęła się niechętnym pytaniem, zignorowała je właściwie i znalazła się zaraz obok, zbyt przejęta swoim nowym odkryciem na temat tego stanowiącego zagadkę człowieka.
- Niech pan nie umniejsza temu, proszę - odpowiedziała łagodnie, gdy nazwał granie głupim. Nie wyglądał chwilę temu na kogoś, kto traktuje muzykę jak coś błahego, z resztą to wiedziała już od dawna, bo nawet gdy sama dla niego grała, dostrzegała to, ile zainteresowania jej wówczas poświęcał. - Na pewno byłoby mi łatwiej odpocząć przy muzyce - tym razem rzuciła już niepewnie, bo takie aluzje nie były jej mocną stroną, ale naprawdę nie chciała, żeby kończył teraz swoją grę. Zwykle muzyka, jaką znała, pochodziła od niej samej, więc ta sytuacja była czymś nowym z wielu względów. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio chciała tak w czymś uczestniczyć, jak w tym konkretnym momencie, sytuacji, w której człowiek, którego z początku miała jedynie za zło i nic poza tym, pokazywał się z innej strony, może nawet bardziej wrażliwej, chociaż on pewnie wyśmiałby podobne założenia. Dla niej były one dość cenne, bo od jakiegoś czasu chyba mimochodem szukała w nim oznak czegoś dobrego. Kiedy więc ona stała pełna obaw, że zaraz znów ją odprawi, a w rzeczywistości dostała przyznanie się do własnej niewiedzy, nie mogła poczuć niczego innego, jak ciepła rozlewającego się po jej ciele, które zaowocowało niezwykle łagodnym uśmiechem skierowanym do człowieka, do którego kiedyś nigdy by się tak nie uśmiechnęła.
- Mogę? - to też było nowe, sama zapytała czy może usiąść przy nim, gdy wskazała na wolny fragment obitej welurem ławeczki. Usiadła więc obok, świadoma tego, że za jej sprawą znajdowali się teraz tak blisko siebie, ale przyłapała się też na myśli, że nie przeszkadzało jej to, chciała w końcu mu pomóc. Nim jednak cokolwiek powiedziała, on sam zdążył wspomnieć o kąpieli, a taka rozmowa też była czymś nowym. Mimo wszystko trochę ją to zawstydzało, bo wspomnienie kąpieli wydawało jej się zbyt mile, jak na standardy, które znała. - Było bardzo przyjemnie, dziękuję... Wrzuciłam tam przypadkiem musującą kulę, zmieniła kolor wody... Ta pani umyła mi włosy, mogłam zrobić to sama, ale teraz bardzo ładnie pachną - chyba sama przyłapała siebie na tym, że mówiła znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej, o sprawach, jakimi też nigdy z nikim się nie dzieliła. Natychmiast oblala się więc rumiencem i znów spojrzała na klawiaturę instrumentu. - Proszę mi pokazać - zachęciła, chcąc przyjrzeć się tym ostatnim aktom. Nie pospoeszala go, a kiedy w końcu zrobił to na co czekała, znów niewiele myśląc wyciągnęła dłoń, by złapać w nie ostrożnie jego palce. - Z kciuka przechodzi pan do palca serdecznego i dlatego później nie trafia pan z łatwością w e. Proszę spróbować ułożyć dłoń tak, kciuk i środkowy, żeby zostawić sobie przestrzeń - zachęciła, trzymając nadal jego dłoń. - Ma pan palce pianisty, dłuższe od moich - chciała dodać mu pewności siebie, gdy rozłożyła dłoń na jego własnej, porównując ich długość. Wtedy jakoś tak spojrzała w jego oczy i znów przypomniał jej się tamten prawie pocałunek, a poliki zapiekły mocniej. - Śmiało - wskazała na instrument, puszczając go w końcu.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Musiał umniejszyć temu wszystkiemu wagi, bo przecież sam czuł jak istatn.dla niego są chwile spędzone przy Divinie. Doświadczenie nie pozwalało mu na to, aby zatracić się w takich momentach, aby chcieć ich więcej, bo nie przynosiło to za sobą niczego dobrego.
- Jeśli masz ochotę mogę zorganizować dla ciebie jakiegoś iPoda - oznajmił, bo nie uważał, aby grana przez niego muzyka jakkolwiek sprzyjała wypoczynkowi.
Sklamalby jednak mówiąc, że nie był zaskoczony zachowaniem Norwood. Miał wrażenie że w ostatnim czasie wiele między nimi się zmieniło i nie tylko jego postawa była zupełnie inna. Divina także wydawała mu się jakaś odmieniona, a przynajmniej bardziej śmiała, o ile kilka bardziej złożonych wypowiedzi można nazwać śmiałością. W każdym razie Nate nie miał ani ochoty, ani odwagi by nie zgodzić się na to, aby Norwood przysiadła się do niego. Zupełnie jakby obawiał się, że gdyby odmówił, całą magia tej.chwilo ulecialaby bez powrotnie. Mimo wszystko ponownie poczuł jak krępuje go ta chwila, jak trudno mi w niej zachować swobodę i lekkość. Przyzwyczajony był do tego, aby zawsze wszystko kontrolować, aby nic nie mogło bo zaskoczyć. Przewidywanie ewentualnych potknięć i przeszkód było dla Hawthornea niezwykle istotne, bo czuł zawód względem samego siebie z gdy coś wymykało mu się spod kontroli. Tylko, że z Divina było inaczej. Zamiast irytacji towarzyszyła Nate'owi ekscytacja, a niepewność zastąpiła ciekawość tego co nastąpi. Jednak nie było to takie proste i łatwe, dlatego chociaż dla odrobiny pozorów, Nathaniel zmienil na moment temat, aby mieć pewność, że nadal kontroluje to dziwne spotkanie.
- Cieszę się, jeśli będziesz miała ochotę, śmiało jutro możesz to powtórzyć - zaproponował, bo szczerze ku własnemu zaskoczeniu, ucieszył się z krótkiej, aczkolwiek osobliwej opowieści Diviny. Chyba nigdy, o niczym co dla niej zrobił nie wypowiedziała się tak ciepło i szczerze. Zwykle Nathaniel odnosił wrażenie, że bała się przyjmowania od niego pomocy.
Ostatecznie powrócili do tematu muzyki, a.chociaz Hawthorne poczuł lekkie ukłucie złości, gdy Divina zaczęła mu tłumaczyć co robi źle i co powinien poprawić to w chwili, w której dotknęła jego dłoni, cały gniew uleciał. Gangster spojrzał na ich dłonie i zmarszczył lekko brwi reagując na porównanie, ktorym podzieliła się z nim Divina. Jej drobne palce wyglądały tak kruchy i delikatnie na tle jego silnej, dużej dłoni.
- Nie sądzę, aby to mogło cokolwiek zmienić, ale dobrze... - Burknął chyba tylko pomto, aby jakoś poradzić sobie z krępującym i go emocjami. Kompletnie nie wiedział do czego prowadzą te ich dziwaczne rozmowy i chwilę, a myślenie nad tym tylko wprawiało go w większe zakłopotanie.
Spróbował zagrać tak jak Divina mu wskazała i za pierwszym razem całkiem munto wyszło tylko tempo gry bylwolniejsse niż powinno. Za drugim postanowił wygrać melodię szybciej i po raz kolejny nietrafiona nuta zepsuła wszystko. Nathaniel pod nosem, gdy jego dłoń ze złością uderzyła w klawiaturę.
- Dość tych lekcji. Miałaś wypocząć... - oburzył się, no nigdy nie był dobry w radzeniu sobie z własnymi ułomnościami. Nie chciał też po raz kolejny wychodzić w oczach Diviny na kogoś, kto nie potrafi czegoś zrobic. Niestety,.ale takie chciałoby się powiedzieć dziecinne zachowanie, było jego słabością od zawsze.
Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zmarszczyła tylko nos, darując sobie pytania o to, czym jest iPod, domyślając się przynajmniej, że to jakieś urządzenie do muzyki. Kompletnie nie o to jej chodziło i przez chwile zastanawiała się, czy jej słowa mogły zostać przez niego źle odebrane. Willa, w której się znajdowali, zwykła być dla niej, jak więzienie, a człowiek, który siedział obok, jak największe zło, z którym przyszło jej się mierzyć. Tyle czasu próbowała się od niego odciąć, nie tylko dlatego, że był okrutnikiem, ale i przez to, że ona sama na innych zsyłała jedynie cierpienie. Mimo to siedziała tu teraz i jak normalny człowiek, którym nadal była, czuła pewnego rodzaju radość na myśl, że może go poznać z łagodniejszej strony. Że w końcu odnalazła w nim coś dobrego, coś co dawało nadzieję na to, że nie jest dla niego za późno, bo chociaż dopuścił się wielu złych czynów, wcale nie życzyła mu źle.
- Dziękuję, ale jutro będę już u siebie - przypomniała mu łagodnie, wypuszczając powietrze z płuc. Dzisiaj też powinna tam wrócić, bo to miejsce nie było jej i nie powinna o tym zapominać. Bogate wnętrza i towarzystwo szemranych ludzi, popełniała błąd, gdy odczuwała tutaj większą swobodę, niż na początku, jednak na to nie mogła już zaradzić. Zwyczajnie - chociaż w małym stopniu - przywykła, ale przecież niebawem zbliżał się koniec ich kontraktu, a ona nie będzie już musiała przybywać na jego wezwania, by grać tu na fortepianie. Wszystko wróci do ładu, jaki znała sprzed poznania Hawthorne'a.
- Zawsze warto spróbować - zachęciła go mimo wszystko, ale też nie chciała za bardzo naciskać. Tym bardziej, że nie była teraz w pełni własnych sił. Nie dość, że zmęczenie swoje robiło, rana głowy, to jeszcze wzięła leki na sen, których połknięcia teraz bardzo żałowała. Za pierwszym razem wszystko przebiegło dobrze, ale już za drugim Nathaniel chciał zagrać zbyt szybko, a ona westchnęła cichutko, gdy wyżył złość na instrumencie. - Dlaczego pan tak pospiesza? Pewne sprawy potrzebują czasu - zignorowała jego słowa o wypoczynku, chociaż faktycznie ciężej jej się tu siedziało. Mimo to zakasała nieco rękawy szlafroka i położyła dłonie na niższych oktawach, niż te, na których grał mężczyzna. Sama zaczęła wygrywać melodie, jednak wolnym tempem, nawet wolniejszym niż on za pierwszym razem. - Grać nauczyła mnie siostra zakonna, która pomagała mi w dzieciństwie... uciekałam z domu do kościoła i uważałam te nasze wspólne chwile przy organach za swój największy skarb - była odurzona lekami, więc mówiła więcej, niż wypadało, bo przecież rzadko kiedy mówiła o sobie cokolwiek. Zwykle pozwalała ludziom snuć najróżniejsze domysły i plotki, nigdy ich nie weryfikując czy poprawiając. - Byłoby mi miło, gdyby się pan dołączył... - dodała ciszej, naprawdę licząc na to, że skorzysta z zaproszenia. Kiedy więc to zrobił, mimowolnie kąciki jej ust poleciały do góry. Przeciągnęła tę chwilę tak długo, jak się dało, ale gdy ręce zaczęły jej ciążyć, poprosiła by teraz sam zagrał. Myślała, że trzyma się dobrze, lekko się zakołysała, opadła do boku na jego ramie, ale nie chciała wcale zasypiać. Miała wrażenie, że przegapi przez to coś cennego. Poza tym w snach zwykle męczyły ją koszmary i chociaż życie zwykle też nie było dużo przyjemniejsze, to ten dzień, abstrahując od jego początku, wymykał się z tego schematu. - Niech pan... nie przestaje... - chyba nie była świadoma tego, że jej głowa leży na jego ramieniu. Próbowała otworzyć oczy, ale te zdecydowanie wolały być zamknięte. - Wspólne granie... nie chcę jeszcze go kończyć - dodała, ale już ledwo była przytomna i nic nie mogła na to poradzić.

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ