organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
25.

Kiedy podjechali pod, jak się miało okazać dom Richarda, Nathaniel zabronił jej wysiąść z samochodu, zamykając drzwi od strony pasażera. Nie miała w sobie już sił, by próbować wydostać się innymi, ból stawał się coraz bardziej nieznośny, chociaż próbowała go ignorować, błagając, by obiecał jej, że Remington przeżyje. Dopiero, gdy usłyszała, jak Hawthorne do kogoś dzwoni, tłumacząc, że ta osoba ma przyjechać i dopilnować, by strażak przeżył, Divina nieco odpuściła. Nie mogła wiedzieć, że ta osoba wcale lekarzem nie była, ale przynajmniej miała podstawy, aby wierzyć, że Richard przeżyje.
- Chcę sprawdzić, co z nim - jęknęła, gdy Natchaniel z powrotem znalazł się w samochodzie, ale nie było mowy o spełnieniu tej prośby. Wóz znów ruszył, a ona jęknęła cicho, kiedy poruszyła się na siedzeniu i znów poczuła ból brzucha. Zakaszlała kilka razy, jakby miała się zakrztusić, co najwyraźniej wzbudziło zainteresowanie Hawthorne'a. Generalnie Divinie nie umknęło to, jak cały czas na nią zerkał, jak mimo złości, w jego spojrzeniu było widać coś jeszcze, ale sama nie pozwalała sobie na rozszyfrowanie tych emocji, a przy tym nadal przerażało ją to wszystko, co miało miejsce. Niewiele już mówiła, czując, jak zmęczenie coraz mocniej ją otula, ale nie było mowy o zaśnięciu. Mimo to nieco zaskoczył ją moment, w którym byli już w domu gangstera, który zdążył już wysiąść z samochodu, o czym zorientowała się dopiero, gdy otworzył drzwi po jej stronie.
- Poradzę sobie - zapewniła chcąc wysiąść sama, gdy próbował jej w tym pomóc. - Poradzę - dodała, ale wybity palec odmówił posłuszeństwa, gdy próbowała odpiąć pas. Mimo to nie dała się podnieść, pewna, że da radę o własnych siłach iść, ale tyle co postawiła nogi na ziemi, a te ugięły się pod nią i gdyby Nathaniel jej nie przytrzymał, runęłaby nie pierwszy raz tego dnia na ziemię. W takim stanie nie wiedziała nawet co boli ją najbardziej, zewsząd docierały do niej różne bodźce tworzące mieszaninę, którą z trudem potrafiła udźwignąć. Pewnie dlatego pozwoliła Hawthorne'owi się prowadzić, bo bez jego wsparcia daleko by nie uszła. Ledwo uniosła głowę, gdy usłyszała jego gosposię, a potem, gdy miała do pokonania schody i pytania Nathaniela. - Spacerowałam... widziałam go z daleka... bałam się... że skoczy do wody - mówienie w połączeniu z wysiłkiem fizycznym teraz nieszczególnie dobrze jej szło. - Zachowywał się dziwnie - dodała ciszej, a potem zacisnęła na moment powieki, przypominając sobie te wszystkie ciosy, kopnięcia. Nie chciała dłużej o tym mówić, ale chyba tylko jej z ich dwójki temat ten nie odpowiadał. Poczuła się nieco lepiej dopiero, gdy została posadzona na czymś miękkim, co miało okazać się kanapą w jakimś pomieszczeniu, jeszcze nie miała sił, by się mu przyglądać, by poznać w nim salonik, w którym grała już kiedyś na fortepianie. Objęła po prostu brzuch dłońmi i chciała zwinąć się w kłębek. W zasadzie to zrobiła, słysząc, że ktoś wchodzi, Hawthorne chyba coś od tej osoby odbierał, potem zostali sami, ale z tego znów zdała sobie sprawę po czasie, gdy mężczyzna zmusił ją do tego, by uniosła głowę i na niego spojrzała. Musiał trafić palcami na jakieś zadrapanie na jej twarzy, bo poczuła nieprzyjemne szczypanie. - Nie musi pan tego robić - zrozumiała, że ten ktoś, kto był tu przed chwilą, musiał mu przynieść apteczkę. Chyba dopiero ten widok sprawił, że zaczęła bardziej analizować w jakim jest stanie. Nawet jak na siebie i ich wspólne doświadczenia, musiała wyglądać paskudnie. - Wystarczy, że sobie chwilę posiedzę... - dodała, chociaż marzyła teraz też o zimnym okładzie i szklance wody. - Richard może potrzebować pomocy... wysłał mu pan lekarza? - może i nie miała zbyt wielu sił, ale na to pytanie jeszcze jakieś znalazła. Trzymanie pionu też póki co nie było tak proste, a skoro nie pozwalał jej na kulenie się na kanapie, odrzuciła głowę delikatnie do boku, by jej ciężar ułożyć na oparciu i spoglądać na niego spod delikatnie uchylonych powiek.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
-Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie spotkasz się z tym bydlakiem - odwarknął w odpowiedzi na słowa Diviny. Najchętniej sam zadbałby o to, aby Norwood nie miała możliwości ponownego ujrzenia Dicka w swoim życiu, a rozwiązaniem na to byłoby zajebanie tego chuja. Jednakże w akcie miłosierdzia, który był dla Hawthorne'a nietypowy, ten podarował mu życie. Oczywistym było, że jedynym czynnikiem jaki na to wpłynął była Divina, Divina która siedząc obok w aucie trzęsła się ze strachu i prawdopodobnie wycieńczenia.
Sam Nathaniel był zmęczony adrenaliną i wysiłkiem jaki kosztowało go spotkanie z naćpanym Dickiem, a co dopiero taka drobna V, która w dodatku została przez tego skurwysyna sponiewierana i pobita. Sam jej wygląd wzbudzał w Nathanielu chęć mordu, a zarazem niespotykaną potrzebę zaopiekowania się Diviną, która zapewne sama nawet nie myślała o tym, aby coś ze sobą zrobić.
Mimo tego, że protestowała, podtrzymywał ją prowadząc do saloniku. Po drodze poprosił swoją gosposię, aby przyniosła mu apteczkę, a gdy to uczyniła kazał jej zadzwonić do ludzi, którzy mieli zająć się Dickiem.
- Coś ty z nim tam robiła? - Nathaniel nie umiał zrozumieć dlaczego drogi Diviny i tego chuja jakimś cudem się przecięły. - Skąd w ogóle go znasz? Mówiłaś mu po imieniu i on tobie - dociekał, a jednocześnie starał się jak najlepiej przyjrzeć poranionemu i obolałemu ciału Norwood. Mimo iż widział, że była wycieńczona, nie pozwolił jej się położyć. Wpierw musiał się upewnić, że nic się jej nie stało i zadbać o to, aby następnego dnia nie czuła się jeszcze gorzej. - Nie będziesz mówić co muszę, a czego nie muszę robić - burknął cicho, po czym delikatnie zaczął ścierać z policzka Diviny kurz i zakrzepłą krew. - V, ten człowiek o mały włos nie zakatował ciebie na śmierć... Muszę sprawdzić, czy... - Przerwał w pół zdania dostrzegając jak dziewczyna zaciska przedramiona na swoim brzuchu. - Podnieś sweter - rozkazał, ale oczywiście go nie słuchała bardziej zajęta osobą skurwysyna, który (jak Nathaniel miał nadzieję) właśnie zdychał dławiąc się własną krwią i wymiocinami. - Kto, kurwa? - Nazwała tego gnoja w taki sposób, że chociaż sytuacja zabawna nie była, Nathaniel nie umiał powstrzymać parsknięcia przepełnionego jadem i agresją. - Wysłałem mu pierdolonego anioła stróża. Może skurwiel przetrwa do rana - odwarknął, bo chciał nie myśleć już o Dicku, a skupić się na Divinie. - Pokaż mi brzuch, V - ponowił swój rozkaz, a potem nie czekając lekko przycisnął palce do żeber dziewczyny, by sprawdzić jak zareaguje i czy intuicja go nie myliła.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Tych nadziei Nathaniela nie skomentowała, bo niestety musiałaby powiedzieć mu coś, co raczej nie spotkałoby się z jego zadowoleniem. Uznała więc, że najlepiej nie podtrzymywać tego tematu, z resztą ból i zmęczenie wystarczająco mocno pochłaniały jej uwagę, aby o niczym innym nie myślała zbyt wiele. Najchętniej zwinęłaby się teraz w kłębek na swoim materacu, we własnym domu i leżała tak, aż nie poczułaby się lepiej. Nie przywykła do cierpienia w towarzystwie, więc obecność Hawthorne'a nieco ją krępowała, a może nawet była jej nie na rękę, bo czuła, że musi trzymać fason, a naprawdę aktualnie było to poza jej zasięgiem.
- Z cmentarza... którejś nocy odwiedzał jeden z grobów i chyba potrzebował z kimś porozmawiać - odpowiedziała na jego pytanie, bo daleka była od pyskatych osób, które buńczucznie odmawiały udzielania informacji. Uważała, że skoro zapytał, to powinna mu to wyjaśnić, ty bardziej, że w jej odczuciu nie było w tym wszystkim niczego złego, a po drugie... w tym stanie chciała jedynie spokoju. - Nie zabiłby mnie - powiedziała niezbyt głośno, ale nawet gdyby to wykrzyczała, te słowa po prostu nie mogły brzmieć wiarygodnie. Nie wypowiedziane przez sponiewieraną dziewczynę w podartych ubraniach, z licznymi śladami pobicia na ciele. Starała się chyba wyprzeć te wspomnienia z długich, jak wieczność minut, w trakcie których była kopana, wydając z siebie głośniejsze stęknięcie przy każdym uderzeniu. Właśnie przez to tak usilnie trzymała się za brzuch, który zdawał się boleć nawet mocniej przy każdym wdechu. Nie myślała, jak mocno go obejmuje, aż do momentu, w którym Nathaniel kazał jej ponieść sweter. Naturalnie wcale tego nie zrobiła, ale na całe szczęście Hawthorne'a zdążyła rozbawić jakaś inna kwestia. - Tak się nazywa - zauważyła pod nosem, ale zaraz westchnęła z ulgą i przymknęła oczy. - To dobrze... dziękuję. Musi przeżyć - wypowiedziała te słowa z lekkim trudem, czując, że teraz w zasadzie mogłaby zasnąć, gdyby Nathaniel nie wrócił ponownie do tej niewygodnej dla niej kwestii.
- Kiedy nie ma takiej potrzeby - stęknęła, na końcu nawet bardziej widowiskowo, bo chwila, w której docisnął palce do jej ciała sprawiła, że czas na moment stanął w miejscu, a może cofnął się do chwil w porcie. Zakręciło jej się w głowie i znów zamknęła oczy, tym razem mocno je zaciskając. Dopiero gdy zabrał dłoń odzyskała świadomość. - Nie chcę, żeby teraz pan się ze mną szarpał - w jej głosie każdy usłyszałby zmęczenie. Naprawdę nie miała sił, a znała go na tyle, by być pewną, że nie odpuści. - Przecież żyję... dojdę do siebie... niestety - dopowiedziała nie w pełni świadomie, bo przecież ból odbierał jej pełną kontrolę nad tym co mówiła. Mimo swoich sprzeciwów złapała też za brzeg swetra, który prezentował się nawet gorzej niż zwykle i z lekkim syknięciem, wywołanym poruszeniem wybitym palcem, uniosła odrobinę materiał do góry. Na widowiskowe siniaki było jeszcze za wcześnie, ale przy biodrze widoczny był sporych rozmiarów krwiak, który na pewno nie należał do jedynych, jakich nabawiła się podczas całego zajścia.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Chyba nie zaskoczyły go okoliczności w jakich Divina poznała Dicka; właściwie nie spodziewał się niczego innego po Norwood, która raczej od ludzi stroniła. W każdym razie on sam z chęcią wysłałby tego skurwiela z powrotem na cmentarz i tam V mogłaby go już odwiedzać do woli. Niestety obiecał jej, że tego nie uczyni, co było dla niego nowością, a przy okazji jeszcze zadbał o to, aby gnój nie zadławił się własną krwią i wymiocinami. W każdym razie i tak w dupie miał losy Dicka, a w tamtej chwili był totalnie skoncentrowany na Divinie i tym w jakim stanie była ona sama. Gdy syknęła, po tym jak dotknął jej żeber, Nathaniel z lekką obawą wreszcie zerknął na jej bok. Potężny krwiak nie zwiastował niczego dobrego, ale Hawthorne miał nadzieję, że żebra dziewczyny są w całości. Przesunął jeszcze kilka razy palcami po jej skórze, starając się skupić na tym co czuł, a gdy zakończył badanie, jego wzrok przykuła dłoń Norwood.
- Nie będę się szarpać, jak będziesz współpracować - mruknął ponuro, po czym chwycił rękę dziewczyny. Kilka palców były wyłamanych i opuchniętych, a na skórze widniało wiele zadrapań i śladów krwi. Nate przez moment zastanawiał się ile z nich należało do niej, a ile do Dicka, ale nie poświęcał tej myśli zbyt wiele czasu. - Jakie niestety? - O ile to możliwe, Nathaniel zmarszczył się w jeszcze groźniejszym grymasie spoglądając na twarz Norwood. - Przestań pierdolić głupoty, V - dodał. - Oduczę cię takiego myślenia - rzucił jeszcze, a że skupił uwagę dziewczyny na czymś innym, wykorzystał ten moment, aby odpowiednie poruszyć dłonią i nastawić na miejsce jeden z palców Norwood. Zostało jeszcze kilka i chociaż było to nie przyjemne, po chwili rękę Diviny nie była już niestatycznie powyginana. - Przepraszam - wyszeptał na koniec, słysząc nierówny oddech dziewczyny. I tak była niesamowicie silna, ale Nate zdawał sobie sprawę, że jej postawa nie umniejszała cierpieniu jakie musiała odczuwać.
Dał jej chwilę odetchnąć, a w tym czasie sięgnął po czysty materiał, który zamoczył w wodzie i powoli, z delikatnością i uważnością zaczął przecierać skórę na dłoniach Diviny. Usuwał z niej obrzydliwe wspomnienia z tej nocy, o których Nathaniel nie chciał dłużej myśleć. Chęć mordu była w nim olbrzymia i tylko osoba Diviny sprawiała, że pozwalał sobie chociaż na moment zapominać o nienawiści jaką czuł do Dicka.
- Nie, ja to zrobię... Twoje ręce są słabe, a masz na sobie tak wiele skaleczeń, że lepiej aby ktoś ci w tym pomógł - oznajmił, gdy po ponownym zwilżeniu materiału, przystawił go do policzka Norwood.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Dziwne to było uczucie... dłonie Nathaniela przesuwające po jej wychudzonych żebrach, po brzuchu, biodrze... oddychała ciężko, jeszcze chyba nie rozumiejąc jak się z tym czuje. Chciałaby powiedzieć, że to nic takiego, proste badanie, potrzeba sprawdzenia jej stanu zdrowia, po prostu dotyk za którym nic nie stoi. Ludzka rzecz, której nie powinna się dziwić, a mimo to... doświadczała czegoś takiego po raz pierwszy w życiu i wszystko zdawało się być nowe, inne, niż mogła przypuszczać. Może nawet przez to, jak zaaferowana była tym doznaniem, zapomniała o tak przejmującym bólu. Jego dłonie były zaskakująco ciepłe i miękkie, nie spodziewała się tego, wyraźnie odczuwając każdy jego ruch. W tym wszystkim zapomniała się na tyle, by jego głos, przerywający ciszę, wydał jej się wręcz niezrozumiały.
- Mogłabym sama - powtórzyła nie pierwszy raz, ale nadal była lekko skołowana, tym bardziej, że złapanie za jej dłoń wcale nie okazało się mniej przejmujące od chwili, w której sprawdzał jej żebra. Miała wrażenie, że oddech miała ciężki, jak jeszcze nigdy przedtem. - To zabrzmiało jak groźba! - nie zamierzała tego wykrzykiwać, w zasadzie to bliżej jej było do jęknięcia, bo w tej samej chwili Nathaniel nastawił jeden z palców. Odruchowo chciała wyrwać mu dłoń, ale nie była w stanie. Z każdym kolejnym ciężej było to wszystko znieść. W pewnym momencie złapała nawet jego własną dłoń, ale nie krzyczała już, nie wydawała z siebie dźwięków. Może nawet się do niego zbliżyła, przez ból w tak głupim ludzkim odruchu chcąc się wtulić w cokolwiek, ale nim zdobyła się na taki akt desperacji, wybite palce były już sprawne, a intensywny ból stanowił jedynie widmo przeszłości. W tym wszystkim jego przeprosiny wydały się nie na miejscu. Nieco zdyszana, ale wciąż milcząca spojrzała na niego spod lekko przymrużonych powiek. Była spocona, a włosy miała przylepione do czoła i polików. - Za co dokładnie? - zapytała patrząc w te jego niebieskie oczy, które tak jej nie pasowały do człowieka, jakim był. Dobrze, że dał jej chwilę, bo ledwo łapała oddech, trzęsąc się niemal i nie wiedząc, jak sobie ulżyć, a przy tym próbowała udawać, że wszystko jest dobrze. Dopiero chłód na poliku znów ją lekko ocucił. Chciała zabrać mu materiał i przez to złapała dłonią za jego własną, która leżała na jej twarzy. Zamiast się wycofać, spojrzała na niego nieprzytomnie.
- Dobrze więc - miała zachrypnięty głos i naprawdę było z nią tragicznie, skoro się z nim nie kłóciła. Musiała przymknąć oczy na moment, przełknąć ślinę, odnaleźć się w tym wszystkim. - Ale niech pan tak na moment zostawi - poprosiła. - To przyjemne - wyjaśniła jeszcze, bo chłód wilgotnego ręcznika stanowił chociaż częściowe ukojenie dla bólu, jaki odczuwała. Miała serdecznie dość, szczególnie teraz, gdy adrenalina zeszła, ale i tak bała się przyznać do swojej słabości. - Za moment mi przejdzie - obiecała. - Chociaż nawet wtedy nie zrozumiem... nie mam pojęcia co o panu myśleć - wymsknęło jej się, najpewniej przez gorączkę, która była teraz naturalnym objawem.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Myśli Nathaniela niespokojnie wciąż uciekały do mężczyzny, który był sprawdza każdego skaleczenia i obolałego miejsca jakie znajdowało się na ciele Diviny. Wzbudzało to w nim gniew i wściekłość, z którą starał się walczyć, ale raz po raz obrazy sprzed kilkudziesięciu minut wracały do niego ze zdwojoną siła. Starał się jednak skupić w pełni na tym co robił, na zadbaniu o to, aby Norwood chociaż odrobinę ulżyć w bólu i dyskomforcie.
- Jak to za co? Przecież zabolało, gdy nastawiałem - wyjaśnił lekko zdezorientowany, bo nie rozumiał dlaczego Docina pytała. Przez moment nawet poczuł pretensje, bo chyba dziewczyna nie oczekiwała tego, że ona przeprosi za coś jeszcze, za to co zrobił Dickowi na przykład... Niestety jedno myśli tak skupione na tej bójce, wciąż nie potrafiły się skupić na tym co właśnie robił w pełni.
Aczkolwiek, gdy Docina pozowlila mu oczyscic swoją twarz i opatrzeć ranki, Nate wpadniecie przestał myśleć o czymkolwiek. Widział tylko jak jego palce ostrożnie przesuwają się po skórze dziewczyny. Jak delikatne ślady krwi znikają pod białym materiałem, pozostawiając po sobie czysta i gładka skórę Diviny. Każdy ruch Nathaniela był niesamowicie delikatny o ostrożny, zupełnie niepasujący do porywczości i siły, która zwykle afiszował się gangster. - Słucham? Aaa.. Dobrze - dziwnie się czuł w tamtej chwili, ale z drugiej strony pojął, że sprawiała mu ona przyjemność, której nie był w stanie opisać słowami w prosty sposób. W zasadzie nawet nie starał się jej zrozumieć, po prostu oddał się chwili i robił to, co chciała Divina.
- Nie rozumiem, V - mruknął spoglądając w jej sarnie oczy. Nie rozumiał nic ani tego co mówiła, ani tego co robił, a ni tego co czuł, ale w tamtej chwili w jego głowie brakowało myśli. Działał zupełnie intuicyjnie, jakby nie rozum sterował jego ciałem, a emocje i pragnienia, których nie umiał zahamować.
Przesunął dłoń niżej, na szyję dziewczyny i pochylił się nadal nie umiejąc oderwać spojrzenia od jej twarzy
Ich usta dzieliły zaledwie centymetry, a niespokojny oddech Diviny draznil jego poloczek. Było już blisko, naprawdę nisko, gdy nagle czyjąś obecność we wszystkim im.przeszkodzila.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie miała chyba siły tłumaczyć mu o cóż też jej chodziło, chociaż sam fakt, że nie zrozumiał sprawił jej jakiś zawód do którego w zasadzie nie miała prawa. Na którym etapie tej ich dziwnej znajomości zaczęła wierzyć, że on się zmieni? Że wcale nie jest takim okrutnikiem, na jakiego kreują go wszystkie te niegodziwe czyny, których dopuszcza się bez mrugnięcia okiem? W zasadzie to... dlaczego jej zależało, by być świadkiem tych zmian? Mogła sobie mówić, że to kwestia głębokiej wiary, że jak przystało na chrześcijankę, chcę szukać w ludziach dobra, ale przecież widziała, że Hawthorne nie jest jedynie jednym z wielu niewiernych, o których myślała zbiorowo. Frustrowało ją to, a frustracja sama w sobie nie była emocją, którą dobrze znała, w zasadzie można by pokusić się o stwierdzenie, że stanowiła dla niej nowość.
- Divina - poprawiła go cicho, ale mimo bólu na jej ustach zamajaczył cień uśmiechu, tak nie pasujący do tej sytuacji. - Jak bardzo musimy być zagubieni, skoro żadne z nas nie rozumie? - musiała majaczyć przez ból i emocje towarzyszące pobiciu, dlatego też wypowiadała własne myśli na głos. W tamtej chwili otworzyła jeszcze oczy, czując jak jego dłoń przesuwa się w kierunku jej szyi. Z początku niewiele podejrzewała, a potem dostrzegła jego twarz, znacznie bliżej jej własnej, niż wcześniej. Przełknęła ślinę, jakby złapana w jakąś pułapkę, przez którą serce zaczęło bić jej szybciej, niemalże dudniąc w uszach. Ani drgnęła, z dłonią nadal ułożoną na jego własnej. Miała wrażenie, że świat zwolnił swoje obroty i chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo chciała wiedzieć, co się zaraz wydarzy. Ponownie nie rozumiała kompletnie tego uczucia, nie rozumiała też tej sytuacji, ale będąc zahipnotyzowaną przez błękit jego spojrzenia, nie potrafiła się jej w żadnym stopniu obawiać. W zasadzie to czuła się spokojnie i bezpiecznie, w takim rozumieniu tych słów, jakiego wcześniej nie znała. Bo był okropnym człowiekiem, ale - czy błędnie czy nie - wierzyła, że nic złego jej teraz z jego rąk nie spotka. Nie broniła się więc wcale przed bliskością, w której każda sekunda przeciągała się w nieskończoność, a kiedy pewna była, że za chwilę ich wargi się spotkają, ktoś otworzył drzwi.
- Przyniosłam leki przeciwbólowe - oznajmiła ta sama kobieta, która Divina już wcześniej poznała, ale widząc jaką scenę zastała, zawahała się na moment. Naturalnie między Norwood, a Nathanielem znów zwiększył się dystans, a sama organistka chyba zrozumiała jak musiało to wyglądać i w nagłym przypływie adrenaliny podniosła się, by odejść parę kroków w stronę instrumentu, który tutaj stał. - Są mocne, nie należy przekraczać dawki i odurzają, więc łatwiej będzie zasnąć - podjęła przerwany wątek, starając się brzmieć profesjonalnie, gdy Divina poprawiała jeszcze podciągnięty sweter.
- To narkotyki? - zapytała nieco przerażona, bo kompletnie się na tym nie znała.
- Nie? - sposób w jaki kobieta wypowiedziała to jedno słowo sprawił, że Norwood przypomniało się kim jest, a kim nie jest i nie będzie. - To po prostu silne środki na receptę, ale można je przedawkować - mówiąc to podała opakowanie Nathanielowi. - Jeśli chce pan iść odpocząć, zajmę się gościem - zaproponowała jeszcze, czekając na jego odpowiedź. Jeśli zaś chodzi o Divinę, jej wzrok wlepiony był w opakowanie z tabletkami. Nie umiała dłużej stać na nogach, więc przysiadła na taborecie od fortepianu.
- Przedawkować... jakbym wzięła ich przypadkiem za dużo, to umrę? - rzuciła w przestrzeń, patrząc nadal na pudełko. To było dla niej takie naturalne, szukać drogi do własnego końca. Zawsze tak robiła, ale jednocześnie, gdy wypowiedziała te słowa, to jakoś tak... zerknęła na Nathaniela, jakby jego osoba stanowiła problem w tym planie. A może powód przez który ten plan nie był już dla niej tak oczywisty i pożądany, jak kiedyś.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Logiczne myślenie w połączeniu z obecnością Diviny nigdy nie wychodziło Nathanielowi najlepiej. Przekonał się już o tym niejednokrotnie reagując na spotykające ich sytuacje zupełnie nieprzewidywalnie. Chociażby powód dla którego Norwood znalazła się w jego domu, po raz kolejny, tak późną porą mówił sam za siebie. Nathaniel doskonale wiedział dlaczego skradał zmysły, gdy w grę wchodziła postać nienormalnej, dzikiej i kompletnie oderwanej od rzeczywistości organistki. Doskonale wiedział, ale nie umiał przyznać przed samym sobą wprost, że po raz pierwszy od dawna znów na kimś mu naprawdę zależało. Dziwniejszym jednak od samego faktu posiadania przez gangstera uczuć kogokolwiek, był fakt, że to właśnie na Divinę padło. Na kogoś tak nie pasującego do jego świata i tak różniącego się od Nate'a, że prawdopodobnie szybciej przyszłoby mu się zaprzyjaźnić z papieżem, a niżeli w pełni zrozumieć Norwood. A jednak...
Znajdowali się w tym przyciemnionym saloniku, gdzie ciszę przerywał szum fal dochodzący zza okna i ich oddechy. Natahniel zaskoczonym był tym jak wielką wagę zaczął przywiązywać do szczegółów, które wcześniej nigdy nie grały dla niego większej roli, a w tamtej chwili doskonale wyczuwał pod palcami każde zadrapanie, skaleczenie i drobną rankę na skórze dziewczyny. Zapamiętał, że tuż pod linią żuchwy wyczuł podłużną rankę, a pod nią jeszcze kilka, znacznie mniejszych. Czuł na swoim policzku ciepły oddech Diviny, a jego nozdrza rozpoznawały w zapachu jej skóry i włosów woń ziemi, morskiej soli i czegoś jeszcze... Czegoś co od początku towarzyszyło Norwood. I chociaż z początku kojarzyło się Nathanielowi ze zbutwiałą i wilgotną szopą, w której mieszkała dziewczyna, w tamtej chwili zrozumiał, że to zapach roślinności, lasów i kory drzew. Miejsc, które dla Norwood były prawdziwym domem.
Kompletnie nie myślał o tym do czego doprowadzą jego czyny. Nie skupiał się na konsekwencjach. Robił to, na co miał ochotę, na co jak sądził i Divina czekała, bo ani drgnęła poddając się jego sugestią. Gdzieś od dawna czuł, że narracja w ich relacji uległa zmianie, ale dopiero w tamtej chwili ta zmiana ujrzała światło dzienne. I gdy już wszystko miało stać się jasne, chociaż w zasadzie pewnie jeszcze bardziej skomplikowane, właśnie wtedy do pomieszczenia ponownie weszła gosposia, a w raz z pojawieniem się jej - wszystko im umknęło.
- Odłóż je na stole - burknął, gdy już doszedł do siebie. Wszystko działo się tak prędko i chociaż Nathaniel ani drgnął, czując się w swoim domu kompletnie swobodnym, to Divina uciekła niczym spłoszone zwierzę. Czy on sam czuł się niekomfortowo? Być może, ale absolutnie nie dał tego po sobie poznać. Zresztą jak zwykle. Kamienna twarz i zero reakcji były dla Nate'a naturalną metodą obronną.
Trochę nieobecnym wzrokiem śledził ruchy Diviny. Czuł się jakby oderwany od otaczającej go rzeczywistości i dopiero po chwili dotarło do niego o czym rozmawiały kobiety. W mgnieniu oka, Hawthorne znalazł się przy Norwood wyrywając jej opakowanie z ręki.
- Nie weźmiesz ich za dużo - oznajmił srogo. - I nie umrzesz - dodał zimnym, grobowym wręcz głosem, kompletnie różniącym się od tego, którym jeszcze kilka minut wcześniej prowadził dialog z dziewczyną. - A ty możesz już odejść i sama odpocząć. Divina i ja poradzimy sobie sami - rzucił nie spoglądając na gospodynię, bo w tym czasie przemierzył niewielki dystans dzielący go od stolika, na którym znajdowało się kilka karafek z alkoholami.
-Będę u siebie, gdybym była potrzebna, albo..
- Nie będziesz - przerwał jej w pół zdania i obdarował wzrokiem, pod którego naporem kobieta szybko odpuściła pomieszczenie. Dopiero potem Natahniel skierował spojrzenie swoich jasnych oczu na Norwood, a ciepłe uczucie, którymi ją darzył przyćmiła mgła zmartwienia i złości. - Co ty znów, kurwa, kombinujesz? - Burknął poddenerwowany, by tak naprawdę ukryć to jak zawiedziony i przerażony był tą fascynacją Diviny odnośnie własnej śmierci. Obdarzył dziewczynę podejrzliwym spojrzeniem, po czym zacisnął mocniej dłoń na trzymanym przez siebie pojemniku z lekami. Był zły na Divinę, ale też na tyle zmęczony, że nie miał już ani siły, ani ochoty na prowadzenie jakiś dyskusji, ani grożenie jej. Zamiast tego podszedł do fortepianu, przy którym stała i położył na wieku dwie tabletki, a obok szklankę z wodą. - Tyle pomoże ci uśnieżyć ból i zasnąć - oznajmił, nie mając najmniejszego zamiaru pozostawić dziewczynie całej zawartości pudełeczka, które teraz spoczywało na dnie jego kieszeni.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Stała jak gdyby nigdy nic, ale serce nadal waliło jej w piersi, a w głowie huczało od niewypowiedzianych myśli. Była tam, jeszcze kilka sekund temu, obok niego, świadoma do czego zmierza ich bliskość, a jednocześnie tkwiąca w takiej niewiedzy. Bo chociaż niewiele wiedziała, pewna była tego, że gdyby w tamtej chwili ją pocałował, nie uciekłaby przed tym. Nie wiedziała natomiast czy bardziej ją to spostrzeżenie przerażało, czy może raczej fascynowało. Nawet nie potrafiła określić tego, co się z nią działo, ale wmawiała sobie, że to na pewno jakieś złe działanie, jakie miał na nią ten człowiek. Ten sam, który teraz wydawał się być tak niezadowolony jej postawą. O jego humory dbać nie powinna, a mimo to poczuła cos dziwnego... jakby niechęć przed myślą, że mogłaby go zawieść... nawet w jej głowie brzmiało to niedorzecznie.
Pokiwała jedynie głową, gdy powiedział, że nie umrze, jakby się z nim zgadzała, a przecież to przeczyło temu, w co wierzyła. Mimo to poczuła ulgę, gdy odesłał kobietę, ale ta ponownie zmieszana była z uczuciami, których nie rozumiała, a które wywołało to, że nazwał ją pełnym imieniem. Tylko, że gdy zostali już sami, a on spojrzał na nią ponownie, w tych pięknych niebieskich oczach nie było już ciepła, niczego miłego, a ona zdała sobie sprawę z tego, że to z jej winy. Wyrzuty sumienia jej ciążyły, co też było dość dziwne... żałowała po prostu, że przez jej słowa coś się zmieniło i tęskniła za spojrzeniem, którym raczył ją jeszcze chwilę temu.
- Nic... po prostu zadałam pytanie - odpowiedziała nieśmiało, patrząc na dwie tabletki, jakie położył na fortepianie. Zmarszczyła delikatnie nos. - Nie odwiezie mnie pan do domu? - zapytała, ale wystarczyło, by na niego spojrzała i już znała odpowiedź. Tym razem jednak nawet nie podejmowała próby walki. Była w naprawdę złym stanie, ledwo stała na nogach i ból dawał jej w kość. Poza tym... nie chciała znów go denerwować. Wolała gdy był taki, jak wtedy, gdy siedziała na kanapie. Zbliżyła się więc do tabletek i po chwili wahania połknęła je i zapiła wodą. Została zaprowadzona do znanej już sobie sypialni, gdzie usiadła na materacu, gdy Nathaniel mówił coś o ubraniach na przebranie. Chyba po nie wyszedł, ale musiała zasnąć gdzieś na skraju łóżka niedługo po tym. Mimo to obudziła się leżąc pod kołdrą, z głową na poduszce, nadal cała poobijana. Dostała śniadanie i kolejną porcję tabletek przeciwbólowych oraz wykład o tym, żeby unikać Richarda, co akurat nie było jej na rękę. Nie mogła jednak narzekać i chociaż Nathaniel łatwo się denerwował i nadużywał wulgaryzmów, miała wrażenie, że pierwszy raz od dawna ktoś interesował się jej losem, nawet jeśli okazywał to w tak pokraczny sposób. Ostatecznie i tak nie miała za wielu punktów odniesienia, by wiedzieć, jak wygląda typowa troska.
***
Od pobicia minął ponad tydzień i był to czas względnego spokoju, który szybko miał wydrzeć się z jej rąk i ustąpić miejsca kolejnym kłopotom. Jeszcze kilka chwil temu leżała w banku na posadce, brudząc ją krwią sączącą się ze skroni i chociaż to głupie, czuła się wówczas mniej zagubioną, niż teraz, wychodząc wraz z tłumem zakładników przed budynek. Ludzie wspierali się nawzajem, ale na nią patrzyli tylko gniewnie, bądź ignorowali całkowicie. Sama nie wiedziała którą opcje wolała. Gdzieś tam z boku wołała jakaś policjantka, obok stało kilku innych mundurowych, mężczyznę, który się nią zainteresował w czasie całego zajścia gdzieś zgubiła. Była przerażona i chciała zniknąć, a do tego kręciło jej się w głowie. Krew nadal sączyła się po policzku, ale już tego nawet nie czuła. Szła przed siebie krok za krokiem, z trudem unosząc nogi, aż do momentu w którym ktoś jej nie złapał za ramię.
- Hej, jesteś ranna, wezwiemy pogotowie - to była ta sama policjantka, która chwilę temu wolała coś do tłumu. Teraz jej bystre oczy przyglądały się Divine, a ona nie była pewna, czy bardziej boi się policji czy wspomnianego pogotowia. Może wszystkiego po trochu? W każdym razie zabrała ramię natychmiast, wycofała się w tył i uderzyła kogoś przypadkiem.
- To ty! Przeklęta dziewucho, przez ciebie to wszystko - warknął jakiś starszy mężczyzna, który zaraz zaczął tłumaczyć kobiecie w mundurze, żeby ta nie marnowała czasu na kogoś takiego jak Norwood, ale tego dziewczyna już nie słuchała, bo zrozumiała, że od kilku chwil ktoś wola jej imię. Samochód Nathaniela stał obok, wołał ją, a może raczej wrzeszczał, ale nie kazała mu zbyt długo czekać, nie zastanawiała się nawet co tu robił, chociaż na tym etapie powinna już wiedzieć, że po prostu wytropił ją po telefonie. W każdym razie potrzebowała jakoś uciec od tych ludzi i teraz z kolei nie bacząc już na wołania policjantki, jakimś cudem w kilku większych krokach pokonała odległość od samochodu, a nawet wgramoliła się na siedzenie i zamknęła drzwi.
- Proszę stąd jechać - wyrzuciła z siebie i na całe szczęście ją posłuchał, bo samochód zaraz ruszył z miejsca, zostawiając całe zamieszanie za nimi. - Proszę nie krzyczeć... Ksiądz poprosił o zrealizowanie czeku, stałam w kolejce, pojawili się bandyci, kazali nam się położyć, a ja pomyślałam... - że może to szansa, by w końcu dostać to, czego chciała, swój wielki koniec. Tylko, że tego nie mogła mu powiedzieć, zacięła się więc i po chwili konsternacji opuściła głowę. - Nie posłuchałam i mnie uderzył bronią - wyjaśniła pod nosem, z trudne wypowiadając te i wcześniejsze słowa. Miała wrażenie, że ostatnio stałe widuje go gdy jest poobijana i była pewna, że Hawthorne ma już tego dość. - Mógłby mnie pan odwieźć do domu? Jestem zmęczona - poprosiła, bo naprawdę oczy jej się kleiły, głową była ciężka. Zwyczajnie było jej słabo od tego uderzenia i przeżyć, ale też pojawiło się coś nowego. Zamiast wlepiać wzrok ślepo w podłogę, kilka razy zerknęła na niego i przyłapywała się na myśli, że nie chciała, aby był przez nią zły. Na nią zły. Dziwne to było spostrzeżenie i nieszczególnie wiedziała, jak powinna z nim sobie poradzić. - Przepraszam... zawsze się pan przeze mnie denerwuje - dodała dość cicho, bo chociaż przepraszanie za wszystko było dla niej normalne, to takie personalne przeprosiny, skierowane do konkretnej osoby, już nie. W dodatku serce waliło jej szybciej i sama nie wiedziała, czego jest to oznaką. Teraz jednak spojrzała za okno i oceniła kierunek jazdy, który podsumowała jedynie krótkim westchnięciem. - Nigdy nie odwozi mnie pan do mojego domu - zauważyła mimochodem, przymykając na moment oczy. Kiedyś pewnie zaczynałaby się z nim kłócić, ale powoli docierało do niej, że to nic nie daje i koniec końców i tak wyląduje w jego posiadłości, a próba zmienienia jego planów jedynie go zdenerwuje.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Potrzebował zdystansować się i na kilka dni zaprzestać jakichkolwiek kontaktów z Divina. Po tym co zaszło, a raczej do czego prawie doszło w jego domu, po feralnej nocy z Dickiem w roli oprawcy i ofiary, Nathaniel nie umiał pozbierać myśli. Raz po raz wracały one do osoby Norwood, a przecież wiedział, że to do niczego nie prowadzi. Kierowały nim chore, niezrozumiałe sentymenty, bo co innego? Mógł przebierać w kobietach, które spełniały by jego każda fantazje. Mógł mieć co zechciał i kiedy chciał. Divina kompletnie nie pasowała do jego świata, pod żadnym względem, a więc nic innego jak durne emocje i uczucia ciągnęły go ku jej osobie. Absolutnie tego nie chciał, bo doskonale wiedział, że nigdy nie kończy się to dobrze. Posiadanie kogokolwiek na kim by mu zależało, przysparzało by mu słabych punktów, a ludzie jego pokroju na takowe ani nie chcieli, ani nie mogli sobie pozwolić. Przynajmniej Hawthorne tak to sobie tłumaczył, po tym jak jego poprzednie związki zakończyły się tragicznie i bardzo, bardzo źle. Nie chciał po raz kolejny narażać kogoś na niebezpieczeństwo po raz kolejny kogoś stracić, ale jednak… Mimo chęci wycofania, codziennie śledził dane GPS wysyłane z telefonu Norwood. Zastanawiał się co robi, gdzie i z kim jest. Tamtego poranka ze szczerym zaskoczeniem odnotował, że znalazła się w centrum. Rzadko wychodziła poza mniej zaludnione dzielnice, a akurat tamtego feralnego dnia musiała. Nathaniel prędko dowiedział się o napadzie w banku i kierowany jakimś niezrozumiałym przeczuciem sprawdził, gdzie w tym czasie była Divina. Oblał go zimny pot, widząc sygnał nadawany z jej telefonu znajdującego się dokładnie w miejscu napadu. Hawthorne nie wierzył w nic. Nie był też typem, który dbał kiedykolwiek o jakieś zabobony, czy głupie przesądy, ale w tamtej chwili wspomniał w myślach o tym jak Dicina ostrzegała go przed swoją klątwą… pierwszy raz na poważnie wziął jej słowa.
Chwilę później był już w drodze na miejsce zdarzenia, a gdy tylko zaparkował od razu odnalazł wzrokiem Norwood. Jak zwykle wyróżniała się z tłumu w tej swojej niecodziennej zbieraninie ubrań. Wolał ja z daleka i całe szczęście tym razem sama Divina wręcz uciekła w jego stronę, aby chwilę później znaleźć się w bezpiecznym aucie.
- Coś ty tam robiła, V? - Zapytał przejęty tym w jakim była stanie. Dostrzegł na jej czole ślad po stróże krwi zapewne cieknącej z niewielkiej rany, która miała tuż przy lini włosów. - A ksiądz, kurwa, sam nie mógł tego zrobić? - Nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Musiał po prostu na kimś wyżyć swoją złość. - Pomyślałaś? - Spojrzał na nią, a gdy dokończyła, zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. - Jak policja nie dorwie tych skurwieli, sam się nimi zajmę… - Burknął składając obietnice samemu sobie. Oczywistym było, że nie zamierzał odwozić Diviny do domu po tym co zaszło. Chciał, aby opowiedziała mu ze szczegółami co zapamiętała. Nie miał pojęcia, kto stał za napadem i szczerze go to wkurwiało. Potrzebował więc informacji, jakichkolwiek, a niespodziewanie miał okazję porozmawiać z naocznym świadkiem. Na to jednak przyjdzie czas później, bo póki co w głowie Nathaniela kłębiły się inne myśli. - Jesteś zmęczona, a poza tym? Wszystko dobrze? Przebadali ciebie? Pewnie będą chcieli, abyś złożyła zeznania… Jak nie chcesz nie musisz. Powiedz im, że nic nie pamiętasz.. Nawet jak to nie prawda. Dadzą ci spokój - poradził, bo bał się, że policja mogłaby przyczepić się Diviny, gdyby dowiedziała się o tym w jakich miejscach i z kim była często widywana w ostatnim czasie.
Przejechali zjazd na podmokłe tereny, gdzie mieścił się domek Norwood. Nathaniel zetknął tylko na moment w stronę V, gdy ta oznajmiłem, że nigdy jej nie odwozi do domu.
- Tę szopę na narzędzia ciężko nazwać domem… Powinnaś przenieść się gdzieś indziej. Proponowałem ci już wynajęcie mieszkania, nie rozumiem czemu tak upierasz się przy tym bagnie - po raz kolejny rzucił tych kilka słów niezbyt zadowolonym tonem, ale nadal czuł rozdrażnienie i stres. Przerażało go to co się z nią działo, to jak non stop wpadała w tarapaty, ale chyba jeszcze bardziej bał się spostrzeżeń dotyczących jego samego, tego, że się o nią bał, martwił, troszczył…
Kilka minut później znaleźli się pod posiadłością Hawthornea. Nate pomógł Divine opuścić wysokie auto, po czym odgonił kilka wielkich dobermanów, które przybiegły się przywitać.
Powinnaś odpocząć… Nie ufam twoim zapewnieniom, że nic ci nie jest, ale wstrzymam się z wezwaniem lekarza, póki jesteś pod moją opieką.. .- oznajmił i dopiero po chwili pojął sens swoich słów. Nie chciał się jednak nad nim wielce zastanawiać i po tym jak weszli już do przestronnego holu, skupił swoją uwagę na gosposi rozkazując jej przygotować znów pokój dla Diviny.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Przy każdym mrugnięciu, ponownie wspominała sceny z banku, uderzenie, to jak upadła na podłogę, jak czuła wypływającą z rany krew oraz uciekającą energię. Chciała wówczas jedynie zasnąć, ale nic podobnego się nie stało... była tu nadal, chociaż sceneria dość mocno się zmieniła. Teraz, zamknięta z Nathanielem w jego samochodzie, próbująca skupić się na czymś innym, przyłapała siebie na myśli, jak wiele się zmieniło, odkąd pierwszy raz go spotkała. Wówczas był w niej jedynie strach, potrzeba unikania tego człowieka, a dzisiaj z własnej, nieprzymuszonej woli zajęła miejsce w jego samochodzie i chociaż jej wrodzone wartości kazały jej chcieć wrócić do własnego domu, wiedziała, że nie będzie się z nim wykłócać, gdy pojadą do niego.
- Mógł, ale poprosił mnie - odpowiedziała dość spokojnie, ledwo dostrzegalnie krzywiąc się od przekleństw. Była naprawdę zmęczona, a może to po prostu strata krwi i uderzenie w głowę tak ja przyćmiło? - Przynajmniej cieszy mnie, że pierwszy raz jest pan po stronie prawa... - skomentowała odnośnie tej groźby, której wagi w tamtej chwili po prostu nie umiała zrozumieć. Chyba przez to swoje przyćmienie zapomniała, że Nathaniel nie rzuca pustymi słowami, gdy mówi, że kimś się zajmie. Przymknęła na moment oczy, opierając głowę o skórzane oparcie, chociaż usilnie chciała śledzić słowa Hawthorne'a. Mimo to te trochę jej ulatywały, a na pytanie, czy wszystko dobrze, odpowiedziała jedynie yhm.
- Nie badali... chcieli wezwać karetkę, ale na szczęście pan przyjechał - cóż za absurd... kwitować pojawienie się Nathaniela słowami "na szczęście", a mimo to właśnie tak to odbierała. Poza tym zaskakiwało ją to, że nie krzyczał na nią tak, jak się tego po nim spodziewała. - Ja nie kłamię - dodała nieco świadomiej, gdy zasugerował, ze ma skłamać, że nic nie pamięta. - Zobaczymy czy przyjdą, nie dogaduję się z miejscową policją - mogło to brzmieć, jakby Divina była na bakier z prawem, ale nic podobnego. Po prostu nie ufała mundurowym, nigdy jej nie pomogli w żaden konkretny sposób.
- Nie stać mnie na wynajem - przypomniała mu spokojnie i bez cienia zażenowania. Nie wstydziła się swojej sytuacji życiowej, bo ta była powszechnie znana każdemu, kto cokolwiek o niej słyszał. Poza tym w tym stanie wszystko jej było jedno. Dojechali na miejsce i w zasadzie nie wzbraniała się nawet przed tym, jak pomagał jej wyjść z samochodu, ale jako, że zaparkowali na zewnątrz, dookoła pojawiły się psy, które nico ją otrzeźwiły, bo w jednej chwili drgnęła i w głupim odruchu schowała się za Nathanielem. Niby nic, ale znów przyłapała się na tym, ile się zmieniło, a wtedy nieoczekiwanie przypomniała sobie chwilę, w której prawie ją pocałował i serce zabiło jej szybciej, a w gardle nieco zaschło i chyba nie do końca rozumiała to wszystko. Jeśli Hawthorne faktycznie był próbą, to musiała starać się bardziej, by ją przejść.
- Nie potrzebuję pokoju, wystarczy jak na moment usiądę - zapewniła, bo coś za często zostawała w tej posiadłości, w której nadal czuła się, jak w jakimś labiryncie. Poza tym nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć, w odpowiedzi na jego słowa o tym, że jest pod jego opieką. Faktycznie, kiedyś... czuła się o wiele bardziej, jak więzień w tym miejscu, a teraz? Było nieco inaczej... Poszła za nim do salonu, gdzie faktycznie usiadła na stołku od fortepianu. - Poszłabym też może umyć twarz, ale poza łazienką w sypialni gościnnej, nie wiem gdzie znajduje się jakaś inna - przyznała, ale zamiast szykować się do poszukiwań, zwiesiła głowę smętnie, bo wcale nie miała siły ani ochoty się teraz podnosić. Zaschnięta na twarzy krew i włosy przyklejone do rany nie były aż takie złe. Oparła się nieumyślnie o klawiaturę fortepianu, pewna, że ta jest zamknięta, więc kiedy usłyszała parę dźwięków, aż podskoczyła, odwracając się pospiesznie. - Przepraszam, to przez przypa.... och - fortepian nie tylko był otwarty, ale leżały na nim nuty nie należące do niej. - To nie moje... prosi pan kogoś innego by dla pana grał? - pierwszy raz odkąd po nią przyjechał, skrzyżowała z nim spojrzenia. Miało to być zwykłym pytaniem, chęcią pozyskania informacji, niczym szczególnym, ale... z niezrozumiałych dla siebie przyczyn, myśl, że faktycznie mógłby to robić, sprawiła jej ból. Nie miała do tego prawa, ale poczuła zawód, bo chociaż zarzekała się, że nie chce mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, to przecież... przecież to ona dla niego grała. Czy nawet do tej roli się nie nadawała? Może już zmądrzał i zrozumiał, że lepiej trzymać się od niej z daleka?

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Z tym staniem Nathaniela po stronie prawa nie do końca było tak jak Dicina sobie zapewne wyobrażała. Hawthorne nie zamierzał jednak nic więcej od siebie dodawać, a fakt, że Divina nagle zaczęła bawić się w parafialną księgowa po prostu przemilczał. Nie jej wina przecież, ale z drugiej strony zastanawiające było, że tak wiele niefortunnych zdarzeń miało miejsce wokół postaci tej smutnej, samotnej panny z lasu.
-Nie widziałaś się z lekarzem? - To zaniepokoiło Nathaniela, bo stan Norwood prosił się chociażby o krótką konsultację medyczna. Było już niestety na nią za późno, a więc po raz kolejny to jemu przyjdzie opatrzyć rany Diviny. Nate nawet nie zapamiętywał, który to już raz. - Jakoś mnie to nie zaskakuje… to banda idiotów - wydał swoją, jakże nie obiektywną opinie na temat policji w Lorne Bay. Przecież niemożliwym byłoby utrzymanie dobrych stosunków między nim, a stróżami prawa, nawet jeśli nigdy, oczywiście oficjalnie, między nimi nie doszło do żadnej zadry. - Ale mnie stać… - Burknął pod nosem, ale nie chciał poruszać tego tematu, więc szybko przeskoczył na następny, a że znaleźli się już w posiadłości to całkiem sprawnie mu to poszło.
Nathaniel miał wrażenie, że Norwood coraz bardziej opadała z sił. Siniak, a raczej guz pojawił się na jej czole, tuż obok rany i gangster miał nadzieję, że poza bólem głowy nic więcej Divinie nie będzie. Mówiąc wprost, nie chciał, aby okazało się, że Norwood doznała wstrząśnienia mózgu.
- Chyba na dłuższą chwilę… ledwo stoisz na nogach - mruknął odprowadzając ją wzrokiem do fortepianu. Po tym jak gosposia wróciła z apteczką on sam podszedł do instrumentu, by móc zająć się skaleczeniem na czole Norwood. - Zaraz zaprowadzę ciebie na górę. Wykąpiesz się i odpoczniesz ale najpierw zajmę się tym - oznajmił i kiedy on przygotowywał opatrunek i owijał w białą szmatkę zimny kompres, który V mogła potem położyć na czole, dziewczyna zmieniła pozycję i opadła niedbale na fortepian. Ten zadzwieczał donośnie, a Divina zaraz poderwała się, widocznie zaskoczona tym, że wieko było otwarte. Ona sama zawsze je starannie zamykała, ale on..
- Nie - Nathaniel odpowiedział oschle na pytanie Norwood, ale nie dlatego, że czuł się atakowany, a dlatego, że czuł się nakryty na czymś, czego ujawnić nigdy nie chciał. Dopiero po chwili zrozumiał, że to o co zapytała dziewczyna było zaskakujące i zatrzymał się przy tej myśli na moment. - Nikt, poza tobą nie gra dla mnie - wyjaśnił nieco spokojniej, po czym zabrał nuty i odłożył je na już zamknięte wieko. Nie chciał się wprost przyznać do tego, że sam grywał. Według siebie robił to nie doskonale i niestarannie, a co za tym idzie nikomu nie chciał tego prezentować. Czuł się ze swoim talentem jak zawstydzony dzieciak i nie ujawniał go nikomu, podobnie jak swoich szkicy. - Spójrz na mnie, chce opatrzyć twoje czoło - rozkazał po sekundzie, no miał wrażenie, że Divina nadal zbyt dużą część swojej uwagi poświęcała nutnikowi. - Są moje - na tyle mógł zaspokoić jej ciekawość, a potem złapał za szczękę dziewczyny i samemu nakierował jej twarz w swoje stronę. - Musisz to potem przyłożyć i trzymać, bo już nasz porządnego guza… - Burknął niezadowolony, starając się zmienić temat. - Śledź wzrokiem mój palec przez moment… - Mówił dalej, ale miał wrażenie, że Divina nie do końca go słuchała.


Divina Norwood
ODPOWIEDZ
cron