prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Bo tak się ubierają sztywniary z kancelarii

Nerwowo machała stopą pod stołem konferencyjnym, przez cały czas próbując skupić się na przebiegu rozmowy z prezesem Chińskiej firmy, której Australijską filię oskarżono o nieprzestrzeganie zasad BHP. Sprawa wyszła od poszkodowanego pracownika, który gdyby oceniać sprawę moralnie, miał całkowitą rację. Janelle jednak nie była od tego aby dzielić się własnymi przemyśleniami. Prawnie firma była czysta, a przynajmniej do tego przekonywała prezesa, który przez cały czas dzielił się z nią swymi postrzeżeniami; z nią i osobą pośrednią, czyli tłumaczką siedzącą po drugiej stronie stołu.
To przez obecność kobiety Janelle nie mogła się w pełni skupić. Ostatnie czego chciała w swej zawodowej karierze to jakakolwiek, choćby minimalna, współpraca z ex narzeczoną. Jej pojawienie się w biurze było nie mniejszym zaskoczeniem, co bezczelne flirtowanie z prezesem firmy.
Nie dość, że miała mieszane uczucia przez samo ujrzenie Reagan, to jeszcze musiała ją strofować surowymi spojrzeniami, żeby ta nieco przyhamowała w dolewaniu oliwy do ognia. Żeby nie odpowiadała na śmiałe gesty i słowa prezesa, z którym widziała się tylko przez face time! Reddick nie musiała idealnie znać chińskiego, żeby wiedzieć co oznaczały te wszystkie chichoty, uśmieszki i inne gesty, które dostrzegła nie tylko u mężczyzny, ale także u swej ex. A tą przecież znała na wylot i dobrze wiedziała, jak zachowywała się, kiedy z kimś flirtowała.
- Zapewniam, że nie ma takiej potrzeby, żeby pan przylatywał do Australii. – Zajmie się jego sprawami oraz pozwem, o ile wcześniej z frustracji nie walnie autem w jakieś drzewo. Nie. Nie miała na to siły. Ostatni wieczór w Moonlight zafundował jej przeogromnego kaca i byłoby cudownie, gdyby rozchodziło się tylko o trawiony przez organizm procenty. Skusiła się na coś mocniejszego. Na tabletki, których branie zakończy jej karierę, ale w tamtej chwili w pubowej toalecie myślała tylko o tym, żeby po prostu sobie odpuścić. Nie myślała. Wzięła tapsy od obcej dziewczyny i zaryzykowała, teraz walcząc z kiepskim samopoczuciem oraz zdrowiem.
Niewyspana i skacowana; tak właśnie po raz pierwszy chciałaby się pokazać swojej ex.
- Cudownie – syknęła pod nosem na wieść o tym, że pan prezes jednak przyleci, w czym na kilometr wyczuwała podtekst. Bez magicznej kuli i talii kart potrafiła przewidzieć jego zaproszenie pani tłumaczki na przemiłą kolację.
Gdyby nie forsa, renoma kancelarii i jej własna – powiedziałaby, żeby pocałował się w owłosiony tyłek.
Co ją to w ogóle obchodziło?
Formalne pożegnanie i ustalenie kolejnej daty, tym razem osobistej, spotkania przebiegło szybciej niż cała reszta. Jedno kliknięcie i prezesek zniknął z ekranu rzutnika.
- Następnym razem powiedz, że mam wyjść i zostawić was samych. – Bo następny raz będzie i to twarzą w twarz, co dodatkowo złościło Janelle. – Nieważne. – Nim Callaway zdążyła odpowiedzieć od razu zamknęła temat i tuż przed kobietą rzuciła trzy kartki spiętego dokumentu. – To klauzula poufności. Podpisz. – Surowo i stanowczo. Przecież nie przyzna się do błędu, bo powinna załatwić formalności przed rozmową z prezesem. Tylko, że – cholera jasna – zapomniała przez niespodziewane pojawienie się Elizabeth.
Korzystając z chwili, gdy długopis poszedł w ruch, sięgnęła do szklanki z wodą i opróżniła ją całą. Potrzebowała dodatkowego snu i kilku godzin wolnego na spalenie narkotyków, które świadomie zażyła.
Odebrawszy dokumenty oceniająco spojrzała na podpis i schowała wszystko do teczki wciąż nie wierząc w to, że po drugiej stronie stołu siedziała Callaway, którą odrzuciła przez własną rodzinę. Przez obawy, że Reddikowie nie zaakceptują białości drugiej połówki Janelle oraz tego, że ta była kobietą.
Wszystko to wyszło na jaw tuż przed ich rozstaniem i co gorsza, w tej oto chwili, Janelle siedziała z w BIAŁEJ kancelarii z wyprostowanymi jak BIAŁASKA włosami i podobnie jak one stała się sztywna - aż do niewytrzymania.
- Moja asystentka ściągnęła cię z daleka, czy akurat byłaś w Lorne Bay? - zapytała cały czas wpatrując się w teczkę, w której dokładnie układała poszczególnie dokumenty. Nie miała pojęcia, skąd Reagan wzięła się w miasteczku. Nie ignorowała jej życia. Po prostu nie przesiadywała na social mediach tak długo jak dawniej. Nie chciała bojąc się, że zobaczy w nich coś, co zdenerwuje ją podobnie jak rozmowa Callaway z chińskim prezeskiem.

Reagan Callaway
sumienny żółwik
Sekani
tłumacz jęz. chińskiego & auslan — everywhere (all at once)
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Did I disappoint you? did mommy make you sad? do I just remind you of every girl that made you mad?
make me perfect, make me your fantasy, you know I deserve it well, take it out on me
Jedną z zalet pracy freelancera, a co więcej, tłumacza, jest nieprzewidywalność i różnorodność. Chociaż w teorii przecież jej praca zawsze polega na tym samym: na przełożeniu komunikatu z języka A na język B, to dzieje się to na wiele różnych sposobów i przy zastosowaniu różnych technik tłumaczenia, a przecież jeszcze treść komunikatów jest za każdym razem inna! Naprawdę każdego dnia dziękowała sobie, że wybrała taką, a nie inną karierę, a do tego nie ograniczyła się jedynie do bycia tłumaczem „klepiącym literki w klawiaturze” czy jedynie tłumaczem konferencyjnym.
Dziękowała za to także dzisiejszego dnia, chociaż już od momentu przyjęcia zlecenia przeczuwała, że to nie będzie jedno z tych zleceń, na które zjawi się, zrobi swoją robotę, podpisze, co trzeba, odbierze wynagrodzenie i szybko o nim zupełnie zapomni. Pierwsze przerzucie dotyczyło formy zlecenia – miała tłumaczyć konsekutywnie (nic dziwnego na tym poziomie) prezesa chińskiej firmy, który będzie uczestniczył w spotkaniu przez komunikator wideo, ale sama ma przyjechać do siedziby kancelarii prawniczej i tam już przekładać konwersację w cztery oczy. Przez pandemię rzecz jasna była przygotowana i przyzwyczajona do tłumaczeń zdalnych, ale taka konfiguracja… cóż, przynajmniej jej się zbyt często nie zdarzała.
Drugim przeczuciem, a tak już naprawdę nie przeczuciem, a pewnością co do tego, że nie zapomni tego zlecenia, było to, kogo zastała na miejscu – nikogo innego jak swoją byłą narzeczoną. I to nie tak, że minęły się przy umywalce w kancelaryjnej toalecie czy na korytarzu, nie nie – to ona, Janelle, była główną prawniczką prowadzącą sprawę, której dotyczyło zlecenie Callaway! Powiedzieć, że będzie ciekawie, to jakby nic nie powiedzieć.
Zachowywała się tak samo profesjonalnie jak zawsze – no dobrze, może jedynie bardziej wyrażała swoją mózgownicę, by przełożyć komunikaty w obu językach jak najładniejszymi, najbardziej wyszukanymi, ale i zrozumiałymi słowami – nawet jeśli wyglądało na to, że flirtuje na odległość z chińskim prezesem. Prezes był przystojny, to prawda, i nie hamowała go w zapędach, lecz szła jego tropem, kontynuując niewinny flirt. Prawda jest taka, że była to dla niej tylko i wyłącznie niewinna oraz pusta gierka, z której nic nie wyniknie. To znaczy, może wyniknąć dalsza współpraca i taki też był cel Reagan, który przyświecał jej przy kontynuowaniu tej zagrywki. Gdyby byli poza pracą, już dawno by go zastopowała, ale jako, że m.in. od dobrego poczucia prezesa zależało, czy zostanie zatrudniona jako tłumaczka do kolejnej rozmowy, to już co innego. Sama sobie przybije piątkę i wypije całe wino, jeśli nie tylko bezbłędne przełożenie rozmowy, ale i te flirty faktycznie przyczynią się o tego, że będzie uczestniczyła jako osoba pośrednia na następnym spotkaniu, tym lepiej, jeśli już ze wszystkimi fizycznie w tym samym pomieszczeniu.
- Zapewniam, że nie ma potrzeby, by przylatywał pan do Australii – przełożyła od razu na chiński dokładnie tak, jakby to były jej własne słowa, za to jest jej przecież płacone. Przetłumaczyła także końcowe ustalenia i pożegnania, gdzie zanim połączenie zostało zakończone, mogła dodać swoje słowa od siebie do chińskiego prezesa – Bardzo panu dziękuję; możliwe, że do usłyszenia lub do zobaczenia. Miłego dnia! – i uśmiechnęła się, sięgając po swój uśmiech nr 5. Tylko tyle lub aż tyle.
Westchnęła i wyprostowała się, jak zwykle po skończonym tłumaczeniu. Zamknęła swój notatnik, w którym notowała to, co później miała przełożyć i rozejrzała się po przestrzeni tak, jakby dopiero co tu się znalazła – jakby dopiero co wyszła z jakiegoś transu do życia i zauważała to, co i kto jest wokół niej. Dlatego też ledwo co dosłyszała, co powiedziała do niej Reddick, coś o wychodzeniu i zostawianiu samych, ale zdążyła tylko otworzyć usta nim kobieta przerwała ten temat. Zorientowała się rzecz jasna już wcześniej, że chociażby włosy Janelle wyglądają jakoś inaczej, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę dlaczego - w końcu ona nie miała przerwy pomiędzy treścią do przetłumaczenia, by się lepiej przyjrzeć to byłej narzeczonej czy prezesowi.! Jej włosy były strasznie przylizane i takie poważne, zupełnie niepodobne do loczków, które Reagan swoją drogą od zawsze uwielbiała.
Szybko podpisała parafkami tam, gdzie trzeba było na podsuniętych jej dokumentach, już nie komentując w żaden sposób tego, że załatwiają to dopiero teraz. Janelle dopiero teraz dała jej do podpisania klauzulę poufności, a Reagan dopiero teraz zwróciła uwagę na fryzurę byłej – uznajmy, że są kwita.
Sama zaczęła się przygotowywać do wyjścia, póki co przynajmniej wstając od stołu by rozprostować zasiedziałe kończyny i rozruszać nadgarstki, które w końcu mogły odetchnąć. Gdy spojrzała na swoje dłonie, zdała sobie sprawę, że na boku ma ślady od czarnego długopisu, którym robiła notatki – szybko schowała dłonie do rękawów marynarki z nadzieją, że Janelle nie zdążyła zauważyć, że pomimo trzydziestu lat na karku, Rea nadal maże się długopisem podczas pisania jak jakiś uczeń podstawówki.
- Ściągnęła mnie z drugiego końca Australii, tak. Z Melbourne. – odpowiedziała bez zająknięcia się. Oj, te kłamstewka bez mrugnięcia okiem kiedyś się jej odpłacą. Odpowiedziała tak, by połechtać swoje ego, by przestawić swój sukces zawodowy w jeszcze lepszym świetle – przecież gdyby faktycznie asystentka Reddick wyszukała i ściągnęła ją z drugiego końca kraju, musiałoby to znaczyć, że jest tego warta i nie ma sobie równych. – Żartowałam, akurat byłam w Lorne – sprostowała, wbijając wzrok w byłą narzeczoną, aby nie umknęła jej żadna mikroekspresja, żana reakcja na wieść o tym, że jak za starych, dobrych czasów – oto są w tym samym miejscu na dłużej niż chwilę. Musiała doprecyzować, że jej wcześniejsza wypowiedź była żartem, przewidując i zabezpieczając się przed ewentualnym i absurdalnym oskarżeniem o znajomość geografii na poziomie podstawówki czy przedszkolaka. Jak widać, jej za to mózg działał aktualnie na wysokich obrotach, the girl is on fire.

Janelle Reddick
powitalny kokos
domi
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Przejęła dokumenty i ledwie rzuciła na nie okiem zbyt dobrze znając charakterystyczne pismo oraz podpis, którego nigdy nie spodziewała się ujrzeć w swoich papierach. Nie, kiedy oficjalnie ich drogi rozeszły się wraz z dniem, w którym Janelle wybrała własną rodzinę zamiast ukochanej kobiety.
Nikomu nie życzyła czegoś podobnego. To jak wybór Zofii, w którym żadna droga nie była tą właściwą, idealną, odpowiednią, najlepszą, jedyną z możliwych.
Bez słowa zaczęła notować na kartce pewne przemyślenia i możliwości rozwiązania aktualnej sprawy. Wolała to zrobić teraz niż później w biurze, do którego dojścia oznaczało marsz przez korytarz a tak liczyła się z wieloma osobami, które ją złapią, zagadają, zapytają o coś lub powiedzą, żeby się czymś zajęła. W natłoku tylu spraw mogło coś człowiekowi umknąć, uciec z głowy albo odebrać całą uwagę, jak teraz kiedy Janelle spojrzała znad dokumentów na kobietę, która wstała ze swego miejsca. Nie gapiła się, ale przyłapała na tym, że patrzy zbyt długo; na postawę, ruchy i gesty, które kiedyś były jej codziennością.
W połowie przerwała pisanie zawieszając na moment wraz z myślą o tym, że Reagan była w Lorne. Powoli i znów uniosła spojrzenie na kobietę, która tym razem patrzyła na nią a Janelle.. grała w prawniczą grę. Przybrała pozę, której nigdy nie stosowała na Reagan, bo najwyraźniej w świecie nie musiała. Mogła sobie odpuścić, wyluzować, nie hamowała reakcji ani słów; była przy niej sobą.
Nie teraz.
Postarała się o spokój i stanowczość, mimo iż ledwo co nad tym panowała. Nie tylko z powodu obecności Callaway, ale także swoje osłabienie męczącym kacem. Nie okazała niczego, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo gdzieś tam koniuszek warg mógł ledwo zauważalnie unieść się ku górze.
- To dobrze – odpowiedziała wprost i powróciła spojrzeniem na dokumenty, które zaczęła zbierać. – Nie lubię w trakcie zmieniać współpracowników. – Chyba, że ci dawali dupy, ale o tym Reagan wiedziała. Owszem, Reddick nie mogła ujawniać jej każdego szczegółu związanego z pracą, ale kiedyś chętnie opowiadała o swoim dniu i rzeczach, które nie obejmowały tajemnicy zawodowej. – Zwłaszcza, że cenię sobie pracę z kimś, kto zna się na rzeczy. – Nie zamierzała umniejszać wiedzy ani kompetencji Callaway. Wiedziała, że kto jak kto, ale do tej roboty była dobra i nawet jeśli miały za sobą trudną przeszłość, to mogły sobie zaufać.
Wzięła zamkniętą teczkę i wstała z miejsca starając się za bardzo nie prezentować usztywniacza na prawej ręce, której nadgarstek skręciła ostatniej szalonej nocy (a o czym wcześniej zapomniałam).
- Czyli widzimy się w piątek o tej samej porze. – Tymi słowami potwierdziła nie tylko przyjazd chińskiego prezesa, ale także przeciągnięcie kontraktu i współpracy z Reagan. Nie była pewna, czy to dobrze, bo wciąż czuła się dziwnie w obecności kobiety, ale jeszcze gorzej byłoby gdyby teraz powiedziała, że ma się wynosić i nigdy nie wracać. Wolała grać cool i że to wszystko ją nie rusza, chociaż ruszało i wciąż była podkurwiona zachowaniem prezeska romantycznego flirciarza.
- Nocujesz u rodziców, czy u rodzeństwa? – zapytała zanim obeszła biurko kierując się w stronę wyjścia z sali konferencyjnej. Nie przypuszczała, że Callaway wynajęła coś dla siebie, bo „akurat byłam w Lorne” wcale nie oznaczało, że trafiła tu przejazdem na tydzień albo miesiąc. – Nie żebym chciała wiedzieć, gdzie cię szukać. – Jasne, że była cool i wcale nie interesowała się tym, co jej ex robiła. Ani trochę. Proszę nie wyciągać pochopnych wniosków! – Po prostu.. pozdrów ich ode mnie. – Przez lata związku z Reagan zdążyła polubić a nawet na swój dziwny sposób pokochać rodzinę Callaway. - Albo nie pozdrawiaj, bo zaczną zadawać dziwne pytania. - Po pierwsze, skąd Reagan wzięła te pozdrowienia. Po drugie, kiedy widziała się z Janelle. - Wszystko u nich w porządku? - zapytała ostatecznie decydując się na to zamiast na pozdrowienia. Tak będzie lepiej.

Reagan Callaway
sumienny żółwik
Sekani
ODPOWIEDZ