wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Najczęściej jest tak, że wina za niepowodzenie związku leży po obu stronach. Nie zawsze tak jest i to nie zawsze po równo, ale być może z nimi było tak, że oboje nie potrafili tak do końca pójść w związku na kompromis. Czasem potrzeba trochę czasu, żeby trafić na właściwą osobę, szkoda tylko, że z czasem zbiera się tak ciężki bagaż doświadczeń do niesienia, który siłą rzeczy prowadza się do każdego nowego związku. Może w tym tkwił sekret Aarona i Julii, oboje nie mieli wcześniej poważnych związkowych doświadczeń, więc właściwie wspólnie stawiali w tym pierwsze kroki. Może byli żółtodziobami, ale przynajmniej nic nierozwiązanego nad nimi nie wisiało. Z drugiej strony, gdyby wierzyć tej teorii, to teraz kobiecie, z którą będzie w przyszłości, będzie cholernie ciężko sprostać jego życiowym doświadczeniom.
- Wiem, ostatnio coraz bardziej zdaję sobie z tego sprawę. - skinął głową. Wcześniej myślał, że nie wypada, choć nie do końca był w stanie stwierdzić, skąd to się u niego wzięło. Nikt mu nigdy wprost nie powiedział czegoś na zasadzie, nie masz już prawa wziąć ślubu. Pewnie to ta jego dramatyczno-romantyczna strona podpowiadała mu, że teraz pozostał mu tylko smutek. Z tym że Aaron mimo wszystko nie należy do ludzi pesymistycznie podchodzących do życia. Ma pogodną naturę i może dlatego tak długo toczył wewnętrzną walkę o to, jak powinno wyglądać jego życie. - Nie wiem, czy jeszcze kiedyś pokocham tak bardzo, ale wierzę, że mogę być dobrym partnerem i jeśli dla jakiejś kobiety będzie to wystarczające, to będę też niezłym ojcem. - wyznał. Nie każdy chce towar z drugiej ręki i ma do tego pełne prawo, bo każdy może mieć własne oczekiwania, dlatego po prostu czas pokaże, co się wydarzy. Barnard nie zamiesza robić niczego na siłę, po prostu czas pokaże.
Zaśmiał się, obserwując determinację w słowach i zachowania kobiety. Tego właśnie było mi teraz trzeba. To znaczy, nie mogą się przez cały wyjazd nad sobą użalać. Poświęcili już na to sporo czasu, teraz można się dla odmiany trochę pośmiać. - Pieprzyć wyrzuty sumienia. - powtórzył, niczym echo. Wziął do ręki swój kieliszek, ale był pusty, więc podniósł się po butelkę i ciężko opadł na kanapę. Nalał wina sobie i w sumie Melis też dolał, tym samym kolejna butelka tego wieczoru została wyzerowana.
- Hm... jest na wydziale taka studentka. Dużo choruje, ostatnio dowiedziałem się, że zmarła lekarka, która ją prowadziła i może to bardziej kwestia konwenansów, a nie pieprzenia, ale otwarcie porozmawiałbym z nią o przeżywaniu żałoby. - przyznał. To mogłoby pomóc obu stronom, on ostatecznie zamknąłby ten rozdział swojego życia, a ona może poczułaby się lepiej. - O, albo poszedłbym do klubu, w którym pracujesz i spróbowałbym kogoś poderwać. Chociaż nie, nigdy tego nie robiłem, więc pewnie bym nie potrafił. Więc mógłbym liczyć co najwyżej na numer telefonu z litości. - powiedział autoironicznie. - A ty Co byś pieprzyła? - zapytał. - To znaczy, co byś zrobiła, gdybyś pieprzyła wyrzuty sumienia i gadanie innych ludzi? - poprawił się z rozbawieniem.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Minęło już zbyt dużo czasu, żeby zastanawiać się nad tym dogłębnie, a ona i Nicholas nie mieli ze sobą kontaktu, właściwie unikali siebie nawzajem, dlatego nie mogli tak naprawdę wyrzucić z siebie absolutnie wszystkich krzywd i obiektywnie stwierdzić, kto zawinił. Oboje na pewno maczali w tym palce, ale w jakim stopniu każde z nich się do tego przyczyniło było zagadką, na którą nie było już czasu. Melis naprawdę próbowała być szczęśliwa. Owszem, takie myśli wracały i często jej dokuczały, gdybanie, wyrzuty sumienia, ale przecież to nie miało najmniejszego sensu. Nie mogła pozwolić sobie na użalanie się nad sobą, bo to nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. – To dobrze – odpowiedziała, bo grunt to uświadomić sobie, że nie robi się nic złego w momencie, w którym naprawdę tak jest, a przecież Aaron miał prawo żyć, nie mógł pogrzebać swojego życia wraz z życiem Julii, bo przecież sam również przeżył w związku z jej chorobą naprawdę wiele. Miał prawo ruszyć naprzód, kiedy tylko tego potrzebował, ale nie mógł myśleć, że nigdy nie będzie mógł tego zrobić. To było zwyczajnie niesprawiedliwe. To, co usłyszała sprawiło, że gula stanęła jej w gardle. Cały czas wierzyła, głupio i naiwnie, z tego zdawała sobie sprawę, że Aaron kiedyś spojrzy na nią inaczej, ale teraz zdała sobie sprawę, że nie ma najmniejszego prawa konkurować z jego uczuciem do Julii i nie powinna ciągle i nieustannie o tym myśleć. Tym bardziej, że właśnie dowiedziała się czegoś, z czym nie mogłaby się nigdy pogodzić. Bo ona chciała być kochana do szaleństwa, nie chciała wyłącznie dobrego partnera, nawet jeśli miałby być nim tak fantastyczny facet jak Aaron. – Też jestem tego pewna – odpowiedziała po prostu. Nie potrafiła znaleźć innych słów, bo zdążyła już poznać go na tyle, by wiedzieć, że partnerem będzie świetnym. Niestety, na temat ojcostwa nie mogła się wypowiedzieć. Wypiła kolejny łyk. Obiecała sobie, że to już ostatni kieliszek, bo następnego dnia nie będzie w stanie nigdzie pójść, a przecież właśnie takie mieli plany – wycieczka w góry. Melis nie chciała sobie tego odpuszczać.
- W takim razie – zrób to. Przecież dzięki temu możesz jej pomóc, a przy okazji również sobie, prawda? – zapytała. Jeśli tylko uważał, że ta studentka jest odpowiednią osobą do prowadzenia takich rozmów, w których musiałby się on również w jakiś sposób otworzyć. – Czy ta dziewczyna znalazła już innego lekarza? – bo to chyba również było istotne. – Znam jedną świetną lekarkę. Jest chirurgiem, ale może mogłaby polecić kogoś ze szpitala w Cairns – powiedziała, zastanawiając się chwilę nad tym, czy w ogóle powinna wchodzić w czyjeś życie z butami. Tyle, że to była tylko propozycja i pomoc, której zawsze mogła odmówić.
- Potrafiłbyś. Jesteś ciekawym facetem, myślę, że znalazłbyś z jakąś kobietą wspólny temat – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Zdecydowanie padło dziś między nimi dużo komplementów. Ponownie wzruszyła ramionami. – Wyprowadziłabym się. Tak na poważnie, Nie tylko w marzeniach. Chciałabym wynająć małe mieszkanko w Opal Moonlane, choć myślałam o rozbudowie piętra w stadninie, by tam sobie coś zorganizować. Ale to kolejne koszty, więc mieszkanie byłoby naprawdę super. Ale jak mogłabym zostawić samą mamę z chorobą taty? – westchnęła. To było naprawdę ciężko do przeanalizowania. Tak naprawdę, Melis bała się porozmawiać na ten temat z mamą. Mogłaby usłyszeć, że nic z tego i co wtedy? Kolejne jej plany ległyby w gruzach. – I chciałabym przestać wiecznie czekać, ale to już raczej marzenie, a nie wyrzuty sumienia. Chciałabym przez chwilę czuć się ważna – dodała, choć to nie miało sensu, a Melis nagle zdała sobie sprawę jak to brzmi, dlatego podniosła swój kieliszek, by się napić i zamaskować to, że nagle miała ochotę się rozpłakać. Na szczęście, po przełknięciu wina, wszystko wróciło do normy, a na jej usta powrócił uśmiech, tym razem trochę sztuczny.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron przez lata niósł na swoich barkach ogromny ciężar, robił to w pełni świadomie i dobrowolnie, bo już na początku związku z Julią wiedział, że ta miewa problemy zdrowotne i w każdej chwili mogą się one pogorszyć. Wtedy miał możliwość odejść, nikt nie zarzuciłby nastoletniemu chłopakowi, że nie podołał, że uciekł przed odpowiedzialnością. Nie zrobił tego, ucieczka widocznie nie leżała w jego naturze, z drugiej strony nie ma ukrywać, że tych dziesięć lat, w których wchodził w dorosłość, a więc w teorii powinny być najlepszym czasem w jego życiu, były tak naprawdę jak dotąd najtrudniejszym. Nikt, nawet on nie może stwierdzić, że nigdy już nie zakocha się do szaleństwa, postanowił jednak, że jeśli kiedyś będzie chciał tworzyć relację, która zacznie przypominać związek, to będzie zupełnie szczery. Mniej więcej tak, jak podczas niemalże każdej rozmowy z Melis, z tym że przy niej czuje ten pełen komfort wypowiedzi, bo wie, że zostanie oceniony pochopnie. Pewnie nie chodziło tylko o to, że widzi w niej prawdziwą przyjaciółkę, ale po ich drobnym zbliżeniu wie, że nie powinien sobie pozwalać na więcej.
Uśmiechnął się to tych wszystkich myśli o czekającej go ewentualnej przyszłości i zdecydował się nie ciągnąć już dłużej tego wątku.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, dawno nie rozmawialiśmy poza zajęciami. - odpowiedział. Zapewne musiała mieć innego lekarza, w końcu z tego co się orientował, schorzenie dziewczyny jest przewlekłe i jest zapisana do kolejki osób czekających na transplantację. - Nie wiem, bo ktoś mógłby źle odebrać nasze prywatne rozmowy. Nawet jeśli nie ma w nich żadnego podtekstu. Parę lat temu była na uczelni taka afera, bo ktoś zaczął rozpowiadać o osobistych relacjach wykładowcy i studenta. - wywrócił oczami. Ludzie w pewnych sytuacjach od razu dopatrują się jakiegoś drugiego dna, a przecież gdyby te same dwie osoby spotkały się w korporacji, to nikomu takie oskarżenia nie przeszłyby nawet przez myśl. - No ale nie ważne. - wyprostował się.
- Jestem strasznym nudziarzem. Melis? Jak Ty w ogóle ze mną wytrzymujesz? - skarcił sam siebie, a potem zaśmiał się ze swojego pytania. Nie oczekiwał odpowiedzi, bo już faktycznie za dużo miłych słów sobie dziś powiedzieli, właśnie dlatego obrócił to wszystko w żart.
- W takim idealnym świecie mogłabyś zatrudnić też pielęgniarkę na pełen etat. - powiedział. Zdawał sobie sprawę z tej potrzeby Huntington, która dotyczyła pełnej niezależności kobiety, ale życie to jednak sztuka kompromisu. Wierzył jednak, że brunetka kiedyś osiągnie taki, że będzie mogła powiedzieć, że dobrze jej się żyje.
- Wiem, że nie do końca o czymś takim marzysz, ale dla mnie jesteś ważna. - zapewnił.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Tym bardziej na świecie nie powinno być osoby, która mogłaby mu zarzucić, że nie powinien dalej układać swojego życia. To nie była wyłącznie subiektywna myśl Melis, dlatego, że był jej przyjacielem i przypadkiem była w nim zakochana. To było obiektywne zdanie każdego dorosłego człowieka, który miał choć odrobinę serca, sumienia i człowieczeństwa. Bo nikt nie może żyć w wiecznym nieszczęściu, żaden dobry człowiek na to nie zasługuje, a Aaron przecież właśnie taki był. Akurat łatwo było go w ten sposób zaszufladkować. I nawet nie dlatego, że wytrwał przy żonie kilka długich lat, będąc nie tylko mężem, ale również opiekunem, wsparciem, przyjacielem, czasami lekarzem, kiedy musiał podać jej leki, bratnią duszą. Nie tylko z powodu wszystkiego, co zrobił dla Julii, ale chociażby dlatego, co robił dla Melis i dla wielu innych ludzi. Dla swojej rodziny, dla swoich studentów i innych przyjaciół.
- Rozumiem, ale dla niej to pewnie bardzo ważne – westchnęła. Od razu poczuła w sobie jakąś dziwną potrzebę, żeby pomóc tej całkowicie obcej osobie, ale musiała ją zwalczyć, bo zwyczajnie nie mogła tego zrobić. Nie znała jej, nie miała o niej zielonego pojęcia i nie powinna wtrącać się w niczyje życie. Tak naprawdę, nie wiedziała nawet czy dobrze radzi Aaronowi, by on to zrobił, skoro była jego studentką. Chociaż, skoro zwierzyła mu się z tak ważnych spraw, to musieli być w bliższej relacji niż wykładowca-studentka. – Przecież to normalne, że ludzie ze sobą rozmawiają. Zwłaczcza, jeśli to dorośli ludzie, potrafiący ustalić granice – odpowiedziała, bo przynajmniej tak jej się wydawało. Tyle, że Melis wykonywała wolny zawód i nie czuła się nikogo przełożoną, tak samo jak nie miała nikogo nad sobą.
- Przestań – odpowiedziała po prostu, bo to nie było zgodne z prawdą. O czym zapewniała go już tysiące razy. Skinęła głową. Tak mogłoby być, ale to nie byłby wtedy idealny świat dla jej mamy, która czerpała jakiś rodzaj przyjemności, jeśli chodził o opiekę nad ojcem. I to było mocno pokrzepiające, bo to oznaczało, że bardzo się kochali. Melis lubiła na to patrzeć. – Wiesz, że naprawdę to czuję? Jesteś jedyną osobą, która mnie w ogóle słucha – zaśmiała się. Przysunęła się, żeby go przytulić, bo była mu naprawdę wdzięczna.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Są na świecie ludzie, którzy odnajdują sens w umartwianiu się przez całe swoje świadome życie albo właśnie od jakiegoś wyjątkowo dużo znaczącego dla nich momentu w życiu. Na przykład romantycy między innymi dlatego po dziś dzień są tak wyraźnie pamiętani. Aaron przez moment mógł utożsamiać się właśnie z artystami tamtego okresu, nawet życie przynosiło mu powody do bycia w tym bardziej autentycznym. Minęło jednak trochę czasu i uznał, że to jednak nie jest dla niego, że świat nieustannie biegnie do przodu, więc jaki byłby sens w tym, żeby on przez resztę życia stał w miejscu? Może jakby żył kilka wieków temu i mógłby być po prostu wolnomyślicielem, który dąży do stworzenia dzieła swojego życia, to miałoby to dla niego więcej sensu. Teraz absolutnie tego nie miało. Wciąż jeszcze są ludzie, na których mu zależy i woli być pomocą dla nich, wówczas faktycznie dostrzega jakiś sens w swoim istnieniu. Zabrzmiało to trochę filozoficznie, ale Barnard po prostu lubi być wsparciem dla innych. Choć istnieje też możliwość, że po prostu nie zna innego stylu życia. Niemniej, to dla niego też dobre uczucie, gdy ktoś dzięki niemu poczuje się lepiej albo bardziej prozaicznie, ma mniej pracy do wykonania.
- Też tak uważam. - skinął głową. Ostatecznie to Aaron ma więcej do stracenia, bo gdyby cokolwiek się wydarzyło, to właśnie on będzie miał to odnotowane w papierach. Więc nawet gdyby w głowie Barnarda zaczęły kiełkować tego typu myśli, to z całą pewnością wiedziałby, co jest dla niego ważniejsze. - Myślę, że we wszystkich środowiskach zdarzają się takie kontrowersyjne tematy. Musimy z tym żyć. - wzruszył ramionami. Nie rozwinął już więcej tego wątku, nie chcąc teraz analizować etyki zawodowej w jego pracy i jeszcze paru innych branżach. Po tej ilości wypitego wina i tak nie doszedłby do żadnego logicznego wniosku.
- Dobrze, już dobrze, wierzę Ci, tylko mnie nie bij Melis. - śmiejąc się, podniósł ręce do wysokości twarzy. Po chwili opuścił jedną z nich, a drugą, za plecami kobiety, położył na oparciu kanapy. Gdy się do niego przytuliła, przełożył tę rękę na bark szatynki. - Lubię Cię słuchać, więc zawsze jeśli tylko będziesz miała potrzebę albo chęci porozmawiać, to zapraszam. - zapewnił. Melis też bardzo mu pomogła, to nie jest tylko jednostronna transakcja. Mimo różnych ograniczeń, nie ma co ukrywać, z jego strony, chciałby dla Huntington tego, żeby nie tylko w idealnym świecie jej życie wyglądało dobrze.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Na szczęście Melis potrafiła odnaleźć radość. Była kiedyś szczęśliwa, kiedy miała absolutnie wszystko, czego pragnęła i wtedy nie doszukiwała się problemów na siłę. Wtedy zupełnie nie zwracała na nie uwagi. Wtedy wydawało jej się, że jest w stanie przenosić góry i poradzić sobie ze wszystkim. I rzeczywiście tak było. Tylko, kiedy problemy zaczęły się nawarstwiać, uderzać w nią lawinowo, przestało być tak kolorowo, a pesymizm chyba wszedł jej w krew. Po prostu pewnego dnia zapragnęła się poddać. Tak po prostu, bo miała już dosyć. Ale mimo wszystko, nie pozwoliła sobie na to, działała uparcie aż wyszła z dołka i była nawet gotowa pomóc wyjść z niego Aaronowi. Miała tyle siły, by nie zajmować się wyłącznie swoimi sprawami. Ale czy powinna wchodzić tak mocno w życie Barnarda? Nie chciała, by kiedykolwiek poczuł się zmuszony do czegokolwiek i bała się, że kiedyś może tak to odczuć.
- Masz rację. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ludzie doszukują się złych intencji tam, gdzie naprawdę ich nie ma – wzruszyła ramionami. Ale może tak czasami musiało być? Może inni musieli stać na straży jakiegoś wyimaginowanego porządku. Melis naprawdę nie miała pojęcia jakimi prawami się to rządzi na uczelni Aarona.
Skinęła głową. Zawsze będzie miała ochotę z nim rozmawiać, ale teraz była już cholernie zmęczona. W dodatku, ilość alkoholu, którą wypiła była ponad jej możliwości, dlatego poczuła, że musi się położyć, bo w innym przypadku, zrobi to tutaj, z głową na kolanach Aarona. Pocałowała go w policzek i podniosła się z miejsca. – Dlatego bardzo ci dziękuję, a teraz pójdę już spać, bo jutro czeka nas przygoda – wyciągnęła rękę do góry, żeby udowodnić mu tym swoje podekscytowanie.
Rano wstała dość wcześnie. Rozejrzała się dookoła, a widząc scenerię w jakiej się obudziła, uśmiechnęła się. Miała również szczęście, bo kac jej nie dokuczał. Jedynie, czuła suchość w ustach i bardzo chciało jej się pić. Spotkała Aarona również gotowego do wędrówki. Spędzili cały poranek na zboczu góry, a popołudniu weszli na jej szczyt. Melis była szczęśliwa, że zdobyli jej wysokość. Rozglądała się dookoła, zachwycona tym, co widzi. Obiecała sobie, że uwieczni ten obraz, ale jednocześnie nie chciała zepsuć tej chwili. Patrzyła w dal, patrzyła na Aarona, ciesząc się jak mała dziewczynka, że jest tutaj akurat z nim, że może oglądać ten widok w jego towarzystwie i z nim podzielić się swoimi wrażeniami. Chociaż jej błyszczące oczy chyba dość jasno wskazywały na to jaki ma do tego stosunek.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Kiedy Melis poszła do swojego pokoju, Aaron siedział jeszcze jakiś czas w samotności. Oficjalny powód był taki, że czeka aż drewno w kominku, do końca się wypali, ale tak naprawdę w jego głowie kotłowało się tak wiele myśli, że i tak nie dałby rady zasnąć. Nie pił już więcej, po prostu siedział i rozmyślał. W końcu jednak pozmywał kieliszki, ustawił pod koszem puste butelki i gdy już spora część alkoholu wyparowała z jego organizmu, to położył się w końcu do łóżka. Nie spał zbyt długo, obudził się gdy do jego pokoju zaczęły wpadać pierwsze promienie wschodzącego słońca. Pewnie pospałby dłużej, gdyby przed pójściem spać pomyślał o zasłonięciu rolet. Nie spowodowało to jednak u niego złego humoru, miał może lekkiego kaca, ale wypił dużo wody, wziął jakieś proszki i gdy Melis zeszła do ich małego saloniku, to wyglądał jak młody bóg z rozwianą czupryną.
Gdy wyszli na szlak, to było już tylko lepiej. W ogóle klucz do sukcesu, to dobre nawodnienie, dzięki temu życie, a już na pewno takie górskie wędrówki, stają się dużo prostsze. Na pierwszy raz Aaron wybrał łatwiejszy szlak, nie chcąc zrazić kobiety do swojego hobby. Kto wie, może jak to dobrze rozegra i uda mu się zaszczepić bakcyla u kobiety, to będą sobie co jakiś czas urządzali takie wycieczki. Barnard nie miał nic przeciwko temu, bo jego stara ekipa, jeszcze z czasów studenckich, już dawno się rozpadła. Samotna wspinaczka też jest fajna, ale możliwość rozmowy i żartowania, to coś, czego Aaronowi jednak brakowało. Właśnie dlatego, kiedy urządzili sobie dłuższy postój na szczycie, to też uśmiechał się od ucha do ucha.
- Wolisz wracać, póki jeszcze nogi Ci nie zastygły, czy możemy sobie zrobić przerwę? - zapytał. Jako bardziej doświadczony, pozwolił Melis decydować. Jemu jednak łatwiej się dostosować. Poza tym nawet jeśli nie jest typowym macho i samcem alfa, to wychodzi z założenia, że nie ważne, jaka byłaby decyzja, on i tak da radę, a jak będzie mu trudno, to męska duma nie pozwoli mu okazać słabości. Aaron miał w plecaku batoniki i termos z kawą, więc mogliby napawać się widokiem przy słodkim poczęstunku, niemalże jak królowa angielska.
Czekając na decyzję kobiety, przysiadł na kamieniu i z zaskakująco czystą głową, po prostu cieszył się tą chwilą. Po wczorajszej nocy wydawałoby się, że nie będzie w stanie się tak łatwo zresetować, ale wychodzi na to, że dosłownie potrzeba mu było spojrzeć na wszystko w góry i wszystko od razu zdaje się mieć mniejsze znaczenie.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Podobał jej się ten wieczór. Był spokojny, zabawny, trochę sentymentalny, całkowicie szczery, miły. Leżąc w łóżku naszły ją jeszcze takie wnioski, zanim jej powieki zamknęły się, a Melis oddała się w objęcia Morfeusza. Większość tego dnia również minęło im w takiej atmosferze, mimo że tym razem nie mieli przy sobie alkoholu. Melis była zdania, że nie był im zupełnie potrzebny, by usta Huntington się nie zamykały, a ona mogła dobrze się bawić. Była podekscytowana całym wypadem i choć czasami zdarzało się, że potrzebowała odetchnąć, to wiedziała, że przy Aaronie nie musiała wstydzić się swojej kondycji, której brak zrzucała na karb wypadku. Sama w przeszłości również była aktywna sportowo, a wspinanie nie było jej obce, stąd dobre przygotowanie do dzisiejszego dnia, ale ostatnimi czasy odpuściła sobie wszystko. Włącznie z jazdą konną, do której zaczynała już tęsknić. Jednak śmiało korzystała z faktu, że Aaron był specem w tej dziedzinie, a ona była zwykłą amatorką, która najczęściej odwiedzała wyłącznie te najbliższe domu szlaki. I to częściej te płaskie. Zdecydowanie wolała las, ścieżki, których dotąd nikt nie przebywał, odnajdywać wyjątkowe miejsca. Słuchała go z uwagą, kiedy podpowiadał jej, co powinna zrobić i czekał na nią, kiedy zaczynała słabnąć. Choć wędrówka górska nie była grą zespołową, podobało jej się, że jest w drużynie kogoś takiego jak Barnard. – Zdecydowanie przerwa – powiedziała, kiedy dotarli, bo nie wyobrażała sobie, żeby mogli tak od razu zawrócić. Usiadła obok niego, a już sekundę później położyła ciało, a następnie również głowę na miękkim podłożu i wzięła głęboki wdech. Odczuła ogromną ulgę, a jednocześnie euforię jakby jakiś wielki kamień spadł jej z serca, a to miejsce w jakiś magiczny sposób ją oczyściło. – Najchętniej zostałabym tutaj do zachodu słońca, ale obawiam się, że mielibyśmy trudność z zejściem, jak myślisz? – zapytała, choć już doskonale znała odpowiedź – bała się i chyba nie chciała tak ryzykować. – Ale może kiedyś uda nam się gdzieś wejść, żeby coś takiego zobaczyć – rozmarzyła się. – Albo moglibyśmy pojechać do jakiejś turystycznej miejscowości, choćby do Kurandy i tam wejść, a później zjechać kolejką – trochę za daleko się posuwała, bo niby skąd mogła wiedzieć, że Aaron chciałby spędzać z nią w ten sposób czas? Byli przyjaciółmi, ale łapała się na tym, że przez swoje uczucia do niego, zastanawiała się czy nie narzuca się albo nie mówi czegoś, co mógłby źle odebrać, choć przecież wiedziała, że gdyby traktowała go wyłącznie jak przyjaciela, to nie przyszłoby jej coś takiego do głowy.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Patrząc na całość ich spotkań, to właściwie więcej czasu spędzali bez towarzystwa alkoholu. A tak bardzo jak wczoraj, to chyba nigdy jeszcze nie zaszaleli. Nawet za młodu Aaron nie pozwalał sobie na tyle na imprezach, miał zawsze to poczucie odpowiedzialności, pewnie wiązało się to z Julią i tym, że jest najstarszy z rodzeństwa i gdy rodzice pracowali przy zwierzętach albo w sadzie, to on siedział przy siostrach. Teraz w końcu ma wolną głowę, nie przeżywa może właśnie młodzieńczego buntu, który w czasie dorastania jakoś się nie objawił, ale pozwala sobie na więcej, niż jeszcze powiedzmy trzy lata temu. Zachowuje przy tym własną osobowość, bo też nie jest i nigdy nie był zwierzęciem imprezowym, ale wychodzi na to, że dosyć dobrze jest mu w miejscu, w którym się znalazł.
Dziś już Aaron nie jest profesjonalistą, w przeszłości może mógłby aspirować do tego tytułu. Nawet zrobił jakiś kurs, ale papier leży na dnie szuflady, o której już dawno zapomniał. Gdy jednak na ich drodze pojawiło się pierwsze bardziej strome podejście, to poczuł, jakby właśnie po długiej podróży wrócił do domu. I wychodzi na to, że z chodzeniem po górach jest jak z jazdą na rowerze, tego nie da się zapomnieć. Na pewno ta wyprawa rozbudzi jego dawną pasję i jeśli będzie planował kolejny dłuższy weekend, to znów wybierze się w góry. Już zresztą zanotował sobie w głowie, by po powrocie do Lorne Bay, zobaczyć czy w okolicy nie ma klubów ze ściankami wspinaczkowymi, to dopiero musi być frajda.
- No, niestety nie. Lepiej nie ryzykować na pierwszy raz. - powiedział to, co Melis miała już w głowie. Można byłoby prześledzić prognozę pogody i być po prostu ostrożnym, gdy się schodzi po zmierzchu. Ale o tej porze roku noce są już zimne, no i o tej porze ryzyko spotkania dzikich zwierząt jest większe. Nawet nie mieli odpowiedniego ekwipunku.
- To jest dobry pomysł. - stwierdził. Wtedy nawet nie musieliby się przygotowywać bardziej, niż dzisiaj. - Zdarza się też, że są organizowane takie grupowe przejścia z wyszkolonym przewodnikiem, który nad wszystkim czuwa. - wszedł w etap planowania. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się grymas, wiązał się on z tym, że większa ilość ludzi, to albo tempo najwolniejszej osoby w grupie, albo ludzie, którzy chcą się popisywać. Tutaj lepszym rozwiązania jest jednak kolejka.
Zdjął plecak i położył go sobie między nogami, a potem wyjął dwa batoniki. - Chcesz być częścią mojego batonikowego rytuału? - zapytał, wyciągając do kobiety jedną z czekoladek.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Sylwester był wieczorem, kiedy Melis pozwoliła sobie na więcej w towarzystwie Aarona. Pozwoliła na więcej w każdym możliwym znaczeniu. I właściwie, to również były jedyne takie sytuacje, kiedy piła alkohol. Melis również nie była gwiazdą wieczoru. Bywała na imprezach, chociażby w Venus Embrace, ale nigdy nie czuła, że musi ją ponieść ta specyficzna fala. Kochała tańczyć, ale zazwyczaj robiła to w zaciszu własnego domu, kiedy nie ograniczał jej wstyd. Bo chyba to właśnie odczuwałaby, gdyby wybrała się na imprezę sama i gdyby musiała dołączyć do jakiegoś kółeczka. Czasami decydowała się na wino, ale również w samotności, dla poprawienia humoru albo lepszego snu, do książki albo do filmu. Jednak tak jak wczoraj zdarzało jej się naprawdę bardzo rzadko. Co nie znaczy, że absolutnie negowała taki stan. Właściwie, nawet podobało jej się to, że nie ograniczała własnych emocji i tak dobrze się bawiła.
To był świetny czas, żeby przypomnieć sobie o wielu sprawach. Melis raczej musiała zacząć od początku, bo już trochę zapomniała jak to jest, ale miała przy sobie kogoś, przy kim czuła się bezpiecznie. Nie tylko dlatego, że był mężczyzną, ale dlatego, że miał wiedzę i gdyby cokolwiek się stało, wiedziałby jak zareagować. A Melis choć pewnie wydawała się być panikarą, to wcale nie zachowywała się w ten sposób, kiedy sytuacja była kryzysowa. Paniką nadrabiała później, kiedy wydawało się, że sytuacja jest opanowana, ona pozwalała na wybuch własnych emocji. Dziś jednak nie działo się nic, co zagrażałoby im w jakikolwiek sposób, dlatego mogli czerpać z tej wędrówki jak najwięcej. – To naprawdę fajny pomysł. Takie przejście z przewodnikiem chyba byłoby bezpieczniejsze. Jeśli będę się bała, to po prostu wskoczę ci na plecy – wyszczerzyła się od ucha do ucha. Przymknęła na chwilę powieki, by pozwolić ciepłemu wiaterkowi owiać twarz. Leniwy uśmiech zakwitł na jej ustach, a Melis oddychała pełną piersią, korzystając z czystości powietrza. – Pewnie – odpowiedziała, siadając. Wzięła od niego batonik i otworzyła go, by wgryźć się w słodycz. – Mniam – powiedziała. Pochłonęła go w szybki tempie i wstała. Wyjęła z plecaka aparat i pierwszą fotkę pstryknęła Aaronowi. Zupełnie znienacka, ale właśnie takiego chciała go tutaj mieć. Roztrzepanego, zadowolonego, spontanicznego. – Zawsze miałam ochotę krzyknąć coś banalnego. Ale zawsze chodziłam w góry z ekipą, z którą robiłam zdjęcia – powiedziała szczerze, śmiejąc się cicho. Odłożyła aparat na kamień, rozłożyła ręce na boki i wydarła się: - KOOOCHAAAM ŻYCIEEEEEE. – Strasznie ją to rozbawiło, dlatego po chwili parsknęła śmiechem.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Wszystko jest dla ludzi, a oni są dorośli i odpowiadają sami za siebie. Dlatego to ich decyzja, w jaki sposób spędzają czas. Dobrze, że żyją w momencie, w którym można jasno mówić, co się chce robić, a na co nie ma się kompletnie ochoty. Gdy byli nastolatkami, to jednak niebycie imprezowym zwierzęciem, wykluczało z pewnych środowisk, teraz to jakby przestało mieć znaczenie. A może po prostu dobrze poczuli się we własnej skórze i spędzają czas z odpowiednimi osobami. Bo mimo tych wszystkich zawirowań, Aaron wciąż czuje się przy Melis zupełnie swobodnie. Przez moment może było to trudne, ale w jego mniemaniu wracają na właściwe tory, choć z tyłu głowy wciąż od czasu do czasu pojawia się myśl, że mogłoby to być coś więcej, niż przyjaźń.
- Śmiało. Zawsze możesz za mnie liczyć, na moje plecy też. - powiedział wesoło, bo udzieliła mu się ta radosna aura, która rozchodziła się wokół kobiety. Oboje miewali gorsze momenty w życiu, wtedy naturalnie byli zmartwieni, smutni czy źli. Teraz to wszystko przestało mieć znaczenie, chociaż na tych kilka godzin zostawi zmartwienia w ośrodku, w którym spędzili ostatnią noc, a tutaj byli ludźmi, pozbawionymi problemów dnia codziennego.
- To była obietnica kolejnej wyprawy. Teraz nie możesz się wykręcić. - powiedział żartobliwie, kiedy Melis już wrzucała papierek po batoniku do plecaka. Nie była to żadna wyszukana przekąska, ale czekolada po takim wysiłku fizycznym, w dodatku jedzona na większej wysokości niż zazwyczaj, zawsze lepiej smakuje. Aaron nigdy się nad tym nie zastanawiał, po prostu przyjmował ten fakt i zawsze cieszył się tym momentem. Kiedy był dzieciakiem, to przekąska na szycie góry była dla niego wręcz najważniejszym punktem wycieczki. Teraz, zgodnie z tym co powiedział Melis, była to już swego rodzaju tradycja Barnarda.
Pozwolił na zrobienie sobie tych kilku zdjęć. W sumie Melis z aparatem przewieszonym przez szyję była już dla niego na tyle naturalnym zjawiskiem, że nie obruszał się, gdy w przerwie między fotografowaniem natury, jemu też decydowała się zrobić parę zdjęć. Tym razem różnica była taka, że gdy odłożyła aparat obok innych swoich rzeczy, wziął go do ręki i też kilka razy kliknął przycisk zapamiętywania obrazu, a obiektyw miał skierowany na spontaniczną reakcję Huntington. Przewaga kobiety w tej sytuacji jest taka, że jeśli będzie chciała, po później usunie te zdjęcia z pamięci aparatu.
- W gruncie rzeczy nie jest takie złe. - skomentował. W przypadku ich obojga, życie nieraz już pokazywało tę gorszą stronę medalu. Ale skoro po tych wszystkich upadkach, wciąż jeszcze potrafili się wznosić, to znaczy, że jest jakaś magia w tym, jak wygląda życie. Tak mu się wzięło na filozoficzne myśli. W sumie zawsze w górach miał najlepszą wenę, dlatego w plecaku swoje stałe miejsce miał stary, sfatygowany notatnik. Zresztą co będzie marnował dobre momenty, wyjął teraz właśnie ten notes i zaczął coś tam notować. Bardzo rzadko zabierał się za tworzenie poezji, ale to, co właśnie pisał, właśnie wiersz najbardziej przypomniało.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Chyba w tamtych czasach Melis nie przejmowała się do jakiej grupy społecznej w swojej szkole należy. Przede wszystkim dlatego, że miała tak świetną rodzinę, że skupiała się wyłącznie na tym, że jak wróci do domu to będzie robić te wszystkie fascynujące ją rzeczy jak jazda półciężarówką, pomoc przy koniach czy naprawianie z tatą czegokolwiek, a latem wyjazdy na kempingi, pod namioty, kąpanie się w jeziorku. Dopiero później zaczęła interesować się otaczającymi ją ludźmi, ale zaprzyjaźniała się tylko z takimi, z którymi dobrze się rozumiała. Nie potrzebowała stawać się kimś, kim nie była lub nie chciała być. Dlatego zaprzyjaźniła się z Julią, bo świetnie się dogadywały i nie musiały przy sobie udawać. Melis otaczała się tylko ludźmi, przy których czuła się lekka. Przy Aaronie również taka była. Naprawdę czuła się pozbawiona wszelkich trosk, nawet jeśli czasami o nich rozmawiali, to przy nim zdawały się być mało ważne. – Nie będę cię wykorzystywać w taki sposób – uśmiechnęła się zawadiacko, jakoś tak automatycznie powracając do flirtu z dnia poprzedniego, choć teraz nie była odurzona alkoholem. Musiała, jednak przyznać, że podobało jej się to. – Nie mam zamiaru. To naprawdę fantastyczny dzień. Nie dość, że dobre towarzystwo, to towarzystwo, które ma przy sobie jedzenie, a jeśli ktoś daje ci jedzenie to jest świetnym człowiekiem. Jeśli to czekolada to naprawdę wspaniałym człowiekiem. A jeśli później mogę spalić tę czekoladę wędrówką to nie mam żadnych zastrzeżeń – Melis naprawdę była w cudownym humorze. Nie spodziewała się, że wysiłek fizyczny może wywołać taką ilość endorfin. Wysiłek fizyczny i czekolada, oczywiście. Cieszyła się również, że została zaproszona na kolejną wyprawę i jakby wcielona w tradycję Barnarda. Tych kilka zdjęć również wprawiało ją w dobry nastrój. Tak dobry, że postanowiła go nie pohamowywać, wykrzykując pozytywne hasła. Nie spodziewała się, że Aaron robił jej zdjęcia, dlatego kiedy usiadła obok niego, by zobaczyć, co udało jej się pstryknąć, zdziwiła się, widząc siebie. Ale nie było tak źle. Nie chciała tego kasować, bo ewidentnie było to dobre wspomnienie do kolekcji.
Ponownie położyła się obok niego. Kiedy wziął swój zeszyt, przekręciła się na bok, głowę podpierając ręką zgiętą w łokciu. Przyglądała mu się uważnie, jego powadze i skupieniu, kiedy pisał. Nie chciała mu przeszkadzać, dlatego milczała. Chłonęła tę ciszę i ten spokój.
ODPOWIEDZ