Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
2.
Wszystko na wariackich papierach.
Baza, polowy szpital, baza, samochód, lotnisko, jedno, drugie, bus, jeden, drugi, gdzieś po drodze, w klaustrofobicznej łazience ekonomicznej klasy drugiego samolotu, przebierał mundur na cywilne ubranie, pochłaniał dwa ogromne burgery kupione na dworcu... Dziesięć lat było dla niego wystarczająco długim czasem, żeby nauczyć się dowodzić w terenie małą brygadą, ale niewystarczającym, by ogarnąć przygotowanie do podróży. Po raz pierwszy chyba miał ze sobą aż tak dużo bagażu, po raz pierwszy miał tak mało czasu, między jedną, a drugą przesiadką, po raz kolejny natomiast zapomniał powiadomić swoich bliskich w Australii, że będzie tego dnia, późnym popołudniem..
Już na miejscu, we własnym, rodzinnym domu, jedyne o czym marzył, zaraz po pochłonięciu w ekspresowym czasie podstawionego pod nos jedzenia, to prysznic.. A na drugim miejscu święty spokój. O ile o to pierwsze nie musiał się prosić, o tyle to drugie mogło graniczyć z cudem. Z pomocą jednego ucha słuchał, drugim uchem wyrzucał wszystkie te informacje, które jego mama próbowała mu przekazać. Usłyszał coś o sąsiedzie obok i jego żonie, coś o klimatyzacji, chyba jakąś wzmiankę o nowym budynku, coś o ślubie kuzyna... I pani mama naprawdę była niepoważna myśląc, że zapamięta, albo wysłucha do końca chociażby jednej z tych rzeczy. Nie przerywał jej, grzecznie przytakiwał, zadawał te podstawowe, kurtuazyjne pytania, nad którymi nie musiał się nawet zastanawiać, pakując więcej jedzenia do pudełek. Tego, które przed chwilą jadł, tego z lodówki, ale też przeszukiwał szafki, w których zwykle trzymali chipsy i inne tego typu przekąski na ząb. Pani domu nawet nie zwracała uwagi.
Przez dziesięć lat przyzwyczaili się i zaakceptowali fakt, że Gust zaraz po powrocie w domu spędzi w nim może kilka godzin.. Zanim zabierze ze sobą psa i zniknie na następny dzień albo dwa bądź wie gdzie. Tym razem zapragnął otwartej przestrzeni i morza; chciał też koniecznie zdążyć przed zachodem słońca, dlatego patrzył nerwowo za okno raz po raz, zastanawiając się, kiedy odzyska swojego czworonoga..
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Prawdopodobnie gdyby nie ten dalmatyńczyk, już dawno zachlałaby się do reszty. Zalałaby wątrobę, wypłukała całkowicie nerki, o zbrodni przeciwko ostatnim szarym komórkom jej mózgu nie wspominając. Dramat i tragedia. A wszystko przez to, że nie miała zbyt wielu innych rozrywek, odkąd wróciła do Lorne Bay. No i nie miała też już wiele do stracenia. Z alkoholem zawsze wesoło buzującym w żyłach było przynajmniej ciekawiej, łatwiej i weselej. Ze względu na swoją pracę spędzała sporo czasu w barze, a ze względu na nawiązywane tam znajomości, po drugiej stronie barowej lady spędzała go dodatkowo nadprogramową ilość. Nie widziała w tym problemu. W końcu potrafiła dotrzeć do pracy w stanie wystarczająco dobrej używalności, nie wywoływała żadnych burd na mieście, nie doprowadzała do żadnych mezaliansów czy innych dramatów i nie przynosiła wstydu Winfieldom przez nieodpowiednie prowadzenie, więc nie było jeszcze aż tak najgorzej. Była młoda (powiedzmy…), nadal miała czas, żeby się odpowiednio wyszumieć. Zwłaszcza że co by się nie działo i jak bardzo by nie szumiało jej w głowie nie szumiała, była świadoma swoich priorytetów. Opieka nad psem Johansenów zdecydowanie się do nich zaliczała. Wymówki nie były konieczne, znacznie bardziej wolała przebiec się z psem po plaży niż wypić tych kilka drinków, to całkiem proste. Lubiła to. Nawet kiedy całkiem zmęczona odprowadzała go do domu, nieco ubłoconego (i sama również z piaskiem po kolana) o dość późnej porze, marząc tylko o tym, że wróci do siebie i będzie mogła zdrzemnąć się tych kilka godzin dłużej przed poranną zmianą w barze. Nieważne. To wszystko było przecież wykalkulowane. Odbywało się już wiele razy i niewiele się w tej kwestii zmieniało. Nie przewidywała żadnych wielkich zmian. I dlatego, kiedy zobaczyła ruch okiennej firanki, a jej umysł podrzucił jej wyjątkowo głupie wyobrażenie znajomej twarzy dobrego przyjaciela z dawnych lat, zbytnio się do tej wizji nie przywiązywała. Umysł potrafi płatac różne figle, zwłaszcza gdy jest zmęczony. To pewnie był tylko wiatr. Albo może nawet pan Johansen kręcił się w salonie, nie mogła mu zabronić, to był jego dom. Była dość zmęczona, gdy zadzwoniła do drzwi, aby zwrócić psa jego dziadkom, ale zupełnie nie przejmowała się własną kulturą osobistą ani tym, że ziewała, jakby jutra miało nie być, kiedy akurat się otwierały…

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Adopcja szczeniaka była jedną z tych rzeczy "na wariackich papierach", które zrobił pozornie zbyt pochopnie i zbyt szybko, a która, z biegiem czasu, okazała się naprawdę dobra. Pomijając, że zdjęcia kłapoucha umilały mu często życie daleko za oceanem, a filmiki dawały rozrywki nie tylko jemu, ale też jego towarzyszom.. Jego mama miała z kim spacerować, gdy ojcu po prostu się nie chciało. Ojciec mógł do woli marudzić na bolące kolana komuś, kto zawsze, z tą samą uwagą go słuchał.. A i Billie mogła się wygoić. To znaczy, Billie mogła wygonić Olivera, tak, w tą stronę, chociaż szczerze mówiąc, czasami się zastanawiał, czy psiak jest w stanie za nią nadążyć. Z doświadczenia wiedział, że bywała nie do ogarnięcia, chociaż może w tej kwestii cztery łapy i uroczy, nie rudy pysk pomagały. Może. Jemu też się jakoś lepiej wracało na przepustki wiedząc, że w domu czeka na niego uosobienie radości, synuś, którego może rozpieszczać na wszystkie możliwe sposoby i który nigdy nie narzekał na piasek wszędzie. Kompan idealny.
Bardzo mocno rozważał opcję wrócenia po Olka rano, chociaż byłoby mu przykro i dziwnie, tak zupełnie samemu na jachcie ojca.. Lubił samotność. Naprawdę! W ciszy myślało mu się wyjątkowo dobrze, zwłaszcza, jeśli oddalał się od lądu, by nie słyszeć gwaru i widzieć więcej gwiazd. Po prostu przyzwyczaił się już, do tego, że nigdy tak do końca nie jest sam i... Wypruł do drzwi, nie przejmując się w ogóle tym, że drzewo w ogródku sąsiada zasłania mamie poranne słońce w sypialni. -Jesteś!- to było do psa, do Billie, albo do nich razem; nie wiedział dokładnie, ogromna fala radości zabrała mu możliwość stwierdzenia. Objął dziewczynę ramieniem, przyciągając ją do swojej klatki i dając jej policzkowi kilka chaotycznych całusów, zanim się wyprostował, podnosząc ją tym samym. Była mała. Lekka. Plus, wolną ręką mógł głaskać skaczącego po nim kudłacza.
Cholerna jesień i krótkie dni.
Odstawił ją szybciej, niż by sobie tego życzył, obie dłonie położył na ramionach, pochylając się trochę, jakby miał zamiar podzielić się z nią sekretem wiecznej młodości. -Poczekaj tu.- posłał jej szeroki uśmiech, jakby to miało wszystko tłumaczyć, klepnął się w udo, zwracając tym razem do psiaka i tyle go widzieli. Razem z kudłaczem zniknęli na chwilę w domu, z którego wnętrza dobiegło ją jeszcze "Nie ruszaj się!". Daleko temu było do komendy. Był zbyt rozbawiony, za bardzo ucieszony, mimo swoich pokaźnych rozmiarów czuł się jak pięciolatek. Wrócili do niej, równie szybko jak ją zostawili, z wypakowanym plecakiem (na szczęście nie tym swoim stylowym, wojskowym) i bez jakiegokolwiek wytłumaczenia, złapał za rękę, kierując się do własnego samochodu.. Za samochodem też się stęsknił! Spał na stojąco w autobusie, ale w tym momencie czuł się gotowy do przebiegnięcia maratonu.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
What the fuck.
Dokładnie tak brzmiała jej pierwsza myśl, gdy jej beztroskie ziewanie zostało przerwane przez nagłe ograniczenie wolności i przestrzeni osobistej przez czyjeś wielkie cielsko. Jako że znała tę okolice, znała ten dom jak i jego właścicieli i w związku z tym nie spodziewała się najgorszego, jej podświadome mechanizmy obronne nie uznały za stosowne się uaktywnić. W pierwszej chwili zareagowała zwyczajnie całkiem neutralnie – totalnym zaskoczeniem, skonfundowaniem i luźnym zawiśnięciem w obejmujących ją ramionach bliżej niezidentyfikowanego pochodzenia.
What the fuck…
Dopiero po chwili w jej głowie zasłyszane chwilę wcześniej radosne „Jesteś!” połączyło się z odpowiednim wspomnieniem, które dodatkowo podparte zostało potwierdzeniem ze strony rzeczywistej – ramiona chłopa, który ją obejmował absolutnie odpowiadały tym, które wiązały się ze znajomym głosem. I wszystko mogłoby być w porządku, gdyby nie to, że zarówno ten głos jak i jego właściciel – wielki, dobrze znajomy chłop chyba nie powinni znajdować się właśnie w tym miejscu…
What the fuck?!
Zdążyła się ogarnąć akurat w momencie, gdy jej stopy postawione zostały na ziemi. Nie udało jej się zmazać totalnie skonfundowanej miny z twarzy, kiedy patrzyła do góry na właściciela ramion trzymających ją kilka sekund wcześniej. Zresztą, tak czy siak jeszcze niewiele była w stanie skleić. Bo czy to naprawdę mógł być…
- Co? – palnęła, nie mogąc tak po prostu biernie przyjąć polecenia skierowanego prawdopodobnie w jej stronę. Chyba tylko fakt, że była nadal ewidentnie zdezorientowana cała tą sytuacją powstrzymywał ją przed odruchowym stanięciem okoniem przeciwko wydanemu w jej stronę poleceniu. Czekała, bo jej nogi zdawały się wrosnąć w próg tego domu i nic poza tym. To było całkiem normalną reakcją. No bo jak często niespodziewanie widuje się swojego kumpla, który…
No wlasnie – który co tak właściwie? Od razu nasunęło jej się milion pytań. Co on tu robił? Od kiedy był w Lorne Bay? Na jak długo? Dlaczego nic jej nie powiedział?
To ostatnie pytanie prawie wywołało w niej szczere oburzenie, jednak nie miała wystarczająco dużo czasu, aby je w sobie pielęgnować, bo zanim zdążyła przetrawić jakąkolwiek emocję, została złapana za rękę i pociągnięta przed siebie. A jedynym, co przyszło jej do głowy i co była w stanie z siebie wykrztusić, było proste: - What the fuck?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Pewnie nie powinien był jej tak atakować. Nie pomyślał o tym ani przez chwilę, za bardzo ucieszony, że widzi swoją najlepszą przyjaciółkę, w towarzystwie czworonożnego synka, ale chyba ludzie tak nie robili? Czasami zastanawiał się, czy przypadkiem nie jest trochę na spektrum autystycznym, kiedy niektóre koncepty społeczne brzmiały mu w uszach totalnie abstrakcyjnie. Nie było go szmat czasu. Całe miesiące, długie, które zleciały mu jak mrugnięcie okiem, mimo że jego mama rugała go co kilka zdań, że przyjeżdża do niej zdecydowanie zbyt rzadko. Po tylu miesiącach powinien pozwolić jej przetrawić, że się pojawił, powiedzieć, hey, siema, to ja, znowu jestem trochę bardziej opalony, bo wracam z drugiego końca świata w którym teraz zaczyna się lato, hehe.. Takie tam, normalne, ludzkie rzeczy; nie łapać w niedźwiedzi uśmiech, rzucać w jej stronę jakieś śmieszne ćwierć-komendy i w jeszcze do tego sprawiać wrażenie, jakby bawił się świetnie.
Bawił się w istocie świetnie. Zanim wybiegł, zostawiając równie zdezorientowaną mamę i rozbawionego tatę, rzucił do nich krótko, że (relatywnie) niedługo będzie i w momencie czuł się jakby znowu miał 16 lat. Może odrobinę więcej? Zero zmartwień na karku, zero obligacji, odpowiedzialności za nic i nikogo, w świecie w którym, na tą krótką chwilę, liczył się tylko jeden głupiutki plan i towarzystwo, w którym chciał go wykonać. W dodatku tym razem głupi plan był jego autorstwa, a nie Billie! No i w gruncie rzeczy nie był taki głupi. Ot, spędzić przyjemny wieczór na morzu, gadając o pierdołach przy butelce czegoś mocniejszego i dobrym jedzeniu zgarniętym byle jak-byle było, z lady jego rodziców. Brzmiało jak zajebisty plan. Nie mógł przestać się uśmiechać i czuł się... Dobrze. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się lekko i po prostu dobrze. -To porwanie.- oznajmił pogodnie, otwierając zarówno drzwi do tyłu, jak i przednie pasażera, a kiedy zamknął za Olkiem, ponaglił ją gestem. Nie było po co tracić czasu! Uciekał im dzień! Uciekało słońce! Holender, może nawet byliby w stanie złapać tą super, złotą godzinę, gdyby tylko warunki na drodze były po jego stronie! Nie miał najlepszego śpiewającego głosu na świecie, ale i tak nucił pod nosem melodię z głośników, raz po raz zerkając na nawigację, by sprawnie móc objechać wszelkie utrudnienia. Byle szybciej do portu! -Rzuciłem ci tam pod nogi plecak. Weź wyłów energetyka i mi otwórz.- jakby nigdy nigdzie nie pojechał, a podobne wycieczki robili sobie przynajmniej raz na dwa tygodnie.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Wydawać by się mogło, że wraz z upływem kolejnych chwil poziom jej dezorientacji powinien się zmniejszać. W końcu zadawała pytania (jakie były, takie były – nie należy jej za bardzo winić za braki w elokwencji) i nawet otrzymywała na nie odpowiedzi, które teoretycznie nie były totalnie od czapy. Tylko że mimo wszystko nie potrafiła powiązać słów z ich logicznym sensem. Czy to już znak, że za dużo chlała?
Po pierwsze, dlaczego nie wiedziała, że zastanie Gusta w jego domu? Czy nie przyszło mu do głowy, żeby powiedzieć jej, że wpada? Po drugie, dlaczego w sumie zakładała, że ma obowiązek, aby informować ją, że jest w domu? Po trzecie – i ten punkt chyba dezorientował ją najbardziej – dlaczego zachowywał się tak, jakby oczekiwał jej obecności? Czy umawiała się z nim niedawno na tę wizytę i zwyczajnie o tym zapomniała? Właściwie okej, zdarzało jej się najebawszy prowadzić z ludźmi konwersacje, które później pamiętała jak przez mgłę i zdarzało jej się również spontanicznie obiecywać udział w różnych rzeczach, ale po tym zostawał jej przynajmniej cień wspomnień. Tym razem miała w głowie zupełną pustkę… Być może faktycznie powinna się zastanowić, czy czasem za dużo nie chleje…
W całym tym zdezorientowaniu podążyła za nim, nie zadając dodatkowych pytań pomocniczych. Wpakowała się do samochodu i tylko patrzyła na niego cokolwiek głupio. Dopiero gdy wskazał na swój plecak, po pierwszej chwili ogłupiałego patrzenia pod swoje nogi, nieco otrzeźwiała. Z miny świadczącej o całkowitym odklejeniu od rzeczywistości przeszła do zmarszczenia brwi. - Cześć, Billie. Ja też się cieszę, że cię widzę, Billie – mruknęła niby pod nosem, ale tak, żeby na pewno mógł ją usłyszeć, zaczynając przy tym grzebać w jego plecaku. - Kopę lat, Billie, może powiesz mi co u ciebie słychać i czy masz jakieś plany na wieczór, Billie – paplała dalej, niby z wyrzutem, ale posłusznie wyciągając energetyka, którego otworzyła i mu podała, odstępując od kolejnych sarków.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Czekał na nią? Może trochę.. To znaczy, jego zdaniem, po prostu wszystko się bardzo pięknie ułożyło, tak? Jego lot opóźnił się dokładnie o taką ilość minut, o jaką powinien się późnić, żeby zdążył trafić do domu rodziców, trochę się ogarnąć.. Tak żeby ona akurat przyszła ze spaceru i oddała mu towarzysza wypraw na otwartą wodę. Zadał sobie pytanie, czy na pewno nie krzyżuje jej planów? Ani przez ułamek sekundy, nawet pół jego myśli nie poszło w tamtą stronę. Po prostu nie. Może narcystycznie i w ogóle, zły Gust, zły, ale najzwyczajniej w świecie uznał, że nawet gdyby je miała, to właśnie on je wszystkie skasował. Ale to jeszcze nic! Był przekonany, że kasowałaby te plany z uśmiechem na ustach, bo przecież jej najlepszy kumpel przyjechał, więc trzeba było to jakoś uczcić. Pewnie dobrze dla niego, że wcale się do tych myśli wolał nie przyznawać, odnajdując się znakomicie w roli porywacza; porywana współpracowała, nie wydawała się specjalnie przejęta faktem porwania, chociaż jej zaskoczenie dodawało do jego ogólnej wesołości. Miała prawo nie wiedzieć o co chodzi. On też nie wiedział o co chodzi i właściwie taka wiedza była mu do niczego nie potrzebna. Najkrótsza droga do portu, do jego (taty) jachtu, a potem cała naprzód, aż nie będzie widać Lorne; tylko na tych punktach się skupiał.
-Pokazałem ci, że się cieszę.- rzucił na swoją obronę, nie tracąc dobrego humoru. Nie mógł; miziając jedną ręką psa, który wychylił się do nich z tylnego siedzenia, czekając na tego energetyka, którego nie wątpił, że Billie mu poda. Pełen relaksik, zero stresu, tylko radość i odpoczynek, chociażby tylko do następnego poranku. Do następnego poranku, tak daleko sięgały jego plany na ten moment i nic wcześniej i później nie wchodziło w grę; to był czas na relaks. -Dzięki. Masz jutro jakąś pracę, śluby, pogrzeby czy coś?- mogła to uznać za swego rodzaju "co u ciebie słychać?" jeśli bardzo chciała. Odebrał puszkę, z westchnieniem zadowolenia upijając kilka łyków duszkiem. Był też na tyle kulturalny, żeby stłumić donośne beknięcie. Klasa w czystej postaci.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Była przyzwyczajona do dziwnych akcji. Na tym etapie, po takiej ilości szalonych, dziwnych zrywów, jakie miała na swoim koncie, niewiele było w stanie ją zaskoczyć. Budziła się w różnych miejscach, obok różnych osób, a jej poszatkowane wspomnienia swoja absurdalnością jedynie potęgowały naturalny ból głowy spowodowany alkoholem. Widziała i przeżyła wiele. Na tym tle pakowanie się do samochodu jak gdyby nigdy nic z Gustem należało właściwie do totalnie normalnych akcji. Była trzeźwa jak niemowle, a on nie był pierwszym z brzegu obcym facetem, który wiózł ją cholera wie gdzie. To był nadal Gust. Nawet po tych wszystkich latach... Prawdopodobnie. Zresztą, gdyby faktycznie miała jakies istotne plany, od których nie mogłaby się wykręcić, w taki czy inny sposób opuściłaby jego pojazd i nie mógłby z tym niczego zrobić. Jeśli Billie Winfield na coś się uparła, to nie było sposobu, aby ją od jej planu odwieść. Teraz (na szczęście?) nie planowała niczego. Płynęła z prądem, w gruncie rzeczy całkiem zaintrygowana tym, dokąd ją ta podróż zabierze.
- Tak? Kiedy? - zapytała całkiem uprzejmie, świadomie przeciągając strunę. Gust nie należał do przesadnie wylewnych typów i zdawała sobie sprawę z tego, że cała jego mowa ciała, odkąd zgarnął ją sprzed swoich drzwi, faktycznie mogła świadczyć o tym, że ucieszył się na jej widok. To jednak nie przeszkadzało jej w tym, żeby się go drażnić i trochę ponaciskać. Szczególnie, że na kolejne jego pytanie odpowiedziała nieco szerszym uśmieszkiem. - To zależy, dokąd nas ta podróż zaprowadzi - odparowała i parsknęła. - A tak właściwie to dokąd jedziemy? - tym razem spytała już całkiem zwyczajnie, sama nie zawracając sobie głowy żadnymi "a co u ciebie? Jak życie leci? Jak minęła podróż?" i innymi nieistotnymi kwestiami, które pewnie i tak wypłyną gdzieś w praniu.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Im bliżej do celu, tym bardziej nerwowo zerkał na zegarek, pokazujący zawsze aktualną pozycję słońca. Niby mieli czas. Niby wiedział, że uda mu się spędzić pierwszy zachód po powrocie do domu, dokładnie tam, gzie chciał. Niby w gruncie rzeczy nadal był nudziarzem, który umyślnie nawet nie przekroczyłby prędkości, więc i tak nie miałby jak nadgonić czasu..
Już jakąś dłuższą chwilę wcześniej zauważył, że oddaje swoje życie losowi. Dosłownie. Widział ten wzór we wszystkim, co robił w przeszłości i mógłby się go nawet doszukać w tym, co robił teraz. "Jeśli uda mi się X to potem zrobię Y." w tym wypadku przybrało formę "jeśli uda mi się zdążyć wypłynąć przed zachodem słońca w tym towarzystwie, to rozważę powrót do domu na stałe". I tak będzie to rozważał, przecież o tym wiedział, ale z jakiegoś powodu taki zakład sam ze sobą był bardziej atrakcyjny. Może miał hazard we krwi, kto by to wiedział; jego kamienna twarz byłaby na pewno super atutem podczas karcianek.
- Siedzisz na miejscu pasażera. - odpowiedział, wzruszając ramionami, jakby to była najbardziej prosta odpowiedź na jej pytanie. Kochał ten samochód. Jego pies jeździł zwykle z przodu, pas miał nawet dopiętą dodatkową sprzączkę przy której dyndały szelki. Pomijając, że nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek jechała z tyłu, hey, w każdym innym przypadku to było najbardziej zasłużone miejsce w samochodzie. -Już zaraz, moment, zobaczysz.- machnął krótko ręką w jej stronę, nie chcąc odrywać jej od kierownicy na zbyt długo. Jego pisak miał beznadziejne przyzwyczajenie, kładzenia mu pyska na ramieniu za każdym razem, kiedy tylko przyczaił, że Gust ma wolną rękę. Głaszcz.
Nie kłamał. Właściwie nie była to też jakaś trudna do odgadnięcia lokalizacja... Wydawało mu się, że wiedziała o jego zamiłowaniu do pożyczania ojcowej zabawki... Chyba.. Może.. Na prawdę nie pamiętał, ale przez tyle lat, nawet ktoś tak niewylewny jak on, musiał coś wspomnieć o swoim głównym hobby. -Zajebiście.- czy, w wolnym tłumaczeniu, "jesteśmy na miejscu i nawet udało się zaparkować normalnie". Pedantycznie poprawił bilecik za parking, wykupiony na dłuższy czas, skoro Billie się nie określiła ile tak właściwie ma czasu, a i on nie wiedział ile spędzą na wodzie. -To teraz spacerek.- ruchem głowy wskazał w stronę bujających się na wodzie jachtów, a potem z niegasnącym, lekkim uśmiechem, odwrócił się do tylnego siedzenia, żeby ubrać Olliemu obrożę z przypiętą smyczą. Tak na wszelki wypadek, żeby nie wpadło mu do głowy wskakiwanie do wody.
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Powinna się spodziewać podobnej odpowiedzi. Gust najwidoczniej nadał miał skłonności do wyrażania swoich emocji w szczególny, jednak bardzo konkretny sposób – bez przesadnych słów. W końcu to nie one się liczyły, a czyny. I chociaż gotowa byłaby się kłócić o to, że siedziała na miejscu pasażera tylko dlatego, że we własnej bezczelności wpakowała się na to miejsce sama (jak zawsze), to uznała, że w tym konkretnym przypadku dalsza sprzeczka będzie całkowicie bezproduktywna. Ostatecznie mogła zaakceptować swoje miejsce na szczególnym miejscu w samochodzie jako przejaw cieszenia się na jej widok, a nawet grzecznie nie drążyć dalej tematu. Dlatego zamiast uraczyć go kolejną niezwykle ciętą (tj. głupawą) ripostą, przechyliła się nieco do tyłu, żeby zająć się głaskaniem psa. Zresztą, skoro to było porwanie, to nie miała tak czy siak zbyt wiele do gadania w tym temacie, nie?
- W razie gdybyś się zastanawiał, moja wątroba nie nadaje się absolutnie do niczego, nerki i płuca może ewentualnie są we względnie przyzwoitym stanie, ale nie dam na to gwarancji. Rogówki też są praktycznie bezużyteczne, robię się coraz bardziej ślepa – wyznała szczerze, bez skrępowania. Powinien znać ją na tyle (miała nadzieję, że nadal ją znał…), żeby znać jej skłonność do niszczenia swojego organizmu dla rozrywki. Powolne rozkładanie się na starość też nie powinno być mu obce – jakby nie było, był praktycznie tak stary jak i ona. A to że najprawdopodobniej lepiej o siebie dbał, dawało mu jedynie niewielką przewagę. Tak sądziła. - Więc jeśli chcesz mnie sprzedać na części, to nie polecam – podsumowała tę przemowę i uśmiechnęła się szeroko.
Im dalej jechali, tym większego przekonania nabierała, że wie, dokąd zmierzają i wbrew bzdurnym teoriom o sprzedawaniu jej organów, czuła się coraz bardziej zrelaksowana. Żeglarstwo było czymś, co kręciło nie tylko jego. - Trzeba było powiedzieć, że wybieramy się na piknik, zapakowałabym jakieś kanapki, piwo, czekoladę. Przede wszystkim czekoladę – podkreśliła i wypakowała się ze swojego zaszczytnego miejsca na przedzie samochodu. Zerknęła w stronę wody, jachty i żaglówki przyciągały jej wzrok, a na jej twarzy wykwitł łagodny uśmiech.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Oczywiście, że nie miała nic do gadania! To znaczy.. Nie miałaby, gdyby zaczęła marudzić o tym, jak to jej się nie chce, albo jak to nie ma ochoty siedzieć z nim na bujającej się, niestabilnej powierzchni. Gdyby jej argumenty należały chociażby trochę do kategorii, które wcześniej wymienił, to puściłby zakładnika bez żadnego ale. Był w gruncie rzeczy całkiem elastycznym porywaczem, który z rozsądkiem musiał się polubić podczas swojej służby chociażby. Jeszcze kilka lat wstecz pewnie uparłby się jak osioł i tyle, mały szantażysta i egoista do tego. Teraz jedynie by jej nie odwiózł, bo naprawdę chciał być podczas tego zachodu na tej głupiej wodzie, jakkolwiek bez sensu by to nie brzmiało dla wszystkich wokół.
-Hm... Włosy na perukę.- rzucił, wyraźnie rozbawiony połączeniem, które jemu w ogóle nie przyszłoby na myśl. Port kojarzył mu się z samymi pozytywnymi rzeczami, jakoś tak by mu do głowy nie przyszły prawdziwe porwania, handel żywym towarem czy innymi ludzkimi częściami wymiennymi. Gross. -Nie śmieszne, swoją drogą.- zmarszczył się, zerkając na nią niby karcąco, ale był to bardzo krótki grymas, zastąpiony dość szybko przez lekki, pogodny uśmiech. A no i, na włosach się nie znał. Jej mu się podobały, bo były jej. Nie wiedział nawet gdzie się sprzedawało włosy i komu, ale wątpił, żeby to było istotne, więc nie zawracał sobie nawet tym głowy.
-Yo, za kogo ty mnie masz?- prychnął, już po wyjściu z samochodu, pozwalając Olliemu wyskoczyć przez jego siedzenie na zewnątrz, co zrobił z resztą z ogromną psią radością. -Daj mi ten plecak, który miałaś pod nogami. Tam jest wszystko.- no, może nie wszystko. Zawinął jedzonko z domu, tak, wiedział też, że jego tata lubił swój barek na pokładzie dobrze zaopatrzony i o ile wątpił, by było tam piwo, o tyle wiedział, że opcji z i bez alkoholu nie zabraknie. Zarzucił sobie plecak na grzbiet, zamknął za nią samochód, raz jeszcze, podświadomie sprawdzając, czy ma klucze od jachtu. Obecne, wszystko pod kontrolą. Zamyślił się też na chwilę, jego twarz przyjęła na ten moment mocno napięty wyraz, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że..
-Ey.. Ale nie wziąłem czekolady. Jakieś ciastka mojej mamy tylko, nie wiem czy mają czekoladę.- zmartwił się wyraźnie, ruszając z nią w stronę zejścia na długi, rozbudowany pomost. No bo prawda, czekolada była bardzo ważną rzeczą, a większość słodyczy jednak nie mogły jej zastąpić..

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
W gruncie rzeczy nie należała do osób marudnych i chcących utrudniać komuś na siłę życie. Może i pyskowała, rzucała wiele nieśmiesznych komentarzy, momentami bywała nawet odrobinę złośliwa i uszczypliwa, ale gdy przyszło co do czego, nie lubiła narzekania. Nie była jakąś tam wybredną, wydelikaconą panienką, potrafiła sobie radzić w różnorodnych warunkach i dopasowywać się do sytuacji. Zresztą, mimo upływu lat nadal mu ufała, a spędzenie w jego towarzystwie wieczora nie wydawało jej się zła opcją – nawet jeśli nie była na to przygotowana i nie miała bladego pojęcia, dokąd jadą. Bo czy to kiedykolwiek było istotne?
- Ale hej, tylko bez takich! – zaprotestowała z pasją. - Śmianie się z bezużyteczności moich organów jest spoko, ale moje włosy to zdecydowanie najlepsza część… - urwała na moment. Gadki o własnym wyglądzie jakoś jej nie leżały i zdawała sobie sprawę, że mówiąc o nim w tym kontekście, musiałaby zabrzmieć totalnie kretyńsko i pretensjonalnie. Zupełnie jakby dopraszała się o komplementy – a absolutnie tak nie było. W nosie miała komplementy i ani trochę ich nie potrzebowała. - No… mnie – zakończyła więc dość niezgrabnie, po czym wzruszyła ramionami i – żeby sobie nie wyobrażał za wiele niecnych rzeczy – zagarnęła włosy i przerzuciła je na oddalone od niego ramię.
- Ciastka twojej mamy zazwyczaj są tym, czego najbardziej w swoim życiu potrzebuję – oświadczyła uspokajającym tonem i wyszczerzyła do niego szeroko zęby. Tak właściwie nie potrzebowała tej czekolady jakoś szczególnie mocno. Piwo byłoby miłe, ale mogłaby bez niego przetrwać. Ciastka były jednak na pewno miłym dodatkiem. - Kiedy przyjechałeś tak właściwie? Mogłeś dać znać… - rzuciła, jednak mocno się starała, żeby w jej tonie nie zabrzmiał żaden wyrzut. Ostatecznie, nie miał przecież takiego obowiązku, prawda? Nie musiał jej się spowiadać z każdej chwili swojego życia i ze wszystkich planów. Już nie od jakiegoś czasu...

Gust Johansen
ODPOWIEDZ