obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Jak podmuch wiatru było tamto zdarzenie, któremu na istnienie odmówiono prawa. Jak wiatr, a więc miało być równie ulotne i nieważne, zagubione pośród lejącego się z nieba żaru, ciszy przed burzą i świadomością, że oto kończy się kolejne lato. I znów jesień. A jednak jak echo powracało tamto zderzenie się dwóch naznaczonych bólem światów, muśnięcie warg i ta chwilowa pewność, że to tylko początek czegoś niezwykłego. Nienawidził do tego wracać. Nienawidził świadomości własnych uczuć i lekkiej rozpaczy, że zakończone to zostało zbyt prędko, zbyt gwałtownie. Pośród wszystkich tajemnic, które łączone w sposób dowolny składały się na życie Dante, ta chyba była jedną z tych najgorszych. Dlatego, że nie o sam pocałunek chodziło, a odkrycie pewnej prawdy o sobie, której znieść nie mógł. Choć więc echo tamtego zdarzenia rozbrzmiewało w nim bez przerwy, robił w s z y s t k o, by nie myśleć o tym w ogóle.
A jednak los bywał brutalny. Może kryć miał się w tym jakiś dowcip, a może nie było to wszystko dziełem przypadku, a Augustus i Dante po prostu musieli omówić tamto niefortunne zdarzenie. Dzień, mimo wszystko, rozpoczął się dość dobrze — Ainsworth zajmował już mniejszy pokój w zakupionym mieszkaniu, ucząc się wnikliwie jego rozkładu. W sekrecie przed wszystkimi zapisał się na lekcje mające go wspomóc w nowej życiowej roli, bo wszystko wskazywało na to, że niewidomym pozostanie jeszcze długo. Nauczył się odpowiednio korzystać z mikrofalówki, dzięki której miał prawo do spożywania ciepłych posiłków. Zwykł też zmuszać się do chodzenia na długie spacery, które przeważnie stresowały go najmocniej — poruszanie się po skąpanym w smole mieście było doprawdy niebezpiecznym zajęciem. Zawsze przydarzało się coś, przez co na nowo skrywał się w swoim małym świecie rozpaczy — pomylenie drogi, zderzenie z drzewem bądź śmietnikiem, nieumyślnie wtargnięcie pod koła nadjeżdżającego pojazdu. Tym razem znów miało przytrafić się mu coś paskudnego, być może najgorszego — wolałby tamte wszystkie upadki przeżyć raz jeszcze, niż porozmawiać w końcu z Augustusem. Którego nierozważnie zwykł nazywać przyjacielem, choć znajomość ich była tak dziwna i, od czasu śmierci Evana, dość niebezpieczna.
Huk. Szum. Jak chodzisz, kretynie, wymówione z gniewem, podczas gdy Dante nie był nawet świadom tego, co się przed momentem wydarzyło. Podnosił się z chodnika z wyraźnym skrępowaniem, poprawiając przyciemniane okulary i pocierając obolały łokieć. Zaczął się tłumaczyć. Że jest niewidomy, że to od niedawna, że popełnia błędy i mu przykro. Człowiek, w którego nierozważnie wszedł, miał to wszystko gdzieś — rozpaczając nad upuszczoną rzeźbą, która potłukła się na milion kawałków, obwiniał Dante o wszystkie największe zbrodnie wszechświata. W tamtym momencie zapragnął, by ktoś go uratował, by wybawił go z opresji, ale dlaczego musiał być to właśnie Augustus?

Augustus Sinclair
kierowca karawany — The Last Goodbye
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie.
✶ 4 ✶
Wspomnienie tamtej krótkiej, przelotnej chwili wciąż nie dawało mu spokoju, choć to wydarzyło się już jakiś czas temu i powinien dawno zapomnieć. Nic z tego. Wciąż pamiętał, i to lepiej, niżby chciał. Miał z tego powodu wyrzuty sumienia, a pewnie wcale nie powinien - bo chociaż Evan nie żył już od dwóch lat, Augustus wciąż miał wrażenie, że to wszystko jest za wcześnie, że pocieszył się kimś innym zbyt szybko, a wcale nie powinien tego robić, bo do cholery, niedawno stracił męża. Niedawno, czyli dwa lata temu, ale przez pobyt w więzieniu miał nieco zaburzone poczucie upływu czasu bez Evana. Odsiadując wyrok bardzo mocno próbował wmówić sobie, że Evan czeka na niego w domu i że będzie miał do kogo wracać, bo bez tego nie przetrwałby tam nawet tygodnia, był tego absolutnie pewien.
Wyjątkowo wracał dzisiaj z pracy pieszo. Zwykle tego nie robił, jego chodzenie ograniczało się ostatnio niemal wyłącznie do spacerów z psem, ale nie wykluczał, że po drodze zajdzie jeszcze na piwo albo kilka, więc był to wybór czysto strategiczny. Kończył właśnie kolejnego papierosa (już chyba trzeciego odkąd wyszedł, ale kto by tam liczył) i wyrzucał niedopałek na trawnik, bo kosz na śmieci był za daleko, kiedy nagle jego uwagę przykuła jakaś awantura, rozgrywająca się zaledwie kawałek od niego. Ktoś leżał na ziemi, tłumaczył się, próbował się podnieść, ktoś inny krzyczał, mocno gestykulując i co chwilę wskazując na jakieś rozbite kawałki na betonie. Nie było tajemnicą, że Augustus nie należał do wzorów moralności i nie miał w zwyczaju przejmować się problemami innych, dlatego w normalnych okolicznościach pewnie wzruszyłby ramionami i poszedł dalej - tyle, że, o ironio, w bezradnym, podnoszącym się z ziemi mężczyźnie rozpoznał Dantego, o którym tak bardzo starał się ostatnio nie myśleć, bo to właśnie z nim nieodłącznie wiązało się owo prześladujące go wspomnienie. To, i tylko to sprawiło, że nagle odkrył w sobie potrzebę zostania koniem na białym rycerzu i postanowił dość zdecydowanie wkroczyć do akcji. Dosłownie w kilka sekund znalazł się przy awanturującym się facecie.
- Z czym masz, kurwa, problem? Powiedział ci przecież, że nie widzi. - Zabrzmiał dużo ostrzej niż chciał. Pewnie powinien trochę spuścić z tonu i przede wszystkim inaczej dobrać słowa, ale umówmy się, nie grzeszył opanowaniem i umiejętnością spokojnego wyjaśniania problemów. - Zapłacę ci za to potrzaskane gówno. Tyle wystarczy? - Bardziej w sumie stwierdził niż zapytał, wciskając mu do ręki banknot, obdarzając go przy okazji wzrokiem jasno i wyraźnie mówiącym, żeby przyjął kasę i się wreszcie zamknął. Oddanie tych pieniędzy ot tak sprawiało mu niemal fizyczny ból, ale już zaczynał planować sobie w myślach, że przy najbliższej okazji spróbuje wyciągnąć coś od ojca, któremu wciąż niezmiennie się powodziło. Augustus nie widział żadnego powodu dla którego miałby tego nie wykorzystywać, tym bardziej, że w oczach ojca i tak stracił resztki godności już dawno temu.
Finansowa rekompensata najwyraźniej podziałała, bo mężczyzna odpuścił. Pozbierał resztki rozbitej rzeźby z chodnika, kurwiąc pod nosem na wszystko dookoła i poszedł w swoją stronę. Sinclair patrzył za nim jeszcze chwilę, próbując przełknąć fakt, że właśnie odszedł z jego pieniędzmi, jednak po krótkiej chwili jego uwaga skupiła się na... przyjacielu? Chyba mógł go tak nazywać? W końcu po śmierci Evana ich stosunki uległy naprawdę znacznej poprawie i mimo wcześniejszej niechęci byli dla siebie wsparciem w wielu ciężkich chwilach.
- Odprowadzić cię do domu? - zaproponował, sam nie będąc pewnym dlaczego właściwie to zrobił. Przebywanie z Dante było o tyle niebiezpoeczne, że przypadkiem mogłaby się między nimi wywiązać rozmowa na temat czegoś, do czego Augustus raczej nie chciał wracać (a przynajmniej wydawało mu się, że nie chce), ale z drugiej strony, po prostu nie miał serca zostawiać go tutaj samego. Wolał mieć pewność, że Ainsworth dotrze do domu w jednym kawałku, bez przypadkowego pakowania się w kolejne kłopoty.

dante ainsworth
niesamowity odkrywca
Brysia
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Istniały jakby dwie wersje jego świata, dwie odmienne od siebie formy jego jestestwa; ten pierwszy obraz, oddalony jakby teraz o setki mil, zdawał się na zawsze utracony. Malujący się na nim mężczyzna posiadał wszelkie te cechy, które uważa się za najpaskudniejsze, a jednak to w tamtej wersji Dante czuł się tak dobrze. To w tamtej swej wersji nie popełniał błędów. To w tamtej wersji uważał Augustusa za człowieka niegodnego jakiegokolwiek zainteresowania. Tymczasem przewrotne życie doprowadziło do trwałych zmian, z których przyjściem tak wiele spraw się pokomplikowało: pewien siebie człowiek, jakim niegdyś był, ugiął się pod naporem strachu i niepewności. Zagubiony w kompletnym mroku zezwalał na to, by stawać się kimś niewidzialnym, niegodnym odnalezienia się w tłumie, więc z człowieka towarzyskiego począł przeistaczać się w samotnika. I wreszcie też zaczął czuć emocje, które nigdy przenigdy nie powinny się ujawniać, a w efekcie których dochodził do wniosku, że Augustusa lubi. Ale to było złe, złe, bo nie powinien żywić do niego jakichkolwiek ciepłych uczuć.
Wzdrygnął się kiedy to w sam środek nierównej dyskusji wtargnął nowy głos, nierozpoznany początkowo, pod którego ciężarem zmiażdżona została resztka jego pewności siebie. Kiedy jeszcze dotarło do niego, kimże jest jego wybawiciel, zapragnął zniknąć z powierzchni świata. — Augustus, przestań — poprosił niewyraźnie, widocznie zażenowany wszystkim — wyobraźnia poniosła go w kierunku absurdu tej scenki i wyobrażał sobie, jak zebrany dookoła tłum tonie w morzu cynicznych uśmiechów. — Nie płać mu — zaprotestował, ale panowie zdawali się już w ogóle na niego nie zważać. Dobijali jakiegoś targu, cholera, kiedy to Dante winien był zrobić cokolwiek — nie uważał jednak, że jest za ten wypadek odpowiedzialny. To nie tak, że w ramach jakiegoś kaprysu utracił wzrok, prawda? Wyciągając nieśmiało dłoń przed siebie udało się mu natrafić na ramię mężczyzny, które gorączkowo pociągnął. — Nie płać, słyszysz? — podstaw do złożenia pozwu nie było, policji wezwać nie można było, a więc jedyną ceną za zniszczoną rzeźbę miała być wylana na Dante gorzka frustracja. Jednakże nikt nie zwracał już na niego uwagi, a cichnąca lawina przekleństw jasno oznajmiała, że jego oprawca podążył w stronę piekła; pozostawało mieć nadzieję, że nigdy już na siebie nie trafią. Przez chwilę Dante stał w ciszy, nie zwróciwszy uwagi na to, że wciąż ściska ramię Augustusa — pogrążony w nazbyt wielkim szoku tej absurdalnej scenki, nie miał pojęcia, jak winno się to ich spotkanie zakończyć. — Co? Nie, to znaczy, nie wiem, masz pewnie jakieś plany i w ogóle — zaprotestował więc, wyrwany z rozmyślań, planując to, przed czym Augustus tak bardzo się wzbraniał — szczerą rozmową. — Ile mu zapłaciłeś? — spytał jednakże na dobry początek, bo naturalnie musiał mu całą tę kwotę zwrócić, innego wyjścia nie było. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu denerwował się jednak jego obecnością, czy raczej po prostu stresował, ale wierzył (lub chciał wierzyć), że jest to wyłącznie kierowane pragnieniem, by udało się im przyjaciółmi pozostać. Odstraszając swym paskudnym charakterem od siebie tak wielu, był pewien, że prędko przyszłoby im powrócić do roli wrogów, a przecież… Dzięki Evanowi zdołali jakoś pewne granice pokonać i błędem byłoby zaprzepaszczenie tego. Tak, zdecydowanie wyłącznie o tę ich przyjaźń chodziło.

Augustus Sinclair

zt
ODPOWIEDZ