onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Było mu przykro, że nie mógł dać jej tego wcześniej, ale stało się i już się nie odstanie. Rozwiedli się, ale to ona położyła te papiery na stole. To ona podpisała je pierwsza, więc co miał zrobić, jeśli chciała odejść? Przecież mogła trochę poczekać, dać mu czas oswoić się z myślą, że nie uratował Lily. Był pierdolonym lekarzem, a zrobił absolutne gówno, by ich córka mogła dalej żyć. Czuł się tak bezużytecznie pusty, brakowało mu jakichkolwiek emocji. Dlaczego była zdziwiona, skoro powinna czuć się tak samo? Dlaczego myślała o sobie w momencie, kiedy działo się coś tak strasznego? Dawsey nie potrafił tego zaakceptować. Dostała to, czego chciała. Może na przyszłość powinna zastanowić się czego pragnie? Zamiast bez przerwy obwiniać Dawseya za to, że wtedy nie mógł tych pragnień spełnić? Może mogła zawalczyć, zamiast oczekiwać tego od niego? Nie chciał być podły, ale właśnie takie myśli nachodziły go, kiedy Louise krzyczała. Obiecywali sobie, że będą razem na dobre i na złe, a kiedy złe się wydarzyło, to Louise spakowała manatki. Nie powiedział tego na głos, bo nie chciał zranić jej jeszcze bardziej.
Jeszcze kilka godzin temu wydawało mu się, że robi dobrze. Że próba zatrzymania jej będzie tym, czego chciała, ale najwyraźniej to nie było to. Dawsey nie potrafił wstrzelić się w jej wymagania, więc może do siebie nie pasowali? Może w ogóle nie powinien jej do siebie zapraszać? Może w Sylwestra powinien ją odepchnąć? Trzymać jakiś dystans? Ale jak miał to zrobić, skoro przez tych kilka chwil dawała mu dom? Może powinien trzymać się z daleka od przeszłości, zamknąć ją ostatecznie i więcej się w nią nie plątać? Miał cholernie dużo wątpliwości, dlatego milczał. Bo już nie wiedział, co ma powiedzieć. Pozwalał jej się wygadać, a każde słowo traktował jak cios, z zaciśniętymi wargami. – Nie chciałem wracać do wtedy. Chciałem tylko wrócić do sylwestrowej nocy i dać ci dom tutaj. Ale masz rację. Nie powinienem od ciebie niczego wymagać, dlatego odwiozę cię do hotelu. A twoje rzeczy dostarczę ci później. Jesteś zadowolona? – zapytał. Był chłodny, opanowany i już od bardzo dawna nie czuł czegoś podobnego. Takiego spokoju. W końcu usłyszał z jej ust prawdę, bo dotychczas wydawało mu się, że karmiła go wyłącznie kłamstwami. Jej pocałunki, miłe rozmowy w ciągu ostatniego miesiąca były obłudą. Skoro miała do niego żal, a on nie potrafił znaleźć więcej słów, którymi mógłby ją przeprosić, to zamierzał pozwolić jej odejść. Obiecał, że nie będzie na nią naciskał i nigdy tego nie zrobi. Wolał powiedzieć to, niż powiedzieć jej o swoim żalu. Zranienie jej było ostatnią rzeczą, której chciał. Bo zwyczajnie chciał ten żal wymazać przyszłością, ich wspólną przyszłością.
chirurg ogólny — carins hospital
37 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I used to think that I was made out of stone, I used to spend so many nights on my own, I never knew I had it in me to dance anymore...
Widzieli przeszłość zupełnie inaczej. To zabawne, bo przecież przeżyli dokładnie tą samą tragedię. Ona ich jednocześnie łączyła i tak bardzo dzieliła. Mieli zupełnie inne wspomnienie wydarzeń sprzed lat. Nie konfrontowali tego nigdy. Teraz, Lou nieudolnie próbowała. Dawsey jednak trzymał twardo język za zębami. Kolejny błąd? Może. Louise była egoistyczna w tym całym zamieszaniu w jakim się znaleźli tuż po śmierci ich jedynego dziecka, a nawet wcześniej? Być może. Carleton jednak zapominał jak bardzo on skupiał się na sobie. W końcu tych dwoje oboje było lekarzami. Oboje chcieli, by ich córeczka wróciła do domu, zaśpiewała im raz jeszcze piosenkę, powiedziała, że nic się nie stało, kiedy się przewróciła... Oboje zawiedli jako rodzice. Dopóki mieli siłę napędową dzięki Lily jakoś się trzymali, ale tylko gdy jej zabrakło... Odeszli w inne strony żałoby. On nie wracał na umówiony czas, zapominał o spotkaniach, czytał nieustannie artykuły, teczki nowych pacjentów i tę jedną, do której Cumberbatch, wtedy jeszcze Carleton, nie chciała zaglądać już nigdy. Próbowała go gdzieś zabrać, nawet na głupi spacer, ale zawsze miał inne zajęcia. Pogrążył się w pracy. Nie było miejsca na nią. Na jej problemy. Na jej potrzebę bliskości. Więc nie, z perspektywy Louise to nie ona spakowała manatki... To on wywiesił białą flagę, ale nie miał jaj, by doprowadzić to do końca. Zrobiła to więc za niego, bo dłużej tak nie mogła. Mimo całej swojej miłości... Po prostu nie mogła.
Może Lou oczekiwała czegoś więcej niż jedynie słowa. Może potrzebowała konkretnego ruchu, gestu... Sama w sumie nie wiedziała. Powinno jej wystarczyć, to co usłyszała. Widziała, przecież, że nie było mu łatwo wypowiedzieć tamte słowa wprost. Krążył od początku tej wycieczki, a ona dopiero teraz to widziała. Teraz, kiedy on znów postanowił się wycofać, co przyjęła z kwaśną miną. Przynajmniej uspokoiła swój histeryczny płacz, unormowała oddech i patrzyła chłodno na Carletona, który choć chciała, by wyciągnął do niej rękę, by pokazał jak bardzo jej pragnie, to wciąż gdy był w połowie drogi cofał się. Jakby bał się, że utraci ją, zanim na nowo zdobędzie... Cóż... Chyba tak się właśnie działo.
-Nie, nie jestem zadowolona - powiedziała, odbijając się od drzewa, zdając sobie sprawę jak bardzo się nie rozumieli. I faktycznie, choć bolało jak cholera, choć znów będzie ją ten ból od wewnątrz spalał to... To było jedyne rozsądne rozwiązanie. Znów się rozejść, każde w swoją stronę. I tak za długo to przeciągali, chyba oboje już to zrozumieli. -ale tak musi być, tak będzie najlepiej - dodała gorzko, mijając Dawseya, choć zaraz przystanęła. Nie wiedziała którędy dojść do tego pieprzonego samochodu. Założyła więc ręce na piersiach i nieco zniecierpliwiona obróciła się, by posłać mu wyczekujące spojrzenie. Tyle że, wcale nie chodziło blondynce o to, by prowadził ją do auta... Jednak on to zrobił. To co powinien dorosły człowiek, poprowadził do samochodu i w bolesnym, chyba dla obojga, milczeniu odpalił silnik. Nie mogli dłużej uciekać przed nieuniknionym. Zdecydowanie nadszedł czas, by postawić tę ostatnią kropkę, prawda?

/ ztx2 (?)

dawsey carleton
sumienny żółwik
leośka#3525
ODPOWIEDZ