biznesmen — -
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Something's got a hold of me lately. No, I don't know myself anymore. Feels like the walls are all closing in and the devil's knocking at my door.
Gra pozorów zawsze warta była świeczki, chociaż oczywiście byli też ci, którzy w ślepo rzucali złośliwe uwagi i często udawało im się trafić w sedno, co niestety wyłącznie potęgowało ich poczucie pewności. Nathan obracał się w podobnym gronie od urodzenia, więc był to dla niego chleb powszedni. Nie dało się jednak ukryć, że szum, który powstał przy rozwodzie, potrafił rozstroić nawet i jego. Natomiast skoro on sam potrzebował odpoczynku, Addy tym bardziej. Córka Blacka miała zaledwie szesnaście lat i chociaż wychowywała się w tym świecie tak samo, jak mężczyzna, dla niej musiało być to podwójnie trudne. Była młoda, cały jej świat rozpadał się na jej oczach, a do tego każdy posiadał jakąś opinię na ten temat. Nic zatem dziwnego, że Nathan chciał w jakikolwiek sposób spróbować chronić córkę i ta przeprowadzka, choć motywowana też egoistycznymi pobudkami, była również dla dobra najmłodszej z Blacków - przynajmniej z perspektywy bieznesmena.
- Chyba powiedziałbym, że luksusu posiadania ludzi od wszystkiego. Łatowści dostępu do rzeczy. Najgłupsze z możliwych zderzenie wielkomiasteczkowego bogacza z realiami małego miasta - przyznał szczerze, bo nie było czego ukrywać, czy zaprzeczać. Urodził się ze złotą łyżką w buzi. Miał pomoc na wyciągniecie ręki przez całe życie, a teraz poniekąd musiał dorosnąć. Na pewno jednak miało wyjść mu to na dobre! - To prawda. Walka o opiekę nad Addy była ciężka - przyznał, wzdychając cicho na samo wspomnienie. Miał przy tym nadzieję, że córka nie będzie nigdy żałować, że to on wygrał opiekę nad nią. Cicho liczył, że nigdy nie pomyśli, że zrujnował jej życie i nie chce mieć z nim nic do czynienia. Starał się być najlepszym ojcem, a na pewno lepszym, niż ten jego. Nikt jednak nie był ideałem. Każdy człowiek posiadał wady i on nie był wyjątkiem od reguły.
- Niestety wciąż gdzieś leżą jakieś kartony - zaśmiał się szczerze, bo rozpakowywanie nie poszło im tak szybko, jak optymistycznie zakładał. - Zgadzam się. Lorne jest pełne pozytywnych zaskoczeń. Mam więc nadzieję, że przemówi do Addy tak szybko, jak szesnaście lat temu do mnie - rzucił odrobinę bez namysłu, bo nie przypominał sobie, żeby kiedyś wspominał Winniemu, że tutaj kiedyś był. Nie miało to jednak większego znaczenia. Prawda dlaczego tutaj faktycznie się znalazł i tak ujrzy światło dzienne i to wcześniej niż Black na pewno się spodziewa. - Nie jest łatwo. Szczególnie teraz, kiedy bez ostrzeżenia ogłosiłem, że wyprowadzamy się z Sydney - skrzywił się lekko. - Świetnie, piwnice pełne butelek wina przemawiają do mnie najlepiej - zaśmiał się i ruszył za Rosenbergiem. - Piękna kolekcja - pochwalił, gdy znaleźli się w piwnicy pełnej butelek, po której się rozejrzał.

Winfred p. rosenberg
ambitny krab
N.
brak multikont
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
Łatwiej znosi się tę grę pozorów, gdy mimo wszystko nie dotyczy Twojego rozpadającego się życia. Nieważne w jakich okolicznościach, rozwód nigdy nie jest przyjemny — nawet jeśli wie się, że to jedyne słuszne wyjście w zaistniałych okolicznościach, to przecież wiąże się to z definitywnym zakończeniem wielu spędzonych wspólnie lat i często poddaniem pod wątpliwość wielu ważnych decyzji podjętych z myślą o tym, że będzie się dalej układać to życie wspólnie. Winnie nie chciał sobie nawet wyobrażać, jaki to ciężar dla kogoś, kto ma szesnaście lat. I jaki to dodatkowy ciężar dla Nathana, który przecież chciał dla Addy jak najlepiej, ale niestety czasami wiązało się to ze zrobieniem burzy w jej życiu, aby ostatecznie mogli osiągnąć jakiś spokój. Czasami oczywiście trudno było w tym wszystkim znaleźć złoty środek i podejmować takie kroki, które miały łagodzić okoliczności i ich skutki, żeby były dobre rzeczywiście dla kogoś innego, a nie wydawało się, że będą dobre, bo był dobre dla nas — to brzmiało cholernie skomplikowanie i tylko utwierdzało Winniego w tym, że nie jest absolutnie gotowy na dzieci. I chyba nigdy nie będzie, bo mimo wszystko w jego wizji przyszłości jak na razie nic takiego się nie pojawiało. Być może się to zmieni, a być może nie, nie gdybał na tym, szczególnie że przecież aktualnie nie było ku temu żadnego powodu.
Problemy pierwszego świata to nadal problemy — zapewnił go, niby lekko żartobliwie, ale rozumiał to. Może sam nie wychował się w aż tak prestiżowej rodzinie o takim statusie społecznym i majątku, a teraz nie uważał też, aby standard jego życia jakkolwiek się pogorszył, ale zmiana trybu życia była ogromna i do wielu rzeczy musiał się przyzwyczaić na nowo. W tym do tego, że układa sobie życie w pojedynkę również. — Ale wierzę, że szybko się przestawicie na nowe realia. Szczególnie że wiele możecie do siebie dostosować — taka była prawda, bo przecież to nie tak, że nagle nie mieli pieniędzy. A za pieniądze idzie sporo dopasować do siebie i swoich potrzeb. Wierzył więc, że stopniowo uda im się dopasowywać elementy układanki pod swoje preferencje.
Szesnaście lat temu? — uniósł lekko brew. — To zbieg okoliczności, że tyle samo lat ma Twoja córka? — pierwsze co przyszło mu do głowy to fakt, że przyjechali tu z żoną te naście lat temu i najprawdopodobniej to tutaj postarali się o potomstwo, więc Nathan miał jakiś dziwny sentyment do tego miejsca, więc palnął to pytanie bez większego zastanowienia. — Nie wiedziałem, że znasz to miasteczko jakoś lepiej — dodał po chwili.
Do mnie też. Jeśli przyjdzie apokalipsa zombie albo jakaś inna to zapraszam, nie ma co się bawić superbohaterów, możemy po prostu się upić do nieprzytomności i poczekać aż to wszystko wybuchnie — zażartował sobie. — Większość zbiorów siłą rzeczy nie jest moim dziełem, ale idzie nam całkiem nieźle. Testujemy nowy szczep, więc za jakiś czas zaproszę Cię na degustację — będzie potrzebował fachowej oceny, a Nathan zapewne wiedzę o winie jakąś miał, więc idealnie się sprawdzi.

Nathan Black
biznesmen — -
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Something's got a hold of me lately. No, I don't know myself anymore. Feels like the walls are all closing in and the devil's knocking at my door.
Nathan popełnił wiele błędów w swoim życiu, ale największym była gra pozorów w związku z jego małżeństwem. Skrzywdził bowiem po drodze zarówno żonę, córkę, jak i samego siebie. Odebrało im to wszystkim szansę na prawdziwe szczęście. Addy, przecież wcale nie wyszła na tym lepiej, jak obydwoje z Elizabeth próbowali sobie przez lata wmawiać. Najmłodsza z Blacków miała zaledwie szesnaście lat, a już chodziła do psychologa. Nie było to natomiast związane wcale z problemami w szkole, czy niedogadywaniem się z rówieśnikami. Nathan naprawdè żałował wielu rzeczy w życiu, ale tej najbardziej. Niemniej czasu nie dało się cofnąć, mógł jedynie postarać się, żeby reszta wspólnie spędzonego czasu była lepsza. Czy więc zabranie Addy z Sydney i przeprowadzka do nowego miejsca była dobrym posunięciem? Black sądził, że tak. Córce przyda się odcięcie od elity i plotek, które ich otaczały. Szaleństwa, w którym znaleźli się ponownie przez niego. Należała jej się szansa na odpoczynek, a jeśli stwierdzi, że Lorne Bay nie było dla niej, Nathan nie zamierzał trzymać jej tutaj siłą tylko dlatego, że sam miał nadzieję znaleźć tutaj szczęście. Naiwną nadzieję, ale wciąż.
Zaśmiał się na zapewnienie Winfreda, a następnie kiwnął twierdząco głową. - To prawda, mamy to szczęście, że z czasem możemy wszystko do siebie dopasować - w końcu jakby się uparł to stać go było, żeby rozwinąć jakikolwiek bieznes z przywilejami, których by mu brakowało. Dla Blacka możliwości były nieskończone. Jednak tak naprawdę nie chciał zmieniać w miasteczku niczego. Dzięki temu, jakie było posiadało swój niepowtarzalny urok.
- Nie do końca - przyznał szczerze, poruszając kieliszkiem w dłoni i zataczając winem kręgi w środku szkła. - Zjawiłem się tutaj szesnaście lat temu z myślą o zbadaniu terenu pod nowy hotel w okolicy, który swoją drogą powstał, ale nie nadzorowałem go - urwał i napił się wina. - Znam Lorne Bay bardzo dobrze dzięki dziewczynie, którą tutaj poznałem i która pokazała mi uroki miastaczka. Zjawiłem się tutaj latem, niedługo po rozstaniu. W głowie miałem tylko chęć zaimponowania ojcu nową inwestycją. Ona jednak sprawiła, że kompletnie o tym zapomniałem. Nie miała pojęcia z jakiej rodziny pochodziłem i sprawiła, że gotów byłem zostawić całe życie w Sydney za sobą - zaśmiał się z niedowierzaniem. Czasami wciąż niedowierzał, że historia, którą właśnie opowiadał wydarzyła się naprawdę. - Chyba po raz pierwszy w życiu byłem wtedy zakochany. Naiwnie i całym sercem... ale kiedy wróciłem do Sydney z zamiarem odcięcia się od złotego garnuszka, dowiedziałem się, że moja była dziewczyna jest w ciąży - uśmiechnął się z sentymentem. Nardziny Addy były wspaniałą chwilą, ale pozostanie z Elizabeth było błędem. - Postanowiłem zrobić to, co słuszne. W naszym świecie to coś normalnego. Należało utrzymać dobrą reputację, a teraz, szesnaście lat później jestem w Lorne Bay ponownie. Co za ironia losu - zaśmiał się sucho i napił alkoholu.
- Podoba mi się ta opcja. Lepiej przeczekać przy dobrym winie, niż zginąć przy pierwszej okazji - zaśmiał się. - Budowanie marki to zawsze grupowa i ciężka praca - przyznał, wiedząc o tym akurat dość sporo. - Chętnie wpadnę spróbować - usmiechnal się na wizję degustacji.

Winfred p. rosenberg
ambitny krab
N.
brak multikont
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
Z perspektywy czasu można było dostrzec, że to rzeczywiście był błąd, ale zapewne w momencie podejmowania decyzji wydawało się to dokładnie tym, co było warto zrobić, żeby zachować się odpowiednio i słusznie. Problem jednak polegał na tym, że często podążanie za rozsądkiem i robienie tego, co słuszne było sprzeczne z tym, co się czuło. A wtedy łatwo było o nieszczęście i skutki zupełnie odwrotne od zamierzonych, które odbijały się na naprawdę wielu ważnych dla człowieka osobach, nie tylko na nim samym. Jednak mimo świadomości, że często tak w życiu bywa, że lepiej podążać za swoimi uczuciami i dopuścić je do świadomości, i tak ludzie wciąż powtarzali te same błędy, starając się być dobrym człowiekiem. Trudno było w końcu mieć pewność, że zrobienie czegoś, co zdawało się być egoistyczne na pierwszy rzut oka, w tym danym wypadku na pewno będzie dobre. I bądź tu człowieku mądry, no nie da się niestety zawsze. Całe szczęście jednak, że Nathan mimo wszystko potrafił zapewnić swojej córce odpowiednie wsparcie i pomoc. Przecież wielu rodziców w takiej sytuacji stwierdziłoby, że problemy rodziców to problemy rodziców, więc dziecko nie ma nic do gadania i na pewno na nie to nie wpływa, zamiast dostrzec, że jednak rzutuje to na całą rodzinę. To czyniło z niego naprawdę dobrego ojca.
Szczęścia nie kupisz, ale można sobie znacząco ułatwić życie — Winnie doceniał mocno fakt, że był uprzywilejowanym człowiekiem, który nie mógł narzekać na brak środków finansowych. Niewiele osób mogło pozwolić sobie na rzucenie wszystkiego i kupienie australijskiej winnicy, żeby mieć nowe zajęcie i biznes kompletnie niezwiązany z tym, co do tej pory robił. A on bez problemu mógł podjąć to ryzyko i nie musiał nawet martwić się o to, że jak nie podoła, to zostanie z niczym. Lata pracy w finansach nauczyły go bardzo dużo, między innymi tego, jak bardzo skutecznie zabezpieczyć się przed ewentualnym bankructwem najlepiej, jak to tylko możliwe.
Spojrzał na niego z zaciekawieniem, gdy przemieszczali się po winnicy, oglądając kolejne pomieszczenia w piwnicy z winem, a Nathan zaczął opowiadać swoją historię, o której Winnie nie słyszał do tej pory.
Ironia losu, czy świadomy wybór? — podpytał go, bo nie mógł się powstrzymać, unosząc lekko brew z zaciekawieniem w głosie. — Brzmi to całkiem romantycznie, może jednak okaże się, że Lorne Bay jest dla Ciebie szczęśliwsze, niż mogłoby się wydawać — dodał z przekonaniem, bo w sumie zasługiwał na to zdecydowanie, po latach nieszczęśliwego małżeństwa. Winfred coś o tym wiedział. Może niekoniecznie dzięki temu, że odnajdzie dawną miłość i będą żyli długo i szczęśliwie (chociaż mogliby, czemu nie), ale może znajdzie nową również tutaj? Nie pozostawało nic innego, jak trzymać za niego kciuki. — Jak zwykle okazuje się, że świat jest bardzo mały — zauważył z lekkim rozbawieniem. Jakie prawdopodobieństwo mogło być, że ich historie będą związane w jakiś sposób właśnie z tym konkretnym, niewielkim miasteczkiem? Teoretycznie mizerne, ale życie jak zwykle zaskakiwało.
Świetnie, dam w takim razie znać — zapewnił go, doceniając chęć uczestnictwa bardzo. Mogło być to przyjemne, ale jednak zawsze to jakaś odpowiedzialność i oczekiwania wobec przyjaciela, że wypowie się szczerze, dając mu rzeczowy feedback.

Nathan Black
biznesmen — -
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Something's got a hold of me lately. No, I don't know myself anymore. Feels like the walls are all closing in and the devil's knocking at my door.
- Z tym w pełni się zgadzam - Nathan uśmiechnął się ciepło, bo faktycznie pieniądze szczęścia nie dawały, ale na pewno można było dzięki nim zapewnić sobie wygodny, które uszczęśliwiały człowieka. Oczywiście rzeczy to nie wszystko i tak naprawdę w życiu liczyły się relacje z ludźmi. Nie było bowiem niczego gorszego niż poczucie samotności i wyobcowania. Właśnie to często posuwało ludzi do kroku ostatecznego, targnięcia się na własne życie. Dlatego tak ważne było posiadanie wsparcia w drugiej osobie. Przynależności, która dawała uczucie bezpieczeństwa.
- Pewnie gdybym skłamał, to zachowałbym resztki twarzy, ale nie zaprzeczę, że był to świadomy wybór - westchnął cicho, bo wciąż nie dostał żadnej odpowiedzi od Addie odkąd wpadli na siebie na lotnisku i nadal nie miał pojęcia, czy ta porywcza decyzja była odpowiednią. Nie było, co bowiem ukrywać. W dużej mierze wybrał ucieczkę od szaleństwa w Syndey do Lorne Bay właśnie ze względu na Callaghan. Inaczej pewnie wyjechałby na miesiąc na Hawaje, na Safarii, albo w inną puszczę w Indonezji. Zrobiłby porządny reset i wrócił do życia biznesmena. Może mniej szczęśliwego, ale przynajmniej wiedziałby na czym stoi. Niepewność bowiem nie była rzeczą, do której Black był przyzwyczajony. Zawsze dostawał to, czego chciał i dostawał to od razu. Jeśli chodziło natomiast o Addie, nie miał pojęcia na czym stoi i czy w ogóle był jeszcze jakikolwiek grunt, na którym razem mogliby stać! - Liczę na to szczerze - przyznał i napił się wina. - Ugh, to prawda. Świat jest o wiele mniejszy, niż nam się wydaje - zaśmiał się szczerze. Był szczególnie mały, kiedy człowiek naprawdę, ale to tak naprawdę nie chciał na kogoś wpaść, a jednak zdarzało się tak, gdy wyglądał jak najgorsza wersja siebie i to jeszcze na kacu życia!
- Fantastycznie - uśmiechnął się, a potem spojrzał na Winfreda. - Wiem, że rozwód jeszcze nie jest zamknięty, ale myślisz może o powrocie do gry? - Nathan nie ukrywał, że był ciekaw, czy Rosenberg przypadkiem nie rozgląda się za miłością, a może już kogoś miał?

Winfred p. rosenberg
ambitny krab
N.
brak multikont
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
Zdecydowanie go popierał — relacje z ludźmi i ludzie, z którymi warto je było budować obok były podstawą. Ale nie ma też się oszukiwać, że bez pieniędzy można było być tak samo szczęśliwym. Można było się kochać i być szczęśliwym jako rodzina, ale trudno oczekiwać, że zastanawiając się skąd weźmie się pieniądze na kolejny czynsz albo jak przeżyć, skoro lodówka pusta, konto też, a do wypłaty jeszcze tydzień. Takie zmartwienia zabierają sporo czasu, które można byłoby poświęcić na rzeczy, które przynoszą szczęście, pozwalają umacniać relacje czy rozwijać wspólne pasje. Także cóż, Winnie zdawał sobie sprawę z tego, że mogło brzmieć to, jakby był materialistą, ale naprawdę nie był. Po prostu uważał, że warto doceniać to, co się miało i nie ma co się oszukiwać, że więcej w tym przypadku wcale nie znaczy lepiej i łatwiej.
Ach przestań, jakie resztki twarzy? To brzmi jak świadomy wybór żeby jednak spróbować odszukać szczęście — nie trzeba było długo znać Winfreda, aby wiedzieć, że mężczyzna raczej należał do optymistów, którzy zawsze widzieli szklankę do połowy pełną, a nie pustą. Dlatego też zdecydowanie bardziej pasowało mu postrzeganie tej kwestii w ten sposób. — Udało Ci się z nią skontaktować? — podpytał, bo naprawdę go ten temat zainteresował. Brzmiało to dość ekscytująco i cóż, bardzo romantycznie! A Winnie trochę duszę romantyka miał. Czasami, dla wybranych, wiadomo. — Albo chociaż dowiedzieć, czy nadal tu mieszka? — cóż, Lorne Bay nie było wielkim miastem, więc ludzie często w pewnym momencie swojego życia stąd po prostu uciekali, rozwijać się gdzieś indziej, budować karierę czy po prostu zaznać wielkomiejskiego życia. Ale nie wszyscy, więc może Nathan miał szczęście i kobieta, o której mówił nadal tu była? Albo na przykład wróciła, tęskniąc za rodzinnymi stronami zupełnie przypadkiem w podobnym czasie, co on tu zawitał? Może. Chociaż to już był poziom romantyzmu, który tak naprawdę Winniemu nie przyszedłby do głowy.
Nie wiem — przyznał szczerze, marszcząc lekko brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. — Chociaż prawdą jest, że poznałem kogoś… — uznał, że skoro Nathan dzielił się z nim swoją historią, to on może też swoją. — Ale jesteśmy czymś na kształt przyjaciół i chyba muszę zejść na ziemię w tej kwestii, bo ma narzeczonego — nie dodał, że był to ©gówniany narzeczony, bo czuł się bardzo nieobiektywnie w tym temacie.

Nathan Black
ux writer — spotify
28 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
ux writerka w spotify, która planuje wydać powieść erotyczną pod fikcyjnym nazwiskiem
002.

Solange naprawdę starała się zrobić wszystko, by pojawić się w winnicy o czasie. Skończyła swoją pracę o czasie, zapakowała obiad, który im przygotowała i nawet zdołała się w końcu przebrać z rozciągniętego dresu. Nim jednak mrugnęła, czas jakoś magicznie przyspieszył, zmuszając ją do nerwowego opuszczenia domu. Spacer zamienił się w dość szybki marsz, który i tak nie sprawił, że dotarła na miejsce o czasie.
Niby wiedziała, że Winfred nie zatrzaśnie jej drzwi do gabinetu przed nosem tylko dlatego, że się spóźni — prawdopodobnie nawet tego nie zauważy w pierwszej chwili, bo będzie pochłonięty ekstremalnie nudnymi papierami, pełnymi cyferek, które wymagały pełnego skupienia z jego strony. W głowie Sol brat był jednak na tyle poważnym i zapracowanym życiowo człowiekiem, że nieszanowanie jego dorosłego czasu, wydawało się trochę niegrzeczne.
Można się w tej chwili spierać, czy Solange w ogóle była kimś, kto definicję słowa niegrzeczne miała wyrytą w głowie. Prawdopodobnie nie. Miała jednak pytania, tematy i kilka dziwnych wniosków, które zamierzała omówić z bratem, więc nie pozostając zupełnie bezinteresowna w swojej wizycie, nie chciała przekraczać granicy, po której z powodzeniem można było wytknąć jej lekką bezczelność.
Dotarła w końcu przed drzwi jego gabinetu, odprowadzona nawet przez kobietę, która zupełnie niepotrzebnie się fatygowała. W końcu Solange była u m ó w i o n a ze swoim bratem. Czekały ich poważne rozmowy, biznesy i próbowanie zapiekanki ziemniaczanej, którą z powodu braku ziemniaków wykonała z kalafiora.
— Hej Winnie, a co ty tutaj robisz? — zagadnęła wesoło, wchodząc do środka. Uśmiechnęła się szeroko niezrażona tym, że jej żart nie był zabawny, a ze względu na to, że użyła go już po raz któryś, w momencie, w którym przekraczała próg jego gabinetu, mógł okazać się nawet irytujący. Tym bardziej uważała go w tej chwili za wyjątkowo wybitny. — Wysłałam ci mailowo agendę naszego spotkania, widziałeś ją? — zapytała poważnie. On był może i wysoko postawionym, wiecznie zapracowanym panem w garniturze, ale w niej zakorzeniły się już w najlepsze korpo przyzwyczajenia. Tak naprawdę to nie. Niektórzy, gdy się nudzili wyklejali na szybie help, a Solange rozpisała im plan spotkania, który zawierał wspólny posiłek, przegadanie biznesu, poruszenie spraw sercowych, aż w końcu twarde negocjacje. Nie siliła się, by rozpisywać każdy ten punkt szczegółowo — chociaż patrząc na zdjęcia piesków, zamieszczone na drugim slajdzie, można było wywnioskować, że znalazłaby na to odrobinę czasu.
— Jestem skłonna negocjować zmianę kolejności, jeśli uważasz, że któraś część powinna zostać spriorytetyzowana — dodała jeszcze, wyciągając na jego blat pudełko, w którym odłożyła brzydką, nieudaną zapiekankę, której jeszcze nie spróbowała. Dopóki jej ktoś wprost nie poprosi, to Solange najwidoczniej nie dojrzy sama do tego, że lepiej było zamówić pizzę, niż próbować jeść coś, co wyszło spod jej rąk.
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
010.
Nawet gdyby nie wiedział, że jego siostra spóźnia się prawie zawsze, to i tak rzeczywiście nie zatrzasnąłby jej drzwi przed nosem. Znał ją jednak na tyle, że automatycznie dodawał jakiś kwadrans do godziny ich spotkania, nie oczekując od niej, że pojawi się wcześniej, dlatego nie był ani trochę zaskoczony tym, że pojawiła się na miejscu później, ani też nie widać było po nim zniecierpliwienia, bo był na to doskonale przygotowany. Znalazł sobie jakieś zajęcie, które mógł w razie czego w każdej chwili przerwać więc owszem, zastała go siedzącego nad jakimiś fakturami, które musiał podpisać, zanim trafią do klientów. No generalnie nuda, ale niestety — musiał to robić. Jakieś tam przepisy podatkowe i inne takie tego od niego wymagały. Zdecydowanie lepiej odnajdywał się w planach finansowych, bilansach, prognozach i innych takich dziwnych rzeczach, które przewidywały jeszcze więcej cyferek, bo to wśród nich czuł się najlepiej.
Podniósł wzrok znad papierków, gdy drzwi się otworzyły uśmiechając się lekko na widok siostry. Zawsze czuł się nieco dziwnie, gdy tu siedział, a ona wpadała w odwiedziny — czuł się wtedy jakoś tak niezręcznie, jakby rzeczywiście był jakimś ważniakiem. I chociaż w pracy nim był, no nie da się ukryć, skoro był tutaj szefem, to jednak wobec Sol to już zupełnie inna sprawa. Była jego młodszą siostrą, wobec której bywał nieco nadopiekuńczy, ale nigdy specjalnie nie próbował nią rządzić. Zapewne między innymi dlatego, że zdążył dość szybko się zorientować, że posłuszeństwo w jej słowniku było tak samo niezrozumiałe, jak punktualność.
Nie wiem, zgubiłem się dzisiaj rano, skręciłem w prawo zamiast w lewo, a potem zwróciłem na rondzie, a że tu było pusto, to uznałem, że posiedzę… Fajne miejsce, wygodne — to co miał nie zostać. Wzruszył lekko ramionami z delikatnym rozbawieniem, jakby co najmniej rzeczywiście wszystko to było dziełem przypadku.
Coś widziałem, ale uznałem, że Ty to Ty, więc specjalnie się do niej nie przywiązywałem — nie będzie jej oszukiwał, że wydrukował ją sobie i zamierzał odhaczać na niej kolejne punkty. Znając Solange sama już zdążyła zapomnieć o tym, jaką kolejność spraw przewidziała. — Skupiłem się na pieskach, będziemy wybierać Ci psa ze schroniska? — zapytał, chociaż sam nie wiedział, czy to na sto procent super pomysł. To znaczy, wiadomo: pieski są super, Solange jest super, więc dopasowanie dobre. Ale czy Solange była też super odpowiedzialna? To już jednak trudna sprawa do ocenienia.
Jesteś skłonna negocjować, czy już wymyśliłaś, że jednak trzeba wprowadzić zmiany, bo chcesz coś jak najszybciej poruszyć? — uniósł lekko brwi, patrząc na nią poważnie. Był przekonany, że może się tego spodziewać. Tak, jak tego, że zrobiła coś do jedzenia, co miało — jego zdaniem — jakieś 35% szans na to, że będzie zjadliwe. — Mamy w ogóle jakiś fancy obiad po degustacji, więc załatwiłem nam posiłek. Mam nadzieję, że nie fatygowałaś się z gotowaniem? — aż był zatroskany wręcz i pełen nadziei, że jej praca nie pójdzie na marne!

solange rosenberg
ux writer — spotify
28 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
ux writerka w spotify, która planuje wydać powieść erotyczną pod fikcyjnym nazwiskiem
Szczęśliwie dla niego, nawet gdyby faktycznie próbował zgrywać ważniaka względem niej tak, jak to robił na co dzień w pracy, Solange nie potraktowałaby go poważnie. I to nie tylko dlatego, że znała go całkiem dobrze i widziała, jak był jeszcze smarkiem (kiedy ona ledwo wyglądała nad stół), który uczył się golić pierwszy zarost, ale przede wszystkim dlatego, że niekoniecznie Sol akceptowała autorytety. Miało to odzwierciedlenie w jej życiu na tylu płaszczyznach, że niestety w większości ściągało to na nią kłopoty, ale — ten jeden raz — sprawiało, że nigdy w życiu nie pomyślałaby o nim w kategoriach sztywniaka.
— Ale super! Możesz mi też takie znaleźć? — zapytała podekscytowana, rozglądając się po mieszczeniu z takim zaangażowaniem, jakby naprawdę była w nim po raz pierwszy. I prawdopodobnie pasowałaby do niego niczym pięść do nosa, ale zawsze chciała dorosnąć do etapu, gdy miało się swój gabinet. Taki poza domem rzecz jasna, bo tylko ten miał teraz znaczenie.
— Nie, nie mi — zaprzeczyła. Oddałaby każdy pokój w swoim domu pieskom, ale nie sądziła, by na innych polach sprawdziła się w opiece nad nimi na tyle, by faktycznie jakiegoś przygarnąć. I chociaż w jej wiadomości wcale nie mówiła o pieskach, to nie powstrzymywało jej to przed pociągnięciem tematu. Wyprostowała się więc i spojrzała na brata z bardzo poważną miną — taką, jaką należało zachować, gdy w grę wchodziły porzucone pieski ze schroniska. — Tobie. Możesz wybrać, czy ma być duży, mały, czy może powinien być kotem — zaproponowała wspaniałomyślnie, uznając, że była to decyzja, którą powinien podjąć samodzielnie. Miał do tego prawo, skoro w późniejszym czasie to on pozostałby ojcem.
Zaśmiała się na jego słowa, zanim pokręciła głową, bo wcale nie chodziło o to! Solange miała na tyle dobre serduszko, że planowała pozwolić mu podjąć decyzję, skoro samodzielnie zadecydowała o tym, o czym będą rozmawiać przede wszystkim. Wiedziała, że się rządzi, ale zwalała to na geny. Był to argument, z którym ciężko było dyskutować, skoro nie bardzo mieli jakiekolwiek pojęcie o tym, kim była jej matka na przykład.
— Och, mam w sumie, ale… — urwała, przyglądając się pakunkowi — możesz zostawić dla siebie na jutro, a my zjemy resztki!
Nie upierała się, by jedli koniecznie to, co dzisiaj przyniosła. Mógł zostawić na jutrzejszy obiad dla siebie i jutro podzielić się tylko opinią co do tego, jak jej tym razem poszło. Była pełna wiary w swój eksperyment i nawet wydawało jej się, że tym razem naprawdę się spisała.
— Możemy przejść do tego, co tajemniczo nazwałam niejasność w kwestii wiadomych albo pokątnych interesówzaproponowała, odgrzebując mejla, którego przesłała mu, gdy cholernie nudziła się w pracy. Uśmiechnęła się szeroko, bardzo z siebie dumna, bo uważała, że spisała się na medal — jak zawsze, wiadomo. — Ale najpierw jedzenie — zadecydowała, znowu się trochę rządząc. Jeśli jednak uzna, że coś mu się nie podoba to przecież da jej znać, prawda?
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
Trudno stwierdzić, czy aby na pewno należało uważać to za miłe, ale nie wnikał w to. Ona znała go całkiem dobrze, on znał ją, więc obydwoje wiedzieli, czego się po sobie spodziewać. Ważniakiem tak naprawdę Winnie był chyba tylko na tych wszystkich nudnych imprezach, na których wszyscy mieli kije w tyłku i zadzierali wysoko głowy, udając zachwyconych nowymi przystawkami. Nienawidził tych spędów, ale niestety, były one jednym z głównych sposobów na pozyskiwanie nowych, odpowiednio bogatych klientów, więc w jakimś stopniu musiał dopasowywać się do ich poziomu. Nie wychodziło mu to do końca, bo — jak Solange doskonale wiedziała — z natury wcale nie był nadętym gościem, który odnajdywał się na salonach. Niby żaden z niego Jack Dawson w pożyczonym smokingu, który nie wie, od jakiego widelca zacząć, ale to nie było dla niego komfortowe i naturalne środowisko i zdawał sobie sprawę, że w oczach wielu z tych osób robił z siebie durnia. Co dla niego raczej wiązało się z tym, że po prostu zachowywał się normalnie. Wolał jak na razie za bardzo nie myśleć o tym, jak duży skandal wywoła to, jak potoczyła się jego relacja z Lemmie i że — chcąc, nie chcąc — można było go uznać za przyczynę jej rozstania z narzeczonym, który należał do bogatych i wpływowych ludzi w tych okolicach. Ups.
Nie mogę, bo będziesz się w nim nudzić — stwierdził z rozbawieniem. — Ostatnio ktoś mnie upomniał, że nie wolno jeździć wszędzie na krześle biurowym, bo to niezgodne z BHP… — skrzywił się. Nie robił tego w sumie, ale było spore prawdopodobieństwo, że jakby zaczął to rzeczywiście naraziłby na niebezpieczeństwo innych, siebie i przede wszystkim butelki z winem, które były wszędzie.
Mnie? — to był plot twist, którego się nie spodziewał. — Ale przecież ja nie chcę psa — odpowiedział od razu. — Kiedyś może, ale teraz za dużo się dzieje — tak było. Miał sporo na głowie, winnica niby dobrze funkcjonowała, ale wprowadził sporo zmian odkąd się tu pojawił i to nie był jeszcze etap, gdzie mógł uznać, że te zmiany był na pewno dobre. Część z nich wymagała obserwacji, inne należało nieco zmodyfikować i przez to pracy mu nie brakowało. Nie dodał, że zdecydowanie wolałby psa niż kota, bo jednak pasował bardziej do jego charakteru taki wesoły gagatek. Nie chciał jej niepotrzebnie nakręcać, skoro zdecydowanie należało odciągnąć ją od tego pomysłu.
Dobra, to chodź, pójdziemy po jedzenie i możemy zjeść na zewnątrz, bo jest ładnie i miło, a Ty mi po drodze uchylisz rąbka tajemnicy, abyśmy mogli przejść do tego ważnego punktu, okej? — zaproponował. I zabrał ze sobą jej pakunek, aby schować go do lodówki na jutro. Da jej znać na pewno, czy było dobre!

solange rosenberg
ux writer — spotify
28 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
ux writerka w spotify, która planuje wydać powieść erotyczną pod fikcyjnym nazwiskiem
Przygotowałaby dla niego wielki banner z napisem interwencja, gdyby któregoś dnia, po zupełnie nieplanowanych odwiedzinach, doszła do wniosku, że właśnie przekroczył nieistniejącą linię, stając się nadętym ważniakiem, na których Sol zawsze marszczyła nos. Wprawdzie uważała, że posiada naturalny i bogato rozwinięty talent do tego, by dogadywać się z każdym, kto tylko stanął na jej drodze, ale nie znaczyło to wcale, że akceptowałaby zmianę. Przeprowadziłaby z nim zupełnie niepoważną rozmowę, nadmuchała zamek w ogrodzie, żeby mogli poskakać, rozmawiając o tym, że niepotrzebnie dorasta i na jego koszt zamówiła trzy stacje do robienia waty cukrowej. Na wypadek, gdyby jedna się kiedyś zepsuła.
— A to nie jest tak, że jak masz gabinet, to ty ustalasz zasady? — zapytała, krzywiąc się lekko, nie mogąc pogodzić się z myślą, że ktoś miałby mu mówić co może, a czego nie. Poza tym nie wierzyła w historię o śmierci w trakcie jazdy na krześle. W podobne wypadki wierzyła tak samo, jak w fakt, że łyżeczką można było sobie oko wydłubać. Ktoś opowiadał głupoty, a że Solange miała oczy szeroko otwarte, to już poznała świat na tyle, by to rozgryźć.
— Szkoda. Bo miałbyś, a ja bym się zajmowała nim w dni, kiedy nie możesz — wyjaśniła, uważając to za wspaniały pomysł. To prawie tak, jakby wychowywali go wspólnie, ale nie do końca — różnica polegała na tym, że pewnie na jego głowie byłyby poważne rzeczy i wydatki, ale Solange przyjęłaby na siebie rolę rozpieszczacza i osoby gotowej do codziennego miziania. Jeśli nie było to idealne rozwiązanie, to znaczyło, że ono nie istniało. Do samodzielnego wychowywania psa nadawała się tak, jak do wszystkiego innego, co wymagało od Sol dojrzałości i rozsądnego podejścia.
— Jasne, chodźmy — potwierdziła, podnosząc się z miejsca. Poczekała, aż on sam wyjdzie zza biurka i ruszyła razem z nim wzdłuż długiego korytarza. Niby niejednokrotnie tu była i czasami błądziła po budynku, ale nie znaczyło to wcale, że wiedziała, w którą stronę powinni się kierować. — Dobrze, po pierwsze chciałam zapytać, czy wy macie takie butelki z winem, które na przykład są przeznaczone na stratę, bo jak są to nie wyrzucajcie ich, zamierzam zrobić parapetówkę, na którą oczywiście jesteś zaproszony, nawet jak ich nie masz — przyznała. Był to jej ostatni pomysł, nie zdołała jeszcze wypisać oficjalnego zaproszenia, ale dowiadywał się pierwszy. Chociaż nie posądzała go o bycia osobą, która odrzuciłaby słowne zaproszenie, bo bez papierowego, to tak naprawdę czuje się niechciany.
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
To dobrze, bo Winnie nie bardzo chciał się takim człowiekiem stać, bo sam też za nimi nie przepadał. Spędził sporo czasu w ich towarzystwie i nadal w sumie spędzał, skoro chodził na różne dziwne imprezy dla nadętych ważniaków, bo niestety, ale byli oni najlepszymi klientami na drogie wino. Planował jednak przemyśleć strategię tak, aby jednak nie byli oni jego głównym punktem zbytu. To znaczy miał już ją przemyślaną, ale musiał ją dopracować i zacząć powoli wdrażać w życie. Bo coś czuł, że za chwilę może nie być to tylko jego własna potrzeba odcięcia się od tych ludzi, ale też konieczność, biorąc pod uwagę, że chyba wyszło tak, że odbił narzeczoną jakiemuś bardzo dzianemu typkowi ze śmietanki towarzyskiej. Ups.
Zasady tak, ale coś tam marudzą o jakimś prawie i przepisach… — wzruszył ramionami, nieco naburmuszony, jakby co najmniej mama mu zabroniła iść na karuzelę. Chyba nie musiała się o niego martwić ani zamawiać stacji do robienia waty cukrowej. Chociaż brzmiało to jak coś, co Solange mogłaby mieć na swojej parapetówce.
Czyli prawie codziennie? — uniósł brwi, patrząc dość wymownie. — Może kiedyś to się uda, na razie głównie by cierpiał, a nie o to chodzi — zwierzęta to nie zabawki, więc trzeba było być rozsądnym, nawet jeśli te słodkie kundelki ze zdjęć patrzyły tak smutno, że wziąłby je wszystkie. Nie o to jednak chodziło, żeby wziął je ktoś, kto nie będzie miał dla nich wystarczająco czasu, a niestety Winnie aktualnie miał sporo pracy i sporo planów, a jego życie wywracało się cały czas do góry nogami i nie był pewien, kiedy się jakoś względnie ustabilizuje. Było w nim dużo nowości i dużo wyzwań, także nie było co dokładać kolejnej.
Ruszyli w stronę kuchni, gdzie musieli poczekać aż im nałożą jedzenie, bo pewnie im samym nie było wolno, bo jakiś sanepid i inne takie. Znowu te prawa, przepisy i wymagania, no trudno.
Zastanów się ile potrzebujesz i jakie, a jakoś się dogadamy, Sol — spojrzał na nią z rozbawieniem. Mieli pewnie zawsze jakąś nadwyżkę, bo w końcu to wino i to wino w szkle, a nie w kartonie, także dużo rzeczy mogło pójść nie tak. Ale też nie po to był szefem, żeby nie móc jej odpalić kilkunastu butelek w prezencie — czy to z nadwyżki, czy nie. Przecież to nie tak, że miał mu się rozpłynąć w powietrzu cały kontener. Wrzuci w straty, będzie dobrze.
To bardzo miłe, że mnie zapraszasz. Czy ewentualnie mogę przyjść z kimś? — zapytał lekko, wskazując jej, że mogą wrócić do niego, jak już pomarudzili, że chcą mniej tego zielonego, a więcej czegoś tam i mieli już jedzenie. — I czy będą tam inni dorośli ludzie? — dodał od razu, coby może jej uwagę skupić na tej złośliwości, a nie na tym kimś. Chociaż zapewne było już za późno.

solange rosenberg
ODPOWIEDZ