lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
sidney coningsby & Frankie M. Gardner

Zajęci rozmową i innymi rozrywkami, nie zwróciliście uwagi na to, że na skalistym brzegu czegoś brakuje. Plecak wraz z zawartością i ubrania Sidneya były na miejscu, ale... gdzie rzeczy Frankie? Istniała szansa, że to tylko jakieś zwierzę zaciągnęło je gdzieś między drzewa, tylko po co miałoby to robić? I dlaczego miałoby wybrać tylko kobiece ubrania? A więc człowiek?
Cóż, chyba jednak nie byliście tutaj zupełnie sami...
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Schowana pod powierzchnią wody jaskinia stanowiła magiczną scenerię. Ograniczająca ruchy mała przestrzeń popychała ich ku sobie, zmuszając do wyczuwania swojej obecności nawet przez skórę. Jeśli Frankline zamierzała dotrzymać słowa i nie wystawiać się na ryzyko, musiała wydostać się stamtąd czym prędzej. W innych okolicznościach pozwoliłaby sobie na okazanie słabości i sięgnięcie po to, na co miała ochotę. Przez i n n e okoliczności wcale nie rozumiała innego chłopaka. Jedyną liczącą się dla niej przeszkodą było prywatne życie rodziców; wystarczająco skomplikowane bez ich dodatkowego udziału.
— Nie rozumiem cię. Wygrana z dziewczyną nie jest w niczym gorsza od wygranej z chłopakiem. Wydajesz się zdenerwowany — zauważyła, tuż po tym, jak wyciągnęła ciało na brzeg i próbowała doprowadzić mokre włosy do porządku. Lepiące się do skóry kosmyki doprowadzały ją do szaleństwa. Podobnie jak krople wody leniwie spływające po ramionach Sidney’a.
Uśmiechała się z zaciekawieniem, kiedy skręcał blanta. — Szybko ci poszło. Widać, że masz doświadczenie — zaczepiła go, poruszając przy tym brwiami ku górze. — To oznacza, że marihuana nie jest dla kobiet. Jeśli za każdym razem miałabym się po tym objadać, nie nadążałabym ze spalaniem kalorii — napomknęła. W głowie mimowolnie pojawiła się myśl o tym, że znalazłaby kilka bardzo p r z y j e m n y c h sposobów na pozbycie się kalorii, wolała to jednak przemilczeć i skupić się wyłącznie na próbie zaciągnięcie się. To okazało się nie być takim prostym zadaniem.
Atak kaszlu był męczący – dosłownie, jakby płuca nagle przestały reagować na polecenia organizmu. Frankline miała w plecaku butelkę wody i chciała po nią sięgnąć, kiedy nagle zorientowała się, że obok niego powinny leżeć rozrzucone ubrania. — To nie jest zabawne, Sidney. Gdzie są moje rzeczy? — spytała, wyciągając z plecaka jego zawartość. Na pewno nie chowała ubrań do środka, ale wolała się upewnić. Nigdzie nie było śladu po spodenkach i bluzce, w których przyjechała. — Schowałeś je? — dopytywała, odrobinę się gorączkując. — Daj mi to — zarządziła. Podeszła do niego i wyjęła skręta spomiędzy jego palców. Zaciągnęła się ponownie, tym razem znacznie mocniej. Przez chwilę płuca wypełniły się dymem, a gdy zaczęła powoli wypuszczać go przez usta, tworząc przed sobą szarą chmurkę, znowu poczuła drapanie w gardle i zakasłała. Choć tym razem z mniejszą intensywnością. — Przed tobą też nie chcę się zbłaźnić.

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Właśnie na to liczył Coningsby, jednak zapędzenie jej w kozi róg, okazało się być słabym pomysłem, bo dziewczyna wyślizgnęła mu się z rąk i wydostała na powierzchnie, gdzie zmniejszenie dystansu mogło okazać się zbyt natarczywe. Nie chciał przesadzać ani w żaden sposób naciskać, bo nie był żadnym zboczeńcem ani natrętem, który usilnie próbowałby się do niej zbliżyć. Jedynie by ją do siebie zraził, wychodząc tym samym na durnia.
Nie bierz tego do siebie, to zwykłe, męskie ego, które przez przypadek mogłoby ucierpieć, gdybym spróbował się z tobą ścigać i przegrał — machnął jedynie ręką, nie chcąc wymyślać powodów, które przysłoniłyby jego niezadowolenie. Ostatecznie uśmiechnął się do niej i zaproponował blanta, by móc zrelaksować się na trawiastym brzegu. Grymas dość szybko umknął z jego twarzy, a jego wzrok, wydawał się być skupiony jedynie na pół nagim, ociekającym wodą ciele. Nie chcąc jednak zostać przyłapanym na nadmiernym lustrowaniu jej sylwetki, zerkał w jej stronę ukradkiem, zatrzymując finalnie swe spojrzenie na jej piwnych tęczówkach, które z każdym, kolejnym pociągnięciem skręta, rozszerzały się.
Może kiedyś paliłem częściej ale teraz nie bardzo jest z kim i kiedy. Wiesz, każdy ma swoje życie i obowiązki — odparł, nie zważając na większy apetyt czy kalorie. W wolnych chwilach dbał o swoje ciało, które w ciągu ostatnich lat, rozbudowało się głównie w okolicach ramion, przez pracę na rodzinnej farmie. — I nie wyglądasz na kogoś, kto mógłby mieć jakiekolwiek problemy z wagą — dodał, korzystając tym samym z okazji, by móc jawnie, omieść ją wzrokiem. W każdym razie, gdyby pragnęła jakieś zmyślone kalorie spalić, wiedziała gdzie go szukać. Nie do końca miał jednak pewność czy powinien przekraczać tę granice przez wgląd na Priscille, która pojęcia o jego planie nie miała. I nie, nie czuł się z tym lekko, jednak musiał zawalczyć o swój dom.
Nie zwrócił uwagi na moment, w którym dziewczyn podniosła się i skierowała w stronę swoich ubrań, dlatego, gdy odezwała się, podniósł wyrwaną z zamysłu głowę i zmarszczył czoło. — A skąd mam wiedzieć? Tam gdzie je zostawiłaś — rzucił krótko i wzruszył ramionami. Był pewien, że dziewczyna za krótką chwilę zlokalizuje własne rzeczy, dlatego nie przejmował się tym ani trochę. Kto niby mógłby się tu zaczaić przez tą chwilę, gdy ich nie było? Gdy zerwała się w jego stronę, był święcie przekonany, że mu przyłoży, a tym czasem wyrwała mu blanta i ponownie zaciągnęła się. — Nie mógłbym się z ciebie śmiać — odpowiedział, spoglądając na nią z dołu i dłonią zasłonił oczy, by móc dostrzec ją pomimo oślepiających go promieni słonecznych, przebijających się przez koronę drzew. Podniósł się w końcu ciężko i rozejrzał.
No i co, nie znalazłaś tych ubrań? — zapytał nieco zaniepokojony cała sytuacją. Wątpił by jakiekolwiek zwierzę porwało jej rzeczy, a przecież nikt nie zakradł by się tu niepostrzeżenie. Chyba.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Od razu zauważył, że nie miała d o ś w i a d c z e n i a w paleniu marihuany; każde pociągnięcie skręta kończyło się rozdzierającym płuca kaszlem, a gryzący dym sprawiał, że piwne oczy zachodziły łzami. Jednakże nie powstrzymało jej to przed kolejnymi próbami; nie chodziło nawet o zawziętość, choć w jakimś stopniu się nią odznaczała, ale o chęć udowodnienia – Sidney’owi oraz samej sobie – że potrafiła nie przejmować się konsekwencjami. Czuła d e l i k a t n y ból brzucha, sugerujący niepokój. Jakby organizm próbował z nią walczyć, jakby chciał pokazać, że zachowuje się nieodpowiednio. Zagłuszała go.
Kiedy wspomniał o k o l e g a c h niegdyś szalejących wraz z nim, przyszła jej do głowy drażniąca myśl – była do niego bardziej podobna niż mogła sądzić. Również stanęła w miejscu i choć mogłoby się wydawać, że znalazła drogę dla dalszego rozwoju zawodowej kariery (a w zasadzie dla odbudowanie jej) to poza nią nie miała nic. Jednak w przeciwieństwie do niego nie żałowała, że nie ma przy boku kompanów do picia lub palenia, a tego, że mimo nadchodzącej trzydziestki nie udało jej się stworzyć życia, jakiego dla siebie pragnęła. — To zrozumiałe — wspomniała, lekko wzruszając ramionami. — Ile właściwie masz lat? Pewnie większość twoich znajomych rozjechała się po kraju, założyła rodziny i robi mnóstwo rzeczy, które ciebie niespecjalnie interesują — powiedziała z przekąsem, ale nie po to, by go urazić, lecz żeby zachęcić go do powiedzenia nieco więcej na swój temat.
Nie była tego taka pewna. Pamiętała n i e ł a t w e początki ich znajomości, kiedy Sindey nie szczędził uszczypliwości wobec niej, na każdym kroku udowadniając, że wraz z matką były dla niego zwyczajnym problemem. Chciała wierzyć, że mieli to już za sobą, ale czy na pewno?
— W takim razie musisz oddać mi swoją bluzkę — stwierdziła, opierając dłonie na talii. — Nie mogę wrócić w samym kostiumie — dodała. Pęd towarzyszący jeździe na motocyklu nie był przyjemnie otulającym wietrzykiem. Wprawdzie siedząc z tyłu, Sidney osłaniał ją własnym ciałem, lecz mimo to wolałaby zakryć się chociaż częściowo.
— Wracajmy. Zrobię nam porządny obiad, skoro mówisz, że palenie skończy się atakiem głodu. Wiesz, już zaczynam czuć ścisk z żołądku — zaśmiała się, mimo że nic, co powiedziała, nie było śmieszne.


Koniec <3
sidney coningsby
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
010.
freddie damę serca na randkę zabiera,
tylko czy miejsce rozsądne wybiera?
{outfit}

Freddie spędził pół dnia na planowaniu randki. Chociaż starał się tego w ten sposób nie nazywać, uznając raczej, że było to spotkanie z Theą, to w rzeczywistości tak brzmiała prawda.
Freddie poświęcił pół dnia, by ją mile zaskoczyć. I robił to tylko dlatego, że chciał. Nie wiedział, czy tego właśnie oczekiwała i czy może nie wybiegał w siedmiomilowych butach o dziesięć kroków do przodu, ale wolał, by wszystko posunęło się trochę do przodu. Może i nie działali po kolei i może rozebrał ją przed tym, zanim zaprosił ją w miłe miejsce, ale nie znaczyło to wcale, że Freddie zamierzał wykonywać krok w tył.
Miał plecak z jedzeniem — starannie wybranym, picie i koc. Załatwił też opiekunkę dla Hotdoga w postaci siostry (której nie powiedział wcale, że potrzebował pozbyć się dziecka, bo szedł na r a n d k ę) i pojechał na miejsce z wyprzedzeniem. Bo oczywiście zapowiedział się z wyprzedzeniem — by wiedziała, że może spodziewać się go w okolicy czwartej. Tyle że o tej godzinie nadal był na skałach, siedząc cierpliwie z przygotowanym piknikiem. Wysłał jej za to lokalizacje, skazując ją — odrobinę bezczelnie — na konieczność samotnego pojawienia się na miejscu. Miał tym samym nadzieję, że nie zamierzała się dla niego wystroić w żadną sukienkę, bo nawet jeśli widok byłby miły dla oka, to niestety mogłaby ona jej utrudnić przedzieranie się na miejsce przez ogrodzenie, które jakiś czas temu postawili.
Nie miał pojęcia, czy Amalthea wierzyła w miejscowe legendy i historie, ale on nie sądził, by groziło im jakiekolwiek niebezpieczeństwo, więc naturalnie siedział na miejscu całkowicie zrelaksowany, wypatrując cierpliwie pojawienia się jej. Co i rusz zerkał też na ekran, by sprawdzić pinezkę z jej mieniem w aplikacji, by wiedzieć, czy już się do niego zbliżała, czy jeszcze miał trochę czasu — który mógłby wykorzystać na wygodne leżenie na kocu. Podniósł wzrok dopiero gdy jego uszu dobiegł hałas, zwiastujący pojawienie się jej na miejscu. Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, wyraźni z siebie zadowolony.
— Zastanawiałem się właśnie, ile mam na ciebie czekać — zaczął odrobinę bezczelnie. Podniósł się jednak ze swojego miejsca by — jak na kiepskiego dżentelmena przystało — pomóc jej dotrzeć do koca, gdy już prawie była na miejscu. Zapominając, że skazał ją na samodzielną podróż na miejsce wcześniej. Zatarł jednak to wrażenie na pewno, kiedy pozwolił sobie ją pocałować. Niby nie wiedział, czy to na miejscu, bo nie ustalili tego tak wprost, ale zrobił to, nim pomyślał — i może to lepiej, bo gdyby ją przytulił, byłoby to co najmniej niezręczne.
— Cześć Thea, bardzo pięknie wyglądasz — zapewnił ją chwilę później szczerze. Nie kłamał wcale i nie mówił tego tylko po to, by otrzymać odwzajemniony komplement. Kiedy zajęli miejsce już na kocu, mógł podać jej jedną oranżadę w butelce (bardzo gówniarsko, ale nie mogli wiecznie pić alkoholu). — Pomyślałem, że połączymy piknik, potem kąpanie się nago na przykład. Bo chyba nie boisz się tego miejsca, co? — zapytał. Nie brał pod uwagę tego tak naprawdę, gdyby tak było, to zapytałby wcześniej. Zanim przyjechał tutaj z kocem, ciastkami i oranżadą.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
014.
Trudno, aby wiedział, czy dokładnie tego oczekiwała, bo ona też raczej nie wiedziała. Nie gdybała, nie układała w głowie idealnych scenariuszy, nie zastanawiała się nad okolicznościami ani nad wszystkimi innymi detalami tej randki. Bo prawda była taka, że — jakkolwiek ckliwie i banalnie to brzmiało — wiedziała doskonale, że jakkolwiek będzie wyglądać to spotkanie, to będzie się z nim dobrze bawić i przyjemnie spędzi ten czas. Skoro potrafiła miło wspominać ich spotkanie w sanktuarium i to wcale nie dlatego, że poznała kangury, to jednak mówiło to samo za siebie chyba. A Thea musiała w końcu przyznać sama przed sobą, że miała do Freddiego ogromną słabość, z którą przecież nawet nie zamierzała walczyć. Już nie, skoro na tym etapie nie miało to właściwie sensu. W kwestii niechęci do cofania się byli jak najbardziej zgodni. Nawet jeśli być może rzeczywiście nie do końca przebiegało to u nich utartym szlakiem. Żadne z nich tego raczej nie potrzebowało, właściwie chyba taka wersja pasowała do nich bardziej.
O dziwo rzeczywiście nie wystroiła się w sukienkę, głównie dlatego, że nie miała zbyt wiele informacji i nie wiedziała, czego się spodziewać. Nie zdarzało jej się to co prawda często, bo jej szafa w większości składała się z sukienek i spódnic, które ledwo zakrywały jej tyłek, ale na szczęście miała też trochę wygodniejsze rzeczy, które nadawały się na taką okazję i też nie zakrywały przesadnie wiele, co było sensownym rozwiązaniem nie tylko przez upał i to, że Freddie miał dzięki temu miłe widoki. Tylko jednak, jak zapewne zdążył zauważyć, Thea nie była fanką golfów tak samo, jak kolorów.
To dość zuchwałe powitanie jak na kogoś, przez kogo musiała się przedzierać tutaj sama — odpowiedziała, równie bezczelnie mu to wytykając, jednak nie było w tym ani odrobiny poważnej złości czy oburzenia. Była całkiem samodzielna, więc dotarła tu tak naprawdę bez większych problemów. A że była raczej drobna, to przejście przez dziurę w ogrodzeniu też nie było dla niej w żaden sposób trudne — na pewno poszło jej to łatwiej niż jemu. Nie musiał więc wcale odwracać jej uwagi od tego wszystkiego pocałunkiem, jednak nie oznaczało to, że nie był on miły i pożądany. Wręcz przeciwnie, zdecydowanie była to forma przywitania, która jej pasowała, o czym nie musiała go raczej zapewniać, bo wspięła się na palce, aby odrobinę ten moment przeciągnąć.
Cześć, Fred — przywitała się również, gdy się od siebie odsunęli. — Dziękuję. Ty też, więc możesz nawet uznać, że to trochę dla Ciebie — poinformowała go jakże wspaniałomyślnie. Trochę, bo wiadomo, że ubierała się jak mała, mroczna zdzira dla siebie przede wszystkim. — Wspaniały plan — przyznała, biorąc od niego butelkę z gówniarską orenżadą, która jak najbardziej była dobrym wyborem, bo przecież to nie tak, że musiała pić, żeby z nim wytrzymać. Jeśliby tak było, to mieliby spory problem.
No przestań, jakbym się bała to bym Ci powiedziała, jak wysłałeś mi lokalizację — pokręciła lekko głową. — Ale jeśli Ty się boisz to nie musisz zgrywać nieustraszonego, mogę Cię przytulić, żeby było Ci raźniej — zaproponowała, odrobinę złośliwie sobie żartując, ale oczywiście oferta była szczera.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Prawda była akurat taka, że Freddie zwyczajnie chciał się postarać. Nie pamiętał już, nawet kiedy ostatnio ktoś sprawił, że odczuwał taką potrzebę i nie do końca zamierzał to roztrząsać. Stanowiło to na pewno miłą odmianę, która przerażała go jedynie w pięciu procentach. Bo mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy miał te niemiłe wspomnienia, związane ze złamanym sercem, które trochę starały się powstrzymać jego zapędy. Pozwalał im dochodzić do głosu wystarczająco długo, odrzucając zainteresowane nim kobiety, ale w tym przypadku on sam też nie pozostawał dłużny. Bo naprawdę polubił tego krasnoludka.
Nawiasem mówiąc, Freddie na pewno by uronił łezkę, gdyby któregoś dnia Amalthea wstała z łóżka z postanowieniem, by swoją garderobą wymienić na coś, co nieco więcej ciała zasłaniało. Uśmiechnął się lekko na jej kolejne słowa, a ramiona drgnęły mu lekko.
— Dbam o to, byś miała jak najwięcej atrakcji tego dnia. Już od pierwszej chwili — dodał poważnie, by na koniec lekko się jeszcze uśmiechnąć. Dzięki temu przyszła już na miejsce, gdy wszystko było gotowe i odpowiednio porozkładane, a przecież Freddie wiedział doskonale, że sobie poradzi z samodzielnym dotarciem do celu i nie będzie kręciła nosem, że jej nie odebrał, otwierając przed nią drzwi do auta, jak na filmach. Gdyby się miała dąsać na niekonwencjonalne metody Freddiego, to dowodziłoby jedynie, że nie była materiałem na randki dla Hemmingsa. A przecież nie znał jej od wczoraj — już trochę wiedział, czego mógł się po niej spodziewać, a czego niekoniecznie.
— Dobrze, uznam, że to moja nagroda od wszechświata za bycie wspaniałym — zapewnił ją. Urodził się doskonały, pozostał taki przez wystarczająco dużo lat, że ktoś postanowił w końcu na jego drodze postawić nagrodę — Theę, ubierającą się jak mała zdzira. Była to prawidłowa nagroda. — Mam też jakieś jedzenie, ale niestety nie robiłem go samodzielnie. Kupiłem, ale tymi rękami — zapewnił ją i uniósł je nawet do góry, żeby lepiej zdawała sobie sprawę z tego, o których mówił. Nie posiadał zbyt wielkiej kulinarnej wyobraźni i chęci, więc sam mógłby ją co najwyżej powitać kanapkami z serem i dżemem.
— Dobrze, w takim razie się boję Thea, zajebiście mocno — zapewnił ją i rozłożył ręce szeroko po tym, żeby wiedziała, że to ten moment, kiedy powinna rzucić mu się w ramiona i pocieszyć go na tyle skutecznie, by zapomniał o strasznych legendach. Mogła też zacząć od miłego odwracania uwagi, nie miałby nic przeciwko. Nie sądził, by ktokolwiek im miał przeszkadzać w tak ustronnym miejscu na szczęście. Poza duchami, czy co tam miało się pojawić — ale przed tym ona go uratuje przecież.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
To było niezwykle urocze i jak najbardziej odwzajemnione. Amalthea nie była typem takiej księżniczki, która chciała tylko leżeć i pachnieć, i czekać aż będzie się dookoła niej skakać i starać o jej względy, gdy ona będzie wybrzydzać. Sama też umiała się zaangażować, jeśli chciała. A w tym przypadku zdecydowanie chciała, nawet jeśli trochę bała się tego, w jakim kierunku to zmierza. I tego, co będzie, gdy zaangażuje się za mocno, na tyle, że trudno będzie jej się z tego wycofać, a coś po drodze nie wyjdzie i się spieprzy. Starała się jednak — w myśl swoich aktualnych zasad życiowych — nie przejmować się na razie tym za bardzo, a skupić się na tym, co tu i teraz. A tu i teraz było na tyle miłe, że naprawdę łatwo i przyjemnie było nie uciekać w jakieś nieprzyjemne myśli, które mogłyby wszystko zepsuć już na starcie. Czy zmiana garderoby i stylu ubierania przez nią by wszystko zespuła to trudno jednoznacznie stwierdzić, oby w sumie nie, ale na szczęście to akurat najmniej prawdopodobny problem. W Australii było ciepło, to byłaby bardzo niepraktyczna zmiana.
Ach, aż nie wiem jak sobie zasłużyłam na takie starania — westchnęła, jakby co najmniej planowała za chwilę dziękować jakiejś nadludzkiej sile, że nad nią czuwa i o nią dba, chociaż w jej oczach widoczne były wesołe iskierki, a usta cały czas wygięte były w uśmiechu rozbawienia, więc nie trudno było się domyślić, że nie należy jej brać w tym momencie na poważnie.
Nie będę próbować sprowadzać Cię na ziemię, więc niech tak będzie — no cóż, trochę już się przyzwyczaiła do tego, z jakim poziomem samouwielbienia musi handlować, więc chyba należało pogodzić się z tym, że nie ma co walczyć z rzeczami oczywistymi, które jednak był dość istotną częścią jego charakteru. A skoro go zdążyła na tyle polubić, to chyba jej to nie przeszkadzało. A nawet na pewno, chociaż o tym nie zamierzała mu mówić wprost, bo jeszcze dodatkowo obrośnie w piórka.
Dokładnie tymi? Wow, Ty to wiesz, jak zaimponować kobiecie — stwierdziła z uznaniem, chociaż było to nieco sarkastyczno— zaczepne uznanie. — Ale pasuje mi to rozwiązanie, bo mam przeczucie, że w kwestiach samodzielności kulinarnej nie powinnam Ci zupełnie ufać — w sumie nie miała pewności, ale takie dokładnie był jej podejrzenia, więc postanowiła się z nim tym podzielić, aby ewentualnie zaprzeczył lub raczej potwierdził. — Na szczęście znajdą się inne sposoby, do których te ręce można jeszcze wykorzystać — zapewniła go zupełnie poważnie, bo przecież nie kłamała wcale.
Zaśmiała się lekko na jego zapewnienie o tym, jaki jest przerażony. Był bardzo mało wiarygodny w tym, ale wcale jej to nie przeszkadzało i nie zamierzała mu wytykać, że nie postarał się z wykorzystaniem swoich umiejętności aktorskich. Zamiast tego przysunęła się bliżej, aby zaproponować mu nawet coś lepszego niż przytulanie, bo pocałowała go raz i drugi.
Czy mam możliwość wprowadzania zmian w planie dnia? — zapytała, unosząc lekko brew ku górze, gdy odsunęła się od niego nieznacznie. — Bo myślę, że warto tu przewidzieć miejsce na miłą atrakcję — dodała, przesuwając sobie nieco leniwie dłonią po jego ramieniu.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Rozważania faktycznie mogłyby trochę zepsuć wszystko. Dlatego spychał wszystkie te myśli o tym, że ostatnie lata nie starał się tak dla nikogo i dlatego nie cierpiał z powodu złamanego serca. Nie chciał zakładać, że Thea mogłaby go potraktować paskudnie, bo jednocześnie wiedział, że istniała spora szansa na to, że polubi ją jeszcze mocniej. W końcu doceniał jej towarzystwo w czasach, gdy jedynie spędzali ze sobą niewinnie czas, trochę sobie dogryzając. Głupi więc byłby całkiem, gdyby zakładał, że po tej zmianie — dzięki której mógł ją śmiało rozbierać za jej pozwoleniem — nie sprawiłaby, że ta sympatia zacznie eskalować.
— Chyba ktoś uznał, że jesteś wystarczająco fajna, żebyś trafiła w swoim życiu na wspaniałego Freddiego — podpowiedział jej, by rozwiać te niepewności i wątpliwości, które mogły się w jej głowie zrodzić. Nie potrafił zachować jednak powagi, gdy to mówił, pozwalając sobie na szeroki uśmiech. Chociaż nie znaczyło to, że kłamał w którymkolwiek momencie — uważał ją za fajną i siebie za wspaniałego. Na odwrót też, ale nie było jej co zawstydzać od pierwszych minut tej randki.
— Słucham? — oburzył się i nawet oczy szeroko otworzył z wrażenia. Chwycił się dodatkowo ręką za serduszko, które zakuło dość mocno — co najmniej tak, jakby mu powiedziała, że wcale nie był jej nowym, ulubionym człowiekiem. — Umiem zrobić kilka makaronów — oburzył się. Bardzo prostych, ale równie pysznych, więc powinna te swoje nieładne słowa cofnąć. Chociaż doskonale wiedziała, jak odwrócić uwagę Freddiego, bo już po kolejnych słowach zapomniał, że przed chwilą serce bolało, a on skrzywił się na nią trochę. Na komentarz o rękach nie mógł przecież nie uśmiechnąć się szeroko, kiwając głową. — To prawda. Nawet nie będę udawał, że nie jest to część planu na ten dzień — zapewnił ją. Podobnie jak zaplanował sobie zagrać takiego przerażonego po to, żeby się przysunęła. A skoro to zrobiła i zaskoczyła go nawet tym pocałunkiem trochę, to on bardzo chętnie przesunął ręce na jej ciało, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Było to całkiem dziwnego, bo jeszcze do niedawna nie sądził, że będzie ją całował, a teraz wychodził z założenia, że było to coś, z czego nie chciałby rezygnować. Na szczęście wcale nie musiał.
— Pieprzyć ten plan, ułożyłem go w pięć minut — zapewnił ją, żeby wiedziała, że nie ma się co przywiązywać. Zamiast tego chwycił ją za rękę i pociągnął na ułożony koc. Najpierw sam usiadł wygodnie, a potem ją przyciągnął, by mogła usiąść mu wygodniej na kolanach, żeby mógł kontynuować całowanie jej, skoro na te kilka chwil przestał to robić.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Dodatkowe rozrywki, które odblokowali wchodząc na nowy poziom tej znajomości dość mocno podbijały jej atrakcyjność — nie ma co się oszukiwać, że nie. Oczywiście to nie tak, że bez tego by się z nim nudziła, czy coś. Do tej pory na to nie narzekała i pewnie gdyby ich ostatnie spotkanie nie potoczyło się w ten sposób, to nadal by chciała z nim spędzać czas i robić różne rzeczy w ubraniach (teraz też dopuszczała taką opcję, chociaż oczywiście warto przemyśleć, czy niektórych czynności nie warto urozmaicić brakiem ubrań). Ale skoro już odkryli, jak przyjemnie jest mieć siebie jeszcze bliżej, to bardzo głupio byłoby z tego zrezygnować. Zasługiwali na sporo przyjemności i najwyraźniej sporo jej potrzebowali.
Cieszy mnie to, całkiem w porządku jest mieć takiego Freddiego w życiu — zapewniła go, uśmiechając się do niego szeroko. To też była sama prawda. Nie wiedziała nawet, że potrzebuje kogoś takiego, a nagle się pojawił i już tak został, a ona bardzo chciała, aby to trwało. Bo nagle odkryła, że jej życie bez tego gadającego głupoty typa, który tak dobrze wyglądał w żonobijkach, grał na gitarze i dzielnie znosił jej złośliwości, było jakieś takie smutniejsze.
Zaczęła się z niego w tym momencie bezczelnie śmiać, widząc jego teatralną reakcję.
Uwierzę, jak zobaczę — na słowo to bez sensu, skoro teraz była ciekawa jakie to makarony i jak sobie radzi. — I zjem, to nawet ważniejsze — dodała od razu, żeby nie myślał sobie, że jak jej pokaże zdjęcie, które zapomniał wstawić na instagrama trzy lata temu, to mu uwierzy na słowo.
Wspaniale — jego plan najwyraźniej obejmował liczne atrakcje, które jak najbardziej akceptowała i uważana za warte wprowadzenia, bo były niezwykle przyjemne. Jedyne co, to uznała dość szybko, że chciałaby zmienić kolejność trochę, skoro już była wystarczająco blisko niego.
Uśmiechnęła się tylko, nie komentując tego już ostatecznie, bo wolała mieć usta zajęte czymś innym niż gadaniem. Ściągnęła z niego koszulkę, bo uważała, że totalnie zasłużyła na te miłe widoki, a potem pozbyła się swojej, bo musiało być sprawiedliwie. Inne rzeczy też odrzucili gdzieś na bok, zajmując się sobą i po raz kolejny skupiając się bardzo intensywnie na swoich ciałach i sprawianiu sobie nawzajem przyjemności.
Chyba zapomniałam o zgrywaniu niedostępnej i o zasadzie trzeciej randki — stwierdziła, nieco rozbawiona, przekręcając się na tym kocu tak, aby spojrzeć na jego twarz. Czytała w internecie (bo przecież nie w bravo, żenujące gówniarstwo), że ludzie takie rzeczy praktykowali. Kobiety w sensie, bo wiadomo że to na kobietach zawsze spoczywał obowiązek wstrzemięźliwości, żeby nikt ich nie uznał za panny lekkich obyczajów. — No trudno, marna ze mnie dama — westchnęła nad swoim losem i pocałowała go krótko, aby podnieść się do pozycji siedzącej i sięgnąć po swoją butelek z oranżadą i się napić, a potem podać ją jemu.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie, przed ostatni spotkaniem, naprawdę sądził, że był jedynym, którego myśli wędrowały w takim kierunku. Poza tym jednym, pojedynczym przypadkiem, kiedy to z siebie ubrania ściągnęli, nie dali sobie zbyt wiele szans na zademonstrowanie zainteresowania. Tym bardziej w czasie, gdy zaczęła rodzić się między nimi dość sensowna znajomość, ukazująca, że potrafili się sensownie ze sobą dogadywać. I łatwiej było zachować tamten poziom, gdy nie pamiętali już prawie, co takiego tracili — chociaż porównywanie seksu, który mieli teraz do pierwszej, wspólnej nocy, nie miało zbyt wiele sensu.
— Dla takiego uroczego krasnoludka wszystko — zadeklarował, uśmiechając się szeroko. Chociaż wcale nie kłamał — po prostu zdążyła sobie w życiu zapracować na to, by zyskać Freddiego i nie było co do tego wątpliwości najmniejszych. Kiedyś napisze jej o tym piosenkę — jak już zyska studio i zajmie się swoją karierą na poważnie. Teraz mógł jej co najwyżej dedykować ABBĘ. Nadal był trochę oburzony jej słowami wprawdzie, ale zdusił krzywienie się na nią, żeby ostatecznie pokiwać z powagą głową, poddając się trochę.
— Dobrze, następnym razem przygotuję ci coś do jedzenia samodzielnie, a ty cofniesz wszystkie złośliwości — zapowiedział bardzo poważnie, nie pozostając najmniejszych złudzeń — zamierzał się tego trzymać. Chociaż gdyby go ktoś kilka chwil później zapytał o to, o czym mówił — nie bardzo potrafiłby wskazać. Przez kilka chwil liczyła się tylko Thea, znajdująca się tuż obok. Nie zwlekał wcale i nie przejmował się miejscem publicznym (w teorii), skupiając się na szybkim rozebraniu jej i dopilnowaniu, by początek tej randki zaliczyła (heh) do możliwie najprzyjemniejszych.
Co chyba zdołał osiągnąć, jeśli weźmie się pod uwagę, że niedługo później obojgu im brakło trochę tchu. Uśmiechnął się jednak leniwie na jej słowa, przesuwając dłonią po nagich plecach Thei, pozwalając sobie jeszcze — całkowicie niespiesznie, badać odkryte części ciała palcami.
— Zgrywanie niedostępnej jest tak bardzo przereklamowane, że nawet nie wiedziałbym, od czego zacząć, gdybym chciał wybić ci to z głowy — zapowiedział. Oczywiście jest dobrze wychowanym młodzieńcem, więc wcale by nie naciskał, gdyby faktycznie chciała poczekać — płakałby gdzieś w środku, bo to przecież samodzielne zabijanie okazji do tylu miłych chwil, że nie do końca umiałby to zrozumieć. Na szczęście jednak, jak sama zauważyła, marna była z niej dama, co Freddie bardzo doceniał. — Nikomu nie powiem, a jak nikt nie powie, to nadal możesz być damą. Chociaż wtedy nie mogłabyś jeść burgerów, ani przeklinać, więc nie wiem, czy to w ogóle jest tego warte — przypomniał jej. Zdecydowanie lepiej było nie mieć żadnych zasad. Wtedy można było rozbierać się na kocu przy jeziorze w środku dnia i nie przejmować wcale tym, czy nie zgorszą przypadkiem kręcących się w okolicy ludzi. Nie będzie przecież przejmował się tak przyziemnymi rzeczami, skoro nadal leżała tuż obok naga i mógł nawet wyciągnąć szyję tak, żeby ją pocałować. Bardzo czule i uroczo, jak na dobrego chłopca przystało.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Zaskakująco skromne to podejście było, jak na niego. Thea najwyraźniej też nie najgorzej się z tym kryła, bo wydawało jej się to bardzo nie na miejscu — jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Początek ich znajomości był jednak dość burzliwy głównie przez nią i zdawała sobie sprawę z tego, że dość mocno jego ego wtedy podeptała. W innym przypadku być może byłaby mniej dyskretna albo po prostu sama wykonałaby pierwszy krok. Nie była w końcu żadną płochliwą sarenką ani tym dziwnym typem kobiet uważających, że to mężczyzna musi zrobić pierwszy krok zawsze. Nigdy tego nie rozumiała, ale też prawa była taka, że Thea nie była kiedyś specjalnie przebojowa, ale pewna siebie bardzo akurat od zawsze. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. I całe szczęście, bo pewnie inaczej pewność siebie Freddiego by ją przygniotła i tyle by było z tej pięknej relacji, która tak wspaniale rozkwitła.
Masz szczęście, że Cię trochę lubię i mam aktualnie bardzo dobry humor — poinformowała go, marszcząc lekko oburzona piegowaty nos, aby wiedział, co myśli o tym krasnoludku. Wiedziała jednak, że w końcu gdzieś to wykorzysta, ale widząc jego uśmiech szeroki i w aktualnych okolicznościach (gdy nie wykorzystywał tego bardzo złośliwie i chamsko) nie miała ochoty robić dramy ani nawet udawać obrażonej.
Nie przesadzaj z tym wszystkie, tylko kilka — zapowiedział, aby jednak się nie spodziewał zbyt wiele, bo lista będzie ograniczona. — Ale mogę Ci dzielnie towarzyszyć i jeśli będzie trzeba, to na pewno ładnie przeproszę — dodała, uśmiechając się zaczepnie nieco. — Uśmiechem, czy coś — dodała niewinnie, jakby wcale nie miała innych rzeczy na myśli.
Jest przede wszystkim głupie i pozbawione sensu, bo to ja bym na tym najbardziej cierpiała — stwierdziła bardzo rzeczowo. Nawet bardziej niż on, bo jednak byłaby główną winna tej sytuacji i musiałaby mieć dodatkowo wyrzuty sumienia. — A po co, skoro może być tak miło i przyjemnie, a w Ty w dodatku tak dobrze wyglądasz bez ubrań to głupio byłoby nie skorzystać — uroczy uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nie było to naciągane ani trochę. Już gdy stanęła w drzwiach jego mieszkania, jakieś sto lat temu, które tak naprawdę trwało kilka miesięcy, stwierdziła od razu, że był bardzo przystojny. Z czasem chyba dostrzegała to jeszcze bardziej, a teraz mogła podziwiać w pełnej okazałości i to zdecydowanie nie chciała z tego rezygnować, żeby zacząć nagle udawać jakąś cnotkę.
Cholera, to już trochę wyzwanie — skomentowała tylko, kiwając głową, jakby analizowała właśnie, jak jednak dana zostać. — Ups, najwyraźniej się nie nadaję — wzruszyła ramionami, no bo przecież nie będzie płakać. — No trudno, Twoja książęca natura musi jakoś przeżyć, że jestem co najwyżej księżniczką mrocznych elfów, a nie poukładaną damą dworu — będzie sobie musiał z tym poradzić, że spotykał się z mało królewską dzikuską najwyraźniej. Jej to odpowiadało, więc jemu też powinno, skoro najwyraźniej ją lubił. Trochę musiał, bo inaczej by jej tak miło nie całował. A że ona go też lubiła, to absolutnie nie narzekała.

frederick hemmings
ODPOWIEDZ