organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jak bardzo on chciał, by przyznała mu rację, by się ugięła do jego zdania, tak jak pewnie przed nią zwykło robić wiele osób. Było to w nim widać, niezależnie od tego, czy był w nerwach, czy spokojny, przede wszystkim pożądał potęgi. Nie rozumiała tego, ale nie mogła rozumieć, bo sama nigdy nie miała nad niczym władzy, nawet nad własnym życiem.
- Skoro pan tak uważa - nie było sensu się z nim kłócić i znów wychodziła z założenia, że lepiej odpuścić, niż walczyć. Jego wcale nie interesowało jej zdanie, po prostu miał własne. - Gdyby jednak denerwowało mnie to, że jest w panu dobro, czy mnie samej nie czyniłoby to złą? - pozwoliła temu pytaniu zawisnąć w powietrzu, nie czując potrzeby jego tłumaczenia. Nie rozumiała, czemu się tak zachowywał i drażniło ją to, owszem, ale nie dlatego, że miałby okazać się dobry, a przez to, że w takim wydaniu trudniej jest jej go zrozumieć, trudniej unikać, kiedy wiedziała, że unikać go powinna. Nie był człowiekiem, przy którym ludzie szlachetnieli, co do tego nie miała wątpliwości. Wierzyła, że wielu ściągnął ze sobą na stronę, po której Divina nie mogłaby stanąć. - Nie wiem, czy to pana interesuje, ale od pańskiej sąsiadki też nie przyjęłabym pomocy - skąd taki pomysł? Zmarszczyła nos, nie rozumiejąc, jaki obraz jej osoby, ma w głowie Nathaniel. Zwykle ją to nie interesowało, ale też zwykle nie miała tylu okazji, by dowiadywać się o sobie takich niezgodnych z prawdą faktów. - A mimo to podziękowania się panu należą. Dziękuję, ale nie skorzystam - podsumowała, wydychając powietrze z płuc. Naprawdę dużo mówiła, kiedy on był w pobliżu i powoli zaczynało jej to doskwierać. Słowa nie przychodziły jej z łatwością, jakby ceną milczenia, była doskonała znajomość wagi każdego wyrazu.
- Te łachmany są moje i mi wystarczą - podsumowała i ostatecznie wróciła do środka, chociaż wcale nie było to chętne z jej strony. Wiedziała jednak, że balkonem nie ucieknie, a przynajmniej nie teraz, gdy Nathaniel był obok. Co zaś się tyczy obrażania jej ubrań, nawet nie zwróciła na to większej uwagi. Skrzywiła się dopiero, gdy przeklął... stanowczo za często sięgał po wulgaryzmy.
- Divina - poprawiła go w końcu, tak jak zwykle. - I naprawdę pomaga mi pan wyłącznie z dobroci serca? - zapytała więc, kiedy obraził jej światopogląd. Skoro tak bardzo pragnął, by spojrzała na niego z innej strony, to proszę, proste pytanie, w trakcie którego spojrzała na jego twarz. - Nie uratowanie życia, ale spotkanie pana... ktoś inny powinien to zrobić, nie ja - spodziewała się tego, że złapie ją za słówko w tej kwestii. Mimo przespanej nocy i antybiotyków, nie była wystarczająco silna, by teraz tak długo prowadzić rozmowę. Noga bolała coraz mocniej. - Nie przeszkadza mi chodzenie na boso - wtrąciła jeszcze, ale... nauczyła się już, że Nathaniel nie rzuca gróźb na wiatr, a nie chciała, by nią szarpał i robił jej krzywdę, do której był zdolny. Mimo to chwilę się wahała, ale ostatecznie minęła go i nie rozumiejąc tego, co się dzieje, weszła do łóżka. - Nie chcę nosić pańskich ubrań - mruknęła jeszcze, czując delikatne zażenowanie, co wcale nieczęsto jej towarzyszyło. Uniosła mimo to dłoń, wierząc, że uszanuje jej warunek i skupi się na tym, że pozwoliła sobie podpiąć tą kroplówkę. Może, jak ta się skończy, Nathaniel pozwoli jej odejść. Spojrzała też na tacę z jedzeniem, przełykając ślinę. Była głodna, żołądek znów wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, ale nie sięgnęła po nic. Na tacy było sporo jedzenia, bułka, rogalik, wędlina, ser, warzywa, jakiś spodeczek z konfiturą i owoc, którego nazwy nie znała. Chyba owoc. Wyglądało to lepiej, niż chleb z masłem, którym uraczyła go Viny, w zasadzie wyglądało lepiej, od jakiegokolwiek śniadania, z którym miała do czynienia. Zacisnęła dłonie na pościeli.
- Poczekam aż pan zje - zauważyła, bo kubek z herbatą był jeden, nie wiedziała, co z tacy przypadnie mu do gustu, czy wolał zjeść rogalika, czy bułkę, czy miał też ochotę na ten zabawny owoc. Lepiej, żeby miał więc pełny wybór, skoro to jego dom, a potem ona doje to, co zostanie.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
- A nie denerwuje ciebie to? - Zawiesił to pytanie w powietrzu, ale nie oczekiwał na nie odpowiedzi. Natahniel miał swoją teorię na ten temat i utwierdzał się z niej za każdym razem, gdy między nim i Diviną dochodziło do sytuacji o charakterze zupełnie odmiennym od tych z ich pierwszego spotkania w Shadow. - Dlaczego? - Dopytał, bo w zasadzie Divina śmiało zaliczała się do osób potrzebujących. Do osób, dla których Kościół szykował co jakiś czas paczki, zbierano datki i pomagano im przynosząc stare, zniszczone rzeczy, wierząc w to, że "może im się przyda"... Tego typu osobą była Divina, a jednocześnie kompletnie nie akceptowała swojej pozycji, ale w tej nieakceptacji było coś zaskakującego, bo nie miała siebie za lepszą, a jakby okazywała, że na okazaną pomoc nie zasługuje. - Skorzystasz - oznajmił tonem jednoznacznie ucinającym temat, bo dla niego nie było różnicy, czy Divina przyjmie ofiarowaną jej pomoc po dobroci, czy będzie musiał ją przymusić. Ważne by wyszła z jego domu w lepszym stanie niż ten, w którym ją odnalazł.
- Już nie na długo.. - mruknął pod nosem i ciężko stwierdzić, czy miał na myśli to, że jej ubrania zaraz rozsypią się ze zużycia i starości, czy to, że zostaną zastąpione nowymi.
Zaśmiał się słysząc po raz kolejny jak poprawia go po tym, gdy nazwał ją "V". Miał nadzieję, że za którymś razem to się jej znudzi. Z drugiej strony traktował to trochę jako formę obrony Norwood. Jakby nie chciała pozwolić na to, by to zdrobnienie było czymś nakreślającym inny wymiar ich relacji.
- A jaki inny miałbym mieć w tym cel? - Nie rozumiał skąd te jej dociekania. Zresztą sam nie znał odpowiedzi na pytanie, czy pomaga jej z dobroci serca, czy też z jakiś innych powodów. Nie chciał zastanawiać się nad tym dlaczego postępował wobec niej w tak specyficzny sposób. Pozwalanie sobie na głębsze analizowanie tego zachowania wprawiało go w konsternację i wzbudzało w nim emocje, z którymi na ten moment nie chciał się mierzyć. Wolał więc uznawać, że oddaje Divinie przysługę, by potem wyciągnąć z tego jakieś korzyści. Nie istotne, że w podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że okłamuje samego siebie. - Jesteś niezadowolona z tego, że trafiło na ciebie - Drążył dalej, ale z każdego jej słowa wyciągał wnioski utrwalające go w przekonaniu, że Divinie nie podoba się odnajdywanie w nim ludzkiego oblicza. - Ale mi przeszkadza... Po prostu weźmiesz te pieprzone buty i tyle, rozumiesz? - Burknął sfrustrowany. Naprawdę nie chciał reagować złością i agresją względem niej, ale zaczynało go wkurwiać to, że sama prowokowała go do takiego zachowania.
Tyle dobrego, że pozwoliła sobie podłączyć tę cholerną kroplówkę, więc gdy wszystko było już gotowe, Nathaniel podał jej tacę z jedzeniem i wtedy doznał kolejnego zaskoczenia.
- Nie mam zamiaru nic jeść. To śniadanie zostało przygotowane dla ciebie - wyjaśnił spokojnie i przez kilka chwil znów spoglądał na nią jak na zagubioną, delikatną i kompletnie nieodnajdującą się w otaczającej ją rzeczywistości kobietę. NIewiarygodne, że w jednej chwili miał ochotę siłą zmusić ją do przyjęcia leków i pomocy, a w drugiej ściskało go w środku na myśl o tym jak pokrzywdzona była przez los. - Ja jestem już po posiłku.. Ale z chęcią wypiję z tobą kawę - dodał, aby przypadkiem zaraz nie mówiła, że on także powinien coś zjeść. Powoli się jej uczył, ale zdecydowanie Divina była trudną do rozszyfrowania osobą. Nie rzucił jednak słów na wiatr i zaraz przysunął bliżej łóżka krzesło, siadając na nim okrakiem i układając przedramiona na oparciu. - Jedz, bo inaczej się zmarnuje - rzucił, po raz kolejny próbując ją nieco podejść.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Sądziła, że wyraziła się jasno, a mimo to on ciągle pytał.
- Niepokoi, wpędza w niezrozumienie, to i owszem, ale nie wzbudza to we mnie złości - wyjaśniła więc zgodnie z prawdą, bo niestety, ale nie ufała w jego dobre pobudki. Wzruszyła też ramionami, nieprzyzwyczajona do tak dużej liczby pytań. Co go to w zasadzie interesowało? - Bo sobie radzę - ale też dlatego, że nie chciała by nikt się mieszał w jej życie, by jeszcze na kogoś miała ściągnąć nieszczęście, które nad nią wisiało. Nathaniela także nie planowała nim obdarowywać, więc lepiej byłoby dla niego, gdyby po prostu trzymał się od niej z daleka. Westchnęła więc tylko, kiedy uznał, że skorzysta. Naprawdę wierzył, że wszystko będzie takim, jak to sobie sam zaplanował.
- Jest pan natrętny - nie chciała być niemiła, ale sam się o to prosił, źle wyrażając się o jej ubraniach. Ona je lubiła, nie były modne, ani nowe, ale należały do niej, były czymś, co posiadała.
- Chęć zdobycia władzy za wszelką cenę - znów wzruszyła ramionami. - Pamiętam, jak zachowywał się pan podczas naszych spotkań w tym okropnym klubie, a teraz nie widzę w panu żadnego wstydu, więc... nie zmienił się pan wcale - przyznała smutno, bo w zasadzie było to przykre, świadomość tego, że ma do czynienia ze złym człowiekiem, który na pewno wcale o nią nie dba, ale cóż... to akurat było też znajome. Mało kto się nią przejmował. Gdyby nagle taki niegodziwiec, jak on to robił, powinna zacząć się bać, a nie cieszyć, więc dobrze, że nie było w nim skruchy. - Gdyby na mnie nie trafiło, nie więziłby mnie pan teraz - zauważyła, bo nie było w tym nic odkrywczego. Byłoby lepiej, gdyby nigdy się nie poznali. Drgnęła zaskoczona, gdy na nią warknął. Więc tak wyglądały prezenty w stylu Nathaniela Hawthorne'a? Nie miała siły się z nim kłócić, więc ostatecznie, tak jak często to robiła, zwiesiła głowę. - Wezmę je tylko dlatego, że ukradł mi pan moje własne - powiedziała w końcu, bo chociaż nie chciała się do tego przyznawać, to butów faktycznie potrzebowała, a jej stare były... nie wiadomo gdzie w zasadzie. Skrzywiła się delikatnie, kiedy podpiął jej kroplówkę, chociaż ją to nie bolało. Po prostu było to dziwne, niecodzienne, patrzyła przez moment na woreczek z cieczą, a potem dopiero spojrzała ponownie na jedzenie, które Nathaniel położył na jej kolanach. Nigdy nie jadła w łóżku, ale nie to teraz było najważniejsze.
- To naprawdę dużo jedzenia - zauważyła, kiedy jej ślinianki zaczęły produkować nieco więcej śliny, przez zapach świeżego pieczywa, który poczuła w powietrzu. Dłonie mimowolnie zaczęły jej się trząść, więc zacisnęła je na pościeli, unosząc spojrzenie na Nathaniela, gdy ten usiadł na krześle obok. - Może pan je jeszcze schować do lodówki - zmarszczyła nos, kiedy powiedział, że się zmarnuje. - Mi wystarczy tylko kromka z serem - zapewniła, czując się naprawdę dziwnie. Przyniósł to wszystko dla niej? Jeszcze chwilę temu myślała tylko o ucieczce, a teraz znów nie wiedziała, co ma o nim myśleć. W brzuchu ponownie jej zaburczało, bo żołądek zdawał się już niepokoić. Uniosła w końcu rękę i złapała za najbardziej pospolity kawałek pieczywa, jakim była kromka ciemnego chleba, ale dłonie tak jej się trzęsły, że musiała upuścić ją na talerzyk i przetrzeć twarz dłonią. - Nie rozumiem pana kompletnie - była poruszona, bardziej, niż by chciała. - Mogłabym mieć z tego trzy obfite śniadania - wyrwało jej się, bo po prostu do czegoś takiego nie przywykła. Z jednej strony nie chciała nadużywać jego gościnności, z drugiej czuła, że nie powinna mu ufać, a z trzeciej... dawno nikt się nią nie zaopiekował.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel mruknął cicho skupiając się na wypowiedzianych przez Norwood słowach. Znów nie zgodziła się z jego teorią, ale tym razem dodała pewne uzupełnienie, które na swój sposób satysfakcjonowało Hawthorne'a. Czyli się nie mylił. Jego dobroć wzbudzała w dziewczynie emocje jakich na pewno nie wzbudziłaby, gdyby Divina nie wyrobiła sobie już o nim jakiejś, określonej i na pewno nie przychylnej opinii.
- Radzisz sobie? - O mały włos nie parsknął, ale pokusił się tylko o rozbawiony ton głosu. - Jestem innego zdania... - Dodał i spojrzał na dziewczynę wymownie. Wszystko co sobą reprezentowała wręcz krzyczało o tym jak sobie nie radziła. Jej dom był ruderą, jej ubrania starymi łachmanami, jej życie wyglądało jak pasmo nieszczęść, a zdrowie podupadało, bo nie mogła, a może nie chciała o nie zadbać. Ogólnie rzecz ujmując - nie radziła sobie wcale. Przynajmniej w opinii Hawthornea. - Nie wstyd ci, że tak kłamiesz? - Rzucił w tym samym momencie ustawiając przed dziewczyną tacę z jedzeniem, - Nie potrzebuje zdobywać władzy, V. Posiadam ją, więc to kiepska wymówka.. - Odpowiedział nie pozwalając jej się podejść. Okazywał więc nadmierną pewność siebie, tłumacząc to sobie tym, że gdyby nie ugięła się pod jego naciskiem to zmusiłby ją do wszystkiego siłą, a więc tak, czy siak był górą. - Wstydu? A niby czego miałbym się wstydzić? Tego, że uratowałem ci życie? - Jednak tej część wypowiedzi Norwood nie pojmował.
Swoją drogą nie miał zielonego pojęcia kiedy ostatni raz towarzyszyło mu wspomniane uczucie wstydu. Zwykle nie pozwalał doprowadzić do sytuacji, w której czułby się niepewnie i nieswojo, więc nie łatwo było Nathaniela wprowadzić w zakłopotanie. Znał swoje słabe strony i unikał za wszelką cenę ich okazania, a nawet jeśli przypadkiem ktoś obnażył go z jego sekretów to nie reagował wstydem, a złością... Bo to gniew był odpowiedzią na każde niepowodzenia jakiego doświadczał w życiu. Tego został nauczony i z tym mierzył się każdego dnia.
- Cieszę się - skinął głową, bo chociaż tyle dobrego, że zgodziła się przyjąć te cholerne buty. - To jedzenie przygotowane dla ciebie... - Burknął, a gdy wspomniała o kromce chleba westchnął teatralnie i pochylił się nieco bardziej, aby sięgnąć do talerza Diviny i rzucić na niego croissanta z nadzieniem. - Przestań się samobiczować i jedz - syknął unosząc na dziewczynę swoje błękitne spojrzenie i gniewnie marszcząc przy tym brwi. - Wkurwiasz mnie z tym odmawianiem sobie wszystkiego co dla ciebie dobre i przyjemne... - Dodał, aby wiedziała co w je zachowaniu tym razem mu nie odpowiadało. - To będziesz miała, a może nawet i więcej - oznajmił, bo kazał już przygotować dla Diviny nieco prowiantu i kolejnych kilka paczek z kocami, lekami i innymi potrzebnymi rzeczami, które miał zamiar osobiście jej dostarczyć.
W zasadzie miał już o tym wspomnieć, ale wtedy rozległo się ciche pukanie. Nathaniel wstał więc by otworzyć drzwi i wpuścił do środka starszą kobietę niosącą w dłoniach kilka pakunków. Rzuciła przelotne spojrzenie w stronę Diviny, której skinęła na powitanie, a potem bez słowa odłożyła ubrania na szezlongu stojącym w kącie pomieszczenia, po czym wyszła.
- Jak zjesz przebierzesz się w czyste ubrania. Swoje własne nie moje, więc nie powinnaś mieć już z tym problemu - oznajmił i dopił swoją kawę, a pusty kubek odstawił na nocnym stoliku obok łóżka Diviny. Zerknął na kroplówkę, po czym ponownie zajął miejsce na krześle i utkwił spojrzenie w dziewczynie. - Gdy będziesz gotowa odwiozę cię do domu, ale wpierw zrobisz co powiedziałem, rozumiesz? Dopowiedział. - Mamy też jeszcze jedna rzecz do przedyskutowania, ale o tym po śniadaniu - oznajmił i zacisnął na moment pięść, by zaraz potm rozluźnić palce. Nie miał zamiaru pozwalać Divinie na zniknięcie na dobre... Zbyt wiele czasu, energii i emocji poświęcił na tę dziewuchę i oczekiwał czegoś w zamian za swoje dobre uczynki. Jednak nie było w tym nic egoistycznego, bo w gruncie rzeczy wszystko rozchodziło się o to, aby to Divinie zapewnić bezpieczeństwo i pomoc...

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Spojrzała na niego ze spokojem, który najpewniej osoby pokroju Nathaniela, jeszcze bardziej podjudzał.
- Na całe szczęście, nie pytałam o pańskie zdanie - wyjaśniła, nie ubarwiając tych słów żadną nieuprzejmością. Nie głodowała, nie żebrała, nadal miała w domu prąd i gaz. Nie chodziła nago, powoli spłacała długi po ojczymie, miała też pracę, nawet jeśli nie najlepszą, to jednak pracę. Owszem, dom taki, jak ten w którym przebywała, nigdy nie będzie w jej zasięgu, ale o podobnym nawet nie śniła. W zasadzie byłą tu spięta, jakby faktycznie się bała, że przypadkiem coś mu zniszczy lub pobrudzi samą swoją osobą. Nie pasowała do takich miejsc. - To, że przyzwyczajony jest pan do innych standardów, nie oznacza, że kłamię - upomniała go, bo nie podobało jej się zarzucanie jej kłamstwa. Jakby za wszelką cenę chciał, aby Divina przyznała się do słabości, niemalże na nie polował. Nie rozumiała dlaczego ludziom tak zależało, na tym, by ci świadomi byli tego, jak im źle. Owszem, Divina nie była pozytywną młodą kobietą, ale przynajmniej nie skarżyła się przesadnie, uważała, że to całkiem dobra cecha, więc skąd u niego taka niechęć? - Divina - już nie planowała mu tłumaczyć, że właśnie w tym rzecz, że może i miał władzę, ale chciał, by wszyscy robili to, czego pragnął. Zakładał sobie coś i nie brał pod uwagę cudzej wolnej woli, tak jak teraz tej, którą powinna posiadać Norwood. To jednak nie było tak istotne jak jego niezrozumienie względem wstydu. Naprawdę ją zaskoczył. Patrzyła po nim przez moment, jakby doszukiwała się jakiejś gry, czegoś co udowodni, że mężczyzna nie mówi na poważnie, ale nic takiego nie znalazła. - Pyta pan naprawdę? - zapytała, chociaż nie powinna wdawać się w tą dyskusję. Czy on naprawdę nie był świadomy tego, co uczynił? Ile wstydu powinno temu towarzyszyć? - Może tego, jak nasłał pan na mnie swoich zbirów albo tego, jak zgasił pan na mnie papierosa, albo też tego, jak się pan zachowywał w stosunku do mnie, ostatnim razem w klubie - jak on mógł patrzeć na całą swoją osobę, mierząc ją tylko chwilą obecną. Tylko tym samym utwierdził ją w przekonaniu, że niezależnie od chwilowej narracji, wciąż pozostaje złym człowiekiem. - Ma pan wiele powodów do wstydu i mam nadzieję, że kiedyś to pan zrozumie - podsumowała nieco ciszej, nie czując się najlepiej z tą emocjonalną przemową. Póki co jednak chciała skupić się na jedzeniu, chociaż nie podchodziła do tego, jak do samobiczowania. Nie chciała, żeby marnował na nią takie rzeczy, bo też sama nie potrafiłaby ich mu oddać. Miała mu też powiedzieć, że nic więcej nie chce, ale wtedy do pomieszczenia weszła jakaś kobieta. Z jednej strony Divina chciała poprosić ją o pomoc, a z drugiej wiedziała, że teraz byłoby to nie na miejscu. Poza tym nieznajoma niedługo po tym wyszła, znów pozostawiając ich samych.
- Powiedziałam, że przyjmę buty - przypomniała mu, unosząc spojrzenie, bo stanął przy kroplówce, ale wtedy... oczy otworzyły jej się szerzej, a serce zabiło mocniej. Odwiezie ją do domu? - Mogę sama tam wrócić - zauważyła, ale skoro już usiadł obok i jedzenie dzieliło ja od powrotu do siebie, to uniosła tego rogalika i nadgryzła go, mimo że palce nadal jej się trzęsły. Był przepyszny, a ona była głodna i też nie miała większego wyboru. Dlatego ten jeden raz pozwoliła sobie na nieodmawianie. Zjadła rogalika, a potem jeszcze kromkę ciemnego chleba z serem, chociaż łyżeczką, nie zważając na smaki, spróbowała też konfitury, a potem wędliny. Obawiała się, że Nathaniel nie dbał o jedzenie i wcale nie schowa go do lodówki, więc nie chciała, by cokolwiek się zmarnowało. Dziwnie czuła się, gdy mężczyzna na nią patrzył, ale równocześnie była naprawdę głodna, wczoraj nie miała ochoty na nic, więc dzisiaj jej żołądek dopraszał się o jedzenie. Starała się te przyjmować elegancko, ale też nikt nigdy nie nauczył się, jak z klasą zachowywać się przy stole, więc była mocno spięta i pewnie dlatego też mieszała ze sobą smaki, których nie powinna mieszać. Nie przeszkadzało jej to, wszystko było lepsze, niż jej ostatnie posiłki, nawet ogórek z konfiturą. W końcu też zjadła biały owoc, niezwykle słodki i po tym, jak ostatnim fragmencikiem bułki wytarła naczynko po dżemie, zapiła wszystko nieco chłodną już herbatą. Nie pamiętała kiedy ostatnio tyle zjadła, być może nieco ją poniosło. Złapała więc za serwetkę i otarła buzię, która ubrudzona była delikatnie dżemem.
- Dziękuję za posiłek -mruknęła, czując, że teraz, po tak obfitym śniadaniu, chętnie by zasnęła, ale oczywiście nie było tego w planach. Zdrzemnie się już u siebie. - Mogę teraz iść? - zapytała, zerkając na kroplówkę. Wcześniej dziwnie się czuła siedząc w łóżku, ale teraz, gdy pierwszy raz była taka pełna, cieszyła się, że nie stoi.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel sięgnął pamięcią do wydarzeń, które w mniemaniu Diviny miały wywołać w nim wstyd, ale nawet cień tej emocji nie zagościł w jego umyśle. Uznawał, że zrobił co musiał, a każdy jego czyn miał swój uzasadniony powód. Z początku była nim chęć pozbycia się niewygodnego świadka, ale z czasem wręcz coś zupełnie odwrotnego. Nate chciał pomóc Divinie, ale opór z jej strony sprawiał, że musiał uciec się do czynów jakie niekoniecznie pochwalane były przez ogół społeczeństwa. Nawet jeśli Hawthornem kierowały dobre intencje.
- Nie żałuję niczego co uczyniłem, bo koniec końców doprowadziło nas to do obecnej chwili, a więc do momentu, w którym uratowałem ci życie... Może sama powinnaś się nad tym głębiej zastanowić - odpowiedział interpretując wszystko według swoich zasad i wyznań, a co za tym idzie kompletnie nie zgadzając się ze światopoglądem jaki prezentowała swoją postawą Norwood. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz, ale w tym wszystkim było coś fascynującego jak skrajnie różne, a zarazem zależne od siebie poglądy przedstawiali.
- Ubrania także przyjmiesz - oznajmił jej przekonany o tym, że Divina zrobi to co powiedział. Nie przyjmował odmowy. Wielokrotnie okazywał to Norwood, ale ona była niezwykle oporna na tę wiedzę. - Powinnaś przez jakiś cas odpoczywać i nie forsować tej nogi... W porównaniu do ciebie umiem docenić poświęcenie i bezinteresowną pomoc, którą ktoś mi ofiarował... I skoro ty masz w dupie co zrobił dla ciebie lekarz, to ja przynajmniej zadbam o to, aby jego wysiłek nie poszedł na marne - odparł okręcając przy tym kota ogonem, ale przecież to nic nowego. Był mistrzem tego typu zagrywek, a przy tym nie miał skrupułów, aby posilać się wielce naciąganą prawdą. - Proszę, mam nadzieję, że ci smakowało - zapytał, a zaraz potem pokręcił lekko głową dostrzegając jak wyczyściła talerze. - Nie - oznajmił i zerknął na kroplówkę. - Musisz poczekać, aż kroplówka się skończy, a do tego czasu pozwól sobie na jeszcze odrobinę odpoczynku - dodał, po czym wstał i zabrał tacę od dziewczyny, a następnie wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Nie miał zamiaru tak szybko wracać. Coś mu mówiło, że Divina ponownie zaśnie jeśli on jej na to pozwoli. Wyglądała na wyczerpaną i zestresowaną, a on potrzebował jeszcze chwili, aby wszystko przemyśleć. Nie chciał pozwolić jej ponownie się wymknąć. Poza tym bał się, że spłacił dług jaki miał u niej, swoją pomocą... Musiał więc zrobić coś, aby uzależnić Norwood od siebie i dość prędko wpadł na najprostsze rozwiązanie. Tylko, że ono potrzebowało rozwinięcia i to na jego obmyślenie Nathaniel spożytkował resztę danego mu czasu. Czasu, który spędził siedząc w fotelu i patrząc na śpiącą Divinę, bo faktycznie, gdy znów wrócił do jej pokoju, dziewczyna spała.
- Nabrałaś kolorów - mruknął widząc jak Norwood powoli otwiera swoje piekne, wielkie oczy. Jej wzrok z początku był nieobecny, ale po chwili odnalazł błękitne spojrzenie Hawthorne'a - Musiałaś być wykończona, bo przespałaś prawie cały dzień - oznajmił wstając z fotela ustawionego nieco dalej od łóżka po skosie. Ze szklanej butelki stojącej na szafce nocnej nalał odrobinę wody i podał ją Divinie, a w miejsce uniesionej szklanki położył kawałek papieru. Papieru na którym wypisał kwotę, którą winna była mu Norwood za okazaną jej pomoc medyczną. - Miałaś rację... Nic nie robię bezinteresownie - skłamał. Okazał jej pomoc z innych powodów niż te, które miał zamiar jej przedstawić. Potrzebował ich jednak, aby utrzymać Divinę przy sobie, bo.. Bo tak chciał i tyle.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Może i dobrze, że nie wiedziała, jak bardzo nie dostrzegał on swoich win. Wówczas rozmowa z nim byłaby jeszcze trudniejsza, gdyby wiedziała, że za nic złego uważał swoje czyny, które jej z kolei nie mieściły się w głowie. Wcale nie dbał o nią, a jedynie o swoją własną wizję na ich relację, która z punktu widzenia Diviny w ogóle nie powinna istnieć.
- Nawet nie potrafię tego skomentować - przyznała z prawdą, już abstrahując od tego, że wcale o ratowanie życia się nie prosiła. Naprawdę go nie rozumiała, bojąc się tego, co ten człowiek ma w głowie i jak postrzega rzeczywistość. Mówił, że chce dla niej dobrze, ale nie chciał. Chciał po prostu, aby było tak, jak sobie założył, aby Divina grała w jego grę, bo tylko takie rozgrywki szanował, te w których to on ustalał reguły. Ona była jedynie pionkiem, może zabawką, która z jakiegoś powodu dawała mu aktualnie nieco frajdy, ale gdyby się po drodze zepsuła... czy to coś będzie znaczyło? Na pewno nie. Teraz już nie tyle rana na nodze, co blizna nad kolanem, bolała już okrutnie, nawet jeśli ból ten był fantomowy.
- To szantaż emocjonalny - wytknęła mu, kiedy zaczął mówić o lekarzu. Wiedziała doskonale co to za zabieg, ale jednocześnie i tak nie potrafiła pozostać na niego obojętną. Niesamowicie nie podobało jej się to, jak ją podchodził i miała już tego serdecznie dość. Przy tym była teraz znów zmęczona, bo za dużo zjadła, więc wszystko to zaczęło już ją przytłaczać. - Już prawie jest skończona - mruknęła, ale na to Nathaniel jej już nie odpowiedział. Wyszedł, ponownie zamykając ją na klucz, więc westchnęła tylko i pozwoliła sobie ponownie położyć się na poduszce. Mogłaby znów próbować wyjść przez balkon, ale ostatecznie i tak miał ją wypuścić, a substancji w kroplówce zostało już niewiele. Patrzyła sobie, jak kolejne krople spadają i nie wiedzieć kiedy, widok ten tak ją zmorzył, że ponownie zasnęła. Straciła poczucie czasu, kompletnie nie wiedząc ile go minęło, gdy znów otworzyła oczy. Przetarła powieki ospale i wtedy zrozumiała, że znów nie budzi się sama.
- Cały dzień? - zapytała skołowana i spojrzała na okna. Faktycznie widok za nimi nie był już tak jasny, jak o poranku. Skrzywiła się zła na siebie za to, że pozwoliła sobie na odpłynięcie. - Nie przystoi tak patrzeć, jak ktoś śpi - zauważyła, podnosząc się ostrożnie na rękach. Czy odzyskała kolory? Nie była pewna. Czuła się niby dobrze, ale z drugiej strony nadal czuła, jak bolała ją noga. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie wzięła szklankę z wodą i wypiła całą jej zawartość, następnie patrząc na kartkę. Nie rozumiejąc jego słów, niepewnie sięgnęła po nią i jak się okazało, był to rachunek. Żołądek podszedł jej do gardła, gdy przeczytała kwotę leczenia. Właśnie dlatego unikała lekarzy, nie było jej zwyczajnie na nich stać. Dłonie trzęsły jej się lekko.
- Nie mam takiej sumy pieniędzy - przyznała zgodnie z prawdą, nie próbując nawet kłamać, że jest inaczej. Nie zamierzała też prosić go o jałmużnę, była dorosłym człowiekiem, dlatego uniosła wzrok, chociaż w jej oczach czaił się żal za tą opiekę medyczną. Nie chciała jej, a teraz miała za nią jeszcze płacić. - Ale zwrócę to panu - próbowała w głowie obliczyć ile czasu jej to zajmie, ale nie była w tym najlepsza. Miała jednak pewność, że trochę to potrwa. - Tylko będę musiała spłacić w ratach, może pan naliczyć procent - bo tak działali źli ludzie z pieniędzmi, prawda? Na tej zasadzie spłacała też długi ojca.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel wzruszył obojętnie ramionami na pytanie postawione przez Divinę. Dopiero kolejny jej komantarz zmusił go do bardziej wylewnej reakcji. Wpierw zaśmiał się niedowierzając temu co usłyszał, a potem westchnął przeczesując palcami włosy jakby tym gestem chciał jeszcze bardziej nonszalancko podejść do tematu.
- O kurwa... Toś mnie zaskoczyła - rzucił trochę ironicznie, trochę cynicznie. - Naprawdę sądzisz, że gapienie się na ciebie to mój najbardziej nieprzyzwoity uczynek? - Zapytał i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że tym samym przyznał się do przyglądania się Divinie podczas snu. Oczywiście nie miał zamiaru ukierunkowywać rozmowy tak, by ten szczegół został poruszony, więc potrzebował innej zasłony dymnej, a próby rozdrażnienia Diviny zawsze działały. I może jakiś zamierzony skutek przynosiły to niekoniecznie realizowały celu, który Nate sobie stawiał, bo wytrącenie Norwood z równowagi było ciężką pracą. - Gdzie ty w ogóle, kurwa, żyjesz? W dziewiętnastowiecznej Anglii żeby takimi tekstami rzucać? - Zadrwił sobie z niej, ale w sumie nie mógł uwierzyć w to, że ktoś patrzył na świat w taki sposób jak Divina. - Mało wiesz o życiu, co? - Dodał jeszcze na koniec, nim podszedł do tego nocnego stolika by uraczyć dziewczynę wodą i rachunkiem za okazaną jej pomoc.
Nawet nie liczył na to, że Norwood będzie go spałacała. W tym wszystkim, Nathaniel miał inny, ukryty cel. Chciał mieć po prostu kontrolę nad tym co robiła ze swoim życiem, by wyprowadzić ją z bagna, na które tak usilnie się pchała. Dlaczego? O tym już myśleć nie chciał, ale nie bez przyczyny dostrzegał w jej smutnej twarzy nietuzinkowe piękno, a w osobliwym zachowaniu, intrygującą naturę.
- Wiem - odpowiedział więc dbając o to, aby jego głos brzmiał pewnie i stanowczo, tak by Divina wiedziała, że nie miał zamiaru zostawić tej sprawy bez rozwiązania. -- W dupie mam twoje marne raty, nie mam, kurwa, tyle czasu, aby czekać, aż uciułasz te marne grosze - prychnął, bo na spłatę tego długo Norwood pewnie potrzebowała by kilku lat ze swoim obecnym stanem finansowym, który był w opini Hawthorne;a po prostu chujowy.
Podszedł bliżej do krawędzi łóżka, a potem sięgnął dłonią do podbródka Diviny i zacisnął na nim palce, nakierowując wzrok dziewczyny na siebie. W razie, gdyby chciała mu się wyrwać, jego uchwyt był na tyle silny, że mogła próbować, ale robiła sobie tym samym większą krzywdę.
- Zapłacisz mi w inny sposób - oznajmił układając usta w pięknym, aczkolwiek przerażającym uśmiechu, gdy jego błękitne spojrzenie lubieżnie przesunęło się po ciele Diviny, by ostatecznie z powrotem zatrzymać się na jej twarzy. - Masz coś, co bardzo mi się podoba i mogłabyś to wykorzystać... Tylko nie miałaś jeszcze prawdopodobnie okazji zrobić tego na prawdę, ale spokojnie... - Po tej wypowiedzi nachylił się bardziej, a jego wargi wręcz muskały ucho Norwood, gdy dodał kolejnych kilka słów. - Wszystkiego ciebie nauczę - wyszeptał i po chwili odsunął się od Norwood, a potem od łóżka od razu sięgając po papierosa. Pozwolił jeszcze przez moment trwać dziewczynie w niezrozumieniu i konsternacji. Podszedł do tarasu i znów stanął w drzwiach zaciągając się tytoniem. - Będziesz dla mnie pracowała - oświadczył z mocą. - W moim klubie, przyda nam się pewne urozmaicenie, ale spokojnie... Będziesz gwiazdą tylko dla wyjątkowych klientów i oczywiście; mnie. - dodał i ponownie jego twarz przyozdobił ten sam przerażający i pełen dwuznaczności uśmiech.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Skrzywiła się, słysząc jego śmiech, bo nie uważała, aby powiedziała cokolwiek zabawnego. Nie zrozumiała też do końca jego pytania, co z resztą było po niej widać.
- Nigdy nie powiedziałam, że to najbardziej nieprzyzwoity z pańskich uczynków - zauważyła, przechylając delikatnie głowę do boku. Wciąż była jeszcze nieco zaspana. - Nie znaczy to jednak, że należy na niego przymykać oko - dopowiedziała, a swoje własne oczy przetarła odrobinę. Znów wróciła ta sama niezręczność, związana z tym, że on siedział obok, a ona leżała w łóżku. Dość dziwnie było jej też z tym, że ją obserwował, a już szczególnie teraz, gdy sam się do tego przyznał. Nie przywykła do towarzystwa w takich sytuacjach, więc czuła się niesamowicie osaczona. - To raczej ponadczasowa uwaga - mruknęła, nie przejmując się jego przytykiem. Wiedziała, że nie mówi zbyt współcześnie, ale ponownie dotyczyło to jej otoczenia. Poza szkołą, mało miała wspólnego z rówieśnikami, od najmłodszych lat wsłuchiwała się w kazania, zaczytywała w Biblię i właśnie w stare wydania literatury pięknej, bo tylko takie dało się znaleźć na plebanii, w niewielkiej biblioteczce. - Tyle, ile mi potrzeba - odpowiedziała na jego pytanie, wiedząc, że jest to zaczepka, ale nie dała się na nią złapać. Westchnęła jedynie, bo i tak uważała, że nie powinna w ogóle w żaden sposób tego komentować. Kwestia rachunku była natomiast o wiele istotniejsza. Już czuła, że zaczął ją boleć brzuch z tego wszystkiego, ale na zewnątrz wyglądała jeszcze na niewzruszoną. Sama widząc kwotę, wiedziała, że szybko jej nie spłaci.
- Postarałabym się, żeby nie czekał pan za długo - zmarszczyła czoło, nie odnajdując się w tej sytuacji. Nie chciała żadnej opieki lekarskiej, bo wiedziała, że ją na nią nie stać, a tym czasem Nathaniel ją tutaj przywlókł wbrew jej woli, wezwał lekarza i teraz sprawiał problemy, gdy chciała znaleźć sposób na spłatę długu. Jeszcze bardziej przestała rozumieć tę sytuację. Nawet nie zdążyła nic dodać, kiedy znalazł się przy niej i zacisnął palce na jej podbródku. W pierwszej chwili się spięła, sapnęła cicho, ale potem... spojrzała w te jego oczy i emocje opuściły jej twarz. Znów pokazał swoje prawdziwe oblicze. Znów wiedziała na czym stoi. Tylko, że w chwili, w której zobaczyła, jak przemyka po jej ciele spojrzeniem, dokładając do tego te kilka dodatkowych słów, siłą rzeczy wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz. Odczekała, aż od niej odszedł, chociaż nadal czuła na swojej twarzy ucisk jego palców, a na uchu jego oddech.
- Jest pan obrzydliwy - śledziła go spojrzeniem, kiedy zapalił papierosa przy tarasie. - Cokolwiek pan insynuuje, nie skorzystam. Znajdę inny sposób - oznajmiła spokojnie, ponownie zerkając na kwotę, która dla niej była wręcz niebotyczna. - Ale przecież pan o tym wiedział... nie jestem taka - dodała, bo to jedno jej się nie zgadzało. Czy był aż tak zepsuty, aby nie brać pod uwagi, z kim rozmawia. Niby jej nie znał, ale jednak poznał na tyle, by w tej jednej kwestii mieć pewność. Nie dbała ani o siebie, ani o swoje ciało, ani o opinię otoczenia, ale nawet ona miała swoje granice. - Nie będę sobą kupczyć, ostatecznie... też jest pan ode mnie uzależniony... co może mi pan zrobić, jak odmówię? Zabić mnie? - pierwszy raz parsknęła. Nie jakoś głośno, raczej ledwie słyszalnie, ale na krótką chwilę na jej twarzy pokazało się nieco więcej emocji, niż jest na niej zwykle.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel nie przywykł do tego, aby ktokolwiek wypominał mu niestosowne zachowanie. Zresztą, gdyby nawet, to Hawthorne miał na swoim sumieniu o wiele bardziej nikczemne, lubieżne i bezprawne postępki niż jakieś tam przypatrywanie się śpiącej Divinie. Może więc dlatego zareagował śmiechem, a może dlatego, że zwrócenie mu na to uwagi, sprawiło, że poczuł jakby Norwood skomentowała pewną, intymną sferę, której on sam jeszcze nie pojmował i nad którą nie miał zamiaru się póki co zastanawiać.
- Może gdybyś wiedziała nieco więcej to oczekiwałabyś też od życia i siebie nieco więcej niż teraz - podzielił się swoim spostrzeżeniem, nadal uważając, że Divina specjalnie utrudniała sobie żywot, szukając w tym chuj wie czego... Może jakiejś drogi pokuty? Jej religijny fanatyzm według Nate'a zabrnął za daleko i niestety dziewczyna przez to miała spaczone widzenie na rzeczywistość.
Zignorował jej uwagę o staraniu się. On już ułożył plan idealny. Plan, w którym Norwood będzie przez niego kontrolowana tak długo jak Nathaniel będzie chciał, bo przecież mógł swobodnie manipulować zasadami ich kontraktu. W końcu dziewczyna miała w tej kwestii niewiele do powiedzenia.
- Jak na kogoś tak religijnego i dobrodusznego lubisz rzucać niewybrednymi epitetami, V - mruknął z papierosem w ustach, którego dopiero po chwili odpalił. Na moment zawiesił swoje spojrzenie na dziewczynie. W jego wzroku nie było ani krzty urazy, ani złości. Był wręcz nad wyraz spokojny, a może nawet lekkie rozbawienie zawitało na twarzy Nathaniela, gdy Divina wspomniała o tym, że wiedział jaka ona jest - Jaka? - Dopytał czerpiąc nieopisaną satysfakcję z tego, że wprowadził V w błąd. O to mu chodziło, chciał dostrzec w jej oczach panikę. Chciał by szukała ucieczki, przed wrogiem, którego nie posiadała, a którego sama sobie tworzyła. - Dobrze, że cenię sobie twoje życie bardziej niż ty - burknął już mniej zadowolony. Nie lubił jak tak się zachowywała. Jak lekko mówiła i żartowała o swojej śmierci. Drażniło go to okropnie i chociaż wiedział dlaczego, to zaczął szukać też innego wytłumaczenia odnajdując je w Eleonore, która przecież także targnęła się na swoje życie i to on w ostatniej chwili wyciągnął ją z zimnej wody tamując krwawienie i wzywając pomoc... Nie chciał, aby kiedykolwiek Divinę spotkało coś podobnego, chociaż jeszcze jakiś czas temu sam podstawiał jej nóż pod gardło. Teraz jednak dziewczyna znikąd stała się dla niego ważna. Może nawet nazbyt ważna...
- Wracając do tego co mówiłem już wcześniej. Spłacisz swój dług na moich zasadach, bo widzisz... Może ty tego nie dostrzegasz, ale masz w sobie coś, czym powinnaś się podzielić - oznajmił i dopalił papierosa, a gdy go zgasił podszedł bliżej łóżka Diviny. - Kto wie... Może nawet z czasem ci się to spodoba? - Zawiesił pytanie w powietrzu przejeżdżając wierzchem dłoni po policzku Diviny. - Człowiek ma niesamowite zdolności adaptacyjne, a ty w zasadzie już teraz żyjesz w piekle, więc może mój klub i dom będą dla ciebie wybawieniem? - Uśmiechnął się w ten przerażający sposób, a coś w jego wzroku zdradzało niebezpieczeństwo, chociaż wcale nie mówił o niczym okrutnym.
Roześmiał się, ponownie czerpiąc satysfakcję z nieporozumienia jakie między nimi nadal było. Specjalnie przeciągał moment, w którym miał wyjaśnić Divinie dokładnie co miał na myśli, ale uznał, że dość już tego znęcania się nad nią.
- Zapewnię ci wszystko czego będziesz potrzebowała; ubrania, jedzenie, muzyków, instrumenty, a w zamian za to ty będziesz dla mnie śpiewać - rzucił ostatecznie kończąc ten tragikomiczny pokaz. - Twój talent jest tym, czym spłacisz swój dług, a nie twoje ciało, ale jeśli będziesz miała ochotę sobie dorobić na boku to śmiało... Sam z chęcią bym się skusił - zakpił na sam koniec, aczkolwiek coś w tym wszystkim było prawdą, bo nawet jeśli skomentował podejrzenia Diviny w tak prześmiewczy sposób, to z drugiej strony kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie pomyślał o tym jakby to było ją posiadać w każdym, możliwym aspekcie.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Ciekawa była ta jego teoria, jednak żyjąc na uboczu, łatwiej było znieść swój los, gdy nie wiedziało się, co nas omija. Nie rozumiała dlaczego on tak usilnie próbował pokazać, że wystarczyłoby zmienić podejście i zaraz jej życie byłoby lepsze. To nie tak, że urodziła się taką, jaką teraz była. Nie dopasowała swojego życia do siebie, a raczej siebie do życia. Próbowała, starała się, miała marzenia, jak każdy, ale w pewnym momencie, po licznych rozczarowaniach, cierpieniu, upodleniu, po prostu zrozumiała, że musi pogodzić się z tym co ma, bo inaczej zwariuje. Nie każdy na tym świecie jest spełniony, bogaty, otoczony przychylnymi ludźmi. Komuś takiemu, jak Hawthorne trudno to zrozumieć, bo zaślepiony niecnymi uczynkami, które przyniosły mu jego potęgę, nie miał pojęcia, jak to jest, gdy mimo podejmowanych decyzji, nie spotyka nas nic dobrego. Nie odpowiedziała mu nic, bo zwyczajnie zabolały ją jego słowa i nie chciała tego po sobie poznać. Nie wymagała od siebie? Kim on był, by jej to wypominać.
- Nigdy nie mówiłam, że jestem dobroduszna... i kto jest winny? Ten, który zachowuje się obrzydliwie, czy ten, który ma czelność mu to wytknąć? - chciała już się znaleźć jak najdalej od tego człowieka. Nigdy nie miała wysokiego mniemania o sobie, ale on kilkoma słowami potrafił zabić w niej resztki poczucia własnej wartości. Poddać w wątpliwości to, kim była. Źle na nią wpływał i zdawał się nie dostrzegać tego, jak ranią ją jego słowa. Z drugiej strony był zbirem, więc równie dobrze mógł o to po prostu nie dbać. - Taka - odpowiedziała po prostu, bo nie umiała tego ubrać w żadne słowa. Gdyby powiedziała, że siebie szanuje, skłamałaby. Gdyby obraziła kobiety, które pracują, sprzedając same siebie, też nie czułaby się dobrze. Pozostało więc ścięcie tematu. Posłała mu też przeciągłe spojrzenie, na te słowa o cenieniu sobie jej życia. Gdyby posiadała poczucie humoru, najpewniej te słowa niezwykle by ją rozbawiły. Patrzyła na niego bez wyrazu, kiedy się zbliżał, ale serce wybijało jej coraz szybszy rytm. Musiała się odciąć i to zrobiła, gdy jej wzrok stał się nieobecny. Znów była jedynie figurą, którą gładził po poliku, a ona nie musiała zastanawiać się nad tym, jak nieodpowiedni był ten gest. Nie powiedziała więc słowa, nawet nie mrugnęła, może nawet przestała oddychać. Stary sposób na odcięcie się, gdy otoczenie ją przerastało, przerażający, ale spragniony. Jakby życie na kilka chwil z niej uciekło. On się więc śmiał, a ona stawała się skorupą i mogłaby stać się nią całkowicie, gdyby nie fakt, że zrozumiała w końcu, co też ma na myśli.
- Chce pan, żebym dla pana śpiewała? - wydawało jej się, że obudziła się z pewnego transu. Zamrugała kilka razy, patrząc na niego uważnie. Przechyliła lekko głową, nie rozumiejąc do końca tego wszystkiego. - Niczego nie potrzebuję - dodała jeszcze, bo to przynajmniej było jasne. Ani muzyków, ani jedzenia, ani ubrań. Nie tak powinno wyglądać pracowanie u kogoś. Nie, żeby chciała się na to zgadzać, ale z drugiej strony dług ciążył na jej barkach, nawet jeśli sama się nie prosiła o pomoc medyczną. - Nie mógł pan od tego zacząć? - zapytała, przecierając twarz dłonią, skoro już nie dotykał jej polika. Nie była pewna, co powinna o tym wszystkim myśleć. - Strzeli pan sobie w kolano, sprowadzając mnie do swojego klubu - to może tak. Czy on nie rozumiał? Nie lubiła sama tego mówić, ale on najwyraźniej zdawał się pozostawać głuchy, a przecież tyle o niej dowiedział się, dzięki swoim oprychom. - Każdy, kto ma ze mną dłużej cokolwiek wspólnego, umiera. Nagle po tym, jak zaczął pan się mieszać w moje życie, został pan postrzelony. Dla własnego dobra. Proszę. Odpuścić. - wyartykułowała te słowa wyraźnie, patrząc mu w oczy. Był głupcem. Cały czas go przed sobą ostrzegała, a on nie rozumiał. Nie trzymała się na uboczu, bo tak to lubiła, wiedziała, co potrafi na kogoś ściągnąć. O śmierci wiedziała zbyt wiele i nie chciała na dłoniach swojej mieć krwi kolejnych osób. Nawet Nathaniela.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
To nie tak, że chciał ją swoimi wypowiedziami urazić. Z początku miał taki cel, ale teraz chciał jakby wzbudzić w niej chęć do walki i przeciwstawienia się temu co robiło z nią życie. Widział w niej potencjał, a miał wrażenie, że biernie przyjmowała każdą krzywdę jaka ją spotykała. Zupełnie tak jakby uznawała, że na nic lepszego nie zasługuje. I drażniło Hatwhorne'a to, że uznawał to za niesprawiedliwe i smutne - zdecydowanie zbyt wiele myśli i uwagi poświęcał w ostatnim czasie Norwood z nieznanych sobie powodów.
- Znów to robisz.... - Mruknął spoglądając na Divinę z lekkim rozbawieniem, ale też srogo ściągając przy tym brwi. - Może chodzi o to, że usilnie dostrzegasz we mnie tylko to co złe? Dlatego jesteś także winna, wiecznie wypominając mi tylko grzeszne czyny? - Lubił te religijne potyczki słowne, które z nią prowadził. Od dawna nie miał okazji podebatować na tak oderwane od rzeczywistości tematy, a sprawiało mu to przyjemność, bo uważał się za człowieka wrażliwego na pewne filozoficzne kwestie. Podobnie miało się to odnosić do sztuki wszelako rozumianej. Może nie ukończył żadnej uczelni wyższe, ba z trudem zakończył podstawową wymaganą ścieżkę edukacyjną, ale po tym jak minął mu okres agresywnego buntu zdał sobie sprawę, że siła umysłu przerasta siłę ciała wielokrotnie. Dlatego pochłaniał tony ksiąg, samemu się dokształcając i także lecząc swoje kompleksy.
- Dokładnie - potwierdził jej przypuszczenia, ale nie umiał powstrzymać rozbawienia, bo wyraz twarzy Diviny był bezcenny. Jeszcze chwilę temu myślała, że ma zamiar zrobić z niej prostytutkę, gdy tak naprawdę ofiarował jej możliwość podzielenia się swoim talentem. - Widzisz... Znów oceniłaś mnie niesprawiedliwie - wytknął więc jej ten błąd, dla własnej satysfakcji. - O tym ja zadecyduję - odniósł się do tego, czy będzie potrzebowała czegoś, czy też nie. - Moi klienci bywają wybredni.. Może masz ładny głosik i buzię, ale twoja prezentacja będzie równie istotna - burknął jednoznacznie mając na myśli jej stare, niemodne i pozbawione seksapilu ubrania. - Nie rozumiem, co masz na myśli. Przecież w żadnym momencie nie powiedziałem, że chcę z ciebie zrobić dziwkę - oznajmił szczerze. To Divina sama wywnioskowała błędne informacje z jego słów kierując się swoim osądem na jego temat. - Strzelę sobie w kolano? - Nie rozumiał co miała na myśli. W Shadow była kompletnie pod jego wpływem i nic co by zrobiła, czy powiedziała nie miałoby znaczenia. Mogłaby krzyczeć przez mikrofon o jego winach, a i tak nikt by się tym nie przejął. Dopiero, gdy sama dodała kolejne słowa zrozumiał co miała na myśli. Przez moment zastanowił się bardziej nad tym co powiedziała. Słyszał o tym, że jako jedyna ocalała z katastrofy statku pasażerskiego kilka lat temu. Nie wiodła szczęśliwego życia, ale czy.... - Uważasz się za przeklętą? - Zapytał i ponownie się roześmiał. - Widzisz, znów nas coś łączy, bo w moim otoczeniu także wiele ludzi doświadcza krzywd - dodał niby żartem, ale w zasadzie było to prawdą. Nie bez powodu odsunął od siebie Eleonore, a każdą ważną mu osobę trzymał z daleka; tylko bacząc na to by była bezpieczna i pozbawiając się z nią głębszych kontaktów. - Może to przeznaczenie, V? Mieliśmy na siebie trafić i przerwać ten łańcuch - znów zażartował, bo oczywiście nie brał jej słów na poważnie, ale też nie umknęło jego uwadze to, że Divina była chyba innego zdania. - Naprawdę? Kurwa, Vi... Jesteś pieprzoną zakonnicą, która ślepo wierzy w każde słowo swojego bożka i jednocześnie masz siebie za przeklętą? - Prychnął w końcu. - Jesteś hipokrytką, która interpretuje wszystko tylko pod swoją modłę, wiesz o tym? - Dodał jeszcze, bo zdążył już zauważyć jak to Norwood sprawnie balansowała między Słowem Bożym, a własnym masochistycznym widzimisię. Dla Nathaniela tak naprawdę była tylko tchórzem, który bał się wziąć życie za rogi, bo zbyt wiele razy został przez nie wcześniej poturbowany.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ