Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
- Mam w planie obie te rzeczy - zapewnił blondyn. Dobre podejście to była już połowa sukcesu, poza tym na serio wierzył, że uda mu się wygrać. Kochał Hope, ale szaszłyki z kurczaka były niczym jej kryptonit. Wystarczyło zostawić ją samą na dłużej, żeby wrócić do talerzyka pełnego drewnianych patyczków. Musiałoby więc zginąć sporo niewinnych ptaków żeby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie blondynki. Nemo pewnie też nie miał by czasu odejść od grilla. Lepiej nie ryzykować.
- W sumie wyglądają trochę jak misiaczki - zażartował, dołączając do śmiejącej się Pelletier. Nie miał pojęcia dlaczego chciała wpakować go do jednej taksówki z ich nowymi znajomymi, ale ewidentnie chyba była zazdrosna. Niepotrzebnie. Jej towarzystwo było jedynym jakiego tego wieczoru potrzebował Amerykanin. No i Tysona. Nie zapominajmy o Tysonie, który zasnął pod stołem na tyle głęboko, że już nie przeszkadzali mu lekarze krążący dookoła ani bile sporadycznie pędzące rynnami na swoje miejsce.
Rozproszenie chirurga? Teoretycznie graniczyło z cudem. Czasem od jego skupienia zależało ludzkie życie, ale jeśli ktokolwiek miał szanse z nim wygrać, była to właśnie śliczna kobieta obok. Hope wiedziała jak pociągać za jego sznurki i co pobudzi wyobraźnię blondyna. Stąpała po cienkim lodzie, bo jego tęczówki robiły się coraz ciemniejsze. Żadne piwo nie było też w stanie ugasić jego pragnienia. Całe szczęście, że nadal mieli grę do rozegrania, choć o tym Pelletier zdawała sie chwilowo zapomnieć. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że była jej kolej, chyba zaczynała działać bardziej na własną niekorzyść.
- Ostatnim razem nie narzekałaś - wyrwało się z ust Delany'ego, nim zdążył się powstrzymać. Przyłapany na gorącym uczynku, tylko zagryzł własne wargi doskonale zdając sobie sprawę, że odrobinę dał się ponieść. Wszystko przez piwo, tequilę i barowy klimat. Tu łatwo było zapomnieć, że istniał ktoś taki jak Antony. Byli z Hope w swoim własnym, małym świecie głupich zakładów i jeszcze głupszych żartów.
Ktoś naprawdę mógłby pomyśleć, iż całą powagę jaką w sobie mieli zostawiali za drzwiami szpitala. Może nawet było w tym nieco prawdy, ale w kitlu Nemo nadal zawsze potrafił zdobyć się na uśmiech.
- Ciiii, zepsujesz niespodziankę - zabawne, że tylko blondynka potrafiła go na równi rozbawić co i rozbudzić. Granice ich dowcipów stopniowo się zacierały, szczególnie, że planowali wieczór panieński, który dojdzie do skutku tylko jeśli blondyn wygra z Pelletier. Jej dziwne fantazje docelowo chyba miały go nawet zrazić.



Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Nie minął rok — w tym momencie, gdy tak nic nie stawało im na drodze, znów byli dwójką najlepszych przyjaciół, którzy mogli powiedzieć sobie wszystko i żartować na każdy temat. Nawet jeśli dotyczył ich samych. Przecież przed tamtą nocą też flirtowali, chociaż wtedy jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, ile potencjału w nich drzemie i co z tą energią są w stanie zrobić. Obecnie chyba szukali obejścia, bo tego napięcia między nimi nie udało się niczym zmniejszyć, więc żarty i śmiechy były chyba najlepszym rozwiązaniem.
- No zobaczymy panie mądry. - Powiedziała Hope, podążając za jego wzrokiem. Rzeczywiście mężczyźni jak misiaczki, ale tak naprawdę sama nie wiedziała, czy nawet w ich obecnej sytuacji chciałaby, żeby Nemo z nimi, czy z kimkolwiek innym wychodził z baru. Oczywiście tylko dlatego, że wolałaby mieć go dla siebie, bo byli przyjaciółmi. Którzy wspólnie spędzali wieczór!
Ale on wyczuł. Ona wiedziała, że on wiedział, że wcale nie chciała, żeby ją teraz zostawił i to było w tym wszystkim najstraszniejsze. Że przez ten rok nie zmieniła się na tyle, żeby móc ukryć, co się w niej kotłowało w tym momencie.
Czy może dlatego świadomie igrała sobie z nim? A może wcale nie była to niewinna zabawa, na jaką sobie pozwalała, a test dla niej samej? Chociaż z drugiej strony może po prostu bardzo chciała jego… kurczaka.
Ich świat rzeczywiście był dość hermetyczny i nie mogła się pozbyć wrażenia, że czegoś podobnego nie da się stworzyć z nikim innym. Oczywiście to nie tak, że Tonym nie miała swoich własnych żartów — miała. Ale mieli jeszcze mieć dopiero przed sobą mnóstwo dni, gdy będą się poznawać, a losowe sytuacje nakręcą spirale żartów. Właśnie dlatego z Nemo tych żartów było po prostu odrobinę więcej.
Chcąc nieco się ogarnąć, wybrała chyba możliwie najgorsze rozwiązanie — upiła łyk piwa. Bo jak wiadomo, nie ma to, jak przywracać rozsądek alkoholem. Ale wybrała sobie na to akurat moment, gdy postanowił powrócić do przeszłości.
Aż zakrztusiła się piwem, bo nie spodziewała się takiego tekstu po nim. Podniosła na niego spojrzenie. Chyba wahała się, co powinna powiedzieć. Lustrowała go wzrokiem, pokasłując jeszcze przez chwilę.
Dopiero gdy nieco się uspokoiła, to wzięła głębszy oddech.
- Chyba nigdy nie pożałuje. - Bo niech ją piorun trzaśnie, ale Nemo był cholernie dobry w te klocki. - Co nie znaczy, że na panieńskim będziesz musiał robić coś oprócz tego, żeby być. - Dodała, bo mówienie o tym wszystkim zdecydowanie nie było stosowne i chyba rzeczywiście powinna się skupić na grze, ale nie wiedziała, czy ona strzelała do połówek, czy do całych.
Czy to były jej fantazje? Strona główna porno miała wiele rzeczy, które niekoniecznie ją kręciły w normalnym życiu, ale przeklinać się przez filmik do kilku ciekawszych ujęć? Czemu nie.
Muzyka grała nieco głośniej, a pierwsze odważniejsze lub nieco bardziej wstawione pary zaczynały bawić się na parkiecie.
- Nie wiedziałam, że mają tu potańcówkę. Czy to znaczy, że niedługo pora się zbierać? - Bo przecież jeszcze z piwo, czy dwa i znajdą się z Nemo na scenie, wyśpiewując nieśmiertelny hit “Tequilla”, gdzie przez całą długość utworu próbują zachować powagę. Jeszcze nigdy im nie wyszło.

Nemo Delany
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
Tak, żartowanie z pewnością pomagało unikać poważnych tematów, nawet jeśli Nemo wcale nie czuł potrzeby uciekania od nich. Miał sporo czasu by wszystko sobie przemyśleć i poukładać, i dziś był swoich uczuć do Hope tak samo pewny jak tego, że słońce co rano wstaje na wschodzie. Problemem był Huntington oraz obyczaje. Pelletier była w końcu zaręczona i nie wypadało jej otwarcie omawiać relacji łączących jej z innym mężczyzną. W jej głowie i tak zapewne panował wystarczający mętlik. Na szczęście blondyn miał szansę wyznać jej wszystko podczas ich średnio udanej kolacji, czym z resztą zrujnował atmosferę. Drugi raz wolał w ten sposób nie ryzykować, bo nie chciał wywierać na Amerykance nacisku, a jedynie podsuwał jej alternatywne zakończenie dla jej bajki. Gdyby tylko zechciała żyć długo i szczęśliwie z nim.
Tego wieczora Hope nie chciała go zostawiać, tak samo jak on wolał nie odstępować jej. Nikt inny tak skutecznie nie odpędzał czarnych myśli mężczyzny, tylko czekających by przypomnieć mu o martwej Muriel w chwili samotności. Nemo oczywiście był dorosły, więc potrafił sobie z takimi demonami radzić, ale przywykł do polegania w tej kwestii na przyjaciółce. Tym bardziej, że nigdy nie musiał jej nawet wprost prosić o pomoc. Blondynka sama wyczuwała kiedy jej potrzebował, a aktualnie potrzebował bardzo. Gorzej, że powoli rozbudzała w nim również pragnienie, całkiem świadomie, jak mu się zdawało. Flirt był flirtem, nawet ukryty pod grubą warstwą żartów. Alkohol też raczej ich sytuacji nie pomagał.
Podobnie jak Chirurg, który bez ostrzeżenia przywołał wspomnienie nocy, którą spędzili razem. Tej nocy, od której wszystko się zaczęło. Wtedy też, za sprawą drinków puściły wszelkie granice. To co miało być podwójnym treningiem squasha przerodziło się w rozkosznie nieprzespane godziny. Ich samych chyba też zaskoczył ogień, który wtedy pomiędzy nimi zapłonął. Hope pokazała mu pasję, której jakoś nie dostrzegł w niej wcześniej. Wiedział, że kobieta miała charakterek, ale nie przewidział, że ten mógł się przełożyć na jej łóżkowy temperament. A skoro tak wyraźnie się zakrztusiła, z pewnością wiedziała co miał na myśli Delany i, tak jak on, pamiętała wyraźnie większość szczegółów.
- O tym zadecyduje osoba decydująca, czyli organizator - język nieco się mężczyźnie zaplątał, jednak sens pozostał. Nemo czuł się już prawie w obowiązku by wygrać partię bilarda i postawić na swoim. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wieczór panieński mógł stanowić jego ostatnią szansę by przekonać Pelletier do swoich racji i nie zamierzał tej okazji zmarnować. Szczególnie, że w jej minie już coraz częściej dostrzegał narastające wątpliwości.
- Wiesz co? Normalnie zdziadziałaś w tej Australii - blondyn zacmokał z niezadowolenia, niecierpliwie obracając w palcach swój kij. Plan Amerykanki polegający na rozproszeniu uwagi z pewnością zadziałał, choć chyba głównie na nią - Hope, którą znałem dopiłaby piwo, a potem zaciągnęła nas na parkiet.



Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
To Hope czuła, że musi czmychnąć jak najdalej od poważnych rozmów. Na krótki moment nie musiała się wtedy przejmować swoimi własnymi myślami i tym, że najpewniej popełnia straszliwy błąd z każdą minutą spędzoną w tym pubie, przy tym stole. Ale nie umiała sobie odmówić tych chwil z nim. Z jakiegoś powodu to wszystko było tak proste, tak przyjemne. Ba, nierozmawianie o poważnych rzeczach, pozwalało przynajmniej przez jakiś czas nie wspominać o wyznaniu Delany’ego — mogli udawać, że nic nie miało miejsca. A przynajmniej ona nieudolnie dość próbowała coś z tym zrobić. Bo z jednej strony niby byli przyjaciółmi, ale gdy nazywali się tak jeszcze w Stanach, to mogła sobie pozwolić na większą swobodę. Nie każdy ruch, gest czy słowo wymagały wtedy przemyślenia, a oni sami bez skrępowania mogli wtedy flirtować, paradoksalnie bez żadnego podtekstu. Czasem nawet myślała, czy gdy znajdowali się w fazie “czystej przyjaźni” to, czy gdyby paradowali przed sobą nago, to coś by to zmieniło, czy może pozostaliby na zawsze oślepieni i z jakiegoś powodu nieczuli na swoje własne wdzięki. A jednak — niby wszystko było ok, ale jednak bajka miała mieć nie taką prostą fabułę. A czy nie tak właśnie miało być? Prosto? Że powinna być pewna swojej decyzji. Anthony był przecież fantastycznym gościem. Oprócz tego nie można mu było odmówić tego, że był przystojny i zaradny. A jednak pojawienie się Nemo stopniowo budziło w amerykance coraz większe wątpliwości, do których uparcie nie chciała się przyznać, nawet przed samą sobą. A jednak gdzieś jakaś cząstka jej popychała ich flirt do przodu. A powinna przestać.
Dlatego oczywiście doskonale wiedziała, co miał na myśli, gdy wypomniał ich wspólną noc. Jak mogłaby nie wiedzieć, skoro powracała do plątaniny ich ciał z przeszłości, zdecydowanie częściej niż powinna. Że jego ramiona okazały się wtedy zaskakująco i współmiernie czułe i silne. Na krótki moment tamtej nocy i o poranku, była przekonana z jakiegoś powodu, że tamtych ramion nie powinna opuszczać nigdy — zwłaszcza, że gdy kochali się ostatni raz, w ich głowach nie szumiał już alkohol, a ciał nie napędzało pierwsze wrażenie. Na szczęście Nemo, podobnie jak ona, chyba szukał sposobu, żeby nieco rozładować sytuację, więc z zadowoleniem podchwyciła temat tańca — wieczór panieński z dodatkiem porno nie był bezpieczną opcją.
- A ty chyba zjadłeś mnóstwo kurczaków. Becuase you akt like a chicken… - Odgryzła się, opierając jedną z dłoni o biodro z wyzwaniem wymalowanym na jej twarzy. - Nemo, którego znam, nie czekałby, aż ja go pociągnę na parkiet, a wziąłby mnie po prostu za sobą. - Powiedziała i…. Wolną dłonią dopiła swoje piwo, które trzymała w ręku, w jakiejś części udowadniając mu, że jednak gdzieś tam wciąż jest dawną Hope. Pytanie, który moment z przeszłości chcieli teraz przywołać. Bo jeden krok i zabawa z czasem, może okazać się niezwykle ryzykowna.


Nemo Delany
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
Delany podejrzewał jak czuła się blondynka w obecnej sytuacji. Była jak pomiędzy młotem a kowadłem, bo wydawało się, że kocha ich obu. W końcu gdyby uczucia żywiła tylko do jednego, wybór byłby prosty. Komplikowała go ludzka zdolność do rozdzielania emocji. Skąd wiedział? Sam niecały rok temu stanął przed podobną decyzją. Wcześniej nawet leniwie rozglądał się za pierścionkiem zaręczynowym dla Corinne, ale ten okazał się jednak zbędny, bo Nemo postawił wszystko na jedną kartę. Dziś marzył tylko o tym, by blondynka poszła w jego ślady.
Gdyby mógł, każdy jej dzień rozpoczynałby i kończył swoim wyznaniem. Jego zdaniem nie było w świecie prawdziwszej prawdy od tego, że kochał Hope Pelletier. Chirurg zawsze z dumą mówił o niej jako o swojej przyjaciółce, nie powinna się więc dziwić, iż dziś z taką samą dumą chciał nazywać ją miłością swojego życia. Dokładnie tym przecież dla niego była. Drugą połówką, bratnią duszą, brakującym elementem. Zwał jak zwał. Blondyn na razie zgrywał twardego, ale wiedział, że pęknie mu serce jeśli kobieta wybierze Anthony'ego. Oczywiście lepiej było mieć ją w życiu jako przyjaciółkę, niż nie mieć jej wcale (o tym Delany przekonał się na własne życzenie), jednak taka wersja nadal wydawała się trudna do przełknięcia. Chociaż... czas niby leczy rany.
Choć jeśli to prawda, dlaczego szczęśliwie zaręczona Hope nadal wspominała upojną noc, w trakcie której jej najlepszy przyjaciel przerodził się w kochanka? Czy zrobił coś co ją zaskoczyło i w ten sposób zapadło w pamięć? A może Nemo wspiął się na czubek listy jej najlepszych wieczorów i teraz musiała porównywać z nim każdy kolejny? Cóż, jeśli to ją pocieszało, on także pielęgnował to wspomnienie. Był z wieloma różnymi kobietami, próbował wielu różnych rzeczy, jednak z nikim nie było mu tak dobrze jak z Pelletier. Tak .. wyjątkowo, nawet jeśli wcześniej wypili hektolitry alkoholu. Właściwie Nemo spędził cały następny dzień wmawiając sobie, że to wszystko wina procentów i całkowicie odrzucając wczesne, trzeźwe godziny, które spędzili razem, nadal w swoich objęciach. Na swoją obronę miał tylko tyle, że częściej to Hope była w ich duecie odpowiedzialna za myślenie. W sensie idiotą był po prostu. Do tego ślepym. Tańczył też nie najlepiej.
- Ah tak? - rozmowę zamierzał uciąć krótko, pozwalając się otwarcie blondynce sprowokować. Był pewien, że Muriel wybaczyłaby mu te kilka minut na parkiecie i kibicowała mu teraz z góry. Z dołu kibicował oczywiście Tyson, który aż się poderwał gdy pusty kufel Chirurga uderzył o krawędź bilardowego stołu - Sorry ziomeczku, nie możesz iść z nami - Nemo pogłaskał kudłatą głowę w ramach pocieszenia, wymijając psa po to by w dalszej drodze ująć dłoń blondynki, ciągnąć ją za sobą lekko - Można prosić? - dorzucił, by dopełnić formalności. Kiwnął też ich kolegom ze stolika na tyłach, aczkolwiek nie mieli nic przeciwko zaczekaniu nieco dużej, skoro nadal sączyli postawione im przez Delany'ego piwo.
Piosenki płynącej z grającej szafy w rogu nie kojarzył. Była dość żwawa i raczej popularna wśród lokalnych, którzy zdawali się znać każde słowo. Za tekstem na szczęście nie szedł żaden skomplikowany taneczny układ, więc mogli z Hope improwizować. Pewnie byłoby rozsądniej, gdyby zatańczyli osobno, i lepiej dla wypastowanych butów kobiety, ale hej, wiedziała doskonale na co się pisze. Nemo zostawiał cały wstyd na wejściu, dając się porwać poczuciu rytmu. Taniec miał być w końcu czegoś wyrazem, dlatego podsuwał Pelletier coraz wymyślniejsze ruchy. Nie oznacza to jednak, że nie pojawiły się też ich znane klasyki jak 'wykręcanie żaróweczek' i 'kładzenie cegieł'. Potem analogicznie przeszli do koślawego odtwarzania sekwencji z Dirty Dancing, pozostając z przyspieszonymi oddechami gdy utwór dobiegł końca. Byli chyba nieco spóźnieni, bo kilka towarzyszących im osób zwyczajnie wróciło do stolika.
- Poczekaj tutaj - co Nemo oczywiście odebrał jako sygnał, by samemu podejść do szafy. Nad wyborem nie musiał się zastanawiać zbyt długo. Hope zasługiwała przecież wyłącznie na najlepsze. Wracając do niej, blondyn za plecami już słyszał słodki głos Dolly Parton rozpoczynającej swoją serenadę do księżyca i z powrotem - Można prosić? - zapytał znów, dla pewności, tym razem przyciągając Amerykankę bardzo blisko. Piosenka była wolna, romantyczna. Nemo powinien z nią sobie poradzić. Nawet dłonie ułożył na tali Hope tak jak powinien.

Spoiler
Obrazek
Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
To wszystko było nie tak, jak powinno być. Przecież Anthony był dobrym człowiekiem i w żadnym wypadku nie zasługiwał na to, co Hope zaczynała roić sobie w głowie. Przecież nie dopuszczała do siebie jeszcze myśli, że kocha Nemo. Całe jej ciało rwało się do niego, cały jej umysł znał wszystko... Ale dalej próbowała sobie wmówić, że to dlatego, że znali się od zawsze, a dodatkowo, że to wszystko było jedynie tęsknotą za domem. Problem w tym, że myśli o nim powracały, chociaż tego nie chciała — że myślała o nim znacznie częściej, niż pozwalała na to przyzwoitość kogoś, kto był przecież w szczęśliwym w związku. Bo przecież naprawdę do tej pory wydawało jej się, że tworzą z Tonym udaną relację i nosiła przecież pierścionek od niego na swoim palcu. To o tym powinna myśleć — że Tony był zdecydowany spędzić z nią całe życie, niemal jej nie znając i dając jej szansę na cudowne życie. Jednak sama wielokrotnie powtarzała, że w życiu każdy zasługuje na kolejne szanse, a więc czemu nie powinna dać Nemo kolejnej? Opór słabł, ale nie dlatego, że chciała rzucić się z nim prosto do łóżka. Znajomość z Nemo była czymś więcej niż tylko gorącym pragnieniem zaspokojenia jej w łóżku. To było przedziwne poczucie bezpieczeństwa.
Czemu wspominała tamtą noc? No cóż, rzeczywiście była ona dla niej wyjątkowa. Minęło nieco ponad rok, ale wspomnienia pozostawały wciąż żywe, gdy pierwszy raz się pocałowali. Pamiętała, jak siebie nawzajem błagali, by dostać pozwolenie na spuszczenie ze smyczy dobrych obyczajów. I oboje sobie takiej dyspensy udzielili. Kochali się całą noc, cały poranek, a potem przed samym jego wyjściem zupełnie, jakby od świata i wszelkich zasad oddzielała ich gruba szyba nie do przedarcia. Ale to była ułuda. Przecież tak naprawdę obowiązywały ich takie same zasady, jak wszystkich, a oni je złamali. Wtedy. Teraz nie można było do tego dopuścić. Ale to było zupełnie jakby wszechświat (lub Muriel) sam podsuwał im okazje do tego, żeby zbliżyli się do siebie. Przecież sam bilard nie był grą specjalnie kontaktową, a w dodatku grali w niego już wiele razy wcześniej. Ale to był dosłownie przypadek, ze wdali się w potyczkę słowną, która doprowadziła do tego, że nagle znaleźli się na parkiecie wśród innych rozbawionych par. I o ile w kwestii żywych tańców sytuacja była jeszcze w miarę bezpieczna, tak, gdy Nemo ruszył do szafy grającej, a z głośników wreszcie poleciała jedna z jej ulubionych piosenek Dolly Partom, Hope poczuła, jak opływa ją przedziwna fala... szczęścia. Nie, w żadnym wypadku nie powinna się tak czuć. Ale nie mogła nic na to poradzić, że jej usta rozciągnęły się jej w szerokim i szczerym uśmiechu. Nemo pamiętał nawet, jaka jest jej ulubiona piosenka, chociaż przecież nigdy nie słuchała jej przy nim w takim kontekście . Dopiero po nim, gdy oczywiście chciała pogłębić swój smutek, słuchała piosenek, o jakiej miłości wtedy zdawało jej się, że nigdy nie będzie mieć.
Wsunęła się w jego ramiona, w spokojnym rytmie dołączając do delikatnego falowania w rytm muzyki. Chyba ktoś nawet dołączył do nich na parkiecie, ale niewiele w zasadzie się w tym momencie liczyło. Całe napięcie, które gromadziło się w jej ciele do tej pory, nagle jakby uleciało, a z jej ust wydostało się westchnienie. Pokręciła głową w lekkim niedowierzaniu, gdy ją obrócił, żeby zaraz znów wciągnąć w swoje ramiona.
From here to the moon and back.
Who else in this world will love you like that?

- Kocham tę piosenkę... - Powiedziała cicho, gdy wsparła swój policzek o jego policzek, czując jego szorstki zarost. Przymknęła oczy i zanuciła cicho Forever and always, I'll be where you're at...
Czy nie to sobie kiedyś obiecywali? Czy nie tak miało z nimi właśnie być?
Odnalazła dłonią jego dłoń i splotła z nim palce, dając się niespiesznie prowadzić po parkiecie. Dlaczego to dawało się odczuć tak właściwie?
Spoiler
Obrazek
Nemo Delany
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
Huntington z pewnością zasługiwał na szczerość. Wszelkie wątpliwości narzeczeni powinni w końcu omówić przed, a nie po ślubie. Nie zapominajmy też, że znali się ze sobą dość krótko. No bo jak dobrze można poznać kogoś w ciągu roku? I na jak wiele prób wystawiony był ich związek przez ten czas? Jego własna relacja z blondynką przeszła przecież tak wiele. Wzloty, upadki i szuranie brzuchem po dnie. Szczególnie w ostatnim czasie. Nemo zawiódł po całej linii i miał szczęście, że Pelletier udało się mu wybaczyć. Wątpił aby kiedykolwiek zdołała zapomnieć, ale jak dobrze pójdzie blondyn będzie miał resztę życia by udowadniać jej, iż podjęła słuszną decyzję. Lub dwie. Na razie nadal planowali jej ślub. Jak w jakieś komedii romantycznej. Najlepszy przyjaciel zakochany w najlepszej przyjaciółce, który zbyt późno to dostrzega. Gdyby przenieść to na łama 'Zmierzchu', pewnie on byłby Jacobem, a Anthony Edwardem. Bogaty i przystojny, z dobrej rodziny. Delany? Jak ten kundel-przybłęda, z ciepłym uśmiechem i czekoladowymi tęczówkami. Przynajmniej tym razem miał jakąś przewagę, bo Hope nie znosiła brokatu i była z natury zmarzluchem. W sumie Nemo nie powinien się dziwić, że uciekła aż do Australii. Tu śnieg jej nie groził.
On sam za Vermont nieco tęsknił, choć swój dom już na stałe ustanowił przy blondynce. Wyspiarskie życie nie było jednak takie złe. Przynajmniej nie mogli narzekać na niedobory witaminy D czy opalenizny. Bliskość plaż też była cudowna i chirurg chętnie biegał wzdłuż brzegu z Tysonem, jeśli tylko miał wystarczająco dużo czasu. Pelletier powinna się kiedyś zabrać z nimi. Jak już skończy ustalać kolory serwetek i odcienie kwiatów.
Mężczyzna przyjechał tu za nią, co sam przyjaciółce przyznał. Nie chodziło o wszechświat, a silną więź. Już w Australii też nie czekał z założonymi rękami. Rzecz jasna nie mam na myśli tego, że śmierć Muriel oraz jeszcze tragiczniejsza, kangura, była jego sprawką. Sama ponowna obecność blondyna w życiu Hope wystarczyła by wzbudzić w niej wątpliwości. On sam nie zmienił się wiele przez ostatni rok. Nieco dorósł, nieco zmądrzał i wreszcie przejrzał na oczy. Tańczył niestety nadal poniżej średniej.
Może właśnie dlatego wybrał tą konkretną piosenkę? Leniwy rytm dawał niewiele szans na potknięcia. Cóż, powodów było wiele. Od jego uznania dla Dolly Parton jako artystki, po sam przekaz oraz fakt, że lubili ją razem z Hope. W sumie, gdyby mieli wybrać jakiś swój utwór, 'From Here to the Moon and Back' pewnie znalazłoby się w top 3 opcji. Może nawet zatańczyliby do tego na własnym weselu? Pewnie jakoś tak jak teraz, czując przyjemne rozluźnienie po alkoholu. Śmiejąc się pod nosem z jej kręcenia głową. Dobrze wiedzieli, że poza bezpiecznym obrotem blondyn miał jej niewiele więcej do zaoferowania. Jak zawsze, swoje ramiona. Trzymał Hope blisko, bo wiedział, że mają tylko cztery minuty i dwadzieścia pięć sekund by się nad tym nie zastanawiać.
Love everlasting, I promise you that
- A ja kocham Ciebie - lubił mówić to na głos. W milczeniu zmarnował przecież lata - wolałem Ci przypomnieć, gdybyś przypadkiem zapomniała - dodał, chcąc pozostawić Pelletier możliwość nadania temu żartobliwego tonu. Grunt był w końcu nadal grząski.
How much and how far would I go to prove
The depth and the breadth of my love for you?

Ale nie wystarczająco by zniechęcić Delany'ego do przesunięcia zarośniętym policzkiem po gładkim czole blondynki, składając pocałunek ma czubku, gdzie zaczynał się jej przedziałek. Przytrzymał w tym miejscu usta dłuższą chwilę, rozpoznając znajomy zapach ulubionego suchego szamponu przyjaciółki. Odpuścił, gdy sama podniosła głowę, wybiegając naprzeciw jej spojrzeniu. Czasem miał wrażenie, że Hope potrafi mu czytać w myślach. Ciekawe ile była w stanie wyciągnąć z jego pociemniałych źrenic?

Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Na szczerość zasługiwał każdy. Problem polegał bardziej na tym, że Hope wcale nie wiedziała, jak się powinna wytłumaczyć. Bo nie powinna w żadnym razie zrzucić całej winy na Nemo. Sama sprawiła, że w jakimś stopniu znaleźli się w tej sytuacji. Anthony w żadnym razie nie zasługiwał na pół tego, co, mu właśnie robiła. Nawet jeśli robiła to w jakiś sposób bezwolnie. Przecież to nie tak, że chciała na kilka miesięcy przed swoim ślubem, chciała nagle mieć całą masę wątpliwości. Nawet pomimo ich kłótni, która doprowadziła kobietę niemal na skraj załamania. Oczywiście Delany’emu nic nie powiedziała, nie miała pojęcia, co by zrobił Nemo, gdyby przyszło co do konfrontacji z narzeczonym Hope. Mężczyźni za sobą nie przepadali, więc chyba niekoniecznie należało dolewać oliwy do ognia.
I chociaż Tony doskonale wiedział, gdzie Hope jest dzisiaj i z kim, to coś w tym wieczorze mówiło jej, że w jakimś stopniu może być decydujący. Bo co jeśli wyjdzie za Tony’ego, a Nemo stwierdzi, że nie może z tym żyć i kolejny raz zniknie z jej życia? Lub co gorsza… Co, jeśli Hope popełni błąd? Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, właśnie z konieczności podejmowania decyzji. Nie była w tym najlepsza. Ale jedno wciąż kołatało jej się gdzieś z tyłu głowy.
Czy gdyby Tony był tym jedynym, to czy miałaby jakiekolwiek wątpliwości? I właśnie teraz ją to uderzyło. Gdy sunęła pomału w znajomych ramionach Nemo. Nikt nigdy nie trzymał jej w taki sposób. Nikt nie wiedział, że najbardziej lubiła być trzymana właśnie w pasie z dłonią nieco wyżej. I chociaż można było zakładać, że zarost ocierający się o jej skórę, od każdego dawałby to samo odczucie, to nic bardziej mylnego. Tylko Nemo znał ją w ten sposób. Kto inny na tym świecie byłby zdolny kochać ją w ten sposób?
- Nemo… - W jej głosie wybrzmiała prośba. Już kiedyś w podobny sposób tak właśnie do niego powiedziała, ale wtedy intencje były zgoła inne. Teraz wiedziała, że się łamie. Że ulega mocy jego czaru, alkoholu, tęsknoty za nim i za domem. - Nie zapomniałam. Jak bym mogła… - Wymamrotała wprost w materiał koszulki na jego ramieniu. Dopiero po chwili spojrzała na niego.
Jego ciemne spojrzenie było wymowne. Wyraźne jak drogowskaz. Zjechała spojrzeniem niżej. Na znajome usta. Te same, które kiedyś były jedynie od rozmów, opowiadania żartów i droczenia się. Ale chociaż wciąż to potrafiły, to nasuwały jeszcze jedno skojarzenie. I Hope złapała się na tym, że przygląda im się nieco za długo.
Wypuściła wreszcie powietrze, spojrzeniem wracając do jego oczu. Jej własne pełne były wątpliwości i chyba strachu. Bała się tego, co w tym momencie czuła i nie mogła nad tym zapanować. A przecież powinna umieć!
Wybrzmiewały właśnie ostatnie dźwięki ich piosenki, gdy Hope spróbowała się uśmiechnąć. Być może właśnie tak powinno być? Powinni mieć takie właściwe pożegnanie, żeby pójść dalej?
Tylko, czy naprawdę którekolwiek chciało iść w dalszą drogę, jeśli ze sobą, nawet na końcu świata, wreszcie mogli poczuć się jak w domu?

Nemo Delany
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
No tak. Do każdego tanga potrzeba przecież dwojga. Poza tym Nemo nie przyleciałby do Australii, gdyby nie był pewny uczuć blondynki względem siebie. Nie wiedział jedynie czy przerastały one to, co czuła Huntingtona. Jeśli tak było, powinna powiedzieć o tym mężczyźnie wprost. Jej serce dokonało wyboru, niezależnie od logiki, a może wręcz przeciwnie, w zgodzie z nią. Bo przecież chodziło o to z kim Pelletier będzie bardziej szczęśliwa. Właściwie to nawet z kim spędzi resztę życia, ponieważ Chirurg też nie zamierzał się ociągać z zaobrączkowaniem blondynki. Ani powiększaniem ich ewentualnej rodziny. Tyson zasługiwał na młodsze rodzeństwo, ludzkie dla ścisłości.
Wszystko to, i o wiele więcej, spoczywało jednak w rękach Hope. Ślicznych i utalentowanych. Jeśli chodzi o Nemo, liczył głównie na to, że wybierze to co dla niej samej najlepsze. Jednocześnie wierzył jednak, że tym czymś był on. Z samej powagi wyboru też zdawał sobie sprawę. Podjął już przecież kiedyś podobną decyzję, w jego przypadku błędną, przez co niemal stracił najbliższą przyjaciółkę. Dziś z Hope oboje zasługiwali by dać sobie drugą szansę. Jeśli tylko z horyzontu zniknie Anthony.
U Rudd'iego nie był obecny, z czego oboje z blondynką korzystali uciekając w swój mały świat. Razem tak łatwo było im się odciąć od śmierci Muriel czy zbliżającego się wesela. Zawsze żyło się prościej z pewnością, że za plecami jest ktoś, kto nas złapie w razie potrzeby. Ich przyjaźń przetrwała przecież rok rozłąki, więc na pewno zniesie też ślub oraz jedno złamane serce. Przynajmniej będą z Pelletier kwita. Z resztą, Delany nadal nie powiedział swojego ostatniego słowa.
Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że szala nieco przechyla się w jego stronę. Tu, na parkiecie, byli jak odcięci od świata. Tańczyli blisko siebie, mając ku temu perfekcyjną wymówkę. Krew też przyjemnie buzowała w żyłach, rozrzedzona kumulującym się w niej alkoholem. Sama jakby zachęcała Chirurga do tych wszystkich wyznań. Kto wie jak niewiele czasu mu na nie pozostało.
- Hope..- skoro wtuliła się w jego ramię, sam oparł policzek o skroń blondynki słowa wypowiadając wprost nad jej uchem - nie wychodź za niego... proszę - nie było w tym nacisku, co najwyżej pokorne życzenie. Delany pozwolił sobie na moment słabości wyłącznie dlatego, że chodziło o nią - Ze mną będziesz szczęśliwsza, jestem tego pewien - dodał, choć przecież obiecał całej sytuacji nie utrudniać - więc wybierz mnie - nie potrafił przestać, gdy wyprostowali się by na siebie spojrzeć. Tęczówki Pelletier niemal od razu powędrowały do jego ust, komunikując niemą potrzebę, na którą blondyn zaraz odpowiedział złączając ich wargi. Ich piosenka chyba faktycznie dobiegła też końca, bo po chwili dało się słyszeć gwizdy kolegów-drabów ze stolika w rogu. Zapewne dalej wierzyli, że to tylko głupi zakład.


Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Uczucia Hope względem Nemo. To był temat wielki i szeroki, który podobnie jak ocean wzbierał i odpływał. Przez cały rok udało jej się wycofać niemal ze wszystkiego, co potencjalnie było między nimi. Nie był to proces łatwy. Wymagał od niej wiele pracy i cholernie wiele postanowień. Wyjazd do Australii był tylko pierwszym krokiem. Nowe miejsce, nowe ludzkie zwyczaje. A wreszcie Tony. To dzięki niemu chyba nie zgłupiała do reszty. I po tym wszystkim, co dla niej zrobił, ona odwdzięcza mu się poprzez popełnienie tego samego błędu, co rok wcześniej? Beznadziejny przypadek. W dodatku w żadnym wypadku nie była gotowa, by przed samą sobą przyznać, że zmiany w jej sercu zaszły. A już na pewno nie potrafiła powiedzieć tego Nemo. Jakby bała się, że znów coś pójdzie nie tak. Tak, jak wtedy gdy chciała z nim podzielić się swoim strachem.
To właśnie tamto jedno odtrącenie sprawiło, że zachwiało się w niej wszystko, w co do tej pory wierzyła. Ale teraz kołysząc się niespiesznie w jego ramionach, wiedziała, że cała ta praca i cały trud z zapomnieniem go, poszły na marne. Byli przyjaciółmi zbyt długo, a wspólna noc jakby odblokowała w nich wszystkie porozsypywane puzzelki, które nagle znalazły się na miejscu. Była cholernie rozdarta i bała się, że gdy tylko wysunie się z jego objęć, to rozpadnie się na pół.
A może limit szans, jakie dawał im wszechświat, się wyczerpał i nie powinni próbować już niczego? Przecież przez całe życie mieli siebie obok. Mogli do woli próbować ze sobą, ale zawsze wybierali jakąś inną alternatywę, co ostatecznie doprowadziło do prawie końca ich znajomości.
Być może dokona złego wyboru i będzie musiała z nim żyć już do końca życia? A może właśnie zrobi dobrze i nie będzie się oglądać za siebie? Czemu jednak nie umiała w tym momencie z zupełną pewnością stwierdzić, co było dla niej dobre?
Czego jednak się nie spodziewała to tego, że z jego ust padną takie słowa. Co prawda mierzyła się już z tymi, które wypowiedział podczas ich wspólnej kolacji, ale przecież dała mu wtedy do zrozumienia, że kocha Tony’ego i że nie zamierza go zostawiać. I chociaż byli tu i teraz we dwoje, to miała w jakimś stopniu nadzieję, że Nemo uzna, że gra nie jest warta zachodu. Ale on kolejny raz udowadniał jej, że to nie jest prawda. Że chciał o nią zawalczyć.
- Nie mów tak... Proszę, nie mów tak. - Zaczęła, bo każde jego słowo wprowadzało jeszcze większy zamęt w jej głowie, a ona czuła, że zaczyna czuć napięcie w brzuchu. Mieli przecież swoją szansę. Nie wyszło. Trudno. Powinni byli się z tym pogodzić i żyć dalej. A jednak jego wyznanie nie było czymś, nad czym mogliby przejść do porządku dziennego.
Czuła szum alkoholu w uszach, który mieszał się z jego słowami i tym, co o wielkiej miłości śpiewała Parton. I sama nie wiedziała, czemu spojrzała na jego usta. Ale nie to było w tym wszystkim najbardziej zastanawiające. Czemu się nie cofnęła? Czemu, zamiast uderzyć go w policzek, jej dłoń znalazła się na jego karku, na krótką przytrzymując go w rozpaczliwie stęsknionym geście, który sprawił, że sama pogłębiła pocałunek.
Potrzebowała chwili, by dobiegły ją dźwięki świata zewnętrznego, w tym gwizdy dwóch kolegów Nemo. Hope puściła Delany’ego i spojrzała na niego przestraszona, ale w żadnym wypadku nie zła. Patrzyła na niego, nie mogąc ruszyć się początkowo z miejsca, dopiero po chwili ruszając w stronę Tysona. Zdawało się, że wymruczała coś do siebie, ale nie sposób było dosłyszeć słów, gdy raz za razem w nerwowym geście zaczesywała włosy za ucho.
- Powinniśmy wracać do domu. - Powiedziała, gdy Nemo wreszcie do niej dołączył. - Znaczy nie do jednego i tego samego. Ty do siebie. Ja do siebie. Tak. Osobno. - Mówiła szybko i dłonie jej drżały. Pocałunek smakował jak niebo. Szkoda tylko, że najpewniej pójdzie za niego do piekła.
I chciała wziąć smycz Tysona w dłoń, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i złapała koszulkę Nemo, żeby na krótką chwilę go do siebie przyciągnąć i znów pocałować. Zdenerwowanie wciąż z niej spływało, gdy zaraz też się odsunęła. - Muszę do domu. - Naprawdę musiała, bo mogło się to bardzo źle skończyć.

Nemo Delany
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Ordynator Chirurgii Ogólnej — Cairns Hospital
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Living his best life with the love of his lfe - Hope
Decyzję o wyjeździe do Australii rozumiał doskonale, bo nawet jeśli on z Corinne wynieśli się na Florydę, pozostanie w Burlington wiązało się dla Hope ze wspomnieniami poprzednich średnio udanych związków. Wydawało się, że nie ma szczęścia do mężczyzn. Ten jeden jednak zawsze do niej wracał, niczym bumerang. Właśnie dlatego naiwne było przekonanie blondynki, że wyprowadzka na inny kontynent coś zmieni. Nemo teraz już wiedział, że to przy niej jest jego dom i nie zamierzał wynosić się nigdzie. Nawet jeśli miał leczyć złamane serce, to lepiej bliżej niż dalej od Pelletier. Poza tym nadal wierzył, że da mu drugą szansę. Zawiódł ją ten jeden jedyny raz, choć bardzo dotkliwie. Zabawił się jej uczuciami, sam nadal nieświadomy własnych, od tego czasu zmienił się jednak, dojrzał i zrozumiał, że kocha Hope zdecydowanie bardziej niż tylko przyjaciółkę. Że jest w jego życiu niezbędna.
Nawet sama blondynka przyznała, że jedna zła decyzja oraz rok rozłąki nie były w stanie przekreślić ponad dwudziestu lat znajomości. Niejedno razem przeszli, przez długi czas dorastali obok siebie. Pelletier już wtedy była jego wielkim oparciem. Wychowywanie się bez rodziców nie było w końcu łatwe, choć Nemo nigdy nie narzekał. Może właśnie dlatego z czasem został zaadoptowany przez państwa Delanych. Szukali młodzieńca bystrego i ułożonego. Wtedy rozstali się z Hope po raz pierwszy, kiedy musiał się wyprowadzić. Skończyli szkołę, potem spotkali się na studiach. Praktyki i specjalizację mieli za sobą, gdy ich drogi ponownie się skrzyżowały. Zabawne, bo blondyn już wtedy miał wrażenie, jakby wcale nie minęło aż tak wiele czasu.
I też czuł się najlepiej, mając blondynkę w ramionach. Należała wtedy wyłącznie do niego, a przecież niewiele miał okazji by się tym nacieszyć. Była już zaręczona, kiedy udało mu się ją odnaleźć. To jakby wpadł z deszczu pod rynnę, jednak chirurg z ulgą odkrył po czasie, że mały płomień w sercu Pelletier nadal dla niego płonie. Aktualnie walczył by go znów mocniej rozniecić. Oby tylko żar był na tyle silny żeby wypalić resztki jej wątpliwości.
Tańcząc w ramionach Nemo nie zdawała się nimi przejmować. Nigdy nie byli zbyt wybredni, potrafili doskonale bawić się niezależnie od miejsca czy okazji, cieszyć sobą choćby w najgorszej spelunie. Dzisiejszego dnia opadły ostatnie resztki murów, które blondynce udało się wokół siebie zbudować na wypadek, gdyby Amerykanin wrócił do jej życia. Słodki głos Dolly Parton utorował mu drogę do serca kobiety i tej okazji Nemo nie zamierzał zmarnować. Przemówił, niejako, też prosto z serca. Szczególnie, że to mogła być ostatnia okazja by powiedzieć Hope jak bardzo mu na niej zależało.
- Ale to prawda.. Ty też to wiesz - nalegał, najpowściągliwiej jak potrafił. Obiecał nie wywierać na nią wpływu, jego zdanie właściwie nie powinno się w ogóle liczyć. To samo z Anthonym. Ostateczna decyzja i tak należeć przecież będzie do Pelletier. W tej chwili chirurg gotów był jednak zrobić wszystko by przechylić szalę na swoją stronę. Może dlatego drobny sygnał ze strony kobiety odebrał jak zaproszenie do pocałunku. Słusznie lub nie. Ciężko stwierdzić. Jej usta żywo odpowiedziały w końcu na pocałunek najlepszego przyjaciela, który przyciągnął ją blisko i do końca trzymał mocno. Tak długo, jak mu na to pozwoliła.
Gdyby to od niego zależało, nie wypuściłby blondynki już nigdy. Niestety spłoszyły ją niewybredne gwizdy. Cóż, koledzy czekający na bilard przynajmniej dopięli swego. Nemo wątpił by kiedykolwiek mieli z Hope dokończyć swoją partyjkę. Pewnie do stołu wróciła jedynie po swoje rzeczy. Pocieszające, że przynajmniej nie zdzieliła go w twarz.
- Zaraz zamówię taksówkę - odparł blondyn na nerwowe słowa przyjaciółki, nie do końca wiedząc co myśleć. Naprawdę był gotów chwycić za telefon i zamówić im dwie osobne taryfy, a jutro zacząć się rozglądać za garniturem na wesele. Tyson? O nim niemal zapomniał, przypominając sobie o czworonogu dopiero gdy dostrzegł na stoliku kolorową smycz. Też chciał ją zgarnąć, jednak Hope prawie go ubiegła, wycofując się w ostatniej chwili by obrócić wszystko w kolejny pocałunek. Z zaskoczenia. Ale tak prawdziwie, nie jak selfiki na Instagramie. Pelletier na pewno też poczuła jak wargi mężczyzny wyginają się w małym uśmiechu - Odwiozę Cię - zaproponował, układając dłoń na ramieniu przyjaciółki. Chwilę niestety popsuł Tyson, skacząc na parę szczęśliwy z ich powrotu. Zapewne podekscytowało go również słowo 'dom' wypowiadane przez Hope tak chętnie. Dla ścisłości, wszyscy wrócili jedną taksówką.


the end
Hope Pelletier
Obrazek
przyjazna koala
Stasz
ODPOWIEDZ