Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Pogoda za oknem nie rozpieszczała miejscowych farmerów, którzy zaplanowali sobie tego dnia wszelkie prace w polu. Jego rodzinne ziemie co prawda od lat nie były uprawiane ale Coningsby starał się pilnował jedynie by znacząco nie obrosły, bo o ile lubił ścianę kukurydzy, która dzieliła jego farmę od reszty, o tyle chwastów wolał nie oglądać. Nie musiał jednak przez następne tygodnie zawracać sobie nimi głowy ani wyściubiać nosa z domu, gdy niebo zaszło ciemnymi chmurami, które sprowadziły na miasteczko ulewę. Super, pomyślał, bo tutejsza społeczność od dawna oczekiwała na deszcz, który nawodniłby pola i dałby im odrobinę chłodnego, świeżego powietrza. Susza nie sprzyjała ani uprawom ani ludziom, niestety.
Gdy odebrał od Gardner telefon, nieco się zdziwił, bo nawet nie wiedział, że gdziekolwiek wyszła w taką pogodę. Sam przecież zdążył wrócić z warsztatu i się jedynie odświeżyć, więc nie zarejestrował czy ktokolwiek poza Halem, leżącym przed nowym telewizorem był w domu. Wciągnął na siebie bluzę i z naciągniętym kapturem, przebiegł przez podmokłe podwórko do służbowego wozu z dźwigiem na pace, którym po chwili opuścił rodzinną farmę. Jego i dziewczynę dzieliło zaledwie dziesięć kilometrów, jednak przez wgląd na warunki pogodowe, nie był zdziwiony tym, że zrezygnowała ze spaceru po piaszczystych drogach. Gdy zlokalizował ją na poboczu i wpuścił od strony pasażera do auta, od razu dostrzegł jej przemoczone ubrania i włosy, które obciekały wodą. Dał jej nawet swoją bluzę, by mogła się nieco ogrzać i ochronić prze przeziębieniem.
Nie przejechali jednak nawet połowy drogi, dzielącej ich od domu, a samochód zwolnił i zatrzymał się w miejscu. Niemalże od razu poznał w czym rzecz, jednak nie zamierzał specjalnie panikować, bo niekiedy, łatwo można było uniknąć całkowitemu zakopaniu się w błocie.
Nie wiem, muszę na to zerknąć. Poczekaj tu chwilę — odparł i otworzył drzwi by wyskoczyć na zewnątrz. Gdy je zamknął i skierował swój wzrok na koła, zrozumiał, że było gorzej niż przypuszczał. Przetarł mokre od deszczu czuło i przeklął głośno, czując, że nikt prędko nie dotrze tu by im pomóc. Wsiadł więc z powrotem do furgonetki i zaczesał włosy do tyłu, tak by woda nie ściekała mu to oczu — Jesteśmy udupieni w bagnie po samo podwozie. Jadąc po ciebie nie było problemu z przejazdem i nie zwróciłem uwagi na tę stronę drogi. Gdybym to zrobił, pewnie ominąłbym ten gnój — walnął z otwartej dłoni w kierownicę i westchnął głośno. Na krótką chwile oparł się na siedzeniu kierowcy, by móc zastanowić się porządniej. Nie zamierzał siedzieć w aucie i czekać na pomoc ale powrót na farmę w taką pogodę też nie wchodził w grę.
Pchanie nic tu nie pomoże, potrzeba dźwigu takiego jak mam z tyłu. Muszę zadzwonić do chłopaków po pomoc ale tutaj nie mam nawet zasięgu. Będziemy musieli przedostać się do opuszczonej stodoły za polem Whitakera. Przeczekamy tam ulewę i może uda mu się dodzwonić do kogokolwiek — zaproponował, spoglądając na ekran telefonu, który nie wskazywał teraz żadnej kreski — Chodźmy, nie przestanie póki co padać mniej — odparł i chwycił za klamkę, po czym ponownie wyskoczył na deszcz.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Zaskakująco d u ż o wiedziała na tematy istotne dla tutejszych rolników. Musiała godzinami przysłuchiwać się spotkaniom z ich przedstawicielami, kiedy kolejny raz okupowali biuro burmistrza, próbując wymóc na nim odszkodowania. Z czasem zaczęła rozumieć ich niełatwe położenie; pogoda niszczyła ich uprawy, przez co zostawali z niczym, podobnie jak ona, kiedy odsunięto ją od obowiązków i wyrzucono z pracy, nie dając najlepszych referencji. Niestety kierowane ku nim pokłady współczucia zaczęły się wyczerpywać, kiedy jako rzeczniczka – czytaj, osoba od brudnej roboty – musiała w imieniu głowy miasta odmawiać rolnikom pomocy. Jeśli wcześniej nie czuła się w Carnelian Land mile widziana, teraz stała się w r o g i e m publicznym; w dodatku ubranym w niepraktyczne szpilki oraz dokładnie wyprasowaną koszulę.
Nie musiał się powtarzać. Prosząc, by została w samochodzie, wyświadczył jej przysługę. Naciągnęła na czubki palców rękawy obszernej bluzy i wtuliła się w ciepły materiał, przyjemnie pachnący męskimi perfumami. Wyczuwała w nich nutę drzewa sandałowego i – jeśli się nie myliła – oleisty zapach smaru oraz papierosowy dym, dopełniający mieszankę. Osobistą mieszankę Sidney’a Coningsby’ego.
— Wpakowałam cię w niezłe bagno — powiedziała, obserwując, jak krople deszczu powoli ściekają po jego skroniach. Zachichotała, rozbawiona własnym ż a r t e m. Zamilkła dopiero, kiedy chłopak uderzył w kierownice. Nie chciała go rozzłościć, choć musiała przyznać, że rozgniewany wyglądał znacznie atrakcyjniej; prawie tak, jak tamtego dnia, gdy roztrzaskał nos Aidenowi? Adamowi? Alexowi? Nieważne.
— Chcesz się zakraść do stodoły? Dlaczego nie możemy zostać tutaj? Jest ciepło i przyjemnie. Na rozłożonych siedzeniach można by zasnąć — mówiła, nie zdając sobie sprawy, że im dłużej będzie padać, tym samochód bardziej będzie zapadał się w ziemi, a ich ciężar jedynie pogorszy sytuację. Mimo to nie chciała wychodzić na zewnątrz. Ledwie zdążyła się ogrzać, a ponownie miała wystawiać się na deszcz i szalejący na otwartych polach wiatr?
Oparła się o zagłówek i jęknęła kierowana bezradnością, gdy Sidney mimo wszystko wyszedł z samochodu, obszedł go dookoła i otworzył przed nią drzwi, dając do zrozumienia, że nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim do cholernej s t o d o ł y! — Czym sobie na to zasłużyłam? — mruknęła pod nosem, lecz wyszła z holownika, jak na ironię, wymagającego holowania.
Obcasy od razu zapadły się w rozmokłe podłoże, bardzo utrudniając poruszanie się. Zrobiła krok do przodu, lecz o mało nie upadła. Na szczęście zdążyła chwycić się chłopaka, którego mina nie wyrażała zadowolenia.
W milczeniu, skupiając się na tym, by droga zajęła im możliwie najmniej czasu, ruszyli w kierunku wyznaczonym przez Sidney’a. Frankline szła za nim, wspomagając się na jego dłoni, którą ściskała mocno, by w razie czego móc się na nim oprzeć.
— Złościsz się na mnie? — spytała, gdy zatrzymali się pod wrotami stodoły. Nie mogła tego przewidzieć. Nie miała pojęcia, że nad miastem rozszaleje się tajfun, a piaszczyste drogi zmienią się w ruchome piaski pochłaniające wszystko, co na nich stanie.

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Za brak wsparcia, rolnicy mogli winić jedynie tutejszą władzę - nie rzecznika, który jedynie obierał ich kiepskie decyzje w piękne słówka. Rozumiał jednak, że nie łatwo było przekazywać mieszkańcom farm złe decyzje, które miały wpływ na ich życie i utrzymanie się w miasteczku. Wiele osób, rezygnowało z roli na rzecz wygodnego mieszkania w centrum i czy mógłbym tym ludziom się dziwić? Jego rodzina dawno dała sobie spokój z agrobiznesem i wszelkie plony, zbierała dla własnego użytku. Teraz jednak pola były obrośnięte, a stodoła stanowiła warsztat Sidneya, zapominając na dobre o czasach, gdy pod dachem tym skrywały się zwierzęta czy stary traktor który dosiadał jako chłopiec.
Tak, to prawda — roześmiał się, bo bez wątpienia idealnie dobrała słowa, opisujące sytuację w której się znaleźli. Nie winił jej jednak za to, że poprosiła go o transport, bo choć spożytkowałby ten czas na odpoczynku, zamykając się we własnych czterech ścianach, mógł przynajmniej zająć czymś myśli. Owszem, zdenerwował się odrobinę ale nie zamierzał tej złości przelewać na niczemu winną dziewczynę - bez względu na to jak bardzo jej się podobało.
Nie będziemy przecież spać w aucie. Musimy jakoś wrócić do domu ale do tego czasu, potrzebuje wezwać wsparcie z podnośnikiem. Tutaj nie mam zasięgu — powtórzył po raz kolejny, chcąc wybić dziewczynie z głowy, plan wygodnego rozsiadania się w samochodzie. Może i było ciepło i sucho ale gdy tylko dostana się do opuszczonej stodoły, będą mogli się nieco osuszyć. Albo nawet przespać jeśli wciąż będzie miała na to ochotę. Zmuszony był obejść auto by wyciągnąć ją z auta i pomóc jej przedostać się przez błoto, zanurzając tym samym własne obuwie w bagnie ale był do tego przyzwyczajony i gotowy na taka ewentualność. Nie ubrałby swoich najlepszych butów w taka pogodę - w przeciwieństwie do niej.
Nie wiem ale najwyraźniej rozzłościłaś ostatnio tego u góry. Najpierw zgubiłaś ubrania, teraz babrasz się po kostki w błocie ale nie martw się, ja tez wolałbym być teraz we własnym domu — rzucił i zamknął za nią drzwi od holownika, po czym chwycił ją dłoń i pospiesznie skierowali się w stronę farm Whitakera. Przebiegli piaszczystą drogę wzdłuż pól zbożowych, po czym, przecinając polanę, wbiegli na niewielkie wzniesienie za którym znajdowała się opuszczona od lat farma. Młodzi często bawili się tutaj w chowanego, a nieco starsze dzieciaki, smakowały swego pierwszego piwa.
Gdy pomimo trudności i spływającego im po twarzy deszczu, dotarli w końcu pod stodołę. Coningsby czym prędzej rozsunął wielkie, drewniane drzwi z których odchodziła czerwona farma i wpuścił ją do środka. Nie domykał ich jednak z powrotem, pozwalając na to by rześkie powietrze i odrobina światła, dostały się do środka.
Przestań, dlaczego miałbym się złościć? — odparł, ciężej oddychając i poczochrał palcami swą mokrą od deszczu czuprynę — Przeczekamy ulewę i wrócimy do domu. Bardziej martwią mnie twoje przemoczone ubrania — dodał, po czym sięgnął po telefon by przedzwonić do warsztatu, jednak nikt nie podnosił słuchawki. Spróbował też przedzwonić do właściciela ale włączała się poczta głosowa, dlatego szybko zwątpił w to, że do wieczora odzyska auto. Trudno, wiedział, że swoim pomocnym gestem jedynie zyska w jej oczach - nawet jeśli nie udało im się dotrzeć do domu.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Jednym z obowiązków rzecznika prasowego było wystawianie się pod ostrzał wrogo nastawionych, niezadowolonych petentów. Mimo że była wyłącznie m e d i a t o r e m między mieszkańcami a osobami odpowiedzialnymi za podejmowanie decyzji, część rolników zachowywała się, jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. W małym mieście było to znacznie bardziej odczuwalne, ponieważ istniało większe prawdopodobieństwo, że podczas zakupów, spaceru czy w trakcie weekendowego wylegiwania się na plaży, rozpozna ją ktoś, kogo nie ucieszyły decyzje płynące z ratusza. W związku z tym, że nie miała wpływu na burmistrza, starała się tym nie przejmować – udawało się to z różnym skutkiem, gdyż niekiedy mocno nie zgadzała się z decyzjami g ó r y.
W obecnym stanie byłaby skłonna zasnąć w samochodzie. W środku było ciepło i sucho, a pogoda szalejąca na zewnątrz nie zachęcała do spacerów. Uznała jednak, że najlepiej będzie nie kłócić się z Sidney’em, który wydawał się wystarczająco zdenerwowany tym, że utknęli w połowie drogi. Nastręczyła mu swoją prośbą wielu niepotrzebnych problemów, ale nie mogła tego przewidzieć. Może powinna była uśmiechnąć się do którejś z koleżanek (lub któregoś z kolegów) o nocleg w miasteczku? Tak czy inaczej, było zdecydowanie za późno na takie rozważania.
— Przeżyłam też bliskie spotkanie z kangurem na nieudanej randce. Naprawdę myślisz, że to jakaś kara? — spytała, kiedy już wygramoliła się z holownika. — Bo wiesz, ja naprawdę staram się być dorosła i odpowiedzialna. Uważam na to, co robię. Nie zawsze, ale ty już się o tym przekonałeś. Zresztą to była wina alkoholu, nie moja — mówiła, czując, że powoli zaczyna brakować jej tchu. Starała się iść szybko, ale nierówny grunt, buty na obcasie, tequila i ten cholerny deszcz połączony z wiatrem nie ułatwiały marszu. Gdyby Sidney nie trzymał jej za rękę, pomagając utrzymać równowagę, zapewne padłaby na środku cudzego pola i zapłakała z powodu poczucia bezradności.
Przeszła przez wrota i od razu poczuła zapach siana – niezbyt świeżego, a jednak nie śmierdzącego stęchlizną. Odgarnęła mokre włosy z twarzy, zastanawiając się, czy mocno naruszyła zrobiony przed wyjściem do baru makijaż. Czubkami palców przetarła skórę pod oczami, by zetrzeć to, co mogło się rozmazać.
— Nic z tego, prawda? Utknęliśmy tutaj? — dopytywała, widząc, że blondyn nie może dodzwonić się pod wybrane numery. — Masz prawo być zły. Przeze mnie tutaj wylądowałeś, a twój holownik ugrzązł w błocie — wyliczyła, mocno skracając listę przewinień, wymieniając tylko te najważniejsze. Za to kiedy wspomniał o mokrych ubraniach, odwrócił jej uwagę od obwiniania się za wpakowanie ich w tę sytuację.
— Zdejmę to — stwierdziła nagle. W pierwszej kolejności zsunęła buty – przez które o mało nie zginęła, biegnąc ku stodole – a następnie wysunęła ręce z obszernych rękawów bluzy, tylko po to, by sprytnie zsunąć mokrą sukienkę spod spodu (właśnie ona była z tego wszystkiego w najgorszym stanie, bo zmokła zanim pojawił się Sidney). — Chyba nigdy więcej jej nie ubiorę — stwierdziła, podnosząc z ziemi zmięty, mokry materiał. — Często tutaj bywałeś? Wygląda na niezłe miejsce dla dzieciaków — stwierdziła, rozglądając się. Najważniejsze, że nie padało im dłużej na głowy.

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Cóż, powinna czym prędzej nawyknąć do małomiasteczkowego trybu życia, gdzie na każdym kroku, ktoś obsmarowuje cię od stóp do głów, tylko dlatego, że ludzie znudzeni byli swoim własnym, monotonnym życiem. Chłopak doskonale wiedział, że dawno temu przypisano mu łatkę łobuza i syna mężczyzny, który pił w miasteczkowych zakamarkach, znęcając się nad swą rodziną. Jakimś cudem, każdy wiedział co działo się w czterech ścianach jego dawnego, rodzinnego domu, dokładając do każdej historii własne, totalnie zmyślone kłamstwa. Tak już funkcjonował ten świat, a zwłaszcza małe miasteczka, gdzie mieszkańcy znali się nawzajem i problemy z którymi zmagaliśmy się każdego, kolejnego dnia. Ważne by skupiała się na swej pracy, robiła swoje i po wyjściu z ratusza, odcinała się od życia zawodowego, które niekoniecznie szło w parze z jej własnymi przekonaniami. Ludzie, jeśli tylko zechcą i tak zinterpretują jej słowa po swojemu, wierząc, że była ślepo lojalna burmistrzowi.
Byłaś na randce? — zapytał z widocznym zainteresowaniem, jednak nie było w tonie jego głosu złośliwości. Wiedział jednak, że jeśli dziewczyna zwiąże się z kimś, kogo szczerze pokocha, jego plan trafi szlag. Co prawda, jemu partner dziewczyny specjalnie by nie przeszkadzał, dopóki dziewczyna poddawałaby się jego zalotom, jednak nie był pewien, czy byłaby jakkolwiek zainteresowana jego osobą. Całe szczęście, jak sama stwierdziła, randka okazała się niewypałem, a on wciąż miał szansę by zdobyć jej serce i zaprzepaścić plany ojca, związane z ożenkiem. — I to z kangurem?! — roześmiał się głośno, zapominając na krótką chwilę o unieruchomionym podnośniku, który pozostawili na drodze dojazdowej. Oczywiście jedynie się wygłupiał, przekręcając odrobinę jej wypowiedź. — Przestań, to żaden pech. Tutaj wszyscy są już chyba odrobinę przyzwyczajeni do zalanych i nieprzejezdnych dróg. Mogłem się tego spodziewać ale przecież nie mógłbym pozwolić byś została na imprezie do czasu aż przestanie lać, a drogi przestaną przypominać ruchome bagna. Trudno, przeczekamy ulewę tutaj i przynajmniej będziesz bezpieczna — machnął ręką i uśmiechnął się, bo choć mógłby ten czas spędzić inaczej, nie mógłby pozwolić na to by została sama, zdana tylko na siebie, gdy na dworze panował armagedon. I nie zrobił tego tylko przez wgląd na własne, nieczyste intencje. Tak należało postąpić, po prostu.
I wierz mi, każdy ma na swoim koncie chujowe, pijackie zagrania. Zwłaszcza ja — wzruszył ramionami, nie przejmując się specjalnie tym, czego nie byłby w stanie odkręcić. Nie rozpaczał nad rozlanym mlekiem i mało czego żałował, choć najpewniej mógłby okazać odrobinę skruchy - zwłaszcza przez wgląd na serca, które łamał gdy był pod wpływem alkoholu i innych używek.
Stara stodoła nie była co prawda miejscem w którym chciałby przesiedzieć resztę wolnego wieczora ale najważniejsze było to, że ściany wciąż stały na swym miejscu, a dach osłaniał ich przed deszczem. Dookoła była masa kurzu i brudu ale nie było to dla niego żadne zaskoczenie - farma była pusta odkąd był małym dzieckiem i służyła młodym jako miejscówka do picia, nic poza tym.
Głucha cisza — odpowiedział, odsuwając telefon od ucha i blokując go, upchnął go do telefonu nieco wilgotnych spodenek. Gdy po raz kolejny zaczęła winić się za całą ta sytuację, westchnął ciężko i wywrócił oczami. Niekiedy bywała strasznie marudna i monotonna. — Przestań w końcu dramatyzować. Nie jestem przecież zły, no może jedynie na siebie, bo najpewniej mogłem ominąć tę bardziej zalaną część drogi, tak jak gdy jechałem po ciebie. Ale trudno, stało się i musimy poczekać aż przestanie padać. Czeka nas też nas piesza wycieczka ale średnio to widzę w tych butach — rzucił i wskazał palcem na buty, które własnie zsunęła ze swych stóp. Najwyżej, będzie musiała tu na niego poczekać, a on wyjdzie by znaleźć zasięg i zadzwonić po holownik i transport.
Gdy pod jego bluzą, zaczęła ścigać z siebie mokre ubrania, przyglądał jej się dokładnie, wcale nie próbując się odwracać. Jego wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, jednak wyraz jego twarzy pozostawał bez zmian. Sam miał na siebie mokry t-shirt i wilgotne spodenki, więc nie mógł nawet podarować jej suchego odzienia by się nie przeziębiła. — Czasem, za młodu — odpowiedział, sięgając pamięcią do czasów, gdy przychodzili tu z kumplami, spijając z butelek pierwsze łyki piwa i odpalając pierwsze papierosy.
Gdy sobie o nich przypomniał, zerwał się i ruszył w stronę dziewczyny, bez ostrzeżenia, wciskając łapy w kieszenie bluzy do których wcześniej, schował paczkę i zapalniczkę.
Miałem tu schowane fajki — rzucił, stojąc zaledwie kilka centymetrów od niej.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Czuła na skórze nieprzyjemny, w i l g o t n y chłód emanujący od przemoczonych ubrań. Natomiast powoli zapominała o zmęczeniu. W samochodzie gotowa była zasnąć – tulona ciepłem włączonych nawiewów, kołysana rytmem drogowych nierówności. Teraz szeroko otwierała oczy, oglądając miejsce, do którego sama nigdy by nie weszła. Nie dlatego, że się bała – choć może strach również częściowo byłoby za to odpowiedzialny – ale przede wszystkim dlatego, że sama nie wpadłaby na pomysł zajrzenia do opuszczonego budynku. Była na to zbyt nudna, zbyt przewidywalna. Ostrożna? Towarzystwo Sidney’a rozbudzało w niej radość z robienia głupstw; przy nim zrzucenie ciężkich oków powagi (w głównej mierze zaciskających się z powodu wybranej kariery) wydawało się wręcz naturalne. Ponadto czuła się przy nim bezpieczna. Choć początkowo nic na to nie wskazywało, obecnie zaczynała mu ufać. Było to o tyle zaskakujące, że wciąż miała w pamięci początkową niechęć, dającą dostrzec się w każdym jego słowie oraz geście.
— Właściwie byłam na dwóch randkach — powiedziała, w zgryźliwy sposób pokazując mu język; przechwalanie się nie było jej zamiarem, ale nie lubiła, gdy widziała w jego obliczu n i e d o w i e r z a n i e. Niemal w tej samej chwili zorientowała się, że popełniła błąd, co natychmiast uwidoczniło się na jej twarzy w postaci zmarszczek na czole. — Na trzech. Dwa razy z tym samym facetem. Jest strażakiem. Przystojny, sympatyczny. Niewiele można mu zarzucić — opowiadała, nie do końca pewna, czy chciała przedstawić mężczyznę w dobrym świetle przed Sidneyem, czy siebie przekonać, że strażak był osobą godną zainteresowania. Oba spotkania były miłe. Przebiegały w przyjemnej atmosferze, więc naturalnym wydawało się postawienie kolejnego kroku. Problem w tym, że szło zbyt gładko, przez co Frankie zaczęła doszukiwać się w znajomości ze strażakiem nieistniejących problemów. Może była przesadnie wyczulona, a może chciała czegoś więcej niż m i ł y c h spotkań przy kawie.
Nie zdecydowała się kontynuować opowieści o kangurze; nie chciała mówić o tym, że tutejsza przyroda zaczynała ją przerażać, jakby chciała wypchnąć ją z powrotem do miasta, gdzie podobne wypadki nie miały miejsca.
Odpowiedziała mu łagodnym, pełnym wdzięczności spojrzeniem, jakby bez użycia słów chciała (ponownie) powiedzieć przepraszam.
— Wcale nie dramatyzuję! — gniewnie ściągnęła brwi. — Rzetelnie patrzę na sytuację — wyjaśniła. I może zabrzmiałaby tak, jak podczas konferencji, kiedy spojrzenia wszystkich zgromadzonych ludzi były skierowane na nią, lecz język z niej zadrwił, plącząc się i przestawiając niektóre głoski.
— Mógłbyś mi kiedyś o tym opowiedzieć. O tym, co głupiego zdarzyło ci się zrobić po pijaku — stwierdziła, przyglądając mu się z lekkim uśmiechem. — Albo pokazać mi — dodała. W tonie jej głosu było słychać wyzwanie podszyte ciekawością. Może pozwalała sobie na zbyt wiele, jawnie go zaczepiając, ale jeśli mieli spędzić w otoczeniu hałd siania kolejne godziny, powinni znaleźć tematy do rozmów, które skutecznie umilą im oczekiwanie na poprawę pogody lub pomoc.
Zdjęcie sukienki okazało się łatwiejsze, niż przypuszczała. Bluza natomiast – niewiele od sukienki krótsza – zasłaniała biodra, pozwalając dziewczynie w dalszym ciągu czuć się komfortowo. Komfort ten nie zniknął, gdy Sidney wlepiał w nią spojrzenie, lecz kiedy podszedł bliżej, bez wcześniejszego ostrzeżenia wkładając dłonie do kieszeni, zmienił się w napięcie. Zamiast paczkę papierosów, chwycił jej udo. — Auć — mruknęła, zdecydowanie wyolbrzymiając. Nie poruszyła się. Stała niczym słup, nie pozwalając sobie drgnąć. To pewnie wina alkoholu, ale będąc blisko niego, czuła niespodziewane uderzenie gorąca. — Nie pal — poprosiła, wciąż się nie poruszając. Nie widziała problemu w tym, że trzymał dłonie zaledwie cal od jej skóry. Problem pojawił się za to w jej głowie, bowiem pomyślała, że osłaniająca ciało bluza zaczyna jej przeszkadzać.
Wlepiła w niego pytające spojrzenie, nie wiedząc, czy wolałaby go ponaglić, czy przeciwnie, przedłużyć ten moment. — Znalazłeś to czego szukałeś?

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Wsłuchiwał się w jej słowa, nie wiedząc jak właściwie powinien zareagować na fakt, że umawiała się z innym facetem. Najpewniej, powinien - jak na dobrego brata przystało - pogratulować jej i wyrazić chęć poznania go, jednak nie mieli normalnej, rodzinnej relacji z której mogłyby wynikać takie zachowania. Owszem, ostatnimi czasy dogadywali się znacznie lepiej, jednak chłopak przekonany był, że było to jedynie za sprawą jego łagodniejszego podejścia. Gdyby nie plan rozbicia związku swego ojca, najpewniej trzymałby się od niej z daleka i nie próbowałby jej uwieść. Nie potrzebował przecież dziewczyny ani problemów. Mimo, że nie była taka zła.
Ja w zeszły weekend poznałem fajną dziewczynę. Zgrabną, ładną i niegłupią — zaczął, nie wiedząc po co właściwie jej to opowiadał. Owszem, prawdą było, że poznał takową pannę, jednak nawet nie próbował się do niej zbliżyć. Pozwolił by była w pobliżu, trochę pogadali i popili przy barku, jednak ostatecznie pozwolił by jeden z jego kumpli spędził z nią resztę wieczora. — I teraz wysłuchuje od chłopaków jakim durniem jestem, że nie skorzystałem z okazji i nie zabrałem jej do siebie — dodał, wciskając ręce do kieszeni wilgotnych spodenek. Coningsby wcale nie próbował wzbudzać w niej zazdrości, bo nie wiedział nawet czy jakkolwiek by ją to ruszyło, jednak chciał sprawiać wrażenie gościa, który wcale nie sypiał z każdą, nowo poznaną dziewczyną. No cóż, może kiedyś tak było, jednak odkąd widywał się z Priscillą, sprawy odrobinę się s k o m p l i k o w a ł y. Po krótkiej wymianie zdań i doświadczeń związanych z randkowaniem, szybko zmienili temat, a Sidney zdał sobie sprawę jak głupio brzmiał. Odbijał piłeczkę, jak gdyby starał się nie być od niej gorszy. I nie, wcale nie chciał by dalej chwaliła się idealnym fagasem, którego poznała.
Zaliczałem głownie bójki i sypiałem z dziewczynami. Raz z dziewczyną dawnego kumpla — odpowiedział szczerze, jednak wiedział, że wcale to o nim dobrze nie świadczyło. Jak już jednak wspomniał wcześniej, popełnił parę głupot po alkoholu gdy był młodszy i skoro chciała o nich usłyszeć, to nie zamierzał się z tym kryć. — Byłem totalnie zalany, ona też. Ostatecznie jej facet o wszystkim się dowiedział i skończyłem z obitą gębą — dodał, przypominając sobie potężne uczucie bólu, które towarzyszyło licznym siniakom, opuchlizna i nacięciom. No cóż, zasłużył sobie i nie zamierzał temu przeczyć.
Przeszukując kieszenie, raz podniósł wzrok, a ich spojrzenia się spotkały. Czuł jak pod matriałem bluzy skrywa sie nagie, gładkie ciało, którego dotyk sprawiał mu niemałą radość. Starał się jednak skupić na paczce papierosów, by nie wyjść na głupka.
Nie potrafię, próbowałem już — odparł, wciskając dłonie głębiej ale wiedział, że prędzej zrobi w kieszeniach dziurę niż odnajdzie coś, co na pewno wypadło z nich przy przebieżce z auta. Jęknął cicho i wyjął dłonie, po czym jedną przeczesał wilgotne od deszczu włosy. Na krótka chwilę, zatrzymał spojrzenie na zamku bluzy, po czym przeniósł je na jej twarz. — Nie, chyba nie — odparł niepewnie i uśmiechnął się delikatnie. Dopiero wtedy dostrzegł jak pod dolną powieką rozmazał się jej czarny tusz, więc wyciągnął dłoń i powoli przysunął ją do jej policzka. Delikatnym ruchem, przetarł jej skórę opuszkiem palca i szybko pokazał, że był umazanym tuszem.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Tego typu rozmowy powinna była prowadzać z k o l e ż a n k a m i. Chętnie zwróciłaby się z opowieściami o poznanych mężczyznach oraz bardziej lub mniej udanych randkach do przyjaciółek, niestety pozostawały one w Brisbane. Odległość stanowiła problem. W pierwszych tygodniach po przeprowadzce kontakt telefoniczny był wystarczający. Dawał złudzenie bliskości, pozwalał przez chwilę poczuć się tak, jakby wyjazd niczego nie zmienił. Im więcej czasu mijało, im mocniej Frankline angażowała się w życie toczące się w Lorne Bay, tym trudniejsze okazywało się kontaktowanie z dawnymi przyjaciółkami. Mogła opowiadać o wszystkich wydarzeniach, ale słowa nie oddawały całego kontekstu. Nawet mieszkanie na farmie było dla nich czymś nie do wyobrażenia. Jak więc zareagowałyby na wieść o t r u d n y c h relacjach z przyszywanym bratem?
— Umówisz się z nią? — spytała, wcinając się między jego wypowiedzi i natychmiast przeniosła na niego zaintrygowane spojrzenie.
Zdała sobie sprawę, że nie chciałaby oglądać go w towarzystwie zgrabnej, ładnej i niegłupiej dziewczyny. — Och — wymsknęło jej się, gdy wspomniał o niewykorzystanej okazji. Momentalnie starła z twarzy wyraz zmieszania oraz zazdrości i zastąpiła je zadziornym uśmieszkiem, spod którego przebijały resztki niepewności, których ukryć nie zdołała. W ciągu tych kilku minut zdążyła doświadczyć tak skrajnych emocji, że zaczęła tracić rezon. Zazdrość, zadowolenie, ciekawość – wszystkie trwały zaledwie chwile, lecz mimo to mocno nią poruszyły. — Więc jednak nie podobała ci się aż tak b a r d z o — rzuciła, intonując te słowa gdzieś między twierdzeniem a pytaniem, jakby nie mogła się zdecydować na żadną z opcji.
Takie wyznania pozwalały pozbywać się złudzeń. Sidney przypominał kłębowisko sprzeczności. Rycerskość mieszała się w nim z butnością, a duma w mgnieniu oka zmieniała się w brawurę. Gardner nie potrafiła go rozgryźć. Nie dostrzegała w nim żadnych schematów, jakby nie kierował się rozsądkiem, każdą decyzję opierając na impulsywnych emocjach. Różnił się od niej pod każdym aspektem! I może dlatego była nim tak silnie zaintrygowana.
— Słusznie spuścił ci łomot — stwierdziła, od niechcenia wzruszając ramionami. Dobieranie się do dziewczyny kolegi było wstrętne, lecz świadczyło źle nie tylko o Sidneyu, ale również o wspomnianej dziewczynie, najwidoczniej mającej problem z wiernością. Lub słabość do Coningsby’ego; to Frankline mogła zrozumieć. — Wychodzi na to, że ciągnie cię tylko do tego, co dla ciebie niedostępne — oceniła, przyglądając mu się z uwagą. P r z y p a d k i e m spuściła wzrok na jego usta, zatrzymując się na nich o sekundę za długo, by mogło to pozostać niezauważone.
Równie trudnym do przeoczenia było szperanie w pustych kieszeniach. Przecież czułaby, gdyby cokolwiek – poza jego niecierpliwymi dłońmi – się w nich znajdowało.
— Może szukasz nie tam, gdzie powinieneś — zasugerowała, zaczepnie unosząc brew. Wstrzymała oddech i odruchowo przymknęła powieki, gdy musnął delikatną skórę tuż pod okiem. Widząc czarny tusz na jego palcu, zaczerwieniła się. — Wyglądam, jak zmokła kura. Cudownie — rzuciła z irytacją, czując, jak umyka z niej powietrze. Wyłącznie w ckliwych komediach romantycznych deszcz seksownie ściekał z włosów, wytyczając mokrą ścieżkę biegnącą przez szyję, kończącą się w zakamarkach zasłoniętego dekoltu. Rzeczywistość była mniej p o c i ą g a j ą c a. A mimo to miała ochotę zatopić palce w jego wilgotnych, niefrasobliwie układających się na czole, włosach.

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Od tego byli także kumple - ci którym bez ogródek mógł opowiadać o poderwanych pannach i chwalić się z każdego podboju jak dumny paw. Także o wszelkich wątpliwościach lub rozterkach mógł pogadać z najlepszym przyjacielem, choć akurat Coningsby nie należał do ludzi wylewnych, lubiących opowiadać o sobie. Przy niej jednak się otworzył, jednak tylko po to by nie być od niej gorszym. Poza tym, jego życie uczuciowe mocno podupadało w ostatnim czasie, przez wgląd na uczucie do Halsworth, którego trzymał się kurczowo. Nie spędzał więc czasu z innymi pannami, nie kręcił się z nimi na imprezach; nagle stał się z o b o j ę t n i a ł y.
Niee — zmarszczył nos i pokręcił głową, nie czując tak naprawdę większej potrzeby spotykania się z dziewczyną na żadnej płaszczyźnie. Niczego jej nie brakowało, jednak nie tego potrzebował na tę chwilę w swoim życiu. Jednocześnie znosił ojca i jego nową rodzinę na farmie dziadka i próbował zaznać odrobiny szczęścia u boku Priscilly, co wychodziło mu tak naprawdę równie beznadziejnie co plan przerwania ślubnych planów. Być może powinien zacząć grać bardziej ofensywnie? Przecież to potrafił.
Wole piwnookie brunetki, takie w okolicach metr siedemdziesiątnajlepiej z latynoska urodą. Uśmiechnął się łobuzersko i celowo zobrazował jej osobę, nie mając pewności czy dziewczyna w ogóle zdoła połknąć zarzuconą przez niego przynętę. Prawdą jednak było, że nie posiadał żadnego określonego typu jeśli o kobiety chodziło. Czy gdyby poznali się w zupełnie innych okolicznościach, zwróciłby na nią uwagę? Na pewno, choć tak naprawdę była całkowitym przeciwieństwem Prissy. Jedyne co je łączyło, to brak widocznego zainteresowania jego osoba.
Blondyn był pokręcony i dziewczyna nie powinna tracić czasu na to by go zrozumieć. W jednej chwili zachowywał się jak pozbawiony hamulców narwaniec, w drugiej jak bezwzględny prostak, który za nic miał uczucia i potrzeby innych, a w trzeciej był ciepły, troskliwy i odpowiedzialny. Był jedną, wielką sprzecznością.
Mówi się, że zakazany owoc smakuje najlepiej i chyba coś w tym jest. Lubię od czasu do czasu łamać kilka zakazów i poczuć trochę adrenaliny, bo życie jest za krótkie by wszystko analizować i sobie odmawiać — odparł szczerze, chcąc zwyczajnie korzystać z życia, które nigdy go nie oszczędzało. Jeśli czegoś chciał, dlaczego miałby sobie tego bronić?
Uśmiechnął się pod nosem, przeszukując jej kieszenie i gdy się upewnił, że nie znajdzie w nich żadnego papierosa, a tym bardziej paczki, przerwał czynność.
A gdzie powinienem? — zapytał, nie oddalając się nawet na krok i spoglądał w jej ciemne tęczówki z ochotą. Gdy miał ją tak blisko siebie, wydawać by się mogło, że nic nie stało na przeszkodzie by mógł wykonać ruch i przebić się przez dzieląca ich barierę. Nie wiedział jednak jak mogła zareagować, gdyż dała mu ostatnim razem do zrozumienia, że miał trzymać swoje łapy przy sobie. Był więc tak blisko jak potrafił i nie wykonywał żadnego ruchu, dając szanse chemii, która się między nimi utrzymywała od dnia imprezy. — Wyglądasz pięknie.. — odparł cicho, czując niepewność i obawę przed tym, czy przypadkiem mu nie przywali bądź nie wybiegnie na deszcz. Pozwolił sobie na jeszcze odważniejszy gest, sięgając swa dłonią po jej dłoń, którą delikatnie pogładził kciukiem.


sidney coningsby
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Nie potrafiła k i e r o w a ć własnymi odczuciami; choćby chciała ukryć przed nim zadowolenie, nie potrafiła i mimowolnie uśmiechnęła się, gdy potwierdził, że wspomnianą wcześniej dziewczyną nie był zainteresowany. Nie, nie powinna tak reagować. Nie jeśli zamierzała trzymać się wcześniejszych postanowień. Problem w tym, że obojętność z każdą chwilą stawała się trudniejsza. Co więcej, przynajmniej w kilku momentach chłopak mógł przyłapać ją na spojrzeniach lub gestach zdecydowanie odbiegających od lepiej będzie trzymać się od siebie z daleka. O to przecież go p r o s i ł a, tego właśnie chciała.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się podejrzliwie, jakby spodziewała się zasadzki lub żartu, kryjących się za jego słowami. Gdy jednak ujrzała łobuzerski uśmiech na jego twarzy, sama również radośnie wygięła usta. — Nie mam bladego pojęcia, jak to robisz, ale czasami potrafisz być cholernie uroczy — stwierdziła z błyskiem w oku, doceniając spryt d e l i k a t n e j sugestii. Sugestii, która odrobinę zmiękczyła jej kolana. Aż zaczęła się rozglądać, oceniając, czy którakolwiek ze stert siana nadawała się na siedzisko. Wprawdzie zdjęła szpilki, dzięki czemu nogi odpoczywały, lecz wciąż pozostawały zmęczone po całodziennych wojażach.
W przeciwieństwie do niego miała listę cech, które lubiła u mężczyzn. Większość dotyczyła charakteru oraz podejścia do życia, lecz niektóre wiązały się z wyglądem. Szczerze mówiąc, Sidney bardzo różnił się od mężczyzn, na których zwracała uwagę, a jego charakter pozostawiał wiele do życzenia. Jednak intrygował ją. Patrzyła na niego, gdy mówił o zakazanym owocu i zastanawiała się, czy tym właśnie dla niej był. Nie postrzegała go przecież w kategorii p a r t n e r a! Zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie mogłaby związać się z kimś takim, że absolutnie do siebie nie pasowali. Z drugiej strony… Czy nie mogła się po prostu zabawić? Skończyć z rozważaniami dotyczącymi tego co jest właściwie, a co mogłoby jej zaszkodzić i po prostu wykorzystać okazję. Łamanie zakazów, uczucie buzującej we krwi adrenaliny – wypływające z jego ust słowa brzmiały niezwykle podniecająco. W sposób, którego wcześniej nie miała okazji doświadczyć.
Burza sprzeczności kryjąca się w Sidney’u sprawiała, że Frankline miała problem z wyczuciem, kiedy mówił poważnie, a kiedy naigrywał się w typowy dla siebie, zaczepny sposób. Cichy ton, z którym wypowiedział komplement, wywołał zaczerwienienie na jej policzkach niemające nic wspólnego z wypitym alkoholem. Gdy dotknął jej dłoni, spojrzała w ich kierunku, obserwując powolne ruchy jego kciuka. W każdej chwili mogła się odsunąć. Zachować się – jak to miała w zwyczaju – rozważnie. Jednak nie cofnęła się nawet o krok. Zamiast tego przeniosła spojrzenie na jego oczy, nie do końca wiedząc, czego w nich szukała. Zachęty? Ostrzeżenia?
Chrzanić to, pomyślała.
Pozbawiona wysokich butów, wspięła się na palce. Wysunęła dłoń z jego uścisku, by obiema oprzeć się o jego klatkę piersiową przysłoniętą mokrym materiałem. I kiedy nie było już odwrotu, kiedy myśli przestały odwodzić ją od tego pomysłu, pocałowała go. Zrobiła to z podobną śmiałością, jaką miała w sobie podczas imprezy w domu z basenem. Wtedy zdołała się opamiętać, teraz sunęła dłońmi w górę jego ciała, z bliska poznając kształt jego ramion, a następnie karku, na którym splotła dłonie. Jego usta były przyjemnie ciepłe, choć smakowały wypalonym o poranku papierosem.

sidney coningsby
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Nie potrafił odczytać jej intencji, mając tak naprawdę w głowie słowa, które wypowiedziała do niego na imprezie. Zachowanie brunetki mogło być oczywiście sprzeczne ze słowami, jednak wiedział, że jakikolwiek ruch z jego strony, mógł całkowicie pogrzebać szansę na realizacje jego planu.
Bo jestem uroczym facetem — zaśmiał się, wiedząc, że stwierdzenie to mogło by nie jedną osobę doprowadzić do łez. Przez większość czasu zachowywał się jak wyrachowany samiec, jednak miewał momenty, gdy potrafił być ciepły, pomocny i szarmancki, co już któryś z kolei raz udowodnił Gardner. Prawdą jest, że nigdy nie próbował zdobyć żadnej z nowo poznanych dziewcząt, dlatego nie silił się na uprzejmości. — I tak, ja wiem, że nie daje ludziom zbyt wielu powodów by mnie lubić ale zyskuje przy bliższym poznaniu — dodał nieskromnie, bo nie uważał by był gościem, którego nie dałoby się lubić. Prawdą jest, że nie każdy pochwalał jego zamiłowanie do imprezowania i lekkomyślność, która nieustannie mu towarzyszyła ale był dobrym kumplem i facetem, który potrafił rozbujać każde towarzystwo. Nie uważał tego za wadę. Tak czy inaczej, wypowiedziane przez brunetkę słowa, sprawiły, że po raz kolejny się uśmiechnął.
Dziewczyny z którymi widywał się dotychczas, nie zawsze przypominały rysopis, który podał jej przed momentem. Nie miał określonego typu i zwykle wystarczało mu to, że dziewczyna była po prostu ł a d n a. Mogła być brunetką, blondynką, a nawet rudą - nie dbał o to. Co się zaś tyczyły charakteru, Sidney raczej stronił od grzecznych i poukładanych dziewcząt, które znacznie częściej wolały imprezy w klubie aniżeli posiadówy i domówki z nim i jego kumplami. Były dla niego nudne i nie potrafił znaleźć z nimi wspólnego języku, jednak ku jego zdziwieniu z Frankie było zupełnie inaczej. Nawet pomimo różnicy wieku, odnalazła się na jednej z jego imprez i nie kręciła nosem, gdy oferował jej kolejne przygody. Dostrzegał w niej pewnego rodzaju dzikość, spontaniczność i chęć próbowania nowych rzeczy, co oczywiście całkiem mu się podobało.
W chwili gdy sięgnął po jej dłoń, poczuł jak spinają się jego miejsce. Nie wiedział czy tym drobnym gestem nie przekroczył aby granicy, która wyznaczyło mu wcześniej, jednak splotła swe palce z jego, napięcie wcale z niego nie uszło. Przeciwnie - poczuł, że ta niepewność przeradza się ekscytacje, która towarzyszyła dwójce młodych, pełnych szaleństwa i podniecenia ludzi. Coningsby nie wykonał jednak żadnego, kolejnego ruchu, bo po kilku sekundach, brunetka wspięła się na palce i musnęła jego usta. Dotyk jej chłodnych dłoni, układających się na jego karku, sprawił, że pod wilgotną koszulką przeszedł po jego placach przyjemny dreszcz.
Nie miał pewności czy w pewnym momencie dziewczyna znów nie zechce przerwać tej wymiany przyjemności, dlatego nigdzie się nie spieszył. Wplótł swe dłonie w jej gęste, luźno puszczone włosy, które plątały się pod opuszkami jego palców, pozwalając sobie na to zwiększyć intensywność pocałunku.
Dlaczego tak mi ciężko utrzymać przy sobie ręce gdy jesteś w pobliżu? — zacytował między pocałunkami część wypowiedzianych przez nią wcześniej słów i wypuścił ciężko powietrze z ust, próbując uspokoić oddech i bicie swego serca. — Coraz trudniej mi utrzymać je na wodzy, gdy mijamy się w domu każdego dnia. Gdy twój pokój jest zaledwie pół metra od mojego — dodał, chcąc nieco bardziej namącić jej w głowie. Musiałą uwierzyć, że to co ich łączyło to nie byle fanaberia dwójki znudzonych życiem osób. Prawdą jednak było, że jego myśli krążyły tylko wokół Priscilli, ale skłamałby mówiąc, że gdy miał ją tak blisko, a ich usta łączyły się ze sobą, musiał zmuszać się do czegokolwiek. — Lub gdy stoisz przede mną w samej bieliźnie, okryta jedynie moją bluzą — między pocałunkami, zerkał w okolice jej odsłoniętego dekoltu, uśmiechając się mimowolnie. Teraz, wyglądała w tej bluzie lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Ta wypowiedź ciągnęła się również za nią. Wracała do niej, ilekroć Sidney pojawiał się w pobliżu, uparcie n a k a z u j ą c utrzymywanie dystansu. Jedno było pewne – nie okazała się skuteczna. Nie zamierzała karać się za czas spędzony nad jeziorem w rezerwacie ani żadną inną sytuacje, w której mieli okazję przebywać w swoim towarzystwie. Lubiła to. Bawiła się przednio, relaksując od wszystkiego, co działo się w pracy. Jednocześnie przez cały ten czas starała się pilnować, bo mimo wszystko zbliżanie się do syna przyszłego męża matki wydawało się nieodpowiednie, zakazane. A jednocześnie kuszące. — Chciałabym się z tym zgodzić, ale wciąż nie mam pewności, czy poznaliśmy się wystarczająco dokładnie — powiedziała, uśmiechając się uroczo mimo ewidentnej prowokacji przebijającej przez te słowa. W rzeczy samej dostrzegała w nim wiele zalet. Potrafił wprowadzić ją w dobry humor, wydawał się zaradny i uczynny – przynajmniej względem niej. Przyciągał ją. Wprawdzie nie robił nic specjalnego, a jednak wystarczało, by mocno zawrócić w głowie. Swoją rolę odgrywała w tym również tęsknota za bliskością, której nie potrafili zaspokoić mężczyźni, z którymi randkowała.
Miała nieodparte wrażenie, że to jego zasługa. Nie każdy potrafił rozbudzić w niej ciekawość. Przy nim – po doświadczeniu nabranym podczas domówki, kiedy bez wahania stanął w jej obronie – czuła się wyjątkowo pewnie. Ponadto miała w sobie niewytłumaczalną potrzebę udowodnienia mu, że wcale nie jest taka nudna, jak początkowo mu się wydawało. Miała c h a r a k t e r. Może wciąż częściowo nieodkryty oraz w dużej mierze ukształtowany przez pracę, lecz z pewnością nie była nijaka. I nie chciała, by tak ją odbierano.
Każdym gestem przekraczał granicę. Nie, wcale nie. Sidney nie przekraczał granicy, ale ją p r z e s u w a ł, sprawiając, że chciała coraz więcej.
Z każdym pocałunkiem nieświadomie spijała z jego ust kłamstwa. Smakowały cudownie, rozniecały w niej podniecenie oraz mąciły osąd, pozbawiając resztek rozsądku. Błagała, by ten nie wrócił. By mogła czerpać przyjemność z jego dłoni wplecionych we włosy, nie przejmując się konsekwencjami.
Wcale nie chciała rozmawiać, lecz jego słowa – które brała za szczere wyznania – sprawiały, że pragnęła go jeszcze bardziej. Mówił wszystko, co w takim momencie chciała usłyszeć. Chciała czuć na sobie jego zainteresowanie, choćby tylko dzisiaj, tylko przez chwilę.
— Męczy mnie to — mruknęła, próbując pochwycić oddech między pocałunkami, z których każdy kolejny wydawał się zbyt krótki. — Nie chcę się powstrzymywać. Nie teraz — mówiła wprost do jego ust, chcąc dać mu do zrozumienia, że podobnie jak jego, również ją dręczyły narzucone ograniczenia. Tej nocy chciała je porzucić. — Może powinieneś ją sobie zabrać — zasugerowała, mając na myśli bluzę, która nagle wydała się ważyć tonę i przygniatać jej ramiona. Wcześniej nie miała pewności, teraz była przekonana, że oboje chcieli tego samego.
Nie wyczuła podstępu. Nie rozpoznała kryjącego się za jego dotykiem planu. Dla niej to wszystko było prawdziwie – każdy pocałunek oraz każde niecierpliwe spojrzenie.

sidney coningsby
ODPOWIEDZ