farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Divina Norwood

Cherry znała tę kobietę jedynie z opowieści ludzi. Nawiedzona, czarownica, dziwaczka, różnie o niej mówiono, ale gdyby taka Whitehouse miała powiedzieć jak wygląda Divina Norwood to wyobrażałaby sobie przerysowaną wręcz bajkową babę jagę, ewentualnie Crurellę Demone. Ta kobieta wydawała się jej niewinna, miała bardzo ładne rysy twarzy, co prawda zimny głos, ale mogłaby być co najwyżej Królową Śniegu, a ta była zjawiskową pięknością. Może Elsa z Krainy lodu?
- Doceniam to, naprawdę. - odparła, odetchnąwszy szczerze mówiąc z ulgą. A jednak to nie była Królowa Śniegu, kobieta miała serce i ją rozumiała, na pewno wiedziała jak to jest zrobić prezent mamie i zobaczyć uśmiech na jej twarzy, nawet jeśli ta cierpiała już na starczą demencję i czasami zapominała nawet ciebie, żyjąc przeszłością.
- Dziękuję, mi również jest przykro. Chociaż nie, nie jest mi przykro, jestem wściekła. Wiesz dlaczego? Bo gdyby istniał ten ktoś na górze, o kim tak cudownie ksiądz mówi to nigdy by mój brat nie umarł z powodu choroby, ani mój ojciec nie uległby wypadkowi, a mama... ona by nie zapominała nas, zawsze by mnie poznawała, a nie pytała się kim jestem gdy ma gorsze dni. - dla niej to były już puste frazesy. Co z tego że komuś było przykro? Pomyślał o niej tylko przez chwilę, a gdy się miną to już o niej zapomni, przestanie być mu czy tam jej przykro. Cherry nosiła w sobie ogromny ból i żal, przemęczenie również dawało się jej we znaki, dlatego zrywając jabłka poczuła tę narastającą złość na stwórcę. Ciekawe że natchnęło ją to przy jabłoni, która była tym drzewem, przy którym wąż skusił Ewę w raju. Nie chciała zatem litości, otworzyła się i powiedziała co czuje. Nie wiedziała czy jej towarzyszka jest wierząca czy nie, ale sama Cherry potrzebowała czasami się wykrzyczeć w samotności na zły los, mimo że obecnie nawet nie miała podniesionego głosu.
- Nie mogę tego zrobić, bo ja i moja rodzina zostalibyśmy pośmiewiskiem całej okolicy. Wiesz że mój ojciec miał największą i najlepiej prosperującą farmę w Lorne Bay? - tyle że to już należało do przeszłości, bo jego córka kompletnie nie radziła sobie z tak dużym natłokiem obowiązków oraz tak małą ilością dochodów w przeciwieństwie do wydatków.
- Słyszałaś o pożarze na jednej z farm? Właściciele postanowili jej nie naprawiać i oddają wszystko co mieli za bezcen. Na pewno mieli dobry piekarnik, mogę dać ci na nich namiary. - stwierdziła że skoro kobieta jest dla niej dobra i jej nie wydała póki co przed nikim, to i ona jest jej coś winna. Może nowy piekarnik pomógłby kobiecie w jej wydawałoby się tak samo smutnym jak i Cherry życiu?
- Ja nigdy nie robiłam dżemów, czy to czasochłonne? - nigdy jej nie ciągnęło zanadto do kuchni, ona była artystką, wolała malować, chciała zaznać smaku wielkiego miasta, a teraz utknęła tutaj, kradnąc jabłka na szarlotkę. Jak nisko można jeszcze upaść?
happy halloween
nick
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie skrzywdziłaby nikogo, ani nie zaszkodziłaby nikomu sama z siebie, niezależnie od tego, jaki ten człowiek by nie był, nie życzyła innym źle. Może nie zawsze rozumiała ich sytuację, bo o staraniu się dla mamy, a raczej o samym jej posiadaniu, życie także poskąpiło jej informacji i doświadczenia, ale na tyle ile mogła, starała się wczuć w cudzą skórę. Pokiwała więc głową na podziękowania, chociaż uważała je za zbędne. Zaraz jednak zmieszała się nieznacznie, bo w jej rozmówczyni zaszła nagła zmiana, która mocno ją zaskoczyła.
- Bóg zsyła na nas tylko to, co jesteśmy w stanie unieść - nie wiedziała, czy miała prawo jej to mówić, w końcu dość powierzchownie i pospiesznie poznała historię stojącej przed nią kobiety. Nie wiedziała, jak ta się nazywa, ale już dopuszczono ją do informacji na temat jej rodziny, czego nie mogła przewidzieć, ale też nie planowała tym słowom ujmować ich wagi. - Wiem, że w obliczu cierpienia trudno w to wierzyć, ale jesteś tutaj, dbasz o mamę, a twój brat jest u góry i na pewno nad tobą czuwa - wyjaśniła spokojnie, bo chociaż nie była przygotowana na takie spotkanie w sadzie, to w słowa swoje wierzyła. Miała tylko wiarę, nic poza tym. Poza tym gdyby Bóg miał nie istnieć, o czym nawet nie pozwalała sobie myśleć, okazałoby się, że jej cierpienie nie miało żadnego znaczenia, a jej żywot był po prostu bezsensownym pasmem upokorzeń. Wiara pozwalała jej mieć nadzieję, że to wszystko ma jakiś cel, a ona znosząc trudy, zbliża się do odkupienia własnych win, a tym samym do zbawienia.
- Nie wiedziałam - odpowiedziała grzecznie na pytanie o firmę ojca stojącej przed nią nieznajomej. Zastanawiała się, która z nich dwóch jest bardziej zagubiona w tej rozmowie. - A cóż jest gorsze? Głód czy drwina? - przechyliła delikatnie głowę. Ona już dawno przestała dbać o to, jak była postrzegana. Usuwała się innym z drogi i pozwalała, by ją obrażano, przypisując cechy, których nie posiadała. Poznała swoje miejsce i nie walczyła o żadne lepsze, bo liczne nauczki dały jej do zrozumienia, że jest to bezcelowe.
Znów pokiwała przecząco głową, gdy kobieta spytała o jakiś pożar na farmie. Jej propozycja była bardzo miła, ale Divina i tak wiedziała, że z niej nie skorzysta. Nie potrafiłaby podłączyć takiego urządzenia, nawet go przewieźć do swojego domu, poza tym nie była pewna, czy w jej budżecie znajdzie się nawet lichy bezcen.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję - jej głos był łagodny, bo nie chciała też zrobić przykrości kobiecie tą swoją odmową. - Sama nie wiem, mam sporo czasu - wyjaśniła też, jak postrzega czasochłonność. - Mi sprawia to przyjemność, a przy tym jest praktyczne - dodała, nie chcąc tak ucinać tematu, bo widziała, że jej rozmówczyni naprawdę nie patrzy na nią z obrzydzeniem, a to nie zdarzało się Divinie często, więc chciała się nieco bardziej postarać.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Divina Norwood

Dla szatynki te wszystkie słowa wypowiadane w koście o dobru tego na górze były pustymi frazesami, bez odzwierciedlenia w rzeczywistości. Ona wcale nie uważała w to, że skoro Bóg doświadcza człowieka to po to by go uwolnić od grzechu i żeby ten człowiek zasłużył na miejsce przy Panu po swojej śmierci. Dla Cherry to było zwyczajne okrucieństwo władcy wobec poddanego, tak to odbierała właśnie.
- A co jeśli się pomylił odnośnie sił człowieka, którego doświadcza? - zapytała retorycznie, ale przyznajmy szczerze, gdzieś tam w głębi siebie liczyła na to że pozna odpowiedź na to nurtujące ją pytanie. Ona sądziła że nie ma dłużej sił tak się męczyć obecnym życiem, ale nie rozważała (całe szczęście) zakończenia go, bo wiedziała że ma dla kogo żyć. I ta wiedza pomagała jakoś się jej trzymać ledwo bo ledwo, ale w ryzach.
- Mój brat był dzieckiem jak umarł i nie rozumiem tego, jak można odbierać życie dziecku, które miało jeszcze perspektywy na życie, wobec którego były duże plany? - zapytała zaczepnie wręcz, bo wydawało jej się że miała do czynienia z osobą głęboko wierzącą, a skoro tak to jak kobieta wytłumaczy jej to że zamiast śmierci jakiegoś starca, który przeżył już dosłownie wszystko i miał pozałatwiane wszystkie sprawy na ziemi to umarł chłopiec, który miał przed sobą całe życie. Mimo upływu lat kobieta wracała do tego przykrego momentu w swoim życiu i w rodzinie, bo od niego wszystko w jej życiu zaczęło się walić niczym domek z kart wraz z efektem domina. Może zrozumienie tego pozwoliłoby jej wreszcie ruszyć dalej?
- Myślę że można umrzeć zarówno z głodu, jak i ze wstydu słysząc ciągłe drwiny na swój temat. I chyba ta druga śmierć przynosi więcej cierpienia, trwa ono dłużej. Gdy zaznasz głodu to po czasie tracisz świadomość, a umierając w samotności ze wstydu jesteś świadomym do końca. - jak widać dla niektórych duma jest ważniejsza od innych wartości w życiu, a sama Cherry nie była pewna czy jej umieranie nie zaczęło się od momentu gdy przestała sobie ze wszystkim radzić, a z jej marzeń zrobił się istny popiół. Czy człowiek bez marzeń nie jest martwy wewnętrznie?
- Masz zatem jakieś sprawdzone przepisy na dżemy? - skoro szatynka nie chciała skorzystać z jej pomocy to może Cherry skorzysta z pomocy nieznajomej. Kto wie, może nie zostanie nigdy słynną malarką, ale będzie robiła rewelacyjne dżemy i wspomni kiedyś o Divinie, że to dzięki niej odnalazła nową pasję? Potrzebowała takowej niczym tlenu do życia.
happy halloween
nick
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Mimo, że tematy około kościelne nie stanowiły dla niej problemu, zawsze niepewnie czuła się w rozmowie z obcymi, bo tez nikomu nie chciała nigdy narzucać swoich przekonań, bo ki ona była, by to robić?
- Bóg się nie myli... jeśli wierzyć w to, że to on zsyła złe doświadczenia, to trzeba też wierzyć w to, że wie, co czyni - odpowiedziała ostrożnie, bo prędzej gotowa byłaby zrozumieć kogoś, kto nie wierzył wcale, niż kogoś, kto wierzył, ale w głowie miał obraz stwórcy, jako jakiejś złej siły. Ten rodzaj wiary wydawał się Divinie niezwykle przykrym doświadczeniem, które raczej nie mogło dodawać sił.
- A nie myślałaś o tym, że jest teraz szczęśliwy w niebie i nie męczy go już choroba, która mogłaby utrudniać życie? - spróbowała z tej strony, chociaż rozumiała ból po stracie. Sama w końcu odebrała życie własnej matki, która - gdyby jej nie urodziła, mogłaby wieść szczęśliwe życie. Lubiła pocieszać się myślą, że kobiecie jest dobrze w niebie, w które wierzyła, ale to nie wyciszało wyrzutów sumienia. Odczuwała je jednak względem samej siebie, a nie względem Boga, to była jej różnica. Podobnie jak to, że ona nie miała dla kogo żyć i często myślała o zakończeniu tego wszystkiego, ale za bardzo bała się potępienia.
- Nie słyszałam nigdy o przypadku śmierci ze wstydu - wymsknęło się jej, bo jednak na pogrzebach z uwagi na swój zawód, bywała dość często i mimo wszystko osobiście nadal uważała, że z głodu łatwiej odejść z tego świata, ale nie zamierzała się w tej kwestii spierać, ani forsować własnego zdania. W tym ciężkim temacie, pytanie o dżem wydało jej się wręcz nierealne. Otworzyła trochę szerzej oczy, ale po chwili zaskoczenia, pokiwała po prostu głową na boki.
- Chyba nie... robię zwykle wszystko z głowy i w różnych proporcjach - które zależały od tego, co akurat posiadała we własnej kuchni. Nie czuła się też nigdy żadnym autorytetem, tym bardziej, że nikt jej raczej nie pytał o opinię, a już na pewno nie o przepisy. - Myślę, że każdy ma nieco inne smaki - dodała zaraz, bo nie chciała też tej dziewczyny zostawić z poczuciem zawodu. Trochę jednak, trzeba przyznać, była zagubiona, bo nie pamiętała kiedy ostatnio miała do czynienia z tak niespodziewaną rozmową, w otoczeniu innym, niż kościelne czy cmentarne.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Divina Norwood

Prawie że prychnęła na te słowa. Bóg wie co czyni, pewnie tak bo jest jakimś psycholem, którego bawi cierpienie innych. Takie było zdanie Whitehouse od pewnego czasu, choć to musiało być przykre widzieć osobę niegdyś wierzącą, a teraz odwróconą plecami do Stwórcy.
- Ja mam czasami wrażenie że jest zupełnie odwrotnie i że on nie jest świadom konsekwencji, jakie przynoszą zsyłane przez niego nieszczęścia. Myślisz że czuje iż popełnił błąd jeśli ktoś z dotkniętych przez niego osób stwierdzi że pragnie ukrócić swoje męki i odbierze sobie życie? - wzięła pierwszy lepszy przykład, który przyszedł jej do głowy, a następnym byli seryjni mordercy, lecz to był chyba zbyt mocny temat na rozmowę z nieznajomą. A pytanie brzmiałoby wtedy zapewne, że skoro Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo to czy ci którzy krzywdzą innych są mu bliżsi, czy ofiary tychże sprawców?
- Wiem że teraz już nic mu nie dolega, już nic go nie boli i być może bawi się z pozostałymi aniołkami dzieci w niebie, ale uważam, że Bóg nie powinien być aż tak niesprawiedliwy by dawać dzieciom chorobę, która prowadzi do śmierci. - trochę złagodniała z tego ostrego tonu przeciwko Stwórcy, bo wspomnienie brata mimo że było bolesne, to łagodziło temperament jego siostry. Och Divna nawet nie jest świadoma tego, jak bardzo Whitehouse chciałaby porozmawiać ze swoim bratem, który byłby obecnie dorosłym mężczyzną i który by ją wspierał w jej artystycznych decyzjach, choć pewnie by zaprotestował przeciwko kradzieży jabłek! Co do śmierci ze wstydu to skoro w simsach można tak umrzeć, to serio też tak można, taki żarcik sytuacyjny ot co.
- Może to nie jest wtedy śmierć konkretnie z powodu wstydu, ale ze wstydu zamykamy się w sobie, odcinamy od innych, stajemy się samotnymi wyspami, a że człowiek to istota społeczna to potrzebuje innych ludzi do życia, a gdy ich nie ma to umiera, usycha niczym roślina bez wody i tlenu. - wyjaśniła co miała konkretnie na myśli, ale na pewno jeśliby w dzieciństwie grała w serię the Sims to mogłaby się upierać, że skoro simowie umierają ze wstydu i odwiedza ich wtedy mroczny kosiarz, to w życiu realnym jest tak samo, bo przecież ta gra to odwzorowywanie życia co nie? Chociaż to by było całkiem naiwne myślenie, bo mroczny kosiarz przecież nie istnieje.
- Skoro zatem jesteś składnicą wiedzy o dżemach to nie myślałaś nigdy o tym by takowe sprzedawać? - to przejście od śmierci do dżemów było bardzo paradoksalne, ale Cherry była takim jednym wielkim paradoksem i uważała że jeśli można na swoim talencie zarobić to trzeba to robić, więc dziwiła się że nigdy wcześniej nie spotkała tej kobiety na targu, sprzedającej swoje wyroby spożywcze.
happy halloween
nick
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Sama też uważała, że ten temat był zbyt ciężki, jak na takie spotkanie. Poza tym wcale nie czuła się żadnym autorytetem w podobnych tematach, w zasadzie uważała, że może wyrządzić wiele szkód, wypowiadając się, ae też trochę zabolało ją to, co usłyszała. Bądź, co bądź dla Diviny wiara była bardzo ważna, a przy tym sama borykała się z myślami samobójczymi.
- Myślę, że nie popełnia błędów - odpowiedziała więc ostrożnie, nie dodając nic więcej. Po prostu odpowiedziała na tą konkretną kwestię, nie rozwijając dalej tematu. Widziała w rozmówczyni wzburzenie i poniekąd je rozumiała, ale też dość głęboko były w niej zakorzenione przekonania, jakie na każdym etapie życia jej wpajano.
- Bóg nie jest niesprawiedliwy - dodała po raz kolejny dość zdawkowo. Już teraz czuła, że ich rozmowa zmierza w złym kierunku i najlepiej byłoby się wychować. Jej opanowana, wręcz pozbawiona emocji mina tego nie zdradzała, ale czuła się dość niepewnie. Była przejęta stanem stojącej przed nią kobiety i obawiała się chyba, że to obecność Diviny tak na nią działa. Najlepszym rozwiązaniem było więc zabranie jabłek i wrócenie po więcej kiedy indziej.
- Tak na to nie patrzyłam - nie była pewna, czy zgadza się z tą teorią. Sama żyła na uboczu, a w jej życiu nie było praktycznie nikogo, ale jeszcze oddychała, miała siły by się budzić i prowadzić swoje nędzne, bo nędzne, ale jednak życie. Nie chciała natomiast urazić kobiety, więc swoje przemyślania, jak często miało to miejsce, zostawiła dla siebie, schylając się po jeszcze jedno jabłko. Tyle miało jej wystarczyć.
- Jak już powiedziałam, nie znam nawet żadnego przepisu - przypomniała nieśmiało, bo nie wiedziała kompletnie skąd taka propozycja. - To, że mi coś smakuje, niekoniecznie oznacza, że smakowałoby innym - dodała wzdychając cichutko. - Poza tym pewnie nie znalazłabym kupców i głupio byłoby mi brać za nie pieniądze - faktycznie te parę osób, które z nią rozmawiały, mogły zawsze liczyć na darmowe przetwory. Divina nie miała żyłki do interesów i uważała, że tak jak teraz jej się żyło, było na tyle stabilnie, by nie próbować tego zmieniać. To mogłoby jeszcze popsuć ład, który już sobie wypracowała. - Może nie będę pani już przeszkadzać - mruknęła zerkając w stronę wyjścia z sadu. Faktycznie to spotkanie wywołało w nieznajomej głównie wzburzenie, więc dla Diviny oddalenie się wydawało się być możliwie najlepszą opcją.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Divina Norwood

- Czyli uważasz że celowo on doprowadza co poniektórych na sam skraj przepaści pomiędzy życiem a śmiercią i zostawia decyzję im? - bo skoro się nie myli to znaczy że jest okrutny i ze swojego okrucieństwa celowo posyła swoje owieczki nad przepaść by odebrały sobie życie albo wróciły na właściwą drogę życia. Tak to właśnie widziała szatynka, ale jak już wcześniej wspomniałam, Whitehouse przepełniał przemożny żal i zapewne kobieta szukała ujścia na kim będzie mogła się wyżyć, kogo obarczyć winą za ten smutek, który ją dotknął. A obwinienie Boga, który jej przecież nie odpowie? Wydawał się zatem idealną osobą do tego, co właśnie robiła.
- Nigdy cię nie zawiódł? - to pytanie zabrzmiało tak, jakby Cherry chciała zapytać może nie konkretnie o Boga, ale bardziej o wiarę, czy ta nigdy jej nie zawiodła, nie sprawiła że Divina czuła jakby się na niej przejechała tak samo jak i na tych wszystkich wartościach, które wraz z nią wyznawała? Whitehouse miała wrażenie że ją wiara zawiodła i to wielokrotnie. A może tak było bo była ogromnym grzesznikiem?
- Do mnie to dotarło całkiem niedawno, ale może to dlatego bo mam w sobie coś z filozofa i zastanawiam się nad sensem życia. Ale chyba my artyści tak mamy, jednak nie powinnam się nazywać artystką odkąd przestałam malować obrazy. - bo czy artystą jest tylko ten co tworzy sztukę czy ten, który ją w sobie ma ukrytą gdzieś głęboko, ale nie może malować z powodu blokady? Pewnie gdyby lokalny ksiądz poprosił ją o namalowanie obrazu jakiegoś świętego to początkowo by go wyśmiała, ale każde pieniądze się przydadzą więc może by się podjęła takiego zadania? Oby tylko nie zapłacił jej wtedy co łaska, bo za dobre słowo chleba nie kupi, tylko będzie zmuszona ukraść kolejne owoce tudzież warzywa u innych, jak przykładowo było w tym sadzie.
- Nie wierzysz w siebie, dobrze słyszę? Czasem myślę że jeśli nie spróbujesz to się nie przekonasz, mogłabyś nie mieć ani jednego klienta, albo całe mnóstwo, ale nie dowiesz się tego dopóki nie rozwiniesz takiego małego biznesu z przetworami. - ona spróbowała wiele lat wcześniej, rysując pierwszy szkic i wysyłając go do lokalnej gazety, a ten został użyty w felietonie, który się ukazał w tej gazecie. Może kwota za niego nie była ogromna, ale ta satysfakcja że jej obraz został wybrany była przeogromna.
- Oczywiście, na pewno pani ma sporo obowiązków jeszcze do wykonania. I przepraszam za moje zachowanie. Ja po prostu nie chcę być sama. - odparła odprowadzając przez chwilę wzrokiem Norwood, a następnie dalej zbierała jabłka jak gdyby nigdy nic. Ale mimo tego że ta kobieta nie była zbyt wylewna, to brakowało jej towarzystwa i doceniała to, że przez chwilę je miała pod postacią Diviny.
happy halloween
nick
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie czuła się odpowiednią osobą do prowadzenia takich dyskusji, dlatego też nieszczególnie ucieszyło ją pytanie kobiety. Nigdy nie było jej zamiarem narzucać innym własnych poglądów.
- Ludzie mają wolną wolę, ale Bóg zsyła na nas tylko tyle, ile jesteśmy w stanie udźwignąć - odpowiedziała pokornie, zgodnie z tym, co jej wpajano przez lata i w co sama wierzyła. Doskonale wiedziała, jak ciężko może być w życiu, ale próbowała się nie żalić i nie oskarżać za wszystko stwórcy. Ostatecznie takie słanie narzekania w niebo w niczym by jej nie pomogło.
- Ja sama siebie zawodziłam - próbowała dyplomacji, chociaż kusiło ją odpowiedzenie o tych wszystkich zawodach, których przecież doświadczyła wiele. O tych przeszkodach, z którymi ledwo sobie radziła. O porzuceniu, cierpieniu, głodzie, bólu, odosobnieniu... długo by wymieniać, ale gdyby zaczęła, nie byłoby jej łatwo wrócić do względnej normalności, którą na przestrzeni lat udało jej się osiągnąć.
- Może to dlatego - zgodziła się z nią, chociaż zdania na ten temat nie miała. Sama tez nie uznawała siebie za artystę, a w zasadzie by mogła. Rysować nie potrafiła, o malowaniu nie wspominając, ale komponowała i muzyka była jej największą miłością. Z tą jednak nie wychodziła do ludzi, nie planowała się chwalić częściej, niż wypadało, nawet jeśli w ostatnim czasie nieco się to zmieniło.
Niezręczność Diviny zdawała się rosnąć z każdą sekundą. Rozumiała dobre intencje Cherry, ale jednak była też świadoma swojej sytuacji i tego, że sprzedawanie przetworów kompletnie nie jest zajęciem dla niej i na pewno nic dobrego by z tego nie wyniknęło. Nie chciała jednak przygaszać zapału rozmówczyni i przez to tym bardziej nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Po prostu to nie dla mnie, ale dziękuję i przepraszam, jeśli moja odpowiedź ciebie zawiodła - pochyliła delikatnie głowę, czując, że naprawdę na nią już czas. Sama miała już parę jabłek, a Cherry bez jej obecności mogłaby swobodnie nazbierać owoców dla siebie. Dlatego też wykonała kilka kroków w kierunku wyjścia. Mimo to skrzywiła się, słysząc odpowiedź nieznajomej i przystanęła w pół kroku. - Nie mam obowiązków, ale lepiej będzie dla ciebie, jeśli nie będziesz spędzała ze mną czasu - wyjaśniła spokojnie. Z jednej strony było jej żal młodej kobiety, ale z drugiej wiedziała ile nieszczęścia na innych sprowadza jej towarzystwo. Nie mogła być samolubna i musiała wybiegać w przód. - Zapewniam, że moje towarzystwo nie jest niczym przyjemnym, mimo to dziękuję za rozmowę - uśmiechnęła się grzecznie, chociaż wyraz ten nie dosięgnął jej smutnych, wypranych z emocji oczu i znów zaczęła się wycofywać w stronę wyjścia, w dłoni ściskając plecioną torbę z owocami.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Divina Norwood

W tej chwili Cherry zastanawiała się czy Divina była tak naiwna, czy może naprawdę tak bardzo wierzyła w nauki kościoła i nie mogła jej przecież za to winić, bo jej rodzice również byli bardzo wierzący. Ona jednak straciła nadzieję na lepsze jutro, co w takim stanie było niebezpieczne dla każdego. Zatem oczy depresji były różne, bo i każdy chory miał ze sobą zupełnie inną historię. Czy one obie mogłyby być postaciami tragicznymi w jakiejkolwiek powieści?
- Czyli jestem w stanie znieść więcej niż jestem tego świadoma. - stwierdziła smutno, bo nie uważała by to była prawda. Ba, nie zgadzała się ze słowami Diviny, ale czy miała się kłócić z kimś, kto po prostu wierzył bardziej niż ona sama? To nie miało najmniejszego sensu po prostu.
- Doskonale to rozumiem, sama również siebie zawodziłam, sądząc że robię to dla dobra ogółu. - przez chwilę miała wrażenie że spotkała na swojej drodze pokrewną duszę, kogoś kto rozumie to, przez co ona sama przechodzi i że mogłyby się wzajemnie wspierać. Ale niedługo potem nieznajoma powiedziała jej że towarzystwo nie jest dobre, czyli zapewne uważała że źle na siebie wzajemnie wpływają.
- Możesz mi podać powód dlaczego nie powinnyśmy spędzać razem czasu? Odnoszę wrażenie że jako jedna z nielicznych osób mnie rozumiesz, bo nosisz w sobie taki sam smutek jak ja. Co zatem zrobiłaś, że odsuwasz od siebie innych? - nie znała historii tej dziewczyny, nie wiedziała zatem że to ludzie odsuwali się od Diviny. Sama by jej nie uznała za przeklętą, tylko bardziej zagubioną, osobę która podobnie jak ona sama potrzebowała pomocy, której nikt jej nie chciał dać. Chciała zatem poznać te powody, bo widziała ten smutek w oczach szatynki i może miała ona niską samoocenę? Cherry nigdy na takową nie cierpiała, zawsze wiedziała ile jest warta, ale ją to załamała sytuacja finansowa i brak możliwości spełniania swoich marzeń. I to że nie potrafiła być egoistką, gdyby takową była to na pewno żyłoby się jej łatwiej i porzuciłaby wszystko, co obecnie zawraca jej głowę. Nie naciskała jednak na kobietę, nie zmuszała jej do pozostania z nią, bo każdy ma prawo do swojego zdania przecież i zaczęła zatem samotnie zbierać te nieszczęsne jabłka. Już niejednokrotnie odczuwała samotność, ba, przyzwyczaiła się już do niej więc nie robiło jej to większej różnicy, że nawet ta kobieta po krótkiej wymianie zdań postanowiła ją zostawić. Kto wie, może to właśnie ona, Cherry Whitehouse była przeklęta?
happy halloween
nick
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pokiwała jedynie spokojnie głową, kiedy Cherry podchwyciła jej słowa, bo właśnie tak to widziała. Ostatecznie obie nadal oddychały, żyły, zrywały jabłka, więc żadnej z nich nie spotkało jeszcze nic, czego miałyby nie przetrwać. Były to fakty, niezależne od głębokiej wiary, jaką charakteryzowała się Divina. Nie skomentowała tego, bo naprawdę nie chciała na nikim wymuszać jej postrzegania świata, a wydawało jej się, że dziewczyna niekoniecznie zgadza się z tym, co Norwood powiedziała.
- Przykro mi to słyszeć... - mruknęła, nie wiedząc, jakie lepsze słowa mogłaby dla niej znaleźć. Sama Divina nie uważała, że zawodziła siebie robiąc to dla dobra ogółu, ale nie chciała też zabierać Cherry szansy na porównywanie ich dwóch, jeśli ta tego potrzebowała. Generalnie bała się, że w tej rozmowie nie sięga po wypowiedzi i zachowanie, jakie jej rozmówczyni chciałaby słyszeć i widzieć, to też wolała tego wszystkiego jeszcze bardziej nie utrudniać, dochodząc do wniosku, że wycofanie się będzie najlepszą możliwością.
- Noszę w sobie smutek? - zmarszczyła czoło, nie czując się najlepiej z tym osądem. Nie chciała nikogo dołować, ale też nie uważała, że potrzebuje wyjaśnień. Było jej wstyd, nie lubiła się tłumaczyć, bo to nigdy nie prowadziło do niczego lepszego, niż upokorzenia. Dlatego też posłała jej dość przykry uśmiech, któremu dalece było do wesołości. - Przynoszę jedynie kłopoty, będzie lepiej, jak ci ich oszczędzę, tym bardziej, że z tego co rozumiem i tak nie masz łatwo - wyjaśniła przynajmniej tyle i zerknęła w stronę wyjścia. Nim jednak opuściła sad, odwróciła się jeszcze raz przez ramię. - Mam nadzieję, że wszystko się u ciebie ułoży. Do widzenia - skinęła dziewczynie głową i z kilkoma jabłkami, które udało jej się zebrać, opuściła ten teren, czym prędzej kierując się do swojego domu, który od tej dzielnicy był nieco oddalony. Nie chciała na nikogo wpadać, prosić się o kłopoty, więc bez zatrzymywania, dotarła do lasu, a potem przez mokradła, do swojej sypiącej się chatki. Mimo wszystko liczyła też, że właściciele sadu nie nakryją w nim Cherry, a nawet jeśli tak by się stało, to podobnie jak Divinie i jej pozwolą korzystać z jabłoni. W końcu kradzież nigdy nie była najlepszym możliwym wyjściem, przynajmniej w mniemaniu Norwood.

Cherry Whitehouse
<xt x2>
ODPOWIEDZ