lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
Sprawy miały się tak: Bear nie spędził w Lorne Bay nawet dwóch miesięcy, a już miał tego miejsca serdecznie dość. Każdego dnia od nowa zadawał sobie pytanie, co mu strzeliło do głowy, żeby się tu przenieść i z każdym dniem odpowiedź przychodziła mu coraz trudniej. Było coś o godzeniu się z przeszłością, o byciu bliżej najmłodszej siostry, która radziła sobie bardzo różnie, o chęci zmiany miejsca i znudzeniu Sydney, a wreszcie o tym nieszczęsnym kocie, z którym nie wiadomo było co zrobić. To była chyba jednak pora na powolne akceptowanie, że decyzję podjął bardziej niż impulsywnie i że zwyczajnie uciekał od żałoby. Nie był w stanie sprzedać mieszkania po Danielu tak po prostu, więc je zatrzymał, ale jednocześnie nie potrafił zetknąć się ze stratą mądrze i dorośle, więc w błyskawicznym tempie pozbył się wszystkich jego mebli, a zdjęcia i inne pamiątki zniósł do piwnicy. Wydawało mu się to mądre, sensowne i przede wszystkim zgodne z wolą samego zainteresowanego. Ten w ostatnich miesiącach podejmował próby rozmowy na ten temat, ale Bear zawsze wykręcał się z nich jak tylko mógł. Danielowi udało się jednak zażartować kilka razy, że może sobie to mieszkanie wyremontować i wziąć, żeby Napoleon nie musiał trafić do jakiejś jego przyjaciółki. Jakiej? Bear nie miał pojęcia – nigdy nie pozwolił rozmowie rozwinąć się na tyle, żeby to usłyszeć, a w testamencie Daniel nie raczył podzielić się takimi szczegółami. Jego pierwszą myślą było jednak to, że skoro jego przybrany ojciec chciał, żeby to mieszkanie wyremontował i wziął, to po prostu to zrobił. Wypowiedział umowę w Sydney, zmienił pracę i przekazał klucze ekipie, która wyniosła wszystkie meble i podłączyła mu nowe rzeczy w łazience, bo za to akurat nie zamierzał brać się samodzielnie (z jakiegoś powodu uznał jednak, że kafelki spoko, to ogarnie). Poza wanną, sedesem i zlewem nie miał tam jednak absolutnie nic – no, nie licząc wszystkich rzeczy Napoleona, które jako jedyne zachował. Teraz, po tych kilku tygodniach, stan miał się odrobinę lepiej: ściany były już gładkie i białe, łazienka miała podłogę, w sypialni stały pudła z rzeczami i dmuchany materac, w salonie pojawiło się krzesło rybackie, chwiejący się stolik, mała lodówka i kilka urządzeń typu czajnik, a wszystkie rzeczy Napoleona wylądowały w jednym z wolnych pokoi tak, żeby nie zawracał głowy podczas reszty remontu. I dokładnie dzisiaj, kiedy Bear skończył kłaść drugą warstwę farby w salonie i pootwierał wszystkie okna, był przekonany, że ten upiór przypominający kota siedzi u siebie i przynajmniej przez chwilę nie będzie czyhał na jego życie. O tym, jak bardzo się mylił, dowiedział się dopiero gdy w trakcie mycia podłogi przed oczami mignął mu gigantyczny, szary ogon, a potem coś wskoczyło na parapet i…
Godzinę później wciąż chodził po okolicy, odkrywając, że zna dużo więcej przekleństw, niż mógłby się kiedykolwiek spodziewać. Burczał je pod nosem najpierw pod adresem kota, a potem ludzi, którzy dziwnie na niego patrzyli, kiedy wołał Napoleona pod ich oknami lub na ulicy. Od czasu do czasu wydawało mu się, że gdzieś go widział, pomogła mu też jakaś młoda dziewczyna, wskazując jakiś kierunek. Zaprowadziło go to na kilka podwórek, na których pewnie nie powinien się znaleźć i na jednym prawie udało mu się kota złapać. Uciekł w ostatniej chwili, więc Bear bezmyślnie podążył za nim, wspinając się na czyjś metalowy płot i przechodząc na drugą stronę. Napoleon był jednak szybszy, a z cudzego podwórka trzeba było jakoś wyjść – Bear nie przewidział jedynie, że tym razem stanie na poluzowane przęsło, noga mu się omsknie przy zeskakiwaniu na chodnik i rozorze sobie pięknie łydkę. - Przerobię cię, kurwa, na dywan, obiecuję – warknął pod nosem, przyklękając na jednym kolanie, żeby ocenić straty. Jedne spodnie z dziurą i jedna ręka cała we krwi po dotknięciu rany. Fajnie. Może mógł Napoleona jeszcze sprzedać?

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
No cóż - Leander przynajmniej miał solidne powody. Kiedy to on zastanawiał się, po cholerę w ogóle wracał do Lorne bay (a robił to stanowczo zbyt często niż gotów był przyznać), mógł sobie przypomnieć, że byli tu jego syn oraz brat. Nie sprawiało to, że magicznie robiło mu się lżej na sercu, a jego problemy nagle znikały, ale obecność Henry’ego i Terence’a oznaczała mniej więcej tyle, że… Leander nie zamierzał się stąd ruszać. Więc równie dobrze mógł przestać tak to wszystko roztrząsać i zwyczajnie wziąć się w garść: zostaje tu i kropka, co za różnica, czy jest mu tu dobrze? Łatwiej było się nad tym nie zastanawiać, a zamiast tego skupiać się na tym, żeby jakoś tu po prostu funkcjonować. Albo chociaż próbować.
Zwykle funkcjonowanie nieco ułatwiało posiadanie jakiegoś jedzenia w lodówce, dlatego dzisiaj opuścił swoją przyczepę, żeby pojechać na zakupy. Kończyły mu się już rzeczy, które mógłby kłaść sobie na kanapki (nie mówiąc już o samym pieczywie), poza tym Leander zaczynał mieć już małego pierdolca na punkcie gromadzenia zapasów słodyczy: nie z myślą o sobie, bo zwykle wolał jednak chipsy niż batona, a z nadzieją, że będzie mógł niedługo zobaczyć się z Henrym, więc wtedy da mu coś słodkiego. Byłoby pewnie dużo łatwiej, gdyby nie musiał prosić jego matki o zgodę na każde spotkanie, ale próbował nie narzekać i brać to, co mu dawali.
A gdy szukał ulubionych ciastek Henry’ego, przyszło mu do głowy, że może kupi mu przy okazji jakiś niejadalny drobiazg, dlatego po zakupach spożywczych zaparkował niedaleko jakiegoś sklepu z zabawkami czy innymi książkami (jeszcze nie zdecydowałam, czy dziecko Leandra jest intelektualistą po ojcu) i wysiadł z auta najwyraźniej głównie po to, by stanąć naprzeciw klęczącego Beara. - Mnie? - spytał, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i naprawdę dołożył teraz wszelkich starań, by nie powiedzieć niczego idiotycznego o tym, że te zaręczyny na środku miasta bardzo mu schlebiają. - Obejrzeć ci tę nogę? Mam apteczkę w aucie.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
Powoli przekonywał się już, że dni wolne od pracy albo nawet te, w których kończył w miarę wcześnie, zdecydowanie nie były jego dniami. Może trochę mniej spał, kiedy decydował się kłaść kafelki nocą i może trochę irytował sąsiadów (na szczęście bezpośrednio pod nim mieszkała starsza pani, a Bear doskonale wiedział, że starsze panie go uwielbiają, szczególnie jeśli obieca, że zmieni im opatrunek po małym oparzeniu), ale przynajmniej nie kończył tak, jak w tej chwili. To znaczy oświadczając się Leandrowi na środku miasta, które było zdecydowanie zbyt małe jak na jego gust i przyzwyczajenia.
- Chętnie – odparł po prostu i wstał, podpierając się o płot, żeby się nie zachwiać. Noga bolała go koszmarnie i był prawie pewny, że nadaje się na szycie, ale miał teraz na głowie ważniejsze sprawy. - Sam ją sobie obejrzałem – uniósł nieco jedną brew, chyba trochę jednak urażony. W końcu to on częściej oglądał takie obrazki i osobiście uważał, że lepiej znał się na rozcięciach. A może po prostu nie chciał pomocy od kogoś, kto bardzo jasno oświadczył, że nie ma dla niego miejsca w swoim życiu i woli wrócić do picia niż przyjąć jego pomoc (albo jakoś tak, wersja wielokrotnie dramatyzowała się w jego głowie, szczególnie kiedy opowiadał o tym Birdie). - Jest cała, dzięki, poradzę sobie – rozejrzał się wokół, niezbyt wiedząc, co zrobić z zakrwawioną dłonią. Wreszcie zdecydował się wytrzeć ją o ścianę budynku za swoimi plecami i tylko trochę się skrzywił na ten makabryczny widok. Nadal trzymając się płotu spróbował zrobić pierwszy krok, ale zamiast tego syknął, zaklął i mocniej zacisnął dłoń na metalowych przęsłach. - Zaraz się rozchodzi – dodał szybko, żeby nikomu nie wpadło do głowy oferowanie mu jakichś apteczek, dopóki nie skończy poszukiwań. - Nie widziałeś tu nigdzie kota? Szary, wielki, potwornie kudłaty, żółte oczy, wygląda jak psychopata – zmienił szybko temat. Dopiero chodząc po okolicy zdał sobie sprawę z tego, że nie miał żadnego zdjęcia Napoleona, żeby pokazać go ludziom albo nawet zrobić jakieś ogłoszenia. Z tego powodu też nie widział innej opcji niż znalezienie go zanim będzie to konieczne. Albo zanim się wykrwawi.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
- Na dywan? - dopytał jeszcze, takim samym tonem jak do tej pory: jak gdyby dyskutowali o tym, czy w miejscowym warzywniaku można kupić smaczne pomidory. Oczywiście - gdyby tylko Leander był człowiekiem, który daje się wciągać w podobne, równie pasjonujące dyskusje. Widocznie wolał rozmawiać o tym, jak skończą jego zwłoki, bo zaraz dopytał: - Dlaczego akurat na dywan?
Przez moment wyglądał tak, jakby próbował stłumić uśmiech. Rzeczywiście, to było głupie: przywykł do myśli, że to on najbardziej nadaje się do opatrywania komuś ran albo udzielania pierwszej pomocy przy różnych urazach i czasami nawet rzeczywiście tak było. Ale przecież minęły całe lata, odkąd Leander ostatni raz naprawdę musiał to robić. Jeśli pojawiał się na izbie przyjęć, na tym etapie robił to już głównie po to, by zająć się tymi poważnymi przypadkami, związanymi ściśle z jego specjalizacją, a potem zlecić komuś młodszemu tę bardziej niewdzięczną część pracy. Nie miał też doświadczenia ze zbitymi kolanami jako tata - porzucił swoje dziecko, zanim Henry był na tyle duży, by wkroczył w etap biegania i zdzierania sobie skóry (mógł twierdzić, że to Laura mu go zabrała, ale efekt był taki sam). Więc faktycznie, gówno wiedział o skaleczonych nogach, jeśli nie szły w parze z poważną wadą serca do zoperowania, a w towarzystwie Beara jego propozycja wypadła jeszcze bardziej niezręcznie niż normalnie. Nie zamierzał jednak się do tego przyznawać: zanim pozwolił sobie na uśmiech, rozbawienie znikło z jego twarzy. - Nie chcesz jakiegoś plasterka? - dopytał jeszcze i, na wszelki wypadek, dodał (zupełnie niepotrzebnie): - Mam zwykłe i z Kubusiem Puchatkiem.
Nie mógł się powstrzymać i uniósł wymownie brwi, przyglądając się jego poczynaniom. Powstrzymał się jednak od wszelkich dodatkowych pytań i przed komentowaniem tego, dopóki Bear sam się nie odezwał, zapewniając, że zaraz się rozchodzi. Mhm, w dupę, a nie się rozchodzi. - Z pewnością - powiedział kpiąco, ale wciąż dzielnie się hamował i nie przerzucił sobie Beara przez ramię, by zanieść go do swojego auta i siłą nakleić opatrunek albo odwieźć go do domu.
- Nie wiem, co to znaczy, że kot wygląda jak psychopata - odparł zgodnie z prawdą, ale zanim Bear miał okazję wkurwić się i spróbować odejść (albo odskoczyć, może byłoby mu łatwiej), dodał: - Ale widziałem szarego kota.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
- Bo… A chuj cię to obchodzi – sarknął (pozdrawiam). Opowiadaniu o jego relacji z tym przeklętym kotem nie sprzyjały ani okoliczności, ani obawa, że po tym, jak dziś się zachowywał i wyglądał, ktoś w końcu zdecydowałby się zadzwonić po karetkę i gdzieś go zamknąć, gdyby dołożył do tego jakieś brutalne fantazje o przerabianiu kotów na elementy dekoracyjne wnętrz. A przecież musiał go znaleźć, na oddział sam najwyżej zawiezie się później.
- Dzięki, noszę tylko z Muminkami – odparł, zerkając jeszcze raz na ranę. Trudno było cokolwiek ocenić przez krew i dziurę w spodniach, ale nie wyglądała za dobrze. Z drugiej strony, w najgorszych momentach nie przez takie rzeczy przechodził, miał też dość wysoką tolerancję na ból, o widoku krwi, ran czy innych kości nawet nie wspominając – nie sądził, żeby istniało coś, co mogłoby go jeszcze obrzydzić. Pozwolił sobie więc wziąć jeszcze dwa oddechy, pokazać Leandrowi środkowy palec, kiedy postanowił w niego wątpić, a potem zrobił jeszcze jeden krok. No trudno, będzie tak kuśtykał (to słowo zawsze kojarzy mi się tylko z Szalonookim Moodym). Były rzeczy ważne i ważniejsze, a Bear najwyraźniej był teraz w jakimś transie i niezbyt przejmował się rzeczami innymi niż znalezienie tego psychola.
- To znaczy, że wygląda, jakby miał mało empatii i mógł cię zamordować w środku nocy – wyjaśnił uprzejmie, robiąc kolejny krok w ślimaczym tempie. Doszedł już najwyraźniej do wniosku, że nic tu po nim i musi ruszać dalej, kiedy Leander odezwał się po raz kolejny i Bear odwrócił się gwałtownie w jego stronę (bolało) - Gdzie i kiedy? – spytał szybko i machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. - Nie stój tak, jeśli go gdzieś widziałeś, to idziemy – zarządził. Miał w spojrzeniu coś bardzo niezdrowego, niemal… desperackiego? Jakby zamiast szukać kota, biegł właśnie ratować całą swoją rodzinę wiszącą nad przepaścią i wszystko zależało tylko od niego.
Albo jakby zawodził właśnie przybranego ojca, którego od prawie dwóch miesięcy nie był w stanie nawet opłakać.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
- Nawet chuja mnie to nie obchodzi, próbowałem konwersować - wyjaśnił mu idiotycznie uprzejmie i spokojnie, co zupełnie nie pasowało ani do komentarza Beara, ani do tego, że sam teraz przeklinał. Ale nie kłamał - tak naprawdę ani kot obecny w życiu Beara, ani potencjalne dywany, nie miały dla Leandra większego znaczenia. Spytał go o to, bo… chyba wciąż nie wiedział, jak powinien się w tej relacji zachowywać. Kiedy warto było zwyczajnie dać Bearowi spokój, kiedy zrobić unik, a kiedy próbować podtrzymać rozmowę, nawet tę najgłupszą (zwłaszcza te najgłupsze), zupełnie jak gdyby nie mieli swojej historii i byli po prostu parą kolegów z pracy, którzy z braku laku mogą spróbować pogadać o wystroju salonu i domowych pupilach.
A skoro nie wiedział, nie pozostało mu nic innego jak jeszcze mniej trafiony komentarz, gdy z jakiegoś nieznanego mi powodu Leander postanowił oznajmić: - Muminki są przecież gejowskie - jakby się z nim drażnił? Albo coś mu wytykał? Tak naprawdę wcale tak nie uważał: głównie dlatego, że po prostu nie posiadał w swojej głowie szufladki, która pozwalałaby mu kategoryzować rzeczy czy zachowania jako gejowskie, skoro i tak nie robiło mu to żadnej różnicy. Z tego samego powodu nie potrafiłby się chyba przejąć tym, czy jego syn bawi się zabawkami w odpowiednim kolorze i lubi odpowiednie postacie z bajek (te z animowanymi penisami, rzecz jasna).
Gdy już ustalili te najważniejsze kwestie, był gotów po prostu sobie iść, wrócić do swojego życia i swoich zakupów. Gdy Bear, wbrew jego własnym planom, zarządził wycieczkę, Leander uznał nawet, że teraz już naprawdę powinien iść i przez chwilę planował wziąć przykład z byłego chłopaka: zakończyć to spotkanie jak dorośli, pokazaniem środkowego palca. Ale coś w jego spojrzeniu sprawiło, że Leander westchnął ciężko i po prostu ruszył w kierunku swojego zaparkowanego auta, gdzie chwilę wcześniej minął się z kotem.
Czy szedł odrobinę szybciej niż zwykle, żeby się nad Bearem poznęcać, skoro nie chciał jego plastra? Ależ skąd, był na takie rzeczy stanowczo zbyt dojrzały.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
- Czemu? – na chwilę zapomniał, że znów był na niego zły (nic dziwnego, trudno się było połapać) i szczerze zainteresował się tym, czy Muminki były gejowskie i dlaczego. Bez większego powodu, bo sam też absolutnie nie zwracał na takie rzeczy uwagi. A może nie był z czymś na bieżąco, skoro umawiał się też z laskami?
Szybko jednak wybił się z tych jakościowych i sensownych rozważań, bo miał przecież pojeba do znalezienia. Uznał natychmiast, że Leander potraktował jego prośbę (polecenie) bardzo poważnie, więc bardzo chciał za nim ruszyć, ale potrzebował do tego jeszcze jednego wdechu. Pozostawanie w tyle nie wchodziło jednak w grę, skoro noga miała się rozchodzić i najlepiej sama zagoić w przeciągu najbliższych dwudziestu sekund, więc mocno zacisnął zęby i starał się jak najbardziej pomóc sobie w tej żenującej i kulejącej wyprawie pomóc przynajmniej zdrową nogą. Albo dyskretnym (mhm) podpieraniem się o ściany mijanych budynków. - Gdzie go widziałeś? – powtórzył pytanie, jednak trochę w tyle za Leandrem. Może zaraz miało się okazać, że kot po prostu gdzieś przebiegał i bez sensu teraz się za nim wlókł? - Bo muszę go znaleźć jeszcze dzisiaj, nie mam nawet żadnego, kurwa, zdjęcia, żeby porobić jakieś ogłoszenia i powywieszać na latarniach. Tak się jeszcze w ogóle szuka zwierząt? – mówił chyba trochę po to, żeby wyrzucić z siebie całe to koszmarne wkurwienie za ten dzień, niekoniecznie dlatego, że uważał swojego byłego za jakiegoś szczególnego eksperta w kwestii poszukiwania zaginionych kotów. Kiedy wreszcie dotarli do jego samochodu, oparł się o bagażnik dłonią i wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, próbując uparcie ignorować coraz bardziej zakrwawioną nogawkę. Nie. Kurwa. Teraz. - Masz tam jakieś puste pudło? – spytał, przy okazji próbując rozwiązać problem, na który natknął się na początku poszukiwań – nie miał w co Napoleona zapakować, gdyby go jednak znaleźli. - Albo coś do jedzenia? Nie dla mnie, dla kota – dodał zaraz, najwyraźniej zamierzając wycisnąć dziś z Leandra wszystko, co mógł wozić w samochodzie. - Napoleon! – zawołał tak na wszelki wypadek i natychmiast się skrzywił. - Co to jest za idiotyczne imię – mruknął bardziej do siebie niż do Lenny’ego, zachowując się chyba coraz bardziej jak ktoś, kto miał aktualnie wysoką gorączkę i nie powinien wystawiać się na otwarte słońce.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
- Nie wiesz? - zdziwił się, patrząc na Beara dość wymownie, jakby przyznawanie się do tych braków było jakąś wtopą. No co? Leander nie miał przecież zbyt wielu rozrywek w życiu (na własne życzenie, jak to już ostatnio ustalili), żal było nie skorzystać z okazji do tego, by trochę się nim podroczyć - miał do wyboru to albo przyznać się wprost, że nie ma pojęcia i zwyczajnie gada głupoty. Wybór nie był specjalnie skomplikowany.
Przynajmniej nie kłamał dalej, gdy Bear spytał go, gdzie widział kota i mógł odpowiedzieć mu zupełnie uczciwie: - Przy moim samochodzie - wyjaśnił, choć może “samochód” to duże słowo, biorąc pod uwagę, jakim gratem jeździł Leander. I choć cała ta historia wydawała mu się wyjątkowo osobliwa (owszem, zdążyło już przejść mu przez myśl, że może Święty Bear po prostu zaćpał, a żadnego kota nie ma), postanowił jeszcze się z nim nie kłócić. Skoro jednak sam spytał, pozwolił sobie mu przypomnieć, że nie żyją już w dziewiętnastym wieku. - A masz internet? Bo słupy to jedno, ale też internet? - przypomniał mu trochę nieskładnie, bo - wersja oficjalna - był przecież zajety tym najwolniejszym na świecie pościgiem. Wersja nieoficjalna: sprawdzał wieczorami, czy Bear ma internet (i konta na różnych społecznościówkach) zbyt wiele razy, by teraz potrafił zadać mu to pytanie zupełnie neutralnie.
Spojrzał w dół, na nogę Beara i przez chwilę po prostu się gapił na tę ranę. Wymownie, jakby oczekiwał, że jego były chłopak zrozumie sygnał i, najlepiej, popuka się w głowę i od razu załatwi sobie kogoś, kto zawiezie go na jakiś sor. - Chcesz chociaż coś przeciwbólowego? - zaproponował wreszcie, łapiąc się na tym, że nie wie właściwie, jaki ma teraz stosunek do leków. - Pudło? - powtórzył głupio, jakby nie był pewien, o co Bear go pyta, ale chwilę później pokręcił głową. Wystarczyło mu już, że miał dom z kartonu, ciąganie ze sobą pudeł byłoby lekką przesadą. - A co je twój kot? - spytał, bo skąd Leander miał, kurwa, wiedzieć, czym karmi się koty? Szybko jednak przypomniał sobie, że zwierzęta są pewnie mięsożerne, w przeciwieństwie do samego Leandra, więc znów musiał pokręcić głową. - Mam tylko słodycze - w dodatku porządne, kupione z myślą o synu, nie o samym sobie, więc wolał ich jednak nie oddawać.
Przyznał mu w duchu rację, że imię było idiotyczne, ale postanowił to przemilczeć. Zamiast tego zaproponował: - Słuchaj, może wsiądziesz do samochodu? Możemy pojeździć po okolicy, będzie szybciej, niż gdybyśmy mieli teraz tutaj chodzić - powiedział, rozejrzał się nieco teatralnie, jakby chciał udowodnić, że tutaj żadnego kota nie ma, po czym zamarł, bo wydawało mu się, że zobaczył jakieś zwierzę po drugiej stronie ulicy.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
- Nie i nie wiem, czemu ty interesujesz się tym, co u Muminków – odparł, w głowie odnotowując, że będzie musiał sprawdzić, co się ostatnio u nich odinbiło, skoro nawet ktoś taki jak Leander wiedział, a on nie.
Święty Bear w tym momencie naprawdę chętnie by zaćpał. Cała ta historia z kotem miała tak dużą i nieuświadomioną jeszcze wagę emocjonalną, że gdyby tylko mógł zrobić to bez większych konsekwencji, odciąłby się od tego jak za starych dobrych czasów. Zostawiłby Napoleona, a nawet to pieprzone mieszkanie i po prostu zniknąłby gdzieś w ciągu na tydzień czy dwa, potem czując się zbyt źle, żeby przejmować się jakimiś życiowymi dramatami. A może to jednak było jakieś rozwiązanie? - Przecież jest większa szansa, że ktoś z okolicy zobaczy słup niż… internet – rzucił szybko, słysząc, jak idiotycznie brzmiał jego argument. Teraz nie chciał zgodzić się z Leandrem wyłącznie dla zasady i dlatego też po jego kolejnym pytaniu spojrzał na niego tak, jakby chciał spytać, czy był jakąś pizdą. Bear w normalnym stanie emocjonalnym, który nie wykrwawiał się z nogi w tej chorej temperaturze, w życiu by tak nie powiedział ani nie pomyślał. Był po tym względem człowiekiem dość wyedukowanym, co więcej nie uznawał brania leków za żadną słabość. Obecnie znajdował się jednak na skraju stabilności psychicznej, a i tak udało mu się powiedzieć tylko: - Sam weź coś przeciwbólowego – i głośno wypuścić powietrze, kiedy okazało się, że układał sobie życie z człowiekiem, który nie woził w samochodzie pustych pudeł i kabanosów. Co on sobie wtedy w ogóle myślał? - Nie wiem, daję mu to, co zostało po... – chciał dodać, że po Danielu w szafce pełnej kociego żarcia (szafki się pozbył, żarcie zachował), ale udał, że rozproszyło go coś na chodniku. Zaczął nawet rozważać wejście do samochodu, żeby szukać kota w lepszym tempie, ale zobaczył minę Leandra i natychmiast podążył wzrokiem na drugą stronę. Całe szczęście, że tego wielkiego kota z wielkim ogonem nie dało się pomylić z niczym innym. Chciał już ruszyć w jego stronę, ale nagle go olśniło i zacisnął dłoń nad łokciem uczynnego pana doktora. - Podejdź tam i go zawołaj – powiedział konspiracyjnym szeptem. - Mnie ten sukinsyn nienawidzi, od razu ucieknie. Ale ciebie nie zna, zrób jakąś miłą minę i to… kici kici, czy czego się nie mówi do kotów. Tylko powoli, złap go, a ja otworzę drzwi do samochodu i wrzucimy go do środka. Ale ostrożnie, jak zacznie walczyć, to możesz pożegnać się z palcami albo i okiem – zapoznał go ze swoim genialnym planem i spojrzał na niego tak, jakby oczekiwał teraz potwierdzenia i nie akceptował żadnej innej opcji.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
Jeśli tylko przymkniemy oko na pewien drobny szczegół (taki, że Leander wcale nie interesował się Muminkami), odpowiedź mogłaby być całkiem prosta - miał przecież dziecko. To sprawiało, że miał również - no, a przynajmniej bardzo starał się mieć - jako takie pojęcie o tym, co słychać w bajkach. Mógł przegapić kilka lat życia swojego dziecka, mógł z nim nie mieszkać i nie być nawet jedynym facetem, którego jego syn uważał za tatę, ale… ale przynajmniej wiedział, które to Muminki, a które Minionki. I miał chyba nadzieję, że okaże się to wystarczające. Albo że ten chuj, ojczym jego syna (czyli: facet, który zaopiekował się Laurą i jej synem, gdy Leander był zajęty ciągłym piciem, po czym zaczął traktować Henry’ego jak własne dziecko, no naprawdę, straszny człowiek) myśli, że to Minionki wyglądają jak mozarella.
Nie zamierzał się kłócić z Bearem o słupy i internet, więc zamiast próbować go przekonać na siłę, postanowił spytać tylko: - Ty jesteś głupi czy o co chodzi? - bo naprawdę, słupy? I choć jeszcze chwilę temu wydawało mu się, że to niemożliwe, potem zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy Bear zaczął oferować mu tabletki i, jak się właśnie okazało, macać Leandra.
O jezusie.
To ostatnie rozproszyło go na tyle, że choć w głowie pojawiło mu się naprawdę dużo myśli - jak to, że to nie jego kot i nie jest Bearowi nic winny, albo że nie powinien mu rozkazywać, skoro nie wie nawet, co jedzą koty, a poza tym, skoro to zwierzę miało być jakieś pojebane, to czemu teraz Leander ma wsadzać je do swojego auta i pozwalać, żeby kot wydrapał mu oczy i przyczynił się do wypadku drogowego? - był w stanie powiedzieć tylko: - Dotykasz mnie - takim tonem, jakby Bearowi wyrósł na czole kaktus (dobrze, że nie kutas) albo zrobił coś wybitnie niestosownego. Spojrzał nawet na tę jego rękę, ale widocznie Leandrowi mało była trzeba: już chwilę później westchnął i choć wymamrotał coś o tym, gdzie Bear może wsadzić sobie tego głupiego kota, poszedł zgarnąć Napoleona. - Hej - powiedział, nachylając się do kota, bo jednak “kici, kici” by mu przez gardło nie przeszło. A zanim się obejrzeli, zwierzak był już na rękach Leandra, który dość spokojnie odwrócił się do Beara. - Wsiadaj do samochodu - nakazał.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
Z uprzejmości do samego siebie nie odpowiedział, bo prawdopodobnie dzisiaj był wybitnie głupi i chwilowo nie był jeszcze gotowy, żeby to zaakceptować. Przemyśli to wszystko potem, kiedy już usiądzie w swoim mieszkaniu bez mebli na tym jednym krześle rybackim, które kupił za grosze w markecie, żeby mieć na czym jeść śniadanie i dotrze do niego, że spędził ten dzień w jakimś amoku. A w dodatku pewnie będzie musiał wziąć wolne, bo noga bolała go coraz bardziej i coraz trudniej było mu stać, o przyklejonej do ciała, zakrwawionej nogawce już nawet nie wspominając.
- To ręka, nie penis, nie dramatyzuj – wywrócił oczami, chwilowo zupełnie niegotowy na przyjmowanie do wiadomości, że faktycznie dotykał go pierwszy raz od tylu lat i naprawdę nie miało większego znaczenia czym i w jaką część ciała. Zabrał jednak rękę, żeby samemu nie musieć się niechcący zetknąć z tym dyskomfortem (kolejna rzecz do przemyślenia, kiedy już wróci do siebie) i skupił się na tym, że dorwą wreszcie tego pieprzonego kota. Całą akcję obserwował w jakimś napięciu, absolutnie przekonany, że Napoleon będzie próbował wydłubać Leandrowi przynajmniej jedno oko, ale na to, co zobaczył, nie był ani trochę gotowy. Otworzył szeroko oczy i oczywiście, że nie wsiadł do żadnego samochodu, dopóki się do niego nie zbliżyli. - To nie jest ten kot – oznajmił natychmiast. Wyglądał jak Napoleon, miał tak samo dużo kłaków jak Napoleon, ale Napoleon był psychopatą, a nie wielkim, ale jednak zupełnie grzecznym kotem na czyichś rękach. Wszelkie wątpliwości rozwiał jednak, kiedy Bear spróbował wyciągnąć do niego rękę, a ten natychmiast się zjeżył i na niego nasyczał. - Okej, to ten kot – kiwnął głową i wsiadł do samochodu. Nie dlatego, że jakoś szczególnie chciał słuchać swojego byłego, zależało mu raczej na uniknięciu pytania o to, co teraz mają z tym kotem zrobić i jak go planują przewieźć. A jednak dopiero, kiedy sam usiadł i zamknął za sobą drzwi, zaczęło do niego docierać.
Najpierw ból. Nie musiał patrzeć po raz kolejny, żeby wiedzieć, że potrzebował szycia. A potem to uczucie, jakby na jego ramionach nagle ktoś położył coś bardzo, bardzo ciężkiego. Zapadł się w siedzeniu i zamknął na chwilę oczy. - Zawieziesz mnie do domu? To jakieś dziesięć minut stąd, muszę się zszyć – poprosił, kiedy Leander usiadł na fotelu kierowcy. Brzmiał trochę przytomniej i wyciągnął nawet ręce, żeby oddał mu kota, chociaż ten ewidentnie nie był tą perspektywą zachwycony.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
- Moja czy twoja? - spytał, bo nie wiedział do końca, czy powinien się cieszyć z tego, że Bear dotyka jego ręki czy że to Bear dotyka go ręką (a nie fiutem właśnie). Nie, żeby miało to jakieś większe znaczenie, skoro ogólny wniosek wciąż był ten sam: ręka, a nie penis, więc zero zmartwień. Mimo to łatwiej było chyba uczepić się gramatyki niż zastanawiać się, czy naprawdę nie miał teraz prawa dramatyzować i czy przeżywał tę sytuację jakoś przesadnie. Bardziej niż powinien, skoro minęły już całe lata, a oni (pora to zaakceptować) robili się już zwyczajnie zbyt starzy, by zakochać się ponownie wyłącznie dlatego, że ktoś złapie cię za ramię. Albo dźgnie penisem w łokieć, wciąż nie miał pewności, co ten Bear starał się mu przekazać.
Leander za to wyrażał się bardzo otwarcie - kilka razy wyrwało mu się jakieś ja pierdolę, gdy po tym, jak już dokonał heroicznego wyczynu i złapał kota, okazało się, że to wcale nie musi być ten zwierzak. Gdy żadne z trzech przekleństw nie pomogło rozjaśnić sytuacji, spytał wreszcie, cedząc trochę przez zęby: - Słuchaj, mógłbyś się zdecydować? Pakować go do auta? - choć raczej powinien spytać, czy pakować do samochodu ich obu, bo w tej chwili naprawdę byłby gotów wepchnąć do środka zarówno kota, jak i Beara.
- Nie mogę go po prostu posadzić z tyłu? - dopytał, wciąż z kotem na rękach, wpatrując się w Beara nieco podejrzliwie. Nie wiedział, jak właściwie przewozić zwierzęta, bo sam woził tylko dzieci - w dodatku rzadziej niż częściej. Z powodu braku doświadczenia w obu tych kwestiach, dodał zaraz: - Mam fotelik - wskazał na tylne siedzenie. Nie wiedział, czy jego syn byłby szczególnie zachwycony wsadzaniem tam kota (może był mądrzejszy niż ojciec), ale jemu nie uśmiechało się z kolei prowadzenie auta, gdy obok Bear walczy z kotem.
Niezależnie od tego, gdzie usadowił swojego nowego kumpla, sam zajął miejsce kierowcy i ruszył, na pytanie Beara reagując jedynie krótkim skinieniem głowy. - Dlaczego biegałeś po mieście, szukając kota? - spytał. Nie był aż tak zainteresowany, liczył po prostu, że Bear zacznie opowiadać i nie zauważy, że Leander wiezie go prosto do szpitala. A nie do żadnego, kurwa, domu.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
ODPOWIEDZ
cron