animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
056.
Gaia wysiadając z samolotu na lotnisku w Cairns, zadecydowała, że nie będzie rozmawiała o ostatnich pięciu dniach. Miały być cztery, ale skończyło się na pięciu, bo okazało się, że kokaina dobrze wchodzi jak już jesteś pod wpływem alkoholu. Miała przedłużyć sobie wypad jeszcze o dwa dni, bo tak się dobrze bawiła, ale zadzwoniła do niej mama i powiedziała, że bardzo by chciała, żeby Gaia pojawiła się na jednej z imprez, którą będzie organizowana przez nich w ogrodach botanicznych w Cairns. Gaia powiedziała, że się nie pojawi, bo jednak sory, ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Albo w nosie. Zależy co akurat robiła jak rozmawiała z mamą. Mama jednak przypomniała Gai, że to jej Porsche to się samo nie opłaciło, Gaia zrobiła coś w takim stylu i powiedziała, że okej, że przyjedzie na ten cały bal czy co to w ogóle miało być. No musiała płacić sporą cenę za to, że była rozpieszczonym gówniakiem i wcale się do tego gówniakowania nie przyznawała. Po rozmowie telefonicznej dostała od mamy maila z informacjami na temat tego całego eventu. Monica miała tam prezentować i promować swoją nową płytę, która miała mieć premierę już niedługo. Pewnie trzeciego maja, bo to taka ładna, absolutnie nic nieznacząca data. Płytę Gaia już jednak znała i słuchała, bo wiadomo, że była największą fanką swojej mamusi. Nic nie zastąpi więzi łączącej matkę z córką. Gaię jednak w tym mailu zainteresowała lista gości. Zawsze była ciekawa ile starych ludzi, których będzie znała, pojawi się na czymś takim. Ta lista jednak była inna. W związku z tym, że impreza sama w sobie nie była tylko oparta na promowaniu płyty, ale również na ochronie środowiska i wspieraniu lokalnej ludności, pojawiały się tu najróżniejsze osoby. Gai uwagę zwróciło tylko jedno nazwisko. Pewnego polityka, jego żony, oraz córki, którzy mieli się na tej imprezie pojawić. Oczywiście na ustach Zimmerman od razu pojawił się uśmiech i od razu humor się polepszył. Miała o jeden powód więcej, żeby się na tej imprezie pojawić. Wstała z leżaka plażowego i skierowała się do swojego pokoju, gdzie spakowała manatki i wróciła do Lorne.
Lot nie był jakiś super długi, ale jedna wszystko trochę trwało. Gaia od razu pojechała do swojego rodzinnego domu, gdzie czekała już na nią stylistka i makijażystka, które były gotowe na wyszykowanie jej w ekspresowym tempie. Z mamą i tatą widziała się tylko chwilę, oni już musieli jechać do Cairns, żeby być tam po prostu wcześniej. Gaia miała dołączyć jak będzie gotowa. No i rzeczywiście po półtorej godziny została ogarnięta, więc wsiadła w swoje Porsche i pojechała do Cairns. Na początku imprezki oczywiście odbębniła jakieś przywitania i small talki z ludźmi, którzy ją kojarzyli, a którymi ona nigdy nie zawracała sobie głowy. Przedstawiła też swoich rodziców kilku osobom. Była jednak bardziej skupiona na kimś innym. Wygooglowała sobie państwa McTavish, żeby łatwiej było jej ich zlokalizować. No i w końcu dostrzegła kobietę, która musiała być matką Zoey. No i się nie myliła, bo chwilę później dostrzegła w okolicy Zoey i jej ojca. Podeszła do rodziców i poprosiła ich ze sobą podając informację, że chce im przedstawić kolejnych gości z listy. Ale Monica i Christopher byli z niej dumni, że tak pięknie się zachowywała na imprezie.
- Państwo McTavish! – Rzuciła w stronę rodziców Zoey, a jej samej rzuciła bardzo szybkie, trwające ułamek sekundy spojrzenie. – Gaia Zimmerman. – Przedstawiła się ściskając dłonie najpierw pana McTavisha, a później pani McTavish, na koniec zostawiła sobie Zoey, do której przepięknie się uśmiechnęła chwytając jej dłoń w swoje obie. Kończąc uścisk, który umyślnie, przedłużyła o chwilę za długo, przejechała po jej dłoni opuszkami palców. – Monica i Christopher Zimmerman. Moi rodzice. – Przedstawiła swoich rodziców, a później przedstawiła swoim rodzicom państwa McTavish, których wymieniła z imienia, bo była przecież bardzo przygotowana na tą imprezę. Wspomniała też o uroczej córce Zoey, która im towarzyszyła. Tutaj nawet Gaia zatrzymała wzrok dłużej na swojej mamie. Mama zauważyła spojrzenie i uśmiechnęła się do córki prawie niezauważalnie. Człowiek by sobie pomyślał, że to żart, że Gaia opowiada mamie o wszystkim, ale to była najprawdziwsza prawda. Gai mama była jej najlepszą przyjaciółką. Rywalizowały o to stanowisko z Luną. Szły łeb w łeb. Gaia opowiedziała rodzicom nieco o działalności politycznej pana McTavisha, a później opowiedziała McTavishom o swoich rodzicach i ich działalności w strefie kultury oraz sztuki. Przez cały czas trwania tej rozmowy, Gaia bardzo sporadycznie spoglądała w stronę Zoey. Czasami czuła na sobie jej spojrzenie, ale starała się ją ignorować. Ale nie w jakiś nieprzyjemny sposób. Rozmowa trwała w najlepsze i Gaia się zachowywała jakby sama była jakąś gospodynią tej całej imprezy. W końcu jednak, od któregoś z panów, padła propozycja napicia się i wtedy Gaia wypaliła, że ona z przyjemnością zajmie się zorganizowaniem jakiś drinków dla zebranego towarzystwo.
- Zoey, zechcesz mi towarzyszyć? – Zapytała i naturalnie Zoey nie miała nic przeciwko temu, więc razem z Gaią ruszyły w stronę baru. – To jest twoje wychodzenie ze strefy komfortu? – Zapytała żartując sobie i oczywiście nawiązując do tego, że Zoey bardzo chciała zacząć chodzić na imprezy.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
034
{outfit}
{przeżyjmy to jeszcze raz}{once more you open the door}
Zoey tego typu imprezy miała w małym paluszku. Odkąd była nastolatką razem z rodzicami chodziła na różne bankiety, gale i bale, zazwyczaj strasznie jej się na nich nudziło, dopiero jak była już na studiach to zdała sobie sprawę, że wcale nie są takie złe. Dzięki temu mogła zyskać kontakty, które później nieco pomogły jej w rozwinięciu kariery, poza tym, była młodą, ładną kobietą wystrojoną w drogie ciuchy, oczywiście, że nigdy nie musiała narzekać na jakiś brak zainteresowania. Ludzie lubili z nią gadać, ona z ludźmi... no to już zależy z kim. Wiadomo. Kiedyś jednak nie była aż tak introwertywna jak teraz, więc bawiła się lepiej. Obecnie wolałaby siedzieć na chacie i szkicować nowy projekt domu jednorodzinnego niż iść na tego typu uroczystość. No, ale jak mus to mus. Jej bracia nie mieli akurat czasu więc ojciec postanowił zabrać ze sobą i matką właśnie ja. McTavish była pewna, że miał nadzieję, że będzie tam też Robin, z którym będzie mógł próbować ją wyswatać, albo w ogóle, że będzie tam ktoś kto w jego oczach spełni wszelkie oczekiwania, by dołączyć do ich rodziny. Ojciec nawet nie raczył jej poinformować co to za wydarzenie, więc wiedziała tylko tyle, że ma się odjebać jak stróż w boże ciało i być gotowa na odpowiednią godzinę, żeby limuzyna ojca mogła ją odebrać z mieszkania.
Zoey nie brała żadnej specjalnej makijażystki, sama się umalowała, sama się ubrała w sukienkę, którą kupiła specjalnie na tę okazję. Oczywiście na ostatnią chwilę, bo właśnie tak ją ojciec odpowiednio wcześnie poinformował. Pewnie trochę truła dupe Sameen, żeby jej doradziła czy dobrze wygląda i czy zrobi wstyd rodzicom, ale Sam jej powiedziała, że umawiała się z LB więc największy wstyd jaki mogła przynieść to już ma za sobą, więc McTavish czuła się o wiele pewniej.
Była gotowa. Limuzyna po nią przyjechała i spotkała się przed wejściem na wydarzenie ze swoimi rodzicami. W końcu weszli już do ogrodów i Zoey od razu naszły miłe wspomnienia. Co prawda to nie były te same ogrody co w Sydney, ale bardzo podobne, odruchowo sięgnęła po telefon żeby zobaczyć czy Gaia coś napisała, ale żaden sms się nie pojawił więc odłożyła komórkę do małej torebeczki i postanowiła chociaż spróbować się dobrze bawić w towarzystwie rodziców i ich znajomych. Przez chwilę rozmawiała z róznymi osobami, głównie politykami, którzy należeli do partii jej ojca, aż nagle ktoś do nich podszedł i Zoey prawie dostała zawału słysząc znajomy głos. Gdy się odwróciła i zobaczyła Gaie to zaczęły nią targać strasznie skrajne emocje. Głównie jednak chciało jej się śmiać. Rodzice pewnie z uśmiechem zapoznali sie z Gaią, a gdy Zimmerman podała jej rękę to Zoey chwyciła ją nieco mocniej niż normalnie, by to zrobiła posyłając jej bardzo delikatny chociaż wymowny uśmiech, którego całe szczęście nikt jakoś chyba nie zauważył (pewnie poza Monica). - Miło mi państwa poznać - powiedziała ściskając rękę najpierw Monice, a później Christoperowi. - Jestem Pani wielką fanką - dodała co było prawdą i nawet nie musiała się tutaj specjalnie podlizywać mamie Gai, bo rzeczywiście lubiła jej kompozycje. Później grzecznie stała z boku słuchając bajeru Gai i trochę chciało jej się śmiać ale maskowała to wszystko za pogodnym uśmiechem.
- Oczywiście, pomogę Ci. Za chwilkę wracamy. - Powiedziała kładąc mamie rękę na ramieniu i ruszyła za Gaią do miejsca, w któym znajdował sie bar. - To jest Twoje wrócę do Ciebie najszybciej jak się da? - Zapytała unosząc lekko brew i spojrzała na nią. Żartowała sobie oczywiście i nawet to pokazała uśmiechając się do Gai wesoło. - Akurat takie rzeczy to moja strefa komfortu, chodzę na nie odkąd skończyłam 16 lat - pewnie dlatego ja rodzice zaczęli wtedy brać, że w razie, gdyby Zoey odpierdolilo i chciała się z kimś przelizać w kiblu to już była legalna. Całe szczęście nie była takim typem nastolatki. - Niby mi mówiłaś, że się nie możesz doczekać aż poznam Twoją rodzinę, ale nie wiedziałam, że zrobisz z tego taki huczny event - aż się rozejrzała dookoła i teraz się dopiero zaśmiała. - Ogrody botaniczne, kto, by pomyślał, że akurat Ciebie tu zastanę - dodała przystając na chwilę żeby lepiej jej się przyjrzeć. - Wyglądasz... wow... po prostu wow - w sumie to zawsze tak wyglądała, ale nie były jeszcze nigdy wspólnie na tego typu wydarzeniu, w wieczorowych kreacjach widziały się tylko raz, a wesele ma jednak nieco inny klimat.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Pierwszy raz od… sama nie pamiętała kiedy, ale naprawdę podobała jej się ta impreza. Lubiła otoczenie kwiatów, miała słabość do ogrodów botanicznych, dodatkowo, dawno nie miała tak dobrego towarzystwa na imprezie. Czasami jak targała ze sobą Lunę na siłę, to nawet z nią nie mogła tam siedzieć i czilować bomby, bo mama zawsze wynajdowała powód, dla którego Gaia miała być centrum rozrywki dla starych ludzi. Pewnie starzy ludzie chcieli patrzeć na ładnych ludzi i przez to Gaia musiała być w centrum zainteresowania. To też wiele wyjaśnia jeżeli weźmiemy pod uwagę jej obecne zachowanie. Jest nauczona być zawsze wielbioną i teraz wręcz tego wymaga od ludzi. Żartuje. Nie wymaga. Było miło jak miała atencję, ale też bez przesady.
Obserwowała jak Zoey poznaje jej rodziców i przez cały czas się uśmiechała. Jak usłyszała, że Zoey jest wielką fanką Monici Zimmerman to uśmiechnęła się coraz szerzej. Monica oczywiście bardzo jej podziękowała za miłe słowa. Lady Zimmerman była miła dla swoich fanów. Zawsze sobie cyknie selfie, porozmawia, a nawet podpisze płytę. Nie była jedną z tych niemiłych typiar, co miała pretensje o to, że fani podchodzą i się cieszą na jej widok.
- Wow. Tak mnie witasz? – Parsknęła śmiechem, bo nie spodziewała się takiego tekstu na dzień dobry. Bardziej oczekiwała, że Zoey uzna „walić typę, walić matkę” i którąś odepchnie, żeby się przywitać z młodą Zimmerman. – Straciłam poczucie czasu. – Wyjaśniła krótko. – Ale na swoją obronę powiem, że wróciłam dopiero dzisiaj, więc… tak, wróciłam najszybciej jak się da. – Nawet Lunie nie zdążyła dać znać, że już wróciła i mogą pracować nad fundacją i startować i być zajebiste. – Jestem Zimmermanem. Wszystko robimy hucznie. – Zażartowała, bo oczywiście nie była to prawda. Byli stosunkowo normalną rodziną jak się pominie pieniądze oraz sławę, którą roztaczała się Lady Zimmerman. – Szłaś na imprezę widząc moje nazwisko na zaproszeniu i nie pomyślałaś o tym, że mogę się pojawić? – No nie wiedziała biedna, że Zoey akceptowała zaproszenia tak jak ja czytałam w pracy maile – bez żadnego czytania tych maili. Po prostu je odklikiwałam.
- Zakładam śmiało, że moja niespodzianka się udała. – Oczywiście niespodzianką było to, że się tutaj spotkały i że przez ostatnie kilka dnia Gaia kompletnie olewała Zoey nie pisząc do niej i nie dzwoniąc. Stając przy barze Gaia zamówiła dla rodziców swoich i Zoey drinki, poinformowała barmana do jakiego stolika należy te drinki dostarczyć. Przecież ona nie będzie ich nosić. Oparła się o ten bar i zwróciła w stronę Zoey. Stanęła być może za blisko, ale z drugiej strony… wszyscy będą widzieli dwie kobiety, które po prostu ze sobą rozmawiają, a stając blisko siebie chcą uniknąć niezrozumienia przez ten hałas. – Nie mogę się doczekać aż cię pocałuje. – Powiedziała z delikatnym uśmiechem wpatrując się w Zoey. – Co robisz jutro? – Zapytała i zaczęła się bawić pierścionkami. Musiała przecież czymś zająć ręce.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Oj... porządnie Cię przywitam, ale jak będziemy same. Teraz nie wypada, nie będziemy robić darmowej rozrywki dla starych pryków - no bo Zoey się za nią stęskniła i oczywiście chciałaby sie z nią porządnie przywitać, ale teraz nie miała za bardzo jak. Chociaż trochę chciało jej się śmiać z tego, że Gaia przed rodzicami udawała, ze się nie znały, gdzie tak naprawdę nikomu by ręki nie urwało, gdyby okazało się, że dziewczyny się już znają. Być może jednak za dużo trzeba byłoby wyjaśniać i rzeczywiście takie rozwiązanie było wygodniejsze. Przynajmniej nie trzeba było się tłumaczyć. - Tak czy inaczej, dobrze jest Cię zobaczyć. - Nie wymagała od niej tłumaczenia się, po prostu sobie w ten sposób zażartowała w odpowiedzi na pytanie Gai. Cieszyła się jednak, że Zimmerman wróciła do Lorne Bay cała i zdrowa, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak jej się wydawało. - To aż się teraz zaczęłam zastanawiać jak wyglądają wasze urodziny, pewnie nie ma wystarczająco dużej sali w okolicy - zażartowała, ale widząc rozmach tej imprezy to mogła się tylko spodziewać, że urodziny bliźniaków mogą byc obchodzone w bardzo podobnej formie tylko z masą, o wiele młodszych ludzi. Na pewno nie byłoby na nich jej ojca. - Nie ja je akceptowałam. Ojciec powiedział, że mam z nimi iść, nie podawał mi większych szczegółów. Myślałam, że to kolejny, nudny, oficjalny bankiet, na którym będzie próbował przekabacić na swoją stronę jak najwięcej wyborców. Jestem pewna, że to właśnie próbuje zrobić z Twoimi rodzicami. Nie odpuści żadnej okazji. - Wyjawiła, chociaż też nie była pewna, czy skoro państwo Zimmerman pochodzą z Niemiec i tam się urodzili to czy mają obywatelstwo australijskie przez to, że tak długo tu mieszkają. Nie mam pojęcia jak to działa.
- Zdecydowanie się udała. Ty nas wpisałaś na listę gości, czy był to czysty przypadek? - Zapytała unosząc lekko brew, oczywiście ponownie, żadna odpowiedź nie była zła. Zoey chciała się dowiedzieć czy to Gaia wpadła na taki pomysł, czy przeznaczenie je ponownie połączyło. Ich astralny GPS chyba nadal działał. McTavish poczekała aż Gaia złoży zamówienie wpatrując się w nią z delikatnym uśmiechem, nie mogła być przy ludziach za bardzo nachalna, chociaż żałowała, że nie może jej teraz złapać za rękę, albo przytulić już nawet nie wspominając o pocałunku. - Nie jesteś w tym uczuciu osamotniona moja droga - odpowiedziała ale żeby zbyt długo na nią nie patrzeć to zerknęła na mijających je ludzi. - Hmm... rano mam kosmetyczkę później lunch z inwestorem, a po południu i wieczorem myślę, że będę zajęta całowaniem Ciebie - odpowiedziała ponownie przenosząc wzrok na nią i lekko się w jej stronę pochyliła. - Chyba, że masz dla nas inne plany na wieczór? - Zapytała wbijając w nią swoje spojrzenie, które najpierw dość mocno skupiła na jej oczach, ale chcąc nie chcąc czasem wzrok jej uciekał wprost na wargi Gai. - Pójdziemy zapalić? - Pewnie gdzieś była odpowiednia strefa, bardziej na uboczu z dala od rodzicielskich oczu.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Parsknęła śmiechem.
- Boże… co ta tęsknota robi z ludźmi. Żeby tak mówić o starszych ludziach. – Pokręciła głową udając bardzo poważną osobistość. A tak na poważnie była zadziwiona, że Zoey tak powiedziała o starszych ludziach. To takie niepodobne do niej. A Gaia przecież tryskała szacunkiem i miłością do starszych ludzi. Tak bardzo, że dobrowolnie chciała z nimi pracować. Nieprawda, Gaia wcale przed nikim nie udawała, że nie znała Zoey. Przedstawiła się jej rodzicom, a później wszystkich McTavishów przedstawiła swoim rodzicom. Zoey tutaj musiała źle odebrać sytuację. Nie pokazywała tego, że Zoey zna, ale nie udawała, że jej nie zna. To dwie różne rzeczy. – Ciebie również. – Odparła z ładnym uśmiechem. Na wzmiankę o urodzinach znowu parsknęła śmiechem. – Urodziny raczej obchodzimy skromne. – Pewnie rodzice to robią jakieś imprezki dla swoich znajomych celebrytów, Gaia to pewnie też nakurwia ostro w imprezowanie. Bruno pewnie gra w Simsy i tam sobie piecze tort, a Bjorn i Bjol to nie wiem i nie chcę im nic sugerować. Ale Bjorn nie wydaje się człowiekiem, który świętowałby mocno swoje urodziny.
- Mhm. – Pokiwała głową i zrobiła trochę minę w stylu „Sure, Jan”. Bardziej wolała wersję, w której Zoey zobaczyła kto jest organizatorem imprezy i chciała sobie przyjść zobaczyć jak imprezują Zimmermanowie. Chociaż wiadomo, ze ostatecznym powodem byłoby to, że być może Gaia by się też pojawiła. Chociaż z tym Zimmermanem, to akurat nigdy nic nie wiadomo. – Powodzenia z przekabacaniem mojego ojca na cokolwiek. – Spojrzała nawet w stronę swoich rodziców, których zostawiła z rodzicami Zoey. Dobrze chociaż, że mama Gai była ogarnięta i nie zacznie pierdolić o tym, że ich córki sobie ze sobą randkują. Bo podejrzewam, że Gaia nie była jakaś super głupia i nie powiedziała mamie, że w sumie to zaczęła z nią bardziej sypiać niż randkować. Przynajmniej na razie. Chociaż nie. Wychodzi na to, że miały po równo randkowania i sypiania. Skubane.
- Przypadek. Nie jestem odpowiedzialna za tworzenie jakichkolwiek list gości. – Kiedyś pewnie próbowała, ale mama zweryfikowała tą listę i okazało się, że Gaia to pozapraszała samych swoich znajomych, albo jakiś celebrytów z dupy wziętych (takich, którzy by się po prostu tutaj nie pojawili). Może gdyby wpisała Kylie Minogue to ta by się pojawiła, ale no było jak było. – Moja droga? Co my mamy po sześćdziesiąt lat? – Zaśmiała się z tego określenia i w sumie jak sobie stały przy tym barze to Gaia zapytała czy Zoey coś chce i nie wiem czy coś chciała, bo sobie zadecydujesz, ale jak chciała to Gaia jej wzięła, a sobie wzięła browara. – Widzę, że masz bardzo zajęty dzień. – Wzięła swoje piwo i od razu upiła łyka. – Myślałam, że może sobie gdzieś pójdziemy. Na jakąś kolację czy coś. – Wzruszyła ramionami i zgodziła się na papierosa i wskazała odpowiedni kierunek, gdzie powinny iść. – Czyli jednak postanowiłaś nie wychodzić ze strefy komfortu? – Zapytała jak już dotarły na miejsce wyznaczone do palenia. Gaia oparła się o jakiś murek czy coś. Postanowiła odpuścić sobie palenie na chwilę obecną. Przez kokainę. No i bała się, że rodzice ogarną, że pali papierosy, a nie tylko marihuanę.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Proszę Cię, to w większości nie są dobrzy i mili starsi ludzie. - Większość pewnie nawet nie była stara, a raczej w średnim wieku. Bogacze, sądzący, że są ponad przeciętnym człowiekiem, duża cześć z nich nawet nie była miła i się z tym nie kryła. - Tam stoi Tim Norris posiada kilka hoteli w Cairns, lepiej niech sie Twoja mama z nim nie fotografuje. Mój brat twierdzi, że gościu ma kilka spraw sądowych o stalking - Zoey dużą część tych ludzi znała od dawna, niektórzy przychodzili robić interesy z jej ojcem inni finansowali jego kampanie wyborczą, jeszcze innych żony ostrzykiwały się w klinice jej matki... a jeszcze inni byli klientami lub przeciwnikami jej brata. Bogatym ludziom odwalało, niektórzy nawet wciągali kokainę. - A to jestem zaskoczona - pewnie obstawiała, że obchodzą jakieś huczne imprezy rodzinne, gdzie zlatuje się cały klan Zimmermanów ze wszystkich zakamarków świata, czyli pewnie z Niemiec i Argentyny. - Są jakieś specjalne, niemieckie tradycje, które robicie w urodziny? - W sumie nie wiem czy cos takiego jest więc dobrze, że Zoey też nie wie i obie będziemy mogły się doszkolić. Fora, bawią i uczą.
Uśmiechnęła sie, ale znała swojego ojca. Wiedziała, że typek jest cwanym lisem i jeżeli wyczuje możliwość to będzie drążył tak długo aż do swoich racji przekona drugą osobę. Ona już była odporna na to, bo się przy nim wychowała, ale tacy obcy ludzie? No ojciec Gai pewnie też mógł nabyć odporności przy posiadaniu takiej ilości pociech, które pewnie próbowały go namówić na pozwolenie w robieniu różnych głupot, a już na pewno Bruno, bo za niego mogę odpowiadać. Gdyby mama Gai cos takiego powiedziała to pewnie stary Zoey, by ją wolał teraz do siebie jednocześnie prawie schodząc na zawał, a przynajmniej w takim przekonaniu żyła McTavish. Sądziła, że ojcu, by się nie spodobała wizja córki randkującej z dziewczyną, chociaż wiedziała, że jeżeli jej relacja z Gaią się rozwinie w kierunku, w którym chciałaby żeby się rozwinęła to będzie musiała rodzicom o tym powiedzieć. Nie miała zamiaru być kimś kto będzie siedział w szafie. Na razie jednak nie było o czym gadać.
- Przypadki chodzą po ludziach - odpowiedziała, chociaż równie dobrze mogła nic nie mówić. Zoey pewnie, gdyby nawet zobaczyła, że to impreza wystawiana przez rodzinę Gai to by nie chciała tu przychodzić. Naiwna zakładała, że Gaia dałaby jej znać, że wraca do miasta, a skoro tego nie robiła to McTavish mogłaby sądzić, że Gai na tym evencie nie będzie. Jakby się pomyliła. Dobrze więc, że o niczym nie wiedziała i mogły jednak na siebie wpaść. - Ja już mam swój wiek - zaśmiała się - nie mogę Cię nazywać tak jakbym chciała, bo to może być nieprzyzwoicie jak na taką okazję - dodała puszczając do niej oczko. Zoey wzięła dla siebie coś do picia, pewnie szampana. - Kolacja brzmi dobrze - kiwnęła głową. - Do jakiejś restauracji czy będziemy same gotować? - Zapytała, gdy ruszyły w stronę palarni. Zoey w międzyczasie napiła się łyka szampana, a gdy dotarły na miejsce to odłożyła kieliszek na murek. Wyciągnęła z torebki paczkę fajek. - Jeżeli mówisz o paleniu, to owszem. To był głupi pomysł, mam teraz przez pracę nieco bardziej stresujący okres więc i tak, bym nie wytrwała w tym. Niby nic takiego się nie dzieje i wszystko idzie zgodnie z planem, nie mam powodów do nerwów, a jednak podświadomie zżera mnie stres, szczególnie teraz, gdy budowa już rusza - wyjaśniła i dopiero teraz wsadziła sobie papieros do ust i odpaliła go. - A Ty nie palisz? - Zapytała zaskoczona. - Boisz się rodziców? - Zażartowała sobie zaciągając się papierosem i podchodząc nieco bliżej żeby położyć wolną rękę na murku tuż obok Gai. Wyciągnęła dłoń z papierosem w stronę dziewczyny. - Jednego buszka? - Nie wiem czy na fajki też sie tak mówi, czy raczej jedno zaciągnięcie, ale głupio to brzmi więc już niech będzie tak. Zoey namawia Gaie do złego.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Spojrzała w kierunku mężczyzny wskazanego przez Zoey. Przyglądała mu się dłuższą chwilę chociaż wcale nie musiała. Znała go bardzo dobrze. Łapał ją za tyłek przy każdej możliwej okazji, dlatego trzymała się od niego z daleka. – Znam tych ludzi, Zoey. – Uśmiechnęła się odwracając wzrok od Tima. Nie był to przyjemny widok, a ona nie chciała sobie psuć humoru.- Bogaci i wpływowi ludzie nigdy nie są dobrzy i mili. - Taka była prawda. Pieniądz rządził tym światem i ludzie bogaci byli pewni tego, że wszystko ujdzie im na sucho. Nie tak jak słynnej Styks, która wystarczyło, że była hot i wszystko uchodziło jej na sucho. – Niespecjalnie. W większym gronie celebruje się raczej okrągłe urodziny. – Zaczęła się teraz zastanawiać. – A no i w Niemczech, albo Niemcom nie wypada składać życzeń przed urodzinami, albo po urodzinach. Liczą się tylko życzenia złożone w dniu urodzin. Wszystko inne jest uważane za przynoszenie pecha. – Jak się zapomni o urodzinach kogoś urodzonego w Niemczech to już trzeba czekać do przyszłego roku. Jakby Gai ktoś złożył życzenia za szybko, albo za późno to by się poważnie obraziła. A wszyscy dobrze wiemy, że ta dziewczyna się potrafi fochać. Mam to nawet wytatuowane.
Gai ojciec, przede wszystkim, był prawnikiem. Wiadomo, że takich nie da się łatwo omamić. Dzieciaki nie zapewniły mu tej praktyki, którą zdobył na salach sądowych. Tym bardziej, że specjalizował się jeśli dobrze pamiętam w prawie korporacyjnym. Kasował za to grube miliony i upewniał się, że inni też kasują miliony. A to, że wielu ludzi przy tym unieszczęśliwiał to brzmiało jak nie jego problem. Nie miał zamiaru martwić się takimi pierdołami.
- O ja. Teraz to jestem ciekawa jak chciałabyś mnie nazywać. – Spojrzała na Zoey i przyglądała jej się przez chwilę. – Pewnie coś głupiego, nie? Pewnie jakieś… cyc. Albo pipa. Albo krowa rozpłodowa. – Zmarszczyła brwi, bo sama nie wiedziała skąd jej do głowy przyszły takie durne rzeczy. My dobrze wiemy skąd – kokaina.
- Zdecydowanie do restauracji. Nie mam czasu na takie gotowanie. Jestem zmęczona, więc planuję trochę jutro pospać. – Obecnie nie była zmęczona, bo była pobudzona po narkotykach, ale przecież nie zacznie się tym chwalić. Jeszcze Zoey by się na nią obraziła, albo nakablowała rodzicom czy coś. Albo wyszła obrażona. Różne rzeczy się dzieją. – Poszukam czegoś i zrobię rezerwację. – Najchętniej to już by zaczęła to sprawdzać. Zobaczyła się z Zoey i już nie chciało jej się być na tej imprezie. Niestety obiecała rodzicom, że wytrzyma do końca, a przynajmniej jak najdłużej.
- Rozumiem. – Pokiwała głową. – Czym się stresujesz? Jest coś w czym mogę pomóc? – Zbudowała kilka domów w Simsach, więc może rzeczywiście będzie w stanie jakoś odciążyć Zoey. Dobra. Nie wiem kogo oszukiwała. Na bank czegoś takiego nie potrafi. No, ale zaoferować się mogła, prawda? – Może właśnie to idealny moment na rzucenie palenia. Będziesz tak zajęta wszystkim, że nie będzie czasu na papierosy. – Ona na przykład paliła mniej, bo wciągała kokainę. Tego jednak Zoey nie zaproponuje, bo jednak chciała, żeby Zoey była zdrowa i żyła długo. Dlatego chce ją wspierać w rzuceniu palenia.
- Nie mam ochoty. – Pokręciła głową. A słysząc o rodzicach to się nawet zaśmiała. – Moi rodzice wiedzą, że biorę narkotyki. – Wyznała szeptem. – W sensie, że palę marihuanę. – Dodała, żeby nie było, że nagle wciąga kokę czy coś, hehe. Głupia dziewucha zaraz sama zadzwoni na siebie na policję.
- Nie. – Odtrącił dłoń Zoey z papierosem, rozlewając przy tym trochę swojego piwa i kątem oka odprowadziła ludzi, którzy akurat opuszczali strefę dla palących. Postanowiła wykorzystać okazję, że były same i chwytając wolną dłonią materiał sukienki Zoey, przyciągnęła ją do siebie i pocałowała. Nie był to zbyt długi pocałunek, ale Gaia chciała z niego wycisnąć tyle ile się dało. W sumie to już nawet nie obawiała się tego, że zostaną przyłapane, bo co im kto zrobi? Absolutnie nic. To nie była nietolerancyjna Ameryka. Gaia jednak przerwała pocałunek na dźwięk, prawdopodobnie, zbliżających się ludzi. Było coś ekscytującego w skradzionych w sekrecie pocałunkach. Odsunęła się nieco, ale dłoń uniosła do twarzy Zoey i starła jej z ust swoją pomadkę. – Co robiłaś jak mnie nie było? – Zapytała ponownie opierając się o murek i pijąc swoje piwko.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Yhym okej... to kiedy masz urodziny? Zapiszę sobie żeby złożyć Ci życzenia w odpowiedni dzień. Nie chciałabym tego przegapić. - Pewnie nawet kupiłaby jej prezent, bo Zoey była jak ja i uwielbiała ludziom robić prezenty także na pewno już w głowie układała sobie jakiś plan co mogłaby Gai na takie urodziny sprezentować. O dziwo nie byłoby tak, że owinęłaby siebie kokardą i powiedziała, że ona jest najlepszym prezentem. No, bo może i by była, ale jednak wolałaby się nieco bardziej wysilić.
- Głupio? Za kogo ty mnie masz? Ładnie, ale nieprzyzwoicie... - teraz jej nie mogła powiedzieć, bo ludzie się dookoła kręcili, a jakby się na ucho do niej pochyliła to jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że ich obgadują. Zostawi jej dirty talk na później, jak już będą same, czego Zoey nie mogła się doczekać. Trochę więc tęsknie jej się przyglądała myśląc o tym, że wystarczająco długo nie całowała tych jej pełnych warg,
- Dobrze. Daj mi znać, o której i gdzie chyba, że chcesz po mnie przyjechać? - No, bo mogła tam też dojechać sama. Miała pewnie honde czy coś iks de. - Powinnam to traktować jako randkę czy po prostu jako wspólną kolację? - Zapytała żeby mieć jasność w tej kwestii. Będzie mówiła wszystkim (czyli pewnie Tyfonowi), że idzie na randkę, a później się okaże, że była to tylko kolacja.
- Ciężko to tak określić. Tak jak mówię, niby nic się takiego nie dzieje, a jednak pewnie dopóki nie postawią pierwszej ściany to będę się denerwować. Teraz jeszcze mogą odrzucić projekt, znaleźć sobie kogoś innego, kto tego dopilnuje... pewnie jakiegoś faceta, bo wiadomo, że faceci się znają lepiej na budowach - wywróciła oczami, bo z tym miała problem. Tkwiła w dość męskim środowisku, gdzie nie każdy traktował ją tak poważnie jak na to zasługiwała i musiała naprawdę o wiele mocniej pracować na szacunek ludzi, z którymi pracowała niż gdyby była rosłym facetem. - Możesz mnie od tego odciągać, być moją przystanią, bez miejsca na rozmyślanie o tym i możesz mi też przypominać, że praca to nie wszystko i, że nie mogę spędzać całych dni na budowie albo przy projekcie. Myślę, że to mi pomoże nie zwariować - powiedziała uśmiechając się, bo najważniejsze dla niej było po prostu wsparcie i możliwość odciągnięcia myśli od spraw powiązanych z pracą. - Będę tak zestresowana, że będę palić przez otwarte okno w biurze, jeżeli będę musiała - westchnęła, bo wiedziała, że to nie jest zdrowe, ale trudno. - Postaram się rzucić jak sytuacja trochę się uspokoi. Obiecuje. Dla Ciebie. - Ostatnio, gdy o tym rozmawiały to Zoey nie była w stanie powiedzieć, że rzuci palenie, bo Gaia ją o to poprosiła. Teraz, po tym co Gaia jej wyznała w biurze, miała już większą motywacje.
- Nie mają nic przeciwko temu? - Zapytała, bo gdyby jej rodzice sie dowiedzieli, że Zoey pali marihuanę, to pewnie by mieli dużo rzeczy przeciwko temu. Nie żeby mogli coś zrobić, bo McTavish była dorosła, ale na bank, by tego nie pochwalali i na każdym kroku dawaliby jej do zrozumienia, że jest narkomanką i powinna się leczyć. Pewnie dlatego Zoey tylko kilka razy w życiu paliła marihuanę i to pewnie przed tym jak zaprzyjaźniła sie z Sameen, bo obawiała się, że gdyby Sam się dowiedziała, że Zoey regularnie popala trawę to by wymordowała wszystkich dilerów w okolicy.
- Okeeej - odpowiedziała i chciała po raz kolejny zaciągnąć się papierosem, ale wtedy Gaia ją do siebie przyciągnęła więc nie oponowała i pogłębiła pocałunek na tyle na ile było to możliwe. Nienawidziła tego, że ludzie muszą akurat teraz iść zapalić, jakby nie mogli przyjść za pół godziny. Odsunęła się od Gai i odchrząknęła poprawiając sobie sukienkę. Czując na swoich ustach jej dłoń to aż z automatu nieco rozchyliła wargi wpatrując się w Gaie. Nienawidziła ludzi, bardziej niż dotychczas. Żeby jednak nie marnować czasu to ponownie się zaciągnęła i wolną ręką złapała za szampana. - Nic specjalnego - odpowiedziała wypuszczając dym z płuc i napiła się łyka alkoholu. - Odwiedziłam brata, pracowałam i nadrabiał trochę straconego czasu z Sameen, bo jej też bardzo często nie ma. Akurat była kilka dni w domu więc mogłyśmy sobie pogadać i razem posiedzieć. - Ponownie się napiła i uśmiechnęła się do Gai. - A Ty jak się bawiłaś? Wyszalałaś sie w ostatni wolny czas przed ciężką pracą w fundacji? - Zapytała przyglądając się jej i ponownie się zaciągnęła.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
- Nie zapomnisz. – Odpowiedziała, bo nie chciała rozmawiać o urodzinach, bo ja jestem zbyt załamana tym jaką datę urodzin wybrałaś Zimmermanom. Nie pasuje mi do postaci Gai i teraz muszę żyć w kłamstwie. I to takim obrzydliwym. Ale załóżmy, że po prostu Gaia nie miała zamiaru już świętować swoich urodzin, bo postanowiła tak jak ja, w pewnym wieku przestać świętować i to obchodzić. Atencję miała każdego dnia, a prezentów nie potrzebowała, bo już miała wszystko. Miała wszystko co można kupić za pieniądze, a teraz była na etapie zdobywania czegoś czego się nie kupi za żadne pieniądze. Coś pięknego. Patrzyła sobie z uśmiechem na Zoey, bo myślała o Zoey w razie gdybyś nie ogarnęła mojego romantyzmu typowej wagi, którą wiesz kto nie jest? Gaia……….
- Za żartownisię? – Zaproponowała skoro to Zoey miała mój znak zodiaku, a jak już wiemy ja bym mogła mieć swój stand-up, ale okej. – Dajesz. Nie bądź taka. Nie znęcaj się nade mną. – Była ciekawa jak Zoey mogła ją nazwać. Zastanawiała się czy to jakieś czułe przezwisko, które od niej dostanie czy jakiś jednorazowy wybryk, który wprawi wszystkich w zakłopotanie. I mówiąc „wszystkich” mam na myśli tylko je.
- Przyjadę po ciebie. – To nawet nie podległo dyskusji. Nie po to miała Porsche i Jaguara, żeby jeździć… Hondą. Nie wiem co prawda jakie auto miała Zoey, ale pewnie Gaia w tym temacie była bardzo wybredna. Nie powinna być, ale była, bo jest jaka jest. Spod złego znaku zodiaku. – Dam ci znać co do tego. – Zaśmiała się. Pamiętała, że miała zaprosić Zoey na randkę, ale niczego fajnego jeszcze nie wymyśliła, a wiadomo, że ja muszę to przemyśleć, żeby nie było niczego durnego i nudnego.
- Po pierwsze… mężczyźni nie znają się absolutnie na niczym. – Skrzywiła się, bo sama myśl o tym, że mężczyźni cokolwiek wiedzieli wywoływało u niej lekkie uczucie zgagi. Dlatego nie myślała o mężczyznach. Po co jak były kobiety? – To kiedy będziesz miała pewność, że zostajesz ze swoim projektem i będą budować twój projekt? – Nie znała się na tym w ogóle. Była pewna, że skoro Zoey już tak otwarcie o tym rozmawiała, to oznaczało to, że jej projekt jest klepnięty i może sobie spać spokojnie. – Oczywiście, że praca to nie wszystko. Ale to jednak spora część… wszystkiego. – Parsknęła śmiechem. Nie chciała Zoey mówić, że praca to nie wszystko i powinna poluzować, bo sama dobrze wiedziała, że jej życie bardzo się teraz zmieni i sama będzie musiała rzucić się w wir ogarniania fundacji. – Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie i nie będziesz musiała tak robić. – No bo jednak to jej biuro to było tak trochę bardzo wysoko. Kto normalny chciałby palić na takiej wysokości. – Nie musisz robić tego dla mnie, Zoey. – Nie chciała obarczać McTavish taką presją. A już na pewno nie chciała, żeby później Zoey miała do niej pretensje, że Zoey rzuciła dla niej papierosy, ale Gaia nadal wciąga kokainę.
- Nie podoba im się to, ale akceptują, bo nie robimy nic co mogłoby zaszkodzić rodzinie. – Przecież to nie tak, że chodzą i wciągają tą marihuanę jak zła siostra bliźniaczka Taylor Swift – Becky. Po prostu sobie palili dla relaksu. Gdyby jednak wiedzieli, że Gaia wciąga kokainę z tyłka czy czoła Erica to już zapewne byłaby całkiem inna rozmowa. Z pewnością na temat wydziedziczenia.
- To co ona robi, że jej tak często nie ma? Myślałam, że przeprowadziła się tutaj dla ciebie. – Trochę nie ogarniała tej przyjaźni i starała się o niej nie myśleć, bo wszystko tam brzmiało w chuj podejrzanie, ale no nie chciała wychodzić na zazdrosną typiarę. Przynajmniej nie teraz. Później mogła. Upiła łyka piwa i po oblizaniu warg zaczęła obracać w dłoniach szklankę. – Chciałabym, żebyś zabrała mnie do domu. Chciałabym być teraz z tobą w łóżku. – Wyznała całkowicie olewając temat swojego wyjazdu, bo kogo to obchodziło? Na pewno nie ją. Chciałą dotykać i całować Zoey i opowiadać jej, albo pokazywać jak bardzo za nią tęskniła.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Okej... ja mam 18 października jakbyś kiedyś chciała mi dać prezent - cóż Zoey nie była tak atencyjna jak Gaia, wiec w ten jeden dzień w roku mogła być hehe. Lubiła swoje urodziny mimo tego, że nie była jak ciekawy przypadek Benjamina Buttona i nie stawała się coraz to młodsza, chociaż też mogłaby mieć romans z Cate, jak już wiemy po wczorajszym seansie, na pewno, by się jej spodobało.
- Yhym, w to akurat nie uwierzę - zaśmiała się, bo sorry, ale Zoey nie miała jakiś wysoce szalonych żartów, większość z nich nie była nawet jakoś specjalnie zabawna, była zaprzeczeniem typowej wagi, chociaż miała w sobie artystyczną duszę, skoro umiała pięknie malować i chciałaby żeby kiedyś Gaia jej zapozowała. - Hmmm... no dobrze - mruknęła i pochyliła się nieco w jej stronę w sumie to mając gdzieś czy ktoś sobie coś o nich pomyśli czy nie. - Ma mythique et tentante déesse du désir - wyszeptała jej do ucha, a jak już wiemy po francusku wszystko brzmi lepiej, a Zoey umiała francuski więc się mogła popisać. Odsunęła się od niej w końcu z lekkim uśmiechem na ustach, chociaż bardzo nie chciała, wolała zostać tak blisko niej, by tak dobrze czuć zapach jej perfum.
- Dobrze, będę czekać w takim razie na informacje - zarówno co do godziny ich spotkania jak i tego czy to randka czy nie. Tak czy inaczej będzie musiała się ładnie ubrać i nawet zaczęła się zastanawiać czy ma coś dobrego na tą okazję czy powinna jednak skoczyć do sklepu w Cairns żeby coś sobie kupic... skoro i tak tam będzie.
- Jak wyleją fundament, wtedy już raczej będą musieli robić tak jak jest w planie... oczywiście poza zmianami, które będzie można wprowadzać na bieżąco, a które na pewno się pojawią, bo ludzie lubią zmieniać zdanie. Nienawidzę jak tak robią. Umawiamy sie na cos, a później jednak chcą okna w innym miejscu... irytujące. - Pokręciła głową, bo później musiała siedzieć i zmieniać plany, a wolałaby już nie robić niepotrzebnej roboty. No, ale klient nasz pan, a płacili jej za to niemałe pieniądze. - Nie muszę, ale chcę. Ostatnio mówiłaś, że mogę to zrobić dla Ciebie i miałaś rację. Potrzebuje motywacji, a Ty będziesz do tego idealna. Ale... baby steps. Nie dam rady ich rzucić z dnia na dzień. - Najpierw po prostu ograniczy, albo przerzuci sie na cygara, bo je pewnie będzie palić dużo rzadziej, chociaż... wyglądała hot z papierosem, a nie oszukujmy sie głownie po to ludzie palą. żeby wyglądać zajebiście.
- Robicie? - Zapytała rozbawiona. - Czyli to rodzinna przypadłość? - Szkoda, że nie było tu innych Zimmermanów, bo była ciekawa czy Gaia jest rzeczywiście podobna do swojego brata bliźniaka i jak w ogóle się ta ich rodzina prezentuje. Tyle o nich słyszała, że w sumie nie mogła się doczekać aż zobaczy ich na własne oczy i przekona się czy wszyscy Zimmermanowie są hot, czy tylko Gaia... i jej mama. Wiadomo, że Zoey to tam akurat obchodziło bycie hot tylko jednej osoby.
- Dużo podróżuje. Mieszkała tutaj długo, później wyjechała w świat, wróciła po nowym roku żeby mi pomóc i jednak zostanie na dłużej, ale to nie zmienia faktu, że ciągle gdzieś jeździ. Nie umie za dużo przebywać w domu. - No jakoś mocno się nie mijała tutaj z prawdą. Po prostu nie mogła dodać informacji o tym, że Sameen podczas swoich podróży robiła złe rzeczy. - Też bym tego chciała - odpowiedziała patrzyła się jednak na swoje ręce trzymające lampkę szampana. - Chciałabym Cię pocałować, przytulić i słuchać jak opowiadasz mi o czymkolwiek - bo sam fakt, że jej o czymś, by opowiadała był dla niej istotny. Uśmiechnęła się nawet bardzo lekko i po chwili podniosła wzrok, żeby spojrzeć na twarz Gai. Przypatrywała się przez moment jak nieco oddalone światła rzucają blask, który mienił się w jej czerwonych włosach. - Może będę Cię mogła zabrać do domu tak powiedzmy... za dwie godziny? Jestem sama... mogłabym Ci w końcu pokazać mój piękny widok, bo ostatnio nie miałam możliwości. Może tym razem, byś mi nie uciekła nad ranem? - Zaproponowała próbując omiatając wzrokiem jej twarz, skupiając się na poszczególnych częściach, które tak bardzo chciałaby teraz dotknąć swoimi ustami. Wargi, policzki, żuchwa, czoło... szyja. - Twoja mama bardzo, by się obraziła gdybym poczuła się źle, a Ty byś sie zaoferowała żeby mnie odeskortować bezpiecznie do domu? - No jeżeli Gaia rzeczywiście powiedziała swojej mamie o niej, tak jak jej kiedyś to zakomunikowała, to kto wie, może Monica Zimmerman nie miałaby z tym problemu, nawet wiedząc, że to bujda.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
- Nigdy bym nie powiedziała, ze jesteś wagą. – To była dla niej niesamowicie szokująca informacja. Tym bardziej, że Gaia była typiarą, która pewnie czytała horoskopy i lubiła zgadywać spod jakiego znaku zodiaku kto jest. – Zakładałam, że jesteś wodnikiem. Albo rybami. – Dodała, bo wyczuła w kościach, że Zoey tak czy siak by ją zapytała o coś takiego. A przynajmniej nie Zoey, ale wiem, że ty byś o to zapytała, żeby mnie torturować. – Nie potrzebuję wiedzieć kiedy masz urodziny, żeby dawać ci prezenty. – Uśmiechnęła się. – Będę się upewniać, że każdego dnia ze mną będziesz się czuła tak jakbyś obchodziła urodziny. – I nie, nie miała na myśli tego, że Gaia była sama w sobie fantastycznym prezentem. Oczywiście obie wiemy, że była. Po prostu chodzi o to, że tak będzie tą Zoey celebrować nawet w normalne dni.
Cieszyła się, że wygrała i że usłyszy to przezwisko. Nachyliła się nawet w stronę Zoey jak zobaczyła, że ta się do niej zbliża. Oczywiście przeszedł ją przyjemny dreszcz jak tylko usłyszała francuski język. Jarało ją to jak każdą kobietę, która kochała kobiety. Niestety nie była w stanie zrozumieć pełnego sensu tych słów, a nie chciała strzelać. – Aber Sie sind klug. Mit mir in einer Sprache zu sprechen, die ich nicht verstehe. – Postanowiła zaserwować Zoey to samo co ona zaserwowała jej. A jednak miała pewność, że McTavish po niemiecku nie mówi. Już wiedziała, że jak będą się kłócić to będzie do niej mówić po niemiecku, żeby mieć przewagę w kłótni. Typiara myślała, że jest sprytna, lol.
- A kiedy będą wylewać fundament? – Nie wiedziała czy jest już na to jakaś data czy coś. – Trochę dziwne. Budują wieżowiec i naprawdę mogą uznać, że okna są w złym miejscu w połowie budowy czy coś? – Dobrze, że nigdy nie była zainteresowana tą dziedziną, bo ludzie by ją tylko wkurwiali. Pewnie by oszalała i skoczyła z tego wieżowca, albo zainspirowała się Sylvią Plath i wsadziła głowę w piekarnik. – Ojjj, nie mówiłam wtedy poważnie. Powinnaś takie rzeczy robić dla siebie, a nie dla kogoś innego. – Znając życie Gaia była wtedy pijana, albo po prostu napalona i mówiła głupie rzeczy, żeby sobie schlebić i wpłynąć na własnego ego.
- Nie robimy. – Poprawiła ją, bo chodziło o to, że nie robili przypału. – W sensie co jest rodzinną przypadłością? Narkotyki? W sensie… marihuana? – Wolała dopytać czy rozumie dobrze pytanie, żeby nie chlapnąć jakiejś głupoty o swojej rodzinie. Wątpiła, żeby Bruno brał kokainę. Raz wzięła z nim LSD i się dobrze bawili, ale tak to nie pamiętała innych incydentów. – Chyba wszyscy palimy… ale myślę, że ja i Bruno najwięcej. – Zmarszczyła brwi i próbowała sobie przypomnieć czy kiedyś paliła z Bjolem czy Bjornem. – Bruno ma nawet swoją hodowlę, którą przeniósł do mnie. – Pochwaliła się chociaż absolutnie nie powinna. Chociaż to Zoey. Mogła jej zaufać. A jeśli nie mogła jej zaufać teraz to pewnie później też nie będzie mogła.
- Dziwne. Brzmi trochę jakby cię wykorzystywała, żeby mieć gdzie za darmo mieszkać i żeby sobie znikać kiedy jej się podoba. – Okej. Ewidentnie nie mogła się powstrzymać od jakiejś niefajnej uwagi. Ona sobie nei wyobrażała, żeby Luna twierdziła, że z nią mieszka, ale tak naprawdę to jest w domu kiedy jej się podoba. Chociaż to też nie tak, że Gaia tą Lunę trzymała w domu na siłę.
- Mam ci opowiadać o czymkolwiek? – Zastanawiała się czy Zoey tak mówiła, bo mówiła czy rzeczywiście jakby Gaia jej opowiadała o budowie turbiny wiatrowej to czy byłaby tym zafascynowana. Czy chodziło tylko o brzmienie jej głosu czy spędzanie czasu w jej obecności?
Pokręciła głową ze smutkiem. – Nie dam rady dzisiaj. Obiecałam mamie, że z nią zostanę. No i nocuję dzisiaj u rodziców. Zostaję u nich na śniadanie. – Powiedziała ze smutkiem. – Chociaż… w sumie mogłabym cię rzeczywiście odeskortować jakbyś się źle czuła. Zdążę posiedzieć z tobą chwilę i upewnić się, że dobrze się czujesz. Wróciłabym do domu, żeby się trochę przespać i zjeść z nimi śniadanie. – Znowu będzie leciała na marnych czterech godzinach snu i będzie musiała wciągnąć kokę, żeby jakoś się trzymać, ale musiała się do tego przyzwyczajać. Tak będzie wyglądało jej życie jak będzie chciała mieć fundację i życie towarzyskie. Wstała upijając swojego piwa. – Pasuje? – Stanęła naprzeciwko Zoey i przejechała palcem od obojczyka po sam koniec dekoltu jej sukienki. Uśmiechnęła się przy tym.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Zoey się absolutnie nie znała na znakach z zodiaku. Kiedyś dla śmiechu z koleżanką czytały horoskopy, ale absolutnie nie traktowała tego w żaden sposób poważnie. Gdyby to miało jakieś znaczenie to ludzie byliby bardzo przewidywalni. - Dzięki bogu, że nie zakładałaś, że jestem bliźniakami - bo to podobno nie jest miły znak, tak samo jak skorpion, ale skoro obie wiemy jaki ma naprawdę znak zodiaku Gaia to wcale tego nie napisze. Chociaż znam kilka skorpionów i to są naprawdę specyficzne osobistości. - Nie musisz mnie tak rozpieszczać - odpowiedziała z uśmiechem - nie potrzebuje prezentów jak mam Cię obok - bo Gaia była dla niej jedną wielką niespodzianką przez większość czasu, który ze sobą spędzały. Miała nadzieję, że będzie go tylko więcej i rzeczywiście będą miały możliwość chodzić na randki i poznawać się.
Trochę się obawiała, że Gaia zaraz zacznie się śmiać słysząc te jej słowa po francusku, ale gdy tak się nie stało to poczuła się bardzo dumna sama z siebie. Naprawdę. - Nie mam pojęcia co mówisz. Nie wiem czy to zasługa niemieckiego, czy Ciebie, czy może obu tych czynników, ale brzmi to cholernie seksownie - wiadomo tak twardo i trochę rozkazująco, jak to typowy niemiecki język. Zoey się nauczy niemieckiego specjalnie dla Gai kiedyś i się Zimmerman zdziwi jak jej Zoey w trakcie kłótni odpyskuje po niemiecku. Gorzej jak Gaia będzie do niej mówić po niemiecku, a Zoey do Gai po gaelicku, wtedy dość spora bariera językowa im się stworzy, ale może będzie zabawnie.
- Zależy od pogody, ale jeżeli nie będzie padać to za dwa tygodnie. Na razie przygotowują podłoże, czyszczą wszystko i tak dalej - trochę to wszystko trwa. Naprawdę chciałaby żeby to wszystko było już za nią. Nie wiedziała ile nerwów i stresu będzie ją kosztował ten projekt, ale jak już go doprowadzi do końca to będzie dla niej wielkie osiągnięcie. - Owszem - zaśmiała sie - czasem nawet budowlańcy nie umieją czytać planów i robią okna tam, gdzie ich nie powinno być, albo zamurowują te, które być powinny - true story, historia z placu budowy. Takie rzeczy sie zdarzały z tymi specjalistami. - Robię dla siebie, ale gdybym to robiła tylko dla siebie to szybko bym zrezygnowała. Już ja siebie znam. - Nie miała silnej woli niestety. Tego jej bozia oszczędziła. Była ładna, mądra i bez silnej woli. Łatwo wpadała w uzależnienia.
- Tak, w sensie czy wszyscy w rodzinie palicie marihuanę - no i jak się okazało była to bliźniacza przypadłość, chociaż obstawiam, ze Bjorn i Bjol wcale święci nie są i pewnie robili też takie rzeczy tylko być może nie z Gaią i Brunem. - Odważnie, takie hodowanie jest legalne? - Nie miała pojęcia, bo nigdy sie tym nie interesowała, chociaż jako córka polityka to może powinna. W każdym razie nie miała zamiaru nic nikomu mówić o tym, że bliźniaki mają marihuanę, bo to nie była jej sprawa. Chociaż oczywiście wolałaby żeby przy niej Gaia była trzeźwa, ale nie była w pozycji do tego, by od niej wymagać takich rzeczy,
- Yhym, lubię słuchać jak coś opowiadasz. - Lubiła słuchać jej głosu, spędzać z nią czas na pogawędkach, bo dzięki temu też ją poznawała i to w taki bardzo naturalny sposób, a już wiedziała, że Gaia jakoś mocno nie lubi o sobie mówić więc trzeba było jej dać swobodę i przestrzeń, by sama zaczęła rozmowę. Zoey naprawdę starała się nie być osaczająca, chociaż wiadomo, że nie zawsze jej się udawało.
To było smutne, że nie dane było im spędzić ze sobą więcej czasu, no ale kiwnęła głową. Rozumiała, że Gaia chce spędzić czas z rodzicami. Nie miała z tym problemu, bo byłaby popierdolona gdyby miała. Wysłuchała jej słów z lekkim uśmiechem i dreszcz przeszedł po jej ciele, gdy poczuła na swojej skórze dotyk Gai, nawet tak skromny. - Pasuje - kiwnęła głową i wypiła resztę szampana. - To w takim razie dam się jeszcze trochę nacieszyć swoją obecnością moim i Twoim rodzicom. Może mam idealną okazję do tego, żeby podlizać się Twoim rodzicom - puściła do niej oczko i zmarszczyła nieco nos. - Wracajmy do nich, ale po drodze wezmę sobie jeszcze jedną lampkę szampana - no i rzeczywiście ruszyły z powrotem do baru, gdzie Zoey zamówiła sobie kolejną porcję alkoholu, a później wróciły do swoich rodziców. - Zwracam państwu córkę - powiedziała gdy podeszły do stolika, przy którym siedzieli ich rodzice. Sama zresztą też sobie usiadła na wolnym miejscu zostawiając Gai jeszcze wolne krzesło obok niej.

gaia zimmerman
ODPOWIEDZ