animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
050.

Nikt, dosłownie nikt nie spodziewał się tego jak ciężki będzie ten wieczór. Gaia myślała, że sobie pojedzie na imprezę i dobrze się pobawi i że zdąży wytrzeźwieć, żeby wrócić nad ranem. Niestety tak się złożyło, że musiała do Lorne wracać po alkoholu! No, ale tego nikt nie wiedział. Poza Zoey, która chyba musiała widzieć, że Gaia wysiadała z auta z piwem. No, ale tego Gaia nie wiedziała. Dlatego też nie rozumiała dlaczego Zoey tak bardzo uparła się na to, żeby prowadzić auto. ZImmerman założyła, że chodziło oczywiście o to, że po prostu Porsche jest zajebistym autkiem i dla Zoey to była okazja, żeby się nim przejechać. Nie dziwiła się. Gaia też by dała wiele, żeby się karnąć Porsche. Dlatego je sobie kupiła.
Jadąc na miejscu pasażera czuła się trochę jak prostytutka. Albo Julia Roberts w Pretty Woman, chociaż to chyba jedno i to samo na tym etapie. Jak wsiadły do auta i Zoey odpaliła to Gaia tylko szybko wyłączyła radio, żeby McTavish nie wiedziała, że w drodze do niej, Gaia słuchała albańskich smutów. Chociaż nie były aż tak smutne. Ale były odpowiedzialne za klimat tej rozmowy na plaży. Podczas jazdy Gaia za wiele nie mówiła, bo w sumie nie chciało jej się gadać. I tak już dużo powiedziała. Pewnie trochę za dużo i teraz miała wyrzuty sumienia, albo kaca moralnego. Nie powinna mówić Zoey o tym, że jest nieszczęśliwa. Takich rzeczy się nie opowiada nikomu. Nawet najlepszej psiapsi, Lunie. Jak podjechały pod tom, to Gaia wcisnęła przycisk otwarcia bramy i sobie wjechały i Gaia tą bramę zamknęła. Normalnie brama była raczej cały czas otwarta, ale jak nikogo nie było w domu to Gaia wolała ją zamykać. No i musiała dla Joela sprawiać pozory tego, że ktoś rzeczywiście dba o bezpieczeństwo ludzi znajdujących się w środku (Luny, której tak naprawdę nie było).
- Zaparkuj tutaj. - Wskazała odpowiednie miejsce, bo już musiała na jutro sobie zaplanować pojechanie na stację benzynową, żeby auto zatankować. Wysiadła z auta bez problemu, bo Luna kłamała i te auta wcale nie są tak niewygodne, jak ona rozpowiadała.
- Mówiłam? - Wskazała na okno, w którym było widać kota i psa. Jedno było niezadowolone, a drugie nakurwiało ogonem po twarzy drugiego kota, który stał sobie niewinnie w tle. - Ten głupszy to Kramer. - Przedstawiła go i wygrzebała z torebki klucze i otworzyła dom. Wlazły do środka i Ponyo podbiegła na chwilę do Gai, ale zaraz przerzuciła się na witanie Zoey. Wiadomo, że psy zawsze były zainteresowane kimś nowym. Koty z pogardą patrzyły na wszystko co się dzieje. -Tam ten to Kratos. - Wskazała na drugiego kota. Gaia też przez chwilę patrzyła na szalejącą Ponyo, ale zaraz zajęła się ściąganiem butów, które odrzuciła gdzieś na bok. Zdjęła też marynarkę, którą odwiesiła na jakiś haczyk. Podeszła do Zoey i dźgnęła ją lekko palcem, żeby zwrócić na siebie uwagę. Teraz to Ponyo była atencyjną kurewką jak swoja matka, eh. - Chcesz coś zjeść czy chcesz iść spać? - Zapytała mając na uwadze to, że Zoey nie spała, bo sąsiad się ruchał.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
031
{outfit}
Zoey widząc jak Gaia zeruje piwo w trakcie ich spaceru to oczywiście, że nie pozwoliłaby jej na to żeby jechać samochodem, nawet taki kawałek. Nie daj boże coś, by się stało i wtedy byłby przypał. Wolała sama pokierować poza tym, kto by się nie chciał karnąć takim samochodem, no chyba tylko Luna, która wolała najwyraźniej Bentleya w cabrio. Sama podróż minęła dość szybko, przynajmniej dla Zoey, która jednak skupiła się na drodze. Bała się trochę tego, że przez to na jakie tematy przed chwilą rozmawiały to teraz będzie jakoś dziwnie. No, ale zobaczy. Jak będzie dziwnie to po prostu powie, że jest dziwnie, to zazwyczaj najlepiej działało na rozładowanie takiego napięcia i niezręczności. - Jasne - odpowiedziała i zaparkowała tam, gdzie Zimmerman jej wskazała, a później wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i wyszła z samochodu z małą trudnością, bo Luna nigdy nie kłamie. Oddała też od razu klucze Gai, żeby później nie zapomnieć.
- Oww zawsze masz takie powitanie? - Zapytała patrząc w okno na zwierzaki, które były przesłodkie, chociaż jeden z kotów wydawał się absolutnie niezadowolony. - Okej, czemu jest głupszy? - No wyglądał może na nieco... szukającego jakiejś szarej komórki, ale może to były tylko pozory. Kto jednak wiedział lepiej niż matka? Gaia przecież spędzała z nimi najwięcej czasu więc na bank byłaby w stanie opowiedzieć Zoey jakąś historyjkę dlaczego to Kramer jest głupszy. Pewnie zasypuje miski po zjedzeniu. Zoey weszła za Gaią do domu, gdzie od razu oczywiście przywitała się z pieskiem. Ponyo już znała więc te dwie nie potrzebowały zapoznania. Ściągnęła też buty i odłożyła je do przedpokoju. - Kratos chyba nie za bardzo lubi gości - zauważyła wracając do głaskania pieska, który najwyraźniej cieszył się na jej widok bardziej niż kotki. - Powinnam się obawiać, że dostanę łapą z pazurami? - Zapytała i obróciła się w stronę Gai, gdy ta ją dotknęła. - Jeść nie, no chyba, że będe musiała stąd rano się wymykać to możesz mi zrobić coś na drogę - no McTavish nie miała 15 lat i zdecydowanie nie byłaby w stanie się wymknąć pod osłoną nocy mając na sobie jedyne koszulkę ze zlotu nurków w 2021. - Ale herbaty bym się mogła napić przed snem - miała ochotę na coś ciepłego, bo jednak na tej plaży trochę wiało od wody, a ona była w sukience na ramiączkach. - Nie obudzimy Luny? - Zapytała i od razu ściszyła głos, bo zapomniała, że przecież jej przyjaciółka może teraz spać.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Zaśmiała się, bo w sumie rzeczywiście śmiesznie wyglądało to małe Zoo w oknie. Pomyślała jeszcze o papugach, ale naprawdę wątpiła w to, żeby papugi latały u niej na chacie luzem i podlatywałyby do okna z psem i kotami, żeby patrzeć jak ich seksowna pańcia wraca na chatę. – Tak. Czasami brakuje mi tylko Luny przy tym widoku. – Zażartowała, ale też nie żartowała. Oczekiwałaby tego. Chociaż już z Luną ustaliły, że Dashwood to ma na nią czekać w łóżku, żeby grzać jej łoże. Nie powiedziała tego na głos, bo może Zoey nie chciała czegoś takiego słyszeć. Zwłaszcza po rozmowie, którą odbyły na plaży.
- Albo jest szczerze opóźniony, albo jest po prostu leniwy. – Wzruszyła ramionami. Sam fakt, że ten głupi kot pozwalała na to, żeby obrywać po pysku ogonem podekscytowanej Ponyo o czymś świadczył. – Ale jest też przy tym kotem, który bardziej lubi się przytulać. Co przy upałach jest nieznośne, ale jak mi zimno to jest idealny. – Uśmiechnęła się. Pewnie Kramer był też kotem, który kładł jej się tyłkiem na twarz jak sobie spała. I później budziła się z koszmarami, albo kłakami w ustach. Albo przerażona i zadyszana z uczuciem jakby nie mogła oddychać. – Kratos to nawet nie lubi ludzi, którzy płacą rachunki za ten dom. – Parsknęła. Mówiła oczywiście o swoich rodzicach. – Aczkolwiek Kratos i Kramer bardziej teraz okupują Lunę. Chyba próbują być obrażeni za to, że Ponyo śpi u mnie. – Uśmiechnęła się w stronę psa, którego Zoey nadal zabawiała.
- Nie. Nie sądzę. Jak będą chcieli cię poznać to podejdą. Ale atakować raczej nie powinni. – No, ale skąd mogła wiedzieć to koty. Żyły swoim własnym życiem. – Nie będziesz musiała się rano wymykać. – Prychnęła przewracając oczami. – A jeżeli będziesz chciała się wymknąć to i tak cię odwiozę. – No bo to jednak był kawałek. A bez sensu, żeby z rana jeździła taksówkami czy uberami i żeby ludzie ją oceniali, że odwala właśnie walk of shame. – Zrobię ci śniadanie. – Dodała z uśmiechem i pogładziła Zoey po nagim ramieniu.
- Dobrze, wypijemy herbaty. – Skinęła głową, złapała Zoey za dłoń, żeby spleść jej palce ze swoimi i poprowadziła ją do kuchni. Obrzydliwe, że chciała coś ciepłego do picia, jak gorąca typiara stała obok niej. Miała ciepłe ciało do ogrzania. Dosłownie stojące obok w samym staniku!! (i spodniach). – Luna jest na randce ze swoim chłopakiem. A przynajmniej mamy nadzieję, że zostanie chłopakiem. Z dobrych źródeł wiem, że wróci dopiero rano. – Dodała z tajemniczym uśmiechem. – Chodź, Ponyo. – Zagwizdała na psa, żeby pokazać kotom, że miały rację. W mieście był nowy ulubieniec i była to mała Ponyo.
W kuchni nalała wodę do czajnika i nastawiła płytę, żeby wszystko już się grzało. Wyjęła też dwa kubki i zwróciła się do Zoey. – Na jaką herbatę masz ochotę? – Zapytała podchodząc do McTavish i stając jak zwykle za blisko. Trzymała jednak rączki przy sobie. Ale usta już nie. A przynajmniej nie do końca. Nachyliła się zbliżając swoją twarz do Zoey i pozwoliła zadecydować jej czy mogą się pocałować czy jest to przekroczenie granicy, której nie ustaliły w sumie.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zaśmiała się cicho, bo oczywiście uważała, że Gaia sobie żartuje. Nie wiedziała nic o ustaleniach jakie Gaia miała z Luną i w sumie to bardzo dobrze z wiadomych przyczyn. Może kiedyś, za parę lat jak jej Gaia o tym powie to się wtedy zaśmieje z tego, teraz pewnie byłoby jej smutmo, a już nie chcemy żeby temu człowieczkowi było smutno. Podziękujemy za to.
- Nieważne, ważne, że go kochasz mimo tego, że jest upośledzony - i tutaj sobie wyobraź ten mem z Padmą i Anakinem i Zoey jest padmą i mówi właśnie to co powiedziała, a w kolejnym kafelku "kochasz go pomimo, że jest upośledzony prawda?". - Nie można mieć wszystkiego, chociaż gdybym miała mieć kota to zdecydowanie wolałabym takiego, który lubi się przytulać niezależnie od pogody. Szczególnie jakby się dawał przytulać przy zasypianiu. - Może powinna sobie sprawić zwierzaka jak już ogarnie ten swój nowy dom? W sumie i tak siedziała zazwyczaj na chacie więc zwierzak nie byłby sam. Z drugiej strony nigdy nie była matką, może powinna zacząć od rybek? Albo ślimaka? - Ah czyli to ten typ kota, który uważa ludzi za niewolników - oglądała memy i filmiki z kotkami na insta. W sumie to nie wiem czy Zoey jest bardziej cat czy dog person, chociaż pewnie patrząc na jej obsesję na temat panter to jednak cat person. - A ona jak się z nimi dogaduje? - Zapytała, bo to też różnie bywało. Czasem współlokatorzy nie przepadali za zwierzakami swoich współlokatorów. Wiem to z doświadczenia, biedna Eris.
- To dobrze, bo na pewno bym Cię zbudziła, nie jestem dobra w wymykanie się po ciuchu - tak obstawiała, ale też ciężko stwierdzić, bo nigdy się nie wymykała. Znała jednak siebie i z jej szczęściem to pewnie jak chciałaby być cicho to zleciałaby ze schodów i tyle, by z tego było. - Właściwie to wersja ze śniadaniem mi się bardziej podoba niż ta ucieczka - no czekała w końcu na te gofry. Może będzie miała okazję ich spróbować. Nawet jeżeli będzie w nich jakiś koci kłaczek, to będzie w stanie to wybaczyć.
Uśmiechnęła się gdy Gaia złapała ją za dłoń. Nie miała problemu z kontaktem fizycznym, nie chciała zmieniać nic w tych ich spotkaniach. Lubiła to, że mogły być ze sobą blisko, szczególnie, że dla niej każdy taki gest był jednak ekscytujący, nawet takie łapanie się za ręce. W końcu, tak jak Gai dzisiaj powiedziała, to było dla niej nowe. Trzymanie się za ręce z dziewczyną, która jej się podobała, to nie było coś do czego zdążyła się już przyzwyczaić. - Widzę, że im kibicujesz więc ten chłopak chyba jest okej co? - No pewnie, gdyby był zjebany to, by jej nie puściła na całonocną randkę. Zoey zdążyła już zauważyć, że Luna jest chyba najlepszą przyjaciółką Gai, chociaż tylko ją na ten moment znała. - Czyli mamy wolną chatę, możesz mnie oprowadzić, bo chyba nie widziałam nic poza ogrodem i kuchnią od momentu jak się tu wprowadziłaś. - Wcześniej jak oglądały ten dom to pewnie zrobiły sobie wycieczkę po pokojach, ale zapewne Gaia co nieco tu pozmieniała. To takie zboczenie zawodowe, że lubiła oglądać wnętrza domów czy mieszkań.
Obserwowała sobie Gaie, gdy nastawiała wodę i miło było patrzeć na nią robiącą taką zwykłą czynność jak zaparzenie herbaty. - Zielona może być jeżeli masz - odpowiedziała utrzymując na niej swoje spojrzenie, a gdy podeszła bliżej niej to na twarzy Zoey zabłąkał się lekko flirciarski uśmiech. Myślała, że Gaia ją pocałuje, ale gdy tego nie zrobiła to McTavish tylko uśmiechnęła się szerzej i spoglądała to na jej oczy to na usta i znów na oczy. - Chcesz mnie pocałować czy mam coś dziwnego na twarzy? - Zapytała z rozbawieniem i delikatnie przygryzła dolną wargę. Ułożyła swoją dłoń na talii kobiety i przyciągnęła ją w końcu do siebie, by złożyć na jej ustach pocałunek, początkowo dość miękki i czuły pocałunek, który jednak po chwili nieco pogłębiła dodając do niego trochę więcej namiętności, za którą dzisiaj już zaczynała tęsknić.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
No i niech tak zostanie. Im Zoey mniej wie, tym Zoey lepiej śpi. Nikt nie musi znać obsesji jaką Gaia darzyła Lunę. Wystarczało to, że Luna wiedziała i jakimś cudem to tolerowała i się z tą Gaią jeszcze trzymała.
- Oczywiście, że tak. – Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Jakby Gaia nie kochała żadnego ze swoich zwierzaków, to by się ich pewnie pozbyła. Ale w humanitarny sposób. Oddałaby te zwierzaki rodzicom, albo uznała, że byłyby świetnym dodatkiem do domu spokojnej starości. Starzy ludzie na bank pokochaliby dwa kotki i pieska. Na szczęście zwierzęta były kochane w tym domu i nie trzeba było się ich pozbywać. – To w takim razie dam ci smaczki, żebyś podrzuciła je Kramerowi. Powinniście się zaprzyjaźnić. – Jak już Zoey miała tutaj bywać częściej, a Gaia zakładała, że tak będzie, to wypadało, żeby wybrała sobie ulubieńca. Tym sposobem, nadąsany Kratos trafia do Luny jako jej ulubieniec. To też miało sens, bo pewnie Kratos miał ten sam emo vibe, który Gaia widziała w Lunie.
- Nie lubi Ponyo. – Zniżyła głos do szeptu, żeby Ponyo nie słyszała, ale słyszała, bo to jednak pies, który słyszy więcej niż powinien. – Kramera i Kratosa lubi. Ale ogólnie to dba o nich wszystkich jak mnie nie ma, albo nie ogarniam życia. – To drugie było częstszym zjawiskiem, bo przez ostatnie pół roku istnienia Gai, to ja nawet nie pamiętałam, że ona te koty ma. Ty za to bardzo chętnie wypominałaś mi ich egzystencje. Możesz to zmienić w prezce Zimmermanów.
- To dobrze. Nie chciałabym, żebyś się wymknęła cichaczem. Ale też nie chciałabym przyłapać cię na wymykaniu się. Także po prostu sobie leż, okej? – Wiadomo, że Gaia miała jakieś abandoned issues, więc jakby się obudziła na dźwięk wymykającej się od niej Zoey, to pewnie by się rozpłakała i udawała, że w sumie to nic się nie dzieje, tylko coś wielkiego wpadło jej do oka. Typowa Gaia. Po co mówić prawdę, jak można obrzydliwie kłamać? – W takim razie śniadanie. – Postanowione. Luna pewnie będzie odsypiać noc z Joelem, więc nawet się nie zorientuje, że Gaia miała gościa. Hehe. A nawet jakby się zorientowała, to świat się w sumie nie skończy. Przecież Zoey nie była tajemnicą.
- Jest okej. – Skinęła głową. Ciężko tutaj mówić o chłopaku skoro typ był mężczyzną starszym nawet od Zoey. Trochę chamsko jak w życiu Gai, Zoey stała się wyznacznikiem starszej osoby. Ważne, że Joel był młodszy od rodziców Luny i Gai. Druga sprawa byłą taka, że w oczach Gai, nikt nie zasługiwał na Lunę. Nawet ona sama. Aczkolwiek wiedziała, że była najbliższa ideałowi, który dorównałby Luńci. – No tak. Rzeczywiście nie widziałaś tego domu. – Gaia w sumie też nie. Dopiero na Walentynki odkryła każdy zakamarek tego domu, bo miały okazję z Luną spędzić tutaj prawie cały dzień i cieszyć się urokami takiej chałupy. – Oczywiście, że cię oprowadzę. – Teraz wiedziała jak skoro znała rozłożenie pokoi. I tak skończą w jej sypialni, która wiadomo, że najbardziej powinna interesować Zoey.
Skinęła głową i nie dała tego po sobie poznać, ale szafkę otwierała zestresowana. Nie miała zielonego pojęcia jakie miała herbaty w tym domu. Bała się, że zaraz wyjdzie, że nie ma żadnych herbat. Na szczęście była zielona herbata. Wzięła dwie torebki i wsadziła je do kubków, a później już stała przylepiona do Zoey. – Zaraz możesz mieć coś dziwnego na twarzy. Mnie. - Uśmiechnęła się dumna z tego żarciku i rzeczywiście potwierdziła swoją delikatną groźbę i Zoey miała coś dziwnego na twarzy. Odwzajemniała pocałunki będąc pod wrażeniem tego, że była szczera z Zoey odnośnie swoich obaw i życiowych porażek, a McTavish jej nie odrzuciła. Nawet wróciła z nią do jej domu i Gaia mogła spełniać swoje małe fantazje całowania Zoey w swoim domu. W sumie to nawet odważyła się iść o krok dalej i zrobiła coś czego nigdy dotąd nie próbowała zrobić z Zoey. Wykorzystała okazję, że McTavish miała sukienkę i zawędrowała jej dłonią pod tą sukienkę i złapała ją za tyłek. A, że miała ręce jak pokrywki od śmietnika, to było jej wygodnie. Miała nawet wyjebane w to, że Ponyo się gapi, a czuła na sobie wzrok tego małego zboczeńca.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- A bardzo chętnie – nie miała problemu z tym żeby zaprzyjaźnić się z kotem szczególnie jeżeli był przytulaśny. Panter głaskać nie mogła więc byłoby to miłe zastępstwo. Poza tym jeżeli rzeczywiście miała tu przychodzić częściej to nawet jeżeli Gai nie będzie w domu, to będzie miała wymówkę, żeby tu przyjść i na nią poczekać, bo w końcu przyjdzie pobawić się ze swoim kocim przyjacielem. Każdy ma swojego ulubieńca i będzie zadowolony. Nic dziwnego, że Lunie i Zoey przypadły w podziale koty, bo to są zwierzęta bardziej dla introwertyków, a pieski dla ekstraweryuków. Także oczywiście, że Ponyo była dla Gai naturalnym wyborem.
- Ohh... – mruknęła i spojrzała na pieska, który sobie radośnie łaził po kuchni merdając ogonem. – Pogryzła jej coś? – No, bo musiał być jakiś powód, no chyba, że Luna nie lubiła zbyt szczęśliwych zwierzątek i dlatego wolała koty. Taka możliwość tez była. – To bardzo miłe, że się nimi zajmuje, pewnie traktuje je też jak swoje skoro razem mieszkacie – Zoey też coś wiedziała na temat zajmowania się zwierzakami przyjaciół. W sumie to jednym. Tyfon był bardzo ułozonym pieskiem i nauczył się tego żeby rozumieć komedy po angielsku, a nie tylko po grecku.
- Będę po prostu leżeć, może nawet będę spać. Zobaczymy – na pewno nie chciałaby tak po prostu sobie wyjść. Nawet gdyby wstała dużo, dużo wcześniej niż Gaia to pewnie po prostu pokręciłaby się po domu, zrobiła sobie kawę i oglądała telewizję ze swoim nowym kocim przyjacielem na kolanach. Poczekałaby na nią. Już się zdeklarowała, że na nią poczeka, więc może równie dobrze czekać i na to aż się Gaia obudzi. Uśmiechnęła się, gdy już sobie ustaliły, że zjedzą razem śniadanie. W końcu. Miały kilka prób i im nie wyszło, może tym razem się uda.
Całe szczęście, że Zoey nie wiedziała, że Luna, by nie powiedziała o niej, że „jest okej”. Nie po tym jak okłamała Gaie, chociaż może gdyby z nia pogadała to, by się okazało, że mają więcej wspólnego (mnie i Gaie) niż im się wydaje. – Macie jakiś taki pokój, o który się spinacie co w nim powinno być? – Na przykład, że Luna chciałaby tam zrobić biblioteczkę, a Gaia miejcówkę do karaoke, albo kolejną garderobę, żeby zmieścić jeszcze wiecej materiałów, które podobno są ciuchami.
Dobrze, że Zoey sobie nie wymyśliła jakiejs białej herbaty zerwanej o północy na zboczach Kilimandżaro z dodatkiem malin i mięty polnej. Tak, jestem pewna, że na zboczach Kilimandżaro nie sadzi się herbaty, ale ładnie to brzmi. Takiej herbaty Gaia, by na bank nie znalazła, ponieważ nie istnieje i wtedy byłaby dopiero zestresowana. Nie spodziewała się też, że będzie mieć coś dziwnego na twarzy i tym czymś będzie Gaia. Mogłaby mieć po prostu Gaie na twarzy, bo wcale nie uważała jej za dziwną, tylko S K O M P L I K O W A N Ą. Zachichotała więc cicho, bo było to zabawne. Nic już na to nie odpowiedziała, bo słowa nie były tu za bardzo potrzebne. Gdyby McTavish wiedziała jakie Gaia ma fantazje to pewnie przyjechałaby tu o wiele wcześniej, albo w Walentynki wprosiłaby się do domu, a nie na ogród, chociaż wtedy Luna byłaby tym małym zboczuchem co pogląda. Zoey nie miała żadnego problemu z tym, żeby Gaia ją złapała za tyłek. Akurat, w przeciwieństwie do swoich cycków, nie miała z nim problemów. Uważała, że jest całkiem okej więc nie wstydziła się z tego powodu. Uśmiechnęła się natomiast między kolejnymi pocałunkami. – Masz bardzo ciepłe dłonie – mruknęła, gdy znalazła kilka sekund między jednym pocałunkiem, a kolejnym. Nic dziwnego, że takie miała, skoro była gorącą kobietą. – Lubię, gdy mnie dotykasz – nie mówiła tu akurat tylko o łapaniu za poślady, ale nawet o takim zwykłym dotyku, gdy głaskała ją po twarzy czy ramieniu. To było bardzo miłe. Ustami natomiast zjechchała na jej szyję i dekolt, gdyby nie fakt, że była świadoma tego, że czekają na herbatę i raczej nie będą miały dużo czasu to MOŻE odważyłaby się na to, żeby rozpiąć jej ten stanik, bo sorry, ale po radach od Sameen była w pełni gotowa na cycki.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia ucieszyła się, że Zoey jest typiarą, która nie gardzi jej kotami i Ponyo. Raczej nie mogłaby myśleć o związaniu się z kimś kto nie lubiłby zwierzaków. A Zoey już nawet miała wybranego ulubieńca. Idealna sprawa.
- Nie. Nie mam pojęcia o co chodziło. Zapomnę zawsze zapytać. – Ale nie miało to znaczenia. Ważne, że Luna lubiła chociaż koty, a też nie olewała psa jak trzeba było się nią zająć. – Dobrze, że się nimi zajmuje, bo ja czasami nie ogarniam życia i zapominam. – Może nie tyle zapomina, ale często bywa tak, że po prostu nie ma jej w domu. Albo imprezuje, albo pracuje, albo nagle spontanicznie ląduje na Nowej Kaledonii i nie myśli o tym co zostawiła za sobą w Lorne Bay.
- Będziesz spać. Wyśpisz się. Nikt się nie będzie ruchał za ścianą. – Posłała jej uśmiech. Gaia będzie dodatkowo ją przez całą noc przytulać jak sporych rozmiarów glonojad. Poza tym Gaia nie miała pojebanych sąsiadów, którzy w ten sposób zagłuszali cisze nocną. A jak miała to nie wiedziała, bo jednak miała potężne tereny wokół domu i nie wiem jak głośni musieliby być ci sąsiedzi, żeby Gaia ich słyszała. Pewnie musieliby puszczać swoje odgłosy wprost do jakiś mikrofonów czy coś. Na szczęście nie byli tacy pojebani. Pewnie obok niej mieszkał ten słynny golfista, którego adres Bruno podał jako swój. Chociaż to będzie bardziej przy terenie willi, a nie domów jednorodzinnych. Chyba.
- Absolutnie nie. Nie kłócę się z Luną o nic. Mamy jeden umysł. – Spinały się tylko wtedy jak się okazywało, że Gaia nie jest sobą tylko jakąś żałosną wersją swojej osoby. A nawet wtedy się nie spinały tylko Luna mówiła, a Gaia płakała i ostatecznie i tak kończyło się na tym, że Gaia myślała o całowaniu Luny i jej to proponowała, ale Luna zawsze była tą rozważną, więc stopowała te obrzydliwe zapędy Zimmermanowej. – Dobra. Nie mamy jednego umysłu. Luna nie jest tak posrana i … skomplikowana jak ja. – Tutaj się ładnie uśmiechnęła do Zoey, bo tylko Zoey mówiła Gai, że jest skomplikowana. A przynajmniej mówiła jej to w twarz. Reszta pewnie obgadywała biedną za plecami. Na szczęście Gaia była bogata i ładna, więc miała w to wyjebane.
Mogłaś napisać, że biała herbata z kwiatu Agarity, który można zebrać tylko w poniedziałki i piątki na wzgórzach Rio Bravo, albo w okolicach Lake Julio pomiędzy godziną 22:00 a 5:00. To byłoby coś pięknego. Obie dobrze wiemy, że gdyby Gaia miała na sobie jakąkolwiek koszulkę to już dawno by ją z siebie ściągnęła, bo ona ewidentnie ma awersję do koszulek. A już na pewno w towarzystwie Zoey. Stanika nie mogła z siebie zdjąć, bo to jednak już było dziwne. Nie wiem czemu, ale w jej oczach było dziwne. Teraz jednak skupiała się na całowaniu Zoey i trzymaniu jej tyłka, ale z jakiegoś powodu robiła to tylko jedną dłonią. Pewnie przez to jaką pojemną miała tą dłoń. – Wyobraź sobie ciepło całego ciała. – Opowiedziała z uśmiechem jak całowała jej szyję. Co prawda bardziej się martwiła tym, że Zoey jest może zimno, ale nie chciała psuć nastroju. Tym bardziej, że wiedziała, że czajnik skutecznie ten nastrój zrujnuje.
- Lubisz? – Zapytała i przerwała całowanie, żeby sobie spojrzeć na Zoey. Oczywiście, ze egoistycznie potrzebowała potwierdzenia, że Zoey naprawdę lubi jak Gaia ją dotyka. – Mogę pomyśleć o jeszcze paru miejscach, których nie dotykałam. – Pocałowała Zoey w usta i co pocałunek schodziła niżej, aż ostatecznie musiała paść przed Zoey na kolana. Nie zrobiła tego jednak jakoś gwałtownie i niezręcznie, bo nie była (wbrew pozorom) pojebana. Całe zejście wyszło jej bardzo zręcznie i starannie. Zupełnie jakby całe życie ćwiczyła, żeby klęczeć przed innymi. Albo przed Bogiem. Nie wiem, może chodziła do kościoła, ale nie pisałam nią postów w niedzielę i nie wiem! Tak czy siak, Gaia nie obawiała się klękania przed ludźmi. Przed bogiem też nie. Nieważne czy w grę wchodziła przyjemność dawana pocałunkami czy werbalnie (modlitwy, nic sprośnego!). Podwinęła znowu sukienkę Zoey do góry i zaczęła ją całować po udach, przechodziła nawet do wewnętrznej strony ud i kierowała się coraz wyżej. Próbowała nawet przez kilka naprawdę długich chwil ignorować nakurwiający czajnik, ale niestety dłużej się nie dało. Oparła sobie dłonie na własnych udach i spojrzała z dołu na Zoey. – Naprawdę musiałaś mieć ochotę na herbatę, nie? Nie mogłaś chcieć szklanki wody? – Zapytała, ale się uśmiechnęła, żeby nie było, że Gaia jest niszczycielką dobrej zabawy. To wina czajnika. Podniosła się sprawnie z tej podłogi i wyłączyła kuchenkę i zalała im herbaty.
- A, prawie zapomniałam. – Podeszła do jakiejś szuflady, którą od razu otworzyła. No i jak tylko ją otworzyła, to do kuchni przyleciały koty i pies. Chociaż Ponyo zbok to standard, że cały czas tu kitrała i się gapiła. – Proszę. – Podała pojemnik Zoey, na którym było wygrawerowane imię Kramera. Pewnie nawet był tam symbol meduzy, bo Gaia nawet pojemniki na chrupki dla zwierząt miała robione na zamówienie przez Versace. Pojebane.
- Pa na to. – Powiedziała do Zoey i wzięła różowe pudełko, z którego wzięła chrupka. – Ponyo! Patrz! – Poczekała aż Ponyo na nią spojrzy, wtedy się zamachnęła i rzuciła przysmakiem tak daleko, że pewnie wylądował pod fortepianem. Pojebana typka. Ale w sumie trzeba pamiętać, że Gaia była po kilku piwach. Można jej to wybaczyć.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
No na bank nikt się nie będzie ruchał za ścianą, bo Luna dzisiaj nocowała u Joela iks de. W sumie nie zeby to robiło jakaś różnicę, bo Luna i tak by się nie ruchała z Joelem wiedząc, że Gaia jest w domu. Czułaby się niepewne. Taki spoiler. W każdym razie Zoey doceniała fakt, że będzie mogła się wyspać bez problemu, albo nawet jeżeli się nie wyśpi to przynajmniej, będzie mogła poleżeć z kimś kogo lubiła, a nie tak, ze sama ze sobą. To już był plus.
- Oj przestań Gaia być tak krytyczna w stosunku do siebie - kurwa nie wierzę, że to piszę, bo gdyby to była Luna to, by powiedziała, żeby nie była aż tak mało krytyczna w stosunku do siebie. Zoey jednak miała nieco inne podejście do Zimmeman. - Nie jesteś posrana - powiedziała ze spokojem kładąc jej dłoń na policzku. - Jesteś zagubiona... i może odrobinkę posrana, ale tak naprawdę malutko - ostatnie słowa oczywiście powiedziała w ramach żartu, bo jednak ona głównie miała Gaie za osobę, która jest właśnie zagubiona i przez to skomplikowana. I to nie była kwestia wieku, jak będziesz mi kiedyś próbowała wmówić. Gaia nia miała 15 lat, była już dorosła i po prostu nie wiedziała czego chce, a raczej chciała wszystkiego, a jak już wiemy nie można mieć wszystkiego. To moja psychologiczno-pedagogiczna diagnoza dla Gai. Analiza osobowości za darmo, nie ma za co.
Mogłam napisać, że herbatę można kupić tylko u Hariett, ale Gaia nie będzie mogła jej kupić, bo zostanie spryskana za to, że ma skórzane buty i zapomina o istnieniu swoich zwierzątek i innych istot, jak wylatuje do Nowej Kaledonii, a cała reszta zostaje w Lorne Bay. Herbata jednak w tym momencie przestała być dla McTavish w jakikolwiek sposób interesująca. Mogłoby jej w ogóle nie być. - Muszę sobie wyobrażać czy mogę po prostu empirycznie to sprawdzić? - Zapytała poruszając lekko brwiami. Mogłaby to sprawdzić i sama ocenić. Nawet w sumie to chciałaby to sprawdzić.
- Oczywiście, że lubię głuptasie - co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Dotyk Gai był dla niej czymś zupełnie innym, był delikatny, miękki. Nie do tego była przyzwyczajona przez ostatnie lata. Lubiła czuć na swojej skórze fakturę jej skóry, na swoim ciele, ciepło jej ciała. Lubiła patrzeć jej w oczy i widzieć w nich też swoje odbicie (i Erica). - Ohh naprawdę? - Rzuciła trochę zadziornie i oczywiście, że lekko była zaskoczona, gdy Gaia jednak postanowiła paść przed nią na kolana, bo okej, znała tą scenę, ale nie z tej pespektywy. Mentalnie dała sobie jednak plaskacza w ryj, bo nie chciała swoim niedoświadczeniem zepsuć czegoś tak miłego. Chciała się cieszyć tymi pocałunkami, co jak najbardziej jej się udało. Przymknęła nawet powieki czując jak to jej wzrasta teraz temperatura ciała. Oddech jej nieco przyspieszył i bardzo w tej chwili nie chciała żeby Gaia przestawała ją tam całować. Teraz to się wszyscy cieszą, że nie zmieniła tej sukienki, Zoey wiedziała co robi, ona tylko udaję taką niewinną. Jedną z rąk Zoey złapała sie za blat, bo być może z nadmiaru emocji, by się jej w głowie zakręciło. Drugą natomiast ułożyła na włosach delikatnie ją głaszcząc. McTavish w tym właśnie momencie, czując na swoich udach usta Gai poczuła coś, czego nie czuła, od bardzo, bardzo dawna... p o d n i e c e n i e. Sama to sobie wybrałaś. Absolutnie nie chciała w tym momencie przerywać tej ich intymnej chwili i była wkurwiona sama na siebie za tą durną kawę. - Też jestem na siebie zła - odpowiedziała uśmiechając się przepraszająco, ale gdy Gaia wstała i poszła robić tą herbatę to poprawiła sobie sukienkę, bo jednak zwierzęta tu chodziły, nie musiały na wszystko patrzeć. Ponyo i tak już była małym psim zboczuchem, lesbijką.
Uśmiechnęła się szerzej gdy zwierzaki tu wleciały i nawet przykucnęła, bo myślała, że jej się uda pogłaskać kota, ale menda uciekła. - Dzięki, mam nadzieję, że mnie przez to pokocha - jak nie to się wysmaruje kocimiętką i jakoś to będzie, ale jednak wolała żeby ją i koty i ludzie kochali bez wspomagaczy. Wyciągnęła z pojemnika przysmak dla kotka, który trochę ostrożnie ale jednak do niej podszedł i zjadł smaczka, którego mu podała na wyciągniętej dłoni. Oczywiście, że to po raz kolejny wywołało uśmiech u Zoey. Nawet udało jej się kotka pogłaskać, a chwilę później już ocierał się jej o nogi. Widać, ze Zoey miała vibe kociary. Gdy Gaia ją zwołała to oczywiście spojrzała na nią i zaśmiała się widząc ten rzut. - Nieźle... chociaż Ponyo chyba nie zauważyła - odpowiedziała, bo pies jak siedział tak siedział. - Rzuć jej jeszcze raz - później w całym domu będzie w pizdu przysmaków porozrzucanych, ale przecież żadna z nich tego nie sprząta. McTavish dała kotku jeszcze kilka smaczków, a później odłożyła puszkę na blat i zamknęła ją, bo ja dobrze wiem że jak zostanie otwarte to Kramer wejdzie na blat, zrzuci i zacznie wpierdalać. Już ja znam te koty.
Zoey wzięła w dłoń swój kubek z herbatą i napiła się kilka łyków przyglądając się Gai. W końcu ruszyła przed siebie zatrzymując się tuż przy wyjściu z kuchni. - Idziemy zwiedzać? - Zapytała odwracając się w stronę czerwonowłosej i delikatnie zsunęła sobie z ramion jedno ramiączko sukienki. - Jestem ciekawa paru pomieszczeń - dodała zsuwając drugie ramiączko i cofnęła się tak, by zniknąć Gai z oczu. Po paru sekundach Zimmerman mogła jednak dostrzec, że sukienka, która jeszcze chwilę temu Zoey miała na sobie teraz wylądowała na podłodze w zasięgu wzroku Gai. - Sama nie będę zwiedzać - powiedziała na tyle głośno, żeby Gaia ją usłyszała, chociaż Zoey już kierowała się w stronę schodów, gdzie oparła się o poręcz w jakiejś ładnej pozie.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
To wychodzi na to, że panienki Zimmerman i Dashwood będą musiały przemyśleć czy, któraś z nich nie powinna się przenieść do innej części domu ze swoją sypialnią. Gaia nie chciałaby, żeby Luna była skrępowana uprawianiem seksu we własnym domu tylko dlatego, że Gaia jest za ścianą. A Gaia, nietknięta od ponad dwóch lat nie chciałaby płakać słuchając jak ktoś inny uprawia seks z jej Luną. Tym bardziej, że Gaia ma pełną szufladę fajnych gadżetów erotycznych.
- Może nie rozmawiajmy o tym teraz, co? – Zaproponowała, bo dobra, sama przypomniała te słowa o tym jaka jest skomplikowana, ale już po dzisiejszej poważnej rozmowie nie miała ochoty na zaczynanie kolejnej. Ile poważnych rozmów w ciągu jednego dnia może znieść dorosła osoba, która czuła się jak dziecko? Ani jednej. A jednak przez jedną Gaia musiała przejść. I to trochę ze swojej winy, ale co zrobisz. Tak na nią działało piwo, szybkie auta i piękne kobiety. Żartuje. Nie była Vinem Dieselem (dzięki bogu), a to nie są Szybcy i Wściekli. Nie chciała słuchać o tym, że jest zagubiona, bo przecież najgorzej jak słyszysz na głos prawdę, której nie chcesz usłyszeć.
- Sprawdzisz. – Potwierdziła z uśmiechem i skinieniem głowy. – Mówiłam ci, że się dzisiaj wyśpisz. – Nic dziwnego, że Zoey leciała na Gaię i przyjaźniła się z Sameen. Były bardzo podobne, ale absolutnie różne. Obu jednak zależało na tym, żeby osoba, na którą leciały, wyspała się w ich ramionach. Czy to nie piękne? Ja myślę, że tak. Wzruszę się później, bo jeszcze ¾ posta czeka na odpis (:
Dobrze, że Gaia nie wiedziała, że po tylu spotkaniach z Zoey, dopiero teraz, Zoey zaczęła coś czuć. Gaia naprawdę (co jest obrzydliwe) była święcie przekonana, że czasami wystarczała sama jej obecność. Jej i jej twarzy. Może tylko samej twarzy, bo obie dobrze wiemy, że jej osobowość pozostawia wiele do życzenia. No, ale też przecież pokazywała Zoey cycki. I to nie raz. Dwa razy, ale za drugim razem to nawet nie wiedziała czy McTavish patrzyła. Nie pamiętała, była zbyt pijana. No nic, skończyło się głaskanie po główce i smutne spojrzenia z perspektywy robienia loda. Zoey chciała herbaty, a Gaia miała zamiar być przykładną gospodynią i jej tą herbatę dostarczyć.
- Pewnie tak. Ja jutro będę fantazjować o tym samym, jak zrobię ci śniadanie. – Uśmiechnęła się pod nosem, rzuciła Zoey szybkie spojrzenie, ale sprytnie nie pozwoliła na to, żeby spotkały się tym spojrzeniem. – Przez żołądek do serca, nie? – Zapytała nalewając wrzątku do tych kubków. Ale była z siebie dzisiaj dumna. Mówiła takie durne rzeczy w odpowiednich momentach. Nie ma opcji, żeby Zoey się w niej nie zakochała. Sama Gaia zakochała się w sobie, a to już był przecież pojebany wyczyn. Gaia obserwowała jak Zoey karmi Kramera i zastanawiała się czy do tych swoich mglistych panter podchodziła tak samo. I czy Srarker też ją całował po udach. Dobra, mogła o tym nie myśleć, bo na sekundkę posmutniała. Ale tylko na sekundkę. Nikt nawet nie zauważył. Może tylko Bruno poczuł ogarniający go na chwilę smutek.
Gai było przykro, że Ponyo nie popisała się w tym momencie inteligencją. Tym bardziej, że to był naprawdę dobry rzut. – Ponyo, spójrz na mamę. – Kucnęła przy tej biednej, psiej lesbijce i pokazała jej smaczek, który skubaniutka od razu chciała wciągnąć. – Patrz teraz, Zoey. – Pokazała Ponyo smaczek jeszcze raz i rzuciła w to samo miejsce. Tym razem Ponyo pobiegła pod fortepian, nie przyniosła wstydu swojej matce. Zoey pewnie była zachwycona, że mogła obserwować coś tak beznadziejnego. To prawie ta sama sytuacja, jak dwuletnie dziecko mówi „pa na to” i zaczyna kręcić się w kółko, a ty musisz udawać, że to co zobaczyłaś zmieniło twoje życie. Ale nie, nie. Gaia jest dorosłym człowiekiem. Też zamknęła pudełko z chrupkami Ponyo i wsadziła wszystko z powrotem do szuflady. Nie mogła narobić bałaganu, bo jeszcze panie sprzątające musiałyby wykonać swoją pracę i Gai byłoby głupio.
- Tak. Idziemy. – Potwierdziła i też napiła się swojej herbaty, ale była obrzydliwa, jak każda zielona herbata, więc od razu odstawiła kubek, wiedząc, że nigdy w życiu nie wypije tego dziadostwa do końca. Luna będzie piła to sama skoro jest taka przeciwna marnowaniu żywności. – Zoey… – To jedyne co mogła powiedzieć obserwując zachowanie Zoey. Aż nie wiedziała co zrobić, więc przez chwilę stała i gapiła się jak Zoey znika za rogiem. A jak zobaczyła sukienkę to już ruszyła za Zoey. – Zoey, poczekaj. – Schyliła się po tą sukienkę i prostując się zobaczyła McTavish wypozowaną na tych schodach. – Wow. – Uśmiechnęła się. – Długo to trenowałaś? – Zaśmiała się i podała jej sukienkę. – Wcale nie chcesz zobaczyć tego domu, nie? – Zapytała unosząc brwi, bo jednak były dwa salony na parterze, biblioteczka, a Zoey już zmierzała ku piętru. A co z piwnicą, w której był stół bilardowy i pokój filmowy?
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Przytaknęła, bo być może to nie był najlepszy moment żeby o tym gadać. Trzeba było odpocząć ode emocjonalnych pogawędek poza tym było już późno i kto, by miał siły na takie rozmowy. Pewnie Zoey, bo ona akurat lubiła gadać o takich rzeczach. Może to przez to, że w poprzednim życiu była psychologiem i tak jej teraz zostało. Może tak, może nie. Nie dowiemy się tego. - Pewnie nie masz dla mnie satynowej pidżamy co? - no nic będzie musiała się wyspać w bawełnianej koszulce ze zlotu Barbie, lato 2023. Będzie ciężko, nie ukrywajmy. Jej skóra nie była przyzwyczajona do spania w czymś podobnym.
Trochę ją zaskoczyły jej słowa. Bo nie tak dawno mówiła o tym, że nie jest gotowa na to, żeby się jakkolwiek określić, a teraz mówiła, że będzie fascynować o tym, żeby Zoey się w niej zakochała. No i jak McTavish miała nie mieć mętliku w głowie? Uśmiechnęła się jednak na te słowa, bo to no było miłe. Oczywiście, że tak. - Porozmawiamy o tym jutro po śniadaniu - odpowiedziała głaszcząc teraz kotka, bo jednak co jak śniadanie nie będzie jej smakować? Wtedy może nie trafi do serca. Zoey naprawdę nie chciała pozwolić sobie na to żeby zacząć się w Gai zakochiwać, nie w momencie, w którym Gaia jej jasno powiedziała, że być może nigdy nie będzie w stanie dać jej tego czego Zoey, by chciała. Do tego, że była nią zauroczona to nawet nie musiała się przyznawać, bo to było bardziej niż oczywiste, ale wiedziała, ze na więcej nie może sobie pozwolić. Tylko co z tego, że wiedziała... głowa swoje, a uczucia swoje. Chociaż naprawdę chciałaby je trzymać na wodzy.
Patrzyła sie później jak Gaia próbuje namówić Ponyo do biegania i gdy ta rzeczywiście pobiegła za tym smaczkiem to Zoey aż zaklaskała, bo dobrze, że się w końcu udało. Zarówno Gaia jak i Ponyo były szczęśliwe więc i Zoey była szczęśliwa. Przyglądała się jeszcze przez chwilę pieskowi i kotkom, które prosiły o więcej smaczków i były naprawdę uroczym widokiem, aż wpadł jej do głowy ten durny pomysł, którego pożałowała jak Gaia do niej dotarła przy tych schodach i wręczyła jej sukienkę z powrotem. - Absolutnie, to mój pierwszy raz. Mam najwyraźniej naturalny talent - chociaż chyba jednak nie miała skoro dalej rozmawiały. Zoey się jednak trochę zakryła tą sukienką, bo poczuła się jednak trochę jak kretynka. Po raz pierwszy odważyła się na to, by pokazać Gai trochę więcej swojego własnego ciała i najwyraźniej tak sie ten jej performance Gai spodobał, że aż jej dała kieckę żeby sobie ją znowu założyła. A przynajmniej Zoey tak to odebrała. Nic jednak nie mówiła tylko starała się utrzymać w dobrym nastroju. - Oj daj spokój, każdy architekt wie, że parter to miejsce, które może zobaczyć każdy. Piętro jest zawsze bardziej osobiste, bo nie każdy ma tam wstęp. - Poza tym co jej chciała pokazać w biblioteczce, w której nic nie ma, bo ustaliłyśmy, że Gaia i Luna będą ją układać za dwie gry. - Pokaż mi coś z czego jesteś w tym domu najbardziej dumna - no chciała wiedzieć co sie jej najbardziej podobało i jednak postanowiła, że założy tą sukienkę z powrotem, bo nie będzie tak stała jak idiotka w samej bieliźnie, albo sie okaże, że Gaia ją wyprowadzi do garażu, więc lepiej było się jednak zakryć. Gdyby ktoś kiedyś pytał kiedy Zoey dorobiła się jeszcze kilku kompleksów na punkcie swojego ciała, to możemy podawać tą chwilę jako jeden z momentów.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia to na pewno nie miała ochoty na to, żeby rozmawiać już poważnie. Była zmęczona. Nawet ja musiałam od niej odpocząć, bo tak mnie wykończyło psychicznie granie nią. Zaśmiała się słysząc o tej pidżamce. – Jestem pewna, że coś uda mi się skombinować. – No jakimś cudem sama na Walentynki miała ubrany satynowy komplecik, więc pewnie nie grzeszyła jakimiś seksowniejszymi, ale na pewno niewygodnymi pidżamami. – Mam swoją drogą twoją koszulkę ze zlotu nurków. Wyszłam z niej. – Ona na przykład nie wiedziała, że Zoey już dostała pełen raport odnośnie tego co Gaia miała na sobie jak od niej wychodziła. No dobra, może nie pełen raport, bo przecież Sameen musiała się stopować, żeby nie zranić uczuć Zoey. Eh.
Gaia może i nie była gotowa na to, żeby się określić, ale to nie miało nic wspólnego z tym, żeby Zoey się w niej zakochała, prawda? Dwie różne rzeczy. Poza tym, jak zwykle potyram tą biedną dziewuchę i zrobię z niej największą kretynkę jaka chodziła po tym forum, ale była egoistką i chciała, żeby Zoey się w niej zakochała. Nie po to, żeby później mogła jej złamać serce czy coś. Po prostu… chciałaby wiedzieć, że ktoś może się w niej zakochać. Że nie była tak do końca beznadziejna. – Dobrze. – Zgodziła się z uśmiechem i ona to nawet nie myślała o tym, że śniadanie mogłoby nie smakować. Była zajebista w robienie śniadań. Gdyby, któraś z nich była facetem, to jeszcze pewnie fundnęłaby mleczny start. Chociaż nie wiem czy do tego konkretnie trzeba być mężczyzną. Ale nie googluj tego, błagam.
- Zdecydowanie to twój naturalny talent jeżeli to jest pierwszy raz. – Nadal się śmiała i skąd mogła wiedzieć, że ten śmiech zranił Zoey. Przecież nie śmiała się z niej. Śmiała się z nią. No, ale trudno. Nie wiedziała, więc nawet nie będzie się z tego tłumaczyła, bo przecież nie czytała w myślach. Po prostu nie ufała do końca Joelowi, nie wiedziała kiedy przychodzi ekipa sprzątająca do domu. Nie chciała, żeby ktokolwiek przyłapał Zoey w bieliźnie. Chociaż mocno kłóciło się to z tymi wszystkimi nieczystymi rzeczami, które chciała jej zrobić w kuchni. Chociaż tam to opuściłaby kieckę, Gaia by wstała i po sprawie. A tutaj? Już nie tak łatwo się schować. Po co ja ją tłumaczę jak i tak będziesz ją tyrać.
- Właściwie… to masz rację. Jeszcze nikogo nie zapraszałam do siebie na piętro. – Luna nawet nie zaprosiła Joela. To Gaia zaprosiła Joela dla Luny. Prawdziwa przyjaciółka. Więc tak właściwie poza Joelem to nikt nigdy nie widział piętra tego domu. Piwnicy też. Ale na to jest wyjaśnienie – niewiele osób miało adres tego domu. – Hmmm. – Zaczęła się przez chwilę zastanawiać. – Ciężko mi powiedzieć, bo nie przebywam tutaj w sumie często. - Podrapała się po skroni myśląc o tym domu. Trochę bezsens mieć taki zajebisty dom po to, żeby w sumie nawet w nim nie przebywać, bo ciągle jesteś gdzieś indziej. A tymczasem my Polacy pozamykani w naszych klitkach i marzymy o lepszym świecie. – Chodź. Pokaże ci fortepian. – Powiedziała i złapała Zoey za rękę i poprowadziła ją w stronę przestrzeni, gdzie stał fortepian. Usiadła na siedzisku robiąc miejsce dla Zoey. Poklepała to siedzenie też, żeby McTavish się nie krępowała i usiadła obok niej.
- W sumie nie wiem czy powinnam być z tego dumna, bo to nie moja zasługa, ale to jest pierwszy fortepian mojej mamy. – Dotknęła delikatnie klawiszy i zerknęła z uśmiechem na Zoey. – Na nim skomponowała swój pierwszy utwór, za który dostała nagrodę i który rozwinął jej karierę. – Zaczęła nawet jedną ręką grać delikatną, spokojną melodię.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Tak wiem, widziałam jak wychodziłaś - może była zaspana, ale ogarnęła co nieco. - Ja mam Twoje ciuchy, które zostawiłaś. Mogłam Ci je w sumie wziąć i oddać, ale tak to przynajmniej będziesz mieć wymówkę, żeby mnie jeszcze odwiedzić. - Nie żeby Gaia tej wymówki potrzebowała, bo Zoey zawsze powitałaby ją z otwartymi ramionami. - Teraz już nie ma takiego wstydu, bo pilnuje żeby mieć co jeść. - Stara się przynajmniej mieć te podstawowe rzeczy, które Gaia jej wymieniła jak jeszcze były wtedy w sklepie. Tak więc przynajmniej nie byłoby znowu przypału, że McTavish ma pustą lodówkę jak Gaia niezapowiedzianie wpada do niej z wizytą. - Możesz ją sobie zatrzymać, na pamiątkę - trudno, miała jeszcze koszulkę ze zlotu nurków w 2022 i 2023, nie potrzebowała pełnej kolekcji, nie była jak Madam Nazar.
Zoey bardzo chętnie zakochałaby się w Gai, ale wiedząc to co wiedziała, to starała się trzymać swoje uczucia na wodzy, nie chcąc znowu popełniać tego błędu, by stracić całkiem głowę dla kogoś kto nie będzie pewien tego, że chce z nią być. Nie przeżyłaby tego po raz drugi. Odda jej całe swoje serce w tej samej sekundzie, w której poczuje, że może być jej pewna. Przynajmniej miała nadzieję, że tak to będzie, bo mówią, że serce nie sługa i, ze rozum wie swoje, a serce swoje.
- Dziękuję, aż się boję co będzie jak trochę potrenuje - uśmiechnęła się starając zachować pozytywne nastawienie i nie pokazywać, że poczuła się urażona. Gaia może i miała inne intencje, ale jednak Zoey odebrała to w ten sposób, co chyba nie jest niczym dziwnym. Po raz pierwszy pokazała się jej w bieliźnie i nie usłyszała nawet pół komplementu, chyba, że pytanie czy było to trenowane było komplementem. W zamian za to dostała kieckę z powrotem i śmiech. Nie mogła tego odebrać w inny sposób, chociaż pewnie wolałaby wiedzieć, ze intencje Gai były z goła inne. No, ale już trudno. Jest jak jest.
- Czasem mi się zdarza mieć rację, ale myślę, że każdy architekt, by Ci to powiedział - pewnie uczyli ich tego na studiach. Symbolika rozmieszczenia pokoi w domach jednorodzinnych. - Uważasz się za skrytą osobę? - Zapytała, bo w sumie skoro nikogo nie zapraszała na górę to może nie chciała się dzielić z nikim swoją prywatnością. Oczywiście dla Zoey to lepiej, bo przynajmniej wiedziała, że żadnej ze swoich randek Zimmerman nie przyprowadziła do sypialni. W ogóle to nie chciała w ten sposób o tym myśleć, ale jakoś samo to do niej wracało i nie potrafiła się tego wyzbyć. Może jej się w końcu uda. - Masz taki piękny dom i w nim nie przebywasz? Dlaczego? - Chociaż to też było durne pytanie. Jak miałą w nim przebywać skoro nawet Zoey wiedziała, ze Gaia jest wiecznie albo w rozjazdach, w pracy albo na imprezach. Nic dziwnego, że jej tu tak mało było. - Okej - powiedziała z uśmiechem i ściskając nieco dłoń Gai poszła za nią w stronę fortepianu. Był bardzo piękny i zadbany, od razu to rzuciło się jej w oczy, chociaż nie znała się aż tak na sprzęcie muzycznym.
- Naprawdę? Wow... to taka piękna rodzinna pamiątka. Miło, że mama Ci go tutaj pozwoliła trzymać. Musi mieć dużą wartość dla niej. - Pani Zimmerman musiała jej ufać, że powierzyła tak cenną pamiątkę w jej ręce. Widać miała do Gai zaufania więcej niż Bruno z roślinami. - Ciężko jest tak żyć, będąc trochę w cieniu własnej matki? - Zapytała, bo jednak pani Zimmerman była nie dość, że sławna, to jeszcze piękna, elegancka, bogata, pewnie też miła i dobra. Ludzie musieli ją uwielbiać. Gdy Gaia zaczęła grać to Zoey oparła głowę na jej ramieniu. - Zaśpiewaj mi coś, swoją ulubioną piosenkę - nie wiedziała czy Gaia potrafi śpiewać, ale skoro miała mamę, która była muzykiem to pewnie jakieś podstawy miała.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
ODPOWIEDZ