animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
To jaką ja Ci serwuję naukę ze świata popkultury to głowa mała. Bajki studia Ghibli, Coyote Ugly, Mean Girls, Heathers. Masakra. Powinnam dostać pokojowego Nobla.
- Człowiekiem? – Prychnęła rozbawiona tym pytaniem. Zwierzęta są super, ale jednak Gaia nie była osobą, która uważałaby, że życie zwierząt jest ważniejsze od życia ludzi. Także jeżeli Kramer uprzykrzałby jej życie i nie dawałby jej żyć, to przykro mi, ale Gaia prędzej pozbyłaby się kota niż Zoey. Albo po prostu przekazałaby Lunie 100% opieki nad takim niesfornym zwierzakiem. Taka była Gaia, która była niesamowicie tragiczna w okazywaniu swoich uczuć. – Dziękuję. – Miała nadzieję, że Zoey dotrzyma zdania i ją obudzi. Gaia wbrew pozorom była bardzo aktywną osobą z rana. Lubiła się wtedy przytulać i całować. Nie przeszkadzał jej nawet poranny oddech drugiej osoby. Jak się kogoś lubi, to człowiek jest w stanie przymknąć oczy na wiele spraw. Nawet na toksyczne zachowanie jak to robi biedna, głupiutka Zoey. Eh. No i Gaia naturalnie zakładała, że jeszcze będą miały okazję razem spędzić noc. Ale tak całą, a nie tylko pół. I z przyjściem do siebie na wieczór, albo spędzenie całego dnia razem. Tym bardziej, że teraz było tak miło i się nie kłóciły. Przynajmniej na razie. Nie wiem jeszcze co Gaia odjebie, żeby Zoey się obraziła. Wiemy, że ta dziewczyna ma talenty.
Gaia miała już taki wewnętrzny zegar, że jak po prostu wybijała piąta rano to ona z automatu robiła się głodna. Nawet jak spała to robiła się głodna. Jej organizm wiedział, że nadchodził czas na śniadaniowe jedzenie. Ona mogła sobie odpuścić kawę czy herbatę czy matchę, ale nie mogłaby sobie odpuścić śniadania. Śniadanie to podstawa do tego, żeby mieć udany dzień. – Ponyo… – Westchnęła, bo Ponyo była ciężkim tematem. – To moje dziecko, które muszę rozpieszczać. Zgarnęłam ją z ulicy. Nie wiem jak żyła przede mną. Ale jestem pewna, że by się nie obraziła. – Coś jednak czuję, że by się obraziła. Ponyo pewnie miała na punkcie Gai taką obsesję jaką Gaia miała na punkcie Luny. Ponyo była dziwna i to nie przypadek, że trafiła na Gaię i Gaia ją przygarnęła. – Możemy po śniadaniu wrócić do łóżka. – Zaproponowała, bo to nie tak, że miała jakieś wielkie plany co do dzisiejszego dnia. A jak miała to mogła je wszystkie odwołać, żeby sobie spędzić dzień w łóżku z Zoey.
- Super. To teraz pewnie mi te gofry nie wyjdą, bo będę czuła za dużą presję. – Zażartowała sobie. Na tym etapie, to byłoby jej ciężko spierdolić gofry. Mogliby ją obudzić w środku nocy i zaczęłaby robić gofry dla całego pułku wojskowego. A i sama pewnie by sobie ojebała. Taka była z tą swoją obsesją. – Dobrze. W takim razie będą gofry na słodko. – Skinęła głową i wolną dłoń ułożyła sobie u dołu pleców Zoey i delikatnie ją tam drapała paznokciami. Uśmiechała się delikatnie przez cały czas, aż usłyszała prośbę Zoey. Wyprostowała się i spojrzała na nią jakby ta oszalała.
- Żartujesz sobie ze mnie? – Zapytała rozbawiona, bo naturalnie tak właśnie zakładała. Nie byłoby opcji, żeby Zoey chciała iść z nią na jakąś imprezę. Jeszcze Gaia chodziła na takie te imprezy, gdzie było pełno… młodych i dziwnych ludzi. – I myślisz, że moje imprezy są idealne dla wyjścia poza strefę komfortu? – Gaia to by wtedy weszła w poważny dyskomfort. Samo to pytanie było dla niej krępujące. – Jesteś śmieszniutka jak jesteś głodna. – Bo to musiał być żart. Zarzuciła sobie nawet ramiona na szyję Zoey i pocałowała ją, żeby wykonać manewr odwracający uwagę. – Mogę z tobą zatańczyć teraz. – Zaproponowała w formie żarciku i ucałowała ją jeszcze raz, ale w końcu się odsunęła i mrucząc pod nosem komentarze na temat tej imprezy, ruszyła do lodówki skąd zaczęła wyciągać składniki na gofry. Później przeszła też do spiżarki i wróciła z kolejnymi składnikami. Wszystko zaczęła dodawać do miski. Nie używała żadnych miarek i wag, miała taką wprawę, że dawała wszystko na oko. Rozbełtała nawet w cieście banana, żeby gofry były słodsze, ale bazując na cukrach zawartych w owocu.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Nie chciałabym być takim człowiekiem - pewnie dla niej to było jak trochę znęcanie się nad zwierzakami. W sensie bicie ich. Mogłaby wziąć koty i psa, zamknąć je na korytarzu i niech sobie tak siedzą i im nie przeszkadzają, ale i tak by to robiły, bo pewnie, by się darły pod drzwiami. Zoey uważała, że ludzie, którzy znęcają się nad zwierzętami i nad dziećmi to najgorsi z możliwych popierdoleńców. Serio, to takie cwaniaki, co uderzą tylko tych co im nie oddadzą. McTavish kochała zwierzęta, szczególnie te kotkowate. Wiadomo, że najbardziej to pantery mgliste i mogłaby je trzymać w swoim prywatnym ogrodzie zoologicznym, ale nie chciałaby Parkerowi robić konkurencji. - Ale ja to doskonale rozumiem, jest przesłodka. - Nie dziwiła się, że Gaia chciała spać przytulona do swojego pieska. To było przecież normalne. - Następnym razem Ty śpij po środku to będzie łatwiej - będzie spać między Zoey, a Ponyo, a wtedy McTavish będzie mogła ją rzeczywiście przytulić. Trochę się nie mogła doczekać. Nie miała jednak w planach na nią jakoś naciskać w tym temacie, jak się wydarzy to się wydarzy. - Ooo i to jest pomysł, który mi się bardzo podoba - nie miałaby nic przeciwko temu, żeby sobie wspólnie jeszcze chwilę poleżały. Nawet bez gadania o wszystkim, mogły pogadać o niczym i też byłoby fajnie. Chciała na przykład się dowiedzieć czy Gaia czyta książki, jeżeli tak to jakie. Jakiej muzyki słucha, jaki jest jej ulubiony rodzaj sportu. Wszystkie takie pierdoły, o których można sobie było po prostu pogadać na luźno., bo ostatnia nocka to nawet Zoey trochę zmęczyła. Bardzo się cieszyła, że jednak do niej doszło i, że napisała do Gai w środku nocy i, że Gaia przyjechała.
- Pamiętaj, że ja nie jadłam zbyt wiele gofrów w swoim życiu, więc jak nie wyjdą to się nawet nie zorientuje. Aczkolwiek wierzę w Ciebie i serio jak coś trzeba pokroić albo nie wiem... coś zrobić, to mogę - nie znała się na gotowaniu, ale czasem coś kroić trzeba było. - Mam nadzieję, że kiedy ja coś dla Ciebie ugotuje i, że obie to przeżyjemy - weźmie jakąś książkę kucharską i coś ogarnie. Pewnie wyszłaby z tego ta niebieska zupa od Bridget Jones. Zoey była naprawdę w tej chwili bardzo zadowolona ze swojego życia. O dziwo. Spędzała sobie miło poranek u boku dziewczyny, którą lubiła, miała zaraz zjeść pyszne śniadanie i wrócić do łóżka. Czego tu nie lubić. Aż się chciała ciągle uśmiechać, a już szczególnie wtedy, gdy czuła jak Gaia ją S M Y R A paznokciami po plecach. To było niby takie nic, ale jednocześnie dość miły gest.
- Nie, nie żartuje sobie. Mówię absolutnie poważnie. - Powiedziała i aż sie zaśmiała z reakcji Gai. - Nie mam pojęcia czy są, byłam tylko na jednej i było całkiem fajnie - bo wtedy akurat dużą część przegadały siedząc na plaży. Zoey nie znała zbyt wielu ludzi, którzy chodzili na imprezy. Miała raczej stonowane towarzystwo, to że z Laney się gdzieś wybrały, było sporym osiągnięciem. Z resztą zazwyczaj widywała się w restauracjach, a nie w barach, klubach czy na imprezach w plenerze. Oczywiście, że jak Gaia ją pocałowała to Zoey na moment zapomniała o całym świecie ten pocałunek odwzajemniając. Całe szczęście już aż tak łatwo nie było odwrócić jej uwagę na długo. - Śmieszniutka - rozbawiło ją to stwierdzenie i aż pokręciła głową. - Możesz dla mnie zatańczyć teraz - nie miałaby nic przeciwko! Wspólnemu tańcu też nie, ale to jednak nie to samo. - Pomyślałam po prostu, że to mogłoby być ciekawe doświadczenie - z którego pewnie szybko wróciłaby do domu, bo byłoby za głośno i zupełnie nie dla niej, ale to nic. Chciała spróbować.
- Gdzie masz kubki? Naleję nam kawy - bo zauważyła, że kawusia się już im zrobiła do dzbanka i teraz można było sobie rozlać do kubków, przynajmniej tyle mogła pomóc. - Pijesz zwykłą czarną czy z mlekiem? - To też dla niej jakaś rzecz, którą się może o Gai dowiedzieć. Pierdoła, ale takie też są ważne, bo jak do niej kiedyś przyjdzie to wtedy będa we trzy pić czarną kawę. Ona, Gaia i Sameen, która będzie tego nienawidzić.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Zoey… – Zaczęła i spojrzała na nią lekko zestresowana. – Mam nadzieję, że nie myślisz sobie teraz, że namawiam cię do fizycznego znęcania się nad zwierzętami. – Trochę dotarło do niej, że mogła tak zabrzmieć. Ale naturalnie nie o to jej chodziło. – Mogłaś go po prostu odsunąć, okrzyczeć, albo wyrzucić z pokoju. – Wyjaśniła, żeby nie było, że Gaia jest tragiczną mamą dla swoich zwierząt. Pewnie gdyby taką była, to by nie chciały z nią przebywać. Chociaż kto to wie. Zwierzęta były biedniutkie i głupiutkie. Pragnęły miłości i atencji równie intensywnie co Gaia. – Jest, co nie? – Cieszyła się, że Zoey to mówi, bo Gaia w ogóle nie ogarniała tego, że Luna nie lubiła Ponyo. Ponyo była prześlicznym pieskiem z prześlicznym imieniem. Idealnym na tatuaż. – Tak zrobimy. – Miało to sens. Chociaż dla Zimmerman więcej sensu miałoby, żeby to Zoey przytulała Ponyo, a Gaia będzie przytulać Zoey. Gaia chyba nie lubiła być małą łyżeczką. Miała za duże ręce, żeby być przytulaną. Była stworzona do przytulania. Albo łapania piłek baseballowych. No i spoko. Plany zrobione. Opierdolą gofry i wrócą do łóżka.
- Jak mogłaś nie jeść zbyt wielu gofrów w życiu? – Prychnęła z niedowierzaniem. Widać, że Zoey nigdy nie jeździła nad polskie morze, żeby sobie opierdolić niesamowicie drogiego goferka z bitą śmietaną i owocami. Patola. Będą musiały terach jechać do Trójmiasta. Albo do Szczecina. – Dobra. To w sumie możesz pokroić owoce. Zobacz co jest w misce i zajrzyj jeszcze do lodówki. – Tak to pójdzie w sumie szybciej. Gaia trochę chciała się pochwalić, że nie była jak Kylie Jenner i wiedziała jak trzymać nóż. Ale równie dobrze mogła to zrobić kiedy indziej. Teraz zajęła się bełtaniem tego ciasta i co jakiś czas zerkała rozbawiona na Zoey. – Wiesz, że to nie brzmi zachęcająco, nie? – Uniosła brwi. – Poza tym nadal nie mogę przeboleć tego, że masz wiecznie pustą lodówkę. Jak mam ufać twoim zdolnością kulinarnym? – Troszkę sobie robiła z niej podśmiechujki, ale też pytała poważnie. To tak jakbyś ty mi powiedziała, że kochasz Lego, a ja dobrze wiem, że nie układasz. Gaia musiała być ostrożna. Nie chciała jeść gotowców od Sanah z Żabki, bo pewnie tak by to się skończyło.
- To była moja spokojna impreza. Impreza, którą ja zorganizowałam z okazji mojego powrotu do miasta. – Dopiero co wróciła z Nowej Kaledonii, gdzie… też imprezowała. I w sumie zabawnie, bo pewnie nie było jej ze trzy dni, albo chociaż tydzień, a i tak postanowiła zorganizować imprezę z tego powodu. Ludzie przyszli? Przyszli. Najważniejsze jednak to, że przyszła Zoey i mogły sobie teraz kontynuować tą znajomość, która ciągnie się przez kilometry na terenie Australii. – Mogę coś wymyślić, ale nie obiecuję. – Poddała się w końcu, bo nie mogła jednak na tym etapie odmówić Zoey. – Co prawda już nie organizuję imprez, bo nie mam na to czasu, ale… zobaczę co będzie na dniach. Ale jeżeli chcesz przeżyć Gaia Experience, to musisz być gotowa na wiele, okej? – Na przykład na jechanie po pijaku do innego miasta, albo wciąganie kokainy z czyjegoś nagiego ciała czy spijanie alkoholu również z nagiego ciała. Chociaż w ogóle nie widziała Zoey w czymś takim. – Nie próbowałaś wyjść z tej strefy komfortu z czymś innym? – Zapytała, bo może były inne rzeczy, które dla Zoey byłyby wyjściem ze strefy komfortu. Na przykład… zjedzenie porządnego śniadania w domu? – Dobra. Ale skazałaś się teraz na coś tragicznego, bo nie potrafię tańczyć. – Kłamała, ale musiała sprawiać wrażenie, że nie we wszystkim jest idealna. Jeszcze Zoey się w niej zakocha i co będzie. Odsunęła się od tego ciasta i blatu i zaczęła tańczyć jakiś kowbojski taniec z RDR, albo z Love Again, bo to jedyne co znam poza tym teledyskiem, gdzie nie tańczy wcale tylko siedzi. Potańczyła z minutę, która była przeraźliwie długa, biorąc pod uwagę styl tańca. – Mam nadzieję, że to było ciekawe doświadczenie. – Wskazała kciukami na siebie i już wróciła do robienia śniadania. Teraz jednak sięgnęła do jakiejś półki i wyciągnęła gofrownicę. Od razu ją podłączyła, żeby się zaczęła grzać.
- Szafka nad tobą. Weź proszę te czarne. To śniadaniowe kubki. – Pewnie była pojebana jak ja i miała kubki z podziałem na porę dnia, bo przecież nie będzie piła porannej kawy w popołudniowej filiżance. Nie była barbarzyńcą. – Czarna. – Obie dobrze wiemy, że kawa z Sameen nigdy się nie wydarzy. Ktoś na pewno skończyłby ze wrzącą kawą na twarzy i obie dobrze wiemy, że byłaby to Gaia Z. Ta sama Gaia wyjęła teraz z lodówki śmietanę, żeby ubić swoją własną bitą śmietanę. Taka była. Te w aerozolu była fajna jak się ją z kogoś zlizywało. Żartuje. Gaia nic nie wie o takich rzeczach, bo Luna nie chciała próbować. No i w międzyczasie wyjęła mikser i zaczęła tą śmietanę ubijać, ok.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Teraz będę już wiedzieć, że mogę wyrzucić z pokoju Twojego zwierzaka - no nie chciała robić jakiś dziwnych akcji i później, by się okazało, że Gaia się obrazi, bo Zoey zamknęła drzwi przed kotem. Teraz już McTavish wiedziała więc następnym razem nie popełni tego błędu. - Jest przeurocza, ciekawe czy dogadałaby się z Tyfonem. Mogę go pożyczyć od Sameen i się z nimi przejdziemy po jakimś psim parku - w sumie to nawet nie musiałaby go pożyczać, bo jak Sam wyjeżdżała to Zoey się pieskiem zajmowała więc po prostu mogłyby się przejść akurat wtedy. Może byłoby fajnie, chociaż nawet nie może, bo przecież Zoey uważała, że z Gaią jest zawsze fajnie. No chyba, że się obrażają na siebie, to wtedy trochę mniej fajnie było. - Cudnie - już się nie mogła doczekać, plany miały zacne, bo i gofry zapowiadały się dobrze i późniejsze leżakowanie też raczej przyjemnie. Zoey obiecała sobie, że nie będzie poruszać ciężkich tematów.
- No jakoś tak wyszło. Rodzice mnie nie kochali? Nie wiem. - Może po prostu u niej w domu się wszystko jadło na słono, pewnie nawet czekolady nie jedli słodkiej, tylko gorzką. Albo przesadzam i wcale rodzice Zoey nie byli tacy źli jak mi się wydaje. Nie wiem w sumie. Na pewno ją kochali i chcieli dla niej jak najlepiej, a że według ojca najlepiej to by było jakby się związała z Robinem, to już inna sprawa. - Tak jest, szef - powiedziała i kiwnęła głową, a później rzeczywiście popatrzyła jakie mają te owoce i zajrzała do lodówki, która wyglądała zupełnie inaczej niż ta, którą Zoey miała u siebie. Aż jej się głupio zrobiło, ale to nic, naprawi się. Zapytała też Gai gdzie ma jakąś deskę i nóż, bo McTavish też nie była aż taka jak Kylie czy tam Kendall i wiedziała jak trzymać nóż, kroić i nawet zrobić jakieś podstawowe potrawy, ale no bez szaleństw. - Może i nie, ale przynajmniej jest szczere - chociaż według mojej karty to Zoey lubi i potrafi gotować, cóż. Nie wyszło aż tak, chyba, że rzeczywiście umie i lubi, ale jest leniwa i jej się nie chce gotować dla jednej osoby. Tak też może być, chociaż pewnie nie. - Już jest coraz lepiej, staram się ją zapełnić i nawet umiem zrobić sałatkę okej? To byś mogła zjeść bez obaw. - No może jeszcze coś innego, by się też znalazło. Pewnie ryba, bo Zoey lubiła takie obrzydliwe rzeczy, których ja nie jestem w stanie zjeść.
Zmarszczyła czoło, bo pamiętała tą imprezę i dla niej to wcale nie była aż taka spokojna impreza. Szczególnie, że jej koleżanka nagle zniknęła liżąc się z jakimś typem. - Gaia experience? To brzmi interesująco i postaram się być gotowa... chociaż nie mam odpowiedniego stroju tak mi się wydaje. Musiałybyśmy iść na zakupy. - Nie miała skąpych ciuszków żeby odjebać takie Gaia expierience. - Nie musisz nic specjalnie organizować, po prostu jak będziesz gdzieś szła i to nie będzie najbardziej szalona impreza pod słońcem, to mnie weź - no, bo może i chciała zaszaleć i wyjść poza strefę komfortu, ale też nie przesadzajmy. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że to jest laska, która hajtnęła się na imprezie, więc... może jednak Gaia experience nie byłoby aż tak ciężkie do zrobienia. - Próbowałam - wychodziła z tej strefy za każdym razem gdy widziała się z Gaią. Po pierwsze dlatego, że były dwiema różnymi osobowościami, po drugie dlatego, że naginała swoje zasady. Nie chciała jednak o tym akurat mówić, bo mogłoby to źle zabrzmieć, a to miał być jednak komplement. - Myślałam, że rzucę palenie, ale poległam sromotnie i chyba na razie nie będę tego próbować. - No i była też na randce z Parkerem, a to było wbrew temu, co zazwyczaj robiła. Także coś tam się jednak z nią działo. - Dajesz - rzuciła z uśmiechem, który nie schodził jej z ust, gdy Gaia jej tu odwalała potańcówkę. To był widok godny zapamiętania i po wszystkim McTavish aż do niej podeszła i ją ucałowała. - Piękny taniec - dodała jeszcze dalej się uśmiechając i zaczęła kroić te owoce w końcu. Czasem nawet jakieś podjadła.
Zoey wykonała jej polecenie i wzięła odpowiednie kubki, a później nalała do nich kawy i położyła je na wysepce, bo chociaż miała ochotę napić się swojej to wiedziała, że najpierw trzeba zjeść. Nie żeby ją to w jakikolwiek sposób ograniczało do tej pory, bo przecież jej śniadanie to był papieros popity kawą i zjedzone na szybko coś z pudełek. Później znów wróciła do krojenia, ale wzrok jej czasem spadał na Gaie i wtedy się zatrzymywała w przygotowywaniu owoców, bo bała się, że się zatnie. Przyglądała się jej chwilę z lekkim uśmiechem i delikatnie przechyloną głową. - Wyglądasz seksownie jak gotujesz. - To był komplement, który teraz przyszedł jej do głowy i zanim to przemyślała to juz to powiedziała, a Sameen jej przecież mówiła, że ma nie komplementować jej wyglądu, Aż jej sie głupio teraz zrobiło. - Fajny mikser - rzuciła cokolwiek, żeby tylko zapomnieć o tym jaka jest beznadziejna i nie potrafi posłuchać rad przyjaciółki.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Posłała Zoey uśmiech ciesząc się z tego, że już sobie w tej kwestii wszystko wyjaśniły. Jeszcze chciała rzucić tekstem, że dobro Zoey jest ważniejsze od dobra zwierząt, ale znowu by zabrzmiała jak ktoś kto tych zwierząt w ogóle nie lubi, więc po prostu sobie podarowała. – Psi park? – Uniosła brwi, bo co to w ogóle był psi park? Brzmiało jak miejsce, w którym jest pełno kup i dużo ludzi ze swoimi śmierdzącymi i nieogarniętymi psami. Raczej Gaia nie chciałaby chodzić do czegoś takiego. Tym bardziej, że na bank poszłaby tam w szpilkach, a wejście w psią kupę w szpilce byłoby tragicznym doświadczeniem. – Nie wiem czy Ponyo poradzi sobie z innymi psami. – Nie chciała też, żeby Ponyo się kolegowała z psem jakiejś typiary, która mieszkała u Zoey, a której Gaia w ogóle na oczy nie widziała. W sensie widziała, ale nie wiedziała, ze to ona, więc jest jak jest.
- Wiesz, że sałatkę też można bardzo zepsuć, nie? – Spojrzała na Zoey upewniając się, że Zoey wie o czymś takim. Można na przykład źle wyważyć jakieś składniki. Czegoś dać za dużo, a czegoś za mało i ostatecznie wyjdzie na to, że jesz tylko fasolę, a nie sałatkę. Można też dać za mało octu balsamicznego przez co jesz właściwie suche liście. Albo dasz za dużo ravioli. Tak, to są moje doświadczenia z robienia sałatek do pracy.
- Nie, nie. Absolutnie nie musisz kupować nowych ciuchów na coś takiego. – Oczywiście, że nie chciała, żeby Zoey ubierała się w coś takiego jak ona. Nie chciałaby widzieć ludzi gapiących się na Zoey, która byłaby w 80% naga. Sama to robiła, bo wiadomo, była zakompleksioną atencjuszką. To co miała Zoey, miało być tylko dla niej. Tak, egoistycznie, ale tak było. Trudno. – Okej. – Pokiwała głową, ale naprawdę nie chciała tego robić. Nie chciała zabierać Zoey na taką imprezę, bo wiedziała, że to nie skończy się dobrze. Dla Gai. Nie potrafiła wyjaśnić swojego rozumowania, ale na razie nie podobał jej się ten pomysł. Bardziej lubiła wizję, w której ona po imprezie wraca do domu, a Zoey tam na nią czeka. Brzmiało to toksycznie, jakby izolowała Zoey, ale nie o to chodziło. – Czekaj. Twoim wyjściem ze strefy komfortu była próba rzucenia palenia? – Musiała się upewnić, że dobrze rozumiała, bo nie wiedziała czy mogła już parsknąć śmiechem czy powinna poczekać na wyjaśnienie. To wydawało się tak głupie, ale jednocześnie bardzo w stylu Zoey.
Szykowała tą bitą śmietanę i to ciasto i kątem oka obserwowała jak Zoey kroi te owoce. Początkowo robiła to, żeby po prostu sobie popatrzeć na Zoey i uśmiechać się do siebie na jej widok. Z czasem fascynacja jej aparycją przeszła na bycie zszokowaną jej zachowaniem. Podjadanie owoców przed głównym posiłkiem? Równie dobrze Zoey mogła po prostu iść umyć zęby i zrujnować sobie całkowicie to doświadczenie jedzenia śniadania zrobionego przez Gaię. Niczego jednak nie skomentowała, bo nie chciała już być chamem. A wiedziała, że McTavish bywała delikatna i wrażliwa na teksty Gai, więc istniała szansa, że po prostu by sobie od niej wyszła. Znowu. Na szczęście zobaczyła, że gofrownica się nagrzała, więc od razu wlała tam ciasto, żeby pierwsze gofry już się piekły. W międzyczasie odpaliła mikser, żeby ubijał śmietanę. – Ty wyglądasz seksownie jak bezcześcisz swój apetyt podjadając owoce. – Odpowiedziała, chociaż normalnie to Gaia nie akceptowała takiego zachowania. Podjadanie w jej obecności powinno być zakazane i karane więzieniem, albo chociaż wygnaniem. – Fajny mikser? – Uniosła brew i spojrzała na ten mikser, który był po prostu mikserem. No, ale może Zoey miała jakieś zboczenie odnośnie sprzętów. – To jest jakaś część gry wstępnej? – Zapytała odkładając na bok chochlę, którą trzymała. Wytarła dłonie o swoją koszulkę i gatki i podeszła do Zoey. Objęła ją stając przy niej bokiem i wkładając jej ręce pod koszulkę. – Myślisz, że będziemy dzisiaj uprawiać seks? – Zapytała obdarowując jej szyję pocałunkami. Była przy tym jednak delikatna, bo wiedziała, że Zoey trzymała nóż i mogła kogoś przy okazji zajebać pod wpływem zbyt silnych emocji. – Nie mogę się doczekać jak obie będziemy wzywać imię Pana. – Dodała jeszcze, bo była zainspirowana kościołem, pewnie doznała jakiegoś objawienia. Dlatego też odważnie, aczkolwiek delikatnie, badała każdy fragment ciała, który Zoey skrywała pod koszulką.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- To takie miejsce, gdzie są psy i się ze sobą bawią, mają różne przeszkody i tak dalej. Jest odgrodzony więc można je na spokojnie spuścić ze smyczy - Zoey już była na takim raz czy dwa i nie było tam kup, bo niektórzy, nie Gaia, sprzątali za swoimi zwierzakami. Nawet tam nie śmierdziało, a psiaki mogły się na spokojnie wybiegać w swoim towarzystwie. - Zastanów się, jak nie spróbujesz to się nie dowiesz jaka jest z innymi psami - a Tyfon był wyszkolony więc przynajmniej było wiadomo, że nie zrobi Ponyo krzywdy. Dobrze, że Gaia nie pamiętała, że widziała Sameen, bo jakbym ja zobaczyła Sameen to bym miała pewność siebie na poziomie jądra ziemi. Nie oszukujmy się. To była piękna kobieta. Nie chciałabym żeby mieszkała z kimkolwiek na kim, by mi zależało. Nawet z moją mamą, bo to byłoby bardzo niezręczne.
- Tak wiem, ale nie jestem aż tak straszna. Mam dwie sałatki, które potrafię zrobić. Mogą być moim daniem popisowym... no i może makaron z tofu - ale na za wiele, by się nie brała. Wiedziała, że nie można się porywać z motyką na słońce. Musiała znać swoje mocne i słabe strony, a gotowanie nie należało do jej atutów. Niestety. Chociaż pewnie we dwie byłoby fajniej, więc jak Gaia będzie ją odwiedzać częściej i w milszej atmosferze to kto wie, może polubi gotowanie.
Zoey pewnie uważała, że nie musi kupować nowych ciuchów, bo będzie się prezentować dobrze w tym co już ma na chacie, albo po prostu znajdą coś co będzie pasować. Nie pomyślała o tym, że Gaia miałaby problem z tym, że Zoey pokazuje ciała. No, bo nie oszukujmy się, nie ubrałaby sie przecież tak jak Gaia. Wtedy czułaby się prawie naga, a jednak McTavish miała problemy ze swoim ciałem. Niby chciała wychodzić ze swojej strefy komfortu, ale jednak nie aż tak. Na to była zdecydowanie za mało pewna siebie. - Owszem, a co? - Zapytała śmiejąc się sama z siebie, bo może było to głupie, ale zaczynała od małych rzeczy. - Wiesz jak się czułam niekomfortowo wtedy? - Aż pokręciła głową. - Musiałabym mieć lepszą motywację do rzucenia nałogu niż moje własne widzimisię - no niestety, nie była aż tak silna. Wiadomo, były przypadki, w których musiałaby rzucić palenie. Ciąża, rak, gdyby Gaia powiedziała, że nie lubi palczy i doszłyby do wniosku, że wspólnie rzucą palenie. To tak. Jednak na razie wolała swoje życie ze szlugiem w mordzie. - Zastanawiam się jeszcze nad rzeczami, które mogłabym zrobić. Masz jakieś pomysły? - Zapytała, bo była trochę ciekawa jak Gaia ją widziała. Co uważała, że byłoby dla niej wyjściem ze strefy komfortu, czy wiedziały o sobie już na tyle dużo, by to stwierdzić.
Zoey, Luna i ja nie miałyśmy absolutnie pojęcia, że podjadanie to coś złego. Bardzo mi przykro. McTavish po prostu chciała spróbować tych owoców, w końcu i tak trafią do jej brzucha więc co za różnica czy je zje teraz, czy je zje za chwilę. Ona po prostu się nie umiała powstrzymać. - Ojej... przepraszam - powiedziała z rozbawionym wyrazem twarzy, bo pierwszy raz usłyszała coś takiego i to akurat w momencie, w którym miała kawałek gruszki w pół drogi od swoich ust. No przecież już teraz tego nie odłoży, więc zerkając na Gaie podjadła kawałek owocka, ale skoro wyglądała seksownie, to niby czemu miałaby tego nie robić. - To był już ostatni - zapewniła ją i zaśmiała się bardzo cicho wracając do krojenia. - Yhym... tak fajnie miksuje - czuła, że się pogrąża z każdym słowem, ale starała się wyglądać przy tym uroczo, żeby nie było aż tak źle. - Może jest, może bym chciała żebyś tak zakręciła moim światem jak mikser - chociaż to już się trochę stało. Gaia wywróciła spokojne życie Zoey do góry nogami i w sumie dobrze się stało. Obserwowała ją, gdy do niej podchodziła i uśmiechnęła się czując na swojej skórze jej dłonie. O dziwo wcale nie poczuła się jakoś nieswojo. Wręcz przeciwnie, bo i być może po jej ciele przeszedł mały i przyjemny dreszcz, być może mięsnie nieco się spięły, ale w głowie McTavish nie było ani śladu paniki. Czuła się bardzo przyjemnie, gdy delikatne dłonie Gai wędrowały po jej ciele. Starała się jednak dalej kroić te owoce, chociaż w momencie, w którym Zimmerman zaczęła ją całować po szyi to skupienie się na krojeniu było praktycznie niemożliwe. Szczególnie, że na moment przymknęła powieki i nawet cicho zamruczała, bo było jej po prostu teraz bardzo miło. - Hmmm nie wykluczam takiej możliwości. A chciałabyś? - Zapytała i tym razem już odłożyła nóż, bo niebezpiecznie było go trzymać w dłoni. - Hmmm myślę, że to byłoby do zrobienia - powiedziała starając się być jak w tym wszystkim jak najbardziej pewna siebie jak tylko potrafiła. - Jestem pewna, że wzięłabyś mnie do nieba - dodała chwytając Gaie wolną dłonią za podbródek, drugą rękę miała trochę pobrudzoną przez sok z owoców, ale pomyślała, że można to wykorzystać i delikatnie przejechała Gai po ustach zostawiając na nich odrobinę słodkiego syropu. Uśmiechnęła się później wzrokiem błądząc miedzy jej oczami, a ustami, które teraz były jeszcze słodsze niż zazwyczaj więc nie powstrzymywała się zbyt długo i pocałowała ją namiętnie wręcz wpijając się w jej soczyste usta.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Nie chcę wiedzieć jaka Ponyo jest z innymi psami. Jest moja. – Po co miałaby się dzielić z innymi psami? Ponyo nie była samotna, bo miała Kramera i Kratosa. A jakby Gaia chciała wiedzieć jaka jest z innymi psami, to by po prostu adoptowała kolejnego psa. Albo znalazła na ulicy, bo ona nawet Ponyo nie adoptowała. Po prostu ją sobie wzięła. No, ale tak czy siak, jak widać, Gaia ma problemy emocjonalne i nawet psem nie chce się dzielić z innymi psami. Co jest zabawne, bo pewnie Ponyo nie chce się dzielić Gaią z innymi ludźmi. Jak wspominam o Ponyo, to płakać mi się chce ze śmiechu na myśl o tatuażu, którego nie zrobię XD Gaia też prawdopodobnie miała naprawdę małe pojęcie o tym jak się zajmować zwierzakami.
- No dobra. To w takim razie zaryzykuję i zrobisz kiedyś dla mnie sałatkę. – Pewnie nie było to jakieś super wielkie ryzyko. – TOFU?! – Prawie upuściła mikser czy cycki Zoey, zależy co miała akurat w ręku. – Chcesz mi powiedzieć, że nie jadasz mięsa? – Nie jadły wspólnie żadnego obiadu czy kolacji, więc nie miała zielonego pojęcia czy Zoey nie była jedną z tych frajerek, które postanowiły zrezygnować z mięsa. Boże. Aż się zaczęła w myślach modlić do ducha świętego, który ją dziś dotknął, żeby jednak Zoey była mięsożerna.
Gaia nie przeżyłaby momentu, w którym musiałaby pomagać Zoey w wybieraniu skąpych ciuchów. Jedyny moment kiedy mogłaby to robić byłby momentem, w którym wiedziała, że ten wizerunek jest tylko i wyłącznie dla niej. Ale tutaj by tak nie było. Tutaj w grę wchodziła impreza, gdzie byliby też inni ludzie. Także nie, nie mogłaby tego zrobić. – Nic. To bardzo urocze. – Zaśmiała się. – Mogę ci dać dobrą motywację, jeżeli ja byłabym dostatecznie dobrym powodem. – Wskazała na swoją niesamowicie skromną osobę. – Palenie jest obrzydliwe. Powinnaś rzucić. Zrób to dla mnie opowiadając mi o tym jak niekomfortowe było to doświadczenie. – Naprawdę chciała wiedzieć jak niekomfortowe było dla Zoey palenie papierosów. Tym bardziej, że w jej oczach palenie tak bardzo nie pasowało do McTavish. W jej oczach Zoey była taka idealna, miła, dobra, skromna. Taką ją pokoch… polubiła!! Prawie cię nabrałam. Hehe. – Nie mam pojęcia. Ale skoro rzucenie palenia było jedną z tych rzeczy to może powinnaś na przykład najpierw wlewać mleko, a dopiero później płatki? – Zaproponowała w żarcie, bo wiadomo, że jedyną słuszną kolejnością jest wsypanie najpierw płatków, a dopiero później wlewanie mleka. – Dlaczego w ogóle chcesz wychodzić ze swojej strefy komfortu? – W momencie, w którym o to zapytała to coś do niej dotarło. Spojrzała na Zoey mrużąc oczy. – To przeze mnie? – Musiała wiedzieć. – Bo jakby nie patrzeć, to wszystko co robisz ze mną jest twoim wyjściem poza strefę komfortu, prawda? – No jeżeli dobrze pamiętała, to Zoey miała zerowe doświadczenie z kobietami, także wszystko co się teraz działo między nimi było czymś nowym. No może poza wspólnym robieniem śniadania, bo to mogła robić dosłownie z każdym i nie musiało to obejmować wkładania sobie palców gdziekolwiek.
- Absolutnie obrzydliwe. – Kręcąc głową musiała to powiedzieć. To jedyne co jej przychodziło do głowy. Jak będzie kiedyś prowadzić Zoey do posiadłości Zimmermanów, to będzie musiała jej przypomnieć o tym, że nie ma żadnego podjadania pomiędzy posiłkami, a już na pewno nie ma podjadania bezpośrednio przed posiłkiem, albo w trakcie szykowania. Co prawda u Zimmermanów to służba szykuje jedzenie, ale kto wie co takiej Zoey przyjdzie do głowy. – Zoey… przestań. – Przybrała żartobliwy ton, bo nie wiedziała jak reagować na tego typu grę wstępną. Nie wiedziała czy podobało jej się bycie porównaną do miksera. Ogólnie to gdyby była taką perfekcyjną panią domu jak ja to już by ściągała gacie będąc napaloną. Wszyscy jednak wiemy jaka Gaia jest jeśli chodzi o obowiązki domowe. Bardzo nieobecna.
- Ty mi powiedz… to twoje wyjście ze strefy komfortu. – Prawie jak płyta Comy, Pierwsze wyjście z mroku. Tak będzie się nazywała seks taśma Gai i Zoey z pierwszym seksem – Pierwsze wyjście ze strefy komfortu. Całowała sobie tą Zoey myśląc o jedynej rzeczy, którą ją drażniła przez cały ranek. Zoey była umyta jej żelem pod prysznic, jej szamponem do włosów i teraz Gaia czuła swoje zapachy i brakowało jej zapachu Zoey. Ale nie robiła z tego jakiejś wielkiej afery. Tym bardziej, że już zaczynała czuć zapach gofrów. – Jesteś pewna? – Dopytała unosząc brew, a później to już próbowała zapanować nad biciem swojego serca. Na początku myślała, że to przez to, że poczuła na ustach sok z owoców, a to już był grzech przy jej rutynie, Zdała sobie jednak sprawę z tego, że to jednak przez Zoey i przez ten gest, który wykonała kiedy jej palec dotknął ust Zimmerman. Uwielbiała ten gest. Kochała go. Był tak prostym gestem, ale jednocześnie sekretną drogą do jej serca. Albo majtek. Żartuje. Do serca. Hehs. Chwyciła Zoey za koszulkę przyciągając ją do siebie i odwzajemniając pocałunek. Gdyby tak miała wyglądać pozostała część jej życia to nie miałaby nic przeciwko temu. Nadal trzymając Zoey za koszulkę, zaczęła się cofać ciągnąc ją delikatnie za sobą. Musiała wyjąc gofry, ale jednocześnie nie chciała przerywać całowania McTavish. W końcu jednak musiała to zrobić, bo potrzebowała wyjąc talerz, wyrzucić na niego gofry i wlać na gofrownicę kolejną porcję ciasta. Najgorzej jak człowiek ma ręce pełne roboty i chce mieć też usta pełne roboty. - Masz szczęście, że nie jestem dziewczyną, która odpuszcza śniadania. - Oderwała się na chwilę od tej biednej Zoey, żeby jej przekazać tą informację. Obie pewnie wiedziały, że w tym przypadku odpuszczenie śniadania nie byłoby takie złe i że Zoey pewnie nie chciała być taką szczęściarą.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Kiwnęła głową zapamiętując, dojebie jej taką sałatkę, ze się Gaia nie pozbiera. Taka będzie dobra. To będzie takie wspomnienie, że Gaia będzie ją prosić, żeby ją robiła na każdą ich rocznice. Taka to była sałatka. Nie wiem jeszcze jaka, ale pogoogluje to się dowiem. - Jadam mięso - co to za oskarżenie. Oczywiście, że jadła mięso. Nie każda, bo jakiegoś robala, by nie zjadła, ale tak poza tym to nie miała z mięsem większych problemów. - Ale lubię też tofu i niektóre wegańskie jedzenie. Raczej jem wszystko, chociaż nietoperza bym nie chciała próbować - jeszcze, by wtedy zaraziła cały świat jakimś okropnym wirusem. Za wcześnie na takie wspominki?
Cóż, może gdyby tak sobie wybierały te ciuchy to Gaia, by się dowiedziała jak czuje sie Zoey zazwyczaj. Co prawda McTavish się przyzwyczaiła do strojów Gai, ale pewnie też, by wolała mieć takie krajobrazy tylko dla siebie. Nie miała jednak nic do powiedzenia. W życiu nie wpadłaby też na to, żeby Gai w ogóle mówić coś na ten temat. W końcu to była kwintesencja Gai. Jej ciuchy, jej osobowość, wszystko razem. - Hmmm myślę, że to całkiem niezła motywacja - byłaby nawet skora to zrobić, gdyby nie jeden drobny fakt, który Gaia jej przekazała w nocy. - Mogłabym spróbować, ale wiesz, że ciężko mi będzie rzucić wiedząc, że Ty też palisz, a jednak chciałabym się z Tobą widywać częściej niż rzadziej. Może obie powinnyśmy rzucić? - Zaproponowała ale miała przeczucie, że Gaia na to nie pójdzie. No i by się jej nie dziwiła, bo palenie było przyjemne. Przynajmniej dla Zoey. Mogła wtedy nawiązać kontakty z budowlańcami, którzy pracowali na jej budowach, bo tam większość wiecznie stała na szlugu. Zaśmiała sie słysząc jej propozycję i pokiwała głową. - Myślę, że na początek powinnam zacząć od w ogóle jedzenia śniadań żeby móc mieć te problemy z płatkami - to było wyjście poza jej przyzwyczajenia, bo musiała zmienić nawyki, żeby rzeczywiście zacząć coś rano jeść, co nie było takie łatwe, o dziwo. Może jednak powinna tego spróbować. - Po prostu chciałabym mieć trochę innego życia wiesz... moje dotychczasowe nie było najbardziej szczęśliwe... przeważnie. Pomyślałam, że warto się przełamać i zrobić rzeczy, których się nie robiło nigdy, albo których od dawna się nie robiło. - Na przykład Zoey od dawna nie dbała o swoje zdrowie najwyraźniej i teraz mogłaby zacząć. Uśmiechnęła się do niej przyglądając się jej twarzy z nutką rozbawienia. - Trochę tak... ale nie powiedziałabym, że przez Ciebie. bardziej dzięki Tobie. Nie chcę być jakaś zdziadziałą 30-latką siedzącą ciągle w domu i jeszcze może szydełkującą - akurat to umiała robić - nie chcę sie czuć staro, a czasem przy Tobie myślę, że już mam 80 lat i wszystkie szaleństwa już za mną. Nie chciałabym żebyś się mną znudziła - no Zoey juz dawno mówiła, że jest nudna i nie robi nic ciekawego zazwyczaj. Teraz działo się więcej, bo wróciła Sam i McTavish podjęła wyzwanie wychodzenia ze swojej skorupy. - A to wcale nie jest dla mnie wyjście poza strefę komfortu - "to" oczywiście chodziło o nie, ich relacje i kontakt fizyczny. - To jest komfortowe, tu granica mi się zdecydowanie przesunęła - odpowiedziała, bo mimo wszystko, mimo tego, że wszystko było dla niej nowe, to nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie, nie było za bardzo momentu, w którym czułaby się niekomfortowo, nawet wtedy jak nie wiedziała za bardzo co robić z cyckami. Po prostu musiała się doszkolić.
- Bardzo przepraszam, jestem obrzydliwa we flirty - zaśmiała się, bo no może mikser nie był najlepszym tekstem, ale starała się jakoś wybrnąć z własnej głupoty okej? Musiała kombinować. Zoey całe życie jakimś cudem musiała kombinować. W pracy, na studiach, w związkach, ciągle. Zimmerman wcale nie wydawała się byc jednak jakoś bardzo obrzydzona jej sposobem na komplementy i flirty więc Zoey nie czuła się z tym aż tak durnowato jak pewnie powinna.
- Myślę, że to byłoby bardziej komfortowe zdarzenie, niż miałam do tej pory, więc oczywiście, że bym chciała. - Powiedziała przyglądając się jej badawczo. - Ale czy Ty byś była na to gotowa? - Bo w końcu byłby tam we dwie jednak. Nie chciałaby żeby Gaia się czuła zobligowana do tego, żeby ją wprowadzić w świat lesbijskiego seksu. Dla niej ważne było to, żeby Gaia po prostu chciała z nią się kochać, uprawiać seks, zwał jak zwał. - Yhym, bardzo pewna - jak już dobrze wiemy Zoey i seks z facetami, nie był najbardziej udany, przynajmniej dla niej. Gdyby McTavish wiedziała, że tak prosty gest będzie działał na Gaie, to by jej tak codziennie robiła. No, bo kto nie chciałby takich pocałunków? Zoey w tej chwili absolutnie nie myślała już o jedzeniu, bo skupiała się tylko na tym, by rozkoszować się ich pocałunkami, których jej brakowało, mimo tego, że przecież całowały się nie tak dawno. Chyba po prostu zrozumiała, że mogłaby z Gaią tak spędzać życie zapominając o całym świecie. Musiała jednak wziąć oddech więc w sumie może to i lepiej, że Gaia ogarniała te gofry, bo przecież McTavish by się tu jeszcze udusiła, a tego nikt, by nie chciał. Oparła się o blat przyglądając się Gai. - Czekałam na te gofry już długo, mogłabym jeszcze poczekać chwilę - chociaż pewnie nie byłaby to chwila. - Ale mamy przed sobą jeszcze cały dzień - mruknęła i tym razem to ona zaczęła Gaie całować po szyi i po dekolcie dłonie układając na jej pośladkach, które delikatnie ścisnęła. - Masz szczęście, że jestem dziewczyną, która akurat jest głodna - wyszeptała na moment odsuwając usta od jej skóry i teraz sobie dopowiedz na co Zoey miała apetyt. Na gofry, na Gaie czy why not both?

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Przez krótką chwilę bacznie jej się przyglądała. „Jadam mięso” było dziwnym stwierdzeniem. Takim jakby jadała to mięso raz na miesiąc, a Gaia jednak nie wiedziała, czy byłaby w stanie widywać się z kimś kto jada mięso okazjonalnie. Ona wpierdalała mięso bardzo często. A wiadomo, jak to było z tymi wegetarianami i weganami, w pewnym momencie to, że nie jedli mięsa stawało się cechą ich osobowości i nie potrafili gadać o niczym innym. – Czyli… jak wyjedziesz do Peru to nie będziesz chciała spróbować świnki morskiej? – Zapytała, bo chciała wiedzieć jak daleko Zoey by się posunęła, żeby wyjść ze swojej strefy komfortu, skoro już są w temacie tej strefy komfortu.
Zaczęła się śmiać słysząc tą propozycję, bo naturalnie nie potraktowała jej poważnie. Patrzyła na Zoey i na jej urocze poliki i aż chciała je ująć w swoje delikatne, acz gigantyczne dłonie i wytarmosić nazywając Zoey głupiutką. – Nie mogę rzucić palenia. – Nie mogła, bo wtedy nie mogłaby też palić skrętów, a to by oznaczało, że nie mogłaby się widywać z Brunem i nie mogłaby chodzić na imprezy. Mogła na imprezach nie pić alkoholu, ale musiała palić. Dobra, nie musiała, ale sobie tak wmawiała. – To może rzuć dla mnie, ale miej na uwadze, że największą przysługę wyświadczasz sobie. A ja obiecuję, że nie będę palic przy tobie. – To był tak dobry kompromis, że aż była z siebie zajebiście dumna. Wypięłaby pierś, gdyby jakąś miała. – To zacznij jeść śniadania. To może być niezły szok dla twojego organizmu. – Pewnie Zoey się zdziwi, że można robić kupę w domu, przed wyjściem gdziekolwiek. Tak jej jelita zaczną pracować, że dziewczynie się oczy otworzą na cały nowy świat. Co tam szklanka ciepłej wody na pusty żołądek, jak można po prostu coś zjeść i wypić kawę i jelitka zaczynają pracować.
- Nie jesteś zdziadziałą 30latką. – Oburzyła się marszcząc brwi. Może trochę się nawet naburmuszyła, bo co to za tyranie Zoey przez Zoey? Tak nie może być. Zarzuciła sobie ręce na ramiona Zoey i wpatrywała się w nią nadal ze zranionymi, naburmuszonymi uczuciami. – Dlaczego się tak przy mnie czujesz? To nie jest coś co chciałam usłyszeć. – No teraz to jej było przykro, że Zoey się przy niej czuła w ten sposób. Co to oznaczało? Że różnica wieku jest zbyt duża i nie powinny ze sobą być? Albo chociaż przebywać, bo na razie to nie są ze sobą. – Chciałam ci powiedzieć, że ja polubiłam cię za to jaka jesteś. Spokojna, ułożona, ogarnięta, że jesteś moim całkowitym przeciwieństwem. Że jesteś dla mnie jak taka oaza. Samotnia. Ale teraz to odnoszę wrażenie, że chcesz ze mną zerwać zanim zaczęłyśmy ze sobą być. – Ostatnie zdanie dodała tak żartobliwie, ale jednocześnie no nie wiedziała co się dzieje, bo tutaj Zoey chciała od niej deklaracji, a tutaj Gaia odkrywa, że być może jest dla niej za młoda i Gaia się czuje przy niej absolutnie obrzydliwie. Nie dała jednak za bardzo Zoey czasu na odpowiedź, bo ją pocałowała, żeby potwierdzić, że jej ta różnica wieku w ogóle nie przeszkadza. Nawet jeżeli Zoey nigdy na tą różnice wieku oficjalnie nie narzekała. Gaia kochała sobie wmawiać różne rzeczy.
- Aż muszę zapytać. – Nie była z tego dumna, ale no musiała wiedzieć. – Podnieca cię sprzęt kuchenny? -Próbowała z całych sił być poważną zadając to pytanie, ale naprawdę nie mogła. Postanowiła po prostu zakładać, że Zoey chciała zarzucić jakimś tekstem na podryw i widząc mikser uznała, że to będzie coś seksownego. I pewnie jakby były małżeństwem z kilkuletnim stażem to byłoby zabawne, a później stałoby się inside joke. W sumie już może się stać. Why not? I nie, zdecydowanie nie powinna się czuć źle z tym w jaki sposób flirtowała.
- Oczywiście, że bym była. To nie moje pierwsze rodeo. – Zaśmiała się, bo ona naprawdę zakładała, że dla Zoey mogłoby być z początku to wszystko nieco niekomfortowe. Ale od tego była tutaj Gaia. Żeby ją we wszystko wprowadzić i zagłębić się w świat kobiecego seksu. – Okej. Zrobimy to. – Pokiwała głową i ujęła twarz Zoey w dłonie. – Zrobię ci training season. – Ewidentnie training season is not over. Ciekawe czy takie wstawki byłyby równie zabawne, gdybym miała inny wiz albo obsesję na punkcie na przykład Taylor Swift. Gdyby tylko Gaia nie miała swoich śniadaniowych zasad to pewnie już byłyby w drodze do sypialni. Niestety śniadanie było w tym przypadku priorytetem. Może gdyby Zoey ją obudziła i leżałyby jeszcze w łóżku to mogłaby przymknąć na wszystko oko. Teraz jednak było za późno. Trzeba poczekać na deser.
- Powinnaś właśnie powiedzieć, że nie możesz czekać już dłużej. Teraz sobie pomyślę, że wcale nie chcesz spróbować moich gofrów. – Wcale jej się nie dziwiła. Pewnie smak jej ust był zdecydowanie lepszy. Zwłaszcza, że nie myła rano zębów i nawet nie zagryzła żadnym landrynkiem, albo chociaż żelkiem. – Chyba pierwszy raz w życiu, co? – No ona to jeszcze nie znała głodnej Zoey. – Zjemy na patio. – Zadecydowała przymykając oczy i pozwalając Zoey na te pocałunki i ściskanie jej pośladków. Aż sama przyłapywała się na tym, że chwytała się Zoey tak kurczowo, że prawdopodobnie wbijała jej paznokcie w ciało. – Okej. Nie ma co zwlekać. Musimy szybko zjeść to śniadanie. Póki gofry są ciepłe. – Położyła swoje dłonie na dłoniach Zoey i niechętnie zdjęła je ze swojego tyłka. Wzięła dwa talerze, sztućce, kubki z kawą i wyniosła to wszystko na stolik na zewnątrz. Przy okazji zawołała Ponyo, bo dawno typiary nie widziała. Wróciła zaraz do kuchni i wyjęła z gofrownicy świeżutkie gofry i dołożyła na talerzyk do dwóch poprzednich. – Zanieś proszę to i owoce. – Podała wszystko Zoey, a sama wzięła rękaw piekarniczy i naładowała tam bitej śmietany, wzięła jeszcze średniej wielkości pudełko ze słodyczami i prawie biegnąc i potykając się o Ponyo, która się znalazła, dołączyła do Zoey. Usiadła sobie na krzesełku obok Zoey i wzięła gofra, na którego od razu, bardzo starannie zaczęła nakładać bitą śmietanę, a później owoce. Na koniec udekorowała wszystko odrobiną sosu karmelowego i przesunęła talerz w stronę McTavish. – Smacznego. – Nachyliła się jeszcze, żeby złapać jej twarz i obdarować kilkusekundowym pocałunkiem, bo to ona miała być smaczna, a nie gofr. Żartuje. Gofr, gofr. Jak już przerwała pocałunek to zaczęła robić gofra sobie. – Wszystko z pudełka jest opcjonalne. Ja sobie dorzucam zawsze żelki. – Bo była chora i miała obsesje na punkcie Haribo. Prawie jak Sam. Chociaż Sam to lubiła jedne konkretne żelki. Gaia kochała najbardziej te kwaśne.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Mogę spróbować świnki morskiej jak nie będzie wisieć na patyku i wyglądać jak świnka morska - jakby jej dali pokrojone mięso to spoko. Pewnie zwykłej świni też, by nie chciała zjeść jakby była cała razem z ryjkiem i kopytkami. Obrzydliwe. Tragiczne. Czegoś takiego w życiu, by nie zjadła. Dopóki nie widziała całości zwierzaka to luz, nie miała problemu. Na temat palenia to tylko się uśmiechnęła. - Zastanowię się nad tym, ale na początek myślę, że przerzucę się na śniadania. Małymi kroczkami. - Później jak jej organizm się przyzwyczai to może wtedy ogarnie jakiegoś elektrycznego papierosa, ale jak już wiemy z dzisiejszego serialu wyglądała zbyt ładnie ze szlugiem w mordzie żeby z tego nie skorzystać.
Zaśmiała się cicho widząc to jej oburzenie. Ona czasem się tak czuła, no i nic nie mogła na tę chwilę na to poradzić. Dlatego wymyśliła sobie to wychodzenie poza strefę komfortu, żeby spróbować czegoś nowego. Już do swojego życia wprowadziła odrobinę szaleństwa, jakim była Gaia i to przypadło jej do gustu naprawdę mocno. Kto wie, może przypadnie jej też do gustu jedzenie śniadań? Jak na razie, to obecne było bardzo miłe. - Po prostu u Ciebie się zawsze tyle dzieje, masz tysiące historii do opowiedzenia, a ja mogę Ci powiedzieć co leciało w telewizji - nawet w sumie nie ma się co oszukiwać, Zoey na bank oglądała posiedzenia sejmu, jeżeli był ta, jej ojciec. Musiała być na bieżąco. - Widzisz, martwię się, że kiedyś Ci się ta oaza może znudzić i będziesz potrzebować czegoś bardziej wystrzałowego. - Już jej kiedyś chyba nawet mówiła, że boi się tego, że jest nudna. Starała się teraz nie być aż taka. - Przestań - pokręciła głową chwytając jej twarz w dłonie. - Oczywiście, że tak nie jest. Ja na przykład lubię Cię za to jaka jesteś, nawet jeżeli czasem jesteś jak huragan i lubię to, że jesteśmy tak od siebie różne - pewnie sądziła, że się jakoś obie zrównoważą. Zoey stanie się przy niej bardziej żywiołowa, a Gaia nieco ułożona. - Ale mam problem z niską samooceną i cóż, to skutkuje pewnymi obawami - o których teraz nie chciała rozmawiać, bo to nie był dobry moment. Mogła się tym z Gaią podzielić, ale może nie dzisiaj, gdy już miały za sobą ciężką rozmowę nie tak dawno temu. - Myślę, że z czasem będzie lepiej, dajesz mi trochę pewności siebie, której mi brakowało - no taka prawda! Zoey nie byłaby tak cwana przed każdym ściągać sukienkę, a tu proszę.
Zoey nieco się przestraszyła, co to za pytanie jej tu Gaia szykuje, ale po chwili wybuchła śmiechem. To było tak durne, że nie mogła wytrzymać. - Wszystko może brzmieć seksownie okej? Może nie z moich ust, bo to brzmiało dziwnie, ale nie, nie kręcą mnie sprzęty kuchenne... chyba - nieco teraz zmrużyła oczy - chociaż taka trzepaczka... - zażartowała puszczając sobie do niej oczko. Jakby była obleśna to, by nawet dodała, że można ją wykorzystać na delikatnie bdsm, ale nie była obrzydliwa i nie jarały ją CHYBA takie klimaty. Ja nie wiem co Zoey jara oprócz Gai.
- Hmmm to w takim razie moja kowbojko to rzeczywiście nie ma na co czekać - mruknęła, gdy ją Gaia złapała za twarz i wykorzystała ten moment, by ją pocałować. Po raz kolejny dzisiejszego poranka, ale tego nigdy za wiele. Była pewna, że do końca świata jej się to nie znudzi. Całe szczęście, ze wyszło Training Session a nie Zara Larsson - Escape.mp3. Chociaż wiadomo, że one powinny teraz mieć na zapętleniu włączone Fever albo piękne i tradycyjnie Carney - Love me, chase me.mp3.
- Chcę spróbować Twoich gofrów, nie mogłam się tego doczekać. - Innych rzeczy też się nie mogła doczekać, była trochę w takim potrzasku, z którego nie było dobrego wyjścia. - Oj już nie przesadzajmy, bywałam czasem głodna. Może nie za często ale bywałam. Zobaczysz ile zjem jak pojedziemy do tej restauracji, o której Ci mówiłam. Zdziwisz się wtedy, że takie małe ciałko może tyle zmieścić. - Nie będzie jadła przez tydzień żeby to rzeczywiście spełnić. Teraz jednak jedzenie naprawdę spadało na dalszy plan, bo mogłaby nie jeść wcale, byle po prostu być tak blisko niej, by ją całować i dotykać i czuć jak jej krótkie paznokcie wbijają się w jej skórę. - Dobrze - kiwnęła głową bardzo niechętnie się odsuwając, a później wzięła te wszystkie rzeczy, które trzeba było i zaniosła je na Patio uśmiechając się do Gai, gdy ta ją dogoniła. Czuła się naprawdę wyśmienicie spędzając z nią ten poranek. Chyba dawno nie miała takiego chillu i po prostu takiej normalności. Niby była tu pierwszy raz i też pierwszy raz z Gaią spędzały wspólnie tyle czasu z rana, ale czuła się w tym wszystkim bardzo swobodnie. Szczególnie, gdy tak patrzyła jak Gaia robi tego gofra, to pomyślała, że mogłaby się na to patrzeć o wiele, wiele częściej. To znów, była zwykła prosta czynność, która jakoś chwyciła ją za serce. - Mmm wygląda niesamowicie - nie miała zbyt wiele doświadczenia z goframi, ale ten wyglądał pewnie jak najlepszy gofr jaki miałaby zjeść. - Dziękuję - odpowiedziała po tym pocałunku i zerknęła na to co tam Gaia miała w tych dodatkach. Pewnie wybrała dla siebie odrobinę M&Msów, którymi posypała wierzch gofra. - Uwaga, rozpoczynam wielki test - wzięła gofra w dłoń i zerknęła najpierw na Gaie poruszając jeszcze brwiami, a później ugryzła cały czas jednak patrząc na Zimmerman. Oczywiście musiała sobie pół nosa i twarzy ujebać tą bitą śmietaną, ale było warto. - Mmmmm Gaia... to jest naprawdę przepyszne - nawet nie mówiła tego tylko dlatego żeby Gai zrobić przyjemność, mówiła stu procentową prawdę. Ugryzła jeszcze kawałek i odłożyła na moment żeby się chociaż trochę powycierać. - Kurde teraz jeszcze bardziej żałuje każdego ranka, gdy mnie coś takiego ominęło - już wcześniej żałowała, a teraz? Nie chciałaby już kiedykolwiek ominąć śniadania z Gaią. - Mocno się uwaliłam? - Zapytała, bo nie miała żadnego lusterka więc wszystko z siebie ścierała mocno na wyczucie.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Masz skomplikowaną relację z mięsem? – Zapytała rozbawiona, bo to jednak brzmiało w chuj zabawnie. – Jestem pewna, że gdzieś w Peru serwują kebab ze świnki morskiej. – Żartowała. W ogóle nie był tego pewna. Pewnie sama nigdy nie była w Peru, chociaż kto ją tam wie. Ona była praktycznie wszędzie, ale jednocześnie nigdzie. Gaia mogła się spodziewać, że na tym się zakończy temat palenia. Nie mogła wymagać od Zoey tego, żeby rzuciła dla niej palenie kiedy sama nie byłaby w żadnym stopniu gotowa na takie poświęcenie. Nie na tym etapie. Może później.
- Nieprawda. – Zaśmiała się kręcąc głową. – Nic się u mnie nie dzieje i nie mam tysiąca historii do opowiedzenia. – A jak już miała to najczęściej z domu spokojnej starości, a nie ze swojego życia. Imprezy były zwyczajne. Jechała gdzieś, tańczyła, piła, ćpała, bardzo rzadko się z kimś całowała i wracała do domu. Nudy. – Nie znudzi mi się. Chcę, żebyś była moją samotnią, żebym mogła do ciebie uciekać przed całym światem. – Miała nadzieję, że Zoey nie zrozumie tego w jakiś zły sposób. Po prostu wiązało się to z tym, co powiedziała jej wczoraj. Że ludzie wiecznie czegoś od niej chcieli i wymagali, a przy Zoey mogła sobie być sobą. Flopem, blobem, postawną babą z rękoma jak pokrywy od śmietnika, bez makijażu, z nieumytymi zębami. – Z jakimi obawami? – Zapytała zmartwiona, bo no co to ma być, że Zoey ma tu jakieś obawy i jej nie powie co to są za obawy. Już zapomniała o męczącej rozmowie w nocy i chciała się zmęczyć bardziej. – Chcę ci dać więcej pewności siebie. Jesteś niesamowita, zjawiskowa, pod każdym możliwym względem. Nie jestem dobra w słowa, ale za każdym razem jak na ciebie patrzę to mam ochotę na głos recytować ci czterdziesty siódmy sonet Szekspira. – Był to oczywiście jej ulubiony sonet. Gdyby Gaia była poetką, albo romantyczną duszą, albo nie bała się [nieświadomie] Sameen, to recytowałaby jej ten sonet pod oknem każdego dnia.
Gaia nawet nie myślała o tym jak to wszystko wygląda. Spędzenie tego poranku z Zoey było tak naturalne i piękne, że nawet tego nie analizowała. Nie myślała o tym, że nie są parą, nie myślała o Walentynkach z Luną, koncercie z Ericiem, spotkaniu z Biancą czy spotkaniach z Amalią. Była tak bardzo zamknięta w tym momencie, że gdyby świat przestał istnieć to nawet niczego by nie zauważyła. Dla niej i tak świat przestanie istnieć jak będzie musiała odwieźć Zoey do domu. – Smakuje jeszcze lepiej. – Aż sama oblizała usta na widok tego gofra. Albo na widok Zoey z gofrem. No tak czy siak nie mogła się zdecydować, bo obecnie patrzyła na najpiękniejszy widok na świecie. Może będzie to nieco nieczułe i wyjdę na hipokrytkę, ale przebijał korale króla Karola. Tego samego Karola, który obawiam się, że obserwuje Internet. Przerwała szykowanie swojego gofra, żeby spojrzeć na Zoey i jej wielki test. Cieszyła się jak Mei kiedy niosła mamie kukurydzę. Jak obejrzysz ze mną bajkę to zrozumiesz. – Uwielbiam cię. – Patrzyła na Zoey uwaloną tym gofrem i nie mogła nacieszyć oczu. – Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz się później całować. – Cieszyła się, że Zoey smakował gofr. Aż sama sobie dojebie jutro gofry. Albo pojutrze, albo popojutrze, bo wiadomo, że to będą mentalnie ciężkie dwa dni. Zwłaszcza środa. – Widzisz… gdybyś tylko została ze mną wtedy w Sydney. – Pamiętała jak było jej przykro, że Zoey się zmyła i Gaia nawet nie pamiętała jej imienia. Tym bardziej, że była pierwszą osoba, którą pocałowała od śmierci Noah. – Jesteś strasznie uwalona. – Parsknęła śmiechem i nachyliła się, żeby pocałunkami zebrać to czym Zoey była ubrudzona. Zaraz jednak wzięła serwetkę i pomogła jej z tym co musiałaby zlizywać, a to byłaby lekka przesada. Powinny pójść najpierw na drugą randkę. No właśnie. – Pójdziesz ze mną na randkę? – Zapytała kładąc dłoń po wewnętrznej stronie uda Zoey. Drugą ręką nakładała sobie żelki na swojego gofra. Zanim się za niego zabrała to upiła łyka kawy. W końcu jednak go wzięła do ręki i siadając bokiem, trzymając udo Zoey i wpatrując się w nią, zaczęła opierdalać swojego gofra. Nie ubrudziła się, bo była profesjonalistką.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Zaśmiała się i przytakneła. – Po prostu nie chcę widzieć całego zwierzaka przed jego zjedzeniem. No chyba, że homara, z nimi o dziwo nie mam problemu. – Najwidoczniej jest za mało uroczy żeby miała z tym problem. Pewnie z kurczakami miała podobnie, nie robiły na niej wrażenia, ale takie świnki morskie? Przecież w normalnym świecie to były zwierzaki, które się trzymało w domu i glaskalo. Może sobie powinna kupić świnkę morską? Nie, bo w całym domu, by śmierdziało. – Kebab ze świnki, to bym akurat chciała spróbować – odpowiedziała na jej żart śmiejąc się dalej tym swoim boskim, lekko zachrypniętym głosem.
W to Zoey bardzo chciałaby wierzyć. W jej głowie Gaia była jak jeden wielki wulkan energii, którego wszędzie było pełno, a wiadomo, że tacy ludzie mieli dużo do powiedzenia. Zaczęła się nawet zastanawiać czy Gaia jej kiedyś opowiadała coś o imprezach, ale rzeczywiście raczej po prostu mówiła, że było fajnie, więc... może coś w tym było i Zoey nie powinna się aż tak przejmować. – Też chcę żebyś do mnie uciekała przed całym światem, nawet w środku nocy. – Mruknęła całując ją po raz kolejny prosto w usta. Chciała jednak żeby robiły razem też inne rzeczy niż tylko siedzenie w domu. Dlatego zaproponowała wspólną imprezę. Może bez wielkich szlaleństw, ale przynajmniej przez chwilę się razem pobawią. – Oj... trochę ich jest – uśmiechnęła się trochę speszona tym jej pytaniem. No, ale wczoraj sama ją wypytywała o różne rzeczy więc teraz był jej czas na odpowiadanie na trudne pytania. – Ogólnie, że jestem niewystarczająca. Niewystarczająco mądra, ładna, zabawna. Że jestem za niska, za chuda, mam za mały biust. Że nie jestem inteligentna tak jak powinnam być, bo gdybym była to nie robiłabym takich durnych rzeczy jakie zrobiłam. – Powinnam tu wkleić ten monolog Americi z Barbie, bo też, by się nadawał. Cóż, widać, że jej poprzednie relacje siadły jej dość mocno na psychikę i zdeptały samoocenę. – Dzięki – odpowiedziała i pewnie nawet jej się łezka w oku zakręciła ale nie chciała teraz płakać i popsuć im nastrój. Uśmiechnęła się więc i po prostu przytuliła do Gai. – Nie pomyślałabym, że czytasz sonety – dodała wtulając się bardziej. – Szekspir to Twój ulubiony poeta? – Zapytała, gdy się już od niej odsunęła i zabawne, że teraz zrobią sobie lekcje z poetyki.
Zoey naprawdę się starała zjeść gofra i się nie uwalić, ale było to ciężkie. Najwyraźniej jej cechą jest to, że się potrafi pobrudzić każdym jedzeniem. Może dlatego tak mało jadła, żeby chodzić czystą. Całe szczęście, że przynajmniej wyglądała przy tym uroczo. Spojrzała na Gaie z wyraźnym szczęściem na twarzy, gdy usłyszała jej słowa, ale nie mogła odpowiedzieć od razu, bo usta miała pełne od gofrów, a to byłoby obrzydliwe, gdyby wypluła. – Powiedziałabym Ci prawdę, żeby później się z Tobą całowac z czystym sumieniem – no nie kłamałaby jej. Jakby nie do końca jej posmakowało, to by nic nie powiedziała. – Żaluje tego codziennie – tez wolałaby zostać, ale musiała wracać ze względu na ojca. Nie chciała tak po prostu wyjeżdżać. – O nie, nie – bo jednak myślała, że tego gofra je w jakiś seksi sposób, a tu prosze cała upaprana. Zachichotała jednak jak durna nastolatka, gdy Gaia ją zaczęła całować. Nie miała nic przeciwko takiej pomocy z pozbyciem się nadmiaru bitej śmietany z twarzy. – Dziekuję – odpowiedziała, gdy Zimmerman ją doprowadziła do porządnego stanu. – Oczywiście, że pójdę z Tobą na randkę – nie musiała się nawet nad tym zastanawiać. – Nawet nie musisz pytać o takie rzeczy – zgodziłaby się w ciemno tak czy inaczej i ułozyła swoją dłoń na dłoni Gai oberwując jak typiara profesjonalnie opierdala gofra. Chciałaby kiedyś miec takiego skilla żeby jesc i się nie ujebać. Zoey pochyliła się w jej stronę żeby pocałować ją w szyję i ukradła jej jednego żelka z gofra. Trudno, widać, że McTavish była buntownikiem jeżeli chodziło o śniadaniowy regulamin. – Uwielbiam Cię bardzo, bardzo, bardzo – i przy każdym „bardzo” robiła krotką przerwę żeby ucałować ją w żuchwę, szyję i obojczyk. Później nieco się wyprostowała wkładając sobie tego żelka do buzi i napiła się łyka kawy. – Muszę chyba trochę inaczej pdejść do tego gofra żeby nie chodzić później brudna – przez chwilę rozkminiała jak to zjeść, aż w koncu oderwała po prostu kawałek i postanowiła jeść to w ten sposób, oblizując sobie tylko palce żeby się nie kleiły od śmietany i słodyczy. – Kiedy Ci się rozpoczęła taka miłość do śniadań? – Zapytała, bo była ciekawa czy mała Gaia razem z mamą albo tatą siedziała w kuchni i robiła gofty, albo wielkie francuskie tosty. Trochę była sobie to w stanie wyobrazić chociaż nie do końca wiedziała jak wygląda ojciec Gai. Mamę to wiadomo, że kojarzyła.

gaia zimmerman
ODPOWIEDZ