właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Pokręciwszy się po okolicy kościoła i wypiwszy dwa piwa, faktycznie Saul wrócił do świątyni. Zastanawiał się jeszcze, czy rzeczywiście chce i czy faktycznie powinien to zrobić - i tak miał poczucie, że za dużo czasu i uwagi zabrał księdzu. Tym niemniej naprawdę teraz potrzebował rozmowy z kimś, wyrzucenia z siebie wszystkiego co w nim siedziało, wygadania się i być może w ten sposób jakiegoś oczyszczenia. A może choćby tylko utwierdzenia w tym, co sam o sobie myślał: że jest beznadziejnym, nic nie wartym śmieciem i to w całości jego wina, że jego życie wygląda tak, jak wygląda. Ksiądz zdawał się faktycznie zainteresowany nim, pomocą Saulowi, który zapewne wyglądał w jego oczach jak wrak człowieka (zresztą Saul już od dawna nie patrzył w lustro, bo nie podobało mu się to, co tam widzi). Mimo oporów więc w końcu rzeczywiście przyszedł do kościoła akurat w momencie, jak wierni wychodzili po nabożeństwie. Stanął pod drzwiami, czekając, aż wierni wysypią się ze środka, po czym wszedł tam niepewnie, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Początkowo wsunął je do kieszeni, ale to mu się wydało niewłaściwe w tym miejscu, więc splótł je ze sobą z przodu. To jednak wydało mu się durne, więc po kilku krokach w stronę ołtarza objął jedną dłoń drugą za swoimi plecami. Szedł z pochyloną głową, zerkając niepewnie na krzątającego się duchownego - nadal zastanawiał się, czy jednak nie uciec. Wreszcie jednak nogi przyniosły go pod ołtarz i Monroe stanął, patrząc na księdza niepewnie.
- Czy wciąż chce ksiądz ze mną porozmawiać? - zapytał cicho, ale na tyle głośno, żeby mężczyzna go usłyszał.
Okazało się, że tak. Trochę to mimo wszystko zaskoczyło Monroe'a, bo nie dostrzegł na twarzy rozmówcy żadnego grymasu niechęci, rezygnacji czy obrzydzenia. Mężczyzna ogarnął wszystko, co miał jeszcze do zrobienia w kościele, po czym poprowadził Saula do siebie do domu. Monroe usiadł niepewnie na kanapie, wyraźnie spięty i wbijając wzrok w podłogę.
- Jak będzie ksiądz miał mnie dosyć, to proszę powiedzieć - naprawdę nie chcę się narzucać. Po prostu z nikim o tym nie rozmawiałem, a... nie wiem, no... chyba nie wytrzymuję już we własnym towarzystwie, nienawidzę siebie i gdyby nie moja córka, to nawet bym nie próbował dalej.

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.
{outfit}

Leonard naprawdę miał ochotę wysłuchać Saula; może nie poznali się w najbardziej sprzyjających dla jubilera okolicznościach, ale nie znaczyło to, że Leo nie był nim zainteresowany. Interesowało go to co mężczyzna opowiadał, słuchał go naprawdę uważnie i empatycznie i widział, że ta rozmowa była dla niego naprawdę istotna. A on, mimo że nie był wzorem wszelkich cnót, to jednak zawsze starał się być naprawdę dobrym księdzem, a jednym z jego obowiązków - przynajmniej według niego samego - było niesienie pomocy. Zwierzętom, ludziom potrzebującym, dzieciom... wiernym też, jasne, ale nie tylko. Co byłby z niego ksiądz gdyby odmówił mężczyźnie w potrzebie, zwłaszcza widząc w jak złym stanie ten był jeszcze chwilę wcześniej? Marny, prawda? I może nie uważał, żeby jakoś bardzo mu pomógł, bo w sumie jedynie słuchał, pytał, reagował... ale najwyraźniej to było to, czego mężczyzna w tym momencie potrzebował, bo po tej rozmowie w konfesjonale wyglądał znacznie lepiej, niż przed nią. Coś w tym więc jest, że czasem pomaga samo zrzucenie z siebie ciężaru poprzez wygadanie się drugiej osobie, zwłaszcza takiej, która faktycznie się tobą interesuje i która Cię wysłucha.

Po skończonej mszy, którą starał się oczywiście przeprowadzić jak zwykle sumiennie i nie odbiegając myślami za bardzo, do ołtarza przyszedł jubiler, z którym Leo spędził wcześniej sporo czasu w konfesjonale. Nie miał jednak do niego pretensji, szczerze ucieszył się na jego widok i uśmiechnął do mężczyzny ciepło, potwierdzając rzecz jasna, że ma ochotę z nim porozmawiać i przez ten czas wcale nie zmienił co do tego zdania. Saul dał mu jednak czas na ogarnięcie wszystkiego, po czym Leo - już przebrany w swoje normalne ciuchy, bez żadnej koloratki ani innych oznak bycia księdzem, opuścił w jego towarzystwie kościół i zabrał go do swojego domu. Uznał, że będzie to lepszy pomysł niż siedzenie po prostu w barze, zwłaszcza że Saul raczej potrzebował bardziej prywatnej, intymnej atmosfery, a głośna muzyka, smród papierosów i alkoholu oraz natłok ludzi zapewne nie byłby najbardziej sprzyjający.

Gdy znaleźli się już w domu Williamsa ten przepuścił Saula w drzwiach i zachęcił go gestem, by ten się rozgościł. On sam za to zaświecił światło, żeby było nieco jaśniej i przytulniej, po czym obrócił się w stronę mężczyzny z ciepłym uśmiechem na ustach i iskierkami w oczach.

- Na początek może darujmy sobie tego księdza: mam na imię Leonard. Może być Leo, jak wolisz - wyciągnął dłoń w jego kierunku, bo tak przecież należało się prawidłowo witać. - Powiem, gdy będę miał Cię dość - zaśmiał się, rozbawiony. - Czego się napijesz? Kawy, herbaty, wody, soku? A może wolisz piwo albo whisky? - uniósł brwi, czekając na odpowiedź, po czym podał mu to, czego ten sobie zażyczył. - Twoja córka ma na imię Isla, tak? Dobrze pamiętam? Masz jakieś jej zdjęcia? Chcę się upewnić, że faktycznie ma Twoje oczy - błysnął zębami w uśmiechu, siadając na kanapie i zapraszając Saula gestem, by ten zrobił to samo.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Spojrzał na wyciągniętą w swoją stronę dłoń i uścisnął ją z nikłym uśmiechem.
- Saul, miło mi - powiedział. Uśmiech był nikły bez związku z obecną sytuacją czy z tym, że nie podobał mu się ten gest: po prostu był obecnie w takim stanie psychicznym, że nie był w stanie zmusić się do niczego więcej. Ale cieszył się, że nie musi już mówić do mężczyzny per "ksiądz", bo było to krępujące. Tym niemniej - nie był pewien, czy potrafiłby się od razu przestawić na mówienie mu po imieniu, bo jednak... jednak to ksiądz. Gdzieś tam w jego głowie pozostały nauki wbite w dzieciństwie, że do kapłanów należy się zwracać z należnym im szacunkiem. Mimo, że zdawał sobie sprawę z tego, że to ludzie, jak wszyscy inni, to wychowywany był w wierze (głównie w Kościół, mniej w samego Boga), więc pomimo świadomości człowieczeństwa księży, jego podświadomość blokowała go w niektórych kwestiach.
- Whi... kawy - powiedział niepewnie. Właściwie, to chciał się napić, wręcz uchlać. Zapalić jednego za drugim. Zaćpać. Odpłynąć. Odciąć się od świata. Ale chyba nie wypadało tak przy księdzu, prawda? No i - wciąż w domu czekała na niego mała i opiekunka, więc może trochę odpowiedzialności? Cholernie potrzebował teraz przynajmniej szklaneczki alkoholu, ale nie śmiał o niego prosić. Chociaż może...? - Albo piwa. Dziękuję.
Słysząc pytanie o zdjęcie córki, znów lekko się uśmiechnął i wyciągnął z kieszeni telefon, gdzie na tapecie...
Kurwa, na tapecie było zdjęcie uśmiechniętego Klausa, tulącego roześmianą Islę - Saul drgnął niespokojnie, znów wszystko go rozbolało na ten widok, a gardło mu się ścisnęło. Być może gdyby Saul bardziej się przyglądał temu zdjęciu, każdemu innemu, gdyby bardziej przyglądał się swojemu mężczyźnie, to dostrzegłby w jego oczach ten smutek, wyraz nieszczęścia z powodu tego, że Isla zagościła w ich życiu? Może. Teraz to widział, ale będąc jeszcze w związku, nie dostrzegał tego.
Odblokował szybko telefon i zakrył tapetę folderem z innymi zdjęciami. Przewinął trochę kolejne zdjęcia Klausa albo ich dwóch razem i kliknął w jedno ze zdjęć córki. Była na nim widoczna tylko twarz małej i jej przepiękne niebieskie oczy, dominujące właściwie wszystko, będące głównym punktem fotografii. Podał telefon Leo, myśląc jednocześnie, że powinien w końcu zmienić tapetę, skasować tamte wszystkie zdjęcia albo przynajmniej zgrać je na jakiś nośnik i schować gdzieś głęboko, tam, gdzie nie będzie mógł się na te obrazy natknąć przypadkowo, a jedynie - wtedy, gdy będzie chciał.
- To jest Isla. Ma pół roku i obecnie jest praktycznie całym moim światem.

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

A więc Saul. Bardzo ładne imię, musiał przyznać w myślach. Ładne imię, ładny facet, co się dziwić. Starał się jednak niezbyt o tym myśleć, podobnie jak starał się nie gapić się zbyt długo na jego oczy, chociaż nie było to łatwe, bo faktycznie były hipnotyzujące, a teraz, gdy widział je bez przeszkadzających kratek konfesjonału, podobały mu się jeszcze bardziej.

Zauważył, że mężczyzna się spiął, gdy spojrzał na swój telefon. Domyślił się, że albo zobaczył jakąś wiadomość od rzeczonego Klausa albo jego fotografię, nie chciał jednak dopytywać ani tego komentować. Uznał, że to w sumie nie jego sprawa, tym bardziej, że Saul zaraz potem zaczął przeszukiwać telefon, najwidoczniej w poszukiwaniu zdjęcia córki. Wziął od niego telefon, gdy zdjęcie zostało już znalezione i uśmiechnął się szeroko na widok maleństwa o błękitnych oczach, faktycznie identycznych jak te, które miał Saul.

- Śliczna - stwierdził oczywistość, oddając mu telefon i usadzając się nieco wygodniej na kanapie. Wciągnął na nią jedną nogę, ugiętą w kolanie i objął je ramieniem, opierając o kolano butelkę piwa.

Cieszył go wybór tego akurat trunku, bo w pierwszej chwili wystraszył się nieco słysząc o whisky. Nie dlatego, że uważał, że Saul nie powinien przy nim pić, bo absolutnie był daleki od takich wniosków, jednak... no, on sam miał problem z whisky od września, odkąd pojawił się w Lorne. Był tego problemu świadom, bo bez alkoholu nie wyobrażał sobie praktycznie spokojnej nocy, bo jeśli nawet był w stanie zasnąć, to miał koszmary i szybko się budził, spał więc niespokojnie i potem był niewyspany i ogólnie nie do życia. Jasne, wiedział, że alkohol nie jest żadnym lekarstwem na jego problem, ale przynajmniej pozwalał mu zasnąć...

- Jeśli chcesz jeszcze pogadać o tym Twoim chłopaku, to śmiało, mów - powiedział w końcu, lustrując go spojrzeniem jasnych, czujnych oczu. - Wyrzucanie z siebie wszystkich tych rzeczy, które Ci ciążą na sercu na pewno Ci pomoże - uśmiechnął się do niego łagodnie. - Myślę, że jestem całkiem dobrym słuchaczem.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
wspomnienie o kazirodztwie
Pokiwał głową, chowając telefon i patrząc gdzieś w podłogę. Napił się i pociągnął nerwowo nosem. Teraz, gdy nie był w tak paskudnym stanie, jak wtedy, w tym cholernym konfesjonale, trudniej mu było zacząć - ale ostatecznie wtedy też miał z tym trudności, bo nie wiedział, od czego zacząć. Mężczyzna jednak wydawał się być rzeczywiście zainteresowany wysłuchaniem go i ewentualną pomocą.
- Kochałem go - powiedział cicho - Naprawdę. Czy raczej: kocham, bo przecież mimo, że ze mną zerwał, to nie oznacza, że nagle przeszło mi uczucie... Zresztą nie wiem, czy w ogóle potrafię się tak naprawdę odkochać: byłem w trzech związkach i tak naprawdę po każdym z nich coś mi zostało. To nie oznacza, że nikogo później już nie jestem w stanie w pełni pokochać, czy: że na kolejnych partnerów patrzę przez pryzmat poprzednich, że kogokolwiek porównuję. Nie, to są zupełnie oddzielne, niezależne od siebie sprawy. Ale nadal mam sentyment do Raya i do Amo. I pewnie pozostanie mi sentyment do Klausa... Ale najwyraźniej nie nadaję się do związków, skoro potrafię wszystkie tak koncertowo spieprzyć - przerwał na chwilę, by znów się napić - Myślałem, że z tym, to już będzie na zawsze, że w końcu znalazłem kogoś na stałe, pozwoliłem sobie się zaangażować, naprawdę mocno, mimo, że mam z tym coraz większe problemy, że boję się uczuć, boję się ludzi... Mówiłem mu o tym zresztą, mówiłem, że się boję, że chcę się zaangażować, ale nie jestem pewien, czy on też tego chce. Zapewniał mnie, że tak i że on tez się boi, ale mnie kocha. A jednak mnie zostawił, tak nagle, akurat w jednym z najgorszych momentów mojego życia. Nagle wtedy stwierdził, że jednak nie jestem dla niego odpowiednim facetem, bo mam córkę, której on nie chciał i dlatego, że nie wierzy mi, że nie ćpam, skoro mam prochy w domu.
Siedział na tej kanapie w trochę dziwnej pozycji: złączył kolana ze sobą, oparł o nie nadgarstki, ściskając w palcach butelkę i opuścił głowę w dół, przechylając trochę ciało na jeden bok. W ten sposób zwykle siadają ludzie, którzy czują się niepewnie albo mają ogromne (przynajmniej w ich oczach) problemy emocjonalne.
- Mieliśmy razem zrobić testy na HIV - powiedział po dłuższym milczeniu, kiedy już rozważył, czy faktycznie chce o tym powiedzieć księdzu. Od początku ich poprzedniej rozmowy jednak miał poczucie, że musi wywalić z siebie absolutnie wszystko, wszelkie brudy, całe to gówno, którym był. Miał wrażenie, że mężczyzna wciąż patrzy na niego, jak na kogoś nie tak znów złego, a na Klausa - jak na kanalię. Saul jednak wciąż był przekonany o własnej winie po wszystkim, co od Klausa usłyszał na swój temat, o swoim egoizmie i wszystkim złym, co mu nieświadomie zrobił mimo, że przecież starał się być dobry. Monroe chciał, żeby Leo zauważył, że Saul wcale nie jest dobry. Że jest gnidą. Sam nie wiedział, dlaczego mu na tym tak zależy, ale chyba był to podobny mechanizm, jak wtedy, kiedy wyjeżdżał nagle z Lorne Bay i brał nawet najgorsze zlecenia, żeby tylko się jeszcze bardziej upodlić - Jakiś czas temu moja... Jedna z osób, z którą sypiałem, powiedziała mi, że ma HIV, więc też powinienem się przetestować za jakiś czas. Nie od razu, bo jeśli to ona mnie zakaziła, to nie wyjdzie w testach od razu. Powiedziałem mu o tym, mieliśmy pójść razem, on dla towarzystwa, zapewniał mnie, że nie jestem zakażony. Ja wcale nie jestem tego taki pewien, zwłaszcza biorąc pod uwagę mój tryb życia... Ale jeszcze nie poszliśmy. Jakoś zawsze było coś ważniejszego albo nie byłem w stanie psychicznie tego ogarnąć.
Nie był też pewien, czy faktycznie wszystkie brudy chce wywalić. Z jednej strony tak: chciał, żeby Leo faktycznie zobaczył w nim tego śmiecia, którego widział on sam; z drugiej jednak nie chciał trafić za kraty, a wiedział, że popełniał z Olliem i Evą przestępstwo. Czy jednak ksiądz by to zgłosił...? I czy rzeczywiście byłoby to karane więzieniem, skoro wszyscy troje byli dorośli...?

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Obserwował Saula uważnie, słuchając tego, jak opowiadał o Klausie i o swojej miłości do niego. Znów poczuł niechciane ukłucie w okolicy piersi, a przed oczami stanął mu uśmiechnięty Neal, z lekko rozpiętą koszulą i błyskiem w oczach, w którym z miejsca się zakochał. Doskonale rozumiał więc to, o czym mówił Monroe; nie był pewien czy było to po nim widać, ale naprawdę go rozumiał i naprawdę słuchał uważnie tego, co mężczyzna mówił.

- To chyba tak jest, że nawet jeśli już z kimś nie jesteśmy, nawet jeśli była to miłość sprzed lat, to jednak wciąż coś po tej osobie zostaje. Wiesz... to ma sens, bo gdyby ta osoba nie była dla nas ważna, gdyby nie przyciągało nas w niej coś, co kochamy, to po prostu nie byłoby miłości. Więc... no, pewne uczucia w nas zostają, nawet jeśli nieco zmienione. - wtrącił po chwili zastanowienia, wodząc palcem po szyjce butelki. Robił to zupełnie bez zastanowienia, żeby tylko zająć czymś palce. Często potrzebował czegoś takiego, czegoś czym mógłby zająć dłonie, a że nie był specjalnie wymagający, to butelka piwa też się do tego nadawała.

- Czemu uważasz, że to ty spieprzyłeś te związki? - zapytał po chwili, szczerze zdumiony. - Z tego co zrozumiałam zerwałeś z Rayem, natomiast jeśli chodzi o Amo i Klausa, to koniec związku był raczej ich decyzją. Amo nie chciał się zaangażować tak, jak ty, a Klaus... Klaus nie potrafił docenić tego, co miał. Nie docenił stabilizacji, twoich starań, tego że zajmujesz się małą, pracujesz... Uznał, że go zaniedbujesz, zachowując się przy tym jak głupi gówniarz, który tupnięciem nogi i krzykiem próbuje przekonać mamę do kupna kolejnego batona, mimo że w koszyku znajduje się już dziesięć. - wzruszył lekko ramionami i przez chwilę przyglądał się przeciwległej do kanapy ścianie, w końcu jednak ponownie kierując spojrzenie na Saula. - Przepraszam, że tak o nim mówię, może powinienem delikatniej ubrać to w słowa, ale nie jestem już w kościele i nie muszę się specjalnie hamować - parsknął krótko. - A ten Klaus najwidoczniej wolał pieprzyć się z kim popadnie, zamiast tworzyć relacje, na której tobie tak zależało. - westchnął cicho. - Niestety, sami nie jesteśmy w stanie zbudować relacji. Do tego potrzeba zaangażowania obu stron.

Przez jakiś czas milczał, analizując w głowie kolejne słowa mężczyzny. Łączył kropki, mrużąc oczy i sącząc powoli piwo. W końcu jednak, trochę bez zastanowienia, wypalił:

- Mówisz o swojej siostrze, prawda? - pamiętał, że Saul wspomniał w konfesjonale o siostrze, która ma HIV i którą on wspierał, a która kopnęła go w tyłek. Jasne, mógł to być przypadek, mogło być tak, że miał w swoim otoczeniu więcej osób z tobą chorobą, ale na siostrę wskazywało też zająknięcie się Saula przed chwilą i to, jak ten wyglądał, gdy o tym opowiadał. Jeśli chodziło o księdza natomiast, to nie wyglądał jakby oceniał czy jakkolwiek negatywnie odbierał to swoje odkrycie, po prostu słuchał, pytał i... no, rozmawiał. Po prostu tu był.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
wspomnienie o samookaleczaniu i o kazirodztwie
Pokiwał w zamyśleniu głową, zgadzając się ze słowami o tym, że zawsze coś zostawało po poprzednich związkach, bo gdyby nie pozostawało, to ciężko byłoby mówić o miłości. Jednak to bardzo silne uczucie i z czegoś wynikało. I nawet jeśli później nie chciało się drugi raz wchodzić do tej samej wody, jeśli nie chciało się mieć styczności z tamtą osobą (chociaż do tej pory to się Saulowi nie zdarzyło i zdaje się, że Klaus będzie pierwszy: to rozstanie było zbyt bolesne. Powoli też dochodził do wniosku, że mimo, że sam nie był bez winy, to został potraktowany po prostu jak gówno, w najgorszym możliwym momencie); to i tak jakaś cząstka tamtej miłości pozostawała.
Spojrzał niepewnie na Leonarda, kiedy ten zapytał, dlaczego Saul sądzi, że to on spieprzył te związki.
- Nie wiem... Może angażowałem się za bardzo. W jednym przypadku za bardzo, w drugim za mało. Klausowi praktycznie nie odpowiedziałem na jego zarzuty, bo... bo wtedy wydawały mi się słuszne. To dlatego zamiast się bronić, powiedziałem, że jeśli jestem taki zły, to nie musi ze mną mieszkać, nie musi ze mną być, droga wolna. Powtórzyłem to kilka razy, aż w końcu sobie poszedł, zarzucając mi, że o niego nie walczę i że jedyną moją odpowiedzią jest :idź sobie". Że to ja go wyrzuciłem ze swojego życia. To nie była jedyna odpowiedź, bo przepraszałem, ale on dalej krzyczał. Na koniec rzucił mi, że mam się ogarnąć, bo moje dziecko płacze w pokoju. Ja... ja leżałem wtedy na podłodze łazienki, załamany, rozwalony emocjonalnie, z ręką rozoraną szkłem. Wbiłem je sobie głęboko, zanim zorientowałem się, co właściwie robię. Jak się trochę ogarnąłem, to zadzwoniłem po opiekunkę, a sam pojechałem do szpitala, żeby mnie pozszywali. Sprzedałem im bajeczkę o tym, że wieszałem lustro na ścianie i ono spadło. mam teraz trochę szwów na łapie, dlatego jest trochę niesprawna.
Rzeczywiście, Saul wolniej i znacznie ostrożniej poruszał lewą ręką, niż prawą. Pod rękawem powyciąganej koszuli miał bandaże, których nie było widać z perspektywy Leo.
Przemyślał słowa księdza. Zabolało go to, w jaki sposób ten wyraża się o Klausie, ale im dłużej z nim rozmawiał, tym bardziej rozjaśniało mu się w głowie. Może mężczyzna miał rację? Może to faktycznie nie było tak, że Klaus był biedny i pokrzywdzony? Trochę z pewnością, ale też - czy to wszystko było tak wielką winą Saula...? Nadal nie umiał tego do końca przetrawić, ale coraz bardziej przemawiały do niego takie argumenty.
- Twierdził, że mnie kocha i że mu na mnie zależy... - wymamrotał cicho i napił się. Chwilę później jednak spiął się i zesztywniał cały, patrząc na księdza kątem oka z przerażeniem. To, co poczuł w tym momencie, nie było niepokojem - to był strach. Tak, sam zastanawiał się, czy mu o tym nie powiedzieć, ale teraz, kiedy mężczyzna sam się domyślił, Saul miał odruch zaprzeczania i ucieczki. Pozostał jednak na miejscu, przeanalizował zachowanie rozmówcy i doszedł do wniosku, że ten chyba go nie ocenia. Zadał to pytanie normalnym tonem, jakby nie czuł złości, obrzydzenia, odrazy... To dziwne, ale chyba tak właśnie było. Jakby zapytał o coś najnormalniejszego w świecie.
- Tak - powiedział wreszcie, wciąż jeszcze wystraszony, co z tego wyniknie.

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Zmrużył oczy, wyobrażając sobie całą tą sytuację, całą kłótnię, która miała miejsce pomiędzy Saulem a jego chłopakiem i mężczyznę leżącego z rozoraną ręką na podłodze łazienki. Nie podobała mu się ta wizja, była z jednej strony przykra, z drugiej irytująca, a z trzeciej pozostawiała po prostu poczucie niesprawiedliwości. W końcu pokręcił powoli głową i gdy Saul skończył opowieść rzucił krótko:

- No tak, bo w kłótniach przecież chodzi o to, żeby w końcu zagrozić odejściem, a potem strzelić focha, gdy usłyszymy "to idź". A podobno takie zachowanie to kobieca cecha - wywrócił lekko oczami. Miał nadzieję, że Saul nie odbierze tego jako przejaw mizoginii, bo absolutnie tym nie było, była to jedynie ironia spowodowana irytacją na całą tą absurdalną sytuację. Nie podobało mu się to jak Monroe został potraktowany, ale chyba ten powoli zaczynał rozumieć - im dłużej rozmawiali - że Klaus potraktował go po prostu jak śmiecia i usilnie wpędzał go w poczucie winy, najwyraźniej po to, żeby oczyścić własne sumienie. No, ewentualnie w ogóle nie miał żadnych wyrzutów sumienia, może po prostu nie miał za grosz empatii, ale tego Leonard nie mógł być pewien, bo nigdy nie miał tej wątpliwej przyjemności, żeby go poznać.

- Twierdził - uśmiechnął się do niego smutno, naprawdę współczując mu tego złamanego serca. - Tak nie zachowuje się osoba, która kocha drugą osobę i której na niej zależy - dodał jeszcze po chwili, po czym pociągnął kilka łyków z butelki.

Pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy Saul po chwili wahania przytaknął, że faktycznie chodziło o jego siostrę. Leonard czuł, że ma rację, ale i tak liczył na potwierdzenie bądź zaprzeczenie. Westchnął cicho, przetarł czoło wierzchem dłoni i znów się napił, kalkulując przez chwilę co chce powiedzieć i czy na pewno jest to to, co powinien powiedzieć. Chociaż... w tym momencie - i w ogóle podczas całej rozmowy z jubilerem - chyba niekoniecznie dbał o to, czy cokolwiek powinien bądź nie powinien.

- Mogę zapytać dlaczego...? To znaczy... jak do tego doszło właściwie? Co tobą kierowało, dlaczego ze sobą sypialiście...? - zapytał po chwili cicho, wciąż bez cienia oceny czy negatywnego nastawienia w oczach i głosie.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
mizoginia, myśli samobójcze, wspomnienie o samookaleczaniu i kazirodztwie
Saul nie zauważyłby mizoginii nawet, gdyby ta tańczyła przed nim, wywijając świecącym transparentem, a na koniec dała mu w twarz. Nie uważał siebie samego za mizogina, ale wychowany w takiej, a nie innej rodzinie, z pewnością był nią przesycony i niektóre rzeczy wydawały mu się po prostu oczywistą oczywistością, a nie jakąkolwiek formą dyskryminacji, dlatego teraz też po prostu się uśmiechnął smutno, stwierdzając w duchu, że tak - podobno to kobieca cecha. Klaus według niego w ogóle był dość kobiecy - również fizycznie, w swoich ruchach, w ubiorze, nawet rysy twarzy i sylwetkę miał delikatne. Podobał mu się taki: z jednej strony zwyczajnie podobała mu się jego uroda, a z drugiej też był dla Saula w pewnym stopniu facsynujący, choć ten sobie tego do końca nie uświadamiał: Monroe nie był typowym samcem alfa. Właściwie wielu zapewne uznałoby, że w ogóle nie był samcem, może tylko z nazwy, a już zwłaszcza gdyby zobaczyli go w stroju, w jakim wystąpił na Halloween. W każdym razie lubił się malować, co wiązał tylko z kobiecością (a jednak siebie za kobietę nie uważał), czasem lubił ubrania wysmuklające jego sylwetkę, takie, które wielu prędzej przypisałoby kobietom, niż mężczyźnie. Sam nie wiedział, o co z nim dokładnie chodzi, nie bardzo miał też z kim o tym porozmawiać (najwięcej na ten temat powiedział Viper, ale też: ona była dzieckiem i dała mu do zrozumienia, że nie jest encyklopedią). Saul starał się o tym zbyt wiele nie myśleć.
- Nie wiem... - wymamrotał w odpowiedzi na stwierdzenie, że tak się nie zachowuje osoba, która rzeczywiście kocha - Ostatecznie tę łapę rozwaliłem sobie sam, nie musiałem być ranny. Rzeczywiście miałem prochy w domu, miał prawo mi nie uwierzyć. To, że powstał ten film, który zobaczyłem i który mnie tak rozbił, to też moja wina: sam pchałem się w różne niebezpieczne sytuacje... Wiele z tego, co się wydarzyło, sprowadziłem na siebie sam i pewnie jeszcze niejedno sprowadzę, póki żyję.
Miał coraz większe wątpliwości co do tego, jak długo jeszcze mu się uda to ostatnie, bo naprawdę już nie chciał zawadzać innym na tym świecie, nie chciał też męczyć się sam ze sobą. Miał poczucie, że faktycznie czego się nie dotknie, to spieprzy, że jest tylko problemem i że lepiej by wszystkim było, gdyby nie istniał. Tylko Isla była od niego całkowicie zależna i od niego zależało jej życie - i to dlatego wreszcie Saul przyszedł do księdza, wiedziony odpowiedzialnością za małe życie.
Zastanowił się nad pytaniem, dlaczego sypiał z Evą. Zerknął na księdza krótko, napił się i długo nie odpowiadał, analizując swoje uczucia i tamtą sytuację. Dlaczego właściwie się z nią związał w ten sposób? Dlaczego związał się z Olliem? W żadnym z tych przypadków nie myślał o tym racjonalnie, nie analizował, dlaczego, co nim kieruje, po co to robi - po prostu go do nich ciągnęło, ich do niego wyraźnie również...
- Nie wiem - powiedział wreszcie, nie patrząc na Leonarda, tylko uciekając wzrokiem gdzieś w podłogę - Byliśmy wtedy wolni... znaczy - bez związków, bez zobowiązań... Ale w sumie w innym znaczeniu też: spotkałem ją na drugim końcu świata, przypadkiem, kiedy zniknęła wszystkim z radarów, a ja wykonałem swój zwykły numer: również zniknąłem. Tylko, że ja to zrobiłem na trochę, mimo, że za każdym razem sądziłem, że już nigdy nie wrócę. Ale zawsze wracałem i chyba już wtedy to wiedziałem: że co bym nie mówił, czego bym nie myślał, to i tak w końcu wrócę do domu, że nie mógłbym tak całkowicie opuścić swojej rodziny, bo ich, kurwa, kocham, bo nie chcę żyć bez nich. Bo to moje rodzeństwo, osoby, z którymi jestem związany więzami krwi i nie chcę zrywać z nimi kontaktów, nie tak naprawdę. Ale ona mówiła, że nie, że wyjechała na zawsze i ja jej wierzyłem. Zresztą jestem pewien, że ona wtedy też w to wierzyła: że nigdy już nie wróci do Lorne, że zostanie w tej Ameryce, że tam jest jej lepiej, że odnalazła siebie w drodze - zawsze mówiła, że najbardziej kocha podróże, że nie może usiedzieć na miejscu, że musi wciąż się przemieszczać, że chce jechać stopem na koniec świata i jeszcze dalej, że droga to życie. Rozumiem ją, bo ja też potrzebuję jeździć, potrzebuję czasem się wyrwać i jechać gdziekolwiek: tam, gdzie mnie nogi czy czyjś samochód poniosą. To chyba nas połączyło. I to, że miałem świadomość, że widzę ją po raz ostatni, ona chyba tak samo - to miało być nasze pożegnanie, kolejna przygoda życia. Wiedzieliśmy, że to się wreszcie skończy, że to będzie tylko epizod, ale że będzie piękny. Nie wiem, jak to się stało, bo żadne z nas o tym wcześniej nie rozmawiało - po prostu zaczęliśmy ze sobą tańczyć w zapadłej dziurze w Brazylii, w tym upale, w tropikach, z latynoską muzyką i klimatem, oboje po alkoholu, który w tych warunkach szybko uderzył nam do głów. Ja byłem naćpany, nie wiem, czy ona też... Chyba wtedy jeszcze nie brała. W każdym razie... nie, to nie to, że nie wiedzieliśmy, co robimy, bo doskonale wiedzieliśmy i zresztą powtórzyliśmy to jeszcze wiele razy: przez cały czas pobytu w Ameryce zachowywaliśmy się jak para i tak się czuliśmy, mimo, że nie zapomnieliśmy też o tym, że jesteśmy rodzeństwem. Chyba to sprawa tego, że kiedy wyjeżdżałem, to w swojej głowie byłem kimś innym, to jakbym wstępował do innej, równoległej rzeczywistości, odcinałem się wtedy od wszystkiego, co zostawiłem za sobą i mimo, że pamiętałem, kim jestem, to i tak byłem kimś innym. Ona chyba miała podobnie. No i... Nie wiem, chyba chodziło tu o podobieństwo, o bliskość i o to, że doskonale siebie rozumieliśmy. Wyszliśmy z tego samego domu, czuliśmy się przy sobie bezpiecznie, wiedzieliśmy, że jedno nie będzie w żaden sposób oceniać drugiego, że po prostu wiemy. Nie musieliśmy przed sobą ukrywać swoich blizn, a jednocześnie nie musieliśmy o nich rozmawiać, bo były dla nas oczywiste. A gdy już zaczęliśmy... to wróciliśmy do tego, gdy Amalia wróciła do miasta.
Westchnął i przeczesał włosy palcami, po czym znów się napił. O Oliverze wolał (przynajmniej na razie) nie wspominać: z siostrą już raczej nie będzie miał kontaktu, więc w pewnym sensie było mu wszystko jedno, zresztą o niej Leo sam się dowiedział, zorientował się. O Olliem nie wiedział, a Saul nie chciał mu robić problemów, gdyby to jakimś cudem wyszło gdzieś dalej.

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Minimalnie zacisnął zęby, być może nawet niezauważalnie dla Saula, gdy usłyszał, że w sumie to ten sam rozwalił sobie łapę, sam też pchał się w nieciekawe towarzystwo, więc jest też winny powstania tego filmiku i ogólnie prawdopodobnie niejedno jeszcze na siebie ściągnie, bo najwidoczniej po prostu tak ma. Miał ochotę odpowiedzieć na to dość obszernie i raczej niekoniecznie przyjemnie, ale widział, że Saul i tak wszystko odbija i najprawdopodobniej będzie tak robił również w tym przypadku, zwłaszcza że miał wciąż jakąś usilną potrzebne bronienia Klausa, zupełnie jakby od tego zależało jego życie. A że Leo nie miał nic dobrego do powiedzenia na temat tamtego chłopaka, to ograniczył się jedynie do wykrzywienia ust w czymś w rodzaju półuśmiechu i krótkiej uwagi:

- Mówiłem już, że nigdy nic nie jest czarno-białe.

Napił się znów, przez moment przyglądając się etykiecie butelki, zupełnie jakby zobaczył na niej coś ciekawego, w rzeczywistości po prostu czekając na to, aż Saul zacznie opowiadać o swojej relacji z siostrą. Gdy ten znów zaczął swój monolog Leonard zerkał na niego co jakiś czas, postanawiając sobie jednak nie patrzeć na niego non stop, żeby go nie płoszyć. Teraz nie mieli między sobą kratek konfesjonału, widzieli się więc bez żadnych przeszkód, a podczas tak ciężkich rozmów niekoniecznie dobrze było czuć na sobie świdrujący wzrok oczu rozmówcy. Zwłaszcza, gdy opowiadało się o relacjach, które powszechnie są uznawane za zakazane.

- Nie będę Cię potępiał - odezwał się w końcu, gdy Monroe skończył swoją opowieść. - Z tego co mówisz, to wynika, że mieliście dość ciężkie przeżycia za sobą, wychowaliście się w trudnych warunkach, więc to, co Was połączyło, w pewnym sensie jest logiczne. - zawahał się chwilę czy powinien dodać coś jeszcze, ale tego ostatniego nie był pewien. Nie chciał sprawiać mu przykrości, nie chciał go też bardziej dobijać, ale właściwie... no, Saul był z nim szczery, chciał się wygadać, chciał też w jakimś sensie pomocy, nawet jeśli nie do końca świadomie być może, więc może szczerość ze strony księdza również mu się należała...? Po chwili milczenia dodał więc jeszcze:

- Z tego co mówisz byliście blisko, zaufałeś jej - oddałeś jej część siebie, w jakimś sensie na pewno, a poza tym sporo ryzykowałeś, w razie gdyby to się wydało, więc rozumiem Twój ból i poczucie krzywdy w momencie, gdy ta zachowała się tak a nie inaczej na tamtej Wigilii. Tym nie mniej... uważam, że nie była to relacja, która dobrze na Ciebie wpłynęła i być może wcale nie powinna się wydarzyć. Ale tak jak mówię, nie zamierzam Cię potępiać, nie o to mi chodzi, po prostu... może zakończenie jej, takie czy inne, wyjdzie Ci na dobre? - przesunął wzrokiem po jego twarzy, westchnął krótko i upił kilka kolejnych łyków z butelki. - Jeśli jakieś relacje są wartościowe to raczej się nie kończą w sposób bolesny dla jednej strony bądź obu. Jeśli są wartościowe, to po prostu trwają lub rozpadają się w sposób... naturalny, że tak powiem, bez poczucia krzywdy którejś ze stron. - tak, mówił teraz nie tylko o siostrze Saula.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Prawdę mówiąc, Saul chyba potrzebował wbijania mu do głowy, że Klaus nie jest dobrym człowiekiem, że to, co się wydarzyło w jego życiu, to nie jest tylko wina Monroe'a, że ten związek rzeczywiście nie był nic wart. Potrzebował się odkochać, potrzebował przejrzeć na oczy i zauważyć cechy chłopaka, których do tej pory nie dostrzegał. Czy inaczej: widział je, ale w innym świetle, bo był zakochany, był z nim szczęśliwy, kiedy to wszystko trwało. Obwiniał się o wszystko, bo taki był jego mechanizm działania; dlatego też sądził, że to jego wina, że związek się rozpadł, w dodatku w taki, a nie inny sposób. Bo całe życie był o wszystko obwiniany i karany w swoim domu, bo dzieciaki w szkole nim pomiatały, więc on nauczył się również sobą pomiatać. Potrzebował zapewnień, że to nie on jest całym złem tego świata, potrzebował tłumaczenia mu, kim tak naprawdę jest Klaus, jak widzą go ludzie z zewnątrz, nie będący z nim w tak silnej relacji. Tylko Saul sam o tym nie wiedział, dlatego nawet nie był w stanie o to poprosić, jakkolwiek tego wyrazić, nie był świadomy tej potrzeby i wciąż był przekonany o swojej winie. Zaczynał jednak dzięki tej rozmowie dostrzegać różne złe rzeczy, różne rzeczy, które wydarzyć się nie powinny.
Wysłuchał tego, co ksiądz miał do powiedzenia na temat jego relacji z Evą i zgadzał się z tym, co mężczyzna mówił.
- Jestem przekonany o tym, że to się nigdy nie powinno wydarzyć i później niejednokrotnie to sobie wyrzucałem, ale jednocześnie jakoś odbijałem te zarzuty tłumacząc sobie, że nikomu nic do tego, że jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi i wiemy, co robimy. Oboje tego chcieliśmy, w jakiś sposób potrzebowaliśmy tego, dlatego stało się to, co się stało... Ale nie powinno się to wydarzyć, stanowczo, z wielu powodów. Nie rozumiem tylko, dlaczego nagle jej stosunek do mnie odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i z osoby, która mnie potrzebowała, która chciała mojego wsparcia, która mi się zwierzała z różnych rzeczy, która zapewniała mnie, że jestem jej tak bliski... stała się trzynastoletnią głupią smarkulą. Znaczy - uniósł głowę i spojrzał na księdza, nagle wystraszony tym, jak to zabrzmiało - ona jest dorosła, proszę mnie źle nie zrozumieć. Jest po dwudziestce, ale na tej Wigilii zachowywała się jak trzynastolatka, i to taka niezbyt rozgarnięta. Wcześniej spędzaliśmy długie godziny na rozmowach, filozofowaliśmy, zwierzaliśmy się sobie, ja ją wspierałem po tym, jak dowiedziała się, że jest zakażona, wspierałem ją, kiedy groziła samobójstwem z powodu śmierci swojej partnerki, próbowałem zatrzymać ją, poprawić jej samopoczucie. I wtedy nic nie wskazywało na to, żeby miała się ode mnie odwrócić, a nagle na Wigilii zachowała się w sposób, którego kompletnie nie rozumiem. Ja w ogóle nie rozumiem, co tam się stało. Niemal wszyscy nagle skoczyli na mnie z pazurami i nie wiem, o co chodzi.
Dopił swoje piwo i przyjrzał się butelce z wyrzutem, jakby miał do niej pretensje, że jest już pusta.
- Zarzucam księdza swoimi problemami... przepraszam. Gadam o tym od dłuższego czasu, nie interesując się tym, co ksiądz ma być może do powiedzenia, może ksiądz chciałby mi o czymś opowiedzieć?
Podświadomie uruchomił się w jego mózgu alarm przypominający o tym, że przecież Klaus zarzucał mu brak zainteresowania partnerem, więc chyba należało się zainteresować Leonardem. Ale nie tylko dlatego zapytał - naprawdę był ciekaw, co ksiądz ma do powiedzenia i był gotów go wysłuchać, jeśli ten chciałby o czymś opowiedzieć.

Leonard Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Tak, Leonard domyślał się, że Saul potrzebował teraz osoby, która wyjaśni mu, że Klaus wcale nie był biednym i skrzywdzonym chłopcem, że był po prostu niezłym manipulatorem i krętaczem, który zrzucał winę na Saula, bo tak było po prostu wygodniej - a przecież będąc z nim w relacji, w związku, nawet jeśli nie trwał on długo, doskonale zdawał sobie sprawy z tego, jak Saul był w nim zakochany, zaślepiony wręcz jego urokiem osobistym i mógł owijać go sobie wokół palca i robić z nim co tylko chciał, mógł wmówić mu dosłownie wszystko, a ten i tak kiwałby potulnie głową i mówił, że tak, jasne, Klaus ma rację, a wina leży po stronie Saula i nikogo innego. Ksiądz znał doskonale takich ludzi, bo też miał sporo lat na karku, sporo doświadczeń, pracował jakby nie było z ludźmi, spowiadał ich, często przychodzili od niego ze swoimi problemami, podobnie jak Saul dzisiaj, więc niejednego się już naoglądał. Nie chciał jednak zbyt dużo nadawać na tego chłopaka, bo też zdawał sobie sprawę, że słuchanie o złych cechach kogoś, kogo się kochało, było niekoniecznie przyjemnym doświadczeniem, a on sam przecież nie poznał nigdy Klausa osobiście - z tego co mu przynajmniej wiadomo - i wciąż gdzieś z tyłu głowy miał to, że patrzy na sytuację tylko przez pryzmat jednej strony i że być może gdyby posłuchał obu, to jego myślenie o tym by się zmieniło; zresztą, Saul powiedział mu to jakiś czas temu, broniąc chłopaka, pewnie odruchowo. Ale szczerze...? Williams jakoś nie sądził, żeby poznanie tego człowieka zmieniło jego myślenie o nim, ewentualnie na gorsze.

- Z tego co opowiadasz to ta Wigilia w ogóle wyglądała jakoś... dziwnie. - wzruszył lekko ramionami, nie bardzo wiedząc co myśleć o tamtej imprezie. - Co do siostry... może z nią porozmawiaj, jeśli chcesz? Może coś konkretnego nią kierowało, że zachowywała się jak trzynastolatka?

Tutaj również nie znał sytuacji na tyle, żeby oceniać, więc oceny postanowił się nie podejmować. Już i tak miał poczucie, że dość mocno krytycznie ocenił Klausa, a nie chciał teraz mówić źle o wszystkich bliskich Saulowi osobach; nawet jeśli go skrzywdzili, to zapewne wciąż byli dla niego ważni i nic w tym dziwnego.

Zauważył spojrzenie Monroe'a na pustą butelkę, ten wyrzut w jego jasnych, pięknych oczach, więc uśmiechnął się rozbawiony i zabrał butelkę z jego dłoni, po czym podniósł się z kanapy i ruszył do kuchni. Wyjął z lodówki dwie schłodzone butelki piwa i wrócił na kanapę, siadając na niej tym razem z nogą założoną na nogę, konkretnie z kostką jednej nogi opartą o kolano drugiej i napił się, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie był pewien czy Saul faktycznie chce słuchać o jego życiu, ale ostatecznie skoro sam zapytał... to może faktycznie Leo mógłby mu opowiedzieć choć odrobinę o swoich problemach? Wahał się, bo jednak był księdzem, nie powinien zwierzać się z takich rzeczy, ale jednak kusiła go ta opcja, tym bardziej, że pewne kwestie też na nim wciąż ciążyły, nie do końca pozbierał się po rozstaniu z Nealem i chyba potrzebował to z siebie wyrzucić. A Saul przecież nie był jednym z wiernych, nie wyglądał też na człowieka, który zamierzał o wszystkim rozpowiedzieć.... Po chwili milczenia, przerywanej jedynie łykami piwa, postanowił więc odpowiedzieć.

- Spotykałem się z kimś, zanim przyjechałem do Lorne - przełknął ślinę, wbijając wzrok w pierścienie na swoich dłoniach. Tego z czaszką oczywiście nie miał na sobie w kościele, aż tak szalony nie był, ale biżuterię nosił raczej dość swobodnie, nie uważając, że to cokolwiek, czego powinien się wstydzić. - Zachowałem się trochę jak szczeniak, bo nie powiedziałem mu, że przenoszą mnie do innej parafii, nie pożegnałem się... po prostu wyjechałem. Uznałem, że tak będzie dla niego lepiej. I... teraz żałuję, że zachowałem się tak a nie inaczej, bo to sprawia, że nie mam wyrzuty sumienia, wcale nie jest mi łatwiej i... - zerknął na butelkę piwa w swojej dłoni. - No, mam problemy ze snem. Alkohol mi pomaga.

Skąd te wyznania? Skąd pomysł, żeby powiedzieć to wszystko Saulowi? Cóż, chyba czuł, że może mu zaufać, skoro ten zaufał jemu. Wzajemność.

Saul Monroe

ODPOWIEDZ