barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Turnus wypoczynkowy Galahada w mieszkaniu Callie miał sporo plusów.
Przede wszystkim noce stały się znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze, nawet wtedy kiedy chciała go udusić poduszką za chrapanie, a kopnąć też nie bardzo mogła - i tak nie czuł! Ciepło męskiego ciała, seria buziaków na dobranoc czy objęcia silnych ramion wynagradzały niedogodności. Budziła się wypoczęta pierwszy raz od dawna, lubiła wspólne śniadania i brak stresu o to co z nim - co gdyby się źle czuł, a jej nie byłoby na miejscu i nawet by nie wiedziała? Nie musiała się tym martwić.
Kilkutygodniowy już pobyt miał też minusy, zgodnie z oczekiwaniami. Nie mogła na przykład w randomowej chwili wstać i wyjść bez mówienia czegokolwiek.
Jako mieszkająca sama singielka mogła robić co chciała, kiedy chciała, a na smsa odpisać kilka godzin później po załatwieniu swoich spraw. Mieszkająca z nie-ale-może-partnerem Callie miała do wyboru: lekkim tonem powiedzieć że idzie i dokąd idzie, lub zaczekać aż padnie pytanie i wówczas na nie odpowiedzieć. Obie opcje stanowiły jednak sytuację, w której Carter chcąc-nie-chcąc musiała się tłumaczyć z każdego ruchu, z planów dnia, z towarzystwa, z godziny powrotu do domu… Z rzeczy, których przebywający u siostry Harrington nie widział, a zatem nie dopytywał.
Trudniejsze było też ukrywanie, że źle się czuła. A chciała to ukrywać bardziej niż dotychczas, bo priorytetem był stan zdrowia mężczyzny i zamierzała jego rehabilitacji poświęcić całą uwagę. Udało jej się nie skłamać, a fartem zataić pierwszy dożylny wlew chemii - Galahad spędził dzień z rodziną, ze stęsknioną siostrzenicą, co dawało Callie idealną okazję do kilkugodzinnych konwulsji na łazienkowych kafelkach. Bez widowni. Gdy wrócił, zupełnym przypadkiem już spała.
Zgodnie z decyzją obojga - sanatorium miało niczego między nimi nie zmieniać, nie przyspieszać. Dlatego temat walentynek był dla Callie jasny - żadnych planów, żadnych randek, zatrzymali się na 12%. Tylko co było adekwatne do tego poziomu? Udawanie że dzień nie istnieje - za mało; kolacja przy świecach - za dużo. Idealny kompromis chyba nie istniał, dlatego z pewną ulgą odczytała w grafiku swoje imię przy walentynkowej zmianie. To rozwiązywało sporą część problemu. Z rana zaś musiała wyjść i wróciła dopiero około południa.
Spotkałam twoją rehabilitantkę na klatce — zawołała na przywitanie, gdzieś pomiędzy odstawianiem torby zakupów na kuchennym blacie a myciem rąk w łazience. — Bardzo cię chwaliła… — kontynuowała; przemilczała zgłaszane przez kobietę zmartwienie frustracją Harringtona, który pewnie gdzieś w salonie dochodził do siebie po horrorze ćwiczeń. Callie znalazła się obok i podała mu małą brązową kopertę.
Godziny rozmyśleń zakończyły się decyzją o kartce walentynkowej - ale koniecznie takiej bez kocham cię i innych romantycznych obiecuję być zawsze przy tobie albo na tobie. Usiadła gdzieś obok, czy to było krzesełko czy kanapa, nieważne. Prezentowi towarzyszył szeroki uśmiech niewiniątka, oczywiście. — Do ciebie. Wyjęłam ze skrzynki.
To nic, że nie było tam ani znaczka, ani adresu, ani nawet imienia. Przedstawienie musiało trwać.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Długo łamał się zanim w końcu podjął tę decyzję. Było tak wiele za i przeciw, że zaczynał już tracić głowę. Do tego wszystkiego dochodziła cała sytuacja z wypadkiem, wypisanie do domu zbliżało się wielkimi krokami. Nie mógł trzymać ich wszystkich w niepewności. W końcu zgodził się ponieważ tak naprawdę nie miał lepszego wyjścia. Jego siostra może była już teoretycznie zdrowa, ale nadal trochę dochodziła do siebie. Ich dom też nie był przystosowany do kogoś, kto poruszał się na łóżku. Do tego wszystkiego nie chciał by jego siostrzenica zapamiętała go właśnie w ten sposób.
I nie, mieszkanie z Callie wcale nie było nagrodą pocieszenia. Gdyby sama zaproponowała mu to kilka tygodni temu pewnie skakałby ze szczęścia. Teraz stali przed tą szansą, jednak ze złych powodów. Nie zaproponowała mu tego bo chciał z nim być. Zrobić kolejny krok w ich relacji. Zrobiła to ponieważ się o niego troszczyła. Zależało jej na nim, ale to tyle. Trudno powiedzieć, że tego chciała. Bardziej tak po prostu wypadało. Galahad miał swoje obawy. Ten kurortowy eksperyment mógł skończyć się bardzo źle albo bardzo dobrze. Nie wyobrażał sobie akurat w tym przypadku odcieni szarości.
Na początku szło im całkiem dobrze. Można to nazwać honeymoon phase. Chociaż oboje obiecali sobie nie pójść za daleko w swojej relacji tylko dlatego, że zaczęli sypiać w tym samym łóżku, jednak nie można było o tym zupełnie zapomnieć. Podobnie jak o tym, że każdej nocy uświadamiał sobie jak wiele stracił i mógł już nie odzyskać. Wieczorne pieszczoty, przytulanie oraz śniadania wynagradzały wiele, ale to zawsze kładło się cieniem w jego myślach.
Podobnie jak zmiany w swoim zachowaniu, które sam zauważał. Odkąd zaczęli się znów zchodzić zrobił się bardziej zaborczy, zazdrosny i nie mógł nic na to poradzić. Starał się by te wszystkie pytania o to kiedy wychodzi i wróci były czymś normalnym. Jak po prostu dowiedzenie się kiedy wróci żeby mogli zjeść razem kolację albo śniadanie. Widział, że to nie wychodziło tylko z troski, a jakiejś nienaturalnej próby kontroli. Oczywiście wiedział z czego to wychodziło. Pomimo tego, że sam był świnią, jego żona zrobiła to jemu wcześniej tylko nic o tym nie wiedział. To normalne, że miał teraz problemy z zaufaniem. Do tego oczywiście jego męska duma dostała w wątrobę, a po wypadku prawdziwy i solidny nokaut, więc to wszystko mogło prowadzić do toksycznych zachowań, których starał się unikać.
Wiedział, że kolacja przy świecach na walentynki nie wypali. Zbyt romantycznie. Nie mógł jednak nie zrobić nic. Nie zamierzał jej powiedzieć wprost - kocham Cię. To nie był moment. Nie wiedział czy rzeczywiście to czuje, a do tego nie czuł, że ma jej w tym momencie coś do zaoferowania. Prócz swojego kalectwa oczywiście. Przygotował coś mniejszego. Prezent odebrał po swojej rehabilitacji, ukrył w bardzo przebiegłym miejscu.
- Oh? Nie byłem świadom, że mieszkamy w tym samym budynku. Jakoś nie wyszło na zajęciach. - wzruszył ramionami nie przykładając do tej wiadomości większej uwagi - Cóż, to przynajmniej jedna ze stron tak sądzi. - mruknął z pewnym wyrzutem do samego siebie
- Do mnie? - spojrzał na nią chytrze się uśmiechając gdy odbierał kopertę - Ciekawe od kogo... - uniósł lekko brew spoglądając na nią znacząco.
Otworzył kopertę wyciągając z niej kartkę i jego pierwszą reakcją był po prostu szeroki uśmiech. Nawet głośniej wypuścił powietrze nosem jak to robił gdy pokazywała mu jakiegoś dobrego mema. Za chwilę jednak uśmiech ten nieco przygasł. Przypominało mu to o tym wszystkim, co chciałby z nią zrobić, a nadal nie był w stanie. Szybko jednak odzyskał animusz nie chcąc psuć tej okazji. Odłożył kartkę na stolik i sięgnął do swojej sekretnej kryjówki, więc między poduszki na sofie. Wyciągnął zeń małe pudełko, takie w którym zazwyczaj jest... Tak. Biżuteria.
- Też ktoś tutaj coś dla Ciebie zostawił. Jakiś gruby bobas ze skrzydełkami czy coś. - puścił jej oczko wręczając prezent z wesołym uśmiechem. W środku był drobny naszyjnik. Złoty z małą zawieszką. Tą, którą wygrali kiedyś w wesołym miasteczku w Brisbane. Zachował go, oczywiście, że tak.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie mogła nic na to poradzić, że było jej przykro gdy Galahad zaczął coś kręcić, że w sumie u siostry to tak nie bardzo… Zamiast jakkolwiek powiedzieć, że c h c i a ł pobyć trochę u Callie. Ale nie odezwała się na ten temat ani wtedy, ani później. Nie oczekiwała z jego strony żadnego entuzjazmu. Mimo wszystko jego narracja sytuacji stawiała ją w pozycji opcji mniejszego zła, którą wybierał bo była dostępna. I tyle, nic więcej. To musiało trochę zaboleć, ale zostało przemilczane. Jak wiele innych rzeczy.
Jak to, że tłumaczenie się ją dusiło. I jasne, była świadoma, że pytanie o to kiedy wróci było normalne. To jednak przykład zmiany w relacji, na którą Callie nie była gotowa. Zmiany która ją przerastała i płoszyła jak dzikie zwierzę.
Galahad nagle wszystko widział i wiedział. Jak widział, to pytał. Albo ona mówiła pierwsza, żeby nie musiał pytać. To osaczało.
Nie dlatego że wypowiedzenie zdania „wychodzę z X, będę w Y, wrócę o Z” było jakieś skrajnie trudne czy bolesne. Nie dlatego, że miała cokolwiek do ukrycia.
Dlatego, że wspólne mieszkanie odebrało jej tę lekkość i wolność singielki, którą wysoko sobie ceniła. Odarła z… Pewnego rodzaju prywatności do którego Callie była przyzwyczajona.
I ani słowa o tym, żebym wzięła wolne i została dzisiaj z tobą, to popracujemy nad tym? Albo o tym, że w kwadrans zdążymy kilka razy? — zdziwiła się trochę, bo przecież jej Harrington nie tracił okazji, jeśli jakkolwiek sugerowała, że dziś mógł być ten dzień. Jej Harringtonowi wystarczyło pół spojrzenia, a teraz? Trzymał w ręku zaproszenie na piśmie i cisza. Starała się rozumieć jego perspektywę - nie naciskała, cierpliwie czekała, ale to tak bardzo do niego nie pasowało, że pytania wręcz automatycznie opuściły jej usta.
Zaraz jednak uwagę skierowała na małe pudełeczko. — Gruby bobas ze skrzydełkami? A miał może łuk? Nie strzelił do ciebie przypadkiem…? Czujesz się jakoś inaczej? — dopytywała wesoło, aż zniecierpliwienie wygrało i uniosła wieczko. Złota zawieszka wypełniła jej myśli wspomnieniami czasów prostszych i trudniejszych zarazem; na twarzy wypisało się zamyślenie, a spojrzenie zdradzało nostalgię.
Pamiętała wieczór niesplamiony telefonami od jego żony. Pełen uśmiechów, motylków w brzuchu i beztroski. Pamiętała też, że wieczór dobiegł końca. Nie musiał - wystarczyła jedna decyzja, której Galahad nie potrafił lub nie chciał wtedy podjąć. Trochę nieobecna Callie odłożyła pudełeczko i odgarnęła włosy, by sprawny ruchem zapiąć łańcuszek na szyi. Prezent był trafiony i mokre oczy dowodziły tego, że wzruszył - ale jednocześnie przywołał kolejny temat, którego próbowała nie poruszać.
Gdy pochylała się by ucałować swojego walentynka, myślami wracała do rozmowy w barze. Galahad nalegał, żeby mówiła. Jak się czuje, jakie ma wątpliwości, co ją gryzie i czego nie wie. Ale Callie wcale nie chciała mówić, bo jak mówiła to zawsze było gorzej. Nie powinna zresztą psuć Walentynek, prawda?
W ostatnim czasie milczała jednak o tak wielu rzeczach, że teraz zwyczajnie jej się ulało.
Nie zadzwoniłeś — odsunęła się nieznacznie. Uśmiech zastąpiła konsternacja. — W trakcie rozwodu. Po rozwodzie. Nie odezwałeś się do mnie — choć rozstanie przebiegło bardzo dramatycznie, m ó g ł. — Nie rozumiem. Nie rozumiem jak mogłeś jednocześnie trzymać ten łańcuszek tyle czasu, i nie odezwać się tyle czasu. Po co go zachowałeś, skoro nie chciałeś odnowić kontaktu?
Wreszcie na wierzch wychodził temat rozwodu, o którym nadal nie wiedziała niczego, a który pewnie powinni byli poruszyć dawno. Callie starała się wspiąć na wyżyny emocjonalnej dojrzałości, ale czuła się z tym skrajnie niekomfortowo. W jej stylu było udawanie, że problem nie istnieje i unikanie tematu przez kilka dni. Albo jakaś awanturka. Dramatyczne wyjście, z pierdolnięciem drzwiami.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Naprawdę starał się nie być tego typu partnerem. Nie chciał być zaborczy, pytać o każdą pierdołę, ale czasami to wychodziło z niego zanim zdążył tak naprawdę pomyśleć. Głupio było później za to przeprosić. Za każdym razem mówił sobie, że więcej tego nie zrobi, ale i tak robił. Tak naprawdę nie miał za wiele doświadczenia w tym całym mieszkaniu razem. Oczywiście, miał żonę, mieszkali razem, aczkolwiek przez większość małżeństwa był na jakimś przydziale w innym kraju. Zazwyczaj nie byli razem dłużej niż kilka tygodni zanim znów go gdzieś wysłali. To zmieniło się dopiero po jego wypadku, a wtedy tak naprawdę było już po wszystkim, chociaż sam tego jeszcze wtedy nie wiedział. Nie miał powodu żeby pytać, miała jego zaufanie. Koniec końców byli siebie warci. A Callie pozostało użeranie się z bliznami poprzedniego związku. Powinien być bardziej dojrzały. Zwłaszcza jako terapueta. Tylko czasami łatwiej jest naprawić innych niż samego siebie. Nawet jeśli teoretycznie ma się odpowiedzi na wszystkie pytania.
Trochę przygasł gdy wywołała go do tablicy. To prawda, taka reakcja była do niego zupełnie niepodobna. Przez dość długi czas ich relacja była bardzo fizyczna. Pod tym względem można powiedzieć, że byli dla siebie stworzeni. Wszystkie ich kinki i fetysze świetnie się pokrywały. Działali na siebie niesamowicie. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden przypadkowy dotyk i już gubił ubrania. Czasami w ogóle nie musiał ich gubić. I tak, w normalnych okolicznościach pewnie już zdarłby z niej ubrania i wykonał każdą z czynności wypisanych na kartce. Z wielką przyjemnością. Uwielbiał ją dominować. Tylko, że teraz... Nie był w stanie. Pomijając brak czucia w nogach, brakowało jeszcze czucia w innej, nawet ważniejszej części. Choć miał wzwody, ciężko było o porządny seks nie mając czucia. Do tego wszystkiego nie było mowy żeby był na górze, jak tu dominować? Tak, nie czuł się w tym momencie facetem, ale przecież jej tego nie powie.
- Chciałbym Callie. Nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnął się do niej słabo - Jeszcze nie jestem w stanie, ale będę. - spojrzał na nią z pewną obietnicą malującą się w tęczówkach.
Chciał, naprawdę chciał by wszystko wróciło do normy. Dlatego był taki sfrustrowany. Ostatnim razem to wszystko było o wiele łatwiejsze. Rehabilitacja, fizjoterapia. Widział postępy z tygodnia na tydzień. Teraz... Było gorzej i obawiał się, że może nigdy nie wrócić do pełni sprawności. Jeśli tego nie zrobi, nie tylko jego życie stanie się o wiele trudniejsze, lecz przede wszystkim mógł pożegnać się z jakąkolwiek szansą na to by jemu i Callie wyszło. Nie chodziło tylko o seks, chociaż już samo to stawało się wielką przeszkodą, ale przede wszystkim nie chciał stać się dla niej ciężarem. Zwłaszcza w jej sytuacji. Wierzył, że przetrwa swojego raka, wróci do pełni zdrowia i będzie mogła kontynuować swoje życie. Jest jeszcze młoda. Nie chciał by przez resztę swojego musiała zajmować się jego potrzebami. Zasługiwała na więcej.
- Gruby? Chyba chciałaś powiedzieć plus size. - przewrócił oczami pouczając ją dla żartów o body positivity - Nie, więc chyba nie trafił. Najwyraźniej moja dobra passa nadal się trzyma. Dosięgają mnie tylko wybuchy, nie pociski. - zaśmiał się cicho próbując wrócić z konwersacją na odpowiednie tory.
Zauważył pewną zmianę w jej zachowaniu. Nie wiedział czy ten łańcuszek jest dobrym pomysłem. Mogła go odczytać nazbyt poważnie. Chciał po prostu zrobić coś innego niż standardowe kwiaty, czekoladki, czy właśnie śmieszna kartka, która też zupełnie byłaby w jego stylu. Chociaż... Bardziej przebranie się w ten mundur, o którym tyle mówiła, gdyby tylko mogli to w pełni wykorzystać. Nie wiedział czy dobrze robi, ale sądząc w końcu po jej lekko mokrych oczach nie trafił źle.
Sprawa koniec końców obróciła się przeciwko niemu, kiedy padło kolejne pytanie, którego zupełnie się nie spodziewał. Dało się zauważyć, że wzięła go z zaskoczenia. Chyba nie mogli mieć normalnych walentynek, było między nimi za dużo historii.
- Wiesz, że zawsze byłem trochę sentymentalny. Zachowałem go ponieważ nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Nie chciałem zapomnieć. - spojrzał na nią cicho wzdychając - Ten łańcuszek przypominał mi równocześnie o tym, jak dobrze się wtedy bawiliśmy i co straciłem. Możesz sądzić inaczej, ale naprawdę Cię kochałem Callie. - odpowiedział patrząc jej w oczy - Chciałem odnowić kontakt. Nawet nie wiesz ile razy, ale postanowiłem Ci pójść na przód. Nie byłem dobry ani dla ciebie ani dla swojej żony. Uwolniłaś się ode mnie. Nie sądziłem, że chciałabyś do tego wrócić. To ty zdecydowałaś o tym, że to koniec. - skończył wreszcie opierając łokcie na kolanach i pochylając się nieco do przodu odkładając kartkę na stolik.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
To jedna z tych beznadziejnych sytuacji, gdzie odpowiedź na pytanie wcale nie ułatwia sprawy.
Gdy zaczął zapewniać że chce ale nie może - w uszach Callie brzmiało to jak najdziwniejszy wykręt świata. Już naprawdę wolałaby usłyszeć to przeklęte „kochanie, boli mnie głowa”. Te jego słowa nie miały dla Carter żadnego sensu, i chyba pierwszy raz okazała mu w tym temacie jakąkolwiek irytację.
Nie jesteś w stanie co? Ja nie mam stanika zapiętego na kłódkę — zabrakło jej pewnie wyrozumiałości czy delikatności w tej kwestii, bo zwyczajnie nie wpadła na to, co mógł w tym swoim łbie za idiotyczną wersję stworzyć. Westchnienie miało dowodzić braku jej cierpliwości. — Masz dwie ręce, jestem obok, o co chodzi?
Wkraczali niestety na bardzo niebezpieczny teren jej stale malejącego poczucia kobiecości, które partner miał podbudowywać, a tego nie robił. Powoli zaczynała się męczyć tym, że chciała być fair wobec Harringtona - i mimo tego że nie weszli w związek, dostosowywała się do konceptu wierności. Po co? On nie chciał jej sobie wziąć, to może ktoś inny powinien. — To dla mnie przykre, Gal. Nie możesz mnie mieć jak kiedyś, to nie chcesz mnie wcale — przecież zdawała sobie sprawę, że nie wszystkie te same pozycje i scenariusze były dla nich dostępne w obecnej sytuacji zdrowotnej obojga, ale już jej się w głowie rozrysował bardzo chujowy obrazek faceta, który wcale nie myśli o potrzebach swojej partnerki. Nie chodziło wcale o orgazmy i penetrację penisem przecież (doszła do wniosku, że ewidentnie Galahadowi zależało tylko na tym, szkoda) - dla Callie w tej chwili ważniejsza była intymność, która się w tym jego wycofaniu i ich współlokatorstwie gubiła. Bliskość, którą tracili zanim ją na dobre odzyskali.
Chyba rzeczywiście nie mogli mieć na tym etapie normalnych Walentynek.
Zdecydowałam tylko o tym, że to koniec trójkąta z twoją żoną. Nigdy nie była w moim typie — usłyszawszy zirytowanie we własnym głosie, zatrzymała się na chwilę, żeby zapanować nad słowami które niepotrzebnie cisnęły jej się na usta. — Tyle czasu błagałam żebyś zdecydował, czy ja ci wystarczę… Zdecydowałeś, że nie. A kiedy wreszcie się rozwiodłeś - nie dla mnie, swoją drogą, co jest skrajnie upokarzające w tym kontekście - to zdecydowałeś, że nawet mi o tym nie powiesz? A jak spotkaliśmy się tutaj to zacząłeś od strzału o tym, że to tylko jebany przypadek — gorzkie podsumowanie sprawiło, że na kanapie obok Harringtona zrobiło jej się zbyt duszno. W takich sytuacjach albo zaczynała wydeptywać kółeczka, albo trzaskała drzwiami - ale tym razem jedynie przesiadła się na fotel. Potrzebowała dystansu.
Jak to w życiu bywa, wszystko naraz. Efektem kuli śniegowej potoczyli się w stronę jakże prostej i okrutnej zarazem konkluzji:
Chciałam być dla ciebie najważniejsza, nic więcej. Nie byłam - trudno. Ale teraz miało być inaczej. I jak zaprosiłam cię do siebie nawet nie potrafiłeś mi powiedzieć, że tak, tak dobry pomysł, chciałbyś mieć mnie bliżej. Tysiąc wymówek a potem zacząłeś coś bredzić o tym, że u twojej siostry nie ma windy. Znowu jestem planem B, opcją numer dwa. A przynajmniej tak się czuję.
A więc jednak Callie Carter nie wytrwała w decyzji o milczeniu.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie tak miały wyglądać te walentynki. Od jakiegoś czasu wyczuwał już od niej pewną frustrację, jednak nie wiedział czy chodziło właśnie o brak bliskości, czy miał rację i rzeczywiście nie powinni byli zamieszkać razem. Może jego obecność zaczynała jej ciążyć? Po kilku latach pojawił się nagle w jej przestrzeni i to jeszcze na wózku obijając się o większość mebli. Okazało się, że ta frustracja istniała na tle seksulanym, przynajmniej na razie. Nie wiedział, że są już w tak złym miejscu. Dlaczego nie powiedziała mu o tym wcześniej? Mogli uniknąć tego małego ulania emocjonalnego. Ciężko było nie wykryć frustracji oraz rezygnacji w jej głosie.
Miała rację, nie mógł temu zaprzeczyć. Była przyzwyczajona do jego wysokiego libido, tego, że nigdy nie mógł oderwać od niej rąk. Wystarczyło pół spojrzenia, a już brałby ją na ręce i rzucał na łóżko. Często łóżko nawet nie było potrzebne... Teraz natomiast, przez to, że miał dość duże problemy z erekcją jego chęci zdecydowanie zmalały. Brakowało tej czułości oraz intymności, którą okazywał wcześniej bo dam nie czuł się już wystarczająco męski. Jakkolwiek głupio to nie brzmiało miarą tego jak bardzo czuł się męsko było dla niego to, co mógł zrobić dla niej w łóżku. Pewnie wyciągnął to po części ze swojego dzieciństwa, oraz późniejszych lat spędzonych w wojsku. Już to, że po pierwszym wypadku stracił dużo na swojej fizyczności ciążyło na jego psychice, teraz? Był po prostu zdruzgotany.
- O to, że nie mogę się z Tobą kochać. - wycedził w końcu nie mogąc się jeszcze zdobyć by na nią spojrzeć.
Dużo kosztowało go to wyznanie.
- Oczywiście, że Cię chcę Callie! - uniósł na nią nie tylko wzrok ale również nieco głos - Pragnę Cię tak samo jak wcześniej, ale sama wiesz, że nie staję na wysokości zadania, próbowaliśmy... - tak, podjęli kilka nieudanych prób które jeszcze bardziej pogrążyły go w tym dołku - O wiele łatwiej było cię zaskoczyć w kuchni kiedy mieściłem się między szafkami i nie ryzykowałem tym, że najadę Ci na stopę. - zrobił kwaśną minę cicho wzdychając - Ale chcę Cię Callie, naprawdę. - wszystko w jego spojrzeniu przemawiało za prawdziwością tych słów.
Prawdziwa bomba miała dopiero nadejść. Najwyraźniej jego wybranka dzisiaj wzięła sobie jego rady do serca i wyrzuciła z siebie wszystko, co jej na sercu ciążyło. Przynajmniej miał taką nadzieję. Przez chwilę po prostu siedział w ciszy patrząc jak tworzy między nimi dystans, którego teraz nie mógł już tak szybko pokonać. Rozumiał jej zarzuty oraz to, jak mogło to dla niej wyglądać. Sprawić, że poczuła się odtrącona. Pomimo tego, że miał najlepsze chęci i chciał wszystko zrobić jak należy, mogło być to odczytane na opak. Nie chciał żeby się tak czuła. Niczego z tego nie chciał.
- I jest inaczej Callie... - zaczął ostrożnie - Wiesz, że wcześniej nie byłem najlepszy w braniu twojego zdania oraz emocji pod uwagę, więc teraz próbowałem postąpić inaczej. Powiedziałaś mi, że mamy zrobić to powoli, chciałem to uszanować. Zamieszkanie razem, nawet dlatego, że miałem wypadek to nie jest powoli. Mówiłem o tych wszystkich niedogodnościach żeby dać ci jakąś wymówkę, gdybyś chciała się jeszcze z tego wycofać. Nie chciałem żebyś poczuła się przytłoczona. - teraz normalnie pewnie położyłby jej dłoń na kolanie, czy w inny sposób okazał swoje intencje, ale nie był w stanie się nawet zbliżyć - Zależy mi na Tobie Callie i jesteś dla mnie najważniejsza. Teraz widzę, że pewnie przesadziłem z tą ostrożnością, więc pozwól, że cię przeproszę i powiem to wprost. - przesunął się nieco bliżej na kanapie, na tyle na ile mógł i bez zająknięcia, patrząc jej prosto w oczy powiedział - Chcę mieć cię blisko. Chcę mieć cię w swoim życiu i chcę być w twoim. Może nie przyjechałem tutaj dla Ciebie i nasze spotkanie rzeczywiście było przypadkowe, jednak dla Ciebie byłbym w stanie tutaj zostać. Nie tak chciałem Ci to powiedzieć, ale... Kocham Cię.
Skoro jej się ulało w ten nagatywny sposób, jemu mogło ulać się w ten pozytywny. Zdał sobie sprawę ze swoich uczuć jeszcze przed wypadkiem. I pomimo ich problemów, przez te kilka tygodni, które spędzili razem nic się nie zmieniło. Uczucia wróciły. Tego był pewien. Nie wiedział natomiast, jak ona na to zareaguje, więc bacznie przyglądał się jej reakcji.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Sporo działo się po stronie Callie, ale nie wszystkiego była świadoma. Na przykład tego, że po prostu się bała - dotyk był jednym z języków miłości Galahada. Poprzednim razem to ona przestała go przyjmować, w tygodniach prowadzących do pełnego łez rozstania. Teraz on przestał go dawać - gdzieś podświadomie obawiała się, że zdarzy się to samo. Że historia zatoczyła koło, że to początek końca.
Możesz się ze mną kochać, po prostu inaczej — sprostowała od razu, bo to była dla niej najwieksza oczywistość i nie była w stanie zrozumieć męskiej perspektywy, kruchego ego i pokładania takiej wagi na tym nieszczęsnym wzwodzie, który wcale nie był Callie niezbędny. Dla niej też to wszystko było cholernie trudne. Galahad pogrążał się w swoich emocjach i swojej trudności, a przez to oddalał od niej. Wycofywał, uciekał. Potrzebowała jego spojrzenia, szeptu, dotyku, pocałunku, uścisku… Tak wielu innych form pieszczot po które mógł sięgnąć, żeby dać jej w s z y s t k o. Ale nie, po co - jak nie mógł jej ostro zerżnąć, wypiętej przy kuchennym blacie, to szkoda w ogóle tracić czasu. Prawda? Tak to teraz wyglądało.
Dawno przestało chodzić o mechaniczny ruch bioder, Gal. Ty doprowadzasz mnie do szaleństwa. Ty, tu na górze, ta twoja przystojna twarz, uśmiech, głos… To kim dla mnie jesteś, jaki dla mnie jesteś… Tego potrzebuję, żeby było mi dobrze. Ciebie - obok. Nieważne, że czasami trzeba zmienić choreografię, to mi zupełnie nie przeszkadza… Skupiasz się nie na tym, co trzeba.
Powoli zaczynało brakować jej słów. Nie potrafiła się z nim porozumieć w tej kwestii, bo przecież nie przeskoczy tego, że on się zafiksował na braku czucia w dolnych partiach - podczas gdy ona szukała ciepła, czułości, intymności, do których penetracja penisem wcale nie była potrzebna.
Smutna i pokonana różnicami w perspektywach, podciągnęła kolana pod brodę. Objęła je rękoma, chcąc dodać sobie choć trochę otuchy. Na Harringtonie zawisło spojrzenie pełne zrezygnowania. Wiedziała, że jakoś tam się słownie wytłumaczy i tyle, nie będą dyskutować więcej bo o czym - niemniej słuchała uważnie, na wypadek gdyby jednak pojawiło się coś cennego.
I rzeczywiście tak było, że usłyszała sporo ważnych, wzruszających słów. Aż nagle, w ramach tego „nie chciałem żebyś poczuła się przytłoczona” Galahad rzucił jej na środek salonu bombę atomową i Callie niemal słyszała, jak za oknem ptaszki masowo umierają i z hukiem spadają z drzew, uderzając o ziemię. W uszach jej dzwoniło, gdy oczy zalały się łzami i w moment rozbolała głowa. Co miała powiedzieć? „To miłe, dzięki” czy może znienawidzone solidarnie przez całą populację świata „a ja kocham… spędzać z tobą czas”? A może przyznać się, że „umrzeć kochaną” było punktem na jej liście?
Nie wiem, czemu płaczę… Przepraszam — szepnęła, pospiesznie ocierając oczy dłońmi. Pewnie niewiele było opcji na gorszą reakcję na wyznanie miłości, Callie Carter powinna dostać złoty medal olimpijski za rujnowanie romantycznych chwil. — A może wiem… Nie wiem — jęknęła w dezaprobacie dla samej siebie, a to mamrotanie głupot było chyba jakąś durną reakcją na silny stres. Skoro z mówieniem nie szło - bała się odzywać, żeby zaraz nie było gorzej. Z jej talentem, sytuacja mogła ewoluować z „kocham cię” do „wyprowadzam się” w trzynaście sekund. To pewnie przez te marchewki. Najlepsza nie-randka na jakiej był i o tak wspaniałej porze dnia. Każdy by się zakochał. — Nie wiem, co powiedzieć.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dla niego niestety nie była to największa oczywistość. Był przyzywczajony do pewnej, ustalonej już między nimi formy bliskości. Może nie zawsze chodziło o ostre rżnięcie w stu różnych miejscach, ale nie dało się ukryć, że ich intymność prędzej czy później zawsze kończyła się w ten sam sposób. Dlatego naturalnie, kiedy nie mógł spełnić tej ostatniej funkcji, zaczął się podświadomie od niej odsuwać. To, że nie był teraz w pełni sprawny również rzucało mu pewne kłody pod nogi. Nie mógł po prostu podejść, przytulić, dać buziaka. To ona musiała to inicjować chociażby dlatego, że kiedy nie był w wózku, cała logistyka zabijała jakąkolwiek spontaniczność. To wszystko było po prostu cholernie nie tak, a ona miała rację. Dopiero teraz to zauważył. Mógł kochać się z nią inaczej, mógł doprowadzać ją do orgazmu, nawet jeśli sam takiego nie osiągnie. Wystarczyło chwilę skupić się na jej uczuciach i potrzebach zamiast pogrążać się w swoich ułomnościach.
- Masz rację. - przyznał po chwili - Za bardzo skupiłem się na swoich problemach, nie byłem tam dla Ciebie tak jak byś tego oczekiwała. Poprawię się, obiecuję. - spojrzał jej w oczy by ją w tym zapewnić - Możesz być też pewna, że mam na Ciebie ochotę. Pragnę cię. Może zjemy coś, a zanim wyjdziesz do pracy wezmę cię jeszcze do sypialni i pokażę Ci jak bardzo cię uwielbiam? - uśmiechnął się do niej z tą zadziornością, którą zawsze emanował, gdy obiecywał jej dobrą zabawę. Do tej pory jej nie zawiódł. Nie pod tym względem.
Obserwując jak podkuliła nogi i patrzyła na niego ze zrezygnowaniem czuł, że nie trafiają do niej jego argumenty. Nie wiedział jak jeszcze mógł ją o tym wszystkim zapewnić. Byli w naprawdę paskudnej sytuacji. Wypadek tylko wszystko utrudnił. Galahadowi nie umknęła całkowicie sytuacja, w której znaleźli się jeszcze przed tym jak wjechała w niego ciężarówka. Pamiętał o jej raku, wiedział, że to w końcu wróci, a on zachowywał się teraz jak kompletny dupek skupiając całą uwagę na sobie.
Zdecydowanie nie takiej reakcji spodziewał się gdy w końcu powiedział jej o tym, że ją kocha. Chociaż pomiędzy ucieczką z mieszkania, którą oczywiście by jej wybaczył, a łzami, którymi się zalała chyba wolał to drugie. Przynajmniej dawało mu to jakąś szansę by do niej dotrzeć. Dlatego też przełknął całą swoją męską dumę i... zsunął się na podłogę. To naprawdę cholernie deprymujące i upokarzające, ale jakoś musiał pokonać ten dystans. Więc częściowo się czołgając, częściowo po prostu przesuwając swój tyłek w końcu oparł się plecami o jej fotel znajdując się na podłodze. Nie patrzył na nią by nadal czuła, że ma jakąś przestrzeń i nie czuła się oceniana. On po prostu był blisko jeśli zdecyduje się zainicjować kontakt. To musiała być jej decyzja.
- Nie musisz nic mówić. - powiedział po krótkiej chwili - Nie oczekuję, że powiesz mi to samo. Jest na to za wcześnie. Chcę po prostu żebyś wiedziała, że myślę o Tobie poważnie. Że jesteś dla mnie ważna. Nawet jeśli nie mogę Ci zaoferować teraz wszystkiego, co bym chciał, mam nadzieję, że uda nam się przebrnąć przez nasze trudności. Na pewno będę tu dla ciebie. - uśmiechnął się lekko sam do siebie.
Był całkowicie pewien tych słów. Jego głos nie zawachał się ani na chwilę. Wiedział, że jeszcze dużo pracy przed nimi, ale chciał wierzyć, że im się uda. Musiał w to wierzyć.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie chciała po prostu być w tej relacji rzeczą, czy narzędziem, którego Galahad używa sobie żeby sprawdzić czy jego penis już działa. Tak się czuła, kiedy próbowali w minionych tygodniach. Sprawdzał, a potem odkładał narzędzie na półkę. Jak laska z pornola trochę - bo sobie na nią popatrzył, a jak okazywało się że z erekcji nic nie wyjdzie, zamykał okienko przeglądarki. Zajęty sobą i swoimi sprawami zostawiał Callie samą w bardzo wrażliwym miejscu - bo przecież jak ona mogła się czuć ze sobą, kiedy ani jej wygląd, ani dotyk, ani połączenie najbardziej skutecznych sztuczek, nie sprawiały jej facetowi żadnej przyjemności? Na racjonalnym poziomie wiedziała, że to wypadek - ale na emocjonalnym dział się jej prywatny horror. Nie dość, że przestawała się sama sobie podobać, to jeszcze Galahad rezygnował ze zbliżeń, a jak ona próbowała cokolwiek dla niego zrobić, to nie działało. Nie czuł. Nie reagował. Nie przyznałaby się, że już dawno przeszły jej przez głowę te wszystkie myśli: gdyby była ładniejsza, albo seksowniejsza, albo umiała lepiej dotknąć, może wtedy…? Widocznie coś robiła źle. Gdyby robiła dobrze, to byłyby tego jakieś efekty.
Wiesz, miałam już plany żeby przed pracą nic nie robić… Ale skoro nalegasz… I to dla ciebie takie ważne… Ewentualnie, w drodze wyjątku, jak już jesteś taki kochany i uroczy, i przystojny, i czarujący… Przełożę nicnierobienie na inny dzień — Carter chyba potrzebowała czasu, żeby uspokoić emocje i wskrzesić w sobie trochę entuzjazmu, ale miejsce na słaby uśmiech i krótką zaczepkę musiało się znaleźć. Przynajmniej na znak tego, że obietnica nadchodzących zmian na lepsze była dobrze przyjęta.
Myśli zaprzątały jej jednak większe sprawy.
Przyzwyczaiła się już do tego, że Galahad poruszał się inaczej. Jednocześnie miała świadomość, że to musiało być dla niego trudne i tylko to było istotne, więc… W ramach solidarności zsunęła się z tego nieszczęsnego fotela i usiadła obok mężczyzny na podłodze.
Skoro już i tak się rozpłakała, był jeszcze jeden temat który musiała poruszyć. Tak było fair.
Zaczęłam chemię — powiedziała smutno. Patrzyła przed siebie, ale był to wzrok nieobecny. Pamięć podsuwała wyobraźni obrazki, od których ból głowy tylko się nasilał. — W zeszłym tygodniu, jak byłeś u siostry. Nie jest tak, jak piszą w broszurkach Gal. Ani trochę — pokręciła głową. — Miało być jak w honorowym krwiodawstwie, ale ta kroplówka tak bardzo parzyła i szczypała, a na koniec nawet nie dają czekolady. Miałam mieć kilka godzin na leniwe czytanie książki, ale nie da się czytać, kiedy boli tak bardzo. Miałam być po wszystkim trochę zmęczona - nikt mnie nie uprzedził, że zemdleję wstając z fotela… I ci wszyscy pacjenci w poczekalni… Wyglądali jakby już dawno umarli. — może wbrew intuicji, ale mówienie o tym było dla Callie większym wyrazem zaufania niż jakiekolwiek wyznania dozgonnej miłości. Bo odkrywały więcej bezbronności, delikatności. Obnażały jej słabość. Liczyła na to, że Harrington to dostrzeże. — Nie chcę tam wracać.
Tylko co z tego? Musiała wrócić. Jeszcze jedenaście razy, w ramach przygotowania do operacji. Bała się kolejnych wielu godzin wymiotowania, bólu który rozrywał całe ciało i tego, że również zacznie przypominać chodzącego trupa.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Oh, skoro już się dałaś tak namówić, to lepiej żebym nie rozczarował. A nie zamierzam. - posłał jej uśmiech z tym seksualnym zabarwieniem, które tak dobrze znała.
Naprawdę chciał jej pokazać, że w tej kwestii nic się między nimi nie zmieniło. Dostrzegał pewne zmiany w jej wyglądzie, aczkolwiek dla niego nie miały one większego znaczenia. Dla niego nadal była tak piękna i seksowna, jak pierwszego dnia, gdy się poznali. Nie ważne czy schudnie, czy wypadną jej włosy, policzki się zapadną, a skóra nabierze bladej barwy. To zawsze będzie jego Callie i teraz, póki jeszcze te wszystkie zmiany nie zaszły naprawdę miał zamiar jej pokazać jak wiele dla niego znaczy. Jak bardzo mu się podoba. Miała zupełną rację. Zaniedbał ją myśląc o swoich problemach, które w łóżku wcale nie musiały być jej problemami. Przynajmniej nie teraz. Gdyby mógł pewnie już teraz brałby ją na ręce i zanosił do sypialni, jednakże jest to kolejna rzecz, którą wypadek mu odebrał. Spontaniczność. Nie cierpiał tego, lecz dało się bez tego żyć. Dzisiaj nie da się temu pokonać.
Doceniał, że zniżyła się do jego poziomu, bo tak musiał to nazwać. Doceniał też, że zupełnie nie komentowała tego, jak teraz musiał się poruszać. Dla niego było to cholernie uwłaczające, więc fakt, że w ogóle nie poruszała tego tematu był dla niego wielką pomocą. Na pewno nie chciałby usłyszeć jak się nad nim użala i sama doskonale to wiedziała. Jest dla niego naprawdę świetną partnerką.
Tym razem to ona zrzuciła na niego bombę, której zupełnie się nie spodziewał. W pierwszej chwili poczuł się po prostu zdradzony. Nawet jeśli rozumiał, że teoretycznie nie robiła nic złego, tak pójście na chemię za jego plecami, kiedy uzgodnili, że będą użerać się z tym razem stanowiło nadszarpnięcie jego zaufania, nawet jeśli robiła to w dobrej wierze. Był przez to w pewien sposób zraniony, jednak pamiętał o tym, że raz jeszcze to nie on jest tutaj w centrum uwagi. Callie zdecydowała się podzielić z nim czymś bardzo osobistym i ugadzającym w jej najczulsze punkty. Nie mógł skupiać się na sobie, musiał to zrobić z nią. Powtórzył sobie wszystko, co powiedziała zanim podjął jakąkolwiek akcję.
- Callie... - powiedział łapiąc ją za dłoń by zwrócić jej uwagę - Też nie chcę żebyś tam wracała, ale to nasza jedyna szansa. Zrobimy to razem, tak jak mówiłem. Nie jesteś w tym sama. - spojrzał jej w oczy jeśli zdecydowała się spojrzeć w jego stronę - Będę z Tobą na każdej chemii i obiecuję zawsze przynieść jakąś czekoladę. Czasami zjem ją z ciebie. - uśmiechnął się zadziornie bo nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś seksualnego nawet w tak poważnej rozmowie - A ty za to przyjdziesz od czasu do czasu na moją rehabilitację? Będę się bardziej starać jeśli będziesz patrzeć. - uśmiechnął się łagodnie unosząc jej dłoń do swoich ust by złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek - Będę z tobą na każdym kroku, obiecuję. - ścisnął jej dłoń pokrzepiająco.
Dla niego będzie to o wiele łatwiejsze. W tym momencie nie pracuje, więc mógł być tam dla niej zawsze, o każdej porze. Zamierzał też starać się o wiele bardziej na swoich zajęciach. Skoro zaczęła już chemię musi w końcu stanąć na nogi. Musi być tam dla niej i musi być w miarę sprawny.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Pilnowała, żeby absolutnie niczego Galahadowi nie obiecywać. Nie w temacie przyszłości ich relacji, nie w temacie choroby. On owszem, deklarował chęć uczestniczenia we wszystkim co związane z jej leczeniem - ale ona wyraźnie powiedziała, że jeszcze nie wie czy umie robić to z kimś. Że może leczenie jest czymś, co potrzebuje zrobić sama. Nie musiał tego rozumieć, ale musiał to akceptować, jeśli chciał w ogóle utrzymywać kontakt. Z pierwszą chemią było dokładnie tak: chciała zobaczyć sama, jak się w tym odnajdzie i dopiero wtedy zdecydować czy chce próbować dzielić tę część z kimkolwiek, czy nie.
Zakończyła tamten dzień decyzją, że zdecydowanie N I E. Szykowała się do rozmowy z Galahadem o tym, czy mógłby wieczór lub dwa w tygodniu umówić się z Nellie na maraton bajek, żeby mogła po chemii zostać sama w domu na tych najgorszych kilka godzin. Wiedziała, że on nie przyjmie tego dobrze i dlatego odwlekała to jak najdalej. Sytuacja uległa nieznacznej zmianie wraz z paroma wyznaniami, na które Galahad zdobył się podczas tradycyjnej walentynkowej sprzeczki.
Może musiała podejść do tego w ten sposób, że coś za coś - skoro Galahad pozwalał jej być obok w całym procesie jego zdrowienia, chyba należało mu się tyle, żeby Callie przynajmniej spróbowała go dopuścić do swojego. I Galahad mógł czuć się zdradzony, jak najbardziej, bo coś dużego stało się bez jego wiedzy. A jednocześnie… Pozostawał jedyną - JEDYNĄ - osobą na całym świecie, której Callie mówiła o raku cokolwiek. O tym że źle się czuje, albo że idzie do lekarza, albo o wariantach leczenia operacyjnego. I z jego strony to mogło być mikroskopijne, bo chciał więcej - ale z jej strony było gigantycznym wyrazem zaufania i bezpieczeństwa.
Kompromis? Pójdziesz ze mną raz i zobaczymy, jak się z tym czujemy? — zaproponowała ostrożnie; nie chciała odtrącać jego miłości, kiedy próbował ją okazywać w najbardziej bezinteresowny sposób… Ale nie była gotowa, żeby zgodzić się na wszystkie chemie razem i jego towarzystwo w każdym kroku leczenia. Ta gotowość mogła przyjść później, a mogła nie przyjść wcale. Z drugiej strony bardzo martwiła się o niego, bo widoki to były naprawdę koszmarne. Nie chciała, żeby brał na siebie za dużo.
Chętnie chwyciła jego dłoń, a policzek oparła o męskie ramię. Kiedy to wszystko stało się tak skomplikowane? W tej chwili nawet tęskniła za czasem, gdy ich jedynym problemem był jego stan cywilny. To zdawało się takie błahe względem wyzwań zdrowotnych.
Żeby nie było tak, że pacjentki ci się pomylą i będę za ciebie tłumaczyć na komisariacie, że z tą czekoladą to nie miała być napaść — westchnęła z delikatnym uśmiechem; ciśnienie powoli odpuszczało, może dlatego że powiedziała najgorsze, a może dlatego że przytulona do Harringtona zawsze zaczynała się uspokajać. — A nie chciałbyś też przypadkiem zadzwonić do seniora Cartera i powiedzieć, że jego córka ma raka? — wysunęła tę absurdalną propozycję jedynie żartobliwie, ale pod gorzkim śmiechem leżał poważny problem. Niewiedza staruszka. — Próbowałam mu powiedzieć w zeszłym tygodniu, ale stchórzyłam.
Wiedziała, że musi zrobić to sama - choć już wygooglowała internetowych freelancerów wykonujących usługę zadzwonienia za kogoś, w dowolnej sprawie, za stosowną opłatą… — A na rehabilitację przyjdę. Czemu nie? Zawsze marzyłam o tym żeby patrzeć, jak świetnie się bawisz z inną kobietą. Nie będę wcaaaale zazdrosna…
Na przypieczętowanie tych paru sarkastycznych uwag pochyliła się, żeby krótkim buziakiem dosięgnąć szyi mężczyzny. — Jak ty ze mną wytrzymujesz, Gal? Poważnie pytam. Bierzesz coś jeszcze z tymi witaminami rano? Masz do mnie za dużo cierpliwości. Ja bym siebie dawno wyrzuciła przez okno.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Galahad tak naprawdę nie miał pojęcia, czego w tym momencie najbardziej potrzebuje jego partnerka. Nie dość, że Callie nieco się zmieniła przez te kilka lat, tak zawsze była dość chaotyczna. Kiedyś w tym chaosie mógł znaleźć również pewien wzór. Z czasem stała się dla niego przewidywalna, jednak teraz, gdy dostała swoją diagnozę, nie wiedział jak może jej pomóc w najlepszy sposób. Zdawał sobie sprawę, że miała wielkie problemy z okazywaniem swoich słabości, a co za tym idzie pewnie nie chciała by widział ją podczas chemioterapii bądź po niej. Nie wyobrażał sobie jednak by zostawić ją z tym wszystkim samą, nawet na jej własne życzenie. Nikt nie powinien przechodzić przez to sam, więc cały czas stąpał po delikatnej linii tego, co wypada i co by chciał zrobić, a tym czego Callie może naprawdę potrzebować. To musiała mu jednak oznajmić sama. Nawet mając już dobrych kilka lat w zawodzie nie był w stanie czytać w myślach, nawet swojej partnerce. Miał gdzieś tam po kryjomu nadzieję, że nie będzie upierać się przy swoim i pozwoli mu w tym w jakiś sposób uczestniczyć.
- W porządku. Możemy pójść na kompromis. Ale wiedz, że jeśli będziesz chciała więcej mojego zaangażowania nie musisz nawet nic mówić. Po prostu mi pozwól. Chcę być tam dla ciebie. - koniec tej wypowiedzi właściwie wyszeptał już miękkim tonem w jej włosy gdy obrócił twarz by ucałować czubek jej głowy i delikatnie ścisnąć jej dłoń.
To dla niej i tak był już duży krok. Nie zamierzał łapać ją za rękę, gdy oferowała mu palec. Był całkiem pewien, że jest w stanie udźwignąć widoki ze szpitalnej sali. W swojej karierze miał również pacjentów z rakiem. Do tego w swoich czasach w wojsku widział dosłownie wszystko. Jednakże oglądanie jak kobieta, którą kocha z wizyty na wizytę robi się coraz słabsza, chudsza, wycieńczona i cierpiąca... Był to pewien horror, na który pewnie nawet wojna nie jest w stanie go przygotować. Niemniej jeśli sobie tego zażyczy, będzie tam dla niej. Na dobre i na złe. Na tym polegała miłość. Na razie dawał jej tę przestrzeń, której zdecydowanie potrzebowała, a tylko zaznaczał swoją gotowość wsparcia. Tak było najlepiej.
- No teraz to mnie uraziłaś... Pacjentki mi się pomylą? Tak, może ten krągły tyłeczek trochę ci opadnie, ale jest ulubiona część twojego ciała, która się nie zmieni i jest całkowicie niepowtarzalna. I nie, nie mówię o twoich uszach. - zaśmiał się cicho lekko dmuchając w jej uszko, nie mogli być przecież cały czas tacy poważni.
- Wiesz, że jeśli takie jest twoje życzenie to to zrobię, ale myślę, że lepiej będzie jak zrobisz to sama. Jednak mogę pojechać z Tobą, pewnie będzie ci prościej jak zacznie mnie wyklinać i wyzywać od najgorszych bo bałamucę jego córeczkę. Nie będziesz musiała patrzeć mu w oczy i jakoś samo pójdzie. - szturchnął ją delikatnie w ramach żartu, na tyle jeszcze było go stać.
- Mhm... Ona będzie mnie dotykać, a Ty nie możesz nic powiedzieć, bo przecież to rehabilitantka... - mruknął cicho czując jej usta na swojej szyi - A tak na serio zobaczysz po prostu jak zapocony próbuję zrobić kilka kroków naprzód jak jakiś paralityk. Ubaw po pachy, znacznie poniżej poziomu nawet paraolimpiady. - prychnął kręcąc głową z zażenowaniem.
- Pamiętasz kim byłem w wojsku? - dał jej chwilę na odpowiedź, a jeśli nie trafiła - Snajperem. Więc często leżałem wręcz godzinami w jakiejś niewygodnej pozycji, na piasku, w bloku czekając na swój cel albo na znak od dowództwa, że mogę kogoś ściągnąć. Jestem całkiem cierpliwy, a tym razem nagroda znacznie lepsza niż te wszystkie medale. - uśmiechnął się puszczając jej oczko jeśli patrzyła w jego stronę - No i jeśli wyrzuciłbym cię za okno nie mógłbym robić tego... - złapał ją za brodę, uniósł ją nieco do góry i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, taki jakiego nie mieli od dobrych kilku dni - Kocham Cię. - wyszeptał jej w usta, ale nie dał możliwości odpowiedzi.
Zamknął jej usta w kolejnych pocałunkach, które teraz bardzo chętnie pogłębiał. Wolna dłoń zaczęła głaskać jej udo z coraz większym naciskiem. W końcu zaczął też ściskać. W końcu obiecał jej dzisiaj nieco zabawy, prawda?

callie carter
ODPOWIEDZ