chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie, wcale go nie martwiła. Nic, a nic! Kompletnie! A przy okazji wcale się z niego nie nabijała! – Dobrze, już dobrze, zrozumiałem aluzję, twój mąż to osioł. – mruknął pod nosem, bo ogólny stres i zdenerwowanie wzięły górę, co też najpewniej miało wpływ na jego gadanie głupot – o basenie, materacu i całej reszcie. – To prawda, dziwne… – tknęło go to, więc jeszcze na schodach sięgnął do kieszeni spodni po swój telefon i zerknięciem na ekran skontrolował czy aby na pewno… Zaraz, zaraz… - Nie dzwonili, bo nie mamy zasięgu. Ani jednej cholernej kreski. – skomentował na głos to, co zauważył i zdecydowanie nie był z tej sytuacji, nic, a nic, zadowolony. Zdawało się też, że zadzwonili pod numer alarmowy dosłownie w ostatniej chwili. Moment później i ta szansa poszłaby się pieprzyć. – Nawet nie chcę myśleć, jak jutro stary się będzie nad nami wytrząsał. – jakby to w jakimkolwiek stopniu miała być ich wina. Elise, tak samo zresztą, jak i Logan, dobrze wiedziała, że ich przełożony, szef całej chirurgii w ich szpitalu, był najgorszym możliwym typem na tym konkretnym stanowisku. Posłuch chciał wymuszać strachem, ślinił się do każdej ładniejszej, zgrabniejszej pani doktor albo pielęgniarki, nierówne traktowanie było jego drugim imieniem, a seksistowskie żarty, którymi chętnie sypał na lewo i prawo, były jego sposobem na nawiązywanie przyjaźni. Mhm… Przynajmniej w jego uważaniu. Sam Logan dodawał jeszcze, że typ był po prostu pieprzonym dzbanem. – Dobra, zabierzmy trochę ciuchów, dokumenty… Komputer… Potrzebujesz ten arsenał kosmetyków z łazienki? – wskazywał i pytał, kiedy byli już w sypialni – wciąż na szczęście jeszcze suchej, choooooć w powietrzu czuć już było wyraźnie wilgoć, zapach deszczu i butwienia. – Możemy pojechać do twojej mamy. Jakoś… – wyjrzał przez okno, a szalejący tam burzowy pierdolnik skutecznie zniechęcał do jakichkolwiek podróży. Nawet tych zupełnie niedalekich. – Dotrzemy. Chyba. – Trevisano nie brzmiał na mocno przekonanego, ale hej, jego nadzieja była w tym, że mieli duże i solidne auto. Nie tak łatwo będzie je, ot tak, zepchnąć z drogi. Nawet jeśli był to wiatr, który dosłownie powalał drzewa i zrywał dachy… Heh. – Szlag, sam już nie wiem. Przepraszam. – mruknął trochę zrezygnowany, odwracając wzrok od okna i przenosząc go na, pewnie krzątającą się po sypialni i łazience, Elise. – Dobry mąż powinien wiedzieć, co się robi w takich sytuacjach. A co jak mielibyśmy już dziecko? A ja bym tu stał, jak jakiś… Zagubiony osioł? – szczerze i autentycznie zdenerwował się na siebie. Sam sobie tę poprzeczkę bycia głową i protektorem rodziny postawił bardzo, bardzo wysoko. A teraz nie mógł doskoczyć. I to go sfrustrowało. Nie minęła chwila, jak na ulicy, przy której stał ich, chwilowo mocno poturbowany, dom – podjechał duży, czerwony wóz strażacki. Syreny i światła dały o sobie znać, a z wozu po paru sekundach wyskoczyła cała brygada strażaków. – Przyjechali. Może oni nam powiedzą co mamy robić. – zakładam, że zgarnęli te ich drobne, prowizoryczne bagaże i zeszli na dół, na spotkanie z ekipą „żółtych” (bo w Australii mają żółte ubranka). I mocno się zdziwił, kiedy pierwszą twarzą, którą tam zobaczył była twarz… Taaaaak, byłego gacha Elise. Ethan, bo tak go chyba nazwałaś, wyglądał na wcale nie mniej zaskoczonego widząc ich tam razem, we dwójkę, w dość jednoznacznych okolicznościach bycia małżeństwem. Zanim Bear zdążył choćby pomyśleć o odezwaniu się do ex-a swojej żony, podszedł do nich dowódca przybyłej ekipy, pytając co się stało i jak mogą pomóc. Opowiedzieli o dziurze w dachu i całej reszcie ich dzisiejszych bólów głowy, a wniosek kapitana Evansa był taki, że spróbują im to prowizorycznie załatać. Kawał blachy, porządna drabina, trochę typowo strażackich narzędzi, Ethan na dachu… - Jest pan pewny, że to dla niego bezpieczne? Nie spadnie stamtąd? Wolałbym nie mieć ani jego połamanego kręgosłupa, ani połamanego życia na sumieniu. – Logan nie ukrywał swojej sceptyczności do tego, co właśnie, wraz pewnie z Elise, obserwował.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Naprawdę nie chciała go martwić, a już tym bardziej nie chciała się z niego nabijać. I zdecydowanie nie był osłem, więc gdy jej to zasugerował – spojrzała na niego bardziej niż wymownie. Znaleźli się w sytuacji, z którą nigdy wcześniej nie musieli się mierzyć. Nikt tu od nikogo nie wymagał ogarnięcia i zachowania trzeźwego umysłu. To bardzo odbiegało od tego, do czego przywykli… nawet na bloku operacyjnym mieli kontrolę nad sytuacją, nawet tą najbardziej dramatyczną, dzisiaj? Teraz? Ani trochę. Ale byli w domu… i może ten brak zasięgu (zwłaszcza już po telefonie po służby) wcale nie był taki zły? Telefony z pracy by w tym momencie niczemu nie pomagały. Zwłaszcza, że Logan miał rację…
Spojrzała za okno i skrzywiła się wymownie. Nie mogli jechać do jej matki. Nie mogli jechać nigdzie, bo było to ryzykowne i nieodpowiedzialne. Mogli się spakować, ale z samym wyjazdem musieli poczekać aż sytuacja na dworze chociaż trochę się uspokoi. Teraz jednak Elise próbowała zgarnąć te ważniejsze, bardziej wartościowe rzeczy (nawet niekoniecznie wartościowe materialnie!), których nie chcieli stracić lub które mogły im się przydać jeśli przez parę dni musieliby pomieszkać w innym miejscu. Była zagubiona i wcale nie oczekiwała, że Logan będzie czuł się inaczej.
Zatrzymała się w pół kroku, ściągnęła mocniej brwi i spojrzała na niego wymownie – Nie jesteś zagubionym osłem, Bear. Nigdy nie rozpadł nam się dom… to nie wpływa na to, czy jesteś dobrym mężem albo byłbyś dobrym ojcem. Ogarniemy to. Nawet jeśli mocno nieporadnie… ogarniemy. – zapewniła, uśmiechnęła się lekko do męża i wtedy usłyszała sygnał syreny. Skinęła i ruszyła za Loganem.
I na pewno, na sto procent nie spodziewała się wpaść na Ethana, chociaż właściwie było to prawdopodobne. Nie, nie czuła się głupio czy niezręcznie, bo nie miała ku temu żadnych powodów. Nie czuła właściwie nic w związku z tym spotkaniem. Po prostu był. I najwidoczniej miał im spróbować załatać dziurę w dachu, żeby nie stanowiła zagrożenia. Fantastycznie.
Spokojnie, to jeden z moich najlepszych ludzi. Wiedziała, że te słowa raczej Logana nie przekonają. Aż kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, gdy spojrzała kątem oka na męża, obserwując reakcję męża. Później spojrzała w kierunku dachu, co jednak utrudniał zacinający deszcz. Blacha, plandeka, czy cokolwiek to było… dość sprawnie znalazła się na dachu, byli uratowani. Szkoda tylko, że znowu błysnęło. Zdecydowanie zbyt blisko ich domu. Prawie podskoczyła. A później krzyknęła, bo piorun już nie trafił w ich dom… tym razem trafił przerażająco blisko strażaka na drabinie, który przed chwilą załatał dziurę w ich dachu i teraz schodził z drabiny.
- Logan… – bo w tym przypadku nie mieli nawet chwili na zastanawianie się nad reakcją. Zresztą reszta strażaków też ruszyła w kierunku mężczyzny, który gruchnął o ziemię. Na szczęście był już stosunkowo nisko ziemi. Deszcz teraz już nie miał najmniejszego znaczenia – Wezwijcie karetkę – wydała polecenie jednemu ze strażaków, a sama pochyliła się nad Ethanem i sprawdziła jego tętno. Spojrzała na męża i wymownie pokręciła głową – Uciskaj – bo był dużym, silnym mężczyzną, będzie mógł to robić dłużej, a raczej nie zapowiadało się na to, że karetka przyjedzie szybko – Macie sprzęt ratunkowy? Ambu? – spojrzała na młodego strażaka, który skinął i pobiegł do wozu, po chwili wracając z apteczką. Leków w niej nie było, ale chociaż resuscytator, z którym mogła pomóc Loganowi w akcji reanimacyjnej. No i przede wszystkim Ethanowi walcząc o jego oddechy.



Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Jednym z najlepszych? Serio? Mina Logana, kiedy to usłyszał była więcej, niż wymowna - bo przecież jak mogła się mieć czyjakolwiek “najlepszość” do tego czy, na przykład, trafi go piorun albo zrzuci silny podmuch wiatru. No właśnie, nie mogła, a Trevisano miał wrażenie, że sam kapitan tej ekipy był jakimś pieprzonym… Nie zdążył dokończyć tej myśli, bo stało się… - Kurwa… – to, co się stało! Rzeczywiście, ich reakcja na wypadek strażaka była błyskawiczna. Nawet jeśli Ethan nie zajmował szczególnie wysokiego miejsca w loganowym rankingu lubienia, to wcale nie znaczyło, że życzył mu źle. A przynajmniej nie AŻ TAK źle! Razem więc z Elise wybiegł za dom i szybko dopadł do leżącego, jak długi, nieprzytomnego mężczyzny. Złożył ręce w odpowiednią pozycję i silne, rytmicznie zaczął uciskać jego klatkę piersiową. W radiu stojącego tuż obok strażaka rozległ się szumiący komunikat z centrali. Droga była zablokowana dwoma powalonymi drzewami, karetka nie miała, jak do nich dotrzeć, a przynajmniej nie tak szybko, jakby tego chcieli i potrzebowali. – Niech jadą na około, przez bagna! – Logan warknął, wciąż uparcie stymulując męskie serce do podjęcia swojej pracy. Było leniwe, nie miało ochoty wstawać i wziąć się do roboty. – Oni tu nie dojadą, Elise... – mruknął ciszej, niemal tylko do klęczącej obok żony. Łypnął na nią z ukosa i przerwał uciski dla sprawdzenia ethanowego tętna. Nic, cisza, zero. Wrócił do uciskania. – I my też nie dojedziemy do szpitala, nie na czas. – skoro droga była odcięta, oni także musieliby jechać trasą okrężną. Nieprzytomny strażak nie miał tyle czasu. – Szlag… – warknął pod nosem, nie wiedząc już samemu czy było mu tak okropnie gorąco ze zdenerwowania czy z energii, jaką wkładał w walkę o życie Ethana. Lejący im się na głowy deszcz wcale nie przynosił ulgi. Ubranie, każdy jego element, kleił mu się do ciała w tak nieprzyjemny sposób, że skóra aż go od tego paliła. Był wściekły! – Ile czasu już minęło? – zapytał, tym razem głośniej, bardziej otwarcie, ewidentnie licząc na to, że któryś strażak ten czas śledził. Nie pomylił się, ale to co usłyszał… Było bardziej, niż niepokojące. Dziesięć minut. Dziesięć cholernych, długich minut. Tyle było już za nimi, a kto wie ile jeszcze przed nimi? – Ty tam, jak na ciebie mówią? – rzucił do stojącego najbliższej strażaka. – Levander. Josh Levander. – Bear cicho prychnął. – Dobra, chodź tu Johnie Levander, zmień mnie. Chyba zaliczyłeś szkolenie z pierwszej pomocy, co? – jako element obowiązkowy szkolenia na „zwalczacza ognia”. – I weź kolegę, żeby zmienił moją żonę. Potrzebujemy chwili. – żeby się zastanowić, pomyśleć, zdecydować co robić. Oboje pewnie wstali od pacjenta, kiedy tym zaopiekowało się dwóch postawnych strażaków. Byli przeszkoleni, wiedzieli jak to robić, Ethan był chwilowo we wcale nie najgorszych rękach. Trevisano tymczasem odeszli nieco na bok. – Nie zostało nam dużo czasu. Jeśli za moment nie zareaguje… Jeśli jego serce nie podejmie pracy… – patrzył na żonę i było po nim widać, że wcale nie jest mu łatwo o tym mówić. Nie, nie ze względu na to, że człowiek właśnie umierał, ale dlatego, że ten człowiek kiedyś, we wcale nie tak dalekiej przeszłości Debenham był dla niej kimś ważnym. – Będziemy musieli to ogłosić. – koniec, zgon, finito.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdawała sobie sprawę, że to prawdopodobnie wszystko nie ma najmniejszego sensu. Karetka nie mogła dojechać, oni nie mogli dojechać… oczywiście, że Logan miał rację. A jednak z jakiegoś powodu nie mogła przestać. Nie chciała przestać. Nie dlatego, że Ethan zajmował jakiekolwiek miejsce w jej serduszku, czy życiu – bo był dawno zamkniętym rozdziałem, ale dzisiaj był strażakiem, który przyjechał pomóc im uratować dom i nie zasługiwał na taką śmierć. Dlatego dość niechętnie oddała worek resuscytacyjny strażakowi, bo chociaż wiedziała, że potrafił się z nim obchodzić to mimo wszystko pewniej się czuła, gdy to ona miała nad nim kontrolę. Przez chwilę jeszcze sprawdzała odpowiednie tempo i dopiero wtedy ruszyła za mężem. Doskonale wiedziała, co chciał jej powiedzieć. Oboje to czuli. Była przemoczona do suchej nitki, ledwie widziała na oczy ale spojrzała na męża… i wtedy to do niej dotarło. On się nie martwił o strażaka. On się martwił o nią…
- Bear… – pokręciła lekko głową – Nie martw się o mnie. Nasza przeszłość nie ma teraz najmniejszego znaczenia. – nie była emocjonalnie związana z tym człowiekiem w nawet najmniejszym stopniu. Tak, uważała, że był po prostu porządnym gościem (chociaż niewątpliwie stracił w jej oczach w kontekście potencjalnego zakażenia podczas operacji) i zabierał ją na fajne randki, ale to tyle… nie darzyła go uczuciem. Żadnym. Zwłaszcza po takim czasie – Po prostu utrzymajmy go przy życiu do przyjazdu karetki. Nie chcę śmierci strażaka na naszym podwórku. Ten dom nikogo nie zabije. – nie chciała tego dla nich, a nie dla siebie, czy nawet dla Ethana, jakkolwiek bezdusznie by to brzmiało – Dlaczego do cholery nie macie ze sobą adrenaliny? – warknęła w kierunku kapitana, ale odpowiedział jej za to inny strażak… był alergikiem, zawsze miał w torbie epipen – Jeden? Tylko jeden? – skinął, dawka była za mała, ale mogli spróbować – Żaden z was nie ma tego więcej? – rozejrzała się po strażakach, ostatecznie zatrzymując wzrok na mężu. Mieli tylko tyle, ale lepsze to niż nic… z roztworem wróciła na deszcz, kazała na chwilę przestać uciskającemu strażakowi i po prostu wbiła strzykawkę prosto w serce umierającego strażaka. Sprawdziła puls, ale pokręciła lekko głową – Uciskaj dalej. – poleciła – Gdzie jest ta pieprzona karetka?


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Martwił się, oczywiście, że martwił się o nią. Strażak znaczył dla niego dokładnie tyle, ile każdy normalny, typowy pacjent znaczył dla ratującego mu życie lekarza. Zgodnie z przysięgą, którą składał i w którą wierzył – nigdy by mu nie zaszkodził, zawsze, jako lekarz by mu pomógł, ale emocjonalnie nie przeżywał jego stanu. Jedyną osobą, która siedziała mu teraz w głowie była Elise. Wiedział przecież, że ich relacja, jej i Ethana, nawet jeśli nie była długa i obfita w poważne deklaracje, to, mimo ostatnich momentów, była miła, przyjemna i dobra. – Wiesz, że nie umiem. – nie martwić się o nią. Rozumiał, naprawdę rozumiał i absolutnie wierzył w to co mówiła – ten konkretny kawałek jej przeszłości dzisiaj nie znaczył już dla niej nic. Strażak nie znaczył dla niej nic. Był echem, był człowiekiem, który potrzebował ich pomocy. Wziął głębszy oddech i pokiwał krótko, ale stanowczo głową – tak, Elise miała rację, ten dom, ich dom nikogo nie zabije. A już na pewno nie kogoś, kto łatał im dziurę w dachu w najgorszych możliwych warunkach pogodowych. To co wydarzyło się potem, to, że w strażackim asortymencie nie było czegoś tak podstawowego, jak adrenalina, Trevisano skomentował tylko cichym, bo do siebie i pod nosem, warknięciem… - Idioci… – samo to, że dowódca tej ekipy w ogóle pozwolił komuś wejść na dach ich domu i dać się porazić piorunem, już było przejawem skrajnej ignorancji i nieodpowiedzialności. Braki w wyposażeniu to ledwie kropla w morzu problemów lokalnej straży. – Spróbujmy. Lepsze to, niż nic. – skwitował podchodząc do nieprzytomnego strażaka i zlokalizowanej przy nim żony. Przez chwilę przyglądał się strażakowi, który dzielnie uciskał klatkę piersiową kolegi. – John? – strażak podniósł wzrok, a jego twarz nawet mimo ściany deszczu była zauważalnie czerwona i spuchana, oddech z kolei, wyraźnie urywany. – Dobra, odsuń się i złap oddech. – przejął działanie, nie oceniając młodego chłopaka za jego kiepską kondycję. Wiedział, że w sytuacji, kiedy ofiarą jest ktoś bliski, to emocje robiły największe spustoszenie. Mijały kolejne chwile, oboje Trevisano tkwili przy pacjencie, płynący z nieba strumień deszczu nie odpuszczał, ale w tym mocno dramatycznym i ponurym obrazku w końcu pojawił się przebłysk światła. Karetka. Gdzieś ulicę dalej słyszalne były znajome syreny, a po kolejnej chwili dwójka ratowników medycznych wyskakiwała już z samochodu i z pełnym osprzętem biegła w kierunku zgłoszonego kryzysu. – Jest nieresponsywny oddechowo-krążeniowo od prawie dwudziestu minut. - Wzrok młodej ratowniczki dawał Loganowi jasny sygnał, że ona, tak jak i on, doskonale wiedziała, jak małe szanse stały przed strażakiem. Razem z dwójką strażaków Bear pomógł umieścić Ethana na tym takim wózku pod nosze, a potem razem z żoną odprowadził ratowników i ich pacjenta do karetki. Zanim drzwi ambulansu się za nimi zamknęły, Trevisano mruknął… - To strażak. Wiecie co to znaczy. – oczywiście, że wiedzieli. Wiedzieli, że nieprzytomny mężczyzna był człowiekiem czynu i tak długa nieresponsywność oddechowo-krążeniowa była dla tego czynu zabójstwem. Logan nie wierzył, że Ethan chciałby to przeżyć, jeśli resztę życia miałby spędzić, jako roślina. – Powodzenia. – szepnął i przez moment stał jeszcze z żoną, obserwując odjeżdżającą z ich podjazdu karetkę. Ekipa strażacka też zapakowała się do swojego wozu, dowódca zdał im krótki raport ze stanu ich dachu i tego, co powinni zrobić. – Wiatr się minimalnie uspokaja, więc wykorzystajcie to i zabierajcie się do hotelu. Nie wrócicie tu za szybko. – tylko tyle… I aż tyle. Potem odjechał. A oni znów zostali sami. Spakowali co ważniejsze fanty, zabrali zwierzaki i pojechali do najbliższego hotelu, który miał jako taką renomę i akceptował futrzastych podopiecznych. Tam doczekali do końca zawieruchy, a kolejny dzień miał być dniem poważnych decyzji. Gdzie mieliby pójść? Gdzie mieliby mieszkać?

Koooniec

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
ODPOWIEDZ