żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
021.

Morgan zdążyła już przyzwyczaić się do swojej dosyć niecodziennej pracy. Lubiła ją od samego początku, ale jednak potrzebowała trochę czasu, żeby zrozumieć, że właśnie tak będzie wyglądało jej obecne życie. Nie narzekała. Dobra, trochę narzekała, bo jednak nie można się nie wiadomo jak dorobić na byciu żałobniczką na pogrzebach. Dostawała jakieś marne pieniądze i spoko, dawała radę, ale wolałaby zarabiać więcej. Dobrze, że ostatnio odziedziczyła te piętnaście tysięcy dolarów po starszej kobiecie, którą razem z Cece uratowały w czasie Halloween. Co prawda nie ruszyła nawet dolara z tej kwoty, bo się boi i nadal nie wierzy w to, że udało jej się dostać coś takiego, ale jednak sypiała w nocy spokojniej. Tak spokojnie, że uznała, że to odpowiedni moment na adoptowanie kolejnego psa. Także ma teraz dwa psy, które nie mają imion, bo Morgan nie chce ich pokaleczyć czymś co nie będzie pasowało do ich osobowości. Myślała, że już coś miała dla pierwszego psa, ale ostatecznie ta myśl zaginęła pośród innych.
Teraz jednak Morgan musiała skupić się na pracy. A ciężko było się skupić kiedy musiałaś ubierać się w czarną sukienkę w taki upał. Nie wiedziała komu powinna dziękować, ale była wdzięczna za to, że jej usługi były dzisiaj potrzebne tylko i wyłącznie na część ceremonii, która odbywała się w niewielkiej kapliczce na terenie zakładu pogrzebowego. Tutaj było przynajmniej nieco chłodniej. Pewnie oddychać może nie wypadało zbyt swobodnie, bo czy człowiek tego chciał czy nie, w pobliżu rozchodził się zapach śmierci. Początkowo Morgan tego nie rozpoznawała, później nie mogła się do tego przyzwyczaić. Teraz wszystko miało dla niej więcej sensu i żyła w zgodzie z tym zapachem. O ile można było tak potwierdzić. Dla ludzi, którzy w pogrzebach uczestniczyli był to po prostu zapach "charakterystyczny dla domów pogrzebowych".
Dzisiaj chciała sobie zająć jedno ze swoich standardowych i ulubionych miejsc, ale niestety było już zajęte przez członków rodzinny. Lubiła siadać z tyłu, ale nie na samym końcu. Nie chciała być samotną, randomową postacią, którą ktoś mógłby uznać za jakiś sekret zmarłej osoby. W końcu nie każdy uczestnik pogrzebu wiedział, że zażyczono sobie obecności żałobniczki. Tym razem Morgan musiała improwizować i usiadła kilka ławek bliżej. Wybrała jednak jakąś po środku, żeby nie być zbyt blisko rodziny. Nie chciała zostać wciągnięta w żadne rozmowy, a już na pewno nie chciała słuchać żadnych plotek. Czasami to lubiła, bo jednak było to dosyć intrygujące, ale później miała wyrzuty sumienia, że była gumowym uchem. Usiadła, wygładziła sobie sukienkę i starała się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Wiedziała, że ludzie lubili rozmawiać, a ona uważała, że pogrzeb to nie miejsce na takie rzeczy. Poza tym rodzina naprawdę mogła sobie nie życzyć tego, żeby wszyscy wiedzieli o obecności zatrudnionej żałobniczki.
- Przepraszam. - Powiedziała do mężczyzny, który też ją przeprosił, bo chciał przejść i usiąść obok, a ona akurat była zagubiona w swoim przemyśleniach. - Witam. - Przywitała się z nim, bo jednak usiadł już obok. - Cześć. - Dodała jak ogarnęła, że jest w zbliżonym wieku. Miała tylko nadzieję, że pan Lovecraft nie jest w pobliżu i się nie gapi, bo jednak czuła, że łamie jakiś kontrakt rozmawiając z jednym z uczestników pogrzebu. Nie było to zabronione (a przynajmniej o niczym nie wiedziała), ale i tak miała dziwne wyrzuty sumienia. - Przykro mi z powodu twojej straty. - Dorzuciła jeszcze szeptem, bo przypomniało jej się, że może przecież rzucić tym oklepanym tekstem, którego nikt nie chce słyszeć.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Zazwyczaj nie głowił się nad tym jak pogodzić życie współczesnego arystokraty (brzmiało to jak jeden z nagłówków w People) z byciem lekarzem na cały etat. Dobrze, jego krewni może i nadal krzywo patrzyli na jego plebejskie zachcianki w nastawianiu kości, ale nie zamierzał dać sobie wyperswadować medycyny. Skoro już skończył te studia i nawet w przypływie miłosnej weny powrócił z Edynburga, należało go wspierać. Tak w teorii, bo odkąd pojawił się na nowo w Australii jego stosunki z rodzicami były raczej cierpkie.
Nie mógł nic poradzić na to, że matka proponująca jego dziewczynie skrobankę brzmiała tak bardzo jak jakaś podstępna macocha, więc zmienił natychmiast do niej szacunek, a ostatnie próby ich pogodzenia spełzły na niczym uświadamiając mu, że on i jego szczur (cudem odnaleziony!) muszą się ewakuować z rodzinnego jachtu i znaleźć sobie własne mieszkanie.
Wprawdzie miał w tym celu fundusz powierniczy i mógł go ruszyć odkąd skończył dwadzieścia jeden lat, ale postanowił zachować się jak prawdziwy człowiek i wziąć pieniądze z pracy. Nic więc dziwnego, że praktycznie nie wychodził ze szpitala biorąc dodatkowe dyżury nawet w poradni. Wprawdzie jego pacjentami byli zazwyczaj ludzie starzy, ale okazywało się, że nie wymierają w odpowiednim tempie, bo jego poczekalnia roiła się od złamań i potłuczeń, co zapowiadało jeden z tych cięższych dni. Na dodatek brat jego dziadka, więc właściwie jego dziadek, bo tak go traktował, postanowił sobie na tym upale wyprawić ostatnie pożegnanie, więc Alfie od rana biegał, by zdążyć zjawić się na pogrzebie.
Bezskutecznie, zatorowość i nagła operacja wytrąciły go z harmonogramu tak doszczętnie, że koszulę jeszcze dopinał przed kaplicą i czuł się jak jeden z tych wstawionych wujaszków.
Tak działał brak snu od kilku lat. Wszystkim powtarzał, że przywykł i nic złego się nie dzieje, ale przez większość czasu funkcjonował jak zombie i teraz też marzył tylko, by doczłapać się do najbliższej ławki i udawać rozmodlonego w Panu, a tak naprawdę zażyć jednej z tych regeneracyjnych drzemek, które miały uratować mu życie.
Siadł z tyłu, bo przecież wszystkie ławki z przodu były zajęte dla tych punktualnych, a poza tym nie nadawał się na członka tej rodziny. I pewnie siedziałby tak dalej, gdyby nie jego ciotka, która posłała mu jedno z tych karcących spojrzeń, więc westchnął i ruszył do przodu przepychając się przez jedną z tych ślicznych dziewcząt, które musiały pochodzić od jego stryja.
Nikt inny przecież nie założyłby takiej sukienki na ten australijski skwer, który jemu, Szkotowi z krwi i kości dawał się w kość. Może dlatego posłał jej jeden z tych firmowych uśmiechów przyszłego lekarza, który niesie otuchę nawet na pogrzebie.
- Hej - i jak przystało na dżentelmena delikatnie schylił głowę, by w końcu przelotnie dotknąć jej policzka ustami. - Szkoda, że się spotykamy w takich okolicznościach, ale niech mu ziemia lekką będzie - dorzucił na jej sztampowy tekst o stracie. Zazwyczaj tak mówił pacjentom, że ktoś umarł i zawsze zastanawiał się czy jest gorsze określenie. Zostawiało się kogoś z JEGO stratą, więc tak naprawdę było to marne pocieszenie, ale też dość akuratne, bo przecież nikt nie odczuwał straty kogoś obcego. Od tych rozmyślań aż zakręciło mu się w głowie i niemal boleśnie wbił sobie palce w okolicy oczodołu żałując, że nie ma zapałek, by trzymały jego powieki w ryzach.
Jak on wypadnie przed jedną ze swoich ulubionych kuzynek?
Jego matka słusznie nazwała go największym rozczarowaniem rodziny.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Morgan może nie pracowała w tym domu pogrzebowym jakoś długo, ale zdążyła już zauważyć, że ceremonie przyciągają najdziwniejszych ludzi. Właściwie to nie była tak do końca pewna czy chodziło o sam fakt uczestniczenia w ceremonii pogrzebowej czy bardziej o to, że po prostu ludzie przechodzący żałobę, reagowali na nią w różne sposoby. Działo się naprawdę wiele. Miała płaczące wdowy, które pytały Morgan o sprawiedliwość na tym świecie, pytały dlaczego to ich małżonkowie musieli umrzeć, a nie ktoś inny. Miała pijanych członków rodziny, którzy głośno twierdzili, że martwa osoba zasłużyła na to co ją spotkało. Takich, którzy nie mogli się pogodzić. Tacy, którzy byli tutaj, żeby zjednoczyć się z rodziną na ten jeden dzień. Takich, którzy przychodzili, żeby się kłócić. Takich, którzy podrywali wszystko co się rusza. Obserwowała naprawdę wiele przypadków. Nie spodziewała się jednak, że tak często będzie w to wszystko mieszana. Zakładała, że rodziny powinny się znać. Nie znała tego z doświadczenia, bo sama miała dosyć małą rodzinę. Nie wiedziała jak to działa, ale po prostu myślała, że działa.
Nie miała pojęcia jak powinna zareagować na takie przywitanie się. Teraz to głupio byłoby jej płakać wykonując swoją pracę. – Rzeczywiście. Niezbyt sprzyjające okoliczności. – Odpowiedziała szeptem. Normalnie nie planowała nic mówić, ale jednak założyła, że jeszcze głupiej będzie po prostu bezmyślnie siedzieć i gapić się przed siebie. Jeśli się odezwała to przynajmniej kupiła sobie trochę czasu, żeby przemyśleć swój następny krok. A przynajmniej tak to traktowała.
Niestety, Morgan chyba nie była osobą, która dobrze działała w sytuacjach kryzysowych. Nie wymyśliła niczego mądrego. Jedyne co jej przyszło na myśl to to, że mężczyzna siedzący obok został do niej wysłany przez Cece. Cece miała ostatnio fazę na to, żeby umawiać Morgan na randki. Może uznała, że ten oto mężczyzna obok jest idealnym kandydatem na następną? Wiedziała jednak, że Callaway nie wysłałaby jej raczej nikogo do jej pracy, zwłaszcza kiedy miała obficie płakać nad jakimś staruszkiem, którego nie znała. Już miała się odezwać i zapytać wprost czy przysłała go tutaj Cece, ale zauważyła jak mężczyzna wbija sobie palce w twarz.
- Hejj… – Odezwała się cicho, przysunęła się bliżej i delikatnie ujęła jego dłoń w swoje dłonie i odciągnęła je od jego twarzy. – Wszystko w porządku? – Zapytała i nawet na chwilę nie puściła jego dłoni. Wiedziała, że prawdopodobnie narusza jego przestrzeń osobistą i że nie powinna tego robić, ale może poznawała nowy typ człowieka z żałobą. Takiego, którego po stracie członka rodziny ogarniał fizyczny ból. – Potrzebujesz czegoś? Przynieść ci wody? Chcesz wyjść? – Od razu podpytała. Wolała uniknąć sytuacji, w której rozpoczęłaby się jakaś scena, która uniemożliwiłaby pozostałym przeżywanie żałoby. – Mamy tutaj niewielkie pomieszczenie jeśli potrzebujesz chwili. – Zaproponowała. Było to raczej pomieszczenie, gdzie omawiano sprawy związane z pochówkiem, ale że teraz było nieużywane, to nikt nie będzie miał nic przeciwko jak Morgan zaprowadzi tam mężczyznę.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Zapewne powinien skupić się na lepszym rozpoznawaniu swoich krewnych, ale przecież niedawno porzucił szkockie ziemie, a poza tym cały czas próbował odespać medyczne studia, gdy równoważył bycie kujonem, a bycie tym cool i zdobywanie uniwersyteckich doświadczeń, o których jako dobrze wychowany chłopiec nie zamierzał wspominać. Pewnie całą karierę lekarza odeśpi… Cóż, w trumnie, choć jak tu się wyspać, gdy panował wokół taki rwetes. Miał wrażenie, że obudziłby nawet nieboszczyka, a on akurat musiał zasypiać na stojąco. To wszystko doprowadziło do momentu, w którym cmokał obcą dziewczynę w policzek w duchu zastanawiając się czy na pewno ta dziewczyna jest od stryja Calluma.
Wyglądała na taką, a jej dyplomatyczny szept sprawił, że jeszcze bardziej upewnił się w swoich przewidywaniach.
- Ale pogodę dziadziuś ma piękną, co?- i dalej prowadził jedną z tych nieznośnych rozmów, które może i sprawdziłby się w Szkocji, gdzie wełna była traktowana jak sacrum, ale nie w tej podle gorącej Australii, gdzie nie było praktycznie innej pogody niż żar lejący się z nieba. Musiał więc przyznać, że to zapewne z senności zaczyna bredzić i jak tak dalej pójdzie to dziewczę stwierdzi, że jest najbardziej nudną osobą na całym pogrzebie.
Może dlatego usiłował pobudzić swój styrany organizm do działania i mało brakowało, a wbiłby sobie faktycznie paznokieć prosto do oka, co skutkowało potwornym łzawieniem, którego teraz już nie mógł nawet powstrzymać.
Jak i faktu, że dziewczyna złapała go za rękę, na co nie zareagował od razu. Dopiero jej słowa, tak krzepiące i miłe sprawiły, że otrzeźwiał nieco i zrozumiał. Ona była przekonana, że on w ten sposób obchodzi żałobę. Nie zauważyła, że jest senny, po prostu dodała dwa do dwóch i stwierdziła, że należy mu się wsparcie. A on głupi, tak bardzo głupi myślał jedynie o tym, by nie zasnąć. Zrobiło mu się wstyd i to tak bardzo, że wreszcie zamiast być mężczyzną i wyznać jej prawdę (a potem jakoś dojść do tego, że nie jest jego kuzynką), kiwnął głową i dał się poprowadzić do tego specjalnego pomieszczenia, gdzie pewnie również będzie pachniało śmiercią, ale przynajmniej będzie cicho.
- Dziękuję- usiadł na ławeczce, która została pewnie przygotowana do opłakujących wdów i spojrzał na nią uważnie. Dalej był przekonany, że to mamy padło w kontekście rodziny, a nie firmy, więc nie widział w tym niczego podejrzanego. Może szare komórki jednak obumierały z powodu braku snu i jak tak dalej będzie to zamiast ludzi medykami zostaną wyspane małpy.
- A jak ty się czujesz z tą stratą? Nie uważasz, że z jednej strony przeżył swoje życie na całego, a z drugiej to zawsze jest za wcześnie?- zagadnął, bo stwierdził, że może rozmowa mu pomoże i jeszcze na dodatek przyniesie mu jej imię, które na dodatek chowało się mu gdzieś w mózgu, pewnie razem z szarą komórką.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Zerknęła w stronę okna. Pogoda rzeczywiście była piękna. No chyba, że ktoś tak jak Morgan nie przepadał za upałami. W taką pogodę nie za bardzo pasowało noszenie czarnych ubrań. Mogła się tylko cieszyć, że jej osoba była potrzebna tylko na ceremonii, która miała miejsce w cudownie schłodzonej kapliczce. Nawet nie musieli inwestować w żadne klimatyzacje. Tutaj było najzwyczajniej na świecie zawsze chłodno. Nie tak przyjemnie jak w kostnicy (pomijając smród chemikaliów), ale rzeczywiście człowiek mógł poczuć się tutaj swobodniej.
- Przepiękną. – Potwierdziła z delikatnym uśmiechem. Nie miała tutaj zamiaru się z nim wykłócać. Czy kochała upały czy nie, nie można było zaprzeczyć, że świecące słoneczko było przyjemniejsze niż ulewy. A jednak Australijska zima potrafi zaskoczyć jakimiś nieprzyjemnymi ulewami. – Aż człowiek ma trochę wyrzuty sumienia, że jest smutny, nie? – Próbowała jakoś zagaić i nie wiedziała czy jest to odpowiednia rzecz do powiedzenia komuś kto właśnie pochował dziadka. Jak jeszcze wyjdzie, że Morgan jest pracownikiem, a nie żałobnikiem z rodziny to pewnie będzie mogła się pożegnać z posadą. Nie chciałaby, ale nie będzie mogła winić nikogo poza sobą. Patrzyła na te łzy i aż serce jej się łamało. Biedak! Musiał naprawdę kochać swojego dziadka. Adler żałowała, że nie miała przy sobie żadnej czystej chusteczki. Dwie, które miała już zużyła na fałszywe łzy, którymi na początku postanowiła opłakać dziadka Calluma. Teraz jednak nie chciała opuszczać boku mężczyzny, żeby przynieść mu świeże. Odnosiła wrażenie, że trzymanie go za dłoń było ważniejsze niż to, żeby miał w co wytrzeć swoje łzy. Nie było żadnym wstydem płakać na pogrzebie. Ucieszyła się kiedy zgodził się na skorzystanie z pokoju, żeby dojść do siebie. Będzie mu tam zdecydowanie łatwiej. Będzie mógł się rozkleić całkowicie i nikt nie będzie go oceniał. Tam Morgan będzie nawet w stanie dostarczyć mu czyste chusteczki. Poprowadziła go tam nadal trzymając go za rękę, była w stanie nawet użyć dyskretnych ścieżek, żeby nie przeszkodzić innym żałobnikom i żeby niepotrzebnie nie zwracać na niego uwagi innych. Powinien przechodzić przez swoją żałobę tak jak tego pragnął. Nawet jeżeli był po prostu zmęczony, a Morgan to przegapiła.
- Nie ma problemu. – Odpowiedziała i przez chwilę mu się przyglądała. – Napijesz się wody? Kawy? Herbaty? Jak chcesz to myślę, że dam radę skombinować coś mocniejszego. – Pewnie Mia trzymała w lodówce nie tylko wino. Pewnie miała coś dobrego czym mogłaby poczęstować załamanego żałobnika. Nie czekając na jego odpowiedź podeszła do niewielkiej szafeczki w rogu pomieszczenia i postanowiła na początek poczęstować go wodą. Panowały w końcu te tragiczne upały.
- Słucham? – Zapytała marszcząc brwi i oderwała się od nalewania wody do szklanki. Wzięła ją, w drugą rękę wzięła kartonik z chusteczkami i podała oba Alfiemu, do którego podeszła. – Nie znałam tak dobrze pana dziadka. – Wyznała nie wiedząc jak za bardzo ugryźć ten temat. Nie chciała robić żadnego dramatu, albo powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Tym bardziej, że w jej mniemaniu mężczyzna był poważnie zdruzgotany jego śmiercią. – W mojej opinii zawsze jest za wcześnie na śmierć. Niby wszyscy wiemy, że nieuchronnie do tego dążymy, to jednak człowiek nigdy nie jest na to gotowy. Ludzie, których pozostawiamy za sobą nie są na to gotowi. Śmierć jest tragedią dla ludzi, którzy opłakują straconą osobę, ale musimy pamiętać, że dla zmarłego może być nową przygodą. – Nie było wiadome to co się działo po śmierci, więc naturalnie wszystko tutaj było tym w co człowiek wierzył. Morgan chciała wierzyć, że śmierć nie jest początkiem. Że śmierć to miejsce, w którym możemy spotkać się z ludźmi, których dawno utraciliśmy.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Fanem australijskiej pogody nie bywał, wręcz przeklinał ją soczyście w kilku językach. Oczywiście w myślach, bo nigdy nie upadłby aż tak nisko, by wydawać z siebie niecenzuralne słowa w towarzystwie innych ludzi. Mimo wszystko jednak miał wrażenie, że wypadałoby przynajmniej w ten sposób zagaić, choć obawiał się, że za chwilę dziewczyna jeszcze pomyśli, że jest niespełna rozumu. Wielce doceniał, że była taka wyrozumiała, nawet jeśli nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia. A może to tak właśnie działa, że człowiek po kilku latach studiowania przepastnych ksiąg medycznych jest w stanie zapamiętać jedynie szczegóły anatomiczne?
Zdecydowanie nie powinien sobie wyobrażać dziadka pod tym kątem.
- Współczuję ci tej czarnej sukienki. Powinnaś zadbać o nawodnienie- wymamrotał, bo jednak najwyraźniej bliżej mu było jednak do rozmowy o medycynie, a nie o swoim stanie emocjonalnym. Nie był aż tak smutny. Może dlatego, że to nie była jego najbliższa rodzina, a może z powodu własnej matki, która ostatnio wyleczyła go z wszelkich więzi rodzinnych. Wiedział, że Claire zamordowałaby go za te słowa, ale nie mógł absolutnie nic poradzić na to, że czuł się rozczarowany doszczętnie swoją familią i nawet głęboko się nad tym nie zastanowił, tylko postanowił skorzystać z tej wyjątkowej okazji i wymiksować się z pogrzebu. A raczej z nabożeństwa, które pewnie potrwa dłużej niż powinno, bo księdzu nie starczy czasu antenowego do wyliczania zasług tego jegomościa.
Mimo wszystko jednak czuł się dziwnie winny, gdy tak po prostu siedział w tym pomieszczeniu i odczuwał pewnego rodzaju spokój.
- Woda może być. Nie powinienem pić, bo jestem pod pagerem- skierował swoją głowę na małe urządzenie, które nosił przypięte do spodni. Już minął czas, gdy się niemal nim popisywał, jak i faktem, że był lekarzem, ale mimo wszystko nie wyobrażał sobie urżnięcia w trupa na pogrzebie dziadka. A może właśnie powinien, bo wtedy jej słowa nie wydałyby mu się skrajnie dziwne i nie zwróciłby na nie uwagi. Było jednak za późno- był całkiem trzeźwy i wyraźnie odnotował, że kobieta mówi o braku znajomości jego dziadka, podczas gdy on był przekonany, że ktoś z tak wilgotnymi oczami musi być kimś znajomym.
- Przepraszam bardzo, to kim pani jest?- musiał zadać to pytanie i momentalnie jakoś przestała go dręczyć ta chęć drzemki, bo najwyraźniej ktoś mu zdecydowanie podniósł ciśnienie. Nie, nie miał na myśli tej niewinnej dziewczyny, ale samego siebie, który zdążył ją nawet pocałować w policzek. - Przepraszam, byłem przekonany, że jest pani z mojej dalszej rodziny i to wszystko… Przepraszam, nie całuję zazwyczaj obcych ludzi na pogrzebach dziadków- wyjaśnił dobitnie, choć miał wrażenie, że udziela mu się jakaś panika, być może był to też duszący zapach lilii i ten cały pochówek, który zbiegł się pechowo z jego wyczerpującym dyżurem.
- I zdradzić pani tajemnicę?- zapytał jakby w kontrze do tego, co właśnie mówiła, ale do cholery, nie mógł być wobec niej taki nieszczery, zwłaszcza że jak się okazało, nie pochodziła z rodziny i nie będzie go oceniać. - Ja wcale nie jestem aż tak smutny. Tak po prawdzie to jestem głównie niewyspany, ale nie wypada ziewać na pogrzebach dziadków- wyjaśnił i miał wielką nadzieję, że ta kobieta (kimkolwiek okaże się być) będzie jednak osobą wyrozumiałą i nie stwierdzi nagle, że tak nie wypada i powinien się wstydzić.
Ależ on doskonale o tym wiedział, ale co miał zrobić? Pozostawało mu tylko wziąć sporego łyka wody i pożałować, że nie stanęło na winie.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Pierwszy raz spotykała się z tym, żeby ktoś zatroskał się o to, że jest ubrana na czarno i że powinna dbać o nawadnianie się. Oczywiście to nie tak, że tego od ludzi oczekiwała. Wiedziała, że akurat w czasie pogrzebu mieli inne zmartwienia i z pewnością nie jest to samopoczucie i stan typiary, której właściwie płacili za to, żeby była w ich towarzystwie. Taka trochę prostytutka, ale od płakania.
- Dziękuję. To miłe z twojej strony. – Ona osobiście uważała, że powinien bardziej zadbać o siebie. W końcu był na pogrzebie swojego dziadka. Nie powiedziała jednak nic na głos, bo sam fakt, że przeszedł z nią do ustronnego pomieszczenia, żeby doprowadzić się do porządku, świadczy o tym, że jest zainteresowany zadbaniem o siebie.
- Pod pagerem? – Uniosła brwi zaintrygowana. – Jesteś lekarzem? Chirurgiem? Wyglądasz tak młodo. – Teraz to ona poczuła się jakby miała co najmniej pięćdziesiąt lat i zazdrościła mu młodości. Chyba ogólnie to trochę mu zazdrościła tego, że pracuje w szpitalu. O ile oczywiście tak było. Nie była świadoma żadnego innego zawodu, gdzie pracownicy używaliby jeszcze pagerów. Właściwie to nawet nie wiedziała, że pagery nadal są czymś co było używane. Tym bardziej, że teraz telefony komórkowe były takie dostępne. – Nadal w szpitalach używa się pagerów? – Dopytała, bo nie mogła wytrzymać. Wiedziała, że to nieodpowiedni moment na to, żeby zapytać, ale wmawiała sobie, że przynajmniej w ten sposób odrywa myśli żałobnika od śmierci członka jego rodziny. W międzyczasie skorzystała z jego zaleceń i sobie też nalała wody. Rzeczywiście musiała pamiętać o tym, żeby się nawadniać. Chociaż w środku zakładu nie było tego problemu, bo działała klimatyzacja, to jednak upały na zewnątrz były przerażające.
- Przepraszam. – To pierwsze co musiała powiedzieć. Bała się, że teraz zostanie oskarżona o podszywanie się w członka rodziny, żeby wzbudzić fałszywe współczucie. – Jestem Morgan. Po prostu tutaj pracuję. – Zaserwowała mu najprostsze wyjaśnienie jakie jej przyszło do głowy. Nie było sensu w przedstawianiu się pełnym imieniem i nazwiskiem. Nie miała też żadnej legitymacji pracowniczej, ani nic. Po prostu musiał jej wierzyć na słowo, że randomowo pojawiła się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Chociaż miejsce i czas były odpowiednie. Powinna tylko siedzieć kilka ławek dalej. – Nic się nie stało. Serio. Wcale pana nie oceniałam czy coś. Byłam zaskoczona, bo nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ale po prostu założyłam, że to sposób przechodzenia przez żałobę. – Miała niewielkie doświadczenie w tej branży, bo nadal trochę tutaj raczkowała, ale ludzie przez cały czas ją zaskakiwali. Miała też w sobie wiele współczucia, więc na pewno nie będzie miała do niego pretensji o nic.
- Jasne. – Przysiadła sobie, bo co jak co, ale Morgan kochała tajemnice i ploteczki. – To jest bezpieczne miejsce. Wszystko co się tutaj dzieje – zostaje tutaj. – Teraz to już sobie pozwoliła na delikatny żarcik. Trochę w ramach tego, żeby zachęcić go do zdradzenia tej tajemnicy w razie, gdyby się rozmyślił. – O. – Takiego sekretu nie spodziewała się usłyszeć. – Nie jest pan smutny z powodu niewyspania czy ze względu na relacje? – Widziała, że nie powinna pytać, ale jednocześnie co mogła zrobić? Przecież nie będzie mu tu prawiła kazań. Byli w zbliżonym wieku jeśli nie byli rówieśnikami. Nie miała zamiaru zachowywać się jak stara baba, która nawet na pogrzebach psuje atmosferę. – Jak coś to nie ma nic złego w nie byciu smutnym z powodu śmierci. – Dodała, żeby znowu wyklaryfikować to, że wcale nie miała zamiaru się go czepiać i nie będzie go nawet oceniać. Prawda jest taka, że pogrzeby są dla żywych, a nie dla martwych.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Podejrzewał, że ta opiekuńczość wynika głównie z jego zawodu. Nie w każdym człowieku widział pacjenta, ale zwracał uwagę na kwestie, które dla innych wydawały się mało istotne. Wiedział przecież jak łatwo jest przeoczyć pierwsze symptomy, a w szpitalu mieli pełne ręce roboty, związane z koszmarnymi upałami. Nie chciał, by akurat odwodnienie czy też udar słoneczny spotkały dziewczynę, która była dla niego tak miła. Nie, żeby w przypadku innych osób miał taką nadzieję (choć miał czarną listę jak każdy), ale poznając kogoś jeszcze bardziej wykazał troskę o tę osobę. Taki był i jasnym było, że jego opiekuńczość obejmie osoby przede wszystkim żyjące. Drogiemu dziadkowi nie przyda się absolutnie w tej chwili.
- To naturalny odruch- wyjaśnił więc z wątłym uśmiechem i na jej przypuszczenia kiwnął głową. - Widzę, że nieźle u ciebie z dedukcją- zauważył, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nietrudno było się domyślić, że faktycznie jest lekarzem.
Zaśmiał się na jej pytanie o używanie pagerów.
- Mamy jedną wiekową opiekun, która zmusza nas do używania tego dziadostwa- wytłumaczył, a na jej aluzję, że wygląda młodo, uśmiechnął się z pobłażaniem. Tak, często to słyszał i właściwie przecież nadal był młodzieńcem. - Dopiero zaczynam swoją drogę jako lekarz- dodał i chyba to było dla niego za wiele informacji naraz, bo zamilkł i dał jej napić się wody. Sam zaś westchnął, gdy wreszcie ona zaczęła mówić.
Wszystko stało się jasne. On poczytywał to za współczucie, może żal za zmarłych, a dla niej była to praca.
Zarumienił się jak uczniak i posłał jej jedno z tych przepraszających spojrzeń.
- Ale ja się wygłupiłem, jestem idiotą. I przy okazji jestem Alfie- wyciągnął dłoń, choć nadal kręcił głową z niedowierzaniem. Uwierzył jej, bo wydawało mu się to najbardziej logiczne. - To czym się zajmujesz tutaj?- rozejrzał się, bo nawet nie wiedział czy to miejsce jej pracy. Zdecydowanie był niewyspany, bo przecież zazwyczaj szybciej kojarzył fakty. Jakimś cudem w końcu udało mu się skończyć medycynę, ale przy pracy w szpitalu wątpił w tę sztukę każdego dnia.
- Jestem ogólnie kiepski w przechodzeniu przez żałobę- podzielił się z nią sugestią na jej tłumaczenia. - Tak właściwie dotąd nikt mi nie umarł poza moim związkiem, ale jego nie położyłem do trumny- wyjaśnił i nie wiedział czemu, ale starał się usilnie zatrzeć to złe wrażenie, jakie zapewne wywołał. Dawniej też nie był wcale skłonny do dzielenia się uwagami na temat jego sytuacji rodzinnej, ale dziś czuł się zdecydowanie tak na skraju wszystkiego, że postanowił się łagodnie uśmiechnąć i spróbować jej to wszystko wyjaśnić.
- Powinienem uprzedzić, że to skomplikowana historia, ale właściwie wcale tak nie jest. Po prostu moja matka okazała się być suką bez serca i choć ich wszystkich uwielbiam bezgranicznie, nie wiem czy mam siłę do tego, by to zignorować. Tak przedstawia się ta historia w najbardziej telegraficznym skrócie- teraz to on upił spory łyk wody, bo nie spodziewał się, że mimo wszystko dojdzie do tego etapu, w którym zwierzy się nieznajomej i to na pogrzebie. Pewnie konwenanse wymagały od niego, by się opanował i wyszedł stąd wprost na nabożeństwo, ale chwilowo nie potrafił tego zrobić.
Był zbyt zmęczony, pił wodę łapczywie, dużymi łykami i zastanawiał się, w którym momencie jego życie przybrało taki, a nie inny obrót. Nie znał odpowiedzi na to pytanie i wątpił czy Morgan ją zna.
- Nie jestem smutny, bo właściwie już niewiele nas łączyło- dodał jeszcze, by dać jej pełen obraz wydarzeń, w jakich uczestniczyła.
Pewnie powinna na dodatek poprosić o podwyżkę.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Pokręciła szybko głową w zaprzeczeniu. Trochę się jednak uśmiechnęła, bo miło, że zarzucił jej, że ma dobrą dedukcję. – Dosłownie jestem w trakcie oglądania Chirurgów, więc odnoszę wrażenie, że wszystko mi teraz przypomina o tym serialu. – I o tym, że też nieco go zaniedbała. Ale to wszystko przez to, że już oficjalnie miała drugą pracę i mogła oficjalnie porzucić życie prywatne na rzecz pracy. Spełnienie marzeń każdej młodej dziewczyny. Cieszył się tylko, że mogła odkładać pieniądze na spłatę kredytu studenckiego.
- Poważnie? To czego używacie zamiast pagerów? Normalnie telefonów? – Pewnie nie powinna go o to pytać, bo jednak byli na pogrzebie jego dziadka. Może też gdyby oglądała dalej, a nie utknęła na sezonie siódmy, to by się dowiedziała czy pagery są na wyginięciu i czym są zastąpione jeżeli rzeczywiście są. – I jak to jest być lekarzem? – Pewnie jak była dzieckiem to też miała moment, że chciała być lekarzem, później chirurgiem, teraz zdecydowanie nadal czepiała się tej administracyjnej strony zarządzania szpitalem, czy w ogóle służbą zdrowia.
- Nie wygłupiłeś się. Przestań. – Porzuciła już poważne zwroty skoro się sobie przedstawili i byli w podobnym wieku. Oczywiście jego dłoń uścisnęła. – Jestem sztucznym tłumem. Płaczę za ludźmi, których nie znam, a których chowamy. – Jedyne sensowne wyjaśnienie dla jej pracy. Teraz mogłaby już odejść z domu pogrzebowego skoro miała pracę u Salmy, ale jednak polubiła to miejsce. Lubiła tą prace. Było w niej coś fascynującego i każdy dzień tutaj był innym dniem.
- Nie przejmuj się tym. Nie ma sprawdzonego przepisu na przechodzenie przez żałobę. Myślę, że nikt nie jest tak naprawdę w tym dobry. – Było to jedno z ciekawszych uczuć. Nie do końca było negatywne, ale przechodzenie przez żałobę mogło przyciągnąć masę innych, negatywnych uczuć. Oczywiście tych pozytywnych też, ale mimo wszystko śmierć raczej kojarzyła się z czymś smutnym i tragicznym niż szczęśliwym. – Nie rób niczego na pokaz. Żałobę noś dla siebie, nie dla innych. To najlepsze rady jakie mogę ci sprzedać. – Dobra, nie do końca prosił o te rady, ale Morgan widziała jak ludzie noszą żałobę, jak ją przeżywają i jak czasami się nią obnoszą po to, żeby mieć trochę atencji i współczucia.
Uśmiechnęła się smutno, bo akurat bardzo dobrze znała sytuację, w której się znalazł. No może nie tak dosłownie, ale po prostu jej matka też okazała się być suką. – Nie ignoruj tego. Moja matka też okazała się być suką bez serca. – No, bo jak inaczej nazwać kobietę, która zniknęła bez słowa zostawiając swoje dziecko w największym gównie życia, które sama temu dziecku zgotowała. – Długo próbowałam znaleźć wymówkę dla mojej matki, ale później uznałam, że jebać ją. To nie te czasy, gdzie musimy być traktowani jak gówno przez ludzi, którzy powinni nas kochać tylko dlatego, że są naszymi rodzicami. Jebać ich. Jesteśmy dorośli i ewidentnie dobrze sobie bez nich radzimy. – On był lekarzem, a ona opłakiwała śmierć ludzi, których nie znała. Jeszcze niedawno nie byłaby w stanie przyznać, że jest szczęśliwa, nie była. Teraz? Teraz dążyła do tego, żeby szczęśliwą być i nawet czuła, że ma to szczęście na wyciągnięcie ręki. Napiła się wody i przez chwilę wpatrywała się w szklankę.
- W takim razie nie sądzę, żebyś był mu winien coś więcej. Pojawiłeś się na pogrzebie. Zamknąłeś rozdział. Nie musisz być smutny. Czasami śmierć nie jest złą rzeczą. – Ona to by chętnie swoich rodziców uśmierciła, ale wiadomo, nie powie tego na głos, bo tak trochę głupio.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
- Wiesz, że rezydenci mają drinking game do tego serialu? Pijemy za każdym razem, gdy popełniają błąd- wyjaśnił i uśmiechnął się. Gdyby go spotkała przed rokiem to pewnie przyszły lord Buxton nie wiedziałby nawet o czym ta dziewczyna mówi, ale nieco już okrzepł w tej swojej normalności i nie straszył już ludzi tą bezsensowną ignorancją albo poczuciem wyższości, bo on czytał książki. Nie zamierzał jej się przyznawać, ile razy przez to oberwał w nos, ale musiał przyznać, że ta cała Morgan ma w sobie coś tak luźnego i sympatycznego, że powiedziałby jej znacznie więcej niż by chciał. A może wpływały tak na niego pogrzeby i brak snu?
- Tak, wiesz, wysyłamy sobie tik- toki- ale zaśmiał się, by wiedziała, że żartuje. - Tak właściwie to każdy sposób jest dobry, jeśli tylko zjawię się na miejscu. A bycie lekarzem to chroniczne zmęczenie i niewyspanie. Nie rozumiem jak mogą nas wysyłać do pacjentów, gdy na widok łóżka chcemy po prostu się położyć- posłał jej uśmiech, ale zaraz złapał się na tym, że bądź co bądź, byli na pogrzebie i nie powinien się tak szczerzyć jak głupi do sera. Najwyraźniej niedospanie miało też inne skutki uboczne.
- Nie sądziłem, że ktoś z rodziny Buxtonów będzie potrzebować takiego sztucznego tłumu- zauważył po krótkim namyśle i kiwnął głową. Teraz miała sens jej znajomość tego miejsca oraz opanowanie w sytuacji pogrzebu. - Jak to jest płakać na zawołanie?- zapytał, ale zaraz machnął ręką, bo pewnie to pytanie słyszała milion razy. - Przepraszam, zapewne nie zabrzmiało to zbyt dobrze- westchnął i zagapił się w jeden punkt nad jej głową.
- Nie wiem czy odczuwam żałobę, ale wiem po szpitalu, że czasami pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Trochę się tego boję, bo powinienem być raczej zbudowany ze skały- wyznał cytując właściwie jeden z tych nieznośnych seriali medycznych, choć chyba niekoniecznie ten o Meredith Grey. Pewnie dłużej i ciszej zastanawiałby się nad tym wszystkim, ale skoro zaczęli rozmawiać o jego matce, musiał zacisnąć rękę w pięść i postarać się opanować, bo temat był trudny.
Eufemistycznie rzecz ujmując.
- Jesteś chyba pierwszą osobą, która nie przekonuje mnie, że chciała dobrze. Najwyraźniej jestem w gronie ludzi, którzy inaczej widzą moralne występki niż cała moja rodzina- mało kulturalnie przewrócił oczami, ale miał dość tej hipokryzji i poczucia, że to on jest winny, bo postawił na miłość, która łagodnie mówiąc nie wyszła.
Właściwie już zdążył się nawet z niej otrząsnąć, ale pogrzeby skłaniały do jakichś niesamowitych przemyśleń i cieszył się, że dzieli się z nimi Morgan, choć tak do końca jej nie znał.
- To też należy do twoich obowiązków? Rozmawianie ze mną i pocieszanie mnie?- upewnił się i musiał przyznać, że trochę mu z tego powodu przykro, bo nadal kiepsko mu szło łapanie nowych znajomości i najlepiej czuł się w towarzystwie swojej dziewczyny. Nie brzmiało to zdecydowanie zbyt dobrze, ale chyba tak samo jak jej stwierdzenie, że śmierć nie bywa taka zła.
- Tak właściwie świetnie, że jest ktoś, kto z nią oswaja, znaczy ty- skinął głową. - Ale z drugiej strony chyba nie chciałbym cię znowu spotkać na kolejnym pogrzebie- uśmiechnął się do niej lekko, bo to było niemal jak w tym dowcipie o blondynce, która morduje brata swojego wybranka, by spotkać się z nim na pogrzebie.
Jak tak dalej pójdzie to już całkowicie się zasymiluje i straci swoje arystokratyczne korzenie. Może to nie byłoby takie złe?
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Zaśmiała się, bo naturalnie uznała, ze Alfie robił sobie z niej teraz jaja. Przecież nie było takiej opcji, przecież… - Poważnie? To wy chyba musicie chodzić pijani na dyżurach. – Zażartowała, bo zakładała, że jednak nie piją jak są w pracy. Może rezydenci nie od razu byli dopuszczani do zabiegów czy operacji, ale jednak musieli zachowywać trzeźwe umysły, żeby w razie co ratować życia w inny sposób. Musieli przecież reagować w razie zagrożenia życia. – I rzeczywiście dużo jest takich błędów? – Nie miała wielkiego pojęcia o medycynie. Miała średnie, bo jednak jej praca była nieco z tym związana, ale z pewnością nie miała takiego zakresu wiedzy jaki mieli chirurdzy czy lekarze. Dla niej oczywiście ten serial był rozrywką, do której uwielbiała leżeć, albo obżerać się niezdrowymi przekąskami. Nie traktowała tego jak wyznacznika wiedzy medycznej.
Zaśmiała się z tych tik toków, bo to jednak był udany żart. Taki, którego pewnie starsi ludzie by nie zrozumieli. – No dobra. W sumie to ma sens. Rzeczywiście w dzisiejszych czasach jest tyle sposób, że aż szkoda się ograniczać. – Pokiwała głową. – I żałujesz, że zostałeś lekarzem? – Musiała zapytać. Niby był to jeden z piękniejszych zawodów, bo człowiek jednak mógł być odpowiedzialny za ratowanie żyć i dokonywanie cudów. Z drugiej jednak strony, ci lekarze tracili swoją młodość na to, żeby się wyszkolić i przygotować do zawodu. A w takim korpo to człowiek przychodzi, odbędzie miesięczny trening i nawet nie musi mieć jakiegoś super doświadczenia, żeby na start zarabiać dobre pieniądze.
- Nie znam twojej rodziny, ale uwierz mi, ludzie decydują się na żałobniczki z wielu różnych powodów. – Rzeczywiście dla zrobienia dramy, dla pokazania jak ważny był ten człowiek, że nawet młode, nikomu nieznane dziewczyny za nim płaczą, albo po prostu dla jakiegoś teatralnego wydźwięku. Morgan starała się w to nie angażować, bo nie bardzo potrzebowała. – Cóż… – Zaczęła, ale nie zdążyła nic odpowiedź. – Nie, nie. W porządku, nic się nie stało. – Nie miała z tym problemu. – Na początku wykorzystałam trochę tą pracę do tego, żeby pozbyć się… zapasów prywatnych łez. A później… czasami jest tak, że jak widzę rodzinę pogrążoną w żałobie to odczuwam ich smutek i jest mi łatwo się rozpłakać. A czasami jest naprawdę ciężko i muszę się do tego zmuszać. Wtedy wyobrażam sobie, że jestem aktorką i płacą mi grube miliony za te łzy. – Ostatnie zdanie dodała z nutką żartu, żeby rozluźnić atmosferę i nie skupiać się na negatywnym wydźwięku tej rozmowy i w ogóle całej sytuacji. Poza tym nie chciała, żeby miał wyrzuty sumienia z powodu tego, że w ogóle zapytał.
- Przestań. – Nachyliła się w jego stronę, żeby na chwilę złapać go za rękę i lekko ją ścisnąć. – Żaden człowiek nie powinien być zbudowany ze skały. – W jej opinii nie było niczego złego w odczuwaniu żałoby za człowiekiem, którego się nie lubiło. Nie było też niczego złego w nieodczuwaniu żałoby. Każdy inaczej przechodził przez takie rzeczy. A to, że ludzie tego jak zwykle wymagali, to już inna sprawa.
- Jeżeli chciałaby dobrze, to nie miałbyś co do tego żadnych wątpliwości. Takie rzeczy się wie. – Człowiek był w stanie wyczuć kiedy druga osoba robiła coś z dobroci serca. Jeżeli on przez całe życie tego nie odczuwał, to jest szansa, że wcale tak nie było. Morgan miała dosyć ludzi, którzy szukali wymówek dla każdego złego zachowania. To już nie te czasy. Jak ktoś był toksyczny to był toksyczny. Przeszłość czy traumy czy charakter nie były wymówkami. Jak ktoś nie potrafił się zmienić to trzeba było się od niego odciąć.
- Nie. Mam dosłownie tylko płakać przy czuwaniach, albo na mszach. To mój własny wkład, którego nie praktykuje. Zazwyczaj. – Miała tylko nadzieję, że nie będzie miała problemu z tego powodu. W końcu miała zapłacone za to, żeby jednak płakać tam przy wszystkich ludziach. Zakładała jednak, że jej przełożony był wyrozumiały i jak mu wytłumaczy, że przebywała z członkiem rodziny, który był smutny, to nie będzie żadnych konsekwencji. Nie chciała, żeby czuł wyrzuty sumienia z powodu tego, że ją stamtąd wyciągnął, albo żeby sobie myślał, że ona to robi, bo jej płacą. – Jestem tu z własnej woli. – Dodała jeszcze i ponownie poklepała go po dłoni.
Zaśmiała się. – Nie lubię zawierać znajomości w takich okolicznościach, ale co zrobisz… czasami to najlepsze miejsce, żeby poznać interesujących ludzi. – Rozbawiona rozłożyła nawet ramiona w geście bezradności.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
- A kto powiedział, że się widujemy tylko na dyżurach?- zaśmiał się, bo dobrze, Alfie Buxton był raczej porządnym młodzieńcem i rzadko zachowywał się w naganny sposób, ale nie stronił od imprez. Na jednej z nich przecież poznał swoją obecną dziewczynę i może od tamtej pory nie był taką klubową bestią jak większość młodych ludzi (a Shadow znał tylko ze słyszenia), ale lubił czasami się zabawić. Zboczeniem wszystkich lekarzy był fakt, że najczęściej debatowali o medycynie, nawet pod wpływem alkoholu. Seriale medyczne były zaś na tyle wdzięcznym tematem, że zaśmiał się z jej pytania.
- Masa! Większość ich pacjentów już dawno by nie żyła- zauważył, ale może i tak powinien docenić to, że w świecie realnym nie przeżył żadnej strzelaniny, a ulicą nie spacerował lew, a krowa w Edynburgu. Nie była jednak nawet szalona, więc to chyba nie liczyło się pod ekstremalne przeżycia, prawda?
Za to urzędowanie w szpitalu w Cairns, który przecież był dość starą ruderą było na pewno ciekawym doświadczeniem, więc musiał na moment zastanowić się nad jej pytaniem. Nie, że nie znał odpowiedzi, ale nie chciał zabrzmieć jak idealistyczny gnojek, którym był gdzieś rok temu. Trochę się zmienił od tego czasu i okrzepł, nawet jeśli nie zawsze było to u niego widoczne.
- Tak właściwie to nie wiem, co mógłbym robić innego. Jasne, jest trudno i czasami mam ochotę rzucić to w cholerę, zwłaszcza gdy umrze mi pacjent, ale nie znam odpowiedzi na pytanie co zamiast tego- westchnął i miał nadzieję, że go zrozumie bez zbędnego tłumaczenia. Nie umiał bardzo mówić o sobie, miał wrażenie, że wynika to z musztry jego rodziny, która dbała o to, by byli jednak bardzo skromni, niezależnie od posiadanych środków na koncie. Z tego też powodu wolał zdecydowanie skupić się faktycznie na pogrzebie.
W końcu po to tu przyszedł, choć nie sądził, że przyjdzie mu spędzić tę uroczystość w takim pomieszczeniu.
- Przepraszam, jeśli posunę się za daleko, ale dobrze rozumiem, że ktoś ci zmarł? Wyrazy współczucia, przykro mi z powodu twojej straty- również sprzedał ją znajomą formułkę, ale chyba za długo nie wytrzymał tego wszystkiego i roześmiał się. - Nic mnie nie denerwuje jak te grzecznościowe formy. Nienawidzę przekazywać informacji o śmierci, bo nie dość, że czuję się przegrany ze względu na swoją walkę to jeszcze muszę przeżyć rozpacz tej drugiej strony- wyjaśnił i spróbował się uspokoić łapiąc kilka głębokich oddechów.
Nie wychodziło mu to za dobrze, ale był na pogrzebie i potrzebował nieco więcej czasu na rozruch. Pewnie z tego powodu również był skory do dzielenia się takimi w gruncie rzeczy intymnymi kwestiami z siedzącą obok dziewczyną. Być może sprzyjał temu fakt, że raczej już się nie zobaczą i dzięki temu łatwiej było mu uznać, że może być wobec niej kompletnie skromny i przestać zgrywać takiego wycofanego. Właściwie poprawka, taki już był i rzadko otwierał się przed obcymi, ale powinien to zmienić, skoro chce zostać lekarzem i mieć kontakt z ludźmi. W końcu dr House to również serialowa fikcja, choć trafiająca mocno do serduszka Alfiego ze względu na jego bakteriofobię.
- Poza tym grube miliony są przereklamowane- powrócił myślami do niej i uśmiechnął się lekko, choć temat jego matki nigdy nie budził w nim uśmiechu. Najwyraźniej trzeba było pewnych specjalnych okoliczności. - Widzisz, tak mądrze gadasz, że to z tobą powinienem grać w tę alkogrę- parsknął lekko, a potem pozwolił się jej pogłaskać po dłoni. To było krzepiące, więc najwyraźniej całkiem nieźle spełniała swoją rolę. Albo z niej wychodziła jak sama stwierdziła.
- Dziękuję. Zazwyczaj nie przysypiam na pogrzebach dziadków, ale te upały dają się wszystkim we znaki i mamy kocioł w szpitalu- wyjaśnił. - Powiedzieć ci coś absolutnie nagannego?- niemal pochylił się, by tę tajemnicę szepnąć jej na ucho. - Ulżyło mi, że mogę stamtąd wyjść i iść na pogrzeb- tak, to zdecydowanie była jedna z tych tajemnic, którą nie należało zabierać do grobu, nawet w tak dobrym towarzystwie jak to Morgan.
ODPOWIEDZ