Napisał do kilku osób czy mają ochotę wybrać się z nim i Hope na plaże, ale nikt nie miał czasu lub po prostu nie miał ochoty siedzieć na plaży w taki upał. No trudno, nie to nie. Nikogo nie będzie namawiał skoro nie maja ochoty, więc wybiorą się we dwójkę.
Musiał sporo rzeczy przygotować, bo wiadomo jak to się wybiera na plaże z takim małym dzieckiem, ale Damien bardzo to lubił. Przecież gdyby nie zdawał sobie sprawy z tego jak to będzie wyglądało to nie jechałby na plaże. Spakował jedzenie oraz dużą ilość picia do przenośnej lodówki, bo w takich upałach picie to podstawa. Wiele zabawek dla Hope, ręczniki, kocyk i wiele innych rzeczy, które za długo by było wymieniać, a trzeba było je zabrać, aby nie dmuchać na zimne. Bardzo często go to bawiło, chociaż kiedy został samotnym ojcem to na początku go to przerażało, ale teraz już nie. Cieszy się w pełni rodzicielstwem. Nie rozpacza i nie rozpamiętuje, bo to niczego dobrego nie przynosi. Przeżył żałobę, a biczowanie siebie jest bezcelowe. Ma przecież całe życie przed sobą i nie chce spędzić go w ciemności, to wbrew samemu sobie.
Zapakował wszystko, włożył Hope do fotelika i pojechali na plaże. Musiał wziąć samochód, bo z wózkiem i tymi wszystkimi rzeczami byłoby bardzo ciężko.
Kiedy tylko znaleźli sie na krawędzi plaży od razy zdjęli buty. Dsmien uwielbiał czuć piasek pod gołymi stopami, więc była to dla niego sama przyjemność. Rozłożył koc, położył na nim córkę. Oczywiście miał parasol, który od razu rozłożył, aby mała nie siedziała bezpośrednio na słońcu, posmarował ją kremem z filtrem, siebie również i usiedli. Mała usiadła między jego nogami chcąc, aby tata się z nią bawił, kiedy z daleka zobaczył znaną sobie postać.
- Lily! - zawołał machając do przyjaciółki z szerokim uśmiechem.
Lily Beardsley
Kiedy spacerowała brzegiem oceanu, myślała o wiele rzeczach. Ostatnie miesiące nie były dla niej łatwe, ale czuła, że wszystko wraca na właściwe tory. Na urlopie naprawdę wypoczęła. Spędziła wspaniały czas ze swoim mężem i nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak szczęśliwa. Sięgnęła po telefon, aby zrobić zdjęcie. Sfotografowała Fantę i przesłała zdjęcie dla Sawyer’a, aby nieco umilić mu popołudnie spędzane w pracy. W pewnym momencie usłyszała znajomy głos. Obróciła się i dostrzegła Damiena, który spędzał czas ze swoją córką. Lily mu pomachała i od razu ruszyła w jego stronę. Pies ruszył za nią. — Cześć, Damien! Cześć, Hope — przywitała się, a na jej drobnej twarzy pojawił się typowy dla niej uśmiech. Lily była bardzo promienną osobą. Dużo się uśmiechała i tryskała pozytywną energią. Nie była przy tym irytująca, ponieważ jej zachowanie było szczere.
— Dawno Cię nie widziałam, Co słychać? Jak tam życie? — zapytała, a kątem oka zerknęła na Hope, która wyrosła od ich ostatniego spotkania.
Damien R. Willoughby
W pewnym momencie Hope wstała i sama chciała chodzić po piasku na co jej pozwolił oczywiście, ale cały czas ją miał na oku, bo nie chciał, aby czasem najadała się pisaku. Tak, już to raz przerabiał, kiedy bawiła się w piaskownicy, a tata spuścił z niej wzrok. Na szczęście nic się nie stało, a dzieciak miał radochę jak cholera. Jeszcze jak zauważyła, że się zbliża to wsadziła sobie garść piasku do buzi z szerokim uśmiechem.
- Cześć! - Przywitał się, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Usiądź z nami - mówiąc to przesunął się tak, aby Lily mogła sobie usiąść.
Hope zainteresowała się pieskiem, na którego patrzyła swoimi wielkimi ciemnymi oczami, które ma po nim. - W porządku, nie mogę na nic narzekać - powiedział zgodnie z prawda Damien, bo dobrze mu się wiodło. - W u ciebie co tam? Jak małżeńskie życie? - Zapytał ze śmiechem.
Lily Beardsley
— Akurat nie mam nic do roboty, więc chętnie dotrzymam wam towarzystwa — uśmiechnęła się i przysiadła na kocu. Jej pies od razu zainteresował się Hope. Fanta wciąż była szczeniakiem. Interesowało ją absolutnie wszystko, dzieci też. Razem z Sawyerem robili wszystko, żeby dobrze ją wychować, ale czasem nie było to takie proste.
— Cieszę się, że Ci się wiedzie. Coś ważnego mnie ominęło? Mam wrażenie, że nie mieliśmy okazji, żeby porozmawiać ze sto lat — przyznała zgodnie z prawą. Ostatnio odnosiła nieodparte wrażenie, że czas pędził jak szalony. Podejrzewała, że było to spowodowane tym, ile w ciągu ostatnich miesięcy miała na głowie. Cóż, nie mogła narzekać na nudę. Na szczęście sytuacja trochę się ustabilizowała.
— Niedawno wróciłam z wakacji. Z okazji dziesiątej rocznicy ślubu wybraliśmy się na urlop. Było wspaniale, no i mamy psa. Mam nadzieję, że Fanta nie zacałuje Hope na śmierć — odparła w odpowiedzi na jego pytanie. Zaśmiała się, widząc jak dziewczynka bawi się z jej psem. Lily przez cały czas miała ją na oku. Nie chciała, żeby dziecku albo psu stała się krzywda. Goldeny były rasą o łagodnym usposobieniu.
Damien R. Willoughby
- Czyli bardzo dobrze się składa - uśmiechnął się Damien robią kobiecie miejsce na dość sporym kocu. Zawsze miał taki duży przy sobie, ponieważ Hope miała dużo zabawek, a nie chciał, żeby siedziała bezpośrednio w piasku.
Patrzył na córkę. Hope praktycznie od niemowlaka wychowywała się z psami, więc była dla nich bardzo delikatna i mimo dwóch lat bawiła się z nimi ostrożnie, bez robienia krzywdy. Tak jak właśnie z Fantą teraz. Dziewczynka kochała wszystkie zwierzaki.
- W sumie masz racje, nie potrafię sobie przypomnieć kiedy ostatni raz mieliśmy okazje porozmawiać - powiedział Damien, a na jego przystojnej twarzy pojawił się uśmiech. Taka jest niestety dorosłość. - U mnie wszystko w porządku, jak widzisz - dodał.
- To super! Czyli małżeńskie życie dostaje drugą młodość, tak? - zapytał rozbawiony Damien. N
ie jest typem człowieka, który gasi ludzi tym co mu się przytrafiło. W pewnym momencie nawet przestał o tym rozmawiać, bo trzeba w którymś momencie odpuścić. - Spokojnie, gdyby Hope nie chciała to dała by znać - dodał. Hope uwielbiała, kiedy psy tak okazywały jej swoje zainteresowanie, a Damien na to pozwalał, bo nie uniknie tego.
Lily Fitzgerald
— A niby to takie małe miasteczko — rzuciła z rozbawieniem. Choć Lorne Bay było niewielką mieściną, czasem trudno było spotkać tu znajome twarze. Zwłaszcza w sezonie wakacyjnym, gdy licznie zjeżdżali się tu turyści z wielkich miast. Lily zawsze czuła się wtedy bardziej anonimowa. Ona nie miała jednak nic przeciwko, aby czasem przystanąć i pogadać z kimś znajomym, tak jak teraz z Damienem.
— Owszem, chociaż cały czas czułam się młoda! Po prostu wyszłam za właściwego faceta i okazało się, że małżeństwo wcale nie jest takie straszne — przyznała z uśmiechem. Kiedy była młodsza, niektórzy straszyli ją małżeństwem. Wychodząc za mąż, wielokrotnie słyszała, że po ślubie wszystko się skończy. Cóż, nic się nie skończyło. Po ponad dziesięciu latach małżeństwa Lily wciąż trwała u boku swojego męża, a co więcej, była bardzo szczęśliwa.
— Mamy ją od niedawna, uwielbia się głaskać i ciągle żebra o atencję, którą jej dajemy. Spójrz na nią, nie da jej się odmówić — zachichotała i skinęła głową w kierunku pieska, który dalej bawił się z Hope. Fanta uwielbiała dzieci, co bardzo ją cieszyło. Niebawem planowała zajść w ciążę, więc trochę by się martwiła, gdyby jej pies nie tolerował dzieciaków.
Damien R. Willoughby
Lorne Bay miało swój niepodważalny urok, ale czasem bywało męczące, nie ważne jak bardzo je człowiek kocha. Ludzie bywali wścibscy, co prawda wszędzie tacy są, ale kiedy człowiek jest na skraju wytrzymałości to wiadomo jak to się może kończyć. Sam Damien miał kilka razy taką sytuacje.
- To prawda, ale dorosłość bywa zajmująca - zaśmiał się Damien. Nie da się nic na to poradzić, ponieważ dorosły człowiek ma wiele do zrobienia, praca, dom i inne obowiązki, albo zwyczajnie się nie chce nic i człowiek ma ochotę pozostać w domu ze swoimi bliskimi niż spotykać się z przyjaciółmi. Kto jak kto, ale on to doskonale rozumie.
- No widzisz, to na pewno klucz do dobrego małżeństwa, a jeszcze jak jego atutem jest dobry wygląd to już w ogóle - puścił oczko do Lily oczywiście się zgrywając, chociaż wiedział kto jest mężem kobiety.
- Właśnie widzę, chociaż Hope kocha zwierzaki jak idzie do moich szczeniaków to wiem, że mam spokój i mogę coś zrobić - zaśmiał się. Szczeniaki miał w boksach, więc wiedział, że Hope jest tam bezpieczna, ale oczywiście nie zostawiał jej tam na nie wiadomo ile. Czasem wyjście do łazienki to luksus przy energicznej dwulatce.
Lily Fitzgerald
Damien urodził się w Nowym Jorku, ale tak naprawdę to w Lorne Bay spędził większość swojego życia. Lily wiedziała, że jego młodsza siostra przyszła na świat już w Australii. Sama bardzo lubiła podróżować. Parę lat temu odwiedziła Stany i było to dla niej niezapomniane przeżycie. Mimo to bardzo doceniała swoje rodzinne miasteczko. Lubiła tu żyć. Gdyby było inaczej, pewnie wyjechałaby do Sydney albo do jakiegoś innego większego miasta. Lily od zawsze wiedziała, że nie była typem mieszczucha. Preferowała ciszę i spokój. Tak naprawdę w Lorne Bay miała wszystko, co było jej potrzebne do życia. Czuła się tu szczęśliwa, a to było najważniejsze. Jej mąż podzielał jej zdanie.
To prawda, ludzie bywali wścibscy. Lily słyszała różnie nieprzyjemne komentarze na temat swojej osoby. Wiele ludzi snuło teorie na temat tego, dlaczego tyle lat po ślubie dalej jest bezdzietna. Początkowo takie komentarze w ogóle jej nie ruszały, ale zmieniło się to, kiedy razem ze swoim mężem naprawdę zaczęli starać się o dziecko. Lily bolało to, że od wielu miesięcy nie może zajść w ciążę. Pragnęła założyć rodzinę i zaczęła wątpić w to, czy będzie jej to w ogóle dane.
— Nie będę zaprzeczać, mój mąż jest zabójczo przystojny — rzuciła z rozbawieniem. Zaśmiała się melodyjnie i przewróciła oczyma. Lily wiedziała, że złapała pana boga za nogi, chociaż Sawyer też nie mógł narzekać.
— Czyli już wiesz, kto w przyszłości przejmie twój biznes! — odparła żartobliwie. Hope była przeuroczym dzieckiem. Lily nie mogła oderwać od niej wzroku, też o takim marzyła.
Lily i Damien porozmawiali jeszcze trochę, a później Lily zabrała Fantę i wróciła do ich popołudniowego spaceru.