chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To, że ich wspólna przyszłość była w rękach Trevisano było jednocześnie największym powodem do jego obaw. Gdyby wiedział, że Elise nie czuje strachu i ufa mu, że tego nie spieprzy – nie uwierzyłby jej w to. Jak mogła się nie bać, skoro dobrze wiedziała jaki był i jak ogromny miał talent do sabotowania ich małżeństwa? Sama to zresztą teraz powiedziała – może w innych słowach, ale jednak. Był nieodpowiedzialny i nierozsądny. Choćby nawet chciał – nie potrafił się nie zgodzić. Mimowolnie, ale też chyba zupełnie naturalnie spoważniał w tym punkcie ich rozmowy. Spojrzał na swój kieliszek z winem i lekko nim zakołysał. Wzburzony płyn obił się o szklane ścianki, a wzrok Logana wrócił do oczu żony. Nie spodziewał się, że zapyta o Paryż. Trochę liczył na to, że po prostu o tym zapomną, puszczą mimochodem i nie będą do tego wracać. Dlatego minęła chwila zanim w ogóle się odezwał. Wpatrywał się w Elise i niespiesznie upijał łyk ze swojego kieliszka. Mieli już za sobą jedną butelkę, więc nic dziwnego, że czuł się co nieco wstawiony, ale poza charakterystycznie błyszczącymi mu się ślepiami, raczej nie było po nim tego widać. – Myślę, że tak. Że dla mnie ślub z tobą coś zmienił. Ta świadomość… Że jesteś moja i tylko moja i nie spojrzysz już na nikogo, tak jak patrzysz na mnie… Wiem, że przed ślubem też tak było, ale dla mnie ta obietnica i ten kawałek metalu ma w sobie coś takiego… – podniósł dłoń, na której nosił ślubną obrączkę. – Co trudno mi wytłumaczyć, ale jest dla mnie ważne. Nie kocham cię bardziej, bo kochałem cię już wcześniej tak bardzo, że momentami aż czułem fizyczny ból, ale… Chyba po prostu jestem w tym próżny i lubię chwalić się światu, że to ja wygrałem główną nagrodę. To ja miałem w sobie to coś, co sprawiło, że powiedziałaś tak. – przyznał tak szczerze i otwarcie, jak tylko potrafił. Dopił też to co miał w kieliszku i sięgnął po stojącą obok butelkę. – Dlaczego zrezygnowałem… – zaczął, dolewając krwistoczerwonego trunku do kieliszka żony. – Nie wiem… Może dlatego, że nie do końca czułem, żebyś tego potrzebowała. Nie chciałem, żebyś musiała to robić dla mnie, bo ja tego chcę i ja tego potrzebuję. Chciałem, żebyśmy chcieli i potrzebowali tego oboje. Inaczej… To po prostu nie ma sensu. Taki plan. – podniósł wzrok do kobiecych tęczówek i lekko się do pani doktor uśmiechnął. Może ciut przepraszająco, choć przecież tak naprawdę nie było za co przepraszać. – Nie mówię tego z wyrzutem czy pretensją. Nie chcę, żebyś tak to odebrała. Po prostu… Zapytałaś, a ja nie umiem nie być z tobą szczery. Nawet jeśli robię nam tym krzywdę. – dodał swobodnie, wzruszając przy tym trochę bezradnie ramionami. Butelkę z winem w końcu odstawił na jej wcześniejsze miejsce, a sam podciągnął nogi do siebie, teraz też siadając, tak jak Elise – po turecku. Przez moment wpatrywał się w swój kieliszek. – Jestem nierozsądny. W pracy też? – zapytał w końcu, przechylając lekko łeb i łypiąc z ukosa na Debenham. Nie spinał się tym, po prostu chciał wiedzieć co myślała.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie miała zamiaru pytać o Paryż. Naprawdę nie miała. To samo przyszło… zupełnie spontanicznie, trochę pewnie było nieprzemyślane, ale zapytała i musiał teraz z tym handlować. Właściwie oboje musieli teraz z tym handlować. Zresztą jak ze wszystkim. Prawda była taka, że od kilku dni każda ich rozmowa przypominała trochę przeprawę przez pole minowe. A przynajmniej każda rozmowa, która miała coś znaczyć, która była czymś więcej niż przerwaniem ciszy i zupełnie swobodnym komentarzem rzeczywistości. Jeśli rozmawiali na poważne tematy… mogło wydarzyć się wszystko.
Uśmiechnęła się, gdy wspomniał, co dla niego zmieniło małżeństwo. Oh… oczywiście, że mogłaby się teraz przyczepić, wypomnieć mu, że w takim razie wcześniej jej nie ufał, że była tylko jego i na nikogo innego tak nie patrzyła, ale to już byłoby szukanie dziury w całym. To byłoby świadome wdeptywanie na minę, która nawet nie była przysypana piaskiem. Upiła kolejny łyk wina, żeby przepić tą głupią myśl, a w momencie, gdy sięgnął po butelkę – podsunęła kieliszek po więcej.
- Nie zawsze będziemy chcieli i potrzebowali tego samego, Bear. I nie wydaje mi się, żeby było w tym coś złego. – nadal pozostali indywidualnymi jednostkami, tego obrączka na palcu nie zmieniła – Ważne, żeby umieć dojść z tym do porozumienia. A ja chciałam to dla ciebie zrobić, bo to było dla ciebie ważne. – korona z głowy by jej z tego powodu nie spadła i dlatego trochę nie rozumiała dlaczego zrezygnował. Ani trochę nie musiał. Ani trochę! Zastanowiła się za to moment nad jego innymi słowami. Nie umiał nie być z nią szczery, nawet jeśli robił im tym krzywdę… czy uderzał do tego, co działo się z nimi wcześniej? Do tego, co powiedział, a co wywołało w niej taką burzę? Był wtedy szczery, naprawdę tak myślał. Coś nieprzyjemnego ukłuło ją w boku, ale zapiła to kolejną porcją alkoholu.
- Oczywiście, że tak. – nie zamierzała kłamać, sam przed chwilą wspominał o tym jak ważna była szczerość, nawet jeśli czasami raniła. Na pewno nie chciał tego usłyszeć, ale ona nie chciała go kłamać – Znasz dobrze moje zdanie na temat twojego… podejścia do dzielenia się pracą. – wzruszyła lekko ramieniem – To jest nierozsądne. – bo samemu się świata nie uratuje, wszystkich dzieci również nie – Ciągle mam przed oczami obraz bloku operacyjnego z dnia, w którym cię zawiesili. – tamto wykrwawiające się dziecko i nieporadnego rezydenta, a także ledwie żywego ze zmęczenia Logana. Wszystko było wtedy źle… - Uważasz, że nie mam racji? – że był rozsądny?


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie był naiwnym idealistą, nie szukał małżeńskiej utopii i nie oczekiwał od Elise, że ich życie będzie bajkowe, a oni staną się jednością. Mógł być nierozsądny, ale nie był głupi. Rozumiał, że nie zawsze – a w zasadzie to częściej, niż rzadziej – ich chcenia i potrzeby będą różne. W tym konkretnym przypadku jednak… Naprawdę potrzebował, żeby to było ich wspólne. Żeby im obojgu to coś dało. Nie chciał, żeby Debenham robiła to dla niego, nawet jeśli to było dla niego ważne. Chciał, żeby zrobiła to z nim, a jeśli tego nie czuła to po prostu wolał zupełnie odpuścić. I jak widać, świat się z tego powodu nie zawalił. Przynajmniej na razie.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy pani doktor z takim luzem i tak bezpardonowo potwierdziła swoje wcześniejsze zarzuty wobec męża. Oczywiście, że tak, oczywiście, że był nierozsądny – także w pracy. Podniósł głowę i słuchał jej uważnie, a kiedy zapytała o jego zdanie, pokręcił głową i przez chwilę milczał. Przed choćby słowem zamoczył wargi w winie i krótko spojrzał w biały, śnieżny horyzont za oknem. Wpatrując się w niego, cicho odchrząknął i zaczął mówić: - Uderzasz w sytuację, która wydarzyła się już kawał czasu temu. To się nie powtórzyło, Elise. – nie zgrywał superbohatera, nie udawał, że ma czerwoną pelerynę i duże „s” wymalowane na klatce piersiowej. Może to przekorne, zabawne i trochę zaskakujące, ale to ona ściągnęła go na ziemię. Upadek był bolesny i to jak cholera, ale… No cóż, on miał ego, a ona miała rozsądek. – Wiesz dobrze, że dla moich dzieciaków zrobiłbym piekielnie dużo. I tak… – cofnął ślepia do ciemnobrązowych tęczówek żony. – Niektóre z moich zawodowych decyzji mogą wydawać ci się nierozsądne, ale taka jest pediatria. Odsuwasz rozsądek i podejmujesz ryzyko, bo wiesz, że to dziecko ma, powinno mieć przed sobą całe pieprzone życie i to czy je dostanie zależy tylko od ciebie. Rozsądek bywa złudny. Intuicja nigdy mnie nie zawodzi. – liczył na to, że ona to zrozumie. Wierzył, że jako chirurg i to tak świetny chirurg sama też musiała od czasu do czasu wyłączyć rozsądek i zaryzykować. – Sama ciągle mi powtarzasz, że jestem świetnym lekarzem, chirurgiem i naprawdę wierzę w to, że nie mówisz tak tylko dlatego, że chyba nawet trochę mnie lubisz i po prostu tak wypada. – kącik warg zadrżał mu lekko do uśmiechu. Nie chciał gęstej atmosfery. Po prostu rozmawiali. – Ewentualnie, bo nie chcesz stracić fantastycznego seksu. – no cóż… Mogło tak być! – Jeśli mogę któremuś z tych dzieciaków pomóc to po prostu to robię. Nie wtrącam się w dorosłych pacjentów. Jeśli od czasu do czasu ty lub ktoś inny zaprosi mnie do asysty przy kimś, komu bliżej do emerytury niż przedszkola, nie jestem zaborczy, nie wychodzę przed szereg. Dopasowuję się i robię to, o co jestem proszony. Ale kiedy pacjentem jest dziecko… Ja temu oddałem ogromny kawałek siebie, Elise. Swojej piekielnej, bucowatej duszy. Nie mogę tak po prostu oddać chorego dziecka w ręce kogoś, komu nie ufam. – i nie chciał, naprawdę nie chciał teraz słuchać o tym, że w takim razie nie ufał jej, bo była to absolutna i brawurowa wręcz bzdura. Ufał. Ufał jej, jak nikomu innemu na tym cholernym świecie, tak samo w życiu, jak i w pracy. Jej oddałby każdego dzieciaka, tak jak i oddał siebie. Swoje serducho, swoją dumę, swoje ego, które przez tyle lat chronił i skrywał za grubym i wysokim murem. – Dobrze wiesz, że zaufanie komuś, innemu lekarzowi nie przychodzi mi łatwo. Tylko z tobą, tak naprawdę, było inaczej. Bardzo szybko udowodniłaś mi, jak fantastycznym lekarzem jesteś. Jaką masz intuicję, talent i doświadczenie. – co powtarzał jej zresztą dość często. Nawet jeśli wcale nie chciała tego słuchać. Przepił swoją gadaninę porządnym łykiem wina. Otarł wierzchem dłoni wargi i znów spojrzał na Debenham. – Ostatnio mało ze sobą pracujemy. Unikasz mojego braku rozsądku czy po prostu się nie składa? – zapytał luźno, błyskając przy tym krótko kłami.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że przypominała coś, co wydarzyło się dawno, ale jednak miało na nich duży wpływ. Mogło zaszkodzić jego karierze, a przecież wiedział, że zależało jej, żeby ją rozwijał. Z tego też powodu kręciła nosem na to, że chciał wstrzymać się z drugą specjalizacja, bo w tym konkretnym momencie powinien myśleć tylko i wyłącznie o sobie. O nikim i niczym innym. Także nie o niej.
Ale rozumiała, o czym mówił. Rozumiała to, co mówił o intuicji, naprawdę… i może to okropne, ale jednak on był jej mężem i stawiała go ponad jego pacjentami. Może to świadczyło o tym, że nie miała serca i nie powinna być wcale chirurgiem, ale naprawdę był jej priorytetem.
- Oczywiście, że uważam cię za świetnego lekarza. – nie mówiła tego, bo tak wypadało, ale dlatego, że tak uważała. Nie bała się utraty fantastycznego seksu… nie utrafiłaby go! Za bardzo go lubił, za bardzo nie umiał trzymać rąk przy sobie, za łatwo dawał się… uwieść? Nie potrafiłby jej się oprzeć nawet jeśli byłby na nią śmiertelnie obrażony. Na amen! – I wiesz, że nie mówię o twoich pacjentach… mówię o wszystkich pacjentach. Tych dziecięcych. – tak jakby był jedynym chirurgiem dziecięcym w szpitalu, a przecież nie był! – Chodzi mi o to, że nie musisz brać wszystkich przypadków… po prostu. – znów była bez serca, ale jeśli przypadek nie był jego, nie był zaangażowany… no i może to jednak ona miała bucowatą naturę. Cóż… zawsze będzie stawiała rodzinę na pierwszym miejscu. I ugryzła się w język. Znowu. Mówił, że udowodniła mu, że nie jest taka zła jak na początku się wydawało. Może w innych przypadkach byłoby dokładnie tak samo? Nie chciała jednak brzmieć jak zdarta płyta. Po prostu znał jej zdanie na ten temat i tyle, mógł z tym zrobić, co tylko chciał. A że nie chciał… to była to tylko i wyłącznie jego sprawa – I ostatnio generalnie mało pracuję. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, ale tak własnie było. Tak się jakoś nie składało i powrót do pracy w Cairns na pełnych obrotach szedł jej powoli – Plus nie pracujemy razem, bo irytowało cię, gdy ktoś mnie pytał o Londyn, gdy o tym opowiadałam, gdy ludzie byli zainteresowani i domagali się mojej uwagi. – uśmiechnęła się pod nosem i wzruszyła lekko ramieniem – Nieważne, Bear. Nie ma o czym rozmawiać. Lepiej się napijmy. – wzniosła kieliszek w geście toastu i upiła z niego spory łyk – Tooo… jaki masz dla mnie świąteczny prezent? – zmieniła temat, wyszczerzyła kły i naprawdę miała nadzieję, że uda im się zmienić ten temat na bardziej wygodny, bardziej… neutralny. Mniej kłopotliwy i ryzykowny.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie była bez serca i bardzo dobrze, że stawiała go ponad wszystko, a w szczególności ponad pacjentów, swoich czy nieswoich. Tak jak Trevisano stawiał ją – była jego pierwszym miejscem w każdej możliwej kategorii życia i naprawdę cholernie liczył na to, że ona to wie i czuje. Nie uważał, żeby kiedykolwiek dał żonie powód, aby uważała inaczej – że jest dla niego mniej lub w ogóle nieistotna. Wręcz odwrotnie, był zdania, że czasami był w swoich uczuciach zbyt natarczywy i zaborczy. Jak choćby w sytuacji, którą pani doktor teraz przywołała, a w której istotnie potrzebował jej uwagi skierowanej tylko na siebie. Dlaczego tak było? Bo on taki był. Naprawdę nie widziała tego wcześniej? Zanim zgodziła się budować z nim swoją codzienność…?
Znów wyraźnie spoważniał, bo trudno było mu podejść do tego tematu z całkowitym luzem i pełną zuchwałością. Zresztą, nawet tego nie chciał. Skoro Elise o tym wspominała, to znaczy, że wciąż nieprzyjemnie kłuło ją to w serducho. Tego Trevisano też nie chciał – bo właśnie, stawiał ją ponad wszystko, zawsze i niezmiennie na pierwszym z najpierwszych, miejscu. – Czyli… Dobrze rozumiem, że unikasz tego? – zapytał zupełnie wprost, ale bez grama wyrzutu w głosie czy choćby lekkiej pretensji. Raczej… Ciekawość, to w nim było. Wpatrywał się w żonę i choć wiedział, że chciała i próbowała zmienić temat na mniej grząski, uważał, że jednak była mu winna pewne wyjaśnienie. Musiała przecież wiedzieć, jak fatalnie kończyły się dla nich niedopowiedzenia i nadinterpretacje. Logan wierzył, że oboje chcieli tego uniknąć. Nie byli przecież aroganckimi głupkami i uczyli się na swoich błędach. Oboje. – Tak, byłem zazdrosny. Nie o Londyn i twoje doświadczenie z niego, bo dobrze wiesz, że cholernie trzymałem za ciebie kciuki i wierzyłem, że będziesz tam tak samo fantastyczna, jak jesteś w domu. Byłem zazdrosny o ciebie. Straciłem cię na całe trzy miesiące i nie mogłem poradzić sobie z tym, że jak już wróciłaś to musiałem się tobą dzielić. Twoją uwagą i zainteresowaniem. Nigdy nie twierdziłem, że było inaczej i nigdy nie próbowałem się od tego wymigać. – wyklarował spokojnie, obserwując panią doktor uważnie, może nawet trochę czujnie, bo, jak to bywało w ich trudnym przypadku, nierzadko do rozpoczęcia kłótni wystarczyło im ledwie pół zdania. Bardzo tego nie chciał. Nie dzisiaj, nie tutaj, nie tak. – Przeprosiłem cię za to, ale mogę to zrobić jeszcze sto kolejnych razy i każdy jeden będzie tak samo szczery i prawdziwy, jak pierwszy. – pytanie tylko czy jego „przepraszam” po tym czasie cokolwiek dla niej znaczyło czy raczej traktowała to, jako pustosłowie. Bał się o to zapytać. Jednym haustem dopił co miał w kieliszku, pusty odstawił na bok, a potem przesunął się bliżej Elise. Usiadł tuż przy niej, pyskiem w jej kierunku, tak blisko, jak tylko mógł. Uśmiechnął się, nie odciągając wzroku od jej ładnych tęczówek. – Chcę tylko powiedzieć, że… Tęsknię za tym. Tęsknię za tobą. Za nami w pracy. Byliśmy cholernie dobrym teamem, przecież wiesz… – nieporozumienia na gruncie zawodowym zdarzały im się niezwykle rzadko. Uzupełniali się doświadczeniem i kompetencjami, a to co wspólnie robili – po prostu grało. Kliknęli ze sobą nie tylko, jako para, ale też jako chirurgiczne duo. – Wiesz za czym jeszcze tęsknię? – pytał, ale nie czekał na odpowiedź żony. – Za twoim uśmiechem. I śmiechem. Kiedyś dużo śmiałaś się z mojego gadania, a ostatnio… Brakuje mi tego bardzo. – rozumiał dlaczego i nie próbował się usprawiedliwiać. Po prostu mówił za czym cholernie tęsknił. Za nią. Po prostu za nią. Ich trzymiesięczna rozłąka niby nie zmieniła nic, a jednak coś. – A co do twojego prezentu… Mam dla ciebie prezent, żebyś wiedziała, że mam. – podniósł łapsko do jej ładnej buzi i lekko dotknął palcami najpierw jej policzka, potem podbródka, a na końcu kciukiem obrysował jej dolną wargę. – Bardzo jesteś ciekawa co to? Jak bardzo? – uśmiechnął się pod nosem i zbliżył pysk do kobiecych warg.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mruknęła niewyraźnie i niezrozumiale, kręcąc lekko głową, bo to nie było tak, że tego unikała. Bardziej… nie szukała okazji, nie ciągnęła go za sobą na salę ze wszystkich możliwych sił. Po prostu… pracowali, każde w swojej specjalizacji, ze swoimi pacjentami i rezydentami do pomocy. To wcale nie znaczyło, że prosiła by nikt nie dopisywał Trevisano do jej operacji. Po prostu nie prosiła, żeby to robił. Zresztą… czy to nie działało w dwie strony?
- Wiem. Wiem, Bear. – naprawdę rozumiała, co miał na myśli – Nie mówię o tym by teraz wyciągać jakieś żale, czy pretensje… nie mówię tego, bo ciągle jestem zła. Nie jestem. Przegadaliśmy to już. Mówię dlaczego nie mieliśmy ostatnio wielu wspólnych przypadków. Zwłaszcza, że musiałam nadrobić te ostatnie trzy miesiące. – bo nie tylko on ją stracił, ale także oddział i jej pacjenci. Wszystkich przekazała, ale to wcale nie znaczyło, że nie chciała wiedzieć, co się z nimi stało. Chciała. Więc czas po powrocie minął bardzo szybko – I dlatego cieszę się, że tu przyjechaliśmy, wiesz? Jesteśmy tu sami, w innej strefie czasowej, nikt nie będzie do nas dzwonił, nikt nie będzie nam przeszkadzał… możemy spokojnie nadrobić te trzy miesiące Londynu i wszystko inne też. Więc po powrocie wszystko wróci do normy – dodała już pogodniej, uśmiechając się do męża. Naprawdę pokładała duże nadzieje w tym wyjeździe. Bo oczywiście, że za nim tęskniła… tęskniła za wszystkim, co działo się przed tymi kilkoma ostatnimi dniami. Coś się popsuło i musieli wrócić na dobre tory. Próbowali, po czym znowu się cofali… ale jeszcze trochę. Wierzyła, że jeszcze tylko trochę. I dlatego właśnie ładnie się do niego uśmiechnęła.
- Bardzo – stwierdziła prosto i bez ogródek – Wiesz, że nie lubię niespodzianek, ale lubię prezenty. – zaśmiała się krótko, ale taka właśnie była prawda! Sięgnęła jego warg i pocałowała go lekko i spokojnie, z uczuciem – Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. – dodała jeszcze – To będą moje ulubione święta. – w całym jej dotychczasowym życiu. Nawet jeśli nie było między nimi idealnie to byli tu razem i mieli święty spokój. Lepiej być nie mogło – No… i nie trzeba się liczyć z niezapowiedzianymi gośćmi, a od kominka robi się tak strasznie gorąco, że ubrania przez kilka najbliższych dni zupełnie będą nam niepotrzebne.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie chciał się cofać. Nie chciał robić żadnego więcej kroku w tył w ich małżeństwie. Potrzebował, tak bardzo potrzebował chociaż drobnego sukcesu. To, że byli tutaj razem, rozmawiali, patrzyli sobie w oczy i oboje chcieli poukładać to, co zostało wzburzone, takim sukcesem zdecydowanie było. Trevisano wciąż jednak chciał więcej. Chciał pewności, że wszystko naprawdę wróci do normy. Że oni wrócą do normy, to jacy byli wobec siebie nawzajem, jak się ze sobą czuli, jak ze sobą rozmawiali. Uśmiechnął się pod nosem i pokiwał krótko i ledwie zauważalnie głową. Ten wyjazd naprawdę był ich małżeńskim katharsis i tak chyba właśnie powinni go traktować.
Logan czekał na ten pocałunek właściwie od chwili, w której usiadł bliżej żony. Był przyjemną i tak bardzo wyczekiwaną kropką nad „i” wobec tego, co oboje czuli – że będzie lepiej. Tak po prostu będzie lepiej. Nie chciał mieć nadziei, bo ta podobno była matką głupich. Chciał w to wierzyć i z każdą kolejną minioną chwilą w tym mroźnym kawałku świata, z rozgrzewającą go żoną przy boku, wierzył coraz bardziej. – Mnie też się tutaj podoba… Choć tak naprawdę to ty mi się podobasz, więc nawet gdybyśmy spędzali te święta w jakiejś absolutnej dziurze zapomnianej przez świat, też byłbym szczęśliwy. – uśmiechnął się i odruchowo odwrócił łeb przez ramię i zerknął kontrolnie na kominek. Ogień wciąż wesoło w nim tańczył, a temperatura rzeczywiście z chwili na chwilę odczuwalnie rosła. – No dobrze. Prezent. – wrócił ślepiami do żony i wpuścił na pysk grymas cwaniaka. Przesunął się sprawnie na swoje poprzednie miejsce, sięgnął za fotel, o który wcześniej się opierał i wyciągnął zza niego niewielki, elegancki pakunek. Wrócił z nim na miejsce tuż przy Debenham, a kiedy jej go wręczał, jednocześnie mówił… - Na co dzień jesteś superbohaterką dla swoich ludzkich pacjentów, więc pomyślałem, że to będzie przyjemna odmiana. – skinął wymownie na podarek, który skrywał w sobie dwa elementy. Pierwszym z nich było imienne zaproszenie dla Elise na dwutygodniowy pobyt w „Koala Hospital”, jako czynny wolontariusz, a drugim – chirurgiczny czepek sygnowany tymi właśnie puchatymi misiami, które wcale misiami przecież nie były. – Możemy tam pojechać w dogodnym dla nas terminie. I może nie będą to wakacje z prawdziwego zdarzenia, ale pomożemy w opiece nad miśkami. Plusem jest to, że jak się sprawdzimy to dostaniemy certyfikat prawdziwych przyjaciół koali, a to da nam dostęp do każdego sanktuarium w każdym stanie. – które będą mogli odwiedzać zgodnie ze swoimi widzimisiami. Widzi-misiami, hyhy. – Brzmi w porządku? – zapytał w końcu, podnosząc wzrok do oczu pani doktor. Była za? Miała ochotę chociaż na chwilę zamienić ludzkich pacjentów na tych mniej marudnych i znacznie bardziej puchatych? Oby. – Wahałem się między miśkami, a krokodylami, ale… Chyba wybrałem dobrze, co? – błysnął przekornie kłami, bo doskonale wiedział jaki stosunek Debenham miała do jego miłości do tych niebezpiecznych gadów.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnęła się pod nosem, bo miał rację. Tak naprawdę mogli powiedzieć wszystkim, że wyjeżdżają, a zostać we własnym domu, który przecież tak uwielbiali. Mogli. Ale czy przyjazd tutaj nie był ciekawszy? Nie dawał jeszcze większej swobody? No i Elise naprawdę chciała się rano obudzić w łóżku, z którego rozpościerał się widok na zasypany śniegiem świat. Nowy, bardzo relaksujący widok. Zwłaszcza, gdy obserwowało się go z ciepłego łóżka.
- Prezent. – potwierdziła, uśmiechając się pod nosem i obserwując męża. Oczywiście, że też miała na niego prezent. W końcu były święta! Ale zanim sama poszła po ten, który miała dla niego – chciała otworzyć swój. Wzięła od niego pudełeczko i starała się je otworzyć z największą gracją, na jaką było ją stać biorąc pod uwagę zniecierpliwienie. Co prawda spoilerował, ale to, co mówił… podobało jej się. Bardzo.
Momentalnie na jej twarzy pojawił jej się szeroki uśmiech. Bardzo szeroki.
- Czy brzmi w porządku? – głupie pytanie! – Obawiam się, że będziesz musiał ostrzec naszego pracodawcę, że istnieje spore ryzyko, że wcale nie będziemy chcieli wracać po urlopie do pracy. Jestem w stu procentach pewna, że opieka nad koalami jest zdecydowanie bardziej wdzięczna od opieki nad ludźmi. Nawet dziećmi. – dodała, żeby nie miał wątpliwości, że o jego pacjentach też mówiła. Rodzice wcale nie byli łatwi w obsłudze, wręcz przeciwnie! – Więc tak, skarbie… wybrałeś dobrze. – bo krokodyle ani trochę jej nie interesowały. Szczególnie od momentu, gdy widziała męża w krwi swojego ojca, gdy serce jej stanęło, bo mózg nie potrafił za dobrze działać i bała się, że jest to też jego krew. Całe szczęście, że nie była. Pochyliła się do męskiego policzka i złożyła na nich krótki pocałunek – Dziękuję. – naprawdę dziękowała – Chociaż teraz mam wyrzuty sumienia, że mój prezent dla ciebie jest taki… materialny. – prychnęła pod nosem, ale wstała tylko po to, żeby iść na górę do swoich bagaży i wyjąć z nich ozdobne pudełeczko, które tam miała schowane – Naprawdę jest mi głupio… bo tu będziemy razem spędzać czas, robić coś dobrego i miłego dla innych, nawet jeśli to misie. A ja wychodzę na materialistkę. – okropną snobkę, bo zegarek, który dla niego miała kupiła jeszcze w Londynie i dobrze kitrała, ale był znanej zegarkowej marki, kosztował pewnie fortunę i wyglądał ładnie. Bardzo ładnie – Ma z tyłu datę, ale uznałam, że ślub to byłoby takie oczywiste… nasza pierwsza wspólna operacja. – czyli właściwie dzień ich poznania.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Jego żona była materialistką… A on już dawno nie słyszał większej bzdury. Prawda jest taka, że nigdy, a przynajmniej do momentu, w którym poznał Debenham, nie był dobry w robieniu prezentów. Nie bardzo mu nawet na tym zależało, więc najczęściej szedł po najmniejszej linii oporu i kupował coś super oczywistego lub… Nie robił zupełnie nic. Dopiero przy Elise zaczął się starać i zmieniać, w tym i wielu innych kontekstach. Cały czas też pamiętał ich pierwsze całkiem wspólne walentynki i kobiece rozczarowanie, kiedy najbardziej zakochany facet na tej połowie globu w ogóle nie chciał ich świętować. Ostatecznie uratowali tamten wieczór, ale za nimi było też mnóstwo okazji, kiedy Bear mógłby dać żonie choćby bukiet ładnych, może nawet jej ulubionych kwiatów. Tak, o tym też pamiętał. Szkoda tylko, że najczęściej uświadamiał to sobie za późno. Niemniej, to wszystko, ta jego wieloletnia prezentowa ignorancja sprawiła, że kiedy przychodziły święta, on już na kilka tygodni wstecz dostawał nowych zmarszczek na czole od głowienia się nad prezentem dla żony. Nigdy też nie oczekiwał rewanżu. No, może poza wymamrotanym mu do ucha przez kobiece wargi „kochaj się ze mną, Bear”. I kto tu był materialistą? - Co ty gadasz… - sapnął kiedy Debenham wstawała z ich przykominkowego legowiska i odprowadził ją wzrokiem do drewnianych, skrzypiących schodów. - Chyba się spisałeś, doktorze. - mruknął sam do siebie i sięgnął po stojące obok wino. Uzupełnił nim oba ich kieliszki, a pustą butelkę odstawił za fotel. Charakterystyczne skrzypnięcie drewnianych desek przywiodło jego wzrok z powrotem do schodów. Uśmiechnął się szeroko, pogodnie widząc na nich Elise ze swoim prezentem. - Nawet jeśli nią jesteś… Tą całą materialistką, to po pierwsze, nie ma seksowniejszej materialistki na tym popieprzonym świecie, a po drugie… Chcę być obiektem twoich materialistycznych zachcianek i fantazji. - skwitował przekornie i tuż po tym, jak upił łyk wina ze swojego kieliszka, w końcu zabrał się za odparowanie swojego prezentu. Otworzył eleganckie, sygnowane prestiżowym logo pudełko i na moment zapomniał języka w pysku. Uniósł wysoko brwi, ewidentnie zaskoczony - jak podejrzewał - cholernie kosztowną zawartością pudełka. - Elise… - szepnął, wciąż pozostając pod wrażeniem tego na co patrzył. Ostrożnie, niemal z czułością zdjął elegancki zegarek z niemniej luksusowej „poduszeczki” i zaczął oglądać go z każdej strony. Nawet nie wiedział kiedy na pysku wykwitł mu uśmiech największej radości i satysfakcji, na jaką w ogóle było tę jego gburowatą naturę, stać. Spojrzał na wygrawerowaną na tylnej stronie zegarka, datę i szybko podniósł ślepia do oczu żony. - Jest przepiękny… I taki bardzo, jak ja. Wiesz… Męski i z ego. - zaśmiał się cicho, szczerząc przy tym krótko kły, a zaraz potem wsunął sobie zegarek na prawy nadgarstek i właściwie dopasował go do rozmiaru swojej łapy. Leżał idealnie. Niemal jak robiony na zamówienie tylko dla Trevisano. - Pamiętałaś… To cholernie miłe. - dodał, wychylając pysk do twarzy żony, żeby w następnej chwili spotkać jej i własne wargi w spokojnym, czułym i soczyście wdzięcznym pocałunku. Pamiętała o tym, że jego pamiątka po dziadku, zegarek, był właśnie tej firmy i tego modelu tylko znacznie, znacznie starszy. Logan stracił go któregoś dnia w pracy. Rozbity o szpitalną posadzkę był nie do odratowania. Tymczasem więc męska dłoń na moment objęła kobiecy policzek, a tuż po pocałunku męska skroń oparła się o kobiece czoło. Trevisano nie przestawał się uśmiechać. - Dziękuję… Ty moja seksowna materialistko. To najlepszy prezent jaki mogłem dzisiaj dostać. - naprawdę tak uważał. Ten zegarek, nawet jeśli nie był dokładnie tym egzemplarzem, który przechodził w rodzinie Trevisano z pokolenia na pokolenie, znaczył dla niego cholernie dużo. Przywoływał wspomnienia… Na szczęście te lepsze. - Czuję się z nim, jak Kate Winslet w Titanicu ze swoim wielkim diamentem. Możesz mnie nawet teraz narysować, jak Leo te swoje francuskie dziewczyny. - wyszczerzył kły i cofnął pysk tyle tylko, żeby spotkać własne spojrzenie ze spojrzeniem Elise. Palcami objął jej kark i potylicę, kciukiem dotykał jej policzka… - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem w tobie zakochany… - kochał ją i był w niej zakochany. Motyle w jego brzuchu nigdy nie cichły, a serducho waliło, jak popieprzone. - I… Wiesz czego sobie jeszcze nie wyobrażasz? Tego jak bardzo chcę… Ulepić z tobą bałwana… - tuduum! Ledwie to powiedział i już cicho się chichrał i szczerzył drański kły. - Ale to później. Teraz mnie rozbierz.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W porównaniu z nim… była materialistką. Była okropną materialistką, która wydawała pieniądze na nieprzyzwoicie drogie ciuchy, torebki albo o… zegarki! Nie pomyślała o tym, żeby kupić mu prezent, który będzie oznaczał wspólne spędzanie czasu. Szukała prezentu tylko dla niego, więc automatycznie myślała o rzeczach materialnych. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle… ale obserwowała go przy otwieraniu prezentu i wszystkie znaki na niebie oraz ziemi (czyli wszystkie zmarszczki na jego twarzy) wskazywały na to, że był zadowolony, a ona mogła odetchnąć z ulgą.
- Pamiętałam ile dla ciebie znaczył. – wzruszyła lekko ramieniem i uśmiechnęła się. Ona pamiętała, ja niekoniecznie, ale to ona jest tu żoną, więc to było najważniejsze. Gdy dowiedziała się, że mogła go kupić w Londynie – cóż, nie wahała się. Większy problem stanowiło ukrywanie tego faktu przed Loganem po powrocie do domu. Dobrze, że nie miał zwyczaju grzebania w jej ciuchach. Odwzajemniła jego pocałunek, spokojnie i z uczuciem. Serce zabiło jej mocniej i wcale, ale to wcale nie chciała się od niego odsuwać. Ani trochę!
- I nigdy nie przestawaj, dobrze? – być w niej zakochanym, bo to inaczej nie wyjdzie… tylko tak mogli chociaż spróbować pokonać te wszystkie nieporozumienia, które się między nimi pojawiały. Mocniej sięgnęła jego warg i znowu je skubnęła – Ten bałwan… – którego tak chciał ulepić – Będzie musiał poczekać do rana. Na wieczór mamy inne plany. – zaśmiała się i mocniej naparła na jego wargi, a zgodnie z życzeniem sięgnęła do męskiej koszulki, pociągnęła ją do góry i zdjęła z męskiego torsu – Mówiłam, że jest ciepło. – zaśmiała się prosto w jego wargi – Ale czekaj, czekaj, czekaj… – przerwała, odsuwając się od niego – Włącz jacuzzi, niech się nagrzeje. – bo tak, wyobrażam sobie, że na tarasie ładnego domu, który wynajęli stało jacuzzi w formie jakieś balii, czy co to tam używa się w górach. Wystarczyło odpowiednio nagrzać wodę – Nie patrz tak na mnie. Jeszcze mi podziękujesz. – jak zmęczone ciało po wielogodzinnej podróży i paru chwilach z żoną będzie mógł zatopić w gorącej, relaksującej wodzie! A gdy wyszedł – bo zakładam, że jednak nie dyskutował – ona dopiła zawartość swojego kieliszka i pozbyła się swoich ubrań. Czekając na męża bez grama ubrań, nonszalancko wyciągnięta przed kominkiem i z szerokim uśmiechem na ustach.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie sądził, żeby to było możliwe. Nie sądził, że mógłby się w niej odkochać lub po prostu przestać czuć to zabawne, przyjemne i nęcące podenerwowanie za każdym razem kiedy ją widział. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś choćby minimalnie podobnego. Sam wciąż jeszcze nie do końca to rozumiał, ale pierwszy raz w życiu pozwalał sobie czuć. Tak po prostu czuć, całym sobą czuć. Potrzebował, żeby ona też to czuła. No i chyba czuła…
Musiał zrobić naprawdę mało bystrą minę, kiedy pani doktor przerwała im toczącą się akcję i kazała mu iść nagrzać… - Jacuzzi? – sapnął zaskoczony, od razu też, zupełnie odruchowo zerkając w stronę tarasu, tak jakby stąd, z tego miejsca przy kominku miał zobaczyć to nieszczęsne jacuzzi, które Elise chciała, żeby włączył. Nieświadomie ściągnął mocniej brwi, ale powstała między nimi pionowa zmarszczka wcale nie oznaczała jego złości czy frustracji. Raczej minimalne zniecierpliwienie. – Serio? Mam teraz wstać i tam iść? – przecież… No przecież dobierała się do niego, rozbierała go, coś zaczynali, a teraz tak po prostu mieli to przerwać? Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i odsunąwszy się od żony, podniósł tyłek do pionu. – Oszaleję przez ciebie kiedyś. Zobaczysz. – mamrotał idąc do drzwi wyjściowych i tylko krótko zerkając przez ramię na pozostającą przy kominku Debenham. Wyszedł na taras i ogarnął to przeklęte jacuzzi, a ponieważ nie od razu skumał jak właściwie się je włącza – zajęło mu to dłużej niż jedną chwilę. Akurat w sam raz na to, żeby Elise mogła rozebrać się ze wszystkiego, co dziś na sobie miała. Logan wrócił do domku, ale nie od razu spojrzał na żonę, wcześniej jeszcze upewniając się, że dobrze i na pewno zamknął drzwi. – Zimno, jak na jakimś pieprzonym biegunie… – najpewniej północnym, ale nie dokończył tej bystrej myśli, bo podniósł łeb i trafił wzrokiem na szanowną doktor Debenham. – Elise… – szepnął, szczerząc zaraz kły w drańskim, bardzo jednoznacznym uśmiechu. Wrócił na ich całkiem przyjemny, romantyczny – nawet jeśli romantycy byli z nich marni – spot, mile dogrzewany ciepłem z rozpalonego kominka, uklęknął przy żonie i nie odrywał od niej oczu. – Zaraz… A gdzie kokardka? Prezenty mają kokardki… – mruknął rozpinając swobodnie pasek i zapięcie swoich spodni, ale zanim zsunął je sobie z tyłka, pochylił się nad żoną, właściwie nakrywając jej nagie ciało własnym. Pyskiem odnalazł jej wargi, a skubnąwszy je w wyraźnej zaczepce, cicho wymamrotał: - Mówiłem, że jesteś najseksowniejszą materialistką na tym pieprzonym świecie… Miałem rację. Zawsze ją mam. – skubnął jej wargi ponownie. – Powiedz, że ty też… To czujesz. Te cholerne motyle w brzuchu ilekroć mnie widzisz. Nawet, jeśli jesteś na mnie bardzo… – biodra wsunął między kobiece uda. – Bardzo… Baaaardzo zła. – każde „bardzo” oddzielało przekorne muśnięcie kobiecych warg przez męskie wargi. – Chyba jednak obejdziemy się bez kokardki, wiesz? – uśmiechnął się i w końcu ją pocałował. Silnie, głęboko, zachłannie. Tak jakby tym jednym pocałunkiem chciał przekazać Elise te kumulujące mu się w podbrzuszu dreszcze… Nie żartował i nie kłamał, mówiąc, że codziennie tracił dla niej głowę od nowa. – Cudownych świąt, doktor Debenham… – szepnął prosto w jej wargi tuż przed tym, jak znów połączył je z własnymi w drańskim, rezolutnym pocałunku. Strasznie jej chciał. Piekielnie…

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak, tak… właśnie tego od niego chciała. Żeby ruszył tyłek i włączył im jacuzzi, które zdąży się nagrzać zanim oni tutaj… skończą. Dosłownie i w przenośni. Więc tylko pokiwała twierdząco głowa, bo była przy tym śmiertelnie poważna, wcale się z nim droczyła i kiedy marudząc pod nosem wstał – nawet odprowadziła do wyjściem do drzwi tarasowych. Swoją drogą przeszło jej przez myśl, że w innych porach roku również musiało być tu pięknie. Aczkolwiek nie będzie mu tego proponować – regularnej wycieczki. Po pierwsze szybko by zbankrutowali, a po drugie dostałby chyba zawału jakby usłyszał, że tak często ma latać samolotem. Wolała tego uniknąć.
Zaśmiała się w głos, bo dokładnie takiej reakcji od niego oczekiwała. Dokładnie takiej miny się spodziewała i taką dostała, co ewidentnie ją usatysfakcjonowało. Aż przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Wiesz… właśnie próbuję nie być materialistką. To jest druga część mojego prezentu. No wiesz… ta, w której spędzamy razem czas, dobrze się bawimy i w ogóle. Może nie ma przy tym opieki nad misiami, ale to już byłoby kopiowanie. – a ona nie kopiowała jego prezentu, dawała mu własny! Mógł ją przelecieć przed tym kominkiem jak mu się tylko podobało! Zaśmiała się prosto w jego wargi i skinęła, bo oczywiście, że tak – Nie umiem być na ciebie bardzo, bardzo zła. – bo nawet jak była to przechodziło jej zdecydowanie za szybko. Nie potrafiła tego stanu utrzymać właśnie przez te nieszczęsne motyle. Zarzuciła mu łapska na szyję i przyciągnęła go do siebie mocniej, jednocześnie opadając na ich dywanik i oplatając go udami w biodrach – Wesołych świąt, Trevisano. – wymamrotała prosto w jego wargi i tak… kochali się. Wcale, ale to wcale nie musieli się nigdzie spieszyć, mieli tylko siebie i mnóstwo czasu na to, żeby się sobą delektować. Kochać i dochodzić w swoich ramionach. W nowych okolicznościach przyrody. Szerokość geograficzna i krajobraz za oknem jednak nic nie zmieniał!
A później? Później mogli wyjść i zanurzyć się w jacuzzi, które kazała mu przygotować.
- Mówiłam, że to będzie miłe? – i miała rację. Oparła się mocniej o poduszkę, zanurzyła głębiej i przymknęła powieki. Na dworze panował mróz a woda była przyjemnie gorąca. Nowe doświadczenie! – Pięknie tu, prawda? - było... cholera, było! Nawet jeśli dookoła panowała zupełna pustka.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ