kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
1% randki, 99% marchewek


Pierwszego dnia była zła.
Na siebie. Za głupotę.
Na niego. Za jeszcze więcej głupoty.
Obiecała sobie, że namiętny pocałunek będzie końcem wszystkiego. Że nie da mu wygrać. Że to wszystko było bardzo złym pomysłem, który skończy się tragicznie, i należało to zatrzymać nim zajdą za daleko.
Drugiego dnia wyszła ze szpitala, prosto do zimnego, pustego mieszkania.
Miała problem z zaśnięciem. Koc nie dawał ciepła, którego potrzebowała. Dźwięki deszczu nie dawały poczucia bezpieczeństwa. Przeszło jej przez myśl, żeby zadzwonić. I poprosić o historię. I liczyć na to, że taka na bezpieczny dystans, bez głaskania, też by zadziałała.
Trzeciego, czwartego i piątego dnia uwagę od byłego partnera odwracały wieczorne zmiany w barze. Problem z hurtownią, która nie dowiozła rzemieślniczego ginu; klienci żalący się na chłodne i niedostępne żony; skurcze brzucha, które wymuszały regularne przerwy i wolniejsze tempo.
Szóstego dnia przyłapała się na prawie wybraniu numeru Harringtona jakieś trzydzieści cztery razy. Ale co miałaby powiedzieć? Że jest okrutny, zły i podły? Że nie miał prawa całować jej tak? Że zawsze robił jakąś głupotę, przez którą miękły jej kolana i odłączał się jakikolwiek rozsądek?
Siódmego dnia, późnym wieczorem, przegrała. Przynajmniej w połowie. Spotkanie, które nie miało być randką, zdawało się uczciwym kompromisem pomiędzy bezpieczeństwem a ekscytacją. Ze wszystkich miejsc, w których mogliby się spotkać, przemysłowa kuchnia centrum wspierającego osoby bezdomne miała być tym wyjątkowo niewodzącym-na-pokuszenie. Co było prowokującego w zimnych, metalowych blatach, przywodzących na myśl - przynajmniej uwielbiającej true crime Callie - sekcje zwłok ofiar seryjnych zabójców? Poza tym… Sam deklarował, że poradzą sobie z punktami z jej listy wspólnie. Może karmienie głodnych nie brzmiało tak wspaniale, jak seks na siedmiu kontynentach - ale to wciąż kilka godzin, które mogli spędzić w swoim towarzystwie bez odpowiadania na pytanie „czym jesteśmy” i „czym chcemy być”.
Czekała na niego pod budynkiem, równie niezadowolona z godziny wolontariatu, co on sam. — Dzień dobry, śpiochu — gdy zaszczycił ją obecnością, przywitała go ciepłym uśmiechem, ale niczym więcej. Nie randka. Nierandkowość tego spotkania determinowała brak seksownej bielizny (a brak stanika wynikał z fali upałów, nie chęci zrobienia Galahadowi niespodzianki!) i żadnych buziaczków na powitanie. Dłońmi wymacała w tylnej kieszeni spodni klucz do drzwi wejściowych, obróciła go w zamku i puściła tego swojego niezadowolonego porą królewicza przodem.
Chodź, poszukamy ci fartuszka — poprowadziła go jednym z korytarzy do pomieszczenia dla wolontariuszy, a następnie z metalowej szafy na czyste fartuszki wyciągnęła kilka sztuk, w poszukiwaniu największej. Za chwilę stanęła na palcach przed Galahadem, by zawiązać mu sznureczki granatowego ubranka za szyją, a potem za plecami, i zrobiła krok w tył by ocenić swoje dzieło. — Bardzo przystojnie — pochwaliła krótko, zaraz narzucając fartuszek na siebie. Jej, żadna to niespodzianka, był mniejszy i różowy. Oba pachniały tym samym tropikalnym płynem do płukania, więc Galahad mógł mieć przynajmniej złudzenie wspólnej wycieczki! — To co? Zaczynamy?
Sto kilogramów marchewek miało być wyzwaniem dla palców Galahada, ale podobno cierpienie buduje siłę charakteru!

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
5% marchewki, 105% sexappealu

Powinien był mieć sobie za złe, że tak bezczelnie zakończył ich ostatnie spotkanie. Jednak zupełnie nie miał. Był z siebie wręcz dumny. A ten namiętny pocałunek, którym ją uraczył na wyjściu rozpamiętywał jeszcze przez następne kilka dni. zupełnie nie czuł się winny temu, że mógł jej trochę namącić w głowie. Bo prawda była taka, że nie mącił. Tym razem mieli szansę na to, o czym kiedyś oboje mogli tylko pomarzyć. Nawet jeśli teoretycznie wtedy wszystko zależało od niego, nie był w stanie zostawić Caroline. Dzisiaj był wolny, jeśli można to było tak określić. Wolny by zabrać ją na porządną randkę. Pokazać się z nią na mieście. By z dumą powiedzieć, że jest jego dziewczyną. A cała ta sprawa z rakiem.... Cóż. Nie można powiedzieć by też nie pomyślał o tym kilka razy w ciągu każdego dnia.
Chciał zapytać jak poszło badanie, jak się teraz czuła. Czy może jej w czymś pomóc. Wiedział jednak, że musiał dać jej przestrzeń. Jeśli będzie czegoś potrzebowała, albo chciała, sama się do niego zgłosi. Wystarczająco się jej już naprzykrzał. Nawet on miał pewne granice, których starał się nie przekraczać. Zdawał sobie też sprawę, że ta historia może nie mieć happy endu. Pracował w medycynie, nie każdy rak był uleczalny, a nawet jeśli, zawsze istniało ryzyko nawrotu. Mimo wszystko nie chciał z tego rezygnować. Nie chciał z nich rezygnować. To była jego Callie. Nareszcie mieli szansę. Nie wierzył zbytnio w przypadki, a spotkanie jej tutaj, po środku niczego? Musiało coś znaczyć.
Dlatego, gdy w końcu się odezwała i zaproponowała ten mały wypad nawet się nie zastanawiał. Tak, musiał się z nią trochę droczyć. Inaczej nie byłby sobą. Nie mógł powiedzieć, że obieranie stosu marchewek o szóstej rano było szczytem jego marzeń, czy czymś, co sam by zaproponował, ale była to jakaś forma spędzenia czasu, którą sama zaproponowała. Nie mógłby odmówić.
Przychodząc pod budynek o szóstej, kilka minut spóźniony, wyglądał całkiem... tragicznie. Trochę podkrążone oczy, zmierzwione włosy, koszulka częściowo wciśnięta w spodnie. Zdecydowanie nie był tym samym bogiem seksu, który objawił jej się w szpitalu. Za to ona... Na pewno próbowała nie wyglądać seksownie, ale cholera... Nawet w zwykłym topie wyglądała po prostu apetycznie.
- Rzeczywiście zapowiada się całkiem dobrze... - posłał jej najlepszy filuterny i zadziorny uśmiech na jaki było go akurat stać zanim zaczął gapić się na jej tyłek, kiedy walczyła z zamkiem.
Skłonił głowę w podziękowaniu zanim wszedł do środka. Tutaj go jeszcze nie było, aczkolwiek takie zakątki nie były mu całkowicie nieznane. Niestety wielu weteranów musiało polegać na podobnych przytułkach by znaleźć swój kolejny posiłek. Nie było tak źle jak w Ameryce, ale nadal opieka nad żołnierzami po przydziale kulała. Jak w większości państw.
- Ładnie pachniesz. - spojrzał jej w oczy gdy stawała na palcach by zawiązać jego fartuch o dziwo trzymając na razie ręce przy sobie, kto by pomyślał - Hmm... Nie wiem... Myślisz, że niebieski to mój kolor? - zrobił teatralny piruet trzymając poły fartucha i szczerząc się w jej stronę - Świetnie wyglądasz. - powiedział całkiem szczerze - Chociaż chyba wolałem te wersję, która nie miała nic więcej pod spodem - teraz był ten uśmiech, ten zadziorny i seksowny, który tak dobrze znała.
Tak po cichu dawał jej znać, że pamięta to jedno śniadanie, które chciała dla niego zrobić, ale w pewnym momencie stwierdziła, że to jednak ona będzie śniadaniem. Bardzo, ale to bardzo dobrze pamiętał jak smakowała.

callie carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
O ich małym odnowieniu kontaktu wcale nie myślała w kategoriach potencjalnego powrotu do siebie. Ten pomysł, przynajmniej dotychczas, nie przyszedł jej do głowy. Flirt można było łatwo wytłumaczyć tym, że Galahad miał ochotę na seks. Próby wsparcia w trudnej sytuacji można było wytłumaczyć zażyłością, sentymentem - może ich drogi się rozeszły, ale oferował jakąś obecność czy pocieszenie, bo kiedyś nie była mu obojętna. Chęć wspólnego spędzenia czasu z kolei można było wytłumaczyć tym, że generalnie, poza dramą z jego obrączką, dogadywali się dobrze - mogli zatem próbować odbudować relację koleżeńską, ewentualnie koleżeńską z okazjonalnymi korzyściami. Jeśli próbował komunikować chęć eksplorowania tematu związku - Callie była na te sygnały kompletnie ślepa, i odczytywała jego zachowanie zupełnie inaczej.
Czerwone światło, Harrington. Przyhamuj — skarciła, acz nieskrywane rozbawienie osłabiało komunikat. — Dwa komplementy w dwie minuty to stanowczo za dużo, jak na 1% randki. — chyba, że Galahad bajerował dupy na lewo i prawo, podczas spotkań koleżeńskich także; niezmiennie jednak, Callie zamierzała wyrysować przed nim granicę, której dla higieny spotkania powinien się trzymać. Gdy walczyła z nim o nieużywanie słowa „randka”, problemem nie było jedynie nazewnictwo - a może szczególnie komplet zachowań, którymi chciałby ją na randce obdarzać, a które jej nie pomagały. Nie pomagały spojrzenia, pocałunki, komplementy - mieszały w głowie, odbierały zdolność logicznego myślenia i pakowały w tarapaty.
Niedbale związała włosy, żeby nie przeszkadzały w pracy i oboje skierowali się do umywalki. Po dokładnym, szpitalnym myciu rąk założyli rękawiczki, i przeszli do pomieszczenia produkcji żywności. — Poza tym, tamta restauracja jest zamknięta do odwołania, więc dzisiejsza wersja fartuszka to jedyna, jaką zobaczysz — dodała w ramach skutecznego wytyczania granic i zarządzania jego oczekiwaniami. Jedną sprawą było zdrowie i fizyczna niegotowość do rozrywki, drugą jej determinacja, by nie wpaść znów w pułapkę bycia zabawką Harringtona. Mógł twierdzić, że tak nie było i nie będzie - z jego strony, natomiast jej perspektywa była taka, że się pobawił, poużywał sobie, a gdy przyszło do poważnych decyzji i deklaracji, nie sprostał wyzwaniu. Callie zostawiła Galahada przy jednym z metalowych blatów - zniknęła, by za moment wrócić ze skrzynką marchewek, którą postawiła przed nim. Z jednej z szuflad wyciągnęła dwie obieraczki, i żeby nie zarzucał jej sabotażu, pozwoliła by wybrał swoją pierwszy. Obok postawiła pustą skrzynkę na obrane marchewki, a potem przyciągnęła sobie pod tyłek wysoki taboret, bo lekarz kazał się oszczędzać.
To nie są zawody — zaczepiła; co najmniej jakby był dzieckiem, które chciała już na wstępie pocieszyć — ale gdyby były… — złośliwy uśmieszek wskazywał jasną trajektorię komentarza, natomiast Callie w ostatniej chwili zarządziła pivot. — … To byś wygrał, więc możemy już myśleć o nagrodzie pocieszenia dla mnie.
Oczy szczeniaczka i głos niewiniątka były co prawda teatralną, przesadzoną ekspresją, ale odrobina rywalizacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A i czas leci szybciej, gdy się powtarzalnym, monotonnym czynnościom nada cel. Carter nie czekała dłużej, za robotę się wzięła i po paru minutach pierwszy stos obierków trafiał do znajdującego się pod stołem kosza. — Opowiedzieć ci, dlaczego tutaj?
Organizacji poszukujących wolontariuszy były przecież dziesiątki, i zdecydowana większość nie wymagała pracy o szóstej rano w poniedziałek. Można więc było spokojnie przyjąć, że istniały lepsze miejsca, by poczuć się trochę lepiej ze swoim życiem w dobrobycie i przywileju.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak, Galahad zgodził się by nie była to randka, aczkolwiek był tym, który naciskał by był tutaj chociaż ten jeden procent, prawda? Chociaż... On chciał by było o wiele więcej niż jeden procent. Najlepiej byłoby te proporcje odwrócić. Już w szpitalu powiedział jej, że chętnie zabierze ją na prawdziwą randkę. Taką, na jakiej jeszcze nie byli, na której do tej pory nie mogli być. To mogło być właśnie to, aczkolwiek rozumiał, jeśli Callie chciała zacząć od samego początku. Nie był pewien czy tak się da, jednak był w stanie spróbować. Małymi krokami do celu, a tym celem było... No właśnie. Chyba sam nie do końca wiedział co. To nie do końca tak, że relacja koleżeńska w ogóle go nie interesowała. Jeśli tego właśnie potrzebowała i chciała, może być dla niej wyłącznie takim wsparciem. Jeśli myślał o sobie, wiedział, że chciał czegoś więcej. Chciał spróbować jeszcze raz. Może los dawał im szansę by tym razem zbudowali stabilny związek? Nie chciałby tego zaprzepaścić. Starał się by wiedziała, że chce więcej, lecz czy jego starania były zauważone? Nie miał pojęcia. Tym bardziej czy były dobrze odczytane, to już wiedziała sama Callie.
- To co powiesz na to, że zrobimy z tego dziesięć procent randki? - nie dał się tak łatwo zbić z tropu po prostu szczerząc się do niej tym uśmiechem, który na pewno tak dobrze pamiętała. Ten, który rozbrajał ją za każdym razem. Często też rozbierał, jak tak o tym pomyśleć...
W związanych włosach też wyglądała bardzo dobrze. Odsłoniła szyję, do której tak chętnie dobierał się w szpitalu. Teraz zrobiłby to równie chętnie. Pewne nawet by spróbował gdyby nie fakt, że tak ostentacyjnie dała mu chwilę temu czerwone światło. Niechętnie, ale postanowił to uszanować. Pokazać jej, że faktycznie nie jest już do końca tym samym facetem, którego znała i seks nie jest jedynym, czego od niej chciał. Nawet nie skomentował jej żartu, chociaż bardzo, ale to bardzo prosił się o jakieś seksualne innuendo. Uśmiechnął się tylko przytakując i cierpliwie poczekał aż przyniesie tę skrzynkę marchewek. Wybrał sobie czerwoną obieraczkę, bo jak wszyscy wiemy, co czerwone to szybsze.
- Nagroda pocieszenia? - spojrzał na nią kończąc już obieranie pierwszej marchewki, akurat w tym był rzeczywiście całkiem dobry. Często pomagał chłopakom w kuchni kiedy jeszcze był w wojsku - Co powiesz na kolację dziś wieczorem? 99% randki. Możesz wybrać miejsce. - zagaił patrząc na nią zupełnie poważnie.
Nie robił tego w żaden sposób żartobliwie, a nawet powstrzymał się od jakiegokolwiek seksualnego podtekstu - Obiecuję nawet, że nie stracisz żadnych ubrań. - puścił jej oczko z nieco rozbawionym uśmiechem.
Naprawdę chciał by zrozumiała, co próbuje tutaj zrobić i nie chodzi tylko o dostanie się do jej majtek, jeśli pod takim była wrażeniem. Miał wobec niej poważne plany, jeśli tylko by mu pozwoliła.
- Mhm. Podejrzewam, że jest jeszcze kilka kuchni, które nie wymagają wstawania tak wcześnie. - przytaknął spoglądając na nią kiedy jego stos obierek również robił się coraz większy.

callie carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Callie nie odmawiała randki żeby ukarać go za przewinienia z przeszłości, ani nawet dlatego, że czegokolwiek mu brakowało. Odmawiała, bo czas zdawał się najgorszy do otwierania na nowo tego, co z wielkim trudem udało się jej zamknąć. Gdyby nie wypełniał jej strach o przyszłość, byłaby bardziej otwarta na jego zaproszenia. Pomiędzy rozpadem poprzedniego nie-ale-jednak-związku i diagnozą, Callie blokowała myśl, że to nie jest dobry czas. Może trzeba by jej było dać Hłaskę do czytania, żeby zrewidowała swoje podejście? ”Nie widziałem jeszcze ludzi, którzy spotkaliby się w dobrym miejscu życia. Takiego miejsca w życiu nie ma i być nie może. Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno czy zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczeń albo że zbyt mało. zawsze coś stoi na przeszkodzie.”
Gal — podniosła wzrok znad obieranej marchewki, zadzierając głowę do góry. Był jak niesforne dziecko, które próbuje raz za razem, choć mama już cztery razy powiedziała nie. Obdarzyła go spojrzeniem czułym, zdradzającym poruszenie, bo choć randki miała dalej konsekwentnie odmówić - sama propozycja była gestem, który potrafiła docenić. Przyjemnym, łechczącym ego bez wątpienia. — Gdybym się zgodziła na 99% randki to zdecydowanie z nadzieją, że stracę wszystkie ubrania — oświadczyła bezwstydnie, bo czy druga połowa randki - ta na tylnym siedzeniu, albo w domu - nie była równie ważna, co pierwsza? To był moment kulminacyjny, zwieńczenie paru godzin kuszenia, zalotów, prowokacji, rozbierania siebie wzajemnie wyobraźnią. — Gdybym się zgodziła… — kontynuowała; w ramach stworzenia wrażenia, że poruszony temat jest lekki jak piórko, niemal obojętny pannie Carter, powróciła spojrzeniem do własnych dłoni i kontynuowała obieranie marchewek. — … To po to, żebyś się ze mną kochał i żebyś mnie kochał. Dlatego się nie zgodzę.
Może to pokrętna kobieca logika, a może brak logiki jakiejkolwiek? Zgoda na tę randkę, którą jej proponował - prawdziwą randkę, randkę symbolizującą długoterminowe plany… Byłaby także jej deklaracją, że podchodzi do jego propozycji poważnie. Że ją rozważa, że chce eksplorować zbudowanie relacji. W tym momencie nie potrafiła o tym zdecydować. Było za wcześnie. Nie była na to gotowa. Nie była też gotowa z niego zrezygnować, nie korzystać z tego, że był na wyciągnięcie ręki, dlatego… — Dzisiaj pracuję — zaczęła — ale możemy negocjować jutrzejszy wieczór. Dziesięć procent randki, u mnie. Obejrzysz ze mną Pulp Fiction albo Leona Zawodowca bez komentowania, że źle się biją i strzelają — przewróciła oczami; może teraz ostentacyjnie marudziła, ale zmuszona do szczerości przyznałaby, że on jedyny wskazywał jej na błędy w kultowych filmach i miała do tego pewien sentyment. — Jeśli w zestawie będzie opowieść na dobranoc, jestem gotowa zaakceptować rating PG-13.
Potencjalnie: częściowa nagość, humor z podtekstem erotycznym czy krótkie epizody soft fizycznych czułości wchodziły w grę, dlatego uważała swoją propozycję za bardziej, niż korzystną dla Harringtona. Trochę chciała mu wynagrodzić tę pobudkę przed szóstą, ale się nie przyzna. Wiadomka. Jeszcze by pomyślał, że jest miła i świat by się skończył.
Okej, opowiem ci. Ale musisz najpierw obiecać, że powstrzymasz się od komentarzy z kategorii: Callie, jesteś nieodpowiedzialna, a gdyby coś ci się stało, bla, bla.
Nie byłoby może nic złego w tym, żeby się przejął jej głupimi, ryzykownymi decyzjami, ale nie chciała być traktowana jak mała dziewczynka, której rodzice serwują monolog "jesteśmy rozczarowani" i "martwiliśmy się".

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niewątpliwie jedną z cech, które Galahad w sobie wykształcił jest nieustępliwość. Wiele osób mogło go za to nienawidzić. Na pewno miał kilku przełożonych w wojsku, którzy mieli go bardziej niż dość kiedy po raz szesnasty wystawiał się na ostrzął pomimo rozkazów żeby siedzieć na dupie. Jednakże ta cecha jest również tą, która z tego frontu pozwoliła mu w ogóle wrócić. Gdyby nie walczył tak ciężko o swoją przyszłość pewnie nie byłby teraz w stanie nawet chodzić. A już na pewno nie rozkochałby w sobie Callie. Doskonale wiedziała, że jak obierze sobie jakiś cel, nie odpuści za żadne skarby. Dlatego mogła mu teraz tłumaczyć, a raczej dać tego uprzejmego kosza, lecz on już wiedział, że są w tym razem. Czy ona dopuszczała do siebie tę myśl, czy nie. Nie pozwoli jej przez to wszystko przechodzić w pojedynkę.
Z resztą to nie jedyny powód. Był zupełnie inny dla którego spojrzał na nią z nowym błyskiem w oku. Tym seksownym, nieco niebezpiecznym, który zawsze zwiastował kłopoty. Doskonale pamiętał jak wyglądała bez ubrań. Nawet teraz, gdy była nieco wychudzona i z lekko podkrążonymi oczami, pragnął jej równie mocno co kilka lat temu. Chętnie już tutaj zerwałby z niej wszystkie ciuchy, co z resztą dawał jej do zrozumienia już od pierwszych minut ich dziesiejszego spotkania. Podobnie jak wtedy, tym pocałunkiem. Pragnął jej równie mocno, co zawsze.
- Nie zgodzisz się na to... teraz. - włożył to jedno słowo w jej usta z uśmiechem, który świadczył o tym, że w ogóle się jej komentarzami nie zraził.
Był w stanie poczekać. Dać jej ten czas, którego nigdy wcześniej nie mieli. Wtedy całkowicie zagubili się w swojej cielesności, a przynajmniej od tego zaczęli zanim się w sobie zakochali. Miała rację. Tym razem powinni to zrobić jak należy. Powoli, małymi krokami. Dlatego tak szeroko się uśmiechnął gdy sama zaproponowała, że mogą spotkać się znów. Nadal mało zobowiązująco, ale już bardziej jako randka. Nawet jeśli w stylu szkoły średniej. Galahad potrafił być cierpliwy. Zdecydowanie bardziej niż kiedyś.
- Negocjować... W porządku. - uśmiechnął się zadziornie, nieco złośliwie nawet - Pietnaście procent, przyniosę przekąski, ty zrobisz drinki, a rating... PG-16. - spojrzał na nią z nieco uniesioną brwią wzywając ją do stołu. W końcu to miały być prawdziwe negocjacje.
- Emm... Nie mogę. - uśmiechnął się rozbrajająco rozkładając ręce - Znając Ciebie całkiem możliwe, że jakiś siarczysty komentarz opuści moje usta. - wzruszył ramionami robiąc minę niewiniątka - To co tam zmalowałaś? - szturchnął ją zaczepnie biodrem w ramię wrzucając kolejne marchewki do pojemnika. Całkiem nieźle mu szło. Od razu widać kto odbywał pewne kary w wojsku. Wirtuoz z obieraczką jej się trafił.

callie carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Gdyby istniał sposób na to, by traktować seks z Galahadem jako kardio - zestaw ćwiczeń fizycznych, sekwencję ruchów wyłącznie mechanicznie powtarzalnych, zapisałaby się od razu. Nikt nie dotykał jej tak, jak on. Nikt nie doprowadzał jej do tej słodkiej granicy szaleństwa tak, jak on. Nikt nie trafiał bezbłędnie we wszystkie czułe punkty tak, jak on. Dla samej fizycznej przyjemności - nie wahałaby się ani chwili. Nie miała wątpliwości, że żaden mężczyzna nie da jej tego, co mógł dać Galahad. W łóżku i na wielu innych powierzchniach. Niestety… „Tylko seks” w ich przypadku nie istniał. Callie zdawała sobie sprawę z ogromnej emocjonalnej słabości, jaką do niego miała. Z tego powodu musiała odmawiać randek, które skończyłyby się otworzeniem drzwi do uczuć, które tak wielkim trudem zamknęła.
Czy „teraz”, czy „nigdy”, to zależy tylko od ciebie. Chcę zobaczyć zmiany i twoje zaangażowanie… — powiedziała szczerze, niespecjalnie złośliwie - nie było sensu wdawać się w sprzeczkę o to jak było kiedyś, ale teraz potrzebowała dowodu, NIE SŁÓW, że jest inaczej. Że potrafi być dla niej, gdy go potrzebuje. Że potrafi o nią dbać. Że jest dla niego najważniejsza i przede wszystkim jedyna.
12%, przekąski muszą zawierać kwaśne żelki i truskawki. Żadnego alkoholu dla mnie, dla ciebie jedno piwo… — wstała na moment z tego swojego taboretu, żeby wspiąć się na palcach i dosięgnąć ust Galahada; krótkie, niewinne buzi było gestem dobrej woli z jej strony, a także próbą przypomnienia mężczyźnie, jak bardzo ją lubił - zanim zacznie krzyczeć za akcję, którą miała mu opowiedzieć. Zatrzymała się przy jego miękkich wargach odrobinę dłużej, niż wypadało - lecz mimo chęci i mrowienia w podbrzuszu, nie pozwoliła sobie na pogłębienie pocałunku. — PG-16 jeśli lewy jajnik da mi spokój i nam na to pozwoli, okej? — czuła się w obowiązku przypomnienia, że niezależnie od dzisiejszych ustaleń, jutro mogła się bardzo źle czuć. Rak osłabiał ją całą, a nasilenia objawów odbierających radość z życia nie można było przewidzieć.
Dostałam diagnozę i było mi smutno, więc oczywiście zrobiłam jedyną rozsądną rzecz w tej sytuacji. Poszłam na imprezę — korzystając z tego, że do pracy nie dotarli jeszcze pozostali wolontariusze, jak niewiniątko posadziła tyłek na wolnym kawałku srebrnego blatu i zadarła główkę, by z uśmieszkiem grzecznej uczennicy obserwować reakcje Harringtona na tę historię. Marchewki zaczekają. — Po bliżej nieokreślonej ilości szotów wzięło mnie na płakanie więc zdecydowałam, że wrócę do domu. Z Cairns. Do Lorne. Pieszo. Nad ranem… I tak sobie szłam przez park, gdzie zagadał mnie taki facet. Ja beczałam, on wyklinał światu brak sprawiedliwości bo „jak to jest, że takie młode, takie ładne chorują”. Zapytał czy chcę zapalić, chciałam, więc się ujaraliśmy. Trochę za mocno. — przewidując, że już zebrało się wystarczająco powodów na marudzenie Galahada, zrobiła krótką przerwę żeby złapał oddech i się nie gorączkował.
Wpadliśmy na pomysł, żeby oglądać panoramę miasta, ale skąd, skoro jest płaskie? I gdzie ja w tych szpileczkach wspinałabym się na wzgórze? Ale… Mogłam się wspiąć na drabinę do ewakuacji pożarowej którą wypatrzyliśmy na elewacji pewnego budynku. Weszliśmy na dach, zapaliliśmy jeszcze po jednym lolku… Bardzo chciałam sprawdzić, czy drzwi prowadzą do Narni, więc… Włamaliśmy się do środka. Pozwiedzaliśmy trochę, znaleźliśmy pomieszczenie pełne owoców i warzyw. On próbował mnie przelecieć, ale za dużo wypił, więc nie bardzo miał czym. Ja na tym etapie wpadłam w gastrofazę i kończyłam przeżuwać dwunastą marchewkę… Cytując bez wytchnienia „Erystykę” Schopenhauera, na zmianę z „Rzeźnią” Vonneguta — oczywiście, że tak; szeroki uśmiech Callie pomagał wyobrazić sobie tamtą sytuację, należałoby tylko zapytać, dlaczego nie przeszła do mówionej analizy obiektu w nagich ciałach malowanych przez Freuda? Nawalona, naćpana Callie w muzeum lub na turnieju debatanckim zrobiłaby furorę, tysiąc procent.
Zrobiłam się senna, bo zmęczenie, nie? Tylko, że właśnie nie. Hipotermia — roześmiała się tak wesoło, jakby Callie opowiadająca nie była nijak związana z Callie występującą w opowieści. No, pewnie tylko Galahadowi nie było do śmiechu, ale sam chciał wiedzieć! — Otwieram oczy w karetce, po którą zadzwoniła spanikowana wolontariuszka - myślała, że znalazła zwłoki w chłodni. Jak dla mnie, to powinna dzwonić na policję, ale… Szczęście głupiego, czy coś. Mój tajemniczy prawie-kochanek pojechał inną karetką, więc mi zaginął. Jak doszłam do siebie, kupiłam worek marchewek, żeby zadośćuczynić za grzechy - wiadomo; przyjechałam tu i dopiero trzeźwa przeczytałam, że to nie jest restauracja… — wzruszyła ramionami, bo tak się przecież zdarza. Czwartek jak każdy inny, czyż nie? — Dziewczyna która nas znalazła płakała ze szczęścia, że nie jestem zwłokami. Przynajmniej jeszcze. I zaproponowała, żebym odpracowała włamanie dyżurem marchewkowym, bo na szóstą nikt nie chce przychodzić. Przyszłam raz, a potem drugi, a potem ósmy…
I tak już zostało. Czy to sprawia przeznaczenia, czy kaca moralnego, czy chęci by jej czas przed wczesną śmiercią do czegoś przydał się światu - bez znaczenia. Teraz w marchewkową piramidę został wciągnięty Galahad. — Koniec. No, dawaj - jestem gotowa na pogadankę, skarbie.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaangażowanie, rzeczywiście było to coś, czego nigdy wcześniej nie był jej w stanie dać. Przynajmniej nie tak, jak tego wymagała. Nie potrafił odejść od swojej żony. Znalazł się w niemożliwej sytuacji. Kochał dwie kobiety w tym samym czasie. Nie miał pojęcia ani kiedy, ani jak to się do końca stało. Jednak poślubiając Caroline ślubował jej miłość oraz wierność aż po grób. Chociaż nawalił z tym drugim, pierwsze było nadal prawdziwe. Nawet jeśli częściej lądował w łóżku Callie niż własnej żony. Z nią... Wszystko po prostu było jakieś lepsze, bardziej ekscytujące. Nie wiedział, czy to różnica wieku, podejścia do życia, chociaż jego też zawsze było całkiem młodzieżowe. Kochał ją, tego był pewien. Wtedy, może nawet teraz. Może już zawsze. Zależało mu na niej, bardziej niż mogła to sobie wyobrazić. Powinien był się wtedy zdecydować. W jedną, albo drugą stronę. Z perspektywy czasu wiedział już jaka decyzja byłaby poprawną, tylko w tym tkwił cały problem... Nie mógł cofnąć czasu, nie wiedział wtedy tego, co dzisiaj. Pozostało mu spróbować udowodnić Callie, że rzeczywiście tym razem potrafi być zaangażowany, że mogą stworzyć związek, a nie mieć tylko naprawdę udany seks.
- Daj mi trochę czasu. - uśmiechnął się do niej łagodnie - I po prostu bądź otwarta. - puścił jej jeszcze oczko nie zamierzając składać jej teraz niemożliwych obietnic.
Wszystko musiało wyjść naturalnie, samo z siebie. Inaczej to nie będzie miało żadnego sensu. Pokaże jej, że potrafi się postarać, potrafi być przy niej. To, że zna znaczenie słowa partner. Ona musi mu tylko dać szansę. Niczego więcej od niej nie wymagał.
- No co ty... Nie mogę nawet liczyć na drinka? - zaśmiał się cicho, jednak szybko umilkł kiedy przycisnęła swoje usta do jego.
Pozwolił sobie na chwilę o wszystkim zapomnieć. O tym, gdzie byli, o której godzinie, oraz co tu robili. To były te same miękkie usta, które pamiętał sprzed lat. Te same, które całował w szpitalu, tylko... O wiele bardziej namiętnie. Teraz też miał na to ochotę. Zacisnąć swoje dłonie na jej pośladkach, posadzić ją na blacie i zatopić się w jej ustach. Tak jak należy. Przypomnieć jej jak bardzo go tak naprawdę lubiła. Jednak... Dłonie miał zajęte, co skutecznie sprowadziło go na ziemię i pomogło trzymać je przy sobie. Nie chciał, ale dał radę. Zbyt dobrze wyglądała, nawet w tym chłodnym świetle.
- W porządku, ale kiedy kamera przejdzie już w stronę okna czy jakiejś ściany, to aktorzy nadal będą kontynuować. - wyszczerzył się do niej z tym niebezpiecznym błyskiem w oku.
Doskonale pamiętał jak dobrze było im w sypialni. Na samą myśl jego ciało bardzo szybko budziło się do życia, co Callie pewnie nawet by poczuła, gdyby pozostała wystarczająco blisko.
Galahad był w miarę przygotowny na to, że ta historia nie będzie mu się podobać. Znał Callie na tyle by wiedzieć, że jeśli go na to przygotowywała, to na pewno podniesie mu ciśnienie. W takich sytuacjach zawsze najlepiej było, kiedy miał coś do roboty, więc podczas jej historii z nową werwą kontynuował obieranie marchewek. I tak już wszyscy ustalili, że wygrał. Co jakiś czas podnosił tylko na nią wzrok, który z każdym kolejnym zdaniem trochę ciemniał. Zamarł na chwilę gdy wspomniała o towarzyszu, który próbował ją przelecieć. Wiedział, że wtedy nie była jego, mogła sypiać z kim chciała, a jednak, zalała go fala gniewu oraz zazdrości. Zmarszczył brwi na chwilę odkładając zarówno obieraczkę jak i do połowy obraną marchewkę. Kilka razy prychnął tylko czy głośniej wypuścił powietrze przez nos pozwalając jej dokończyć całą historię. Z mowy jego ciała mogła wyczytać, że tak... Zupełnie nie był zadowolony.
- Nie skarbuj mi tu... - mruknął niezadowolony - Słuchaj, nie mnie oceniać. Bycie terapeutą nauczyło mnie tego nie robić, więc nie będzie żadnej wielkiej pogadanki. Sam nie wiem jak zareagowałbym na taką wiadomość. Kiedy moi lekarze powiedzieli mi, że jest bardzo duża szansa, że nie będę chodzić też odchodziłem od zmysłów. Pewnie zrobiłbym coś równie głupiego gdybym nie był pod nadzorem i rzeczywiście miał sprawność w dolnych kończynach. - wzruszył ramionami z kwaśną miną, jednak jego rysy powoli łagodniały - Musiałaś jakoś odreagować. Czy był to najlepszy sposób? Pewnie nie, ale przeszłości nie zmienisz. Możesz tylko zmienić swoją przyszłość, więc następnym razem po prostu do mnie zadzwoń, co? - uśmiechnął się lekko i niezobowiązująco dał jej buziaka w policzek - A teraz zabieraj się do roboty, jak skończymy szybciej to wezmę cię jeszcze na kawę, czy coś. - skinął na jej kupkę nieobranych marchewek szturchając ją lekko biodrem w kolana.

callie carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Miał tyle czasu, ile ona miała. Miał tyle szans, ile chciał. Od niego zależało tylko ile z tych opcji wykorzysta - choć pierwsze punkty zebrał za przyjście na tę nierandkę o szóstej rano. Doceniała to, że chciał uczestniczyć w czymś ważnym dla niej, choć logistycznie było mu z tym nie po drodze. Nie chciała się jednak nastawiać na to, że będzie w tym wytrwały - bo mówić i obiecywać mężczyźni potrafią bardzo wiele, a w praktyce bywa różnie… Dlatego chciała mieć go obok, ale z granicami. I obserwować sytuację, aż będzie mogła drżącym głosem zakomunikować, że to już - już może zabrać ją na 99% randki.
Choć temat był poważny - nietrudno było odczytać męską mowę ciała, mimikę i niezadowolone spojrzenie - nie mogła się powstrzymać, i krótko zaśmiała, gdy jej ordynarna próba udobruchania i zmiękczenia została bezbłędnie przejrzana i zablokowana. — Nie bądź taki surowy… „Skarbowanie” zawsze działało — pomiędzy nuty rozbawienia wkradł się jeden procent wyrzutu, że będzie musiała obmyślić nowe sztuczki. — Historia ostatniego miesiąca pokazuje, że zdecydowanie nie mogę dzwonić do ciebie pijana — zaprotestowała, jednak posłusznie zajęła miejsce na swoim wysokim stołku i wróciła do obierania. — Pewnie palnęłabym jakąś głupotę, i zamiast odwieźć mnie do domu… Oddałbyś mnie do okna życia — bezczelnie szeroki uśmiech mógł sugerować, że sprawdzała i jeszcze się mieści. Tej historii miała mu jednak dziś nie opowiadać, bo jeszcze by mu żyłka pękła.
Historii o przygodach Callie bez opieki dorosłego było za dużo, Galahad by tego po prostu nie zniósł - ale o pana, który miał problem ze wzwodem w towarzystwie Carter nie powinien być zazdrosny ani trochę. Czym innym byłaby taka sytuacja w stałej relacji - z entuzjazmem pomogłaby partnerowi dodatkowymi pieszczotami, słowami i wsparciem; czym innym jednorazowy numerek z typem z imprezy - jak nic z tego, to nic z tego, nie bardzo jest czego żałować, bo ten jednorazowy nietrzeźwy seks nigdy nie należał do wybitnych tak czy inaczej.
A co do dzwonienia… — urwała; w stronę Galahada zaraz miała polecieć właśnie jedna z głupot, ale Callie brakowało kagańca. Kierowała nią zresztą obawa, że było za dobrze. Że jego uśmiech był zbyt rozbrajający i rozbierający. Że patrzył na nią zbyt czarująco. Że jego usta smakowały zbyt dobrze, a uścisk dłoni zbyt skutecznie odganiał koszmary. Że znów będzie zbyt przyciągający, a jednocześnie zbyt… Odległy. A potem wszystko trafi szlag.
Poproszę o listę wszystkich osób, poza twoją siostrą, które mogłoby w jakimkolwiek charakterze interesować to, że zostaniesz na noc ze mną — słowa, choć ubrane w prośbę, były stanowczym żądaniem. Były strachem o to, że jak w przeszłości, wyświetlacz jego telefonu błyśnie. A Harrington powie to samo, co zawsze: przepraszam, muszę już iść. Wtedy to była żona, a teraz…? Kto mógł rościć sobie prawo do jego nocy?
Jeśli miesiąc temu zaliczyłeś z nudów jakąś kasjerkę, obiecałeś że zadzwonisz i nie zadzwoniłeś… O tym też muszę wiedzieć, Gal. O wszystkich rzeczach, w które jesteś jakkolwiek zamieszany. Nawet jeśli ci się wydaje, że to nic takiego…
Miał rację - obieranie marchewek pomagało zdjąć ciężar z trudnego tematu. Skupiała się na tym z całej siły, nie przesuwając wzroku nawet na centymetr poza własną przestrzeń roboczą. Tak, oczekiwała dużo - wymagała spowiedzi. Szczerej spowiedzi. Już kiedyś zataił przed nią żonę, nie można więc Callie winić o czujność. Tym razem była zdeterminowana, żeby nie wchodzić w żadne niejasne sytuacje. Nie chciała się nim dzielić. Nie chciała być tą drugą. Nie chciała kolejny raz przeżyć horroru niespodzianki, że jednak ktoś był w jego życiu.
Jeśli kogoś masz, albo miałeś, albo prawie miałeś… Jeśli cokolwiek, z kimkolwiek jest, albo jest niejasne… Powiedz mi o tym teraz.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdążył już rozeznać się w swojej sytuacji na tyle by wiedzieć, że będzie musiał sobie zapracować na kolejną szansę u Callie. Przy ich rozstaniu to on zawalił na całej lini. A ona miała na tyle siły i poczucia własnej wartości by w końcu od niego odejść. Skończyć tę toksyczną relację, która nie mogła doprowadzić do niczego dobrego. On tego wszystkiego nie widział, przynajmniej nie wtedy, a powinien. Jako terapeuta i jako dorosły facet. Zachowywał się jak gówniarz. Manipulował, zwodził, uwodził. Zachowanie poniżej krytyki, nawet jeśli był w niej zakochany. Teraz przychodzi mu odbudować stracone zaufanie, jeśli to w ogóle możliwe.
Dzisiaj nie był już tym samym facetem, którego poznała kilka lat temu. W końcu nauczył się na własnych błędach. Nawet był na własnej terapii. Nadal jest. To tak naprawdę nigdy się nie kończy. Z pewnych rzeczy po prostu nie da się wyleczyć. Teraz potrafił jej zapewnić to, czego wcześniej brakowało. Zaangażowanie. Wierność, lojalność oraz całą swoją atencję. Czego dowodem było chociażby to, że pojawił się tutaj nie mając żadnych nadziei na seks. Ewentualnie buziaki PG-13. Był tutaj dla niej bo go zaprosiła, ponieważ chciał być w jej życiu.
- Ponieważ z tym Skarbowanie w parze szły pewne pieszczoty. - uśmiechnął się do niej bez cienia wstydu, doskonale wiedziała o czym mówił - Oj wypraszam sobie. Jeśli ostatni miesiąc jest jakimkolwiek wyznacznikiem to wiesz, że możesz mimo wszystko liczyć na bezpieczny powrót do domu. Ba! Nawet nie pozwolę Ci się do mnie dobrać, nawet jeśli będziesz tak usilnie próbować jak ostatnim razem. - wyszczerzył się zadziornie grając na tym, że może do końca nie pamiętać jak potoczyło się ich pierwsze spotkanie w Lorne.
Uniósł nieco pytająco brew kiedy wspomniała o numerach telefonu, które powinna znać. W pierwszej chwili nie miał w ogóle pojęcia po co mogłyby jej być kontakty do osób, które może interesować gdzie spędza noc. W końcu była świadoma tego, że jest już po rozwodzie, kogo by to interesowało? Dopiero po chwili zrozumiał dlaczego akurat o to pyta. Jej kolejne słowa tylko to potwierdziły. Chodziło o ich wcześniejsze spotkania. Wzory, którymi się wcześniej kierowali. Teraz miało być inaczej. Musiało być inaczej.
Odłożył na chwilę jedną z ostatnich obranych marchewek oraz obieraczkę na blat. Złapał ją za kolana i obrócił w swoją stronę. Przyklęknął między jej nogami zadzierając głowę do góry by spojrzeć jej w oczy. Skoro oczekiwała spowiedzi, zaraz ją dostanie.
- Prócz mojej siostry może to być jeszcze jej mąż albo moja siostrzenica, jak już jej się uda wykręcić jakoś mój numer... - uśmiechnął się pogodnie - Jest też na razie jedna pacjentka, która ma mój numer na wypadek jakiejś krytycznej sytuacji. Na razie jeszcze nigdy go nie użyła. Ma na imię Olive. Jest nauczycielką plastyki. Mam z nią trochę niestandardowy tryb pracy, pierwszy raz zaprosiłem ją na drinka zamiast do swojego gabinetu bo wiedziałem, że tam by się nie otworzyła. Jestem jej terapeutą, trochę przyjacielem. Nie ma nikogo innego. - powiedział wszystko, co powinna wiedzieć patrząc jej w oczy mimowolnie powoli masując jej kolana.

callie carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Wiedziała, o czym mówił - ale myślenie o tym było skrajnie niebezpieczne. Od namiętnego pożegnania, którym uraczył ją w szpitalu, wspomnienia pieszczot wracały zbyt często, zbyt intensywnie. Bardzo walczyła ze sobą, żeby nie poddać się przyciąganiu; nie ulec pokusie, o której szeptał mały diabełek na ramieniu. Chciała znów poczuć tę wywołaną jej obecnością twardość, serię słodkich pocałunków na delikatnej szyi... Powtórzyć moment który tak okrutnie im odebrano, choć w lepszych okolicznościach - w ładniejszym i wygodniejszym miejscu, zdecydowanie bez kłującego bólu który uniemożliwiał płynność ruchów i maksymalne napawanie się bliskością. Chciała tego dla siebie, nie dla niego. Chciała słuchać jego westchnień, przypomnieć sobie zamglone pożądaniem spojrzenie którym obdarzał ją zawsze wtedy gdy zajmowała miejsce między jego udami. Dlatego, gdy nawiązał do jej luk w pamięci...
Czekaj — nad jej głową powinno pojawić się kółeczko wskazujące na ładowanie brakujących wspomnień i myśli. — Gdybym rzeczywiście próbowała się do ciebie dobrać, to byś mi pozwolił — chytry uśmieszek demonstrował absolutne 0% skromności; wiedziała, że w domaganiu się jego dotyku byłaby bardzo przekonująca i nie umiałby jej odmówić. Zatem potwierdzone - nie mogła próbować; gdyby próbowała, próba byłaby skuteczna. Uwielbiała tę słabość, którą wobec niej miał Harrington - swoją wobec niego mniej, bo nie lubiła utraty kontroli.
Gal, musisz wiedzieć, że nie jestem gotowa na oświadczyny — oznajmiła, posyłając klękającemu mężczyźnie złośliwy uśmieszek. Przez okoliczności w jakich się poznali nigdy nie rozmawiali o ślubie - temat powodowałby tylko spięcia. Callie z ulgą przyjęła więc nowonabytą możliwość żartowania z wymiany pierścionków.
Następnie wysłuchała uważnie tej jego spowiedzi, analizując każdą z wymienionych osób po drodze. Na etapie rodziny wszystko było zrozumiałe - nie miałaby nic przeciwko, gdyby musiał w środku nierandki ubrać się i wyjść bo siostrzenica potrzebowała, żeby wujek przeczytał jej bajkę. To nawet rozczulające - przegrać rywalizację o jego uwagę z siedmiolatką. Za to... Olive... Callie wyraźnie się skrzywiła, w niezadowoleniu wzdychając. Do zazdrości w życiu by się nie przyznała, ale jej grymas mówił na ten temat wystarczająco głośno. — To pacjentka, czy przyjaciółka? — żądała, by się określił. — To są dwie skrajnie różne relacje, z różnymi granicami — i ani trochę nie była zadowolona, że on te granice przed nią zacierał. Gdyby tylko powiedział: poznałem taką dziewczynę, spodobała mi się i zaprosiłem ją na drinka; wszystko byłoby jasne. Charakter ich relacji byłby jasny. A to, co opowiedział - nie było jasne ani trochę. Wpatrywała się pytająco w jego oczy, jakby próbowała z nich wyczytać co nim kierowało. Na pewno nie rozsądek. — W krytycznych sytuacjach powinna dzwonić na policję, pogotowie, straż pożarną lub do księdza. Nie do ciebie.
Nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, która wymagałaby kontaktu z Galahadem po godzinach pracy, na prywatnym numerze telefonu. A gdyby Harrington w ogóle rozważył odebranie, podczas spotkania z Callie, o które sam zabiegał... No, to byłby koniec. Definitywny.
Na razie Carter pozostawała czujna i niewzruszona mizianiem kolan, które było bardzo przyjemne - ale nie umniejszało powadze tematu. Callie była zdeterminowana dopilnować, by nie wsiedli znów na karuzelę tych samych błędów, co kilka lat temu. Nie miała na to ani siły, ani ochoty. Teraz mieli grać w otwarte karty.
No - na razie to on otwierał, a ona mogła wygodnie milczeć na temat swoich uwikłań. Win.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zrobił bardzo zdziwioną i wręcz oburzoną minę, że mogłaby go posądzić o bycie łatwym. Przecież przez cały ich poprzedni związek nie dał jej żadnych powodów żeby tak sądzić. No dobra, powiedźmy sobie szczerze, wtedy był dla niej cholernie łatwy. Oboje zatracili się w cielesności swojego związku i wystarczyło, że jedno z nich spojrzało na drugie w odpowiedni sposób i już lądowali na pierwszej lepszej płaskiej powierzchni bardzo szybko wyswobadzając się z ubrań. To jednak była przeszłość! Przecież teraz nie pozwoliłby się tak uwieść. Na pewno nie tak łatwo. Przecież był już dorosłym i odpowiedzialnym facetem. A przynajmniej takim starał się być. Kiedy spotkali się tamtego wieczoru tak, obawiał się, że wrócą do punktu wyjścia. Cholernie ciężko byłoby mu oprzeć się jej zalotom, gdyby takie się pojawiły. Zawsze miał do niej słabość i pewnie zawsze będzie miał. Chciał natomiast wierzyć, że jakoś by temu podołał. Wykorzystanie jej upojenia byłoby po prostu parszywe. Nie robi się tego osobie, którą się kochało.
- Wypraszam sobie... Nie wykorzystałbym cię w ten sposób. - pokręcił głową z pewnym żalem, nawet na chwilę przestał masować jej kolana - Ale masz trochę racji. Trzasnęłaś mi drzwiami przed twarzą. Nie to żebym chciał wejść do środka. Broń boże! - uniósł dłonie w swojej obronie, które za chwilę znów opadły na jej kolana.
- W porządku, ja nie jestem gotowy na kolejny ślub. - zaśmiał się cicho - Ale zapamiętam, że najbardziej kręci Cię pierścionek zaręczynowy z marchewki. - puścił jej oczko z szerokim uśmiechem.
Dokładnie widział moment, w którym jej mimika diametralnie się zmieniła. Mogła próbować to ukryć, lecz przed nim, przynajmniej kiedyś, jej język ciała nie miał żadnych tajemnic. Miał nadzieję, że doceni to, że rzeczywiście gra z nią w otwarte karty. Powiedział jej o wszystkim nie ukrywając nawet najmniejszej rzeczy, chociaż mógł. Kiedyś pewnie by to zrobił. Teraz natomiast... Na jego usta wpełzł mały uśmieszek, bo Callie z jednej strony trzymała go na dystans. Udawała niezainteresową, a jednak była o niego zazdrosna. I to jak. Wcześniej takie komentarze kierowała do niego tylko jeśli chodziło o jego żonę. Nie dawał jej do tego innych powodów. To na swój sposób było nawet rozczulające.
- I obie granice nie naruszają niczego, co mogłoby między nami być, prawda? - wypunktował cwanie powoli przesuwając swoje dłonie trochę wyżej na jej uda nadal nie odwracając od niej wzroku - To prawda, aczkolwiek jest jeszcze coś takiego jak kryzysowa pomoc psychologiczna. Na przykład dla pacjentów, którzy mają ataki paniki bądź myśli samobójcze. Takim nie pomoże policja ani straż, muszą mieć swój własny numer alarmowy. - wytłumaczył jej spokojnie teraz powoli masując jej uda - Ona na razie takich nie miewała, aczkolwiek dałem go jej ponieważ ma lęki przed mężczyznami. Wątpię czy kiedykolwiek go użyje. Jednak, może go mieć. Naprawdę chcesz mieć faceta, który przedłoży randkę ponad ludzkie życie? - uniósł brew pytająco - Uświadomiłem ją, że ten numer jest faktycznie na krytyczne sytuacje. Gdyby jej demony zaczynały wygrywać walkę w jej głowie. Jest bardziej pacjentką niż przyjaciółką. - zakończył patrząc prosto w jej tęczówki i raczej dało się poznać, że mówi prawdę. Nie czuł potrzeby by udawać.

callie carter
ODPOWIEDZ