właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Uśmiechnęła się lekko, zastanawiając się przez chwilę nad jego podsumowaniem, które rzeczywiście było całkiem trafne, ale też jednocześnie całkiem zaskakujące. Zawsze jej się wydawało, że jednak przygody są u niej na pierwszym miejscu i się to nie zmieni. Najwyraźniej jednak i ona w jakiś sposób dojrzała, więc jej potrzeby się na przestrzeni lat zmieniły i chyba sama jeszcze nie była pewna, jak się z tym czuje, będzie musiała kiedyś to przemyśleć. Nie wiedziała też, że ich myśli w aspekcie potencjalnej wspólnej podróży odrobinę się pokrywają, bo jej też przeszło to przez głowę. Ale na chwilę obecną nie było raczej na to przestrzeni ani żadnego potencjału, więc była to bardzo przelotna myśl, którą należało odsunąć.
Da się to załatwić — zapewniła go, bo wiadomo, że nie pozwoli, aby przegapił takie dzieło sztuki. — Ale coś za coś, Red — dodała, bo jednak powinien być świadomy, że to transakcja wiązana. — Musisz mnie potem zaprosić na podziwianie surferskich dekoracji, bo brzmi to wspaniale tandetnie — uśmiechnęła się do niego ładnie i niewinnie, bo przecież to wcale nie tak, że się jakoś wpraszała. To tylko niewinna sugestia, być może odrobinę bardziej niż z ciekawością samego świątecznego wystroju związana z tym, że chętnie spędzi z nim więcej czasu.
Podejrzewam, że tylko z bratem, ale i tak się cieszę. Z Freddiem nie da się nudzić — co prawda w tamtym momencie jeszcze nie podejrzewała, że zjarają się pod choinką u rodziców i Fred postanowi próbować zejść po rynnie w stroju Mikołaja, ale i tak uśmiechnęła się szeroko, przekonana co do tego, że będą to wesołe święta.
Dzięki — co prawda nie była pewna, czy to ambicje na sto procent, czy raczej obawa z tym, że etat i posiadanie szefa nie są dla niej, bo zupełnie nie była do tego przyzywczajona. — Doceniam swobodę, ale chciałabym już przejść do dalszych etapów, gdy większość rzeczy przestaje być czarną magią — przyznała szczerze, bo to odrobinę ją frustrowało. — Ale poza momentami, w których zastanawiam się, czy na pewno czegoś nie spieprzyłam i nie będę miała jak ogarnąć wypłat dla ludzi, to nie narzekam, jestem tym całkiem podekscytowana — lubiła to, co robiła, nawet jeśli papierkowa robota ją wkurzała, gdy przychodził okres rozliczeń i innych podatków i często nadal czuła się spięta, bo robiła nowe rzeczy, na których się nie znała, a sporo od nich zależało. Ale to był całkiem przyjemny stres. Taki, który motywuje, a nie sprawia, że skręca człowiekowi żołądek w supeł i paraliżuje przed podjęciem decyzji.
To warta zapamiętania informacja — uniosła lekko kąciki ust w nieco zaczepnym uśmiechu. Całkiem istotna kwestia, mogła z tego skorzystać, nawet jeśli w tym momencie nie do końca chodziło o to. Ale Salma nie byłaby sobą, gdyby nie wtrąciła jakiegoś zdania dla lekkiego rozładowania napięcia, a jednak miało prawo się ono pojawić, skoro zeszli na dość poważny temat. I choć raczej łatwo było wywnioskować, że musiało wydarzyć się coś nieprzyjemnego, skoro ostatnio nie chciał jeszcze o tym mówić, ale jednak nie spodziewała się, że przeszedł aż tyle. Nikt raczej nie zakładał aż takich komplikacji. Szczególnie, że nawet jeśli nie do końca zastanawiała się nad tym, jakiej natury dokładnie była ich relacja, dokąd mogła zmierzać i jak ją aktualnie nazwać oraz czego sama od niej chce, to jednak Aldred był dla niej ważną osobą.
To brzmi jak cholernie ciężka przeprawa — przyznała, gdy dostała odrobinę więcej szczegółów, nie bawiąc się w jakieś owijanie w bawełnę, bo to jednak trudne przy takim temacie. Cztery miesiące śpiączki brzmiały naprawdę martwiąco i przerażająco. I dla niego, i dla jego bliskich. — Ale cieszę się bardzo, że rehabilitacja przyniosła efekty — dodała, uśmiechając się delikatnie. Aktualnie wyglądał jak człowiek w całkiem niezłej formie, trudno było powiedzieć, że stosunkowo niedawno wracał do normalnego życia po takiej przerwie. — To dlatego masz naklejki na szafkach? — przypomniało jej się, że gdy była u niego na kolacji, to zwróciła na to uwagę. Była spostrzegawcza, ale nie lubiła naciskać i wypytywać, gdy wydawało jej się to nie do końca na miejscu.
Na tyle, aby Ci w to bez wahania uwierzyć — zapewniła go. Co prawda, jak zapewne wiedział, była zdecydowanie bardziej zainteresowana nim, niż jego bratem, jednak spędzili trochę czasu w The Woolshed, więc zdarzyło jej się z nim trochę pogadać. I zapisał się w jej głowie jako bardzo pozytywny człowiek, który zdawał się mieć konkretny cel w życiu.
Dobrze, zapytam Cię ponownie w przyszłe święta — obiecałą mu, mając nawet zamiar wywiązać się z tej obietnicy. I licząc, że rzeczywiście będzie miała taką możliwość. — To dobrze, cieszy mnie to bardzo — gdyby od początku było to dla niego nudne, głupie albo męczące i bez sensu, to raczej trudno byłoby z tym wiązać nadzieje. — Jesteś bardzo niesamowitym człowiekiem — dodała, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając mu się uważnie z lekkim uśmiechem. Było to bardzo przyjemne zajęcie, biorąc pod uwagę jak bardzo przystojnym mężczyzną był. Istniała więc możliwość, że zapatrzyła się nieco zbyt długo, dlatego odwróciła taktownie wzrok po chwili, odbijając nieco od powagi, jaka się tutaj wkradła. — I nie mówię tego tylko dlatego, że chcę, żebyś pomógł mi złożyć regał — dodała lekko sobie żartując.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Mogę nawet na premierę — powiedział z uśmiechem, bo nie widział żadnego problemu w jej wpraszaniu się. Nawet się nie wpraszała, bo była tam bardzo mile widziana. Kiedy tylko chciała. Nie wątpił w to, że Blue ją polubi jak będą miały szansę się poznać, więc mogła wpadać nawet bez zapowiedzi. Pokiwał głową na wieść, że Święta będzie spędzać z Freddiem. Wątpił by u Reddingtonów było miało być wesoło. Nie tylko ze względu na brak Claya i rodziców, którzy już od dawna nie znajdowali się w obrazku. Rodzeństwo nie dogadywało się za sobą za dobrze. Właściwie był to eufemizm, bo prawda była taka, że dogadywali się ze sobą, w najlepszych okolicznościach, średnio. Zwykle skala przesuwała się raczej ku chujowo.
Zaśmiał się krótko na jej słowa i złapał się na tym, że znów kiwa głową.
Tak, rozumienie tego, co się robi byłoby miłą odmianą — zgodził się z nią. Też chciałby już pewne rzeczy robić odruchowo, po tym jak wejdą mu w nawyk, a nie za każdym razem zastanawiać się jak to się robiło i co powinno być następnym krokiem. Było to frustrujące i każde zadanie zajmowało przez to zdecydowanie więcej czasu niż powinno i niż się go miało. — Super — powiedział, uśmiechając się do niej szerzej, ale uśmiech ten obejmował tylko dolną połowę jego twarzy, bo wiedział, że zaraz będzie podejmować rozmowę na temat tego jak został nowym właścicielem The Woolshed. Cieszył się jednak z tego, że udało jej się znaleźć pracę, która ją ekscytowała i stanowiła wyzwanie, ale nie takie, które wydawało się być nie do przeskoczenia, tylko właśnie takie, które motywowało do dalszego działania i wspinania się, a nie szukania drogi ucieczki z tej metaforycznej góry.
Heh — parsknął rozbawiony jej słowami i miną, jaką przy tym zrobiła. Doskonale wiedział o czym pomyślała. Docenił ten moment, który wyrwał go z myśli o Clayu, o swoim wypadku, a zamiast tego umieścił w obecnej sytuacji, w której to skończył właśnie jeść kolację z cudowną i piękną kobietą, która miała wspaniale sprośne poczucie humoru. Było mu to potrzebne. Nie powiedział nic, gdy komentowała jego śpiączkę. Nie wiedział co miałby powiedzieć ani zrobić. Nie pamiętał nic z tamtego okresu, poza kilkoma chwilami tuż przed wybudzeniem się. I nie pytał za bardzo nikogo bliskiego na temat uczuć, jakie wtedy mieli. Musiałby z nimi rozmawiać na takie tematy, a tego zdecydowanie nie robili. — Jestem prawie jak nowy, z wyjątkiem kolana, ale nie przeszkadza mi to za bardzo, co już sama wiesz — powiedział, a minę miał podobną do tej, którą wcześniej mu zaprezentowała. Czasem nosił wciąż opaskę, ale tylko wówczas, gdy czekał go jakiś większy wysiłek fizyczny jak chodzenie przez kilka godzin czy surfowanie. — Tak, nie zdjąłem ich jeszcze, chociaż już nie są mi potrzebne — potwierdził, zdziwiony nieco tym, że zapamiętała ten szczegół z jego łodzi. Pozytywnie.
Będę trzymał za słowo — powiedział, dając jej między wierszami znać, że również miał nadzieję, że będzie miała ku temu okazję. Nie wiedział jeszcze w jakiej formie, ale teraz nie było to dla niego zbyt istotne. Odchrząknął, gdy go pochwaliła, ale uśmiechnął się, szerzej i bardziej szczerze niż wcześniej. — Uwierzę Ci na słowo i złożymy ten regał — stwierdził rozbawiony. — Dziękuję za te słowa — dodał jeszcze, bo nie umknęły jego uwadze. I je doceniał, tak jak wcześniejszy żart. — A teraz podaj mi młotek, żebyśmy uwinęli się z tym szybko i mogli zająć innymi, ciekawszymi rzeczami — poprosił, pewien, że Salma zrozumie do czego pije i jakie aktywności ma na myśli. Była mądra, więc w nią nie wątpił.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Rodzinne problemy potrafiły rzucić spory cień na to, jak prezentowały się święta. Dlatego tym bardziej miło było docenić te momenty, w których można było cieszyć się tym okresem w roku w towarzystwie osób, które może nie należały do rodziny w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale zdecydowanie odgrywały ważną rolę w życiu. Premiera surferskich ozdób świątecznych u Reda zdecydowanie zaliczała się do takich chwil, które na pewno zostaną zapisane jako ciepłe wspomnienie z tegorocznych świąt. Bo oczywiście, że miała zamiar z tej okazji skorzystać.
Wspaniale — skwitowała więc, uśmiechając się do niego promiennie, a potem przyszedł ten wyjątkowy czas, w którym mówiła zdecydowanie mniej (zazwyczaj, nie ma co się oszukiwać, gadała raczej sporo), bo chciała go słuchać, jednocześnie przyglądając się jego mimice i gestom, gdy zagłębiał się nieco w tę historię. Nie umknęło jej, że odszukał pod koszulką naszyjnik z muszelek, o którym wspominał, ani to, że momentami ucieka myślami, które pochłaniały go może zbyt mocno, czemu jednak chyba nie ma co się dziwić. Takie wydarzenia w końcu są czymś, co trudno po prostu odsunąć od siebie i udawać, że nie zmieniły życia o 180 stopni.
To prawda, zdążyłam zauważyć — miała okazję to sprawdzić, więc z czystym sumieniem mogła przytaknąć, unosząc przy tym lekko kąciki ust. Fakt, że rzeczywiście aktualnie trudno było powiedzieć, że jeszcze jakiś czas temu leżał w śpiączce w szpitalu, a potem przez długi czas wracał do pełnej sprawności, był mocno budujący. Podejrzewała, że kosztowało go ogrom wysiłku i samozaparcia oraz wytrwałości, bo przecież takie rzeczy nigdy nie szły specjalnie lekko i od razu zupełnie gładko, bez potknięć, co tylko sprawiało, że miała do niego jeszcze więcej podziwu. A i tak miała go całkiem sporo i nawet nie próbowała tego specjalnie ukrywać. Miała też względem niego sporo innych emocji i uczuć, ale z tymi wolała się nie zdradzać. Między innymi dlatego, że nie bardzo potrafiła je uporządkować i nazwać, a one same nie były jakieś specjalnie natarczywe i uciążliwe, więc ze spokojem mogła je ignorować, odkładając zajęcie się nimi na później. Albo na nigdy, co byłoby najwygodniejsze. — Czyli wyszedłeś ze szpitala i skończyłeś rehabilitację, a potem wpadłeś na mnie i złamałam Ci nos? — zapytała jeszcze, analizują otrzymane informacje. — Wspaniale — dodała z lekkim przekąsem, bo cóż. Nie należały jej się gratulacje. — Dobrze, że nie wierzę w piekło, bo za to na pewno dostałabym kilka dodatkowych punktów w ich rankingu — i trafiłaby tam, zamiast skakać jak aniołek po chmurkach.
To dobrze, bo ja zawsze mówię prawdę — zapewniła go zupełnie poważnie. — No prawie. I czasami nie ciałą, ale to nie dotyczy tego wieczoru — teraz już naprawdę mówiła prawdę i tylko prawdę. Na potwierdzenie tych słów (a może dla odwrócenia uwagi, kto wie?) uśmiechnęła się do niego jeszcze ładnie, a potem pochyliła się w jego stronę, aby móc spojrzeć w trzymaną przez niego instrukcję.
Fantastyczny plan — podała mu młotek, biorąc kartki, aby sprawdzić kolejne kroki i zająć się następnym, bo to nie tak, że zamierzała siedzieć i patrzeć, jak on odwala całą robotę. Nie była aż taka bezczelna. Poza tym, motywacja była całkiem dobra, aby rzeczywiście skończyć to jak najszybciej i zająć się innymi rzeczami. Albo po prostu sobą nawzajem. — Muszę przyznać, że Twoja autoreklama bez referencji okazała się bardzo rzetelna — regał w końcu nabierał kształtów dość szybko, więc należało to docenić.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
On lubił rozmawiać, więc gadatliwość Salmy była z jego punktu widzenia ogromną zaletą. Szczególnie że szła ona w parze z umiejętnością słuchania, kiedy ktoś inny otwierał usta. Jeśli mówiło się po to, żeby słuchać brzmienia swojego głosu, a nie tego co druga strona chciała odpowiedzieć albo sama przekazać to można było mówić do kamerki w telefonie i wrzucać to na Instagrama jak wiele osób czyniło. Red nie był tam specjalnie aktywny, ale nie żył pod kamieniem i wiedział jak to mniej więcej wygląda. Wracając jednak do tematu jej osoby i tego o czym jej właśnie mówił, doceniał, że dawała mu się wygadać i jedynie kierowała rozmowę co jakiś czas na inne tematy, pogłębiając pewne aspekty, jeśli chciała się czegoś dowiedzieć. Pomagało mu to iść dalej przez meandry tej historii i uporządkowania sobie tego samemu.
Miałem kilka tygodni spokoju — zaprzeczył rozbawiony, bo nie chciał by czuła się winna. Sam sobie zgotował ten cios w nos swoim bezmyślnym zachowaniem. — Przesadzasz. Goniłem Cię jak człowiek o niecnych zamiarach. Zachowałaś się odpowiednio do sytuacji — powiedział, używając eufemizmu na określenie swoich czynów. Mógł powiedzieć „jak zbok”, ale wolał nie psuć atmosfery takimi stwierdzeniami.
Czyli czasami mówisz prawdę, czasami część, a czasami wcale? — podsumował w formie pytania. Bardzo to ludzkie. Przyglądał się jej, kiedy się do niego zbliżała, żeby zajrzeć do instrukcji. Miał w głowie same przyjemne myśli, co było miłą odmianą po tym, co jej opowiadał wcześniej. Nic jednak nie zrobił, bo mieli zadanie do wykonania. Najpierw biznes, potem przyjemności. A im szybciej się uwiną, tym szybciej będą mogli przejść do tej drugiej części. — Możesz od teraz być moimi referencjami — zaproponował jej z lekkim uśmiechem pochylony nad regałem, który już zaczął przypominać regał, a nie stertę różnej wielkości części ze sklejki. Wkręcił po kolei wszystko kluczem imbusowym. — Pamiętasz jak kiedyś umawialiśmy się, żeby iść na surfing? — zagadnął ją, kiedy stawiali mebel pionowo, żeby móc włożyć półki. — Będę miał dwa dni wolnego pod rząd jakoś po nowym roku i myślałem, że moglibyśmy sobie gdzieś razem wyskoczyć — rzucił luźną propozycją, która wydawała mu się na miejscu dla ich relacji. Jednocześnie, czuł się nieco zestresowany, bo co jeśli nie miał racji i wystraszy Salmę swoimi zapędami za daleko poza nigdy niewypowiedzianą na głos, ale ustaloną granicę, za którą to wszystko, co robili nabrałoby zdecydowanie za poważnych barw. Dlatego udawał skupionego na swojej robocie, ale tak naprawdę czekał na jej reakcję jak foka w zoo na rybkę.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Naturalne dla niej było, że rozmowa powinna angażować wszystkich obecnych i polegać na wymianie między nimi informacji. Być może brało się to z tego, że była zawsze ciekawa i lubiła dopytywać innych po to, aby czegoś się o nich dowiedzieć — co było szczególnie istotne, gdy ktoś był dla niej ważniejszy niż przypadkowy znajomy. A może była to kwestia empatii i świadomości, że sama bardzo nie lubiła być ignorowana, a ludzie, którzy mówili cały czas, zmieniając temat wiecznie na siebie i ignorując swojego rozmówcę ją naprawdę męczyli. A ona nie chciała być męcząca. I zdecydowanie nie chciała, żeby Red się nią zmęczył, bo ona sama była bardzo daleka od tego, aby mieć jego dość.
Zaśmiała się lekko na jego zapewnienie, że nie był to jego pierwszy dzień w pracy po tym, jak dostał zielone światło, aby robić coś poza rehabilitacją. — Ach, to jak tak, to wszystko w porządku — uniosła lekko brwi, nieco rozbawiona. — Może trochę. Zrzucanie tego na serię niefortunnych wydarzeń chyba pozostanie najlepszą opcją — trochę racji miał, bo to naprawdę nie tak, że w ten sposób witała się z każdym przechodniem. Była to jednak dość stresująca sytuacja wtedy i sprawy potoczyły się zupełnie nie tak, jak powinny. — Dobrze, że ładnie się to zrosło, bo w innym przypadku miałabym spore wyrzuty sumienia — spojrzała na jego twarz, aby upewnić się, że z nosem rzeczywiście było wszystko w porządku, przez co przez przypadek (zupełnie, wcale jej spojrzenie nie uciekło na jego piękne niebieskie oczy) złapała z nim kontakt wzrokowy, uśmiechając się do niego ładnie. I powstrzymując się, aby jednak nie uznać, że regał może poczekać na inną okazję. Na przykład aż skończą się całować, co mogło potrwać.
Tak, dokładnie na to wychodzi — musiała przyznać mu rację, bo podsumował to całkiem trafnie. — Po takiej reklamie może być trudno w to uwierzyć, ale częściej mówię prawdę niż nieprawdę — dodała i chociaż rzeczywiście starała się, aby tak był, to jednak już nie była aż taka poważna. Temat był i tak spalony, no ale cóż. Przynajmniej Red znał prawdę. Kłamstwa chyba zdarzały się każdemu. I w większości przypadków się ich potem żałowało, przynajmniej u niej tak to działało, ale i tak zdarzały się momenty, gdy wydawały się naiwnie najlepszym rozwiązaniem. — Mogę. Jeśli postanowisz robić karierę w tym kierunku i będziesz zamawiać ulotki albo billboardy, powiem coś mądrego i możesz mnie cytować — zapewniła go, bo totalnie mogła to dla niego zrobić.
Oczywiście, że pamiętam — zapewniła go, zgodnie z prawdą, czekając na dalszą część jego wypowiedzi, bo podejrzewała, że taka się pojawi. I wcale się nie myliła.
Bardzo chętnie — uśmiechnęła się lekko na tę propozycję. — A nie chcesz się ze mną wybrać wtedy na Gahdun Island? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę. — Powiem Ci to w sekrecie, byłam tam tylko raz w życiu, jakoś w liceum i ostatnio uznałam, że może to czas wrócić — wyjaśniła mu powody swojej propozycji. Nie potrafiła sobie nawet do końca przypomnieć, jak dokładnie wygląda Gahdun Island. Miała kilka wspomnień, ale jednak wycieczka nie była jakaś znacząca — pewnie jedna z wielu, jakie odbyła z Lenore, więc nic konkretnego nie zapisało się w jej głowie.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Dokładnie — potwierdził z szerokim uśmiechem na ustach. Jakby to był pierwszy dzień po tym jak jego fizjoterapeutka dała mu dyplom ukończenia rehabilitacji to może nie podchodziłby do tej serii niefortunnych zdarzeń, która zostawiła mu mały garb na nosie, tak lekko. Ale że pieczątka z ziemniaka nad jej podpisem zdążyła już porządnie zaschnąć, mógł się z tego śmiać. — No, goi się na mnie jak na psie — stwierdził, bo była to niezaprzeczalna zaleta. Dość szybko zeszły z niego rany po wypadku, choć sam nie był tego świadkiem. Lekarz mu o tym powiedział. Zdawał sobie z tego jednak sprawę po latach poparzeń i różnorakich ran wynikających z wykonywania swojego poprzedniego zawodu. Popatrzył w jej oczy, a przez jego umysł przemknęły te same myśli, co przez jej. Przekrzywił lekko głowę, rozważając za i przeciw, ale ostatecznie z cichym westchnieniem wrócił do zadania, jakie mieli do wykonania.
Na razie chyba mnie nie okłamywałaś, więc w to wierzę — zapewnił ją. Pewności nie mógł mieć, ale dość silne przeczucia w trzewiach już tak. Sam też był tego winny, nawet w jej przypadku, więc nie mógł oceniać. Nigdy nie powiedział jej, że ją pokochał lata temu. Być może nadal to czuł, ale na razie nie potrafił, a raczej nie chciał, zweryfikować tych uczuć. Po co komplikować coś, co było niesamowicie przyjemnym źródłem dobrej zabawy i odskocznią od codzienności? — Będę o tym pamiętał, jeśli prowadzenie klubu mi nie wyjdzie — powiedział, ale szczerze liczył, że nigdy nie będzie musiał z tej opcji korzystać. Nie chciał być powodem upadku klubu Claya, a teraz jego. Polubił to miejsce już na starcie, kiedy było zdezelowaną ruderą, którą jego brat kupił za bezcen, a teraz zaczynał powoli lubić prowadzenie tego biznesu.
Da się załatwić — stwierdził, nie widząc żadnego problemu w spełnieniu tego jej małego marzenia. — Ja też tam byłem tylko kilka razy i to dawno temu, więc chętnie odświeżę swoje wspomnienia — dodał po chwili, kiedy wsadzał ostatnią półkę na miejsce. Doklepał ją, żeby się równo ułożyła. Nie pamiętał w zasadzie czy ostatnia jego wizyta na wyspie była z Clayem jak nurkowali w poszukiwaniu „skarbów” czy może zdarzyło mu się tam być jeszcze później. — Gotowe, jestem prawie pewien, że się nie zawali — oznajmił i zrobił krok w tył, żeby móc podziwiać ich dzieło. To zawalenie było tylko żartem, solidną robotę odwalili. — Gdzie to pani postawić? — zapytał tonem prawdziwego fachowca, którym wcale nie był, ale na potrzeby tej rozmowy mógł takiego udawać. Sięgnął po swój kieliszek wina i go wypił do końca, bo zaschło mu w gardle od tego składania. Rozprostował też wszystkie kości, rozciągając się co nieco, aż mu strzyknęło w kilku miejscach. Starość.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Powiedzmy, że ją przekonał do tego, że nie ma co już tej kwestii rozpamiętywać. Miał do tego całkiem niezły dar, więc nie musiał się jakoś specjalnie starać i mogli to zostawić gdzieś z tyłu. I skupić się na innych kwestiach, nie tylko na skręcaniu jej regału, chociaż bardzo starała się jak na razie być grzeczna i mu nie przeszkadzać. Byłoby trochę głupio, skoro prosiła go o pomoc, a potem nawet deklarowała pomoc.
Nie przypominam sobie — przytaknęła. Chociaż było to naciągnięcie prawdy lekkie. Bo przecież zamiast mu się przyznać te kilka lat temu, że zaczyna to wszystko dla niej znaczyć zdecydowanie więcej i darzy go poważniejszym uczuciem, niż się spodziewała, że będzie, żeby wspólnie pomyśleć, co z tym zrobić i poznać jego podejście, to po prostu wyjechała. Wracając do swojego życia, jakby to wszystko rzeczywiście było tylko wakacjami, co jednak nie było w stu procentach prawdą. Nie widziała jednak sensu, aby to rozgrzebywać. Ani teraz, ani może lepiej później też nie, bo przecież było, minęło. To, co mieli teraz było naprawdę dobrą opcją, z której obydwoje zdawali się być zadowoleni i potrafili nieźle dopasować ją do swoich żyć, w których i bez wyciągania uczuć z dawnych lat działo się dużo.
Na pewno Ci wyjdzie — stwierdziła, uśmiechając się do niego ciepło. Ona w niego wierzyła, bo odkąd się poznali uważała go za niesamowitego człowieka, który potrafi sobie poradzić praktycznie ze wszystkim. Historia, którą jej opowiedział przy okazji tego spotkania oraz to, jak sobie z tym aktualnie radził tylko ją utwierdzało w tym przekonaniu.
Wspaniale, czyli mamy plan — podsumowała wesoło, nawet lekko podekscytowana. Trudno stwierdzić (wcale nie, bardzo łatwo, jakby chciała), co bardziej ją cieszyło: wycieczka sama w sobie, czy jednak jego towarzystwo i możliwość spędzenia z nim więcej czasu. Zapewne ustalili jakieś szczegóły, aby wiedzieć, jak poukładać swoje zobowiązania związane z pracą, których — jak już zostało ustalone — mieli całkiem sporo w swoich nowych zawodowych rolach.
Cóż, jeśli się zawali, to po prostu będę miała wymówkę, aby Cię tu znowu ściągnąć w celu naprawy — wzruszyła lekko ramionami, zupełnie nie przejęta potencjalną awarią półki. — Chociaż wierzę, że wcale nie potrzebuję do tego wymówki — byli w końcu dorośli, a ich relacja zdawała się całkiem prosta i pozbawiona niedopowiedzeń. Obydwoje bardzo jasno wyrazili swoje zainteresowanie spędzaniem wspólnie czasu z uwzględnieniem atrakcji z różnych kategorii, więc nie musieli robić żadnych podochodów.
Myślę, że przy tej ścianie będzie okej — przemyślałą to chwilę. — Przynajmniej na razie, a potem zobaczę — gdy znajdzie czas, aby w końcu tu tak w stu procentach zamieszkać. — Ale to zdecydowanie sprawa na później — teraz nie miała do tego głowy. — Teraz wolałabym ściągnąć z Ciebie ubrania i pomóc Ci z tym rozciąganiem — przyznała zgodnie z prawdą, bez cienia skrępowania, patrząc mu w oczy z uśmiechem, a potem przyciągając go za koszulkę lekko do siebie, aby móc go pocałować. Co wymagało w jej przypadku stanięcia na palcach, ale dała radę. A potem zaprosiła go na małą wycieczkę po domu. Małą, bo zwiedzali głównie jej sypialnię, gdzie zajęli się sobą w ramach ostatniej i najmilszej atrakcji wieczoru.

koniec, aldred reddington <3
ODPOWIEDZ