właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
008.
Nadal była na etapie, w którym próbowała wypracować w swoim aktualnym życiu coś, co można byłoby określić mianem równowagi. Albo przynajmniej ona by mogła to nazwać w ten sposób, bo zdawała sobie sprawę z faktu, że jej podejście do równowagi niekoniecznie było takie samo, jak innych ludzi. Wychodziło jej to co najmniej średnio, ale na razie się tym faktem starała nie frustrować. Miała czas na to, aby stopniowo sobie poukładać to wszystko po swojemu, jednocześnie odnajdując jakiś balans między pracą, a życiem prywatnym i rodzinnym. Początki zawsze w końcu są najtrudniejsze i nic dziwnego, że miała dni, w których spędzała po kilkanaście godzin w pracy, wracając do domu tylko po to, żeby wziąć prysznic, włączyć muzykę i zasnąć przy niej, wykończona nadmiarem obowiązków i spraw. Pozostawało mieć nadzieję, że jej podejście nagle nie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni i nie uzna, że bycie pracoholiczką to najlepsze, co mogło jej się przytrafić. Mogła lubić to, co robiła i mogła być naprawdę podekscytowana wizją rozwoju w tym kierunku, jednak nigdy nie chciałaby dojść do etapu, w którym praca jest jej całym życiem. Takim, w którym nie ma miejsca na nowe zajęcia i pasje, rozwój zainteresowań i odkrywanie ciekawych rzeczy, o których do tej pory nie miała pojęcia, albo słyszała kilkukrotnie, ale nie miała jak lub kiedy się tym zająć, i w takim, w którym nie ma miejsca na ludzi, którzy jednak zawsze byli dla niej ważni w tym całym brnięciu do przodu. Jedni tylko przez chwilę, inni zostawali na lata. A jeszcze inni wracali po długiej przerwie. Tak, jak Red, z którym dzisiaj miała się zobaczyć.
Z jednej strony odnosiła wrażenie, jakby po prostu wrócili do miejsca, w którym ich znajomość ostatnio się skończyła. Tak, jakby niewiele się zmieniło i było to zupełnie naturalne, chociaż z drugiej doskonale wiedziała, że wiele kwestii jest innych i że oni sami też byli inni. Poszli do przodu, zmienili swoją codzienność i plany na przyszłość. I była to mieszanka bardzo ekscytująca, bo miło było czuć, że nadal się znają i sporo ich łączy, ale jednocześnie mieć szansę, aby dalej się poznawać i odkrywać w sobie to, czego nie udało się odkryć wcześniej lub po prostu zmieniło się na tyle, że musieli w jakimś zakresie poznać się od nowa. Oczywiście było to wszystko też dość niebezpieczne i mogło okazać się zbyt mocno angażujące i pochłaniające, ale na razie bardzo chciała skupić się w tym wszystkim na miłych i pozytywnych aspektach. Martwić będzie się później, chociaż przecież może wcale nie będzie do tego powodu.
Wróciła po pracy, włączyła muzykę i ogarnęła siebie oraz mieszkanie, aby potem spędzić trochę czasu w kuchni, żeby przygotować im coś do jedzenia. Uporała się z tym wszystkim całkiem nieźle, więc gdy otwierała mu drzwi, aby wpuścić go do środka, była całkiem nieźle wyrobiona. To chyba znak, że jednak ten jej pracoholizm wcale nie jest takim realnym problemem, jak próbowała nastraszyć ją Meera.
Cześć, zapraszam — uśmiechnęła się do niego ładnie, otwierając szerzej drzwi. — Tak naprawdę to trochę się zmotywowałam i prawie się rozpakowałam — poinformowała go z dumą. — Ale możesz mi pomóc skręcić regał, który jest sporo większy ode mnie — dodała z niewinną miną, ale jednak liczyła, że taka drobna korekta ich planów nie będzie dla niego problematyczna.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
005.
Jemu również było trudno złapać rytm i równowagę. Powtarzał sobie jednak w głowie, że nie od razu Rzym zbudowano i że przy tak diametralnej zmianie, jaka zaszła w jego życiu, potrzebował przede wszystkim czasu, żeby wypracować jakieś rozwiązania, które pomogą mu znów poczuć, że ma kontrolę nad tym, co robi i, chociaż po części, nad tym co się dookoła niego dzieje. Nie musiał od razu podejmować każdej najdrobniejszej decyzji i próbować łapać wszystko naraz, żeby nic mu nie umknęło. Powoli i do przodu to lepiej niż szybko i na oślep, nie wiadomo, w jakim kierunku. Byleby The Woolshed przetrwało, co było samo w sobie dość dużą presją, więc po co sobie dokładać więcej? Było już wystarczająco stary by odrobić tę lekcję kilka razy i wyciągnąć z niej wnioski, z których obecnie korzystał.
Częścią tej równowagi było robienie rzeczy zupełnie niezwiązanych z pracą, która pochłaniała dość dużą część jego czasu i uwagi. Spotkania z Salmą były idealnym sposobem na to by spędzić czas w wybornym towarzystwie i nie myśleć o życiowych bolączkach. W tym przypadku nie musiał wiedzieć dokąd to wszystko zmierza, żeby się dobrze bawić. W zasadzie to wolał się nad tym nie zastanawiać, żeby nie dokładać presji. I żeby nie nabierać obaw, które mogły się okazać bezpodstawne i udaremnić coś fajnego zanim będzie miało szansę na dobre się zacząć. Przecież był czas, żeby powiedzieć stop, gdyby zabrnęli za daleko… Było dużo powodów, dla których wolałby by do tego nie doszło. Na czele ze strachem, że zostanie odrzucony jak to miało miejsce kilkukrotnie w jego życiu. No i fakt, że miał całkiem sporo na głowie też nie pozostawiał przestrzeni na dopchanie tam czegoś większego i poważnego. Ten luz, który dotychczas mieli, bardziej podczas drugiego spotkania niż pierwszego, gdzie lecąca krew nie pozwalała im się rozluźnić, odpowiadał Redowi i chciał by tak to między nimi wyglądało. By mogli się skupić na odkrywaniu siebie na nowo i spędzaniu czasu w sposób, który obojgu odpowiadał.
Hej — przywitał się z nią pogodnie i zgodnie z zaproszeniem, wszedł do jej domu. W ręku miał małą monsterę. — Przyniosłem Ci roślinę na dobre mieszkanie, ale widzę, że takowych Ci nie brakuje — powiedział, rozglądając się po wnętrzu. Już od zewnątrz widział, że zieleni ma całkiem sporo. Mimo to, podał jej doniczkę. — Nie chciałaś, żebym Ci grzebał w rzeczach? — zapytał żartobliwie, usłyszawszy, że nie ma już kartonów do rozpakowywania. Nie było mu żal, że go to ominie. Ważniejsze było spędzanie czasu z nią niż zajęcie, któremu się wówczas oddawali. — Mogę, trochę skręcałem mebli w swoim życiu, więc mam doświadczenie — pokiwał głową z uśmiechem, bo nie wadziła mu absolutnie ta zmiana planów. — Ale referencji ze sobą nie przyniosłem, więc będziesz musiała mi uwierzyć na słowo — dodał, nie siląc się nawet na powagę, bo i po co?

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
To bardzo rozsądne podejście, które całkiem do niego w jej opinii pasowało, bo w wielu kwestiach zawsze sprawiał według niej wrażenie człowieka rozsądnego. Na pewno nie we wszystkich, bo doskonale znała jego rozrywkową część natury i wiedziała, jak dobrze można się z nim bawić. Ale w tej kwestii nie było sensu szaleć — pochopne decyzje czy próby zrobienia wszystkiego na raz nigdy nie kończyły się dobrze. Jej temperament do końca takiego podejścia nie uznawał, szczególnie że przez ostatnie lata jej życie było raczej spontaniczną podróżą niż jakimś sprecyzowanym planem. Trochę więc przyzwyczaiła się do zupełnie innych rzeczy, które jednak nie do końca miały rację bytu, gdy w końcu dorastało się do tego, żeby mieć jakieś zobowiązania. Nie tylko wobec siebie, ale też wobec innych. Ostatni raz odpowiedzialna za kogoś była na misji w Afryce, a przecież to było stosunkowo dawno temu.
Teraz jednak zdecydowanie nie miała w głowie tych wszystkich istotnych spraw, którymi będzie musiała zająć się następnego dnia, gdy dotrze do pracy. W ich przypadku mogła jednak wierzyć, być może kiedyś okaże się, że bardzo naiwnie, że nie ma żadnej presji i nie ma czego się obawiać, więc mogli podchodzić do tego bardzo swobodnie i na luzie. A że najwyraźniej tego luzu obydwoje całkiem potrzebowali, to tym bardziej było to całkiem odpowiednie podejście.
Okazało się, że chyba jestem trochę z tych osób, które nigdy nie mówią, że mają za dużo roślin w mieszkaniu — przyznała zgodnie z prawdą, bo rzeczywiście, jej dom był roślinami dość mocno wypełniony. Dzięki nim było nieco chłodniej i przyjemniej, a to za chwilę może okazać się prawdziwym zbawieniem, skoro temperatura robiła się coraz wyższa. — Poza tym, monstra podobno jest symbolem szczęścia i sprzyja realizacji planów, czy coś takiego — zmarszczyła lekko brwi, bo nie była do końca pewna. Absolutnie nie przywiązywała do takich kwestii zbyt dużej wagi, więc większość tego typu informacji jednym uchem wpuszczała, drugim wypuszczała, ale coś najwyraźniej zostawało. — Dziękuję — dodała jeszcze, obdarzają go promiennym uśmiechem, wchodząc z nim w głąb mieszkania i znajdując nawet ładne miejsce dla kwiatka.
Mhmm, dokładnie tak — pokiwała głową. — Jeszcze poznałbyś o mnie za dużo tajemnic — uśmiechnęła się lekko, nieco tajemniczo, jakby co najmniej skrywała w tych kartonach jakieś skarby. — Chociaż tak naprawdę w tych dwóch pudłach zostały winyle i książki, nie wiem czy mam coś bardziej interesującego — i o ile nie ocenia się podobno książki po okładce, tak ludzi po książkach i muzyce poznać się dało całkiem nieźle.
Wspaniale, na szczęście jestem naiwna i łatwowierna, więc wierzę Ci na słowo — nie potrzebowała referencji ani portfolio. — Szczególnie że brzmisz bardzo profesjonalnie — uniosła lekko kąciki ust w uśmiechu. — Zanim jednak podejmiemy współpracę oferuję posiłek i wino w moim towarzystwie — była porządną panią domu i porządnym człowiekiem, nie zagoni go do pracy bez kolacji.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Zmiany tak diametralne, jak te, których podjęła się Salma, tym bardziej wymagały czasu. Przy przestawianiu się trzeba było też cierpliwości i wyrozumiałości wobec samego siebie. A wykształcenie ich w sobie było tak samo trudne, jeśli nie trudniejsze niż okazywanie ich wobec innych ludzi. W tym całym rozgardiaszu, jakim były próby dopasowania się do nowej rzeczywistości i stanięcia na wysokości zadania, momenty, w których człowiek mógł się wyluzować i odpocząć, przede wszystkim psychicznie, miały kluczowe znaczenie. Inaczej by oboje zmierzali po równi pochyłej do przemęczenia i wypalenia. Nie tylko zawodowego. Dlatego ta luźna relacja, która się między nimi zdawała wywiązywać, była idealną receptą. Red nie myślał zbyt wiele o tym dokąd to wszystko zmierza i tak długo jak oboje pozostawali w niemym porozumieniu by nie wtykać kija w mrowisko, mogła to być przyjemna odskocznia od codzienności.
To dobrze się składa — uznał uśmiechnięty. Też był zdania, że rośliny to spoko sprawa i jeśli ma się na nie miejsce to należy z tego faktu korzystać. On na swojej łodzi za dużo go nie miał, ale i tak miał ich kilka, z tych samych powodów co Salma. Podobno tlen jest w życiu ważny. — Nie wiedziałem tego, ale dokładnie tego Ci życzę, więc to też dobrze się składa — powiedział, powtarzając się trochę, ale skoro kobieta mówiła same mądre rzeczy, nie pozostawało mu nic innego jak jej przytakiwać. Ruszył za nią do środka, rozglądając się z rosnącym zainteresowaniem po wnętrzu jej domu. Jeszcze był stosunkowo pusty, a nie wszystkie rzeczy znajdowały się na miejscu, które było im przeznaczone. Zapewne. Bo sądził, że maski i obrazy powinny znaleźć się na ścianach lub półkach, nie na ziemi. Nie było to więc jeszcze odzwierciedlenie Hemmings, jakim mógł się ten dom stać. Ale on miał dzisiaj pomóc w tym by pchnąć to w dobrym kierunku.
Wolę to robić stopniowo, nie wszystko naraz — przyznał się, spoglądając na nią zaczepnie. Szybkie to mogły być jednonocne przygody, nie dłuższe relacje. — Winyle i książki to są interesujące rzeczy — zaprzeczył jej, bo sporo można się było dowiedzieć o człowieku z jego gustu muzycznego i tego co czytał. Nie można było brać jedynie tych rzeczy pod uwagę, ale w połączeniu z innymi faktami, mogły dać pełniejszy obraz danej osoby. — I o ile żadnej książki nie przeczytam, moglibyśmy puścić jeden z winyli — zaproponował, choć nie była to jego kolekcja. Muzyka jednak w życiu była wskazana, tym bardziej przy pracy fizycznej, której mieli się dzisiaj oddawać. Być może nie tylko pracy…
Albo masz dobrą intuicję — podsunął jej alternatywę. — Jeśli to jednak jest naiwność, postaram się jej nie wykorzystywać — obiecał z ręką na sercu i uśmiechem, który sugerował szczerość. Nie wierzył jednak w jej niewinność, więc i w jego uśmiechu mogła się kryć odrobina niedowierzania. — Wino? To zwykle po pracy — zauważył z pewnym rozbawieniem, zatrzymując się przy wejściu do kuchni, do której weszła Salma. — Ale skuszę się — zapewnił ją jeszcze, na wypadek, gdyby uznała to za odmówienie zaproszenia na kolację, którą mu tak wspaniałomyślnie oferowała. — Pomóc Ci z czymś?

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Cierpliwość nie była jej najmocniejszą stroną, jeśli chodziło o adaptowanie się do zmian. Wydawało jej się, że powinna być w to całkiem dobra, przecież zafundowała sobie ich całe mnóstwo w ostatnim czasie, zmieniając swoje życie z dnia na dzień i to często w bardzo skrajny sposób. Zmieniając kontynenty i państwa, szukając nowych zajęć, przenosząc się do zupełnie nowych ludzi właściwie sama, więc musiała jakoś odnaleźć się w nowym środowisku i społeczeństwie. Jednak najwyraźniej wcale to tak nie działało. Zupełnie czym innym są zmiany, które człowiek wybiera na chwilę, bez większego planu czy oczekiwań, a czym innym te, z którymi wiąże się jakieś poważne nadzieje.
To bardzo miłe tym bardziej — przyznała, uśmiechając się do niego pięknie, bo zdecydowanie miło było wiedzieć, że ktoś jej dobrze życzył. Niby nie miała w tej kwestii większych wątpliwości, ale przecież i tak zawsze miło to usłyszeć.
Jej dom rzeczywiście nadal był nie do końca taki, jak być powinien, chociaż wszystko stopniowo zmierzało w dobrym kierunku. Skończyła wszystkie brudne prace, polegające na pozbyciu się okropnej tapety z przedpokoju i zmianie koloru kilku ścian, meble również w większości przypadków zostały już złożone, a jeśli nie to były chociaż zamówione, więc uważała, że idzie jej to wszystko nie najgorzej. No dobra, większość ludzi pewnie już po takim czasie od powrotu miałoby ogarnięte wszystko, ale jednak u niej nie było to aż takim priorytetem w tym momencie. Dało się tu żyć całkiem wygodnie, więc reszta mogła być ogarniania na raty, gdy miała na to czas.
Na to liczyłam — przyznała z lekkim błyskiem w oku. Zdecydowanie podobało jej się takie podejście i mocno pokrywało się z jej własnym. O dziwo, mimo że na ogół była człowiekiem dość niecierpliwym i w gorącej wodzie kąpanym, miała bardzo spokojne i wyluzowane podejście do tego wszystkiego i wcale nie chciała się z niczym spieszyć i gnać do przodu. — Owszem — zgodziła się, bo zdecydowanie tak było i zdecydowanie uważała, że nawet pozbierane przez te wszystkie lata podróży pamiątki nie mówiły o niej tak dużo, jak kolekcja płyt i książek, których nie chciała się pozbyć na przestrzeni lat i składowała je u znajomych w różnych miejscach na świecie, aby potem pozbierać je wszystkie, dołożyć coś jeszcze i przywieźć tutaj. — Jakieś życzenia w kwestii muzyki? Jeśli masz ochotę, to możesz coś wybrać, jest tam całkiem spory przekrój gatunków — w tej kwestii ograniczenia też nie były ani trochę dla niej. Właściwie chyba przede wszystkim w tej kwestii, bo nie potrafiła sobie wyobrazić, aby jeden gatunek muzyczny mógł pasować do każdego jej humoru i potrzeb w różne dni.
To brzmi zdecydowanie lepiej — przyznała z lekkim rozbawieniem. I na ogół rzeczywiście intuicja rzadko ją zawodziła, ale prawda była taka, że w jego przypadku nie do końca wszystko to działało, bo jej ocena w tym momencie była odrobinę zakrzywiona przez pewne kwestie, o których nie miała zamiaru wspominać. Ani jemu, ani samej sobie najlepiej.
Nie jestem fanką trzymania się utartych schematów, więc postanowiłam zignorować tę zasadę — całkiem celowo i z premedytacją. — Wspaniale, zrobiłam unagi donburi, to taka ładna nazwa na grillowanego węgorza na ryżu. Ale jeśli to nie dzień na ryby, to jesteśmy w stanie rozwiązać ten problem — spojrzała na niego pytająco, bo miał w tej kwestii decydujący głos. Skoro uber eats działał na jego łódce, to i u niej na pewno znajdą spory wybór dobrego jedzenia. — Możesz zająć się winem, jest w lodówce, a kieliszki w tej szafce zaraz obok — poinstruowała go, gdy sama zajęła się jedzeniem.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Urządzanie się też wymagało czasu i trzeba było sporo wysiłku włożyć w to by poczuć się w miejscu, w którym się mieszkało jak w domu. Red robił to ostrożnie przez ponad dwa lata. Jego łódź nie mieściła zbyt wielu elementów wyposażenia i rzeczy osobistych, więc musiał wybierać co jest mu potrzebne, a co już niekoniecznie. Miał kilka kartonów w piwnicy u swoich rodziców, głównie ubrania na lato i zimę, które wymieniał. Jednak w gruncie rzeczy mieszkanie na Pearl nauczyło go nie bycia przesadnie sentymentalnym, a raczej praktycznym. Cały ten proces nie nakładał takiej presji jak inne zmiany w życiu, do których trzeba było się szybciej dostosować. Tak długo jak człowiek miał na czym spać i gdzie się umyć, było okej/ Reszta mogła poczekać.
Dobrze, że w kwestii prędkości też się zgadzali. Szybko to mogli co najwyżej ściągać z siebie ubrania, z innymi sprawami wrzucali na luz. Czasem przeciąganie pewnych aspektów i oczekiwanie same w sobie były ekscytujące. Poza tym, w życiu, w którym oboje się często gdzieś spieszyli, dobrze było mieć coś, co pozwalało im przystopować.
Poszukam czegoś — powiedział. Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Koneserem muzyki może nie był, bo jego ulubionym zespołem pozostawała od lat ABBA, ale lubił się z bardzo różnorodnymi gatunkami. Zaczął buszować wśród płyt, które wypakowała i wyciągnął pierwszy album, który wydawał mu się stosowny na dzisiejszy wieczór. Włożył winyl do adaptera i po chwili poleciały pierwsze nuty Daniel Eltona Johna. — Była to bardzo edukacyjna wycieczka przez Twój gust muzyczny — przyznał z uśmiechem. — Dobrze wiedzieć, że masz tu moich ulubieńców — dodał. — I wiem czy uzupełnić Twoją kolekcję — bo wpadł na pomysł prezentu urodzinowego. W zasadzie to nie wiedział kiedy Salma ma urodziny. Nawet jeśli powiedziała mu lata temu to zdążył zapomnieć. Ale był pewien, że ich nie obchodzili.
Zdążyłem się zorientować — polował głową, bo kim jak kim, ale człowiekiem, który chodzi przetartymi szlakami Salmy nie dało się nazwać. I był to jeden z aspektów, który mu się bardzo w niej podobał. Szła przez swoje życie tak jak ona chciała, nie inni. — Brzmi pysznie — zapewnił ją z całkowitą szczerością. Uber Eats na pewno tu dowoził, ale Red nie wybrzydzał. I kochał ryby oraz owoce morza, jak na porządnego australijczyka przystało. Wyciągnął co miał do wyciągnięcia. Było to łatwe zadanie dzięki jej instrukcjom. Od razu wziął się za otwieranie butelki i rozlewanie wina do kieliszków. Postawił je na stole, a potem przy nim usiadł. Po chwili ona dołączyła, razem z półmiskiem pełnym apetycznie pachnącego jedzenia.
Nauczyła Cię to robić Twoja barwna sąsiadka? — zapytał zaciekawiony, chwytając prawie od razu za widelec, bo jego brzuch już domagał się jedzenia w sposób, który dało się usłyszeć.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Dużo rzeczy w życiu mogło poczekać, wbrew temu co wiele osób próbowało wmówić innym, jak mantrę powtarzając, że wypada tak albo tak, a na pewno nie inaczej. W praktyce jednak było to i tak o wiele trudniejsze — nawet jeśli nie chciało się podążać za utartymi schematami, to przecież każdy miał rzeczy, których po prostu chciał i to właśnie na już. Pewnie urządzanie mieszkania było dla wielu osób właśnie czymś takim. Dla niej najwyraźniej nie. I najwyraźniej też nie dla niej było póki co praktyczne podejście do posiadania rzeczy. Nie była żadnym zbieraczem, bo jednak za dużo podróżowała, aby było to możliwe, ale lubiła swoje małe skarby z tych wypraw. Tak samo, jak lubiła swoją kolekcję winyli, książek i obrazów, którą udało jej się uzbierać. Ale lubiła się uważać za dość barwną osobę, więc i jej wnętrze musiało to odzwierciedlać chociaż w jakimś stopniu.
Nie wątpię, to całkiem niezły misz-masz — przyznała z lekkim rozbawieniem. ABBĘ na pewno też tam znalazł, bo przecież to najprawdziwszy klasyk. I jej zdaniem jedna z nielicznych dobrych rzeczy, jakie Eurowizja dała światu. — Bardzo przyjemny wybór — przyznała, wsłuchując się przez moment w muzykę. — Którzy to Twoi ulubieńcy? — zapytała z zaciekawieniem, bo jak już ustalili: muzyka to bardzo ważna sprawa i sporo o ludziach mogła powiedzieć. A ona, jak już zapewne zdążyła zauważyć, nadal lubiła zadawać dużo pytań, gdy czymś lub kimś się interesowało. Tak, to mała wskazówka, że nim interesowała się dość mocno.
Potrzebowała trochę czasu, aby dojrzeć do takiego podejścia i rzeczywiście zacząć żyć po swojemu. Kosztowało ją to trochę dramatów, kilka kłótni i rozstań, i sporo wyrzutów sumienia przez pierwszych kilka lat. Ostatecznie jednak była w miejscu, w którym niczego nie żałowała, bo rzeczy wydawały się układać (a czasami nie układać, ale to nic) tak, jak miały. W takich warunkach o wiele łatwiej było radzić sobie z wyzwaniami, które można było sobie o wiele pewniej stawiać, gdy miało się solidne fundamenty.
Nie, właściwie w Japonii mało gotowałam, a i chyba i tak nie odwiedziłam wszystkich miejsc z jedzeniem, które odwiedzić chciałam — przyznała, siadając naprzeciwko niego. — Zdecydowanie więcej japońskiej kuchni we własnym mieszkaniu poznałam, jak mnie tam nie było — było to być może odrobinę przewrotne i stosunkowo trudne, gdy próbowała przyrządzać tradycyjne, japońskie potrawy, będąc na przykład w Indiach, gdzie dostępne od ręki produkty były zupełnie inne. Ale tak chyba często bywa, że człowiek najbardziej tęskni za tym, czego aktualnie nie ma, czy coś. A azjatyckie jedzenie mimo wszystko wygrywało w jej serduszku z indyjskim. — Smacznego — jedzenie mieli po chwili na talerzach, więc mogli jeść. Miała nadzieję, że wyszło jej to tak, jak powinno i przypadnie mu do gustu. — Co ciekawego wydarzyło się w Twoim życiu ostatnio? Miałeś jakąś super ekscytującą albo zupełnie nie ekscytującą przygodę? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę, zerkając na niego znad swojego jedzenia.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Myślał, że z wiekiem czas zacznie mu przeciekać przez palce coraz szybciej i będzie czuł, że ma go na wszystko coraz mniej. Tymczasem, niczym mały psotnik, zrobił wręcz odwrotnie. Redowi przestało się spieszyć do spraw, które niegdyś uważał za konieczne do odhaczenia, najlepiej zanim osiągnie jakąś konkretną liczbę lat na karku. Wymagało to oczywiście wiele pracy nad samym sobą i uświadomienia sobie, że życie należy przeżyć tak, żeby nam pasowało, a nie zgodnie z jakimiś oczekiwaniami, które zostały z niewiadomego powodu narzucone społeczeństwu jako całości. Praca, rodzina, dom, dzieci. Te sprawy nie były fundamentem do szczęścia. Każdy sam je tworzył po swojemu. I rzadko było ono tak ekstatyczne jak pokazywano je w filmach. Taki poziom można było uzyskać od czasu do czasu, nie codziennie. Trzeba było szukać radości w małych rzeczach, a przynajmniej jemu sprawiało to satysfakcję. Na przykład, kolekcja winyli, wśród której mógł znaleźć płytę, która odzwierciedlała jego nastrój. Wieczór spędzony w towarzystwie kogoś, kogo bardzo lubił.
Dziękuję, starałem się — powiedział z uśmiechem, bo naprawdę spróbował znaleźć coś, co będzie pasować do relaksującej natury ich dzisiejszego spotkania. — ABBA — wyrzucił z siebie prawie natychmiast bez cienia wstydu. — Sporo innych z tych starszych płyt, które masz, Britney z lat 90. i początku 2000., a poza tym sporo takiej muzyki, o której myślisz, że nadają się do surfowania po falach oceanu — dodał jeszcze kilka pozycji do listy tego, czego lubił najbardziej słuchać. Wodoodporne słuchawki byłyby idealnym prezentem dla niego, żeby mógł mógł rzeczywiście posłuchać tej konkretnej muzyki jak był na desce.
Pokusa powrotu do tych, które już odwiedziłaś i polubiłaś była zbyt duża czy po prostu nie starczyło Ci czasu na to by odwiedzić wszystkie, które miałaś na liście? — dopytał się z zaciekawieniem. Może istniało jeszcze trzecie rozwiązanie, na które nie wpadł, a które było poprawne. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć następne wypowiedziane przez nią zdanie i przez te kilka sekund na jego twarzy widać było doskonale konsternację. Jak już zrozumiał o co Salmie chodziło, jego oblicze rozjaśniło się tak jakby ktoś zapalił lampkę nad jego głową. — Przemierzałaś indyjskie targi w poszukiwaniu krewetek, żeby je zrobić w tempurze? I tempury? — zapytał więc, chcąc się upewnić, że dobrze zrozumiał to, co powiedziała. Wziął w dłonie pałeczki i od razu zaczął konsumować. Po kilku kęsach, uniósł wzrok na kobietę. — Bombka. Znaczy, bomba — skwitował z błędem i zaśmiał się krótko. — Przepraszam, myślę już chyba o świętach — wyjaśnił żartobliwie swoją pomyłkę. — Większość moich zarówno ekscytujących i nieekscytujących przygód wiąże się z Woolshed — wyjaśnił jej na wstępie. — Nie wiem czy jesteś zainteresowana słuchaniem o moich bolączkach związanych z prowadzeniem biznesu, na którym to znam się mniej więcej tak jak na jeżdżeniu na sankach — czyli wcale, skoro w Lorne Bay ani okolicach nie dało się uświadczyć śniegu. Widział go kilka razy w życiu jak zapuścił się zimą na dalekie południe, ale nie myślał wówczas o zjeżdżaniu z górek na drewnianej konstrukcji z płozami. — Bo, jak się już pewnie domyśliłaś, Woolshed jest teraz moje — dodał jeszcze, gwoli wyjaśnienia. Lepiej, żeby padło to jasno, a nie pozostawało w strefie przypuszczeń Sal.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Z wiekiem na pewno przybywało człowiekowi zmarszczek na twarzy i stopniowo pojawiał się podobno siwe włosy, ale te wszystkie obietnice, że kiedyś czasu będzie więcej, że jak człowiek już sobie poukłada najważniejsze sprawy to będzie mógł sobie pozwolić na to, żeby wrócić do tego, czy tamtego, były straszną bajką. Posiadanie czasu było ogromnym przywilejem, którego często ludzie bardzo nie potrafili docenić. W końcu zawsze wydawało się, że czas ma każdy, prawda? Każda doba trwała 24 godziny i nie było tutaj żadnych odstępstw od reguły. Ale jednak niektórzy te 24 godziny mieli wypełnione obowiązkami, do których doprowadziły ich różne decyzje oraz zdarzenia, na które nie mieli wpływu. A inni mieli większość dnia na robienie rzeczy, których robić nie musieli, ale chcieli. I niestety, nie zawsze było to zależne od tego, że Ci, którzy mieli więcej czasu kiedyś wcześniej wstawali i ciężej pracowali, żeby sobie na to zasłużyć. Mają to na względzie, łatwo było popaść w rozgoryczenie tym, jak funkcjonował świat i jak układało się życie. Odpuszczenie sobie tych wszystkich społecznie ustalonych życiowych deadline’ów i zaprzestanie porównywania swojego życia do innych oraz zaczęcie spełniania swoich własnych oczekiwań, a nie cudzych dawało ogromne wytchnienie, ale osiągnięcie tego przychodziło z trudem, a zboczenie z takiej ścieżki było bardzo proste.
Bardzo szanuję to, jak szybko pojawiła się ta odpowiedź i że to właśnie ABBA padła jako pierwsza — spojrzała na niego z promiennym uśmiechem i wesołymi iskierkami w oczach. To bardzo ważny zespół, który należy szanować i kochać, i traktować poza wszystkimi kategoriami.
Czyli jesteś fanem klasyki i czillowych utworów, będę miała na uwadze — zapewniła go, bo na pewno jej się to kiedyś przyda. Nie miała pojęcia kiedy i po co, ale muzyka była ważnym elementem życia, więc na pewno będzie ku temu okazja.
Trochę jedno i drugie. I to, że zazwyczaj chodziłam do różnych miejsc z kimś miejscowym, a ludzie prawie zawsze mają swoje ulubione knajpy, które chcą pokazać komuś, kto nie jest stamtąd, więc ta lista tylko się poszerzała o nowe miejsca — czasami były one miłym zaskoczeniem i okazywało się, że niesprawiedliwie je pominęła, a czasami okazywały się raczej rozczarowaniem, ale przynajmniej mogła uznać, że spróbowała i w dodatku mimo wszystko spędziła naprawdę miło czas.
Coś w tym stylu — trochę tak było i było to całkiem miłe wspomnienie. Zaśmiała się lekko na jego drobną pomyłkę, kiwając głową ze zrozumieniem. — Marzysz już o ubieraniu choinki i obwieszeniu wszystkiego lampkami? — przekrzywiła lekko głowę, chcąc wiedzieć, jakim był typem człowieka w tej kwestii.
Jestem zainteresowana słuchaniem co u Ciebie, więc siłą rzeczy, skoro to się łączy, to chętnie posłucham o przygodach Woolshed — przyznała zupełnie szczerze, bez żadnego kokietowania czy zbędnej nieśmiałości w kwestii tego, że chciała z nim rozmawiać i chciała go słuchać. — Może też się okazać, że całkiem nieźle zrozumiem te bolączki… Prowadzenie biznesu w praktyce to istne szaleństwo i tona nudnych papierów — zmarszczyła nos, wyraźnie niezadowolona z tego faktu. Nie lubiła nudnych zajęć. — Miałam takie podejrzenia — przyznała, zgodnie z prawdą, ale jednak rzeczywiście — lepiej mieć potwierdzenie. — Czy powinnam Ci tego gratulować? — zapytała nieco ostrożnie, bo nie wiedziała, na jak bardzo grząski grunt wchodzi w tym momencie. Przerwała jedzenie, aby napić się wina i poczekać na jego odpowiedź. Nie miała zamiaru naciskać na rozwijanie tej części historii jeśli postanowi ją zbyć.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Tak, kluczem było ustalenie tego co naprawdę jest dla człowieka ważne, a czego społeczeństwo oczekuje by traktować jako ważne, a w istocie wcale takie nie było. Wówczas łatwiej było tym czasem zarządzać, jeśli oczywiście miało się go wystarczająco po poukładaniu sobie życiowych priorytetów by mieć czym zarządzać. Red obecnie znów znalazł się w miejscu, w którym nie do końca wiedział jak to robić, ale liczył, że uda mu się poukładać sprawy w The Woolshed i za kilka miesięcy znów będzie miał jak się cieszyć z tego, że nie żyje pracą, tylko pracuje, żeby żyć i móc robić inne rzeczy. Do tego czasu wystarczały mu takie drobne chwile, które udało mu się wygospodarować na życiowe przyjemności, a nie tylko obowiązki.
Innej opcji być nie mogło — zapewnił ją równie entuzjastycznie. Kochał ten szwedzki zespół, który odmienił świat swoimi skocznymi utworami i wcale się tego nie wstydził. Nie było czego z resztą, skoro były to naprawdę piękne utwory. Uśmiech Salmy byłby zaraźliwy i gdyby nie rozmawiali o ABBie, ale teraz jeszcze łatwiej było go odwzajemnić. Sprawiał, że jej cała twarz rozświetlała się w sposób, który zapierał Aldredowi dech w piersiach. — Dokładnie tak — pokiwał głową z uznaniem, bo idealnie go podsumowała. Też był zdania, że muzyka była ważna, więc doskonale rozumiał żądane przez nią pytanie. Sam przecież zapamiętał co już miała w swojej kolekcji, a co mogłoby stanowić prezent na urodziny lub inne okoliczności.
Jakbyś teraz tam wróciła to poszłabyś do jednej, z której masz najmilsze wspomnienia kulinarne czy spróbowała czegoś ze swojej listy? — zapytał po chwili zastanowienia. Było to bardzo luźne pytanie, które przyszło mu do głowy przypadkowo, ale wydawało się ciekawą zagwozdką.
Ano, trochę się nie mogę doczekać świąt — przyznał się wesoło. Lubił ten okres w roku, kiedy całe Lorne Bay zmieniało się w festiwal kolorowych światełek, zupełnie niepasujących do klimatu ozdób i tradycji wywodzących się z krajów, w których padał śnieg i było dość zimno. Do tego był to jeden z niewielu momentów, w których dogadywał się ze swoją siostrą i tworzyli coś na kształt w miarę zgranej rodziny, co było cudem niemal porównywalnym do gadających zwierząt. Doceniał to mocniej od czasu śmierci Claya. Uśmiechnął się do Sal lekko, kiedy wyraziła chęć posłuchania o tym jak mu się wiodło w ostatnim czasie.
Czyli jesteś właścicielką siłowni? — dopytał. Znów, wołał się upewnić niż przypuszczać w dalszym ciągu. Nabrał już takich podejrzeń wcześniej, ale definitywna odpowiedź dotychczas nie padła. — Ale to prawda. Ilości godzin, które spędziłem w różnych programach komputerowych i gapiąc się na litery i cyfry nie potrafiłem przewidzieć — zgodził się z nią i aż musiał zapić te słowa alkoholem, bo pozostawiały po sobie gorzki posmak. Nie przepadał za tą częścią prowadzenia biznesu, jak widać na załączonym obrazku, ale wiedział, że jest niezbędna by móc zajmować się tymi fajniejszymi sprawami. — Wolałbym, żebyś tego nie robiła — powiedział i uśmiechnął się smętnie, a następnie odłożył pałeczki, którymi jadł, bo jego talerz był pusty. — Dziękuję, było serio pyszne — powiedział raz jeszcze. Nie zbywał jej jednak wcale. — Wracając do tematu… Dostałem klub w spadku, razem z naszyjnikiem z muszelek, który Clay tak uparcie nosił — wyjaśnił, pomijając część o blancie, który wciąż czekał w szkatułce na łodzi. To pozostawało między nim a martwym bratem. — Od kilku miesięcy dopiero się zajmuje prowadzeniem The Woolshed. Wcześniej przez jakieś pół roku robiła to z doskoku moja siostra, bo ja byłem… niedysponowany — dodał, przerywając na chwilę pod koniec, bo nie wiedział jak ugryźć kwestię swojej śpiączki. Opowiadanie o tym, na razie w ogólnikach było łatwiejsze niż się spodziewał, ale głos mu lekko zachrypł od nadmiaru emocji, które napłynęły wraz z myślami o wypadku i jego następstwach. — Posprzątamy i idziemy składać meble? — zaproponował, bo nie lubił tak siedzieć bezczynnie jak wiedział, że robota czeka. Jeszcze mniej lubił siedzieć i opowiadać o tej całej sprawie bezczynnie. — Jak masz jakieś pytania to śmiało. Nie wiem jak o tym opowiadać, bo nie robiłem tego jeszcze nigdy — zachęcił ją, żeby nie myślała, że to koniec tematu. Wszyscy inni ludzie, którzy się dla niego liczyli wiedzieli więcej o tym wszystkim niż on kiedy się obudził, więc dotychczas dużo wyjaśniać nie musiał.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Brzmiało to miło i jak najbardziej mu kibicowała w tym, aby rzeczywiście dotarł do takiego momentu, w którym to on będzie swoje życie układał, a nie ono będzie dyrygować tym, czym ma się zająć w pierwszej kolejności. Niezależność pod tym kątem była wspaniałym uczuciem, którego jej mocno brakowało, ale też żyła z przeświadczeniem, że jest to stan przejściowy. Za jakiś czas się wszystko unormuje, gdy już poukłada wszystkie elementy mechanizmu na swoje miejsce i cała maszyna zacznie działać płynnie, bez konieczności sprawdzania wszystkiego po dziesięć razy i podejmowania trudnych decyzji.
Zanotowała w pamięci informacje na temat jego gustu muzycznego, bo była przekonana, że mogą jej się przydać w przyszłości. Być może odrobinę zapatrzyła się na jego uśmiech na twarzy, ale specjalnie się z tym nie kryła — nie czuła, że musiała, bo raczej nie było dla niego żadnym sekretem, że lubiła na niego patrzeć tak samo, jak lubiła spędzać czas w jego towarzystwie.
To trochę zależy od okoliczności i towarzystwa, ale pewnie najpierw wybrałabym to, co sprawdzone, a potem poszła zwiedzać dalej — musiała się chwileczkę nad tym zastanowić. Jednak dość logiczne wydawało jej się w tym momencie, że na pierwszy głód po podróży wybrałaby coś, co znałą i wiedziała, że jej w żadnym stopniu nie zawiedzie (chociaż oczywiście mogło się coś popsuć podczas jej nieobecności i byłby to dość solidny cios i smuteczek), a dopiero potem by ryzykowała. Chociaż kto wie, czy gdyby znalazła się tam rzeczywiście, to nie poszłaby na żywioł od razu. Podejmowanie różnych wyzwań, przede wszystkim tych rzucanych samej sobie, było jedną z jej ulubionych rzeczy.
Ja chyba trochę też. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz obchodziłam święta w domu — zdzwaniała się z bratem na jakimś skajpie, ale nie przyjeżdżała tutaj specjalnie, szczególnie że święta w jej rodzinnym domu nie należały do najbardziej ciepłych i rodzinnych. Nie tylko dlatego, że mieli klimatyzację, która ratowała przed upałami. — Kupiłam na tę okazję obrzydliwie kiczowaty zestaw bombek z brokatowymi gremlinami — czy była z tego dumna, niczym małe dziecko, któremu udało się podejrzeć prezenty pochowane przez rodziców i odnaleźć wśród nich ulubioną zabawkę, której nie mogła się doczekać? Oczywiście.
Mhmm, tak wyszło — pokiwała głową. Była to dość spontaniczna decyzja wiążąca się z chęcią skorzystania z okazji i czasami nie wiedziała, czy na pewno zrobiła dobrze, czy jednak porwała się z motyką na słońce. — Uznałam, że potrzebuję czegoś, co będzie mnie tu trzymać, żebym jednak za chwilę znowu gdzieś nie uciekła — zażartowała sobie, chociaż czasami miała wrażenie, że coś w tym było. Albo potrzebowała jakiejś sensownej wymówki, że jednak ma tu obowiązki i to przez nie zostaje, a nie dlatego, że trzyma ją tu nie coś, a ktoś.
Skinęła lekko głową, pomijając w takim układzie ewentualne gratulacje, skoro ich nie chciał i uśmiechnęła się, gdy pochwalił posiłek. Nie ma co jednak ukrywać, że odrobinę czekała na to, żeby powiedział coś więcej na ten temat. Chociaż gdy rzeczywiście to zrobił, a elementy układanki wskoczył dość łatwo na swoje miejsce, potwierdzając te najmniej przyjemne przypuszczenia, poczuła jak coś nieprzyjemnie ściska ją w okolicach żołądka i zdecydowanie nie był to ryż.
Rozumiem, dlaczego gratulacje nie są na miejscu — trudno uznać to do końca za jakiś rozwój zawodowy czy gratulować podjęcia nowego wyzwania i obrania innego kierunku, gdy po pierwsze było to przymusowe, a po drugie (i ważniejsze) wiązało się to z bardzo nieprzyjemnymi doświadczeniami. — Przykro mi, to brzmi jak dużo do udźwignięcia — zdecydowanie więcej niż papierkowa robota, która była nudna i uciążliwa. I chociaż nie miała zamiaru się nad nim użalać i powtarzać, jakie to okropne, to jednak jej słowa były w stu procentach szczere. Naprawdę było jej przykro na tyle, że nieprzyjemne uczucie w środku wcale nie chciało tak łatwo odpuścić.
Chyba chcesz zostać pracownikiem miesiąca, że się tak do tego rwiesz — zażartowałą lekko, bardzo miękko, ale przytaknęła i zabrali się za posprzątanie naczyń, których jednak nie było jakoś wiele i sprzątanie nie zajęło im stu lat. — Chcesz mi zdradzić, co kryje się pod określeniem, że byłeś niedysponowany? — zapytała dość ostrożnie, bo nie wiedziała, czy mimo jego zachęcenia, powinna o to pytać. — I jak się z tym czujesz? Poza tym, że papierologia i prowadzenie biznesu są trudniejsze niż ktokolwiek się spodziewa — spojrzała na niego pytająco, podając mu jego kieliszek, biorąc swój i butelkę, aby mogli wrócić do salonu, gdzie czekał na nich regał do składania.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
i think it's time to say aloud the things i've kept in my head until now.
Pokiwał głową na jej słowa, bo się z nimi zgadzał. Pewnie sam by uczynił podobnie. Tęsknota za tym, co się polubiło i miało szansę odwiedzić i spróbować ponownie wygrywała u niego z chęcią odkrycia nowych rzeczy.
W pierwszej kolejności nostalgia, potem przygody — podsumował swoje przemyślenia, pokrywające się z jej wypowiedzią. Czy przeszło mu przez myśl, że mogliby odwiedzić kiedyś Japonię we dwójkę? Owszem. Ale zachował to dla siebie, o była to przypadkowa myśl, która nie musiała o niczym świadczyć. I mogła Sal tylko przestraszyć, skoro nie odbyli nawet namiastki rozmowy na temat tej relacji, która ich przypadkowo znów połączyła po latach. Nie było z resztą po co, skoro świetnie im szło bez tego.
Muszę je zobaczyć — stwierdził rozbawiony samą wizją tego, co mówiła i miną, jaką przy tym miała. Musiały być naprawdę kiczowate, więc Aldred nie mógł przegapić okazji by je ujrzeć na własne oczy. — Ja mam w tym roku ozdoby w klimacie surferskiego Mikołaja — pochwalił się. Odziedziczył je po swoim bracie i miał zamiar całą swoją łódź nimi ozdobić. Też były niesamowicie tandetne, w sposób, którego nie można było brać na poważnie, bo inaczej by człowiek zgrzytał zębami. — Cieszysz się, że w tym roku spędzisz Święta z rodziną? — zapytał. Nie wiedział jak wygląda sytuacja między nią a rodzicami i bratem, którego pamiętał, że posiadała. Za dzieciaka zwykle uważało się święta za najlepszy okres w roku, ale wraz z dojrzewaniem sprawy mogły się pozmieniać, przede wszystkim za sprawą bliskich właśnie.
Gratuluję i podziwiam ambicję — pochwalił ze szczerym uznaniem w głosie. Wzięcie na siebie prowadzenia biznesu jako próbę zapuszczenia korzeni było ogromnym wyzwaniem i trzeba było mieć bardzo dużo determinacji by to wcielić w życie. Podobało mu się, że nie chciała się bawić w półśrodki, a zamiast tego poszła na całość. — I nie podchodzenie do zadania na pół gwizdka — dodał więc, zgodnie ze swoimi przemyśleniami. — Jak Ci się to podoba? Jak się z tym czujesz? — zapytał, ciekaw jej doświadczeń oraz perspektywy kogoś, kto wybrał to samodzielnie i w pełni świadomie. Było to nie lada wyzwanie i zmiana o przysłowiowe sto osiemdziesiąt stopni w stosunku, do tego, co robiła ze swoim życiem wcześniej.
Dzięki — powiedział i wygiął usta w niemrawym uśmiechu, jednocześnie zaciskając je. Mówienie o tym sprawiało, że te uczucia wypływały na powierzchnię jak martwe ryby w zatrutej rzece. Wiedział, że jest to zdrowe i pomaga, a Salma powinna znać prawdę od niego, a nie od kogoś innego, ale wciąż nie było przyjemnym zajęciem. Odruchowo dotknął naszyjnika, który Clay mu po sobie zostawił. Nosił go bez przerwy. Zwykle chował się pod koszulką, a Red nie wyrobił w sobie jeszcze nawyku wyciągania go na zewnątrz. — Wolę mieć zajęte ręce — przyznał się szczerze. Jeśli miał o tym mówić to nie siedząc przy stole i trzymając dłonie na blacie. O wiele lepiej się czuł, kiedy mógł wkładać naczynia do zmywarki albo zmywać. — Mhm — mruknął i pokiwał głową. — Byłem w śpiączce przez cztery miesiące — wyjaśnił jej, szczędząc sobie słów. Szybko i do brzegu. Nie było z resztą się nad czym rozwodzić. — Potem przez kolejne kilka głównie się rehabilitowałem. Dopiero niedawno przejąłem stery w The Woolshed — dodał, żeby dokończyć historię. Salma otrzymała już wszystkie niezbędne fakty, bez żadnych dziur. Poza szczegółami, ale bez pytań z jej strony nawet nie wiedział jak do nich przejść. Chyba powinien zacząć ćwiczyć opowiadanie o tym w domowym zaciszu. Wziął do ręki kieliszek, zastanawiając się nad odpowiedzią. Często sam sobie zadawał to pytanie, żeby skupić się na tym zagadnieniu, ale teraz chciał to skondensować jakoś bardziej, żeby nie rozwodzić się szczególnie nad sobą. — Czasem mnie to bardziej uderza, czasem czuję się prawie pogodzony — pokiwał głową, bardziej do siebie niż do niej, bo było to całkiem niezłe podsumowanie jego samopoczucia w ogólnym rozrachunku. — Nie wiem na ile go pamiętasz, ale byłby na mnie zły jakbym za nim za długo… rozpaczał i przy okazji doprowadził jego dziecko do ruiny — uśmiechnął się przy tych słowach nieco szerzej, choć sprawiły mu pewną trudność. Z boku mogło to zabrzmieć dziwnie, ale było to coś dobrego. Clay nie lubił rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze, wolał podejmować decyzje bardziej na podstawie intuicji niż głębokich przemyśleń i uważał, że życie jest za krótkie by się długo smucić. Aldredowi pomagało myślenie o tym jak jego brat by zareagował na różne jego działania. — Dał mi zajęcie, wiedząc, że nie będę wiedział co ze sobą zrobić i chyba jestem mu za to wdzięczny. Ale jeszcze nie wiem do końca. Jak mi zadasz to pytanie za rok to może już będę wiedział — powiedział, kiedy sięgał po nóż do tapet, żeby rozpakować karton i znaleźć instrukcję składania. Trudno mu było jeszcze określić czy poszedł dobrą ścieżką, kiedy zdecydował się na prowadzenie klubu, było zdecydowanie za wcześnie na definitywne odpowiedzi. — Ale mimo mojej zadeklarowanej niechęci do roboty papierkowej, całkiem mi się podoba na razie to wyzwanie.

salma l. hemmings
ODPOWIEDZ