pisarz — laureat british book awards
34 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
my body is a machine that turns intrusive thoughts into stories
001.
Living for no one
costs me way more than it's worth

Za każdym razem kiedy znajdował się w tej części miasta, czuł się w pewnym stopniu nieswojo. Wszystko tutaj było zupełnie inne, nie był przyzwyczajony do poziomu życia, jaki prowadzili tutaj ludzie. Być może sam żył zaledwie kilka kilometrów stąd, lecz przepaść między tymi dwoma światami wydawała mu się ogromna. Sapphire River było w jego odczuciu ciasne, porządnie zaniedbane, a w dodatku niebezpieczne po zmroku. Do ostatniego już nawet przywykł. W chwili obecnej denerwowało go wyłącznie, że dla zarządców osiedla kłopotem było wykoszenie trawników, które stanowiły własność miasta. Trawa sięgająca kolan, którą zastawał co rano przed swoim domkiem, irytowała go coraz bardziej. Postanowił, że kiedy następnym razem syn sąsiadów będzie kosił jego trawnik, dopłaci mu kilka dolarów i poprosi, by doprowadził do porządku także teren, który nie przynależał do jego skromnej posiadłości. Bardzo nie lubił, kiedy w jego otoczeniu panował jakiegokolwiek rodzaju chaos.

Poza tym, reszta była okej.

Jego wizyta w części miasta, gdzie trawniki były zawsze równo przystrzyżone, ulice czyste, a płoty niemal promieniały bielą, była podyktowana pewnego rodzaju przymusem. Szkoda się nad tym rozpisywać; złożyło się tak, że akurat dziś i akurat teraz musiał oddać komuś kilka pożyczonych jakiś czas temu książek i zdecydowanie wolał zrobić to sam, niż zapraszać znajomego do siebie. Nie chodziło nawet o samą okolicę ani o jego lokum. Prawda była taka, że już dawno mógłby przeprowadzić się do czegoś odrobinę większego, ale nie potrafił z jakiegoś powodu rozstać się z domkiem, który wynajmował od wielu lat po okazyjnej cenie. Włożył w niego bardzo wiele pracy, samemu wykonując remont parę lat wcześniej. Pomalował wtedy ściany, w łazience i w kuchni położył nowe podłogi, a także uszczelnił okna. Nie chciał tego wszystkiego tak po prostu komuś oddać.

Kiedy pożyczone przedmioty trafiły w ręce właściciela, Swinton skierował kroki do swojego auta z zamiarem jak najszybszego opuszczenia tych okolic. Chociaż prezentował się nienagannie, z jakiegoś powodu czuł na sobie przewiercające spojrzenia przechodniów, kiedy przemierzał ulicę w drodze na parking. Było to wyjątkowo niekomfortowe i wydawało mu się, że nic nie mogło go tutaj zatrzymać, ale wtedy… poczuł, jak czyjeś ciało odbija się od jego własnego. Zachwiał się i rozchlapał trochę kawy w papierowym kubku, którą kupił w kiosku na rogu, kiedy zaszedł tam po papierosy. Nie był jakoś przejęty tym zdarzeniem, a przynajmniej do chwili, kiedy uniósł wzrok i jego oczy spotkały się z jej oczami. — Lauren — i to było wszystko, co zdołał z siebie na początek wydusić, ściskając jednocześnie dłonie na zalanym kubku, by ukryć to, że zaczęły się trząść.

powitalny kokos
nick autora
product ownerka — na swoim
33 yo — 156 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Wracając do miasteczka po tak długiej przerwie, nie oczekiwała niczego. Liczenie na to, że dawni znajomi przyjmą ją z szeroko otwartymi ramionami byłoby naiwnością, a marzenia o tym, że gdy tylko minie tablicę z napisem „Lorne Bay”, dostanie telefon od Leonela odpuściła sobie bardzo dawno temu. Gdyby to były te trzy lata, gdyby rzeczywiście po nich wróciła, wszystko wyglądałoby inaczej, a Lauren potrafiłaby pojawić się pod jego drzwiami i powiedzieć hej. Gdy jednak minął czwarty, piąty i szósty rok, to wszystko tak naprawdę straciło na znaczeniu. A co więcej, była przekonana, że mężczyzna ruszył dalej, bo i dlaczego miałby na nią czekać? Nie miało to najmniejszego sensu i Lauren była daleka od jakiejkolwiek wiary w to, że w ogóle ją pamiętał. I to nie dlatego, że uważała, że on był tak podłym człowiekiem, a dlatego, że ona była tak nieistotnym bytem.

Plusem powrotu do Lorne Bay była natomiast pogoda. Słoneczne dni kusiły i zachęcały do ponownego włożenia na nogi wrotek, czego nie omieszkała zrobić. Przy każdej nadarzającej się okazji, gdy tylko musiała gdzieś podjechać, wskakiwała właśnie w nie i sunęła po idealnym asfalcie, który pozwalał na rozwijanie naprawdę szalonych prędkości. Trochę za bardzo wierzyła w swoje umiejętności, trochę zbyt mocno trzymała się wspomnień o swojej jeździe, przez co niestety, ale obiła sobie kilkukrotnie kolana do naprawdę bolesnego punktu. Łokcie też miała zdarte, a siniak na udzie był nie tylko siniakiem, ale też połacią zdartej skóry. Niczego jednak Lauren nie żałowała. Ani nie uczyła się na błędach, nie pozwalała sobie zwolnić, dać czas na nauczenie się jazdy na nowo.

Tego dnia miała zajechać do urzędu, aby odebrać nowy dokument tożsamości, a także wpaść do biblioteki, aby upewnić się, czy jej karta biblioteczna wciąż była aktywna. To wszystko na szczęście mogła załatwić na wrotkach i tak też robiła. Sunęła po mieście zdecydowanie zbyt szybko, tylko dzisiaj wywracając się dwukrotnie, ale to niczego jej nie nauczyło.

Kiedy z impetem wpadła na mężczyznę, którego nie zauważyła, naprawdę się zmartwiła. Zamierzała zacząć go przepraszać, jednak słowa nagle zapomniały, jak opuszcza się jej usta, a mózg zapomniał chyba o tym, że powinien powodować nabieranie oddechu, bicie serca. Mogłaby przysiąc, że na sekundę jej serce stanęło, kiedy spoglądała w twarz, którą kiedyś wciąż tak bardzo kochała. — Przepraszam cię… — szepnęła słabo, choć trudno jej było powiedzieć, za co go tak naprawdę przeprasza. Za to, że na niego wpadła i rozlała kawę, czy może za to, że nie wróciła po trzech latach, chociaż obiecywała mu co innego?

powitalny kokos
k.
brak multikont
ODPOWIEDZ