echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Czuł, że ta rozmowa powoli zaczyna go przygniatać - widział, że Saul się stresuje, więc on także zaczął cały się napinać. Z jednej strony cieszył się, że Monroe postanowił mu o tym wszystkim powiedzieć, ale z drugiej miał wrażenie, że do za dużo - emocji, informacji i niepewności - jak na jeden wieczór, zwłaszcza poprzedzony kolacją z ojcem. Miał na ten wieczór zupełnie inne plany. Liczył, że ojciec zachowa się przyzwoicie, napędzany tym odwiecznym pragnieniem, żeby pokazywać się zawsze z nienagannej strony, że wrócą do tego pokoju podpici i roześmiani, że będą kochać się długo i pięknie, a następnego dnia wstaną przy południu i naszykują się w pośpiechu, żeby zobaczyć choć kawałek miasta zanim zajdzie słońce, że potem Klaus zabierze Saula do swojej ulubionej restauracji na kolację i kupi mu kwiaty, i wszystko będzie miłe, i to będą najlepsze urodziny, jakie Monroe miał kiedykolwiek. Na razie jednak wcale nie było przyjemnie, bo obaj czuli się do dupy, choć z różnych powodów i Werner powoli tracił nadzieję na to, że tego dnia uda mu się jeszcze to odczarować. Może po prostu powinni położyć się spać i liczyć na to, że jutro będzie lepiej? Na pewno nie miał już zamiaru dopuścić do żadnej kolacji zjedzonej razem z ojcem. To od początku był zły pomysł i pluł sobie teraz w brodę, że w ogóle na niego wpadł.
Kiedy usłyszał jego pytanie, na krótką chwilę oddech ugrzęzł mu w płucach. To był ten moment. Tak, dokładnie ten. Ale jakby to teraz zabrzmiało? Chyba nie chciał teraz rozdrapywać tego tematu. Zresztą... jakby nie patrzeć, to były tylko dwa wyskoki, tak? I to już jakiś czas temu. Teraz faktycznie się pilnował. Co prawda, to jego pilnowanie sprowadzało się do tego, że zwyczajnie przestał wychodzić z domu i dziczał powoli od tego, ale to wydawało się bezpieczniejszą opcją niż wystawianie się na te wszystkie pokusy świata doczesnego, bo przecież zupełnie nie ufał sobie w tej kwestii. A Saul? Saul chyba ufał - i to był kolejny powód, dla którego Klaus nie chciał teraz wyznawać mu całej prawdy. Nie dość, że brzmiałby jak hipokryta z tą swoją prośbą, to jeszcze Monroe zupełnie straciłby tę wiarę, a Werner potrzebował rozpaczliwie, żeby miał ją ktokolwiek, skoro sam jej nie posiadał.
- Tak, przestałem - odparł więc w końcu, co w istocie kłamstwem wcale nie było, bo nie sprecyzował kiedy przestał. Przez chwilę nawet chciał wspomnieć o swoim jakże imponującym wyrzeczeniu, które sprowadzało go do siedzenia w czterech ścianach domu, ale zrezygnował z tego po chwili, bo Saul uznałby jeszcze, że jedynym, co go powstrzymywało, był brak okazji. A to przecież nie o to wcale chodziło... prawda? - I nie chcę od ciebie pieniędzy, Saul. Ile razy muszę to jeszcze mówić? - nie udało mu się powstrzymać nuty irytacji, która przebiła się lekko w tym pytaniu, ale zaraz odchrząknął, decydując się utemperować nieco pretensję w głosie. W międzyczasie gdzieś obok nich zabrzęczały wibracje telefonu, ale Klaus zwyczajnie je zignorował. - Tym bardziej nie chcę pieniędzy, które pochodzą z twojego cierpienia. To chyba nie jest takie dziwne... co nie? - Kolejna wibracja, przez którą przerwał na ułamek sekundy swój wywód, starając się nie wybić z wykładanej myśli. - A w utrzymaniu sklepu też mogę pomóc. To było wiadome, że na początku nie będzie wcale kolorowo, ale skoro jesteśmy razem, to wesprę cię jak mogę. Nie chcę, żebyś musiał to robić. Jeśli brakuje ci na coś pieniędzy, to po prostu powiedz. To naprawdę nic takiego, nie wydałbym ich na nic ważnego. - Naprawdę miał nadzieję, że Monroe w końcu odpuści temat zwrotu tej kasy. Telefon w dalszym ciągu wibrował. - Może sprawdzisz, co to? Ktoś się ewidentnie dobija - zasugerował, poruszywszy się niespokojnie.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Zauważył, że Klaus się irytował już tym jego powtarzaniem, że odda pieniądze - ale on i tak czuł potrzebę zapewniania go o tym, bo nie chciał, żeby i młody Werner pomyślał, że Saul jest z nim dla pieniędzy, że na nim żeruje, że wyłudza. Prawdę mówiąc, sam zaczął się po rozmowie z jego ojcem zastanawiać, czy faktycznie nie był wyłudzaczem, skoro wziął te pieniądze i przeznaczył na sklep - nie prosił o nie, ale kiedy Klaus mu to zaproponował, to Saul nie odmówił. Wziął. Czy to nie czyniło z niego hieny...? A nie chciał nią być. Mógł oszukiwać ludzi, kraść, handlować narkotykami, ale nie chciał być wyłudzaczem - nie od swojego ukochanego. Mógłby wyłudzać od innych i to by mu większej różnicy moralnej nie zrobiło, gdyby nadarzyła się okazja, ale nie od Klausa. Nie chciał, żeby on tak o nim pomyślał, nie chciał sam tak o sobie myśleć. Postanowił więc teraz, że może i przestanie o tym mówić, ale pieniądze odda i tak. Wciśnie mu je, jeśli Klaus będzie odmawiał.
Spiął się jednak, kiedy Klaus zapytał, ile razy musiał mu to jeszcze mówić. Saul zacisnął zęby i wpatrzył się tępo w okno, zaciskając nieświadomie palce na jego koszulce i jednocześnie ignorując ten telefon. Nie miał ochoty teraz z nikim gadać poza swoim partnerem.
- Nie chcę więcej twoich pieniędzy, dałeś mi już wystarczająco dużo - odpowiedział stanowczo, teraz orientując się, że miął jego koszulkę. Wygładził ją więc i pogłaskał chłopaka kciukiem po brzuchu - Ale dobrze, przestanę się sprzedawać. Jestem tylko twój.
Westchnął i potarł policzkiem o jego pierś, przymykając oczy. Ponownie zignorował telefon, naprawdę nie mając ochoty go odbierać. Nie komentował też zapewnienia Klausa, że ten przestał sypiać z innymi: wierzył mu i bez tego, bo przecież o tym rozmawiali już dwa razy. Za drugim razem była z tego praktycznie awantura, więc przecież Klaus by po czymś takim nie robił mu tego nadal, prawda? To już byłaby zdrada.
Wreszcie jednak, gdy telefon zawibrował po raz trzeci, Saul wreszcie poderwał się zirytowany, spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi, widząc nieznany numer. Kliknął zieloną słuchawkę, mając ochotę objechać tego, kto dzwonił.
- Tak? - warknął do aparatu, jednak zaraz jego twarz stężała, a o wyprostował się, wyraźnie zaniepokojony - Tak, przy telefonie. Saul Monroe. Tak - przez jakiś czas ktoś po drugiej stronie coś mówił, a Saul zapomniał w pewnym momencie o oddychaniu - Córkę...? - wykrztusił wreszcie - Znaczy... ja teraz jestem poza granicami kraju... jestem w Europie. Tak. Kiedy? Ja będę w kraju za dwa tygodnie... - znów dłuższa chwila przerwy - Tak. Tak, zgadzam się, wezmę ją do siebie. Nie miałem pojęcia... Tak. Dziękuję. Proszę o przesłanie wszystkich informacji na mój adres - tutaj podał swój adres, pożegnał się i rozłączył. Jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w telefon, po czym w końcu spojrzał przez ramię na Klausa, pobladły i zaskoczony.
- Chyba... chyba mam dziecko... - powiedział cicho.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus nie znał swojego ojca wyjątkowo dobrze. Wiedział tylko, że Adalbert miał co najmniej dwie twarze - biznesową i domową - które mieszały się ze sobą, kiedy zapominał, że w czterech ścianach rodzinnej posiadłości nikt nie wodzi za nim wzrokiem, czając się tylko na jakieś jego potknięcie. Co za tym szło, Klaus wiedział też doskonale, że jego ojciec doszukiwał się wrogów, czyhających na jego majątek, na każdym kroku. I wiedział, że za żadne skarby nie chciał być taki jak on. Adalbert często nazywał go naiwnym, przy różnych okazjach, ale młodszy z Wernerów zdecydowanie wolał być naiwny niż podejrzliwy i zawistny do tego stopnia, jak jego ojciec - stopnia kuriozalnego. Nic dziwnego, że senior zdecydował się sprawdzić czy ten kurs to nie była bujda na kółkach - Klaus faktycznie był naiwny, jeśli liczył na to, że to nie wyjdzie. Teraz więc bardziej musiał chyba skupić się na tym, żeby stary nie zorientował się, na co dokładnie ta cała kasa poszła, a mniej na graniu głupa i chodzeniu w zaparte, że on jak najbardziej bierze udział w tym szkoleniu, a to wszystko musiało być jedną wielką pomyłką. Nie chciał, żeby Adalbert naskoczył na Saula jeszcze bardziej - także dlatego, że to byłoby nieuczciwe, bo Monroe przecież nie miał pojęcia, że wkład Klausa pochodził z kłamstwa. Czy powinien mu to teraz uświadomić? Chyba nie było potrzeby...
Uspokoił się na zapewnienie, że mężczyzna przestanie sypiać z innymi za pieniądze, choć wcześniej odruchowo zmierzył go swoją miarą, co wyraziło się w powątpiewaniu czy te słowa były cokolwiek warte. Może tylko tak powiedział, ale wciąż będzie robił swoje? Klaus odsunął od siebie pospiesznie te myśli, bo były mocno niewłaściwe. Saul nie dał mu dotychczas żadnych powodów, żeby podważać szczerość jego słów. Nigdy go nie okłamał, nigdy nie złamał wcześniej danej obietnicy. Żadnej z tych rzeczy nie można za to było powiedzieć o nim samym i to sprawiało, że Werner czuł się naprawdę parszywie. Nie miał lepszych pomysłów na naprawę tego niż postawienie od teraz na szczerość, choć obawiał się realnie, że pomimo powzięcia takiego postanowienia, nie będzie w stanie się go trzymać. Choć otwierał się stopniowo przed Saulem coraz bardziej, wciąż były jeszcze takie kwestie, których bał się z nim poruszyć i których istnienia najchętniej zupełnie by się wyparł.
Niechętnie wypuścił Monroe’a ze swoich objęć, żeby ten mógł odebrać telefon, a w czasie gdy mężczyzna prowadził rozmowę, wodził tylko dwoma palcami po jego plecach, starając się bardzo zażarcie nie podsłuchiwać, choć był istotnie ciekawy, kto był aż tak zdesperowany, żeby porozmawiać z Saulem. Wyłapywał mimowolnie pojedyncze słowa i skrawki zdań, ale starał się przesadnie na tym nie skupiać, uznawszy, że przecież jeśli jego partner będzie chciał mu powiedzieć o co chodzi, to to zrobi. Usłyszał o córce, jasne, ale przecież nawet przez głowę mu nie przeszło, że...
- Co? - odparł tylko, nieruchomiejąc nagle z tą dłonią wciąż wspartą palcami o jego kręgosłup. Wpatrywał się tępo w twarz Monroe’a, próbując dostrzec w niej jakieś odbicie rozbawienia - cokolwiek, co udowodniłoby mu, że to tylko taki durny żart, ale nie znalazł w jego mimice żadnego takiego sygnału. Zamrugał więc szybko, w końcu odsuwając rękę od jego pleców i starając się rozstrzygnąć jak się czuł z tą informacją. Nie potrafił. Może to był szok, a może nadal po prostu żyła w nim nadzieja, że Saul zaraz oznajmi, że tylko się zgrywał. - Wytłumacz? - poprosił, nie mając pojęcia, co innego mógłby teraz powiedzieć. Jak to chyba miał dziecko? Nie wiedział o tym? Kto do niego dzwonił? Co to dla nich oznaczało? Klaus czuł, że powoli zaczyna panikować, choć nie potrafił jeszcze dotrzeć do tego, co generowało u niego aż taki lęk.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Popatrzył na niego, mrugając oczami i mając na twarzy ogromne zdziwienie i szok.
- No, dziecko mam - powiedział, trzymając telefon w opadniętej na udo dłoni - Zadzwonił do mnie jakiś urzędas, że jego matka zgłosiła małą, że ona nie da rady jej wychowywać, że nie chce tego robić i wskazała mnie jako ojca. Zostawiła akt urodzenia, na którym widnieje moje nazwisko. Mówiła, że chce, żeby to dziecko trafiło do mnie, bo jestem jego biologicznym ojcem i że życzy sobie, żeby mała była u mnie, a nie u jakiejś rodziny zastępczej. Mam się jak najszybciej spotkać w sprawie formalności...
Rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju, nie wiedząc, co właściwie o tym myśli i jak się czuje: był tak zaskoczony, że nie docierały do niego żadne emocje, a jedynie słyszał cichy gwizd w uszach, spowodowany zapewne wzrastającym ciśnieniem. Nie docierał do niego to, co się przed chwilą stało - teoretycznie wiedział, że to, co mówi jest prawdą, wiedział, że faktycznie z kimś właśnie przeprowadził taką rozmowę, ale jego umysł tego jeszcze nie ogarnął i nie przyswoił. Czym innym była wiedza na poziomie świadomości, a czym innym przyjęcie tego i zaakceptowanie danego faktu.
- Ja... nie mam pojęcia, jak to się stało - opuścił głowę i przeczesał włosy palcami - Miałem niby te kilka miesięcy temu przelotny romans z jedną dziewczyną, ale... to nie było nic poważnego, nie miałem pojęcia, że zaszła w ciążę. Tak naprawdę równie dobrze to może nie być moje dziecko, tylko ona mnie wpisała w dokumenty, bo tak, ale cholera, no, muszę to sprawdzić. Nie zostawię swojej córki gdzieś tam...
Telefon wysunął mu się z dłoni i upadł na pościel, a Saul po chwili padł na plecy, zakrywając twarz dłońmi.
- Ja pierdolę, co za wieczór...

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Choć Monroe faktycznie wyjaśnił, Klaus zdawał się na tyle oszołomiony, że nie był w stanie niczego z siebie wykrztusić. Zastygły nadal w tej samej pozycji, przypatrywał się Saulowi uparcie, zupełnie jakby w jego posturze ciała albo mimice twarzy próbował doszukać się czegoś, co pomogłoby mu te wszystkie informacje przetrawić. Powinien teraz z pewnością powiedzieć coś błyskotliwego i wspierającego, powinien dać mu do zrozumienia, że mógł na niego liczyć, powinien wzmocnić go własną siłą, ale... ale szczerze nie umiał odnaleźć w sobie żadnej z tych rzeczy, dlatego po prostu trwał nieruchomo u jego boku, spojrzeniem starając się przebić przez dłoń, którą Saul osłonił swoją twarz.
Córka. Taka mała. Miała być u niego. Dziecko. Klaus starał się poskładać te ponadrywane informacje w jedno zdanie, żeby lepiej przemielić je przez umysł, ale blady szok zdawał się ograniczać znacznie jego umiejętności intelektualne w tym momencie. Wsunął po prostu rękę w miękkie włosy Monroe’a i zaczął przesuwać palcami wzdłuż ich grubych pasm, bo żadne słowa, które cisnęły mu się teraz na język, nie zdawały się być odpowiednie.
Czy to wszystko oznaczać miało, że Klaus wcale już nie będzie dla niego ważny? Rodzicielstwo było przecież przejebane i pochłaniało masę czasu; gdzie w tym wszystkim znaleźć jeszcze choćby parę chwil dla siebie nawzajem? I jaka właściwie w tej całej sytuacji miała być rola Wernera? I czy Saul poradzi sobie z tym wszystkim? Nic dziwnego, że Klaus miał pewne co do tego wątpliwości, choć oczywiście nie zamierzał wyrazić ich na głos. Powinien w niego wierzyć, powinien ufać temu przekonaniu, że z pojawieniem się dziecka w ludziach faktycznie wykształca się jakiś instynkt rodzicielski.
Wątpił, szczerze mówiąc, że podobna rzecz spotkała jego własnego ojca, bo w obyciu z dziećmi ten zawsze był dość kiepski, ale to nie znaczyło przecież, że każdy inny człowiek również musiał mieć z tym problemy. O Saula obawiał się równie mocno, co o siebie samego, bo przecież nie miewał dotychczas żadnych kontaktów z takimi bobasami. Monroe mógł jeszcze doświadczyć go dzięki młodszemu rodzeństwu, ale Klaus? Te wszystkie smoczki i pieluchy zdawały mu się jakimś zupełnie innym światem.
- Może zrób test na ojcostwo - zaproponował w końcu, odrobinę niepewnie. Skoro Saul sam mówił, że równie dobrze mógł wcale nie być z tym dzieckiem spokrewniony, to faktycznie wypadało jakoś to sprawdzić. A gdyby wyszło, że mała wcale nie jest jego, odszedłby im w zapomnienie chociaż jeden problem z kolekcji. - W sensie... to nie jest chomik, to jest człowiek. A żeby takiego człowieka wziąć do siebie, to na pewno trzeba spełniać jakieś wymagania i przyszykować masę rzeczy, i... - zawiesił głos, nie do końca przekonany czy na pewno chce powiedzieć to, co cisnęło mu się na język. - Nawet, jeśli to jest twoja córka, to myślisz, że to dobry pomysł? - zdecydował się zaryzykować to pytanie, bo miał wrażenie, że przez Saula bardziej teraz przemawiało poczucie powinności niż jakakolwiek racjonalność.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Spojrzał na niego jednym okiem, które wystawił spod swojej dłoni i zmarszczył brwi. Ostatnie pytanie uderzyło w niego jak obuchem, bo wyrażało to samo, co i on myślał przez większość życia: że nie powinien nigdy mieć dzieci że się do tego nie nadaje, że może się okazać swoi własnym ojcem. Przestał na chwilę oddychać, bo zabolało go to i przeraziło. Zastanowił się nad odpowiedzią i przełknął ślinę.
- Uważasz, że nie powinienem? - zapytał cicho po długim milczeniu - Uważasz, że sobie nie poradzę? Że powinienem powiedzieć, że nie wezmę jej do siebie, niezależnie, czy jest moja, czy nie?
Kiedy wypowiedział te słowa, zabolało jeszcze mocniej. Zdaje się, że nie tylko on myślał o sobie jak najgorsze rzeczy, ale jego chłopak - mimo zapewnień, że uważa go za kogoś dobrego, wspaniałego, idealnego - również tak naprawdę wcale nie widział w nim nikogo takiego, tylko jakąś najgorszą łajzę. Mając informacje o rodzinie Saula widocznie sam też doszedł do wniosku, że Saul nie powinien mieć dzieci. Widział przecież wybuch agresji swojego partnera, widział, jak ten pobił Patricka, słuchał o prochach, wiedział, że Saul jest uzależniony, wiedział, z jakiego domu pochodził i jaki był jego ojciec. Widział te wszystkie blizny na jego plecach, pozostawione przez ojcowski pas - pewnie również sądził, że Saul po prostu jest młodszym wydaniem Barta Monroe.
Wydało się, Klaus - pomyślał - wygadałeś się, że wcale ie widzisz we mnie dobrego człowieka, tylko tak mówisz. To dobrze, że w końcu się zdradziłeś i pozwoliłeś mi zobaczyć, jakie w rzeczywistości masz o mnie zdanie.
- Lepszym pomysłem będzie, żeby mała wychowywała się u jakichś obcych ludzi sądząc, że jest porzucona przez rodziców? Albo okłamywana, że jest biologicznym dzieckiem tamtych ludzi, a po latach by się dowiedziała, że wcale nie i jej świat by runął?
A czy lepiej, żeby wychowywała się w patologii rodziny Monroe, gdzie każde z nich miało różne problemy psychiczne...?

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To wcale nie było tak, że Klaus uważał, że Saul sobie nie poradzi. Wręcz przeciwnie - wiedział, że Monroe da radę, bo przecież większość życia działał w ramach jakichś sytuacji kryzysowych. Obawiał się jedynie, co będzie musiał poświęcić, żeby to osiągnąć: żeby faktycznie zapewnić temu dziecku wszystko to, co było potrzebne. Bo miał wrażenie, że to będzie nic innego, jak jeden wielki festiwal wyrzeczeń - nie tylko Saula, ale ich wspólnych, a co do tego czy on sam będzie w stanie się tego podjąć już nie był taki przekonany. Jasne, to nie była jego decyzja. To nie było jego dziecko. Można by było, idąc tym tropem, zasugerować też, że to nie był jego problem, ale przecież Werner zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli Monroe zdecyduje się wziąć do siebie tę małą istotę, wniknie ona przy okazji też do jego życia - a co do tego czy to było bezpieczne, miał już liczne wątpliwości.
Zauważył jednak, że Saul odebrał jego sugestię w bezpośrednio negatywny sposób. Faktycznie, być może źle to ujął albo zbędnie pozostawił zbyt wiele miejsca na niedopowiedzenia. Westchnął ciężko słysząc zadawane sobie w ten celowo tendencyjny sposób pytania. Przez chwilę zastanawiał się jak to ugryźć tak, żeby nie pogorszyć jeszcze sytuacji.
- Nic takiego nie uważam. Po prostu moim zdaniem powinieneś przemyśleć to dokładnie, zanim podejmiesz jakąś decyzję - sprostował, wpatrując się w niego uważnie. Może niewłaściwym było, że w ogóle pozwolił sobie wypowiadać się na ten temat? Może należało pozostawić Saula z własnymi myślami i nadzieją, że sam dojdzie do wniosku, że dziecko w tym momencie nie było dobrym pomysłem? Cholera, czy on w ogóle miał prawo trzymać kciuki za to, że Monroe’owi się to całe ojcostwo odwidziało? Ciężko stwierdzić, na ile przemawiał przez niego zwykły szok, a na ile realny lęk przed tym, jak bardzo wszystko zmieniłoby się, gdyby w życiu Saula nagle pojawiła się córka.
Kiedy mężczyzna dalej mówił, Klaus kręcił tylko głową.
- Myślę, że najbardziej zwichrowałoby ją, gdybyś wziął ją do siebie, a potem okazałoby się, że to nie jest takie, jak sobie wyobrażałeś i oddał ją komuś innemu. Chodzi mi o to, że to taka decyzja, od której nie ma odwołania. Myślę, że rozważnym jest po prostu spojrzeć na to wieloaspektowo, z uwzględnieniem wszystkiego, co może pójść nie tak - ostrożnie dobierał słowa, za trudnymi wyrażeniami starając się ukryć fakt, że zwyczajnie nie podobała mu się wizja wpuszczania kogoś między ich dwóch. - A nie tak może pójść wiele rzeczy - dodał nieco ciszej, nie mając zamiaru teraz ich wymieniać. Za chwilę jednak przesunął dłonią wzdłuż twarzy, na końcu trąc oko.
- Nie mam zamiaru odwlekać cię od tego pomysłu, bo to twoja decyzja i tak naprawdę nie mam nic do gadania. Po prostu uważam, że musisz to na spokojnie przeanalizować. Będę cię wspierać niezależnie od tego, co postanowisz. Żadna z opcji nie zrobi z ciebie złego człowieka - zdecydował się to podkreślić, bo miał wrażenie, że Saul z góry zakładał, że gdyby nie wziął do siebie tego dziecka, to świadczyłoby o nim jako o kanalii, a to przecież nie było wcale takie proste i jednobiegunowe. Miał nadzieję, że Monroe wykorzysta te dni, które pozostały do powrotu do Australii na uważne przeanalizowanie tej kwestii, ale z drugiej strony męczyła go myśl, że cały ten czas, który miał być zarezerwowany tylko dla nich, pochłoną teraz rozważania dotyczące córki. Z przerażeniem uświadomił sobie, że jeśli mężczyzna zdecyduje się wziąć ją do siebie, tak będzie już zawsze. Zerknął na niego z niepokojem, powstrzymując się od dalszych komentarzy.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Myślał o tym, co powiedział Klaus, ale wciąż czuł się niepewnie i nie był przekonany, że chłopak myślał to, co teraz powiedział. Raczej skłaniał się ku poprzedniej teorii: że Werner był zdania, iż Saul nie nadaje się na ojca (ponieważ on sam miał o sobie podobne zdanie). Jednak od dłuższego czasu starał się wyjść na prostą, stać porządnym człowiekiem i dorosnąć - uważał, że całkiem nieźle mu szło, zwłaszcza jak na kogoś, kto przez tyle lat ćpał i był zupełnie nieodpowiedzialny; sprawiał wręcz wrażenie nie całkiem inteligentnego, bo tak było łatwiej. Widocznie też ludzie mieli o nim takie właśnie mniemanie, mimo jego obecnych wysiłków. Ale z drugiej strony on sam wiedział, że jest agresywny, że momentami przypomina swojego ojca i to stanowczo nie było dobre.
Westchnął ciężko i opuścił ręce, wbijając wzrok w sufit.
- Nie biorę pod uwagę możliwości, że wziąłbym ją, a potem oddał - powiedział stanowczo - Jak już ją wezmę, to u mnie zostanie. Nawet zwierzęcia bym nie oddał, gdybym je przygarnął.
Popatrzył znów na Klausa smutno, bo nie czuł teraz od niego wsparcia, wbrew temu, co chłopak mówił. Czuł raczej, że Werner ma nadzieję, że Saul zaraz stwierdzi, że to zły pomysł i powie, że nie chce się jednak małą zająć, że nie zamierza jej brać do siebie. Nie był tylko pewien, dlaczego: czy dlatego, że to by mocno zmieniło ich życie, czy dlatego właśnie, że Monroe według niego nie nadawał się do bycia ojcem.
- Nie musisz mnie wspierać - skłamał - to moje dziecko, nie musisz się nim zajmować ani nic.
Spojrzał znów na sufit, wyobrażając sobie, jak by to było: mieć córkę. Już zajmował się niemowlętami i kilkulatkami: ktoś musiał zadbać o młodsze rodzeństwo, a w pewnym momencie on był najstarszy w domu, pomijając ojca pijaka i matkę świętoszkę; miał więc doświadczenie i wiedział, że umiałby to robić. Gorzej z nieprzespanymi nocami i połączeniem samotnego (jeśli Klaus rzeczywiście by mu nie pomagał) rodzicielstwa, ale z tym też musiałby dać jakoś radę, a w ostateczności może wynająłby jakąś nianię albo zabierał młodą do pracy. Zastanawiał się, czy rzeczywiście powinien ją do siebie przyjąć, ale tak naprawdę nie brał pod uwagę opcji, że miałby tego nie zrobić: to było jego dziecko, potrzebowało domu, skoro matka go nie chciała, a on mimo wszystko sądził, że dałby radę. Starał się przecież panować nad swoim temperamentem i nigdy nie uderzył nikogo, kogo kochał.
Mimowolnie zaczął wyobrażać sobie, jak zabiera małą na wycieczki po okolicy albo nawet po całej Australii. Pokazałby jej Sydney: wielkie miasto, którego klimatu ona na szczęście nie będzie znała, wychowując się w tej dziurze. Potem oczywiście będzie mogła tam pojechać, na przykład na studia, ale lepiej jej będzie dzieciństwo spędzić w Lorne Bay, wśród dzikiej przyrody, blisko natury.
- Nie wzięcie jej do siebie zrobiłoby ze mnie złego człowieka - powiedział po chwili stanowczo - więc wezmę ją. Ale naprawdę nie musisz mi pomagać, to moje dziecko, zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał się nią zajmować.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Dla Klausa to wszystko wcale nie wydawało się takie oczywiste, ale powoli tracił nadzieję na to, że Saul weźmie choćby pod uwagę jego punkt widzenia. To go sfrustrowało, ale uparł się, żeby nie dać tego po sobie poznać. Przecież nie mówił wszystkich tych rzeczy po to, żeby Monroe poczuł się chujowo albo jak zły materiał na ojca - uważał, że z nich dwóch, to on teraz miał szansę spojrzeć na perspektywę podjęcia takiego obowiązku bardziej obiektywnie, choć nie dostrzegał już, że wszystko to mierzył miarą rzeczy, które sam mógł potencjalnie stracić. Wzięcie dziecka wydawało mu się abstrakcją - i jasne, to nie miało być jego dziecko, to nie miało być nawet ich dziecko, ale mimo wszystko Klaus czuł się w tej chwili tak, jakby ktoś podejmował decyzję dotyczącą bezpośrednio jego życia, bez żadnego uwzględniania jego opinii. Jednocześnie wiedział przecież, że - tak jak zresztą powiedział - nie miał nic do gadania: nie mógł tego Saulowi zabronić i, najwyraźniej, wyrazić tego, jak on na to patrzył, też nie mógł, bo natychmiast robiło się między nimi gęsto.
Kiedy Monroe powiedział, że Klaus nie musi go wcale wspierać, zrobiło mu się jeszcze gorzej. Zgarbiony na tym łóżku, odbiegł spojrzeniem w kierunku biblioteczki, nie chcąc, żeby mężczyzna dostrzegł, że poczuł się tym stwierdzeniem dotknięty i sfrustrowany. Na jednej z półek stało oprawione zdjęcie, z którego uśmiechał się do fotografa, opleciony ramionami mamy - mały i nieświadomy jeszcze tego, co miało go niebawem czekać - i pomyślał mimowolnie, że to był naprawdę miły dzień. Nie tak jak ten teraz.
Nigdy nie myślał o tym, jak by to było mieć dziecko - nawet takie nieswoje, nawet takie z doskoku. Zwyczajnie nigdy nie przypuszczał nawet, że uda mu się stworzyć z kimś związek, nie mówiąc w ogóle o otoczeniu opieką jakiegoś małego człowieka. Uważał, że byłby w tym beznadziejny, bo sam często czuł się jak dziecko, potrzebujące nieustannej uwagi. Wizja tego, że jakiś bobas bez żadnego uprzedzenia miałby pojawić się w jego i Saula życiu, odbierając mu jednocześnie znaczną część atencji, którą obdarowywał go Monroe, wywoływała w nim lęk. Bał się, że już nie będzie ważny. Że spłynie gdzieś na dalszy plan - on i jego potrzeby. Że to był początek końca czegoś, co uznać już zdążył za pewnik: czyli ich relacji. Bał się, że nie podoła, nie wytrzyma, że pęknie. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Czy Saul naprawdę tego nie widział, czy tylko udawał, bo bardzo nie chciał tego dostrzec?
W końcu - po tym, jak po raz kolejny usłyszał, że nie musi wcale pomagać - zebrał się jakoś w sobie, żeby spojrzeć na niego znowu i nawet odpowiedzieć.
- Naprawdę myślisz, że zostawiłbym cię samego z czymś takim? - znalazło się w tym pytaniu miejsce na odrobinę wyrzutu. Zdecydował się już nie odnosić do poglądu Monroe’a, że nie wzięcie dziecka uczyniłoby z niego złego człowieka. Dotarło do niego chyba, że nie miał żadnej siły przebicia w tej kwestii. W końcu położył się obok mężczyzny, żeby zaraz przekręcić się w jego stronę i podsunąć bliżej. Wsunął ostrożnie nogę między jego kolana, jednocześnie sięgając koniuszkiem nosa do jego policzka, a palcami jednej z dłoni do linii żuchwy. Źle było mu z tym, że nagle te wszystkie rzeczy - które można było z pewnością podsumować w słowach: Adalbert Werner i dziecko - spadły na Saula na tym wyjeździe, który przecież miał być miły. Nie chciał być kolejną cegiełką, która rujnowała ten czas. I chociaż wciąż uważał, że zajęcie się córką było kiepskim pomysłem, przemógł się wreszcie, żeby odezwać się znowu.
- Przepraszam. - Wątpił w to, żeby to jedno słowo teraz pomogło, ale i tak zdecydował się je wymówić, jednocześnie gładząc go palcami po twarzy. - Kocham cię. To miał być miły wyjazd. Może... mogę przygotować nam kąpiel, mam dużą wannę - wplótł między te słowa delikatny uśmiech - a potem możemy pójść spać. I jutro będzie lepiej - obiecał, nawet jeśli „jutro” w istocie było dniem dla niego samego dość trudnym, bo rok w rok zdefiniowanym rocznicą śmierci matki (o której przecież też musiał Saulowi w końcu powiedzieć - no ale przecież nie teraz).

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul też czuł się sfrustrowany - tym, że senior mu nie ufał, że próbował kupić od niego swojego syna, że obrzucał go obelgami, że nagle okazało się, że Saul ma córkę i powinien ją do siebie wziąć, że Klaus tego nie chce, że Klaus nie uważa, że będzie dobrym opiekunem, że sobie nie poradzi, że nie powinien, że sam nie ma najwyraźniej ochoty, żeby w ich życiu pojawił się ktoś jeszcze. Ale przecież gdyby jeden z nich był kobietą, to też istniałaby taka możliwość: że nagle okazałoby się, że mała istota pojawi się w ich życiu nagle i nieoczekiwanie. I wtedy też nie byłoby miejsca na zastanawianie się, przynajmniej w opinii Saula. Był zdania, że to do osoby w ciąży należało ostatnie zdanie w tej kwestii, ale gdyby to on w niej był, to nie przyjąłby do wiadomości, że miałby usunąć, miałby pozbyć się dziecka dla własnej wygody i ze strachu. Tak samo czuł się w tym momencie: nie mógł porzucić małej, bo był jeszcze młody, w młodym związku, bo dużo mogło się nie udać. Przecież nikt nigdy nie wie, czy mu się uda dobrze wychować dziecko, jak jego życie się dalej potoczy, więc dlaczego teraz mieliby zakładać najgorsze? Saul się przecież starał. I czułby się gnidą, gdyby porzucił córkę.
Mięśnie na jego szczęce poruszyły się pod skórą, kiedy Klaus musnął go nosem i powiedział, że nie zostawi go samego. Saul miał co do tego wątpliwości - nie dlatego, że nie wierzył, że Klaus go rzeczywiście nie zostawi, tylko dlatego, że czuł, że chłopak wcale nie chce małej. Nie chce się nią zajmować, ale będzie to robił z przymusu, co rzeczywiście może wiele między nimi zepsuć. Nie chciał jednak dyskutować dłużej na ten temat - nie chciał się pokłócić z chłopakiem. On też liczył na to, że ten wyjazd będzie miły i przyjemny, a na razie wiele rzeczy się sypało. Zamknął więc oczy i mruknął twierdząco, że chce tej kąpieli, jednocześnie splatając z nim palce.
- Kocham cię, Klaus i chciałbym, żeby wszystko było między nami dobrze niezależnie od tego, co się wydarzyło czy wydarzy - powiedział cicho - Chcę spędzić z tobą resztę życia.
To było duże wyznanie, ale Saul naprawdę tak czuł: chciał być z Klausem, chciał budzić się przy nim już każdego ranka i każdego wieczora wtulać się w niego na dobranoc. Teraz zaczynał się trochę bać, że to się może skończyć przez istnienie Isli. Oby się mylił...

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To były duże słowa - te o spędzaniu razem życia. Gdy usłyszał je chwilę temu po raz pierwszy, poczuł się spłoszony, ale teraz zadziałały na niego kojąco. Skoro Saul mówił mu takie rzeczy, to chyba wszystko było między nimi w porządku, prawda? Kwestią swojego ojca i córki Monroe’a Klaus postanowił nie przejmował się tak długo, jak będzie mu to dane. Mógł sobie liczyć po cichu, że Saul samodzielnie dojdzie do wniosku, że wzięcie dziecka to zbyt duża odpowiedzialność, ale nie miał zamiaru już dłużej próbować przepychać swojego zdania. Wiedział, że musiał pogodzić się z tym, że to nie była jego decyzja - chociaż, pomimo, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to było uczciwe, wciąż czuł się tą kwestią lekko pokrzywdzony. Może któregoś dnia naprawdę by tego zapragnął - mieć z kimś dziecko. Mieć z nim dziecko. M o ż e . Ale to przecież nie było teraz - kiedy miał wciąż nieskończone dwadzieścia jeden lat, masę marzeń, z których większości do tej pory nie udało mu się spełnić i wreszcie perspektywę na naprawdę udany związek.
Przełknął tę myśl, pocałował go krótko i przeszedł do łazienki, żeby napuścić wody do wanny. Zostawił uchylone lekko drzwi, żeby móc przyglądać się przez szparę Saulowi - a raczej poszczególnym jego częściom, o które miał szansę haczyć jego wzrok. A potem poczuł się wdzięczny. Przecież jeszcze parę miesięcy temu nie pomyślałby nawet, że ktokolwiek mógłby mówić do niego podobne słowa i robić to zupełnie poważnie - a teraz był niemal przekonany, że Monroe mówił to poważnie. Niemal - bo przecież wciąż miał w sobie tę trajkoczącą, irytującą cząstkę, która kazała mu podważać całe to uczucie i relację; pamiątkę po przeszłości, brzydką i zakurzoną, której pomimo jej szkaradności nie potrafił upchnąć gdzieś w szafie.
~~
Pierwsze chwile kolejnego poranka wkradły się między ich przylgnięte do siebie ciała razem z promieniami słońca, przez wychodzące na południowy wschód, niezasłonięte nigdy okno. Klaus, który nigdy nie radził sobie zbyt dobrze ze wczesnym wstawaniem, tym razem ledwie otworzył oczy i już był na nogach - nawet jeśli w tej świeżej pościeli i ramionach Saula było mu wybitnie dobrze. Nie budził jeszcze Monroe’a, który mruknął coś w półśnie - uznał, że i tak przyszykowanie się do wyjścia zajmie mu pewnie dwukrotnie więcej czasu niż jego chłopakowi, także w pierwszej kolejności zszedł na dół, gdzie w kuchni zastał już gosposię i poprosił ją o śniadanie na za godzinę. Tak, Klaus dobrze wiedział, że pan Adalbert zjadł z samego rana i pojechał do firmy. Nie, nie było mu wcale przykro. Tak, dziękuję za kondolencje, to bardzo miłe. Obiecała mu, że jedzenie przygotuje na słodko, żeby zacząć ten dzień - mimo wszystko - czymś przyjemnym. Uśmiechnął się do niej w podziękowaniu i zaraz wrócił na górę.
Musiał załatwić jeden telefon, który poprzedniego dnia zupełnie wypadł mu z głowy, ale na całe szczęście florystka po drugiej stronie słuchawki wykazała się wyrozumiałością. Wybierając koszulę, Klaus wysnuł pogląd, że to wszystko przebiegało jakoś zbyt pomyślnie. On sam nawet nie czuł się przesadnie przybity, co było stosunkową nowością w rocznicę śmierci matki. Może to dzięki obecności Saula, która powoli chyba się wybudzał? Wciąż nie wymyślił wprawdzie, jak powie mu, że po oprowadzance po mieście ma zamiar zabrać go na cmentarz, ale uznał, że tym będzie się martwił później. Gdy był już wyszykowany, a na zegarku zbliżała się godzina podania śniadania, wskoczył z powrotem na łóżku, żeby złożyć na policzku Monroe’a całusa.
- Dzień dobry. Dzisiaj jest bardzo ważny dzień, trzeba wstawać - zakomunikował, choć z pewnością nie uczynił tej czynności łatwiejszą, klejąc się do niego teraz. Po krótkiej chwili zreflektował, że w tym podnoszeniu się do wstania raczej przeszkadzał niż pomagał, także zaraz znowu zerwał się na nogi, tryskając energią, którą z pewnością - znając szerszy kontekst - można by było uznać za coś nie na miejscu.
- Najpierw pójdziemy na Plac Mariacki, potem do rezydencji Wittelsbachów - mają piękny ogród, musisz znowu przyjechać, jak już będzie cieplej! - potem pokażę ci Frauenkirche, o ile już nie masz dość kościołów w swoim życiu (ale warto, naprawdę), poteeeem może do Pałacu Nymphenburg i na koniec w moje ulubione miejsce, czyli do Pinakoteki, to taka galeria sztuki - wyliczył natychmiast, przyglądając mu się uważnie i ze zniecierpliwieniem. - Aha, a za pięć minut będzie śniadanie i nie, nie będzie na nim mojego ojca - dodał jeszcze, czując się w obowiązku podkreślić fakt, że tego dnia planował mieć od Adalberta święty spokój. - Iiii poznasz moją mamę. - W porządku, mógł to ubrać w trochę inne słowa, ale żadne nie zdawały się pasować do tej wyliczanki fascynujących monachijskich zabytków. Wyjaśni mu po drodze. Na pewno.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saulowi śniły się różne rzeczy. Zwykle jego sny nie należały do najprzyjemniejszych - traumy z dzieciństwa i z późniejszego dorosłego życia często dawały o sobie znać i nawet te sny, które początkowo zapowiadały się dobrze, ostatecznie często sprowadzały się ostatecznie do koszmarów, gdy coś pięknego przeradzało się niespodziewanie w coś szkaradnego i przerażającego. Często zdarzało mu się krzyczeć przez sen, o czym Klaus z pewnością już nie raz zdążył się przekonać - zawsze jednak, kiedy budził się w środku nocy przy swoim chłopaku, czuł się bezpieczniej i szybciej się uspokajał, niż gdy był sam. Teraz też mógł coś mruczeć przez sen, faktycznie - znów jego sny stawały się coraz bardziej mroczne, choć nie przerodziły się jeszcze w taką tragedię, w jaką nieraz potrafiły.
Gdy Klaus go obudził, Monroe otworzył leniwie oczy i uśmiechnął się do swojego chłopaka, po czym wtulił się w niego, oplatając go rękami i nogami.
- Dobrze, mamo, jeszcze pięć minut... - wymamrotał, jednak Werner zaraz się wyplątał z jego objęć i zaczął opowiadać, co dziś zobaczą. Saul zniknięcie chłopaka skwitował niezadowolonym pomrukiem i jeszcze chwilę leżał, próbując się dobudzić - Za pięć minut śniadanie? A mogę na nie pójść w piżamie? - zapytał, nie mając ochoty zbierać się w ekspresowym tempie, jakby miał zaraz iść do pracy - chciał jeszcze poleżeć, powoli się zebrać, doprowadzić do stanu używalności i nie musieć nigdzie się spieszyć. Wiadomość o poznaniu matki Klausa jednak otrzeźwiła go szybciej, niż by sobie tego życzył. Wszystko podjechało mu do gardła, a jego oczy otworzyły się gwałtownie.
- Poznam twoją matkę? A... ona na pewno chciałaby poznać mnie...? - wyraził swoje wątpliwości. Mając w pamięci wczorajsze doświadczenia z Adalbertem, wcale nie był pewien, czy rzeczywiście ma ochotę poznawać resztę rodziny swojego mężczyzny - Wiesz, bo... nie chciałbym jej się narzucać. Już i tak zdenerwowałem twojego ojca swoją obecnością.
Wolałby po prostu połazić spokojnie po mieście, pozwiedzać, napić się kawy albo gorącej czekolady w jakimś romantycznym miejscu i cieszyć wakacjami i obecnością swojego partnera.

klaus amadeus werner
ODPOWIEDZ