wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
001.
Ostatnio sporo czasu spędzała w schronisku, a potem w sanktuarium, gdzie również zgodziła się pomagać, więc była mocno zajęta — pracy przy zwierzętach nie brakowało. I chociaż była to naprawdę satysfakcjonująca rzecz i przyjemna, mimo wszystko, to jednak musiała przyznać, że było to też męczące i wymagające. Cieszyła się więc, że dzisiejsze popołudnie miała w stu procentach wolne. No, tak prawie. Podjęła dość spontanicznie pewną decyzję, która sprawiała, że w najbliższym czasie nie będzie miałą tak zupełnie wolnego wcale. Do domu wróciła bowiem z psem — całkiem dużym, który wyglądał trochę jak owczarek szkocki krótkowłosy, ale był zdecydowanie mieszanką też jakichś innych przedstawicieli psiego gatunku. Od ponad tygodnia szukali dla tego słodziaka na czterech łapach domu tymczasowego, bo psy w schronisku źle go traktowały i niestety, nie udało im się osiągnąć efektów — dla jednych był za duży, dla innych problemem było to, że bał się innych psów, a jeszcze inni nie chcieli psa, który nie lubi dzieci. Jej nic z tego nie przeszkadzało, więc uznała: czemu nie. I tak oto została tymczasową psią matką.
Wyprowadziła swojego nowego kompana, ogarnęła się i udała się, razem z psem rzecz jasna, na spotkanie z Flynnem, z którym umówiła się, że odbierze go dzisiaj z pracy. Usiadła sobie na jakimś murku, a jej nowy pies, o imieniu Zefir, klapnął sobie obok. W czasie, gdy oczekiwała na mężczyznę, zajęła się próbami zrobienia sztuczek z Zefirem i nauczenia go czegoś nowego. Szło im raz lepiej, raz gorzej, ale na pewno był to super sposób na to, aby zająć sobie czas. Pochłonęło ją to bardzo mocno, więc nawet nie zauważyła, kiedy Flynn się pojawił.
O, cześć — uśmiechnęła się promiennie, prostując się na murku, jednak nie zeskakując z niego, bo wtedy jednak była dużo niższa. Najpierw pocałowała go krótko na powitanie, bo tak było prościej. — Życie jest pełne niespodzianek, a to najnowsza, która mnie spotkała — zaprezentowała mu w dość teatralny zwierzaka, który jak na razie siedział bez ruchu i nie wyrywał się, aby go poznać. — Ma na imię Zefir i jest trochę wycofany, ale jestem pewna, że Cię polubi — wyjaśniła. — Zefir, poznaj Flynna — nachyliła się lekko, aby pogłaskać psa po szyi i podrapać za uchem. — Nie jest mój, jak coś. Wzięłam go jako dom tymczasowy, bo nikt go nie chciał — czy jeśli się to nie zmieni, to zostanie? Być może, ale na razie o tym nie myślała. — I będzie nam dzisiaj towarzyszył, więc proponuję piknik w plenerze — spojrzała na niego pytająco. Nie była to oczywiście decyzja ostateczna, a jedynie propozycja. Więc zawsze mogli dopasować plany do jego potrzeb.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
005.
Flynn musiał się trzymać z dala od walki. I miał się trzymać z dala od Reyah, ale to już mu nie wychodziło tak dobrze. Może gdyby miał jakiś odpowiednik rany na brzuchu, która powstrzymywała go przed zgłoszeniem się na kolejne ustawki, dawałby radę. Tymczasem wystarczyło słowo o tym, że chciałaby z nim pogadać i wyjaśnić to, czego do tej pory wyjaśniać nie chciała, a on był gotowy poświęcić naprawdę dużo by do tego spotkania mogło dojść. Po jego zakończeniu wciąż czuł niesmak, ale przynajmniej nie był już tak pogubiony i nie czuł się wciąż oszukiwany przez kobietę, więc łudził się, że będzie mógł teraz ruszyć dalej. Z Theą. Nawet jeśli nie było to nic poważnego to ich relacja przynosiła mu sporo radości i frajdy. A czasem czegoś więcej, jak wtedy kiedy zszywała mu ranę bez mrugnięcia okiem.
Mieli dzisiaj spędzić razem popołudnie, bez żadnych konkretnych planów. Po tym jak skończył pracę, wziął obowiązkowy prysznic, bo był spocony i pokryty rozmaitymi smarowidłami, co było naturalnym skutkiem ubocznym naprawiania silników i innych aparatur mechanicznych w łodziach różnej wielkości. Wyszedł ze stoczni i zaczął się rozglądać za kobietą, która miała na niego czekać gdzieś w okolicy. Zdziwił się dość mocno, gdy dopiero za trzecim przeczesywaniem terenu, zorientował się, że wcześniej ją przeoczył, bo miała ze sobą czworonożnego kompana. Zaczął iść powoli w ich kierunku, dając im obojgu czas by zauważyli, że się zbliża, ale byli tak pochłonięci jakąś zabawą, że żadne z nich go nie zauważyło.
Hej — przywitał się i chciał zostać na miejscu kilka kroków od nich, ale Amalthea nachyliła się by go pocałować, więc sam też się schylił by ją krótko cmoknąć. — Widzę właśnie — powiedział, wciąż stojąc nieruchomo. Nie miał zbyt wiele styczności z psami w ciągu swojego życia. Jak już to z tymi metaforycznymi albo gdy uciekał przed takimi, które stróżowały w miejscach, w które się zakradał. W związku z tym czworonogi nie łączyły się w jego głowie z pozytywnymi wspomnieniami i raczej ich unikał, jeśli mógł. — Ja też jestem wycofany w stosunku do psów, więc się dobrze składa — uznał już spokojniej, widząc, że pies w dalszym ciągu nie chce do niego podchodzić. — Jak mam się z nim przywitać? — zapytał, totalnie zielony w tym temacie. Na palcach jednej ręki mógł policzyć ile razy w swoim życiu głaskał psa. — Czemu nikt go nie chciał? — zainteresował się. Przychodziły mu do głowy tylko te najbardziej oczywiste argumenty, a Zefir nie wyglądał na razie jakby miał się na niego rzucić i odgryźć mu rękę.
Jasne — przystał z lekkim uśmiechem. Nie był nastawiony na żaden konkretny sposób spędzenia czasu, najważniejsze było, że z nią. — Skoczymy po pizzę tam gdzie dają tą z Cheetosami i zjemy na stołach piknikowych obok plaży? — zaproponował, bo miał wielką ochotę na coś absolutnie niezdrowego i pysznego. Jak zwykle, padał z głodu po robocie.

amalthea m. henderson
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Emocjonalne rany i uszkodzenia zdecydowanie łatwiej było ignorować niż te fizyczne, które bolały od razu, przy nieodpowiednim ruchu. Z tymi pierwszymi było o tyle trudno, że zazwyczaj ból i rozgoryczenie przychodziły z opóźnieniem, gdy już nie było jak się wycofać, bo słowa padły, rzeczy zostały zrobione. To sprawiało, że zdecydowanie więcej razy trzeba było zachować się głupio, żeby wyciągnąć wnioski. Szczególnie jeśli było się dość mocno upartym osłem. A Flynn chyba trochę uparciuchem był. Nie mogła go jednak oceniać, bo ona sama też i nawet z tym nie walczyła. Jedyne co, to starała się, żeby ten jej upór nie zaczął zamieniać się w roszczeniowość, bo wtedy musiałaby przestać lubić siebie samą — zamieniłaby się w kogoś, kim absolutnie nie chciała być, a i tak czasami miała wrażenie, że dość niebezpiecznie zbliża się do granicy, żyjąc niczym bananowe dziecko bez planu na przyszłość.
Świetnie, w takim razie powinniście się dogadać — uśmiechnęła się do Flynna lekko, a potem wróciła wzrokiem do psa. — Jest zupełnie niegroźny i potulny jak baranek — dodała, aby go nieco zachęcić albo oswoić z czworonogiem. Psiak nie miał łatwego życia, jak większość takich, które trafiały do schroniska, ale raczej kulił się ze strachu, gdy się bał, niż próbował odgonić potencjalne zagrożenie szczerząc na nie zęby. — Stań do niego bokiem i wyciągnij lekko rękę — poinstruowała go. Pies był duży, więc nie było potrzeby, aby kucać, co sprawdzało się przy mniejszych przedstawicielach tego gatunku, żeby czuły się mniej zagrożone przez górowanie nad nimi. — Podejdzie do Ciebie sam i Cię powącha — dodała, przyglądając się, jak Zefir delikatnie drgnął, jednak eiwdnetnie potrzebował chwili, aby przemyśleć, czy podejść do mężczyzny. Zrobił to bardzo ostrożnie, bardziej wyciągając głowę i nos, niż w ogóle się do niego przesuwając całym sobą. — Ma chore nerki, więc jest trochę droższy w utrzymaniu niż inne, zdrowe psy — wyjaśniła mu, poważniejąc nieco, bo jednak z jednej strony było to zrozumiałe, że nie każdy takiego psa chciał i mógł sobie na to pozwolić, ale z drugiej dość okrutne. — No i dość mocno się boi. Inne psy w schronisku go gnębiły, więc nie mógł tam zostać — dawał się im zdominować, a pieski to jednak pieski, wykorzystywały to mocno, walcząc o pozycję między sobą.
Pasuje mi jak najbardziej — przytaknęła na zaproponowany przez niego plan. Pizzy nie należy mówić nie, to jednak z ważniejszych zasad, jakich warto w życiu przestrzegać. — Jak Twój dzień? — zapytała, gdy ruszyli razem z Zefirem w odpowiednim kierunku. Pies trzymał się po drugiej stronie Thei niż Flynn, aby jednak zachować dystans póki co.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
Uparty był. I dawał się często ponieść emocjom, mówiąc lub robiąc to, co podpowiadało mu serce, niekoniecznie z udziałem rozumu. Po tym jak kurz opadł, niejednokrotnie żałował podjętych decyzji i konsekwencji, jakie za sobą niosły. Myślał, że z konsekwencjami tego, co uczynił przed laty nigdy nie będzie musiał sobie radzić, ale najwyraźniej los, a raczej Reyah, postanowiły pokrzyżować jego plany. Teraz jednak burza zdała się minąć, a sprawy wracać powoli do normy, przynajmniej z wierzchu. Pod spodem sprawy miały się zgoła inaczej, ale w towarzystwie Thei (a teraz i Zefira) mógł o tym nie myśleć. Przynajmniej na razie mu to wychodziło i liczył, że tak pozostanie.
Albo będziemy się ignorować — podsunął alternatywną opcję, która w zasadzie by mu nie przeszkadzała. Z jednej strony był ciekawy psa i trochę go kusiło, żeby się z nim bliżej zapoznać. Z drugiej, rozsądek i instynkt wyuczony na przestrzeni lat kazał zachowywać dystans. Na razie jednak pies nie kwapił się do podejścia do Flynna, więc miał jeszcze chwilę dyspensy zanim będzie musiał zrobić krok w tył lub zostać w miejscu. Czy cokolwiek, co mu Amalthea poleci. To ona była tutaj ekspertką. Odetchnął głęboko, żeby uspokoić nerwy, które poczuł po tym jak dziewczyna się odezwała. Stanął tak jak mu powiedziała i bardzo powoli wyciągnął rękę do boku. Trzęsła się odrobinę. Widać było, że psiak wahał się nad wykonaniem ruchu tak samo mocno jak wcześniej Rawlins. Flynn nie wiedział czy to dobry, czy zły znak, ale nie zabrał ręki. Ufał swojej nie-do-końca–dziewczynie. Drgnął, kiedy poczuł mokry nos na swojej skórze, ale stał wciąż dalej, przyglądając się intensywnie Zefirowi. Był gotów w każdej chwili odskoczyć albo gwałtownie się odsunąć, gdyby poczuł, że coś jest nie tak. — Chujowe rozdanie — mruknął, bardziej do psa niż do niej. — Nie nadajesz się do życia w psim społeczeństwie? — zapytał futrzaka, który trącił go lekko łbem w rękę. — Co teraz? — podniósł wzrok na Amaltheę, kierując do niej to pytanie, bo nie miał pojęcia co w tym momencie powinien zrobić.
Super — stwierdził i obdarzył ją uśmiechem, a potem ruszył w dobrą stronę. — Co chcesz zjeść? To możemy od razu zamówić, żeby na nas czekała — zaproponował, jednocześnie wyciągając telefon z kieszeni spodenek. Był głodny, więc szukał sposobów na przyspieszenie momentu, w którym wgryzie się w pizzę. Otworzył menu pizzerii i podał jej, bo sam doskonale wiedział na co ma ochotę. — Dużo gapienia się na metal, babrania w smarze i trochę smażenia na słońcu, bo musieliśmy naprawiać łódź, która nie mieściła się w żadnym hangarze — wyjaśnił, wzruszając ramionami. Nie był to żaden wyjątkowy dzień, podczas którego stało się coś, o czym warto było opowiadać. — A Twój? — odbił piłeczkę. — A właściwie Wasz? — poprawił się i zerknął na psa, który szedł po drugiej stronie Amalthei.

amalthea m. henderson
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Często mogło być to zaletą, ale podobno umiejętność zarządzania emocjami to całkiem ważna w życiu sprawa, która pomaga. Nie tylko w tym, aby lepiej wyrażać siebie, ale też w tym, żeby po prostu spokojniej i lepiej żyć. Tak przynajmniej słyszała na terapii, na którą podobno powinno się chodzić, gdy człowiekowi nieco odbije. Gadanie jednak zawsze było tylko gadaniem i gdy przychodziło do wdrożenia tych super mądrych porad w życie, okazywało się niestety często, że to po prostu się nie spina. Trzymanie emocji na wodzy, gdy było się osobą temperamentną było cholernie trudnym wyzwaniem i chyba sukces osiągało niewielu. Jedno zostawali z tym, co mieli, inni popadali w drugą skrajność, wycofując się i bojąc własnych emocji. Nic dobrego z tego nie wychodziło, i bądź tu człowieku mądry.
To też jest opcja możliwa do wykorzystania — zgodziła się i skinęła lekko głową, bo nie miała zamiaru żadnego z nich zmuszać do tego, aby się zaprzyjaźnili. Ona była od dziecka stanowczo zbyt ufna względem zwierząt i na szczęście z wiekiem wyrobiła sobie trochę instynkt samozachowawczy, nie przyszłoby jej na przykład do głowy chcieć pogłaskać krokodyla, gdyby takiego spotkała (a kiedyś o tym marzyła, bo miały taką dziwną skórę…), ale w kwestii psów nadal serce miękło jej bardzo szybko i potrafiła wybaczać im wiele. Szczególnie jak znała ich historię, które — siłą rzeczy — w przypadku schroniskowych podopiecznych nie były zbyt miłe.
Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz — pies był bardzo spokojny. Obwąchał dłoń Flynna i nie schował się za Theą, co już zdarzało mu się robić, więc najwyraźniej nie zamierzał przed nim uciekać. — W okolicach karku to u niego najbezpieczniejsze miejsce na początek — dodała, jeśli potrzebował wskazówek. — Ale jeśli nie chcesz, to nie musisz nic robić. Wezmę go z drugiej strony i nie będzie czuł się urażony ani nie będzie się narzucał — był zbyt nieśmiałym i wycofanym psem na jedno, i na drugie, więc nie było obaw, że zacznie zachowywać się źle, bo uzna, że ta zniewaga wymaga rozlewu krwii, czy coś.
Tą z mozzarella sticks w panierce z cheetosów — nie musiała się długo zastanawiać, aby wybrać, co chciała jeść w tym konkretnym miejscu. Wybór był dla niej dość prosty, gdy mogła zdecydować się na taką ilość sera na jednej pizzy.
Brzmi co najmniej, jakbyś pracował w stoczni, niesamowite — stwierdziła z mocno udawanym szokiem, ale po chwili uśmiechnęła się do niego lekko. Lepiej, że jego dzień był typowy, tak naprawdę. Odchyły od normy w takich miejscach raczej nigdy nie był niczym dobrym i często wiązały się z uszczerbkami na zdrowiu i innymi problemami.
Byłam w schronisku, zajęłam się wszystkimi brudnymi sprawami, których nigdy nikomu nie chce się robić, a potem poszłam kupić rzeczy dla psa, żeby wrócić po tego gałgana — po drodze zrobiła jeszcze listę plusów i minusów, żeby podjąć świadomą decyzję, ale nie oszukiwała się za bardzo, że ostatecznie kierowała się rozsądkiem. — Wczoraj dla odmiany karmiłam kangury w sanktuarium — dodała jeszcze po chwili, nieco podekscytowana. — Obyło się bez podbitego oka — zażartowała sobie jeszcze.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
On takich mądrości nie słyszał, bo terapia nawet nie znajdowała się na jego liście wydatków. Potrzeb być może tak, ale te dwie się nie pokrywały za bardzo. Daleko mu było do klepania beznadziejnej biedy jak to się działo jeszcze choćby kilka lat temu, ale nie mógł o sobie powiedzieć, że znajduje się w komfortowej sytuacji finansowej. Nie do końca potrafił sobie nawet wyobrazić jakby takowa mogła wyglądać ani kiedy ją osiągnie. Czasem myślał o tym jakie byłyby oznaki, że już doszedł do tego pułapu i miał na to pomysły, ale wciąż znajdowały się jedynie w strefie domniemań. Także życiowe mądrości mógł wynieść co najwyżej z social mediów, a tam było wiele sprzecznych komunikatów, z których nie umiał za bardzo wybrać tych, odnoszących się do jego osoby i okoliczności. Nie żeby jakoś mocno próbował. Szedł raczej na żywioł pod względem samorozwoju i jak coś mu wpadło w ucho lub oko, co wyglądało obiecująco to próbował jakoś to przemyśleć i zobaczyć czy może coś zmienić. Czasem się udawało, czasem nie, często miało skutki odwrotne do zamierzonych, ale jakoś to hulało.
Hm — mruknął, a po chwili bardzo powoli wyciągnął rękę i położył ją na karku psa. Poczekał sekundę i jak pies nie zareagował źle, przesunął nią w dół. Zrobił to jeszcze kilka razy i za którymś jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. — Dobry Zefir — stwierdził, patrząc na psa i zabrał dłoń. Zrobił krok w tył, żeby pies mógł się obrócić i przejść do boku Thei. Tyle na razie Flynnowi wystarczyło. I tak było to zdecydowanie więcej niż zwykle robił w obecności psiaków. — To było miłe — powiedział krótko po tym jak przeniósł wzrok na Amaltheę. — Ale wciąż wolę koty — szepnął do niej, świadom, że pies i tak mógł to usłyszeć. Miał nadzieję, że nie zrozumie i się na niego nie rzuci zaraz za tę zniewagę. Bo ta już mogła krwi wymagać. Na szczęście Zefir chyba nie zczaił albo z grzeczności udawał, że nie zrozumiał.
Dobry wybór — przyznał jej z uśmiechem. Był to jeden z powodów, dla których się lubili. Nie była jedną z tych lasek, które udawały jakieś paniusie czy damulki. Lubiła co lubiła i się z tym zupełnie nie kryła. Zadzwonił i złożył szybko zamówienie na dwie pizze oraz frytki z sosem serowym z odbiorem w lokalu. Napoje wybiorą sobie na miejscu.
Chcesz poznać sekret? — zapytał i poruszył palcem, pokazując jej, że ma się przysunąć. — Pracuje w stoczni — przyznał się cicho. Szok i niedowierzanie powinny się pojawić na jej twarzy w tym momencie. Tak, zwykle im mniej wrażeń w stoczni, tym lepiej. Rzadko były to miłe niespodzianki, zwykle wiązały się jednak z bólem, karetkami i temu podobnymi mało przyjemnymi sprawami.
Jakie to? Myłaś psy? — zapytał, może głupio, ale totalnie się na tym nie znał, a był ciekaw. — Dobrze, bo bym musiał się chyba z nimi wówczas pobić, a nie wiem jakie bym miał szanse w tym starciu — rzucił żartobliwe, bo tak na serio to nie bił by się z kangurami nawet jakby jeden skrzywdził Theę.
Ale mimo, że Zefir jest z Tobą to nadal szukają mu domu na stałe? — dopytał, żeby się upewnić i zerknął przez brunetkę na kroczącego obok niej futrzaka. Niby tak to zrozumiał, ale podobno kto pyta, nie błądzi.

amalthea m. henderson
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Niestety, dbanie o kwestie zdrowia psychicznego był rzeczywiście drogą zabawą. Nic więc dziwnego, że tak wiele osób miało z tym najzwyczajniej w świecie ogromny problem i trudno było im znaleźć rozwiązanie, które nie będzie kopanie pod sobą jeszcze większego dołu ze względu na obniżenie standardów życia, czy rosnące długi, żeby jakoś sobie pomóc. Internetowe porady często były za darmo, ale łatwiej było trafić na wróżki bez wykształcenia, niż znaleźć w tym gąszczu influencerów i internetowych mędrców kogoś, kto faktycznie miał odpowiednią wiedzę, doświadczenie i papierek, który mógł to potwierdzić — bo jednak w tej kwestii ten papierek był dość istotny. Nikt nie chciał chodzić do chirurga bez studiów medycznych, z psychologami powinno być tak samo. Chociaż szczerze mówiąc, trudno było jej sobie wyobrazić tego uparciucha na terapii. Możliwe, że wydałby sporo pieniędzy, zanim w ogóle by się przełamał, żeby mówić.
Przyglądała im się z lekkim rozbawieniem, stojąc w pobliżu bez ruchu, trzymając Zefira na luźnej smyczy, gotowa w razie czego zareagować. Nie spinała się jednak za bardzo, bo jednak była absolutnie przekonana, że żadna interwencja nie będzie potrzebna. I na szczęście się nie pomyliła. Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa, a potem zaśmiała się lekko.
On w sumie chyba też lepiej dogaduje się z kotami niż z innymi psami, więc możliwe, że całkiem nieźle Cię rozumie — zapewniła go, chociaż sama powiedziała to nieco przyciszonym głosem, aczkolwiek wyraźnie rozbawionym, bo nie chciała go przecież przed Zefirem brzydko wsypać. To porządna dziewucha była, nie sprzeda go na psach (bo Zefir był psem, przypomina autorka). Pogłaskała psa, poświęcając mu trochę więcej uwagi, skoro Flynn i tak był zajęty składaniem zamówienia, aby wrócić spojrzeniem do niego dopiero, gdy odłożył słuchawkę i mogli ruszyć spokojnie w odpowiednim kierunku. Gdy się do niego przysuwała, aby poznać ten sekret rozbawienie z nieco udawanym zaintrygowaniem malowało się na jej twarzy. Gdy już dowiedziała się, co było tą tajemnicą, to aż zakryła usta ze zdziwienia, robiąc bardzo zaskoczoną minę.
Wow, to dopiero niespodzianka — przyznała, ewidentnie zszokowana. — Kto by pomyślał, że Flynn Rawlings to taki pełen tajemnic człowiek… — westchnęła nieco teatralnie z lekkim podziwem w głosie, jakby co najmniej do tej pory miała go za najbardziej otwartego mężczyznę na świecie, a teraz nagle odkryła, że żyła w błędzie. Trochę jednak tak naprawdę sobie z niego żartowała, nie kryła się z tym za bardzo. — Jakie masz jeszcze sekrety, którymi chcesz się podzielić? — zapytała z zainteresowaniem, unosząc lekko brew ku górze.
Nie, sprzątałam ich kojce i budy — wyjaśniła mu, bo oczywiście, że te gówniane sprawy były najgorszym zajęciem dla większości osób w schronisku, ale ktoś musiał je robić. Potem na liście były zabiegi pielęgnacyjne u części zwierzaków. Tej ekipy, która niestety jedyne, czego chciała, widząc cążki do pazurów albo szczotkę do sierści, to uciec.
Może nauczyłby Cię jakiś nowych technik, zaskakujących dla ludzi — to prędzej niż jakieś prawdziwe bójki między nim, a kangurem. Nie ma co ryzykować przecież, a wiadomo, że kangury był super bokserami, przecież w kreskówkach dokładnie tak je przedstawiają.
Tak, dokładnie tak. Jestem jakby jego nieco bardziej luksusowym schroniskiem — tak trochę chyba należało to postrzegać.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
Albo nigdy by nie zaczął. Wychował się w otoczeniu, w którym terapia była wymysłem dla ludzi mających za dużo pieniędzy i zwykle na nic się zdawała, bo wciąż pozostawali dupkami. Wolał więc pracować nad sobą bez udziału jakiejś baby czy typa siedzących na fotelu z notatnikiem w ręku.
Interesujące — stwierdził, zerkając na psa. Żył w przeświadczeniu, podobnym zapewne do tego, które miało wiele osób, że psy i koty się nie łączą. Może w bajkach, które czasem oglądął, ale nie w prawdziwym życiu. Najwyraźniej miał więcej wspólnego z tym psem niż podejrzewał.
Wszystko w swoim czasie, moja droga — powiedział niczym czarny charakter z bajki o księżniczce. Istniała szansa, że cytował jakiegoś bezpośrednio, bo sam w ten sposób zdecydowanie nie mówił. A sekretów miał całkiem sporo. I to takich z prawdziwego zdarzenia, nie żartobliwych. Nie miał jednak zamiaru dzielić się nimi z Amaltheą. Może w dalekiej przyszłości, jeśli ta relacja między nimi rozwinęłaby się w coś więcej, ale nie teraz. Nie liczył też na taki rozwój wypadków. Pochodzili z zupełnie dwóch różnych światów i o ile mogło to działać jako coś luźnego to wątpił by ta wzajemna fascynacja mogła się dłużej utrzymać i przerodzić w prawdziwe uczucie. Podejrzewał, że ich romans miał swoją datę ważności i kiedy do niej dojdą, pozostaną co najwyżej przyjaciółmi, w najlepszym przypadku. Gorszych opcji było całkiem sporo.
Rozumiem — pokiwał głową, bo miało to o wiele więcej sensu niż mycie psów. Nie brzmiało zbyt zachęcająco, ale miała rację, ktoś musiał to robić. Paskudne roboty nie były mu obce, natomiast zdziwił się nieco, że Thea się tego podjęła. Z drugiej jednak strony nie bała się wyzwań ani ubrudzić sobie rąk. Sam tego nieraz doświadczył. — Może. Albo bym został pobity przez kangura i bałbym się pokazać twarz wśród ludzi ze wstydu — podsunął jej alternatywę rozbawiony tą iście kreskówkową rozmową, którą właśnie prowadzili. Tego potrzebował po całym dniu w pracy i męczeniu swojej głowy Reyah.
Jak to powiedziałaś to pomyślałem o kąpielach z bąbelkami i szampanie — przyznał się z lekkim uśmiechem na ustach. Miał bardzo podstawowe pojęcie luksusu najwyraźniej. — Ale pewnie nie robią szampana dla psów — uznał, kiedy podchodzili do pizzerii.
Czego się napijesz do pizzy? — zagadnął ją, otwierając drzwi, żeby oboje mogli wejść do środka. Chciał to załatwić szybko i sprawnie, żeby mogli jak najszybciej zacząć jeść.

amalthea m. henderson
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Taka opcja też brzmiała całkiem prawdopodobnie. Ona niby wychowała się w środowisku ludzi, którzy mają za dużo pieniędzy, ale i tak wydawało jej się, że terapia to coś strasznie wstydliwego, o czym nie wypada mówić. No ale, najważniejsze to pracować nad sobą, a jak się to robiło to już kwestia, którą chyba każdy musiał dopasować do swoich potrzeb i preferencji. Nie była zwolenniczką podejścia, że wszyscy ludzie powinni chodzić na terapię.
Jest interesującym i dziwnym psem — zgodziła się. — Ale w dobry sposób — dodała od razu, jakby co najmniej Zefir miałsię oburzyć na to, że nazywa go tutaj dziwakiem przy nowym koledze. Tak naprawdę pies szedł spokojnie obok, nie zwracając większej uwagi na to, co mówili, bo był zajęty obserwowaniem otoczenia i niuchaniem, gdy jakiś zapach wydał mu się bardziej interesujący.
Nie mogę się doczekać — odpowiedziała równie teatralnie, co on, jednak wyraźnie rozbawiona całą tą wymianą zdań. Nie sądziła jednak, że zbyt szybko je pozna, o ile w ogóle kiedyś to się wydarzy. Bo w to, że Flynn ma sporo swoich tajemnic, albo przynajmniej rzeczy, o których nie mówi, nie wątpiła ani trochę. Każdy je miał przecież, a on był dość skrytą osobą, o której na pewno wielu rzeczy nie wiedziała. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo przy takiej luźnej relacji trudno się tego czepiać czy widzieć w tym jakiś problem, nie kolidowało to za bardzo ze sobą. A że ona aktualnie była na etapie, w którym nie potrafiła za bardzo nadal myśleć o przyszłości, to w ogóle nie zastanawiała się nad tym, jak rozwinie się ta relacja. Będzie, co będzie. Chociaż siłą rzeczy wolałaby jednak uniknąć dramatu jakiegoś wielkiego, przyjacielskie stosunki brzmiały nieco milej.
No trochę byłby to wstyd, nie będę Cię oszukiwać, Flynn. Także dobrze, że jednak się z nimi nie spoufalasz, nie ma co zadzierać z takim szemranym towarzystwem — co najmniej, jakby się nie znał na podejrzanym towarzystwie.
Nie wiem tego na pewno, ale wcale bym się bardzo nie zdziwiła — zmarszczyła lekko brwi. — Ludzie potrafią kupować bardzo dziwne rzeczy dla psów, żeby je rozpieszczać — ona to całkiem rozumiała, ale do pewnego momentu. — Ale Zefir to prosty chłopak, woli brudną wodę z kałuży — nie było to kłamstwo, więc pewnie bardzo cierpiał przez aktualne upały i brak deszczu.
Weszli do pizzeri, odebrali swoje zamówienie i wzięli pewnie po jakimś zimnym piwie do tego, bo w taką pogodę trzeba się chłodzić i uzupełniać elektrolity jednocześnie, a potem ruszyli w stronę stolików, aby zacząć jeść.
Jak się w ogóle czujesz? — zapytała luźno. Cóż, był nieco poobijany. Mógł być twardzielem, ale jednak ból i dyskomfort odczuwa każdy.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
Mi nie musisz tego mówić — stwierdził żartobliwie, czując się coraz lepiej w towarzystwie psa wraz z upływem czasu, w którym to nie został pogryziony ani w żaden inny sposób zaatakowany. — Jemu powinnaś. To Ty z nim wracasz do domu i pójdziesz spać. Nie wiem co one może wtedy zrobić jak będzie urażony — kontynuował. Był to dość niezwykły poziom abstrakcyjnej rozmowy jak na Flynna, ale co się naoglądał w bajkach to jego i swoje wiedział. Co prawda zdawał sobie też sprawę, że w prawdziwym życiu to tak nie wygląda (raczej, bo stuprocentowej pewności nie miał skoro nigdy nie posiadał żadnego zwierzaka na dłużej), ale na potrzeby tej wymiany zdań mogło.
Jeśli w grę nie wchodziły silne emocje to raczej stronił od dramatów, więc szanse na to, że rzeczy między nimi dobiegną końca w pokojowy sposób były stosunkowo duże. Był jednak dość porywczy i w gorącej wodzie kąpany, więc ręczyć za to nie mógł.
Zaśmiał się na jej kolejne słowa i dał już spokój kangurom. Ustalili, że się z nimi nie bije i to było najważniejsze, jak stwierdziła sama Thea.
Ludzie są dziwni — uznał dość delikatnie jak na myśl, która przyszła mu do głowy i brzmiała następująco: są pojebani i nie wiedzą na co pieniądze wydawać. Nie potrafił jednak stwierdzić z absolutną pewnością czy Amalthea sama się do tej kategorii nie zalicza, więc zachował ten osąd dla siebie. Sam by jej tak nie opisał, ale nie znał jej dobrze pod tym względem. Jeśli spędzali czas to raczej po jego „stronie torów”, nie w jej bogatym świecie bogaczy, z którego wiedział, że pochodziła. Zakładał tylko, że skoro nie pracowała za pieniądze to musiała być w dalszym ciągu utrzymywana przez rodziców. Albo jakiś fundusz. Nie znał się na sprawach bogatych ludzi. I nie zadawał jej za bardzo pytań na ten temat, bo czuł, że odpowiedzi mogą go zniechęcić do niej. A całkiem ją lubił, więc szkoda byłoby to zmieniać. — Powiedziałbym mu, że prosty chłopak to dobry chłopak, ale chyba by lepiej było jakby wolał czystą wodę nie z kałuży — stwierdził i zerknął na psa z lekkim uśmiechem na ustach.
Lepiej — powiedział bez zbytniego zastanowienia. — W przyszłym tygodniu ma być kolejna ustawka i chcę się zgłosić — dodał, wdzięczny za to, że przed nią nie musi się z tym kryć i Thea go nie osądzi za to, co robi. W przeciwieństwie do innej kobiety, która zawitała ponownie w jego życiu. Wstał z ławki i podniósł koszulkę, żeby pokazać jej ranę, która ładnie się goiła. — Świetnie się spisałaś — pochwalił jej robotę, którą wykonała kilka tygodni temu. Ściągnął sobie sam szwy w zeszłym tygodniu. Nie widzieli się od tego czasu, a wolał jej takich rzeczy nie wysyłać na żadnym komunikatorze. Lata siedzenia w tym nauczyły go ostrożności. — Smacznego — rzucił jeszcze i oderwał sobie pierwszy kawałek pizzy.

amalthea m. henderson
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Zrobiła taką minę, jakby co najmniej wcześniej na to nie wpadła i teraz miała poważne wątpliwości odnośnie tego, czy będzie tej nocy bezpieczna. — No cóż, jakbym przestała się odzywać, to może oznaczać, że Zefir zrobił sobie ze mnie nocną przekąskę — pewnie była za mała, aby nadać się na jakikolwiek porządny posiłek i mogła co najwyżej być przegryzką albo przystawką przed obiadem i deserem. — Ciekawe, czy będzie wtedy widział mnie jako taką wielką szynkę z kością, jak zawsze w bajkach… — zastanowiła się nad tym na głos, całkiem poważnie, bo gdy była dzieciakiem i oglądała Toma i Jerry’ego, to zawsze ją to bawiło i ciekawiło, czy tak to właśnie u zwierzaczków wygląda. Nigdy jednak się pewnie tego nie dowie. Pochyliła się lekko, nie zatrzymując się jednak, aby pogłaskać po głowie swojego towarzysza. Tego na czterech łapach, rzecz jasna. W przypadku Flynna potrzebowałaby drabiny, ewentualnie musiałaby mu się wspiąć na plecy, ale aż taka wygodna i bezczelna nie była.
Są, to prawda — przyznała mu rację. — Niektórzy mają też po prostu za dużo kasy, więc wymyślają zupełnie abstrakcyjne rzeczy, na które chcą je wydawać — nie ma co się oszukiwać, że to nie to było powodem tego, że powstawały takie dziwaczne rzeczy. — A zamiast szampana dla swojego psa mogliby kupić drogą karmę dla takich Zefirów — mruknęła pod nosem, bardziej już chyba do psa, niż do siebie czy do Flynna, ale zapewne i tak to usłyszał. Nie potrafiła obiektywnie ocenić, czy zaliczała się do grona ludzi pojebanych w tej kwestii. Nigdy nie musiała się martwić o pieniądze, to na pewno. Z tego powodu nie uważała ich nigdy za problem, bo w jej domu raczej była zasada, że pieniądze zawsze się znajdą i rzeczywiście: nieważne, co odwaliła ona czy jej siostry, albo jakie miały potrzeby, pieniądze zawsze się znajdowały. Ale czy wydawała je na głupoty? Chyba nie. A już na pewno nie takie, jak szampan dla psów, skoro mogła zamiast tego dorzucić coś do budżetu schroniska.
Całkiem się z tym zgadzam — przyznała, uśmiechając się do niego ładnie. — Z tym drugim też, ale kim ja jestem, aby mu życie układać — teoretycznie nie robiło mu to krzywdy wielkiej, więc nie było co dramatyzować i próbować na siłę zmienić jego przyzwyczajenia. Szczególnie że jego przeszłość nie była dobrze znana, więc kto wie, skąd te nawyki się wzięły. Może z tego, że jego miska rzadko była pełna?
Pokiwała lekko głową na tę informację, przyjmując ją raczej z ulgą. Mimo wszystko uważała, że Flynn miał w sobie na tyle rozsądku, że gdyby nadal było z nim słabo i obawiałby się komplikacji zdrowotnych, to tak szybko by do tego nie wracał. A tak można było chyba uznać, że z nim lepiej, prawda?
Cieszę się, jestem całkiem dumna z tego dzieła — przyznała, oglądając miejsce, które rzeczywiście niedawno zszywała mu, gdy obydwoje znieczulali się przy tym czystą wódką, która służyła też do odkażania.
Smacznego — odpowiedziała, zabierając się również za swoją pizzę, chociaż zanim wzięła pierwszego gryza swojej pizzy.

flynn rawlings
mechanik — stocznia
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
The more that you say the less I know
Wherever you stray I follow
Może dla bezpieczeństwa powinienem dzisiaj nocować u Ciebie? — zastanowił się z zawadiackim błyskiem w oku, bo skoro pojawiła się okazja nie do przepuszczenia to jak mógłby postąpić inaczej? No nie mógłby. — Obojga nas nie zmieści, a z nas dwojga to ja jestem lepszą przekąską. Ty ledwo się liczysz jako posiłek — dodał by poprzeć swoje nocowanie dzisiaj u Thei. Ona była mała, trochę koścista, mięsa na niej za dużo nie było. Nie to, co na nim. — Albo przy mnie nie będzie wcale chciał Cię jeść, bo będzie się bał, że ja go zjem w odwecie? — podał drugą opcję i zerknął ponad nią na psa, żeby zobaczyć jak Zefir się na to zapatruje. Chwilę później poddała pod dyskusję zagadnienie, które i jego ciekawiło za dzieciaka. I obecnie też, bo wciąż oglądał często bajki. — Może teraz też nas za chodzące udźce? — nie wiedział czy pies jest głodny, czy też Amalthea odpowiednio go nakarmiła. A może zawsze ich czworonogi miały za posiłki i dużo wysoki wkładały w to, żeby ludzi nie jeść? Jeden miły pies nie odmienił całkowicie zdania Rawlingsa na temat reszty gatunku.
Mogliby — przyznał jej rację, bo usłyszał, co powiedziała. Na myśl o tym ile problemów bogaci ludzie mogliby rozwiązać gdyby podzielili się swoimi pieniędzmi z innymi, którym też były one potrzebne, Flynn się wkurwiał. Już mniej niż gdy był nastolatkiem, ale wciąż miał w głowie cały stek przekleństw, którym mógłby dowolnego bogatego człowieka obrzucić, jakby nadarzyła się okazja. Nie widywał jednak zbyt naprawdę bogatych ludzi inaczej niż przelotnie. Nie kręcili się często po jego częściach stoczni ani tym bardziej w dzielnicy, która była jego domem. Amalthea była najprawdopodobniej najbogatszą osobą, jaką znał bliżej.
Tak, przez lata nabrał wystarczająco dużo rozsądku by nie pakować się w następną walkę, gdy wciąż dochodził do siebie po poprzedniej. Kiedyś nie miał wyboru, potrzebował tych pieniędzy, ale teraz już mógł sobie na to pozwolić.
Wpiszesz sobie w CV? — zapytał żartobliwe. Posady seksownej pielęgniarki bez dyplomu nie zgarnie, ale może coś innego dzięki temu się uda. Chociaż wątpił by potrzebowała uzupełniać jakoś mocno swój życiorys, który i bez tego był zapewne dość… imponujący.
Tego właśnie potrzebowałem — stwierdził, kiedy był w trakcie drugiego kawałka. Pierwszy zniknął w tym samym tempie, w którym wygłodniały pies zjadał swoją karmę. Zrobił sobie przerwę, żeby się napić, a potem zerknął na jej kartonik. — Wymienisz się kawałek za kawałek?

amalthea m. henderson
ODPOWIEDZ