spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Nie był w stanie zrozumieć w pełni o czym mówiła ot tak, bo przecież nie zrobił żadnego poważnego resarchu. Nie chciał, przecież narzucać Carter żadnego leczenia, ani zmuszać jej do czegokolwiek. Nie miał właściwie planu na to spotkanie. Pragnął jedynie tak szybko, jak to było możliwe, dać znać, że wrócił i jest obok, jeśli tego chciała, bo on chciał. Stąpał po cienkim lodzie, po omacku, nie chcąc zrazić szatynki w żaden sposób. Ostatnie czego by pragnął to ją spłoszyć... Nie dlatego tu wrócił.
-Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana? - rzucił nieco głupkowato, starając się rozluźnić tę poważną atmosferę, ale czuł, że absolutnie mu to nie wyszło. Callie stanęła przed szalą, na której leżało wszystko. Musiała wybrać... Właściwie. Presja musiała być ogromna, zwłaszcza że przecież ona wciąż znajdowała się na początku swojego życia. Skąd miała być pewna czego pragnęła najbardziej oraz o co miała walczyć? On w jej wieku... wiedział całe gówno, a życie na szczęście go oszczędziło i nie musiał dokonywać tak istotnych wyborów. Miał więc nadzieję, że pomimo bycia takim żółtodziobem w powaznych, życiowych krokach, to da radę... być wsparciem. Chciał być wsparciem.
Nie miał nic przeciwko, by rozgościła się i sięgnęła po tę bliskość, która najwyraźniej była szatynce potrzebna. Czuł rozluźnienie mięśni u kobiety. I przyjemne ciepło wynikające z bliskości. Kurczę, nie wiedział do tej chwili, że tak bardzo mu tego brakowało..
-Uwierz mi, że o dziwo, widziałem w życiu całkiem sporo... i rzadko panikowałem - mruknął, odnosząc się do swojej przeszłości, której szczegółów Callie nie znała. Nie miała, przecież pojęcia, że spędził kilka ładnych lat w wojsku, że latał w przeróżnych warunkach i... ostatecznie uciekł od tamtego życia, ale to nie do końca chwilowa panika. A zwapienie. W końcu wybór tamtej ścieżki był impulsem, tak jak i pojawienei się w Lorne. Ostatnio jedyną przemyślaną decyzję stanowił powrót do miasteczka. Powrót do Carter. Tak się przynajmniej mężczyźnie zdawało. -To spanikujesz. To wyrzucisz mnie za drzwi. To... Będę czekał pod szpitalem. Postaram się... chcę się postarać być tym, kogo będziesz potrzebować, ok? Jeśli... jeśli mi na to pozwolisz - zadeklarował się, ale nie miał z tym problemu. Przyjechał z tą myślą. Nie miał zamiaru się cofać. Nie chciał później żałować, a przecież nie do końca wyjazd był zależny od niego, to i tak... Pluł sobie w brodę, ze go tu nie było. Już wtedy żałował, kiedy nie miał innego wyjscia więc teraz... Teraz chciał spróbować, o ile wciąz mógł próbować.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Z Callie też lekarz, onkolog był żaden, ale nie miała wyjścia - musiała się douczyć, musiała czytać źródła i musiała słuchać, gdy już Dawsey lub pozostały personel medyczny coś jej tłumaczył. Zapisywała na kartkach pytania, które potem przynosiła na kolejne konsultacje i domagała się wyjaśnień. Zamiast na pierwszej wizycie, u pierwszego lekarza przyjąć zaproponowany plan, kwestionowała wszystko. Szukała rozwiązań na własną rękę, szukała informacji i niemal doktoryzowała się przez całą tą łamiącą serce przygodę, żeby podjąć najlepszą dla siebie decyzję.
Problem w tym, że nie mogła jej podjąć samodzielnie, bo ryzykowna metoda którą sobie upatrzyła była przez australijskich lekarzy spisana na straty, w związku z wadami rozwiązania przewyższającymi korzyści w większości przypadków. A jednak - Callie była tak zdesperowana, by zawalczyć o swoją możliwość przyszłej ciąży (choć do tego tanga trzeba dwojga, a numeru dwa w jej życiu brakowało - męża jakiegoś, czy coś!).
- Na przykład co? - spytała; skoro próbował odwracać uwagę, była zainteresowana tym, co rzekomo widział, co rzekomo przygotowywało go na towarzyszenie dziewczynie w chemii i pozostałych przebojach. Może to było nie fair, natomiast Stan był takim milutkim, spokojnym gościem, że nie podejrzewała go o jakąś dramatyczną przeszłość, którą mógłby jej teraz opowiedzieć. - Miałeś już kiedyś dziewczynę jak ze "świtu żywych trupów"? - dopytała gorzko, bo... No jakoś jej się nie wydawało, że wiedział w co wchodzi.
Doceniała jego wyznanie. Szczerze. Było coś pięknego w tym, że chciał dostosować się do jej potrzeb, swoje spychając na dalszy plan. Że myślał bardziej o niej, niż o sobie. Problem w tym, że Callie w obecnej sytuacji nie bardzo miała zasoby na to, żeby odwdzięczyć się tym samym - i myśleć bardziej o nim. Nie miała przestrzeni w głowie do tego, żeby się nim opiekować. Żeby myśleć o jego uczuciach i potrzebach. Żeby być dla niego dobrą dziewczyną. I dlatego zerwała. Bo przynajmniej 1) była to jej decyzja, a to zawsze łatwiejsze; 2) chciała dać mu szansę na prostsze życie gdzieś indziej, z kimś innym. Ciężar tych myśli często nie dawał jej spać po nocach. Męczyła się z tym bardzo. - To duża decyzja - odpowiedziała w końcu, cicho i niepewnie. Czy mu na to pozwoli? Nie była wcale przekonana. Kilka silnych argumentów walczyło ze sobą w jej głowie i sercu jednocześnie. - Może... Może dzisiaj po prostu bądź - dodała szeptem i przytuliła się mocniej. Najwyraźniej dziś nie był dzień na ogłaszanie ważnych decyzji. Dziś chciała się tylko napawać jego obecnością. Trochę uratował ją dzwonek do drzwi, sygnalizujący dostawę pizzy. Wyplątała się z męskich objęć i wstała z kanapy. - Chodź, Buddy, musisz obwąchać dostawcę - zawołała pieska, i razem z nim poszła odebrać pudełka. Za moment była z nimi w salonie - otworzyła oba pudełka, i obie pizze wyglądały podejrzanie tak samo. - Stan...? - to był głos tej Callie, która się przymila, bo czegoś od Ryana chce. - Stan, ugryź obie i powiedz, który ser jest gorszy - poprosiła posyłając mu błagalny uśmiech. Ten gorszy, wiadomo, oznaczał wersję fat free. Czyli pan Ryan musiał namierzyć swojej towarzyszce prawidłowy karton!

Stan Ryan
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ