spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
castle of glass

Piękna, choć nieco bezbarwna, olbrzymia fotografia przedstawiająca całą rodzinę - seniorów, pokolenie, które doczekało się własnego potomstwa oraz najmłodsze urwisy opanowane na krótką chwilę w bezruchu - zdobiła centralny punkt salonu od kiedy Stan pamiętał. Cel? Przypomnienie, że rodzina to jedna z najcenniejszych wartości. Szczytny. Jaka zaś była praktyka? Niekoniecznie idealna.
Trójka rodzeństwa Ryan dzieliła rok na okresy - radości z ojcem oraz pełne tęsknoty za nim połączone z wiecznym podenerwowaniem matki i zapracowaniem. Te pierwsze uwielbiali, drugie - choć ich niania oraz gosposia były cudownymi kobietami pełnymi ciepła - zdecydowanie nie. Nie mieli jednak prawa głosu, jak to dzieci, i przysłowiowe ryby.
Szereg wymagań spoczywał na każdym z trójki - odpowiednia średnia, zachowanie w prywatnej szkole oraz zaangażowanie w życie społeczności. Ktoś, by pomyślał, że tego wymagało nazwisko, nie do końca, to strona matki od zawsze stawiała większe wymagania z dziada pradziada, a największe uznanie dziadka mogłeś zdobyć, wybierając prawo. Nic dziwnego, że to właśnie ta dziedzina pochłonęła Olivię o wiele bardziej niż macierzyństwo, gdy tak bardzo pragnęła podziwu i akceptacji...
Młodzi Ryanowie, poniekąd zostawieni sobie, odnaleźli się zapewne bardziej niż gdyby idealna rodzina z portretu w stu procentach byłaby tak obrazkowa. Wspólne zabawy rodzeństwa zapewniły ich opiekuńcze niejeden siwy włos, a ojcu pogadanki moralizujące w okresach jego przepustek z armii. Świetnie bawili się, kryjąc swoje tyłki, zarówno w szkolnych tarapatach, jak i gdy matka oderwana od jakiejś sprawy zainteresowała się czemu brakuje jednego z nastolatków. Dobry, beztroski czas dzieciństwa, gdzie z perspektywy czasu rozliczne ograniczenia były niczym przy tym co gwarantowały rozterki dorosłego życia.

breaking the habbit
Wybór dziennikarstwa przez Stanleya spowodował falę zawodu w rodzinie Ryanów. Dziadek rozczarowany był marnotrawstwem daru przekonującej "gadki" - jak to określał - najlepszej wśród rodzeństwa według jego skromnej opinii. Ojciec nie rozumiał czemu chłopak, który ot tak potrafił naprawić wszystko nie chce zostać wybitnym mechanikiem wojskowym (nie chciał za bardzo narzucać swojego życia jako przykład, ale jednak trochę tego dawał) bądź wykorzystać swoich logicznych zdolności, by tworzyć nowe, użyteczne rzeczy. A matka... Żałowała, że artystyczny, jakże delikatny, fragment duszy Stana zostanie zwiany przez silny wiatr i zapomni o pianinie, gitarze i tym, co czasem zapisał sobie do szuflady, a ona nocami miała w zwyczaju podsłuchiwać, gdy zasiedziała się nad linią obrony. Cóż... Wtedy Stan niczego nie żałował, a właściwie czuł się dumny z bycia prekursorem stawiania na własne ja wśród Ryanów.
Ciasne mieszkanie tuż przy uniwersytecie z kumplami ze szkoły średniej, pierwsza praca w sklepie z płytami. Wieczory spędzane na nauce lub leniwym brzdąkaniu specjalnie dla Nancy. Czas leciał szybko. Wybór stażu, jednak był oczywisty, a szczęście Stanowi dopisywało - dostał się do wymarzonego ABC Radio National. Harował, jak wół, starając się mieć ten work-life-balance. Piął się po szczeblach ekspresowo, będąc jednym z najbardziej obiecujących młodych prowadzących. Życie prywatne układało się równie owocnie - Nancy przyjęła oświadczyny, mieli datę ślubu. Dostał nawet nagrodę publiczności za swoją pracę. Czuł, że jest wysoko...

burn it down
I dlatego to zabolało tak bardzo. Krótka wiadomość przekazana sucho matce, która nie była w stanie poinformować dzieci o odejściu ojca. Pełne powagi uroczystości pogrzebowe. Respekt od braci z tego wojskowego, niedostępnego nigdy w pełni dla niego życia jego staruszka. Duma w ich oczach dla osiągnięć Iana Ryana wydawała się większą niż ta jego syna.
Wrócił do mieszkania, od jakiegoś czasu jego i Nan, które z nią dzielił. Próbował żyć dalej. Nie umiał. Teoretycznie w wieku dwudziestu czterech lat miał wszystko, o czym niejeden trzydziestoczterolatek mógłby marzyć. Realnie? Czuł się pusty. Nie miał własnego miejsca, nie odczuwał radości z tego co robi...
Nikt go nie rozumiał. Mówili, że zwariował, gdy oznajmił, że wstępuje do Royal Australian Air Force. Stan jednak wiedział, że tylko tak będzie mógł zrozumieć ojca, a tego potrzebował, by móc odnaleźć znów siebie. Złożył wypowiedzenie - nie słuchał błagań rodziny, ani Nancy. Przeszedł nabór, nie mrugając nawet dwa razy i nie roniąc żadnej łzy nad tym, co zostawiał. Nikt nie był zadowolony, ale on czuł się lżej, wiedział, że tam powinien dołączyć. Wstąpił do Royal Australian Air Force, co jednocześnie spaliło jego dotychczasowe ułożone, wygodne życie w Sydney.

new divide
To był inny świat. Szorstki. Schematyczny, a jednocześnie tak nieprzewidywalny. Surowy. Ze ściśle określonymi zasadami. Nie było szansy, by cokolwiek ominąć, musiał przejść każdy etap cierpliwie - a tej cierpliwości czasem mu brakowało, czego konsekwencje ponosił później. Rodzina zdawała się powoli akceptować nowy pomysł Stana na życie, inaczej jednak było z Nancy, która najpierw wściekła się na zmianę daty ślubu, a później wyznała, że nie może żyć w takich warunkach i dała mu ultimatum. Bolało, ale nie mógł zawrócić. Nie teraz.
Pięć lat po wstąpieniu w szeregi lotnictwa, będąc blisko pierwszego awansu z żółtodzioba-lotnika, też nie czuł, że to ten czas, by zmieniać kurs. Czasem jednak los decydował za ciebie, tak też stało się w przypadku Stana. Usterka techniczna, niezauważona przed wylotem przez nikogo, dość szybko dała o sobie znać. Szczęście w nieszczęściu - upadek nie był bolesny. Brak większych uszkodzeń fizycznych, jedynie złamana noga, stłuczona prawa ręka, kilka siniaków. Gorzej, jednak było znów zaufać temu sprzętowi. Spróbować go okiełznać. Odszedł. I po dziś dzień czuje się jak tchórz...

faint
Tak znalazł się w sierpniu '22 w Lorne Bay. Idealne miejsce, gdzie mógł zniknąć, a może zacząć od nowa, jeszcze tego nie rozpracował do końca. Zdecydowanie postawił na ukrycie, ograniczając kontakty z rodziną do absolutnego minimum - żyję i mam się dobrze. Wrócił do zajęcia, w którym był dobry, ale lokalna rozgłośnia rządziła się zupełnie innymi prawami niż wielka stacja, ten spokojny rytm o dziwo aktualnie Stanowi odpowiadał. Nie był tu sam, przygarnął psa, który nigdy nie powinien być porzucony, ale życie zaskakuje, tak też było, gdy dostrzegł go zaledwie drugiego dnia w swoim miniogródku. Szukał właściciela buldoga francuskiego, ale nikt się nie zgłosił przez miesiąc. Poddał się, z ulgą, bo Buddy... Stał się jego pierwszym kumplem. I najwierniejszym towarzyszem małomiasteczkowych przygód.
Stanley Ryan
27.08.1993 r.
Sydney
spiker radiowy
Lorne Bay Radio
Sapphire River
kawaler, hetero
Środek transportu
motocykl
Związek ze społecznością Aborygenów
Brak korzeni oraz powiązań, ale ogromne zainteresowanie kulturą oraz tradycjami - od roku, który jest w miasteczku, zgłębia dość intensywnie ich zwyczaje oraz okolice.

Najczęściej spotkasz mnie w:
radiu, barze, tingaree, sapphire river, opal moonlane

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzinę

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, bez śmierci.
Stanley Stan Ryan
Miles Teller
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany