spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
004.
Oh, you look good
with your patient face and wandering eye
don't hold this war inside
{outfit}
Minęło dokładnie 48 dni od ich ostatniego spotkania "na żywo". Stanley nie musiał skupiać się szczególnie nad tym rozrachunkiem, po prostu to wiedział. Nie zaczynał dnia od: to poniedziałek, a to x dzień kiedy wygląda, że zwiałem. Zdawało się, że Callie doskonale rozumiała pobudki mężczyzny, ale Ryan skłamałby, gdyby powiedział, że... Nie złościł się na młodszą siostrę za ten cały timing. Oczywiście, już w sekundę później, całkiem automatycznie wściekał się sam na siebie za bycie egoistycznym chujkiem, któremu w głowie były romanse, a nie rodzina... Która przecież zawsze miała być dla niego najważniejsza, a przez ostatnie półtorej roku ledwie zdawał sobie sprawę, że żyje. Bo o tym jak żyje, dość boleśnie Stan się dowiedział, że nie miał bladego pojęcia... Dlatego wyjechał w szaleńczym pośpiechu, bez obietnic powrotu. Pojawił się więc i bez zbędnych uprzedzeń.
Zaciskał dość mocno swoje dłonie na bukiecie, a palce drugiej ręki zaciskał na smyczy. Kolokwialnie rzecz mówiąc, czuł się jak nastolatek, który pragnie wyznać swoje uczucia - mokre dłonie, dygoczące, galaretowate nogi, miękkie kolana, serce uderzające tak szybko, jakby miało zamiar zaraz wyskoczyć z jego klatki piersiowej i wziąć udział w maratonie... Cóż, przynajmniej Buddy, wydawał się zrelaksowany oraz zadowolony, bo rozwalił się na wycieraczce Callie jak we własnym domu. Najwyraźniej, nie tylko Stan tęsknił.
-Dobra, czas być... dorosłym - mruknął radiowiec sam do siebie, jakby na zachętę, poprawił wierzchem dłoni fryzurę i sięgnął dłonią z bukietem do dzwonka. Cisza. Zero ruchów za drzwiami. Ponownie zadzwonił. Nic. Do trzech razy sztuka? Może spała? Nic. Westchnął ciężko, przeklinając swój "romantyzm", bo najwyraźniej Carter miała zupełnie inne plany niż siedzenie z utęsknieniem lub przestrachem o jutro w pustym mieszkaniu... Zerknął na psa na dole, po czym delikatnie szarpnął smycz, dając mu gest, by się ruszył. Nic. -Buddy... - Ryan ze zrezygnowaniem pokręcił głową. -Nie zadzwoniliśmy, nie ma jej w domu, wrocimy... jutro. Po tym jak zadzwonimy, chodź - oznajmił swój plan psu, bo przecież i tak na klatce był sam. A może jego pupil zmieni zdanie. Do tego owszem, mogliby tu czekać, ale... Może Callie wyjechała? Nocowała u koleżanki? Miała nocną zmianę? Dużo rzeczy mogło się dziać, a oni mogli nie mieć o tym pojęcia. I mimo że nie powinien mieć żalu, ani tym bardziej odczuwać zazdrości, to Stanleya ukuła gdzieś w okolicach serca irytująca szpila... bo Carter nie czekała i mogła spędzać ten wieczór z innym kolo.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
klik

Callie nie odliczała dni z jednego powodu: upływ czasu przypominał o tym, że Stanley wyjechał i o tym, że nadal nie podjęła leczenia. Bała się patrzeć w kalendarz. Udawanie że o chorobie dowiedziała się „wczoraj” bolało mniej. Nadal nie powiedziała ojcu. Nadal pracowała biorąc wiele dodatkowych zmian - im więcej zarobi nim choroba całkiem ją rozłoży tym lepiej, poza tym co miała robić w pustym mieszkaniu? Rozpaczać za mężczyzną, który mógł nigdy nie wrócić?
Rozumiała powód jego wyjazdu. Dostrzegała plusy rozłąki - czas na poukładanie sobie w głowie tej niemożliwej sytuacji. Jednocześnie minusów było znacznie więcej. Główny taki, że niejedną noc za nim przepłakała, a jej łóżko było zawsze nieprzyjemnie zimne.
- Zaprosisz mnie na górę? - ciszę klatki schodowej złamał dźwięk otwieranych, ciężkich drzwi wejściowych, śmiech kobiety tak dobrze Stanowi znany, i głos mężczyzny. - Nie - odpowiedź Callie była natychmiastowa, choć utrzymana w wesołym tonie. - Nie dzisiaj? - mężczyzna dopytywał, a Callie wzięła od niego ciężką skrzynkę pełną butelek i wsiadła do windy. - Jak piekło zamarznie, Miller.
Drzwi windy zamknęły się, by po chwili otworzyć z cichym piknięciem na odpowiednim piętrze. Callie od razu dostrzegła znajomą sylwetkę - te plecy rozpoznałaby w ubraniu, bez ubrania, wyrwana ze snu w środku nocy albo całkiem pijana. Zacisnęła mocniej dłonie na ciężkiej skrzyni - kolega z pracy podwiózł ją do domu, bo butelki nie przeżyłyby trasy rowerem - i zrobiła krok w stronę niezapowiedzianych gości.
- Hej - rzuciła miękko. Mogłaby mu teraz zaserwować monolog na tysiąc słów: o tym, że był dupkiem. O tym, że nie był dupkiem. O tym że tęskniła i o tym, że nie tęskniła wcale. Żadne słowa nie zdawały się jednak odpowiednie. Lustrowała twarz Stana z mieszanką ulgi i onieśmielenia, bo po takiej przerwie zwyczajnie nie wiedziała jak się zachować. Nadal trzymała tę ciężką skrzynkę, jak idiotka - mogła ją przecież postawić, ale nawet nie przyszło jej to do głowy. Musiała skupić całość swojej uwagi na Stanleyu. Na wypadek gdyby to spotkanie okazało się snem, i gdyby miała się za chwilę obudzić.
- Nie wiedziałam że… - palce powoli zaczynały szczypać od ostrych kantów drewna, więc poprawiła chwyt. Mogłaby nawet jemu oddać tę skrzynkę żeby sięgnąć po klucze, ale to też nie przyszło jej do głowy. - Nie mówiłeś, że… - spróbowała raz jeszcze, ale i ta konstrukcja zdania nie pasowała. - Co tu robisz?
Od razu lepiej. Pytanie otwarte. Tak jej się wydawało przez sekundę, nim myśli znów ogarnęła wątpliwość, czy zrobiła dobrze zaczynając w ten sposób. Z tym, że "dobrze" nie było jedną z opcji w jej życiu, najwyraźniej. Dopiero teraz spuściła wzrok i zdała sobie sprawę co trzyma, więc schyliła się i odstawiła bagaż. Wówczas uwagę brunetki skupił na sobie piesek. - Cześć ziomku - przywitała się z nim ciepło i na psie merdanie ogonka odpowiedziała krótkim głaskaniem. Krótkim, bo zaraz podniosła się i nie dając Stanowi szansy na protest, ściśle się do niego przytuliła. Gest okazał się ważniejszy niż słowa. Ciepło jego ciała, zapach, znajomy uścisk - tego potrzebowała nim Stanley otworzy dziób, palnie jakąś głupotę i wszystko znów się skomplikuje.
Może przyjechał żeby powiedzieć, że opuszcza Lorne na stałe. Może chciał honorowo definitywny koniec ogłosić osobiście. Nie mogła tego wiedzieć.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Buddy wydawał się tym, który pierwszy wyłapał dźwięk znajomego głosu. Nagle zerwał się na równe nogi, a raczej łapy, i wesoło zaczął merdać ogonem. Ryan doskonale znał swoją psinę, wiedział, że to wcale nie jest nagły entuzjazm na powrót do domu, a na nadchodzące spotkanie z kimś za kim też się stworzenie stęskniło. Stan też zrozumiał, że Callie wróciła, gdy dotarł do niego znajomy śmiech. Uśmiechnął się, odruchowo, że jednak nie tak do końca źle wycelował z porą. Mina nieco mężczyźnie zrzedła, gdy dotarło do jego uszu pytanie zadane przez męską i nieznaną mu barwę. Lekki ton Carter sprawił, że nie do końca był pewien, na ile to przekomarzanie, a na ile prawda... więc jednak?
Nie ruszył się ani o centymetr, czekając tam jak wryty na to, jaki widok zastanie. W przeciwieństwie do Buddyego, który stal się najbardziej ruchliwym psem w całej Australii, chodząc w tę i z powrotem, merdając z zadowoleniem ogonem i cóż, najwyraźniej nie mógł się doczekać tego co zobaczy. Zdecydowanie nie było ich dwóch.
Stanley odetchnął, kiedy Callie pojawiła się sama. Stać mężczyznę było nawet na uśmiech, bo przecież za tym widokiem się stęsknił. Poniekąd też był zadowolony, że najwyraźniej mu się niespodzianka udała. Nieco za to tez czuł się skołowany, kiedy zobaczył tę wielką, drewnianą skrzynkę, którą trzymała, a która jeszcze przed chwilą wydawała dźwięk brzęczącego szkła. Czyżby szykowała się jakaś impreza na którą wpadł bez zapowiedzi?
-Hej - odparł cicho, nie robiąc nic więcej. Stał i czekał na reakcję Carter, choć pewnie lepiej byłoby, gdyby zaproponował/zainicjował wymianę dóbr, które posiadali. Zdecydowanie łatwiej byłoby Callie z tym bukiecikiem, a jemu ze skrzynką. I żadne to ujmowanie płci przeciwnej, po prostu on był w wojsku (o czym kobieta nie wiedziała, heh) i pomimo upływu czasu, to wciąż nie problem. No i wypadało. Ale jak widać... Nie tylko szatynce odjęło mowę, bo mężczyznę widok jej sylwetki, twarzy, dźwięk głosu, po rozłące... też najwidoczniej zrobił piorunujące wrażenie, odejmując jakąkolwiek logikę.
-Chcialem zrobić niespodziankę, a też nie byłem pewien, czy uda mi się dopiąć wszystko tak jak trzeba, żeby być tu już dziś... nie chciałem więc... gadać bez sensu - przyznał całkiem szczerze, wzruszając ramionami, bo taka była prawda. Nic więcej, nic mniej. Korciło go, żeby zapytać o tę imprezę i czy nie krzyżował planów, ale sobie darował. Skoro już przyjął taktykę, że to Callie prowadzi to spotkanie... to chyba będzie się tego trzymał.
Obserwował jak odstawia skrzynkę, jak podchodzi bliżej, jak głaszcze psa... by wreszcie odwzajemnić uścisk, którym go obdarzyła. Pozwolił kobiecie skryć się w swoich ramionach, przyciskając ją ciasno do siebie. Wolną dłonią pogłaskał czule dół pleców kobiety. -to dla ciebie - odezwał się cicho, wyciągając nie do końca typowy bukiet.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Można było spokojnie powiedzieć, że Callie wiodła życie zakonnicy od zerwania ze Stanem. Choć „zerwanie” może było złym słowem, bo w sumie nigdy nie powiedział, że chciałby z nią być - ale przyjmijmy dla uproszczenia ten termin. Mówiła prawdę - nie uważała, żeby w swoim stanie zdrowia nadawała się do relacji z kimkolwiek. Tak jak chciała oszczędzić Stanowi towarzyszenia jej w niedoli, tak samo nie zamierzała zaczynać żadnych nowych przygód. Z nikim się nie spotkała, nikogo nie zaprosiła na górę, raz próbowała się z jednym facetem całować ale nic z tego nie wyszło. Nie mogła się wczuć, mimo usilnych starań. Stanley za bardzo namieszał jej w głowie.
- Mogłeś chociaż zadzwonić, wyszłabym wcześniej z pracy, czy coś… - wymamrotała gdzieś w jego klatę, przedłużając moment jak najdłużej bez wzbudzania podejrzeń, że stęskniła się aż tak bardzo. Poza tym gdyby powiedział jej wcześniej że przyjedzie, to jakoś by się ogarnęła, a nie tak... - Przepraszam, cuchnę petami - skrzywiła się, przechylając głowę by powąchać opadające na ramię włosy. - Kolega przy mnie palił - dodała; coby było jasne, że ona sama nie zaczęła aspirować o tytuł popielniczki roku. Fuj. Cofnęła się o krok, żeby Stana nie męczyć smrodem - zaraz pójdzie pod prysznic i włoży czyste ubrania, bo sama ze sobą nie wytrzyma, ale na razie… Oczka jej rozbłysły na żelkowy bukiecik, na twarzy zagościł najszerszy uśmiech i wzięła prezent w dłoń.
- Stan - mruknęła trochę rozbawiona, trochę speszona, i zadarła głowę by spojrzeć mężczyźnie w oczy. To, że pamiętał o jej żelkowym problemie było turbo urocze i zdecydowanie sprawiło, że zmiękły jej troszkę kolana. - Wiesz, czuję się trochę jak w komedii romantycznej - krótko się zaśmiała. Wszystko się zgadzało: czekał na nią przystojniak po długiej rozłące, z pieskiem i z idealnym prezentem. Brakowało tylko… - Mógłbyś mnie jeszcze namiętnie pocałować, popchnąć na te drzwi i… - nawet nie próbowała ukryć tego, że właśnie wspominała kilka podobnych incydentów z jego udziałem - świadczyły o tym rozchylone wargi i delikatny rumieniec, nim nadszedł czas powrotu na ziemię. - I wtedy moja nowa sąsiadka wystawiłaby głowę z tamtych drzwi - WIEM ŻE PANI PODSŁUCHUJE, PANI CLARK!!!! - zawołała głośniej do szpiegującej staruszki, która bankowo już stała przy judaszu i podglądała - I powiedziałaby, że to się nie godzi tak bez ślubu. A ja bym jej wtedy powiedziała: proszę pani, to nie jest seks przedmałżeński, jeśli ślub nie jest zaplanowany. Szach mat - stanęła jednak na palcach żeby dosięgnąć męskiego policzka, i zostawić na nim krótkiego powitalnego całusa. Następnie wyciągnęła klucze do mieszkania z torebki i podała Stanowi.
- Otwórz - poleciła, a sama schyliła się do skrzynki z alkoholem i ją podniosła. - Ile mamy czasu? - spytała przechodząc przez próg. Ściągnęła buty, torebkę odstawiła na jakąś szafkę, skrzynkę odłożyła bezpiecznie pod ścianą. - To znaczy… Wpadliście tylko na chwilę, przywitać się? Czy…? - doprecyzowała i zamknęła za nimi drzwi. Chwila była lepsza niż nic. Ale od chwili lepsze byłoby, gdyby zostali z Buddym na noc.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Cóż, może konkretnych deklaracji pan Ryan nie składał pannie Carter nigdy, ale wydawało mu się, że dobitnie świadczące o jego podejściu, dość poważnym, do niej były ostatnie miesiące, kiedy... Można śmiało uznać z uporem maniaka pojawiał się w barze, zachowując odpowiedni dystans i tworząc możliwość, ale w żaden sposób nie przekraczał granicy narzucania się. Pozostawiał to pieprzone prawo wyboru, licząc, że faktycznie tak się szatynka wtedy czuła. Zaś oczyszczająca rozmowa, którą odbyli przed jego wyjazdem, nie zdawała się sprawić, że ucieknie gdzie pieprz rośnie. Został na noc. Zachował co prawda dość chłodną barierę, ale potrzebował chwili, by to ułożyć w umyśle. Rano był gotów towarzyszyć Callie w szpitalu, gdyby sobie tego życzyła. Nie chciała. Szanował. A później... Nie miał za bardzo innych szans na wykazanie się niż ustalenie zasad ich kontaktu, co i tak w żaden sposób nie pozwalało mu się sztywno tego trzymać... Co i rusz próbował nawiązać telefoniczny kontakt, ale Cals zsyłała go na przysłowiowy bambus. Niewiele mógł z tym zrobić z Sydney. Niemniej... To raczej świadczyło jedynie o tym, że... mu zależy, co nie? Tak więc najwyraźniej Stanley nie potrzebował stwierdzenia: hej bądź moją dziewczyną, by właśnie w taki sposób się zachowywać oraz traktować Callie. Ups.
-Luz, nawet jak kolega przy tobie nie pali, to nimi cuchniesz po zmianie. ale to miłe, że chcesz ładnie pachnieć po rozłące - zaśmiał się krótko, ale nie kłamał w żaden sposób. Niestety, ale sama wizyta w Moonlight sprawiała, że ubraniom towarzyszył ten nie do końca przyjemny zapach. Tak więc mogła sobie Carter rzeczywistość zakłamywać, ale gdzieś ten nikotynowy aromat towarzyszył jej od dawna... Czy chciała czy nie, ale zawsze mogła zmienić pracę, jak będzie bardzo przeszkadzać, prawda?
-Nie możesz normalnie powiedzieć: dzięki, nie trzeba było? - zapytał, wywracając oczami, bo jakoś tak, dziwnie się czuł, kiedy ten drobny gest urósł do tak wielkiej rangi. A dodatkowo zyskał miano nawet przedstawienia dla sąsiadów, czego przecież się mężczyzna nie spodziewał. W żaden sposób nie planował, przecież zwracać na siebie uwagi, tylko... Głupio było przyjść z niczym, a i nie potrafił pojawić się z byle czym. Padło więc na bukiet, ale z żelków, zamiast kwiatów, bo to wydawało się o wiele bardziej adekwatne, użyteczne i cieszące oko Callie. Jak widać, nie pomylił się.
-Poczekaj na razie czuję się jak kretyn, że sama wniosłaś tę skrzynkę... właściwie po co ci ona? Szykujesz jakąś imprezę? - tak, postanowił odwrócić uwagę Callie od swoich planów na najbliższe tygodnie, a także od tego skrępowania, które wywołał w nim komentarz o ślubie. Nie to, żeby planował się zaraz oświadczać, nie to, żeby zaraz musiało tam być ukryte drugie dno, ale... Carter nie myślała o nim w kategoriach na poważnie? Czy może on to po prostu wyolbrzymiał, bo kobieta chciała tylko dogryźć sąsiadce? Niemniej, nie odzywał się. Nie komentował tego. Tak, jak i nie zdradzał na razie swoich planów. Odpiął za to Buddy'emu smycz, by ten mógł bez żadnego skrępowania zaatakować Cals swoimi czułościami. A Stan skierował się do salonowo-kuchennej części, bo przecież nie będą stać w progu. Aż tak ograniczonego czasu nie mieli.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Traktowała go poważnie na tyle, by wreszcie przyznać się do choroby, by przerwać trwające milczenie i zaoferować mu wyjaśnienia. By utrzymywać jakiś kontakt gdy wyjechał, i by cieszyć się z niespodziankowej wizyty. Nie sądziła jednak że dożyje bycia czyjąś żoną, po prostu. Nawet gdyby Stan, czy inny mężczyzna, z nią wytrzymał i ją chciał - taką uszkodzoną życiem. Nie łudziła się już, że będzie miała okazję powiedzieć komuś „tak”. Myślenia o ślubie zatem nie było żadnego, a komentarz miał być jedynie żartem odnośnie upierdliwej, turbo religijnej starej sąsiadki.
Czego się napijesz? — posłała mężczyźnie pytające spojrzenie będąc w kuchni i przygotowała mu to, co chciał. Sobie wzięła z lodówki butelkę cydru o smaku owoców leśnych. Razem przeszli do salonu, gdzie żelkowy bukiet trafił na stolik razem z napojami - musiał być w zasięgu ręki, bo Callie nie zamierzała długo się wzbraniać przed zjedzeniem prezentu. Wygłaskała jeszcze szybko pieska, a potem posadziła go na kanapie. — Zaraz wrócę i wszystko ci powiem — uprzedziła i zniknęła na najbliższe pięć do dziesięciu minut pod prysznicem. Nie mogła się skupić na rozmowie przez myśl o zapachu fajek. Wróciła niedługo, przebrana w czyste i pachnące ciuchy po domu. Usiadła na kanapie - blisko Stana, ale nie za blisko. W zasadzie nie była pewna jak wypadało się zachować. — Butelki są dla mojego onkologa — zgodnie z obietnicą wróciła do tematu. — Podziękowanie za załatwienie wejścia do sanktuarium koali — a jak już Stan wiedział, dobieranie ludziom alkoholi, zwłaszcza perełek i nietypowych propozycji, było Callie językiem sympatii. To wyjście do misiów koala było jedyną miłą rzeczą w życiu Carter odkąd wyjechał Stan. Była samotna, pokonana chorobą i przygnębiona, dlatego czuła że musi jakoś się odwdzięczyć za miły przerywnik.
Zawołała Ziomka żeby wgramolił się do niej na kolana - tęskniła za tym małym gałganem nie mniej, niż za tym większym. Z mniejszym sytuacja była jednak prostsza.
Stan, nie unikniesz powiedzenia mi czemu tu jesteś i na jak długo — westchnęła i przytuliła policzek do oparcia kanapy. Niewiedza stresowała. — Chcę się cieszyć twoją wizytą ale nie mogę, kiedy z tyłu głowy mam myśl, że może przyjechałeś zabrać z domu ostatnie rzeczy… — wydarzenia sprzed wyjazdu pokazały, że musiała być wobec niego szczera. Inaczej wszystko się psuło. — Nie wiem czy to odwiedziny z kategorii „zjemy pizzę i pośmiejemy się z głupot”, czy „wszystko sobie przemyślałem i chcę porozmawiać” — zwłaszcza, że nie odpowiedział jej na najważniejsze pytania, które mu zadała półtora miesiąca temu: czego chcesz? czego potrzebujesz? Minęło dużo czasu, ale pytania były wciąż aktualne.
Jakakolwiek nie była jego odpowiedź - wciąż miała być lepsza niż brak odpowiedzi. I kawał czasu spędzony na zastanawianiu się jaka ta odpowiedź będzie. Czy miała się teraz zrelaksować i spędzić z nim wesoły wieczór jak z kumplem? Czy miała się przygotować na temat ich relacji, jej choroby? Nie mógł tak po prostu stać pod jej drzwiami z bukietem, a potem milczeć. Nie mógł.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Komentarz komentarzem, a myśli pozostaną myślami. Nie sposób się od nich uwolnić, a już zwłaszcza takiemu wrażliwcowi, którym niepozorny Stanley był. Tak więc może aktualnie się nad tym za mocno nie skupiał, a we wnętrzu odnotował to i owo, a zapewne w najmniej odpowiednim momencie obawy powrócą. Możliwe, że i ze zdwojoną siłą.
-Zielonej herbaty, i jakbyś miała te czekoladowe, kruche ciastka... to możesz dołożyć? A w ogóle może jesteś głodna, zrobić coś? Zamówić? - zapytał, bo może i Callie była gospodarzem, ale nie znaczyło to, że nie mógł się o nią zatroszczyć. A pierwszy szok związany z ich spotkaniem powoli ustępował względnej równowadze. Zdecydowanie można więc było przejść do trywialnych kwestii, takich jak jedzenie lub prysznic, na który zdecydowała się Callie. Stan kiwnął jedynie głową, gorzej było z Buddym, który nie mógł znaleźć sobie miejsca, skomlał i co i rusz drapał drzwi niepocieszony, że tak szybko zniknęła. Ryan pokręcił z dezaprobatą głową, śmiejąc się cicho, ale nie skomentował. Sięgnął po telefon, decydując po męsku, że czy głodna jest, czy nie jest to on im zamówi ulubioną pizzę. Albo i dwie. Na pewno była głodna. Cóż, prawdziwe bohaterstwo XXI w.!
-Dobrze ci w tym kolorze. Kolorach. Ładnie kontrastują - zdobył się na komplement, zdając sobie sprawę, że przecież Carter dość drastycznie podjęła kroki o zmianie koloru. Tak, przynajmniej mu się wydawało, że teraz są całkiem ciemniejsze niż przed jego wyjazdem. Ale co on tam wiedział?
-Ciekawego masz tego onkologa... - mruknął wyraźnie spięty, a mina mówiła, że niezbyt jest zadowolony. Ani z prezentu, ani z wizyt. -To jakaś nowa metoda? - zapytał jeszcze podejrzliwie, ale jeśli kiedykolwiek Carter miała wątpliwości czy Stanley potrafi być zazdrosny, to właśnie powinna je stracić. Mało tego, sam myślał, że zaraz eksploduje, bo to już drugi powód tego wieczoru, by być czujnym. A widzieli się dopiero jakieś piętnaście minut, z czego zdecydowaną większość Callie spędziła pod prysznicem! Wprost cudownie!
-Jestem tu, bo mam pracę. Dziewczynę, którą lubię. Wiesz to się nazywa zobowiązania - odparł, próbując rozsiąść się nieco wygodniej, ale co miał więcej powiedzieć? Mniej więcej tak to wyglądało. Półtorej roku temu wybrał Lorne Bay jako miejsce, w którym chce zacząć od nowa. Zera. Nie zmieniło się nic w jego myśleniu. Sytuacja z siostrą nieco sprawę skomplikowała, wiedział już, że nie może robić tego tak drastycznie, ale... wciąż chciał tu być. Dziś może nawet bardziej, niż kiedy przed laty podejmował tę decyzję. -Pizza zaraz będzie - rzucił niezobowiązująco, bo przecież nie musieli się śmiać. Mogli... wszystko. Tak się przynajmniej mężczyźnie wydawało. -A ja zamierzam tu zostać. Nie tu, że na tej kanapie, ale.. w swojej chatce. Z Buddym. I tobą jak nas odwiedzisz. Czy coś - mruknął trochę pokrętnie, ale tak generalnie... Chciał być w Lorne, chciał być w Lorne z nią.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Na pewno znalazła mu te kruche ciasteczka i przy okazji zapomniane smaczki dla pieska, bo Buddy też miał mieć trochę rozrywki tego wieczoru. Komplement przyjęła z uśmiechem, bo choć słyszała już o zmianie włosów tysiąc komentarzy od klientów baru - tak naprawdę chciała się podobać tylko jednemu mężczyźnie. Temu, którego odrzuciła między innymi z tego powodu: ze strachu, że w chorobie będzie niewystarczająca. Niewystarczająco atrakcyjna, rozrywkowa i dobra dla niego.
Przez chwilę myślałam o zgoleniu głowy jak 2007 Britney, więc tym bardziej cieszę się, że ci się podoba — żartowała, oczywiście. Mały pokaz zazdrości nie umknął jej uwadze. Z jednej strony była przekonana, że Stan nie ma powodów do zmartwień. Nie uważała, żeby nadawała się do związku w tej sytuacji, a seksu się zwyczajnie bała. Po ostatnich zabiegach w szpitalu nie wiedziała, czy jej ciało da radę, a wizja sprawdzenia tego z kimkolwiek ją przerażała. Przerażała wizja upokorzenia, gdy będzie musiała powiedzieć stop z powodu choroby, choćby serce krzyczało nie przestawaj. Z drugiej strony przyjemna była świadomość, że mimo wyjazdu Stan nadal traktował ją jak swoją Callie.
Znamy się prywatnie z doktorem Carletonem — ech, to była jedna z tych sytuacji, gdzie musiała Stanowi udowodnić że wyciągnęła wnioski z ostatniej kłótni. Zrozumiała, że zatajanie faktów nie jest fair wobec niego. Jednocześnie nie była pewna czy CHCIAŁ wiedzieć co i jak. Może czułby się jeszcze bardziej niekomfortowo. Wyciągnęła dłoń i odszukała palce Stana, które splotła ze swoimi. Może nie było między nimi miejsca na takie gesty - ale może właśnie gestu trzeba było do tego, żeby jej zaufał. - Tak, rozmawiamy o nowej metodzie. To skomplikowane. Nie mam nic do ukrycia, więc jeśli chcesz, wytłumaczę ci co się między nami wydarzyło i co się dzieje teraz - zaproponowała, ale niezobowiązująco. Nie musiał chcieć słuchać o tym, że leczyła się u faceta, który ją kiedyś przeleciał, ani o szczegółach operacji którą powoli planowali. Obie te kwestie mogły być dla Ryana zbyt ciężkie. Callie jednak postanowiła, że nie będzie kłamać ani zatajać. Jeśli będzie chciał - powie mu prawdę, a Stan będzie mógł sam decydować co z nią zrobi. Tak powinna była się zachować od razu, ale potrzebowała się nauczyć na błędach.
- Jestem twoim… Zobowiązaniem? - uśmiechnęła się szerzej i zaśmiała cicho. ROMANTYK Z CIEBIE RYAN, PIERWSZA LIGA. - Nie powinieneś mnie lubić. Serio, Stan. Tyle jest fajniejszych dziewczyn wokół… - trochę żartowała, ale trochę nie. Stan był super facetem i mógł mieć super dziewczynę, taką lepszą od Callie w kluczowych sprawach, jak umiejętność komunikacji. Czy inteligencja emocjonalna taboretu. Ale Callie naprawdę się starała, naprawdę przemyślała sprawy i chciała, żeby było lepiej. - Czytasz mi w myślach… Podwójne pepperoni z fat free serem z tej knajpki z kucharzem, który wygląda jak papież? - z ich ulubionej miejscówki znaczy, która przywoływała dobre wspomnienia. Spisał się Stan zdecydowanie. Na moment spuściła wzrok na ich złączone dłonie, na pieska na jej kolanach i pomyślała, że to pierwszy miły wieczór od dawna. Nie chciała, żeby się kończył.
- Wiesz, mógłbyś… Zostać - dodała ciszej. - Na tej kanapie… Albo ze mną, nie na kanapie… Z Buddym. Czy coś - przekręciła nieco jego słowa w zaproszenie. Niewinne - mogli rozmawiać do rana, albo coś obejrzeć, albo rozwiązywać krzyżówki. Chciała tylko mieć go przy sobie, choć na chwilę, nim sprawy ponownie się skomplikują.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
-Dzięki niebiosom, że przyszło otrzeźwienie - odparł, przegryzając ciasteczko, ale widać było też ulgę malującą się na twarzy Stanley'a. Najwyraźniej podejrzewał, że Carter byłaby zdolna do równie dramatycznych kroków, jak i Britney przed laty. Właściwie po ostatnich doświadczeniach ze swoją siostrą Ryan był gotów uwierzyć, że każdy człowiek jest w stanie zrobić właściwie wszystko... kiedy czuje się na skraju. A jakby nie było, podejrzewał, że właśnie takie odczucia mogą towarzyszyć Callie i wcale by jej za to nie winił. Nie miał, jednak zamiaru też o to w żaden sposób pytać. Naciskanie raczej nic nie pomoże. Miał nadzieję, że obecność już tak.. Choć może był naiwnym dzieciakiem? Możliwe.
-Znacie się prywatnie... - mruknął, kiwając głową w zadumie. Pozwolił szatynce na to, by splotła ich palce. Odwzajemnił gest. Nie wybierał się nigdzie, chciał, żeby o tym świadczyła każda mała rzecz, którą będzie robił po powrocie. Nie chwalił się jednak jak skrzętnie zanotował we własnym umyśle nazwisko doktorka. Ewidentnie nie przypadła mu ta informacja do gustu - o prywatnej znajomości. Czy nikt już nie był anonimowy? Nie mógł nie mieć przeszłości, która doganiałaby go, nomenomen, na życiowym zakręcie w trudnej sytuacji? Takie zdawały się niezbyt bezpiecznie, a skoro tu wkradała się jakaś koaloterapia... To Ryan sam nie wiedział, co właściwie powinien myśleć o tych wszelkich innowacjach. -Nie ma innych lekarzy tutaj? Tylko taki, którego znasz prywatnie? To w ogóle etyczne? - cóż, jeśli Callie liczyła, że Stanley zapyta o szczegóły jak na dorosłego faceta przystało, to zdecydowanie się przeliczyła. Nie ulegało jednak wątpliwości, że na swój sposób dopytał, wyrażając jednocześnie swoje niezadowolenie z tego odnowienia kontaktów. O ile to było jakiekolwiek odnowienie kontaktów... A i swoją drogą... Oby nie zrobił z siebie debila, bo doktor Carleton to jakiś poczciwy wujek! Chociaż no, nie, gdyby tak było, to od razu dodałaby to. Prawda? Nie robił z siebie idioty?
-Czasem nie ma się wyboru na to kogo się lubi, bo jest już za późno, żeby decydować - odsłona romantyka nr 2 tego wieczoru, ale to racja. Jeśli spotkaliby się po raz pierwszy obecnie, może mogliby się zastanawiać nad tym czy iść w tę znajomość, czy też nie. Rzeczywistość jednak postawiła ich na swojej drodze nieco wcześniej, bez obarczania niezbyt łatwą realnością oraz faktami, które teraz jedynie pozostało wziąć na klatę. Nie można tak po prostu wymazać pewnych rzeczy... Wspomnień... Osób... Nie da się. I Stanley nie miał zamiaru tego robić, bo taki aktualnie w emocjach i zapewne przerażeniu Callie miała kaprys. Jak widać, nie miał zamiaru też niczego kobiecie ułatwiać, nawet jeśli potrzebował zniknąć z Lorne. Wracał jak bumerang, a nawet, kiedy go nie było, starał się, by nie wpaść w czeluści zapomnienia... Uparciuch.
Skinął jedynie głową w odpowiedzi na to, jakie zamówienie złożył. Trafiony zatopiony. Punkt dla niego. Cieszył się, że się udało, o czym świadczyła zadowolona mina mężczyzny. Nie, nie krył dumy, którą odczuwał z powodu znajomości upodobań swojego zobowiązania.
-Możesz sprecyzować co masz na myśli? - poprosił, przyglądając się twarzy Callie uważnie. Chcąc, nie chcąc, dla Stana zabrzmiało to nieco poważniej. W końcu on nie mówił tylko o dzisiejszym wieczorze, a o nadchodzących dniach, tygodniach, miesiącach... Nie był więc pewien czy chodzi tylko o dzisiejszą noc, czy może w zaowalony sposób Carter proponowała mu wspólne mieszkanie? Niemniej... Nie chciał wyjść na głupka. Wystarczająco już pokazał tę idiotyczną stronę swojego ja, kiedy popisywał się zazdrością o doktorka. Starczy na jeden raz, zdecydowanie.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Poważne tematy miały przyjść "jutro" albo "kiedyś" - przynajmniej na to liczyła Carter. Szybko okazało się, że wpadli w kolejne pułapki: niewinny żart o sąsiadce przywołał myśli o ślubie, niewinne zaproszenie na noc zasugerowało wspólne zamieszkanie, niewinne wspomnienie wyjścia do misiów koala wywołało zazdrość i temat leczenia. Callie wysłuchała uważnie pytań Stana, zwracając uwagę na jego wątpliwości, przelotną dumę z wyboru właściwej pizzy i... Choć mieszkania razem proponować nie chciała - teraz, gdy zrozumiała jak zabrzmiały jej słowa, obudziła się w niej ciekawość. Czy w ogóle rozważyłby taką propozycję? Czy odrzuciłby ją z miejsca? Czy z miejsca przyjął? Kłopotliwe dla Callie było to, że "niby z nim zerwała, a jednak". A jednak wciąż tu był. A jednak chciała trzymać go za rękę. A jednak płakała, gdy wyjechał. A jednak - nie wiedziała na czym stanęło i jak mieli iść naprzód.
- Zmiana lekarza na obcego była moją pierwszą myślą... - zdecydowała się na całkowitą szczerość, choć nie łudziła się, że Stan mógłby jej pokrętną logikę zrozumieć. - Zmieniłam zdanie, bo Dawsey, to znaczy doktor Carleton, zaproponował mi szansę - wypowiedzenie paru trudnych słów zbliżało się nieubłaganie, a Callie obawiała się, że Stan je usłyszy i spłoszy się całkiem - i w panice wyskoczy przez okno, albo wybiegnie przez drzwi nawet, i przerażony już nigdy nie wróci. - Chcę być mamą, Stan - powiedziała wreszcie. Poważnie całkiem, za to trochę smutno, bo choroba stawała na drodze jej największego marzenia. Nie myślała o tym, kto miałby być ojcem dziecka - to nie było istotne w tym momencie, istotna była jej anatomiczna możliwość zajścia w ciążę. I nie próbowała wrobić Stana w dziecko szantażem emocjonalnym. - To jest dla mnie najważniejsze. I dlatego... Trochę mi... Odbiło... - skrzywiła się nieznacznie, bo oboje już chyba zdawali sobie sprawę, że cała ta akcja z zerwaniem i unikaniem była wynikiem paniki. - ... Gdy usłyszałam w siedmiu różnych gabinetach propozycję usunięcia macicy i, prawdopodobnie, jajników i jajowodów.
Puściła dłoń Stana. Zrobiło jej się gorąco przez ten temat. Musiała wstać i to rozchodzić - zdjęła pieska z kolan i nerwowymi krokami krążyła po salonie. - Dawsey wrócił właśnie ze Szwajcarii. Tam pracował z metodą, której moglibyśmy na mnie spróbować. Jest ryzykowna, ale... - na moment przystanęła przy oknie i westchnęła, wyglądając na chodnik przed budynkiem. - Mógłby wyciąć tylko fragmenty - kawałek szyjki macicy, kawałek macicy... Zostawić wystarczająco, żebym mogła spróbować zajść w ciążę. Po leczeniu. Dlatego nie zmieniłam lekarza.
Biorąc pod uwagę to, że do tej pory w ogóle nie podjęła leczenia - Ryan powinien się cieszyć, że Callie w ogóle o leczeniu mówiła, i że w ogóle zaczęła planować zrobienie w sprawie raka czegokolwiek. Będzie musiał zazdrość przełknąć. - Możesz pójść ze mną na następną wizytę - dodała na znak całkowitej kapitulacji - nie chciała walczyć ze Stanem o udawanie, że choroba nie istnieje. Jeśli chciał uczestniczyć w tym wszystkim, Callie mogła spróbować mu na to pozwolić. Nie byłoby to dla niej łatwe, ale może coś tak "nieszkodliwego" jak wizyta u lekarza było dobrym początkiem przyzwyczajania się do jego obecności w tym obszarze jej życia.
- I miałam na myśli... - zatrzymała się, w zawahaniu, po czym niepewnym krokiem wróciła na kanapę. Usiadła bokiem przy mężczyźnie, zachowując jednak większy dystans, niż poprzednio. To wszystko było za trudne. - Chciałabym, żebyś został. Dzisiaj, jutro, pojutrze - kiedy będziesz mógł... Nie śpię od miesięcy. Kupiłam koc elektryczny - nie pomógł, kołdrę obciążeniową - nie pomogła, słuchałam playlisty z nagraniami deszczu - nic z tego. Prawie nie wychodzę z pracy bo nie chcę wracać do pustego mieszkania - nerwowo przeczesała włosy palcami. Bała się patrzeć na Stana, więc wzrok utkwiła w przestrzeni gdzieś za nim. - Potrzebuję, żebyś mnie przytulił. I wiem, że nie mogę o to prosić, bo to ja odeszłam.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Różnili się doświadczeniami w sferze związków. Stanley nie bawił się w znajomości bez zobowiązań. Jeżeli miały być przelotne, to takie właśnie były. W życiu doświadczył jednego, prawdziwego i poważnego. A skoro Carter nie zniknęła, ujmijmy to, z planu tygodnia Ryana po maksymalnie pięciu spotkaniach, to też, nawet bez nazywania, nie mogła być nikim zwyczajnym, ani pierwszy w kolejności do zapomnienia. Nie przyznawał się, ale nie od wczoraj myślał o tym wszystkim, poniekąd... przyszłościowo. Może nawet sam sobie do końca nie zdawał sprawy z tego, że tak było, ale już przed wyjazdem to sobie uświadomił. Dokładnie podczas tego okropnego miesiąca, kiedy z dnia na dzień szatynka uznała, że to nie ma sensu i było miło, ale się skończyło, nara. Nawet jeśli wyjazd nie postawił wszystkiego jasno i klarowanie, nawet jeśli powrót tego nie robił, to Stan... nie chciał znikać. Ani wtedy, kiedy go zostawiła. Ani wtedy, kiedy wyjechał. Ani tym bardziej teraz, kiedy wrócił. Fakt jest też taki, że zwyczajnie nie bardzo wiedział jak postępować z Callie... by jej nie płoszyć. Tak więc wielkie deklaracje zdawały się odpadać.
W żaden sposób nie przerażały Stanleya rozmowy o dzieciach. Może w dzisiejszej codzienności trzydziestka na karku to wciąż koleś z mlekiem pod nosem, ale jeśli chodzi o Ryana to facet zdawał sobie sprawę, że coraz bardziej mógłby o tym myśleć. Całkiem sporo wspólnego miała z tym mama, która podpytywała o te sprawy oraz młodszy brat - choć on nieświadomie. Tu wkradało się niewinne uczucie zazdrości, gdy Stan dostawał jakieś zdjęcie z rodzinnego wydarzenia, zwykłego dnia albo krótką wiadomość opowiadającą anegdotkę co tam bratanek nawyczyniał dzisiejszego popołudnia. Łapał się na tym, że cieszy się z radości brata, ale on też tak chciałby mieć. Tak więc... nie, nie ploszyła go. Rozumiał. I jedynie domyślał się, jak chujowym uczuciem musi być świadomość, że raptem, zupełnie niespodziewanie, twoje ciało chce uniemożliwić ci tak proste i wydawałoby się zwyczajnie ludzkie pragnienie na dobre...
Pierwszym odruchem Stan, kiedy Callie zabrała dłoń była chęć zatrzymania kobiety na siłę przy sobie. Zaraz później chciał zerwać się za nią, zamknąć ją w szczelnym uścisku, ale... Buddy, leniwa buła, rozwalił się na męskich kolanach, potrzebując najwyraźniej też nieco czułości. To otrzeźwiło Ryana, by nie przesadzać i pozwolić Carter na własne reakcje. Automatycznie dłoń mężczyzna powędrowała, by pogłaskać za uchem buldożka, a spojrzenie z uwagą skupiało się na roztrzęsionej kobiecie. Czekał też, w pełni skupiony, by słuchać oraz usłyszeć, co ma mu do powiedzenia. -I tylko, Dawsey - tak, słychać było niechęć już, kiedy wymawiał imię lekarza, a nawet nie widział człowieka nigdy na oczy! -jest tak światowy, by tego dokonać? Niezły zbieg okoliczności - mruknął, chcąc wierzyć, że te innowacyjne możliwości to nie żadne mydlenie oczu, by zyskać nieco czasu na... jakieś odbudowanie relacji. I że to żadna złudna nadzieja, która ostatecznie, zostałaby i tak zdeptana... -Jeżeli tego chcesz, to pójdę. Mogę siedzieć w poczekalni, a mogę być w gabinecie, gdzie chcesz. Nie musisz... Nie musisz tego robić na siłę, zdaję sobie sprawę, że to są... intymne kwestie - wyjaśnił, bo to nie tak, że kiedy dostał taką propozycję, to chciałby jakkolwiek kapitulować. Nie. Mogli nawet wymyślać całą strategię walki z rakiem, ale... To ona miała tego chcieć. Nigdy nie miał zamiaru do niczego zmuszać Callie. Nie chciał więc też, by jego popis zazdrości, tuż po powrocie, zmuszał ją do jakichkolwiek decyzji wbrew sobie.
Nie powiedział nic na wyznanie Carter. Bez słowa za to odłożył, oczywiście oburzonego, Buddy'ego na ziemię. Otrzepał dłonie z sierści, właściwie zrobił to bardziej z przyzwyczajenia. Wrócił spojrzeniem do Callie, a prawą dłoń wyciągnął do twarzy kobiety. Założył kosmyk wilgotnych włosów za ucho. Przesunął palcem po policzku. Zbliżył twarz, musnął czule czoło szatynki, a na koniec przygarnął ją do siebie w mocnym uścisku. Nie musiała o to błagać, wystarczyło, że dała znak. I był gotowy, by być. Bez zbędnych ceregieli czy przepychanek.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Tak jak uprzedziła - to było skomplikowane. Każda opcja (a było ich niewiele) wiązała się z szeregiem konsekwencji z kategorii tych nieprzyjemnych. Czasami czuła się jak pionek w partii szachów przegranej od pierwszego ruchu - z sytuacji, w jakiej się znalazła, po prostu nie było wyjścia. Każdy ruch był zły, tylko zły inaczej. Nie miała niestety zbyt dobrych pomysłów jak to Ryanowi wytłumaczyć, ale chciała przynajmniej spróbować.
Lekarze w Australii nie chcą pracować tą metodą, bo wiąże się z ryzykiem, które uważają za zbędne — odparła. Dawsey chciał to dla niej poprowadzić. W tym był wyjątkiem. — Żeby usuwanie fragmentów miało sens, trzeba mocniej… Trzeba więcej chemioterapii i radioterapii. Więc proces leczenia jest… Dużo trudniejszy — wzrokiem wciąż błądziła gdzieś po ścianie za Stanem, bo jakoś nie potrafiła nazwać rzeczy po imieniu. Tego, że będzie trzeba ją popchnąć prawie na granicę śmierci, żeby… Próbować uchronić macicę przed całkowitym usunięciem. A cały ten proces i tak nie dawał gwarancji, że się uda. Żadnej. Mogło się okazać, że i tak nic z tego. — Ryzyko, że rak za chwilę wróci, jest dużo wyższe. I ryzyko, że umrę, zanim w ogóle będę w stanie iść z kimkolwiek do łóżka, żeby spróbować zajść w ciążę.
Miał rację. To były intymne kwestie. I Callie wcale nie chciała o nich opowiadać - tylko, że chęć nie miała nigdy nadejść. Nie miał przyjść dobry moment na tę rozmowę. A jednocześnie czuła, że bez mówienia na ten temat nawet nie daje Stanowi szansy zrozumienia siebie i swoich decyzji. Musiała się przełamać i chociaż zacząć wprowadzać go w ten obszar życia.
Wyraźnie spięte ciało Callie uległo zauważalnemu rozluźnieniu pod wpływem dotyku mężczyzny. Jakby wystarczyło pogłaskać jeża po kolcach, żeby obrócił się do ciebie miękkim brzuszkiem. Callie dosłownie przylgnęła do Stana jak idealnie wycięty puzelek, wykorzystując maksymalnie okazję, którą jej stworzył. Bez pytania wcisnęła się na jego kolana; jedną ręką objęła go gdzieś w brzuchu, palcami drugiej dłoni zaś sunęła powoli po karku mężczyzny. Policzek wtuliła gdzieś pomiędzy szyją a obojczykiem Stana. I wreszcie, po tylu miesiącach, czuła się na właściwym miejscu.
Będzie gorzej, Stan. Będzie dużo gorzej, bardzo niedługo — szepnęła, pierwszy raz tego wieczoru pozwalając na to, by głos zadrżał zdradzając strach. — Co jeśli… — zadarła głowę do góry, by spojrzeć na Stana. Z wątpliwością, z obawą, których nie chciała przed nim ukrywać. — Co jeśli teraz myślisz, że tego chcesz… A później zobaczysz rzeczy, których nie da się odzobaczyć… I spanikujesz? — mimo, że pytanie przyjęło lżejszą formę, strach Callie był ciężki. I jak najbardziej poważny. — Albo jeszcze gorzej… Ja spanikuję. Znowu. Co jeśli… — zostawiła na krawędzi męskiej szczęki krótkiego całusa — Teraz chcę, żebyś ze mną poszedł. Teraz myślę, że dam radę. A później… Zmienię zdanie?

Stan Ryan
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ