echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Starał się przekonać (i Saula, i siebie), że miał wszystko pod kontrolą, że był opanowany, że wiedział dokładnie, co powinien teraz powiedzieć, że był w stu procentach przekonany o swojej racji, której miał zamiar wytrwale bronić. Tylko, że to nie była prawda. Czuł, jak jego własne, wewnętrzne postrzeganie słuszności swojego postępowania, powoli słabnie. Był zestresowany i chociaż nadal starał się udawać stoicki spokój, drobne sygnały, które przetaczały się przez jego ciało - to zbyt mocne ściskanie kubka, lekkie drżenie powieki, rozszerzone nozdrza i zaciśnięte mocno usta - zdawały się zupełnie temu przeczyć.
Patrick nie był przyjacielem. Nigdy nim nie był. Czasem udawał, że chciałby nim być, a Klaus przecież zawsze brał to, co mu oferowano, z poczucia braku innych opcji. Za to Fran z całą pewnością była przyjaciółką. Widział, jak ucieszyła się, kiedy Saul powiedział, że jest jego chłopakiem i z łatwością wyobrażał sobie, jak sfrustrowana musiała teraz być na Patricka za zepsucie wszystkim miłego wieczoru. Bo tak - wygodniej było obwiniać go za to, jak to wszystko się potoczyło; wygodniej było myśleć, że obecna napięta sytuacja z Monroem wynikała tylko z tego, że musiał wtedy wspomnieć o tej malince, wcześniej wymyślając na szybko historyjkę o ich rzekomym spotkaniu.
Ruchasz się nadal ze wszystkim, co się rusza i chce wsadzić w ciebie swojego chuja?
Zabolało. Głównie dlatego, że było prawdziwe. Napił się znowu, bo tak było łatwiej - na krótką, trwającą ledwie kilka sekund, chwilę odwrócić swoją uwagę od tej rozmowy. Nie wiedział, co miał mu na to odpowiedzieć. Powinien się bronić? Powinien kontratakować? Nie miał pojęcia, ale czuł, że powoli emocje biorą nad nim górę.
- Ty też byłeś kiedyś tym wszystkim - odparł oschle, przygryzając mocno wewnętrzną stronę policzka. Nie był agresywny, nie unosił głosu, nie pozwolił nawet wybrzmieć w nim frustracji. Starał się spłaszczyć to wszystko, co się w nim kotłowało, do możliwie najbliższego zeru stopnia. - I gdyby nie to, nawet nie bylibyśmy razem. - Pierwszy raz od tamtego dnia, kiedy to wypłynęło, pozwolił sobie wymówić to na głos. Razem. Skoro byli razem, czemu teraz czuł się tak bardzo osamotniony?
Słuchał go dalej i udawał, że to wcale nie boli. Raz pociągnął nosem, bardziej z poczucia, że musi zrobić cokolwiek niż faktycznej potrzeby. W pewnym momencie zaczął kręcić delikatnie głową. To wszystko były bzdury. Skończone, parszywe bzdury. Jak Saul w ogóle mógł tak myśleć? Jak mógł tak mówić? I to pytanie... to pytanie wytrąciło go na moment z tej stoickości, którą starał się uparcie odgrywać, bo było bezpośrednim przypomnieniem o tym, co wydarzyło się jakiś czas temu. Czy Monroe naprawdę myślał, że właśnie tego by chciał, czy to było wypowiedziane z czystej złośliwości? Najchętniej udałby, że tego wszystkiego nie słyszał, najchętniej przemilczałby to gęsto, ale czuł, że musi teraz zrobić coś, żeby to wszystko spacyfikować. Żeby przestać słyszeć te słowa. Żeby Saul zmienił temat, żeby usiadł obok niego, żeby było miło. Tak jak miało być.
- Wiesz, że to nieprawda, Saul - odparł w końcu, szukając jego wzroku. Zastanowił się chwilę, co mógł powiedzieć, żeby jakoś go ugłaskać. To nie było zdrowe rozważanie - przecież nie o to chodziło w rozmowie. Zwłaszcza, że w nim samym także wyzwoliła ona masa emocji. Ale przecież Klaus całe życie uczył się tłamszenia swoich uczuć; całe życie udowadniano mu, że w istocie nie były nic warte. - Dziękuję, że mnie przed nim obroniłeś - dodał wreszcie, decydując, że to może będzie dobry sposób - pozytywne wartościowanie, docenienie, podbicie męskiego ego? Sam nie wiedział.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Jego też to wszystko cholernie bolało. Nie wiedział już, co ma myśleć, kim tak naprawdę był dla chłopaka, czym była ich relacja. Odważył się powiedzieć, że jest z nim w związku, kosztowało go to cholernie dużo strachu, bo nie wiedział sam, czy to była prawda - ale przecież wtedy Klaus nie zaprzeczył. Fran wydawała się być zachwycona i nie była zażenowana ani zdziwiona po chwili, więc mina Klausa musiała wyrażać coś, co kazało dziewczynie myśleć, że to prawda. Że faktycznie byli ze sobą. Dlaczego więc Werner mimo wszystko, mimo ostatniej rozmowy sprzed dwunastu dni robił to nadal? Dlaczego mimo, że powiedzieli sobie wtedy, że nie będą sypiać z innymi, on nadal to robił?
- Byłem - przyznał, kiwnąwszy głową - Ty też byłeś dla mnie, ale to się szybko zmieniło. Szybko stałeś się dla mnie kimś więcej, niż tylko numerkiem na chwilę, ale nie jestem teraz pewien, czy rzeczywiście jesteśmy razem. Jesteśmy? Czy jednak po prostu jesteśmy przyjaciółmi?
Zaciągnął się znów papierosem, ale tym razem wypuścił dym nosem, w ziemię. Przesunął językiem po swoich wargach, czekając na dalsze słowa Klausa. Widział, że chłopak się zestresował, że teraz się boi - Saul nie był pewien, czy jego, czy tej sytuacji. Miał nadzieję, że jednak nie jego: że nie boi się, że Saul go uderzy, bo tego by nie zrobił. Nie bił ludzi, których kochał, choćby nie wiem jak go wkurzyli.
- Nie, Klaus - zaprzeczył szczerze - Nie wiem, że to nieprawda. Nie wiem, dlaczego wtedy powiedziałeś, że to nieważne i uniknąłeś tematu. Cholernie mnie to wtedy zabolało i uznałem, że w takim razie nie mam na co u ciebie liczyć, że jestem jednym z... tych. Że pomogłeś mi tylko z dobroci serca, a tak naprawdę nie znaczę dla ciebie nic więcej. Potem znów uwierzyłem, że jednak może coś znaczę, kiedy się spotkaliśmy ponownie, kiedy te spotkania zdarzały się coraz częściej, kiedy to do mnie przyszedłeś ze swoim problemem. Wtedy właśnie uwierzyłem, że może jednak coś dla ciebie znaczę, ale nadal nie jestem pewien, czy sobie tego nie wmawiam, bo zachowujesz się tak, że naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. I nie zmieniaj co chwilę tematu! To nie była obrona, to był mój wkurw, którego nie zdołałem opanować i nie podoba mi się to, nie powinno się wydarzyć! Nie o tym rozmawiamy!
Odetchnął i spojrzał gdzieś w bok, przestępując z nogi na nogę. Odgarnął włosy z twarzy i przesunął po niej dłonią, żeby się uspokoić. Nie chciał krzyczeć na Klausa, to też nie była rozmowa.
- Przepraszam - powiedział po chwili spokojniej - Nie powinienem też krzyczeć, ale proszę cię, nie zmieniaj tematu. Teraz nie dam się zbyć - spojrzał w jego oczy i znów się zaciągnął papierosem - Co jest między nami? Odpowiedz szczerze.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Jesteśmy. To chciał odpowiedzieć - niemal automatycznie - ale powstrzymał się, przeczekał, pozwolił mu mówić dalej. Czuł, że cała ta rozmowa nie powinna mieć miejsca. Że to powinien być ktoś inny, ale nie oni. U nich już wszystko miało być dobrze. Teraz - kiedy wiedzieli, że mogą na siebie liczyć, kiedy Klaus przełknął już jakoś tę informację o uzależnieniu, kiedy przyszedł do niego tamtej nocy, kiedy wszystko, co tylko mogło być złe, już zdążyło się wydarzyć.
A teraz coś gniotło go uparcie w klatce piersiowej, coś dusiło go i uwierało; coś - mieszanina emocji, których nie potrafił albo nie chciał dookreślić, osobliwy miks złości, sfrustrowania, lęku i bólu, i pewnie czegoś jeszcze. Ciągle w głowie huczało mu ponadto, że to zupełnie nie tak miało wyglądać. Powinien zaprosić go w inne miejsce. Powinni pójść na swoją pierwszą randkę, odkąd zostali parą, w miejsce, gdzie będą mogli być sami i cieszyć się swoją bliskością; w miejsce, w którym nie było żadnych Patricków, nerwowej atmosfery i innych ludzi, przez których - chociaż ci byli zajęci sobą - czuł się zażenowany faktem, że musieli teraz prowadzić tę rozmowę.
Kolejny wyrzut słów przytłoczył go znacząco, bo miał wrażenie, że wszystko to już słyszał. Słyszał i, tak jak teraz, nie miał pojęcia, co należało odpowiedzieć na podobne wyznania. Chciałby potrafić wyznać mu prawdę, ale czuł, że to go przerasta. Poza tym, sam do końca nie był pewien, jakie było jej brzmienie. Drgnął lekko, kiedy Saul nakazał mu przestać zmieniać temat, znowu zjechał spojrzeniem gdzieś na bok, napił się i przetarł dłonią czoło. Gryzł się w język i to dość dosłownie - wkładał masę wysiłku w to, żeby jednak nie ulec emocjom, podejść do wszystkiego na chłodno i jak najbardziej racjonalnie. Chociaż jeden z nich musiał być teraz spokojny i Klaus wtłaczał sobie do głowy, że to koniecznie musiał być on. Nie mógł pozwolić tej wymianie zdań jeszcze bardziej wymknąć się spod kontroli.
- Ja po prostu... - zaczął, ale zrobił to chyba tylko po to, żeby nie milczeć, bo zaraz zawiesił głos, blokując to, co cisnęło mu się na usta. Znowu się napił - drink kończył mu się w zatrważającym tempie. - Mam wrażenie, że już o tym mówiliśmy. Już o to pytałeś. A ja odpowiadałem. I ostatnio chyba coś ustaliliśmy, tak? Więc czemu znowu pytasz? I czemu musisz robić to tutaj? To miał być miły wieczór. - Przygryzł wargę, w końcu odstawiając drinka obok siebie, żeby sięgnąć do torby po zapalniczkę i papierośnicę. Otwierał ją drżącymi nieco rękami, choć jego głos wciąż nosił znamiona spokoju. Wyćwiczonego, nie naturalnego. W środku cały dygotał. - Pytasz tak często, że zaczynam wątpić w to czy jakkolwiek mi ufasz. Chcesz być moim chłopakiem czy nie? - Ostatnie zdanie wypowiedział już bardziej emocjonalnie, zmuszając się do tego, żeby spojrzeć mu w oczy po tym, gdy już odpalił papierosa. Chyba bał się odpowiedzi.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Popatrzył na niego z bólem w sercu; przez jego głowę przetaczało się teraz dużo emocji i myśli. Widząc jego frustrację, słysząc jego słowa, znowu zapragnął odpuścić i udawać, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. Nie chciał, żeby ten wieczór tak wyglądał - rzeczywiście mieli się bawić, miało być miło, miało być pięknie. Mieli być radośni i hasać wokół ogniska. Ale pieprzony Patrick wszystko zepsuł. Patrick i ta malina.
Ukucnął z ciężkim westchnieniem, pochylając głowę i wczepiając palce w swoje włosy. Myślał przez chwile intensywnie o tym, co właściwie powinien teraz zrobić i czy rzeczywiście odpuścić. Pociągnął nerwowo nosem, a chwilę później wreszcie spojrzał na Klausa, zaciągnął się ostatni raz papierosem, który zaraz wcisnął w trawę i przysunął się do chłopaka, chwytając go kurczowo za koszulę.
- Chcę być twoim chłopakiem - powiedział z uczuciem: już nie było w nim złości, teraz tylko strach przed tym, że Klaus go nagle zostawi, że stwierdzi, że to nie to. I żal, że mimo tamtych rozmów, mimo wszystkiego, co się stało, chłopak nadal robił to, co robił - Chcę, rozumiesz? Cholernie chcę. Chcę, żebyśmy byli razem, żebyśmy byli szczęśliwi, żebym mógł czuć się przez kogoś kochany, żebym mógł komuś w pełni zaufać. Żebym mógł temu komuś dawać moje wsparcie, kiedy tego potrzebuje i żeby ten ktoś tego wsparcia ode mnie chciał. Chcę, żebyś to ty był tym kimś. Tylko teraz znów poczułem się niepewnie po tym, jak dowiedziałem się, że mimo naszej rozmowy, mimo tego, że powiedziałeś, że nie będziesz sypiał z innymi, nadal to robisz. Nie rozumiem, dlaczego. Chcesz, żeby to tak wyglądało? Nie wystarczam ci? Chcesz takiego związku, gdzie obaj będziemy jednocześnie pieprzyć się z kim popadnie, kto akurat nam przyjdzie do głowy? Kto się nawinie? Tego potrzebujesz?
W tym momencie myślał, że nawet byłby w stanie się na to zgodzić, gdyby usłyszał, że to tak ma wyglądać i że tego właśnie Klaus pragnął. On nie, ale byłby w stanie się do tego przychylić, jeśli by usłyszał, że Werner będzie z nim, że go kocha i to do niego będzie wracał. Nie był tylko pewien, jak długo by coś takiego wytrzymał, ale z drugiej strony - bywał już w takich związkach.
I one się szybko rozpadały, a Saul chciał mieć kogoś na dłużej. Chciał się czuć bezpiecznie i być kochany. Chciał kogoś obdarować całą miłością, którą miał w sobie. I tym kimś był Klaus.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Był zmieszany tym wszystkim. Nieprzyjemną konfrontacją z Patrickiem, którego - choć znał dobrze jego usposobienie - nie podejrzewałby nigdy o urządzenie podobnej akcji, bieżącą rozmową z Saulem, na którą to nie był czas ani miejsce, spożytym alkoholem, który utrudniał mu opanowanie i racjonalne podejście do sprawy. Czuł, że nie ma teraz na to siły, choć prawdę mówiąc, ciężko byłoby stwierdzić czy kiedykolwiek uznałby, że ją ma. Liczył, że jego drobne wyskoki obędą się bez echa, miał nadzieję, że Saul jakoś to zrozumie, a wręcz był pewien, że mężczyzna nie dopuszczał do siebie w ogóle innej opcji niż taka, że nadal będą sypiać z innymi. Przecież Klaus wiedział, że on także to lubił. Czuł, że nie miał prawa mu tego zabraniać i nie rozumiał, czemu myśl o Monroe w objęciach kogoś innego napawała go takim napięciem. No i nie sądził, że Saul mógł odczuwać coś podobnego, kiedy myślał o nim; zupełnie, jakby zakodował sobie, że to jemu zawsze musiało zależeć bardziej, że to on zawsze miał jakieś nierealne wymagania z czapy, że to on musiał tłumić swoje potrzeby - bliskości, zaangażowania, zrozumienia - na rzecz cudzego komfortu. Starał się wybić z tego toku myślenia, ale niezbyt mu to wychodziło.
Poza tym krępowało go, że wokół było tyle osób. Choć zazwyczaj nie miał żadnego problemu z dzieleniem się z innymi swoją prywatą (a czasem wręcz zarzucaniem nią zgromadzonych), teraz, kiedy rozmawiali razem o czymś tak poważnym, czuł się obserwowany i wystawiony na pośmiewisko. Najpierw przez Patricka, a teraz przez Saula - choć przecież w zupełnie inny sposób, bo nie wierzył w to, że Monroe mógłby mieć w podnoszeniu tej rozmowy jakieś złe intencje. A jednak - teraz bał się odrzucenia na dwóch płaszczyznach: prywatnej i publicznej. Tamto pytanie wyrzucił z siebie kierowany frustracją i zmęczeniem, wypluwając je jak owocową pestkę, byle tylko jak najszybciej mieć je za sobą. I pytanie, i odpowiedź.
Poczuł jak dreszcz przemyka mu wzdłuż kręgosłupa, na dźwięk tego jednego słowa. Kochany. Bardzo chciał uwierzyć w to, że Saul naprawdę go kochał, ale nie potrafił. Jedyne wyznanie miłości, jakie usłyszał kiedykolwiek, padało z ust Amo i obaj wiedzieli, że wcale nie oznaczało tego w tym powszechnie uznawanym sensie. To było kocham cię pełne pocieszenia, wymawiane w intencji wzajemnego zaspokojenia swoich potrzeb. Teraz zastanawiał się czy Monroe nie podchodził do tego w taki sam sposób. I czy on sam też do tego tak nie podchodził. Bał się przyznać na głos, że go kocha. To wydawało się ostateczne i wiążące, to wydawało się w pewnym sensie ryzykowne, nawet bardziej niż oficjalne bycie ze sobą.
Chciał mu powiedzieć, że sam nie wiedział, dlaczego to robił, ale uznał, że to byłoby głupie. Lepiej było to przemilczeć. Lepiej było udawać, że te słowa w ogóle nie padły. Ale pytania, które nastąpiły za nimi, nie mógł już puścić mimo uszu. Papieros, który trzymał między palcami, dopalał się mozolnie, bo Klaus zdawał się zapomnieć o tym, że miał go w ręce. Z dotykiem Saula, przenikającym przez materiał przebrania, ze wzrokiem wbitym w jego oczy i szumem myśli, tłoczonym w głowie, starał się odnaleźć najlepszą możliwą odpowiedź.
- Tak - odparł wreszcie, ale zaraz potrząsnął głową. - Nie - poprawił, ale zaraz podrapał się w łuk brwiowy. - Nie wiem, okej? - rzucił w końcu z rezygnacją, znowu odpływając gdzieś spojrzeniem. Zaraz jednak powrócił wzrokiem do twarzy Monroe’a. - Mógłbyś, proszę, usiąść? Stresujesz mnie - odważył się powiedzieć, gdzieś między dwoma ciężkimi westchnieniami. - Po prostu... nie sądziłem, że to będzie cię - znowu się zawahał - interesować - dokończył wreszcie cicho, decydując się na szczerość. Przypomniał sobie nagle o odpalonym papierosie i zaciągnął mocno, zaraz zapijając tego bucha resztką drinka. Nie sądził, że to wyjście doprowadzi ich do takiej rozmowy.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
wzmianka o nielegalnych kontaktach seksualnych
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał Saul. To było widać (w jego poddenerwowaniu, kiedy sięgał po kolejnego papierosa), słychać ( w tym siarczystym kurwa, mrukniętym pod nosem) i czuć (w powietrzu - gęstym nie tylko od ogniskowego dymu). Nie miał się czemu dziwić - sam nie byłby zadowolony, gdyby Monroe w tej sposób odpowiadał na któreś z jego pytań, ale bał się zadeklarować; bał się składać znowu obietnice bez pokrycia (bo czym innym niż to były te słowa o niesypianiu z innymi, które wyrwały się z jego ust ostatnim razem?). I był cholernie na siebie zły, że nie potrafił powiedzieć Saulowi tego wszystkiego, co cisnęło mu się w głowie: że chciałby tak nie robić, ale nie wie czy potrafi i nie chce go znowu zawieść, i boi się, że nie da rady, i go znowu zrani, więc może lepiej będzie ustalić, że mogą być z innymi... ale nie, bo tak naprawdę wcale tego nie chce, bo chce, żeby Monroe był z nim, tylko i wyłącznie, i kiedy wyobraża go sobie z innymi osobami, to frustruje się automatycznie. To by było lepsze. Głupie, ale może Monroe by to zrozumiał. Wszystko tak naprawdę zabrzmiałoby bardziej odpowiednio niż to głupie nie wiem.
- Możemy z tym... poczekać trochę? I - nie wiem - sprawdzić, na przykład? - zaryzykował w końcu, nie chcąc pozostawiać znowu tej kwestii niedopowiedzianej. Mógłby spróbować się spiąć, tak. Mógłby spróbować nauczyć się mówić nie. Mógłby spróbować nie uśmiechać się w ten sposób, nie sięgać rękami tam, gdzie nie wypada, nie rozchylać ust w sensualny sposób. Mógłby spróbować. Ale tak cholernie bał się porażki, że wolał nie deklarować więcej już niczego. Jak by to wyglądało, gdyby znowu coś naobiecywał, a na drugi dzień wskoczył komuś do łóżka? Nie chciał robić Saulowi krzywdy, a nagle uświadomił sobie, że czymś podobnym faktycznie mógł to robić. I nie chciał też, żeby Monroe naprawdę myślał przez to, że jest nieważny. - Saul? - zagadnął jeszcze, szukając jego wzroku, kiedy mężczyzna już usadowił się obok. - Naprawdę jesteś dla mnie ważny. Przepraszam, jeśli... - Źle. - Przepraszam, że zrobiłem coś, co sprawiło ci przykrość.
Miał ochotę go przytulić albo chociaż przysunąć się bliżej, ale nie wiedział czy było mu wolno. W odruchu przechylił znowu kubek po drinku, ale zorientował się zaraz gorzko, że w środku nie było już alkoholu. Spojrzał na Monroe’a, spojrzał na ten kawałek plastiku dzierżony w dłoni, westchnął i - dopaliwszy papierosa - podniósł się z ławki. Rzucił szybko, że idzie po drinki, nawet nie spytawszy czy Saul też chciał. Z góry założył, że tak. Starał się uwinąć z tym jakoś szybko, ale do stoiska była taka kolejka, że przez chwilę wahał się czy po prostu nie wrócić na miejsce i nie otworzyć tego przytarganego ze sobą wina. Co jakiś czas wracał spojrzeniem do Monroe’a, którego sylwetka widniała gdzieś w oddali i, trochę smutno, ale nadal, uśmiechał się do niego, choć nie mógł być pewny czy mężczyzna w ogóle to widzi. W międzyczasie starał się nakręcić na nowo na pozytywny humor, z którym dotarł na imprezę. Nie o to chodziło, żeby siedzieli teraz przybici. Ćwiczył uśmiechanie się do barmana, ale zaraz strofował się w myślach, że przecież miał przestać to robić; miał przestać tak wydziwiać. Zapał na nowo mu opadł; odebrał drinki z kamienną miną.
Wrócił na ławkę, starając się wyglądać wesoło, zupełnie jakby liczył na to, że ta krótka przerwa w rozmowie jakoś ich ocuci. Postawił jego drinka obok Saula, a drugiego obok siebie. Sięgnął po jednego z papierosów z ułożonej przez Monroe’a pomiędzy nimi paczki. Odpalił go. Już miał zarzucić czymś lekkim: może zaproponować taniec albo wysnuć kolejną opowieść o tym, co robił w poprzednich dniach (z wycięciem wszystkich kontaktów seksualnych, których się dopuścił), ale zdążył to zrobić, Saul odezwał się znowu, swoimi słowami ściągając go na ziemię.
HIV. Jeszcze przez chwilę uśmiechał się nadal, jakby zapomniał zmienić mimiki, ale w końcu dotarł do niego sens tych słów. H I V. Już się nie uśmiechał. Oddech na moment zablokował mu się w piersi; musiał przypomnieć sobie, jak należało go zaczerpywać i wypuszczać. Zamrugał kilkukrotnie, znowu upijając kolejny łyk z kubeczka. Zauważył, że trzęsły mu się ręce. Nie, Klaus. Nie, to nie był na to moment. Zarażony. Nie, wcale nie. Mogę być. Nie, nie, nie. Więc ty też możesz.
Zdębiał na moment, ale zaraz przełknął ślinę, odstawił drinka, wziął głęboki wdech i położył dłoń, w której nie trzymał papierosa, na jego policzku. Spojrzał mu w oczy, siląc się na to, żeby nie wyglądać, jakby był zestresowany.
- Ty nie masz - powiedział po prostu: powoli, dokładnie wymawiając każdą literkę. Chwilę później otoczył jego głowę ramieniem i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, uważając, żeby nie przypalić go papierosem. Oddychał płytko, centralnie nad jego uchem. - Nie masz - powtórzył, zupełnie, jakby wierzył w to, że jeśli powie to na głos dostateczną ilość razy, to stanie się prawdą.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
szkodliwe stereotypy, toksyczna męskość, szowinizm
Nie odpowiedział wtedy na słowa Klausa, bo ten zerwał się zbyt szybko, żeby dać czas Saulowi na jego spowolnione w tym momencie reakcje, więc Monroe został sam z tymi słowami, z tymi przeprosinami i wyznaniem, że jest ważny dla chłopaka. I z tym pieprzonym sprawdzaniem... Tak, mogli sprawdzić, ale co właściwie? Czy wytrzymają bez ruchania się po kątach? Saul podejrzewał, że wytrzyma, skoro już teraz nie bardzo miał ochotę sypiać z kimkolwiek innym, ale Klaus miał z tym wyraźny problem.
A może on był seksoholikiem...? Może trzeba by z nim pójść na jakąś terapię...?
Tak, terapia. Terapia to coś, co by się i jemu samemu przydało, tylko nie miał siły, żeby tam iść, żeby komuś obcemu zwierzać się ze swoich problemów. Poza tym był facetem, miał być silny! Ojciec mu to wiecznie powtarzał. Facet sam sobie radzi ze swoimi problemami, a nie gada o nich wszystkim - tak robią baby, a Saul i jego bracia przecież nie są babami. Mają wziąć się w garść i sobie poradzić. Poza tym Saul bał się, że terapia by nic nie dała, że jeszcze bardziej mogłaby go skrzywdzić i tyle by z tego wyszło.
Poradzą sobie jakoś z Klausem. Razem. Dadzą radę. Nie potrzebują do tego nikogo innego.
Popatrzył wreszcie na Klausa, gdy ten już wrócił i położył mu dłoń na policzku. Teraz jego serce zabiło mocniej - chyba jednocześnie ze strachu i z wdzięczności, że Werner nie zaczął teraz się na niego wściekać, że go nie odepchnął, że nie uciekał. Ale może jeszcze ucieknie? Tylko nie w tym momencie?
Pozwolił się przytulić i wtedy usłyszał jego serce, bijące szybko, płytki oddech i poczuł spięcie jego mięśni. Wystraszył się. Nic dziwnego: właśnie usłyszał, że jego chłopak może być zakażony HIV; Saul też by się wystraszył - ale kiedy dotyczyło to jego samego, to było jakoś... łatwiej. Mógł się bać tylko o siebie i w tym momencie z jakiegoś powodu się nie bał. Być może już się tym dostatecznie stresował przez tych kilka dni od rozmowy z Amalią, a może to faktycznie przez to, że przed chwilą targały nim silne emocje.
- Myśmy się zawsze zabezpieczali, prawda? - zapytał cicho, wciąż wtulony w jego klatkę piersiową. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy faktycznie zawsze zakładał gumkę, czy raz albo dwa to olał. Miał nadzieję, że nie, bo nie wybaczyłby sobie, gdyby był zakażony i przeniósł to na Klausa.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Wiedział, że ma problem. Podświadomie, podskórnie. Wiedział, że to nie było normalne - oddawać się ludziom w takiej częstotliwości, z taką żarliwością, a czasem wręcz bez zapału: dla zwykłego odhaczenia, momentami wręcz biernie i bez zaangażowania, byle tylko poczuć czyjś dotyk na swojej skórze, czyjąś obecność wewnątrz siebie, czyjś oddech przy swoim uchu i spełnienie - cudze, własne - wyrażone w ramach zwykłej reakcji organizmu, bez ekscytacji, w głuchocie i znieczulicy. Wiedział, ale nie przyznałby tego na głos, uznając to za upodlające i wstydliwe; nie myślał o tych stosunkach, które nie niosły z sobą żadnej satysfakcji, skupiał się na tych realnie przynoszących ze sobą jakąś radość, jakieś kruche poczucie bycia potrzebnym, wartościowym, dobrym chociaż w tak fizycznej i prostej czynności, jaką był seks.
Teraz, przez słowa Saula, ogarnął bo lęk. Nie był mistrzem w zabezpieczaniu się, nie był mistrzem rozważności i chociaż czasem nawiedzały go myśli o tym, że faktycznie mógł przy okazji złapać coś innego niż tę zasraną rzeżączkę czy chlamydię, odsuwał ją gdzieś daleko w umyśle. Nie chciał się badać - bał się, co mógłby zobaczyć, co mogłoby się okazać. Wmawiał sobie, że przecież czuł się dobrze, że jego skóry nie zdobiły żadne z tych przerażających, ciemnych wykwitów, których naoglądał się filmach, że gdyby to miał, to wiedziałby na pewno. A on nic nie czuł. Nic go nie niepokoiło. Zawsze był podatny na wszelkiego rodzaju infekcje, zawsze długimi tygodniami zbijał zwykłe przeziębienie, to nie było żadną nowością. Nie na tyle, żeby choćby pojawiło się w jego umyśle jako coś potencjalnie martwiącego.
W tym momencie nie martwił się nawet o siebie. Martwił się o Saula. Zastanawiał się uparcie nad tym czy zauważył u Monroe’a jakieś niepokojące znaki, ale doszedł szybko do wniosku, że nie. Przecież to, że ktoś, z kim sypiał, okazał się zarażony, nie musiał od razu oznaczać, że on też to miał, tak? Klaus karmił się tą myślą, próbował zbić nią wszystkie te obawy, które kłębiły się w jego głowie. Pozwalał mu wtulać się w siebie, gładził go delikatnie po głowie i po plecach, aż w końcu do jego uszu dotarło to jedno pytanie, nad którym się zawahał. Nie, Saul. Pamiętał dobrze ten cholerny jeden raz, choć byli mocno porobieni i naćpani. Pamiętał, że Monroe chciał wyjąć gumkę, ale on wtedy powiedział, że ma alergię na lateks i nie wziął ze sobą swoich. Pamiętał, że śmiali się z tego, choć nie było w tym nic zabawnego. Ale nie dziwił się, że mężczyzna wyparł to z pamięci. Może faktycznie nie był tego świadomy?
- Tak, Saul - skłamał więc, nie chcąc stresować go dodatkowo i wiedział, że robi źle, ale nie miał zamiaru dolewać oliwy do ognia. Monroe był już wystarczająco spięty. Nie było sensu w dalszym denerwowaniu go. Zresztą - to i tak już się stało, tak? Rozgrzebywanie tego teraz było zupełnie zbędne, z takiego wniosku wyszedł Werner. - Ale to i tak nie ma znaczenia, bo ty tego nie masz - dodał uparcie i z pewnością w głosie. Wolał go uspokoić, wolał odciągnąć jego myśli od tego tematu, ale zanim to zrobił, musiał spytać jeszcze o jedną rzecz. - A jak ty się czujesz? W sensie... czujesz, że coś może być nie tak? - Obawiał się nieco odpowiedzi na to pytanie, ale czułby się źle, gdyby go nie zadał. Oczywiście, że uważał, że Saul powinien się przebadać, nie był skończonym kretynem, ale miał nadzieję, że to będzie istna formalność; coś, co ich obu uspokoi. - Mogę pójść z tobą, jeśli chcesz. Jeśli będzie ci raźniej. Na testy - zaoferował w końcu z lekkim ociąganiem, ale uznał, że gdyby sam był w takiej sytuacji, wolałby mieć kogoś przy swoim boku.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Zabezpieczali się, zawsze. To dobrze, przynajmniej nie było ryzyka, że jeśli Saul to miał, to nie przekazał Klausowi - chociaż wcale nie był pewien, czy faktycznie zawsze używali gumek: pamiętał, że chłopak jest uczulony na lateks, dlatego zawsze jak do niego przychodził, to miał ze sobą takie bezlateksowe gumki, ale w jaki sposób się tego dowiedział...? Nie pamiętał, ale chyba wolał nie drążyć tematu: Klaus zapewnił go, że zawsze się zabezpieczali, więc wszystko było w porządku. Przecież Klaus by go nie okłamał...
Nie, akurat w to teraz nie wierzył, ale naprawdę wolał nie drążyć tematu, bo nie było po co - zrobi test i wtedy się okaże, czy w ogóle jest się czym martwić, a teraz nie ma to sensu. I tak nie miał wpływu na to, czy wyjdzie pozytywny, czy nie. Już teraz nie miał wpływu: musiał tylko od tej pory bardziej uważać, zawsze pamiętać o gumkach, żądać ich i absolutnie nie zgadzać się na seks bez zabezpieczenia. Szkoda, że wcześniej tego nie pilnował tak bardzo i się nie badał zbyt często - zdarzyło mu się to chyba tylko z raz czy dwa: stanowczo zbyt rzadko i zbyt dawno temu.
Wyprostował się, wciągając ze świstem powietrze do płuc i spojrzał na Klausa, uśmiechając się smutno. Zastanowił się nad swoim zdrowiem, nad tym, że coś coraz częściej łapał jakieś infekcje, które go coraz mocniej trzymały, miewał problemy żołądkowe...
- Czuję się okej - powiedział uznając, że nie warto stresować ani siebie, ani Klausa. Nie ma co gdybać, zanim nie zobaczą wyników testu - Ucieszę się, jeśli ze mną pójdziesz i... może też przy okazji zrobisz test? To obaj będziemy spokojni, że nic nam nie jest.
Zastanawiał się, czy zaraz nie oberwie, ale miał nadzieję, że nie - to było ważne, żeby obaj się przebadali, skoro już i tak razem pójdą.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Czuł się okej. Klaus odetchnął z ulgą. W takim razie wszystko musiało być dobrze. Poczuł nagle, że chyba przejął się tym do przesady. Nie było żadnego, żeby teraz panikować. On sam w tej sytuacji powinien reprezentować stoicki spokój, dawać wsparcie. Możliwe jednak, że nadal targały nim emocje po Patricku, jego gorzkich słowach, tej kurwie rzuconej na odchodne, zażenowaniu Fran, wzburzeniu Saula i ich późniejszej rozmowie. Zdecydowanie to nie tak miało wyglądać. Klaus liczył, że to wyjście bardziej będzie przypominało randkę. Między ludźmi, jasne, ale wciąż - przede wszystkim - razem. Teraz nie miał już nawet ochoty tańczyć, a w każdym razie nie tutaj. Teraz nie miał ochoty odzywać się do nowych osób i poznawać kolejnych twarzy. Teraz nie miał ochoty brylować w towarzystwie z obawy, jak to jego brylowanie mogłoby się skończyć. Jeszcze mocniej odżyła w nim za to potrzeba, żeby być z Saulem, przy Saulu i dla Saula. Nawet jeśli ten niewygodny temat nie chciał im odpuścić.
- Mogę, jasne - zgodził się cicho, siląc się na to, żeby to zabrzmiało naturalnie, nonszalancko i niewymuszenie; zupełnie jakby w gruncie rzeczy nie robiło mu to żadnej różnicy. Tak naprawdę robiło. Ogromną. Spanikował lekko, ale nie dał tego po sobie poznać. Z zewnątrz wydawało się, że w istocie było mu wszystko jedno czy pójdzie tam dla towarzystwa, czy też się przebada. Choć przecież wolał nie wiedzieć; tak cholernie wolał nie wiedział. Czuł, że w jakimś sensie był to winien Saulowi - za te wszystkie noce spędzone w innych ramionach, wszystkie malinki i siniaki pozostawione przez obce usta oraz palce, każde drobne spięcie wywołane tego wieczora przez jego zachowanie. Wiedział, że musiał to wszystko przemyśleć, jakoś przewartościować. I może wtedy byłby w stanie nim na poważnie o tym pomówić? W tym momencie nie czuł się gotowy na żadną rozmowę; każda próba podjęcia jej ze strony Monroe’a kończyła się u niego poczuciem frustracji i bezsilności. Nie znał odpowiedzi na większość stawianych przez mężczyznę pytań, a jeśli już jakieś znał - zbyt bał się wypowiedzieć je na głos.
Odsunął się od niego nieco, żeby delikatnie chwycić jego policzki w ręce (niedopałka papierosa pozbył się już chwilę wcześniej) i pocałować go lekko wprost w usta. Potrzebował teraz jego bliskości, chyba bardziej niż powietrza. Uśmiechnął się subtelnie, w końcu jedną z dłoni sięgając po swojego drinka, a drugą zsuwając wzdłuż jego ramienia aż do dłoni, którą ujął ostrożnie, żeby zaraz pogładzić jej wierzch kciukiem. Upił kolejnego łyka z kubeczka i w tym momencie poczuł, że ma zdecydowanie dość tego taniego, rozcieńczonego alkoholu. Spojrzał w oczy Monroe’a i - po krótkiej chwili milczenia - odezwał się znowu.
- Wiesz, miałem trochę inny plan na ten wieczór - wyznał, wciąż uśmiechając się pokrzepiająco i trzymając go za rękę. - Myślałem, że będzie bardziej... romantycznie. Że pobawimy się tu razem, potańczymy, a później pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy mogli być sami - kontynuował powoli i niespiesznie, starając się przebić przez dudniącą wokół muzykę i wszechobecny gwar. - Nie sądziłem, że to się tak skończy - dodał, zaśmiawszy się krótko i jakby nieco sztucznie, ale zaraz odchrząknął i wyprostował się nieco, odstawiając kubek z niedopitym drinkiem obok siebie. - Ale wiesz, jeszcze możemy to naprawić. Możemy, na przykład, pójść stąd gdzieś - tylko ty i ja - i spędzić trochę czasu tylko we dwóch? Jak na prawdziwej randce. - Oczy zaświeciły mu się lekko, kiedy wymawiał ostatnie słowo, bo do tej pory go unikał, choć nie było w nim niczego gorszącego, nie było w nim żadnego kłamstwa. Chciał zaprosić swojego chłopaka na randkę, a ta do tej pory była jednym wielkim fiaskiem. Trzeba było ratować sytuację, dopóki mieli co zbierać.
Wkrótce potem zaczęli się zbierać. Klaus trzy razy sprawdził cały teren dookoła, upewniając się, że niczego nie zapomnieli. Ze specionymi razem palcami, oddalali się stopniowo od imprezy i Wernerowi nawet nie było przykro, że nie miał okazji potańczyć ani się wyszaleć. To nie miało znaczenia, skoro czekało go dalsze spędzanie czasu w towarzystwie Saula.
- Nie znam za bardzo tych okolic, musisz wybrać nam miejsce. Wziąłem koc - zakomunikował jeszcze, przytulając się na krótką chwilę do jego boku, jednocześnie na moment hamując ich marsz. Zaraz jednak ruszyli dalej, zdeterminowani, aby oddalić się od tego zbiegowiska. - No i wino. Wino też mam - dodał z uśmiechem, choć był pewien, że Saul już zdążył to zauważyć. Saul zauważał wiele rzeczy - Klaus powoli oswajał się z tą myślą.
k o n i e c
Saul Monroe
ODPOWIEDZ