chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Powiedz mi co lubisz
Trochę zaczepnie a trochę prowokacyjnie musnęła wargami te drugie, po czym wzrok uniosła na jasne oczy. Od zawsze lubiła w nie patrzeć. W głębi tej konkretnej błękitnej toni widziała siebie. Sposób w jaki się w nich odbijała był nie do opisania. Czuła zarazem ekscytację i swoistą melancholię, która przyciągała swym ciepłem. To, że miała je teraz tak blisko dodatkowo pobudzało a dreszcze prowokowały coraz to nowsze doznania.
Jak miałaby się teraz oprzeć? Jak powiedzieć – stop – nakazywany przez rozsądek, żeby nie wpakować Strand w rozwodowe kłopoty?
Nie dało się.
Nie po paru dniach rozłąki, którą wyjątkowo mocno odczuła. Momentem zwrotnym okazała się wspólnie spędzona noc i cały dzień, podczas którego doświadczyła zupełnie innego wydania Beverly. Nadal miała wiele do odkrycia, czego po tamtym dniu zapragnęła jeszcze bardziej.
Jedną dłoń przesunęła z ramienia na plecy czując jak przyjemnie miękkie i delikatnie wargi znaczą jej skórę.
Wzięła głęboki wdech starając się przywołać do porządku aby tych wszystkich słów, które miała do powiedzenia, nie wypowiedzieć po włosku. W tak przyjemnych warunkach to było trudne.
- Myślę o twoim ciele na moim – wyszeptała podobnie jak Strand w ramach wzajemnej tajemnicy, którą zaczynały dzielić. – O tym, jak zdejmuje z ciebie ubrania i wbijam paznokcie w twoje cudowne pośladki. O nocy spędzonej tuż przy tobie i.. – Zrobiła krótką pauzę, bo wiedziała z czym to wszystko by się wiązało. O czym fantazjowała a co wymagało jednej niekomfortowej rzeczy. – .. o swoim wstydzie. – Odczekała chwilę spodziewając się natychmiastowego napotkania na niebieskie oczy. Nagle pocałunki, które czuła na szyi i ramieniu zniknęły, ale sama tego chciała. Sama wymusiła konfrontację nadal jednak pozostawiając tę chwilę intymną. Wciąż stały blisko siebie, dłonie ulokowały na drugim ciele a słowa Margo wypowiadała cicho. – Nigdy jej nie widziałaś. – Na krótką chwilę spojrzała w dół, bo mówiła o czymś, czego przez ex żonę cholernie się wstydziła. – Mojej blizny – sprecyzowała starając się wrócić brązowymi oczami do tych jaśniejszych. – Nie jest kusząca ani przyjemna w dotyku. – Jej figura miała skazę. Miejsce chętnie obserwowane przez innych, bo plecy tuż nad pośladkami i bok podkreślający talię nie były przyjemne dla oka. Wiedziała o tym. Od wypadku w Palermo minęły cztery lata a ona nadal nie założyła dwuczęściowego kostiumu kąpielowego, w którym kiedyś chodziła bardzo chętnie (zwłaszcza jako reprezentantka ciepłego kraju).
Bała się pokazać Beverly swoją bliznę. Nie był to strach przeraźliwy a bardziej z rodzaju tych podobnych podczas wyoutowania się. Tak zwane wyjście z szafy nigdy nie było przyjemne i choć człowiek z tyłu swej głowy wiedział, że dana osoba zareaguje dobrze, to i tak czuł strach. To była wyuczona obawa związana głównie z ogólną niechęcią społeczeństwa. Hejtowe marsze, wyzwiska, machanie maczetami i bicie pięściami to pierwsze co przychodziło na myśl osobie homoseksualnej żyjącej w nietolerancyjnym kraju.
Tym krajem, w aktualnym momencie, była Margo a raczej wbite do jej głowy przekonanie, że posiadana blizna była czymś złym. Mowa tu aż o czterech latach ukrywania się, więc nic dziwnego, że czuła strach przed ujawnieniem się.
Przegryzła dolną wargę ani na chwilę nie myśląc o tym, żeby się odsunąć. Nie chodziło jej o zniszczenie chwili, ale jeśli w przypływie chwili zaczęłyby ściągać z siebie ubrania, to Margo miałaby opór przed zdjęciem bluzki nie mówiąc już o dotyku. Wiedziała, że bezwiednie odsunęłaby rękę Beverly albo dosłownie klepnęłaby ją po łapach za co potem by przepraszała.
Tak długo się ukrywała, że ciężko byłoby jej tak po prostu, w spontanicznej chwili intymności, wyjść ze swej skorupy.
A chciałaby.
Mogłaby spróbować, ale musiałoby to być kontrolowane i spokojne zwłaszcza, że blizna z Palermo to nie tylko kawałek oszpeconego ciała a ogrom wspomnień i trauma, której Beverly sama sporo doświadczyła w swoim życiu. Po jednej takiej miała pamiątkę w formie blizny na ramieniu, którą Bertinelli osobiście zszywała.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Zareagowała delikatnym uśmiechem na drobne muśniecie warg, wyłapując po chwili spokojne spojrzenie, którym uraczyła ją Margo. Mogłaby spoglądać na nią godzinami, aż wzrok zlałby się w jeden punkt, przyciągnięty znajomą, niezwykle silną energią. To ona przekonała ją do rozwinięcia pocałunków; oznaczenia ramienia i szyi, przed czym zdecydowanie zbyt długo się wzbraniała. Te wszystkie gesty nie musiały prowadzić do niczego dosłownego, ale mogłyby. Chociaż Beverly nie zawsze czuła się pewnie w sferze seksualności, Margo sprawiała, że pewne obawy ulatywały, zastępowane oczarowaniem, pobudzeniem oraz dreszczem ekscytacji. Nawet, jeśli w czymś by się zagubiła lub zawahała, nie zostałaby skrytykowana. Były dla siebie wyrozumiałe i cierpliwe. Tak, jak powinno to działać w zdrowej relacji.
Powoli osunęła usta od kuszącego ciała, słysząc o nazwanym wprost wstydzie. Chciała napomknąć, że Margo nie miała czym się martwić, bo przecież cała wyglądała przepięknie. Nie zamierzała jednak bagatelizować emocji Bertinelli, dlatego pozwoliła jej mówić, przesuwając dłonie z powrotem na wysokość talii. Pochyliła się, aby złożyć na skroni kobiety powolny, uspokajający pocałunek. Chciała jej przekazać tym samym, że nie ważne, jak bardzo niezgrabna wydałaby się blizna, nie zmieniała niczego w całokształcie ich więzi. Sama Bev prezentowała się przy końcówce pobytu w Syrii, jak siedem nieszczęść, z licznymi ranami i czerwonym okiem, nadającym upiornego wyglądu. To nie wystarczyło, aby odwieść Margo od dwóch, pożegnalnych pocałunków, do których Strand z chęcią wracała.
- W którym miejscu? - zapytała łagodnie, czekając na konsultację z brązowymi tęczówkami. Chciała w nie zerkać, aby uświadamiać Margo w swoim delikatnym podejściu do całej sytuacji.
Wyczuła wcześniej lekko chropowatą strukturę przez materiał ubrania, ale nie przykuła do tego większej uwagi. Czuła, że jeśli Bertinelli tylko zapragnie, powie o tym coś więcej. Długo nie musiała czekać.
- Tutaj? - powoli przesunęła opuszkiem po materiale bluzki wzdłuż linii spodni, z tyłu pleców. Obserwowała reakcje Włoszki, nie chcąc wykonywać żadnych, nieprzemyślanych ruchów. Zamierzała zadbać o jej komfort, bez natarczywego pakowania dłoni pod ubranie. Chciała wpierw oswoić kobietę z nowym dotykiem w tym miejscu, co ułatwić powinien mały manewr.
- Mogę? - raz jeszcze skonsultowała się z oczami, od których nie odrywała spojrzenia. Pozwalała Margo na zerkanie w dół i z w powrotem, z wolna chwytając za jej dłoń, ułożoną na własnym ramieniu. Powoli wplotła w nią swoje palce, sugerując tym samym, aby poprowadziła ją na plecy, pod materiał bluzki.
- Nie musimy się śpieszyć - zapewniła, gdyby Bertinelli potrzebowała nieco więcej czasu. Nie wszystkie kroki musiały wykonywać natychmiast. Ich dłonie idealnie do siebie pasowały; reagowały wzajemnie, jakby kiedyś stanowiły jedno ciało, co mogło ułatwić cały proces wdrażania kolejnych elementów bliskości.
Chciała dotknąć jej skóry, zakrytej przez materiał, a później poprowadzić nieco bliżej krawędzi opisanej blizny, stanowiącej pozostałość po zdarzeniu, zostawiającym podobne, niewidzialne rysy na psychice. Mogła się z tym utożsamić. Największą bliznę nosiła na lewym ramieniu i chociaż była zaledwie cienką, jasną linią, również łączyła się z bolesnymi wspomnieniami. Takimi, w których ukojeniu pomogła jej osoba, zaszywająca ciętą ranę, odniesioną podczas akcji ratunkowej, w Syrii. Ta, na którą właśnie patrzyła i której poświęcała całą swoją uwagę.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? - dopytała cicho, nie odsuwając się ani trochę od Margo.
Ten mały przerywnik wcale nie musiał oznaczać końca ich intymnej chwili. Zrozumiałaby również, gdyby Bertinelli wolała milczeć. To niczego nie zmieniało. Nawet, jeśli nie doczekałaby się pełnego opisu wypadku, pozostałaby w tej samej pozycji, słuchając potrzeb drugiego ciała. Znów ucałowała ją delikatnie w kącik ust, powoli wypuszczając powietrze zebrane w płucach.
Powoli sięgnęła palcami nieco dalej, gotowa w każdej chwili je cofnąć, jeśli dostanie taki sygnał.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- W dole pleców i na lewym boku – przyznała cicho, na ułamek sekundy opuszczając wzrok. Przez ostatnie lata bardzo szczelnie się ubierała. Nie nosiła już kusych koszulek ani takich, które mogłyby się podwinąć. Do jej garderoby trafiły dłuższe bluzki oraz koszule, które zawdzięczała nowej oversizowej modzie. Dzięki niej nie wyglądała dziwnie i nikt się nie czepiał, że chodziła w czymś przydużym, bo od pewnego czasu to było na czasie tak samo jak spodnie z wysokim stanem, za które również mogła dziękować światowi mody.
Kiwnęła głową i momentalnie się spięła. Wcześniej czując dotyk przez bluzkę, nie przejmowała się nim, ale teraz gdy wiedziała, że obie skupiały się na bliźnie cały komfort zniknął. Materiał już jej nie chronił, bo Beverly dobrze wiedziała, czego miała szukać i co wyczuć.
Tym razem uniosła wzrok do góry zanim znów spojrzała w jasne oczy. Potrzebowała tych drobnych chwil na zebranie myśli oraz uspokojenie irracjonalnego lęku, którego podstawy były głębokie i zakorzeniały się przez cztery lata.
- Boję się, że dam ci po łapach. – Postarała się o mały żart i bardzo delikatnie uniosła kąciki warg. Mówiła jednak prawdę uprzedzając, że taką mogła mieć reakcję. Była ona mocno wyuczona jak zabieranie dłoni przed czymś bolesnym, uchylanie się przed ciosem albo zamykanie oczu przed mocnym światłem.
Powoli poprowadziła dłoń Beverly od prawej strony pleców i pozwoliła jej wsunąć palce pod koszulkę. Cały czas swoją rękę trzymała blisko zahaczając o przedramię kobiety, której palce zbliżały się do linii kręgosłupa. Tuż za nią była blizna częściowo tylko skryta pod spodniami. Jej początek na dole zaczynał się od linii kremowych fig a końcowa nierówna granica sięgała do ostatniego żebra. Długość tej okropnej maszkary była prawie proporcjonalna do wysokości ciągnąc się aż na lewy bok, który również oszpeciła chropowata struktura.
Nie chciała teraz opowiadać o wypadku. O tym co się stało, jak się czuła po wybudzeniu i czyich twarzy już nie zobaczy. Nie czuła oporów przed podzieleniem się tą historią, ale w ich aktualnej intymnej strefie pewniej czułaby się mówiąc o samej bliźnie niż o historii z nią związanej. Mogłaby podejść do tego bardziej lekarsko niż osobiście.
Nim jednak to się stało poczuła dalszy ruch dłoni Beverly i jak na zawołanie ręką, którą wciąż trzymała blisko, złapała za jej przedramię i odciągnęła. Szybko jednak poluzowała uścisk i rozłożyła ręce na znak, że była bezradna.
- Scusa. – Przepraszająco i ze smutkiem spojrzała na Strand. Wzięła głęboki wdech cały czas swe ręce trzymając rozłożone na boki. Jedynym sposobem aby jako tako powstrzymać się od reakcji było ponowne objęcie kobiety wokół szyi. – Już nie będę – zapewniła, że się postara jednocześnie dając Beverly zgodę na ponowienie próby. Sama schowała twarz między własnym ramieniem (wciąż obejmując towarzyszkę) a jasną szyją, którą łaskotała oddechem. – Czuję jak się do niej zbliżasz i to jest przyjemne. – Mieć wreszcie na sobie ręce Strand. – Tylko, że zaraz twoja dłoń wpadnie w otchłań. Ogień zdegradował zakończenia nerwowe. Nic nie czuje. - Tamto miejsce było puste. Mogła co najwyżej je dotknąć poczuć jej strukturę na palcach, ale dotyk dłoni byłby na plecach niewyczuwalny. To jak podczas odrętwienia; człowiek wiedział, że coś powinien poczuć, ale nic z tego.
Wiedziała, że Strand przesunęła dłoń dalej, ale nie miała pojęcia w jaki sposób układała palce i czy z przestrachu nie oderwała ich od nieprzyjemnej w dotyku skóry. Sama Margo niekontrolowanie wzmocniła uścisk nie tylko broniąc się przed daniem kobiecie po łapach, ale również po to aby ją przy sobie zatrzymać (w razie gdyby chciała uciec).
Uniosła głowę wreszcie przestając chować twarz i spojrzała w jasne oczy, które wciąż tutaj były.
- Jest duża. – Już w Syrii Bertinelli powiedziała, że miała bliznę, ale nigdy jej nie opisała ani nie zagłębiała się w szczegóły powstania. Była bo była i tak starała się ją traktować, ale ciężko zignorować coś, co właśnie miało być poddane ocenie. Zakładała, że Strand mogła myśleć o czymś mniejszym, co aż tak bardzo nie szpeciło skóry. Było jednak inaczej. Blizna wyglądała okropnie i brzydko, co wcale nie musiało oznaczać, że Margo w całym swym całokształcie również taka była. Łatwiej jednak ukrywać brzydotę, gdy nikt o niej nie wie i nie widzi.
Beverly właśnie ją poczuła i o ile zechce, mogłaby też zobaczyć.
- Pocałujesz mnie? - poprosiła, jakby tylko to mogło dać jej zapewnienie, że wszystko było w porządku.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Pamiętała, jak w Syrii Margo wspomniała o bliźnie, najpewniej krytykowanej przez ówczesną małżonkę. Zarówno wtedy, jak i teraz nie była w stanie zrozumieć zachowania kobiety. Jeśli kogoś szczerze się kochało, stawiało się jego komfort na pierwszym miejscu. Nie wyobrażała sobie poniżania, krytykowania ukochanej osoby, ze względu na pozostałość po wypadku/traumatycznym zdarzeniu. Takie podejście było jedną, wielką czerwoną flagą, której być może Bertinelli nie chciała dostrzec, ze względu na uczucia, łączące ją z kobietą. Tessa na nią nie zasługiwała. Możliwe, że od początku tak było, czego Margo nie chciała dopuścić do świadomości.
Była w stanie przeżyć ewentualne szturchnięcie, związane z podświadomym odruchem. Liczyła się ze wszelkimi, gwałtownymi reakcjami, w ciszy przesuwając opuszki po miękkiej skórze, w stronę lewego boku. Gdy doczekała się przemieszczenia dłoni za sprawą Margo, pozwoliła jej na to, bez szarpania czy używania nawet odrobiny siły fizycznej. To Bertinelli miała pełną kontrolę nad procesem czego nie zamierzała zmieniać z własnej inicjatywy.
- Spokojnie - odezwała się cicho, słysząc przepraszający ton. Nic się nie stało. Odpowiednio wcześniej otrzymała ostrzeżenie, więc nie miała kobiecie za złe okazywanie obronnych odruchów.
Oparła usta o ciemne włosy, kiedy Margo schowała twarz przy ramieniu. Słyszała i czuła na sobie jej miarowy oddech, odliczający kolejne, długie sekundy.
Nic nie czuła.
Poczuła złość, skierowaną w bliżej nieokreśloną siłę, odpowiedzialną za tragiczne zrządzenia losu. Być może, gdyby była wierząca, pomyślałaby w tej chwili o sadystycznej wersji Boga, odpowiedzialnej za wszystko co złe na tym świecie.
Bardzo delikatnie przesunęła opuszkami po wypukłej, zabliźnionej strukturze. Otworzyła oczy nieco szerzej, wyczuwając jak daleko sięgał poparzony niegdyś fragment, będący teraz odbudowaną tkanką, znacznie delikatniejszą od skóry. Nie przerażała jej sama forma wypalonej powierzchni, a bardziej jej wielkość i fakt, jak bardzo Margo musiała w tamtym czasie cierpieć. Każda zmiana opatrunków, położenie się na boku czy zwyczajny kontakt pleców z jakąkolwiek powierzchnią generował nieprzyjemne sensacje, być może w formie fantomowego bólu, po uszkodzeniu komórek nerwowych. Nie dociekała do szerszego opisywania okoliczności. Wiedziała, że wypadek miał miejsce w Palermo i wiązał się z wybuchem gazu, w wyniku którego z pewnością ucierpiało więcej osób.
Gardło zacisnęło się za sprawą nieprzyjemnych sensacji, spowodowanych wyobrażeniem o tamtych nieprzyjemnych chwilach. Pozostawało jej doceniać to, że Margo jakoś z tego wyszła i nie była w tym wszystkim sama. Miała wspaniałą, włoską rodzinę, która z pewnością wspierała ją w tamtych trudnych momentach.
W ciszy spoglądała w ciemne oczy, kiedy te wróciły do niej, bez dalszego uciekania na boki. Po samym dotyku była w stanie pobieżnie zorientować się w zabliźnionych obrażeniach, jednak chciałaby jeszcze spojrzeć na nie bezpośrednio, jeśli Margo nie miała nic przeciwko. Chciała tym samym zniwelować u niej ewentualne, dalsze obawy o niechęć do dotykania jej w tych konkretnych miejscach. Ze swojej strony nie dostrzegła żadnych zmian czy wahań, dlatego spełniła prośbę kobiety, łącząc ich usta w kolejnym, czułym pocałunku. Przedłużyła ten moment, ciasno przylegając do drugich warg, tak, aby rozwiać u Bertinelli wszelkie możliwe wątpliwości. Wciąż chciała ją dotykać, całować i nadrabiać zaległości, wynikające z rozłąki.
- Mogę zdjąć twoją bluzkę? - zapytała po nieznacznym odsunięciu ust. Nie trwało to długo, gdyż znów uraczyła Włoszkę kolejnym pocałunkiem i dwoma następnymi, muskającymi delikatnie miękkie wargi.
- Chciałabym cię zobaczyć.
Początkowo planowała powiedzieć, że chce zobaczyć ją całą, ale nie musiały dążyć do zrzucania z siebie każdej części garderoby. Nic się nie stanie, jeśli ostatecznie poprzestaną na zdjęciu górnej części ubrań i delikatnych pieszczotach skóry. Miały tyle czasu, ile tylko potrzebowały… dopóki Oliver grzecznie spał i nie domagał się uwagi czy też zmiany pampersa.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Postanowiła, że przekuje swój wstyd w coś przyjemnego. Musiała spróbować nauczyć się dostrzegać tę część siebie nieco inaczej i wreszcie dopuścić myśl, że komuś jej blizna nie przeszkadzała. Możliwe, że tych osób byłoby więcej, bo nie wszyscy byli okropni i oceniający, ale nie przekona się do obcych dopóki nie przestawi sobie czegoś w głowie. Zrobiła więc pierwszy krok pozwalając Beverly dotknąć blizny i żeby oszukać mózg poprosiła o pocałunek tak aby przekuć całą sytuację w coś przyjemnego. Aby dać umysłowi do zrozumienia, że dotykanie blizny nie było czymś złym. Wręcz przeciwnie, wiązało się z czymś dobrym co teraz Margo czuła na swoich wargach.
Pragnienie nie ustało. Pomimo przerywnika wprowadzającego między nie energię przypominającą melancholię, nie poczuła spadku intymności. Miała wręcz wrażenie, że ta wzmogła się pod wpływem dzielenia się tajemnicą; bo tak, blizna była jej sekretem. Bardzo osobistym i niezwykle delikatnym.
Nie zdążyła poczuć obawy na myśl o zdjęciu bluzki. Beverly skutecznie przerwała kiełkowanie tej emocji racząc ją kolejnymi pocałunkami. Rozpieszczona tymi dobrociami ułożyła dłonie na jasnych policzkach. Przesunęła po nich kciukami raz jeszcze patrząc w niebieskie oczy.
Wzięła głęboki wdech wraz z powietrzem starając się nabrać większej pewności siebie. Przy tym lekko się poruszyła wciąż czując za sobą kuchenny blat.
- Może przejedziemy – W głowie miała sypialnię, ale szybko przypomniała sobie o śpiącym tam Oliverze. – bliżej kanapy? – Zabrała dłonie w dół i przesunęła je po ramionach aż wymusiła na Strand chwilowe oderwanie się od siebie. Nie zniwelowała bliskości. Palcami dotarła aż do dłoni Beverly, za które się trzymając mozolnymi krokami zaczęły się przemieszczać. Bertinelli odrobinę grała na czas. Musiała oswoić się z myślą o zdjęciu bluzki, co znacznie ułatwiało spojrzenie oraz uśmiechy, które w trakcie drogi wymieniały z kobietą.
- Jesteś wspaniała. – Nie potrafiła wyrazić jak bardzo doceniała wyrozumiałość oraz podejście towarzyszki. Potrzebowała tego; spokoju i swobody. Czegoś, co będzie łagodne i zarazem poszanuje jej obawy nie wzięte znikąd. Własna żona przestała patrzeć na nią tak jak kiedyś. Skoro więc osoba, którą się kochało, nagle zmienia podejście traktując kawałek ciała jak zmorę, nagle myślisz tak samo i bierzesz na siebie spory kawałek winy rozpadu związku.
- Wiem co mi pomoże się przełamać – oznajmiła cicho gdy wciąż robiły drobne kroczki w kierunku kanapy. – Zdejmiesz moje jak ja zdejmę twoje. – Była cwana, ale jej słowa świadczyły o powoli wkradającej się do jej głowy swobodzie. Ta cała sprawa była dla niej bardzo poważna i wciąż chciała ją kontrolować, ale nie mogła zapomnieć o towarzyszącej jej osobie. O tym, że obecność Beverly pomagała się przełamać.
Zatrzymała się, pociągnęła za dłonie i skradła kobiecie krótkiego całusa zanim rozplotła palce i wsunęła je pod koszulkę Strand. Ciepła skóra była niezwykle przyjemna w dotyku a wyczuwalne pod nią mięśnie przypominały o widokach, którymi parę razy raczyła się w Syrii. Ostatni raz skonsultowała się z jasnymi oczami i pociągnęła materiał do góry, wraz z uniesieniem rąk Beverly, pozbywając się go na dobre. Spojrzała w dół na ciało i powoli sunęła wzrokiem do góry aż zatrzymała go na znajomej bliźnie, którą dotknęła palcami. Była jasna i ładnie zagojona. Zupełnie inna od tego, z czym miała do czynienia w Syrii. Wtedy wszystko było świeże, surowe i brutalne.
- Ti adoro. Sei una stella. Sei la luce che mi riscalda. - Uwielbiam cię. Jesteś gwiazdą. Jesteś światłem, które mnie rozgrzewa. Przywarła wargami do drugich. Mocno i intensywnie. Rozchyliła je i prowokacyjnie wsunęła język nie mogąc powstrzymać myśli o tym, że to nie fair jak strasznie długo musiała czekać na ich kolejne kroki. Dłonie przesunęła po nagiej skórze i znów mocno objęła Beverly swymi gestami oraz pocałunkiem oznajmiając, jak bardzo tego pragnęła i jak dobrze móc wreszcie to zrobić.
- Użyłaś mojego żelu pod prysznic. - Wyczuła go wcześniej, ale teraz był dobry moment aby o nim napomknąć i uśmiechnąć się z lekkim rozbawieniem zanim przeszły do kolejnego etapu, który Margo obiecała.
Zdjęła bluzkę Beverly, więc ta mogła zdjąć jej.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Przez chwilę pomyślała o tym, jak długo Margo wzbraniała się przed inicjowaniem podobnej bliskości. Czy od czasu rozstania z żoną unikała zdejmowania ubrań, mimo wszystko spotykając się z innymi czy kompletnie zamknęła się na podobne doświadczenia. O tym również nie rozmawiały. Margo nie wspominała w mailach czy wybierała się na randkę, poznała kogoś ciekawego, albo spontanicznie zaszalała. Najwyraźniej pilnowała tej konkretnej dziedziny swojego życia, nie chcąc zasypywać Beverly nowinkami w tym temacie. Być może dzieliła się nimi z pozostałymi przyjaciółmi, będącymi nieco bardziej na bieżąco. Bev nie musiała przecież wiedzieć o wszystkim.
Nie chciała się od niej odrywać. Sama zasugerowała zdjęcie bluzki, ale mogły z tym poczekać kolejne kilka minut, bo przecież… nigdzie im się nie śpieszyło. Obie miały czasowo wolne od pracy, nie musiały nigdzie wcześnie wstawać, nie licząc ogarnięcia Olivera, co Bev była w stanie dzielnie przyjąć na klatę. Z ochotą przyjęła więc przedłużenie chwili, co wyszło z inicjatywy samej Margo, której dłonie poczuła na policzkach.
Zgodziła się na przejście w stronę kanapy, cierpliwie czekając aż ręce Bertinelli dotrą do jej własnych, sugerując tym samym ruszenie z miejsca. Chętnie dostosowała się do nieśpiesznych kroków, cały czas spoglądając lekarce w oczy. Miała gdzieś czy się nieopacznie potknie, albo na coś wpadnie; teraz nie zwracała większej uwagi na trasę, kompletnie zaabsorbowana towarzyszką.
- Ty też - odpowiedziała od razu, czując jak ciepło na nowo wstępuje na twarz. - A nawet bardziej.
Doceniała to, że Margo nie odsunęła się od niej, słysząc o burzliwym rozwodzie oraz żonie, stawiającej warunki. Nie chciała dłużej myśleć o Jen, jak o swojej partnerce. Dokonała złego wyboru. Wplątała się we wspólne życie z przestępczynią, będąc tego zupełnie nieświadomą. Nic dziwnego, że mocno się krytykowała z tego powodu i podważała własne umiejętności, dotyczące głównie spraw służbowych. Straciła czujność i zapłaciła za to słoną cenę. Pozostało jej jakoś przełknąć gorycz przegranej, dążąc jednocześnie do rozwijania lepszej wersji siebie.
- Niech będzie - zgodziła się na warunek Margo, wciąż trzymając jej dłonie. Uśmiechnęła się po kolejnym pocałunku, nie odwracając spojrzenia od twarzy kobiety przy wkradaniu pod materiał koszulki. Chłonęła jej dotyk, czując jak ciało odpowiada intensywniejszym ciepłem, pobudzającym dodatkowe doznania, domagające ujścia. Dzielnie panowała nad obezwładniającym uczuciem, od którego miękły nogi. Gdyby nie opanowanie i wyczucie, byłaby w stanie dosłownie rzucić się na Margo, napędzana pożądaniem, którego dawno nie czuła. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnio było tak wyraźne i naładowane energią.
Niewiele zrozumiała z włoskich wyrażeń, co w gruncie rzeczy wcale jej nie przeszkadzało. Liczył się sam wydźwięk i ton, który jednoznacznie wskazywał na komplementy, względem osoby Strand.
- Nie mam pojęcia, co właśnie powiedziałaś, ale chętnie posłucham więcej - uśmiechnęła się delikatnie, mierząc z bliska z brązowymi oczami. - Możesz mi tak mówić, kiedy tylko chcesz.
Ledwo zdążyła nabrać powietrza, gdy Margo przeszła do namiętnego ataku, budzącego kolejne pokłady osobistej fascynacji. Odwdzięczyła się tym samym, wyczuwając na ustach sporą dawkę prowokacji.
- Podoba ci się na mnie? - zapytała o zapach żelu pod prysznic, tuż przed taktownym pokierowaniem dłoni pod bluzkę Margo. Zrobiła to z wyczuciem, znów zatrzymując się na dłużej przy oczach kobiety. Ucałowała ją: powoli i spokojnie, wraz z sugestywnym podwinięciem górnej części ubioru.
- Mogłabym to robić bez końca - wyszeptała nieco rozmarzonym tonem, wciąż częstując Włoszkę kolejnymi muśnięciami, aż zasugerowała uniesienie dłoni, przy małej przerwie między kolejnymi pocałunkami. Zdjęła śliską bluzkę i odłożyła na kanapę, nie odwracając uwagi od Margo, ku której sięgnęła rękoma, nachylając się nad jej odkrytym ciałem. Ułożyła dłonie z przodu i powoli powiodła nimi ku górze, zatrzymując się pod linią biustu. Złożyła krótki pocałunek na środku mostka i poprowadziła usta wyżej, wyznaczając niewidzialną linię aż do nasady podbródka, którą chętnie objęła wargami.
- W porządku? - wyszeptała tuż przy skórze, powoli przesuwając dłonie na boki, aby przyciągnąć Margo jeszcze bliżej siebie. Chciała mieć pewność, że to, co robiły nie przekraczało granic komfortu Włoszki, zezwalając tym samym na kontynuację.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Z premedytacją wyraziła się po włosku. Nie miała nic do ukrycia a do przeżycia, co o wiele mocniej szło jej po włosku. To był jej osobisty język, bardzo personalny i w taki też sposób chciała mówić do osób, na których jej zależało. W wolnej chwili przetłumaczy to co powiedziała, ale teraz od razu pragnęła pocałować Beverely. Mocno, stanowczo i pewnie, co miało pokazać, że nie chodziło tylko o czułość. Nie tylko o potajemnie skradzione pocałunki, którym chociażby uraczyły się w domu Strand, lecz także o ukryte pragnienie. O coś, z czym nie mogły wyjść do siebie z taką śmiałością z jaką Margo zrobiła to teraz. O tę formę bliskości, której nie doświadczyły w Syrii, w co brutalnie wtrącił się Australijski rząd.
- Si – Lekko pokiwała głową. – ale jest coś co podobałoby mi się bardziej na tobie. – Bertinelli starając się nie myśleć o tym, że zdjęcie bluzki oznaczać będzie również pokazanie blizny, weszła w flirciarski ton. Miała w tym całkiem niezłą wprawę, chociaż dawno w ten sposób z nikim nie rozmawiała. – Ja. – Ona, w całej swej okazałości, bardzo chętnie zaprezentowałaby się na Beverly.
Uśmiechnęła się starając nie myśleć ani nie reagować na dłonie pod koszulką. Odruchowo znów chciała je odsunąć, ale powstrzymała się nieco mocniej dociskając swoje ręce do skóry Strand. Starała się skupić na słowach i na dotyku drugich warg przypominających po co tutaj były i do czego być może zmierzały. Żadna z nich nie dała sygnału aby to przerwać. Żadnego czerwonego światła lub niezgodności z rzeczywistością. Wszystko było na miejscu i choć działały powoli, to jednocześnie miały okazje przekonać się jak wiele zrozumienia miały wobec siebie. Ile słów do powiedzenia i ile myśli do przekazania w pojedynczych spojrzeniach.
Niepewnie, ale uniosła ręce pozwalając zdjąć bluzkę i nagle miała ochotę otoczyć się własnymi rękoma, jakby te miały pomóc w zakryciu się. Nie całej siebie się wstydziła. Tylko jednej części, która teraz była nie tylko w zasięgu rąk Beverly, ale także na widoku.
Wzięła głęboki wdech nim poczuła usta nad klatką piersiową. Znów starała się skupić na tych dobrych rzeczach aby przekuć swoją obawę w coś odmiennego. Przecież nic się nie działo. Strand nadal tu była, dotykała ją, całowała i była chętna na więcej.
- Przy tobie – tak. – Było w porządku, dlatego znów zrobiła podobny manewr co w części kuchennej. Odnalazła dłonie Beverly, złapała za nie i poprowadziła jeszcze bliżej kanapy, przy której powróciła do pocałunków bardzo sugestywnie powoli obniżając ciało. Siadając na kanapie wręcz ciągnęła kobietę za sobą aż całkowicie ułożyła się na plecach chętnie przyjmując drugie ciało na swoim.
Jedną dłoń ułożyła na karku Strand a drugą docisnęła do jej pleców podkreślając swoją chęć do jeszcze bliższego kontaktu. Od razu ręka z pleców powędrowała niżej do upatrzonych dawno pośladków. Zacisnęła palce na jednym z nich i uśmiechnęła się cwanie, jakby od dawna na to polowała i właśnie udało jej się złapać najlepszy okaz.
Skłamałaby mówiąc, że nie wykorzystała kanapy specjalnie i że położenie się na plecach było przypadkowe. Częściowo kryła widok na bliznę, co pomagało jej się rozluźnić i skupić na tym, czego jeszcze we dwie nie doznawały. Całowały się i dotykały w różnych miejscach, ale jeszcze nigdy nie robiły tego bez części garderoby świadomie zmierzając dalej.
- Chcesz tego? – Pytanie było oczywiste. Sytuacja, w której się znalazły – również. Margo musiała wiedzieć, że niczego sobie nie ubzdurała i że wszystko było przemyślane. Że to nie była tylko chwila a szczere pragnienie, które czuła lekko unosząc biodra i ocierając nimi o te drugie. Była gotowa ściągnąć wszystko z Beverly oraz siebie i cieszyć się tym przez całą noc. Zrobiłaby to nawet na względnie wygodnej kanapie bez wielkiego pola do wszelakich manewrów.
Wcieliła plan w życie zaraz po kolejnym pocałunku, podczas którego jeszcze bardziej wbiła głowę w poduszkę. Dłoń, którą zaciskała na pośladku przesunęła wyżej, wsunęła palce pod materiał spodni i powiodła niby od pleców, przez bok aż do zapięcia z przodu. Czuła przyjemne ciepło drugiej skóry oraz drżące mięśnie, z którymi się utożsamiała. Rozpięła guzik w spodniach i raz jeszcze pocałowały się z Beverly, aż nagle do ich uszu dotarł płacz dziecka.
Nie było co się dziwić. Dzieci w wieku Olivera wymagały bliskiej obecności rodzica. Co jakiś czas kręciły się, przebudzały i szukały cycka/butelki oraz drugiego ciała, przy którym czuły się bezpiecznie. To było całkowicie normalne, lecz teraz.. mało pożądane.
Nie chciała wyglądać na zawiedzioną. Z ledwością powstrzymała się od niezadowolonego jęku, bo przecież zachowanie Olivera nie było winą Beverly. Margo dobrze wiedziała, do kogo się zbliżyła i że dziecko w tym wszystkim było najważniejsze (oraz wymagało bardzo dużo uwagi).
- Jest dobrze. - Nic się nie stało, o czym zapewniła skradając Beverly krótkiego całusa. - Idź. Ja wstawię wodę na mleko - Powodów przebudzenia Olivera mogło być wiele. Potrzeba bliskości rodzica, pełna pieluszka, chęć popicia sobie mleka albo kolka. Bywało, że trafiały się wszystkie te rzeczy na raz, dlatego Bertinelli dmuchała na zimne i od razu zapowiedziała, że przygotuje wodę.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Chłonęła wszystko, czym obdarzała ją Margo, czerpiąc z tego coraz więcej przyjemności. Chciała zobaczyć kobietę w całości; poznać dokładniej smak jej skóry, przyjrzeć się z bliska odkrytym częściom ciała i słuchać jej oddechu. Karmić się wypowiadanymi słodkim tonem słowami, przerywanymi nie mniej nasyconymi pocałunkami, wprowadzającymi Beverly w nowy rozdział ekscytujących doświadczeń.
Już w Syrii zdążyła spróbować odrobiny przyjemności, pozostawiającej w umyśle trwały ślad. Chciała tego więcej. Czuła głód względem Margo Bertinelli, który domagał się zaspokojenia. Walka z nim była bezcelowa.
Podobała jej się również wizja Margo na niej, co podkreśliła uśmiechem, połączonym z zaintrygowanym spojrzeniem.
Zrób to.
Była prawie pewna, że pozwoliłaby jej na wszystko. Podobał jej się sposób, w jaki kobieta na nią patrzyła, jak ją dotykała i łączyła ich usta, powodując przyjemne ciarki, którymi z chęcią się napawała.
Było duszno. Czuła, że lada chwila zacznie się pocić, przesycona temperaturą, miedzy ich odkrytymi ciałami. Podejrzewała, że pani doktor posiadała klimatyzację (w końcu) jednak przerywanie wszystkiego na rzecz włączenia jej, mogłoby zaburzyć chwilę.
Dzielnie tłumiła wszelkie gwałtowniejsze odruchy, pozwalając Margo zapoznać się z sytuacją, po zdjęciu górnego odzienia. Nie napierała na jej ciało, a powoli muskała je palcami z przodu, póki co pomijając ślady po oparzeniu. W końcu i tak ich dotknęła, zatrzymując obie dłonie, po bokach kobiety. Nie zaciskała ich zbyt mocno. Przesuwała kciukami po skórze - zarówno tej zdrowej, jak i zabliźnionej, pozwalając na przyciągnięcie jeszcze bliżej kanapy. Żałowała, że nie związała włosów, bo gdy tylko znalazła się nad Margo, jasne fale nieco przysłoniły widok na jej ulubioną przedstawicielkę płci pięknej. Cieszyła się, że Włoszka obdarzyła ją zaufaniem. Że rozmawiały o ważnych dla siebie, osobistych sprawach, przekraczały razem granice i znajdywały w tym wszystkim elementy, umacniające więź.
Uśmiechnęła się czując dotyk na pośladku, czego mogła się spodziewać. Nie chciała narzucać Margo żadnej pozycji czy tego, jak ma się ułożyć. Pozwalała jej działać, wchodzić w komfortową rolę, przy jednoczesnym utrzymywaniu bliskiego kontaktu. Zerkała w brązowe oczy i głaskała palcami ramię, na ile pozwalało jej aktualne położenie, z łokciami opartymi o powierzchnię kanapy, po obu stronach Bertinelli.
- Tylko z tobą - podkreśliła, potwierdzając tym samym wyrzucenie Jen z obrazka. Miała gdzieś, co myślała o tym jej żona, pragnąca pozostać w życiu Strand. Nie było w nim miejsca na dwie kobiety, z którymi mogłaby żyć jednocześnie, jak gdyby nigdy nic. Nie była taką osobą i nigdy nie planowała nią zostawać, chcąc w pełni oddać się komuś, kto na to zasługiwał.
Margo była tą osobą.
Wiedziała o tym, po pierwszym pocałunku, co nieźle zamieszało jej w głowie. Chciała mieć ją przy sobie: poznawać z każdym kolejnym dniem i rozwijać intensywne uczucia, naładowane swoistą energią. Teraz również czuła ją na skórze, pod spodniami, przy których krawędzi wyczuła łaskoczący dotyk. Bardzo sugestywne ruchy przekuły się na kolejny wzrost temperatury oraz częstotliwość oddechu, którym wymieniała się z Margo podczas pocałunków. Dreszcze skumulowały się w niemal bolesny sposób między lędźwiami, gdy guzik przy spodniach odpuścił, prowokując Bev do natychmiastowego otarcia o biodra Włoszki.
Musiała przyhamować.
Płacz Olivera przebił się przez zamknięte drzwi jednego z pokoi, nieco studząc zapał. Nie mogła mieć żalu do własnego dziecka, a jednak poczuła ukłucie rozczarowania tym jakże złym timingiem.
Przyjęła od Margo całusa, unosząc się na podpartych dłoniach, aby spojrzeć jej w oczy.
- Na pewno? - zdawała sobie sprawę, że obecność Olivera można znacznie wpłynąć na wspólne spędzanie czasu. Nie miała jednak z kim zostawić syna, a chłopiec chociaż był grzeczny, nie kontrolował wszystkich odruchów, typowych dla małych dzieci.
W porządku.
Westchnęła cicho i uwolniła Margo po kolejnym pocałunku, z komentarzem o treści „zaraz przyjdę”. Nie zaprzątała sobie głowy szukaniem koszulki. Uznała, że zostanie w górnej bieliźnie i spodniach, przy których zapięła guzik. Od razu skierowała się do sypialni Margo, w której Oliver dawał swój pierwszy koncert. Wzięła małego na ręce, mówiąc do niego uspokajające słowa. Usiadła razem z nim na krawędzi łóżka i ułożyła w typowy dla siebie sposób wzdłuż przedramienia, próbując pobieżnie rozeznać się w sytuacji. Pielucha była sucha. Musiało rozchodzić się o głód, kolkę, albo samą uwagę w przypadku wyrwania z nieprzyjemnego snu. Czy tak małe dzieci mogły mieć koszmary? Powinna o tym poczytać. Nie nadrobiła jeszcze wszystkich zaległości, ze względu na nawał obowiązków oraz wydarzeń, również tych dotyczących Jen.
Przy okazji zastanawiała się czy nie podejmowały z Margo zbyt pochopnych decyzji. Póki co tylko się widywały, ale jednoznaczne chwile, prowadzące do konsumpcji ich więzi brzmiały nieco bardziej poważnie. Nie byłoby w tym nic bardziej skomplikowanego, gdyby nie Jen oraz ten mały, półroczny brzdąc, za którego była odpowiedzialna. Margo, chociaż przepadała za dziećmi, wcale nie musiała wyrabiać w sobie więzi z Oliverem, którego urodziła Jen. Mógł za bardzo przypominać o kobiecie, bezpośrednio związanej z dramatem Bev.
Bynajmniej nie znajdzie odpowiedzi na te rozterki siedząc na łóżku w sypialni, dlatego razem z Oliverem, przytulonym do jej odkrytej skóry, wróciła do kuchni. Nie płakał już tak rozpaczliwie, jak przedtem, ale wciąż marudził niezadowolonym tonem, strojąc zrozpaczone miny.
- Mam nadzieję, że masz wyrozumiałych sąsiadów - zwróciła się do Włoszki, zatrzymując się niedaleko niej, jednocześnie kołysząc Olivera na rękach. - Biorąc pod uwagę, że ma sucho i nie płacze aż tak bardzo, pewnie chciałby coś zjeść.
Rosnące dziecko potrzebowało nieco więcej kalorii, co Strand doskonale rozumiała. Przyglądała się, jak Margo przygotowuje mleko dla chłopca, korzystając z wcześniej przygotowanego proszku, wyjętego z walizki jeszcze przed myciem.
- No już kochanie, jeszcze chwilkę. Nikt nie będzie cię tutaj głodził, obiecuję.
Przeniosła spojrzenie na Olivera i trąciła palcem jego małą rączkę, zaciśniętą na odkrytym obojczyku. Najedzony powinien już spać do wczesnych godzin porannych.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Dłońmi zakryła twarz i westchnęła ciężko dając sobie czas na przeżycie rozczarowania. Nie chciała nim emanować przy Strand. Zapewniła ją, że wszystko było w porządku i to prawda. Nie jej wina, że ciało nagle poczuło spadek energii, bo nie było już całowania, dotykania ani ocierania. Oczywiście, że chciała więcej i najlepiej od razu, ale życie to nie film. Nie można oczekiwać, że tak małe dziecko ani razu nie przebudzi się w nocy ani tego, że matka na to nie zareaguje. To źle świadczyłoby o Beverly, gdyby olała swoje dziecko i o Margo, gdyby tego od niej wymagała.
Malutką cząstką siebie chciałaby być złą osobą myślącą tylko o własnych potrzebach. Taką, co nie pozwala kobiecie odejść i która mówi, że dziecko musi się wypłakać. Tylko, że Margo taka nie była i nawet gdyby próbowała, to nie mogłaby postąpić w ów sposób.
Pozostało więc przełknąć niedosyt i przetrawić uczucie stygnącego ciała, które uniosła do siadu. Z rezygnacją rozejrzała się po dużym salonie pod lewą stopą znajdując swoją koszulkę. Założyła ją, bo pomimo pewnego progresu nie byłaby wstanie nagle paradować bez niej. Bez spodni – owszem - ale do prezentowania się bez koszulki musiała jeszcze dojrzeć.
Wstała i od razu ruszyła do kuchni ustawiając czajnik z wodą na odpowiednią temperaturę. Odsypała do butelki Olivera odpowiednią ilość mleka w proszku i cierpliwie czekała aż woda się zagotuje.
Kochała dzieci. Sama chciałaby urodzić jeszcze jedno, ale czy była gotowa znów przyzwyczajać się do obecności małego człowieka, które w żaden sposób nie było z nią spokrewnione? Które nie było pewnikiem i podobnie jak Amelia mógłby zniknąć z jej życia? A Beverly? Czy na pewno się rozwiedzie? I czy w ogóle kiedyś zechce znów na poważnie się do kogoś zbliżyć? Jeśli tak to do kogo?
Było też jeszcze jedno ważne pytanie – czy Margo w ogóle brała pod uwagę zostanie w Australii na dłużej?
Sama nie wiedziała. W tej chwili była pewna tylko tego, że chciałaby uprawiać sex ze Strand. To było coś na co nie miała żadnych argumentów „przeciw” i bardzo dużo „za”.
- Przekonamy się. – Zgodnie z zapowiedziami poznała swoich sąsiadów, ale było to proste powitanie, parę słów o sobie i tyle. Nie zdołała z nimi obgadać paru spraw zwłaszcza, że tak szybko nie spodziewała się wizyty Beverly i Olivera. – Albo poczuł, że cię przy nim nie ma. – Dzieci były nocnymi nazistami. Potrafiły przebudzać się i szukać rodzica byleby go do siebie przywołać albo wymusić wspólne spanie. Możliwe też, że Oliver był nieco bardziej nerwowy przez pierwszy lot samolotem. To dla małego dziecka było stresujące przeżycie. Nawet jeśli młody grzecznie spał to jego organizm przeżywał rewolucje. Opcji było naprawdę wiele i nie zawsze dało się odgadnąć tę odpowiednią.
Po wlaniu wody do butelki, zamknęła ją i potrząsnęła mieszając proszek z płynem. Objęła dłońmi plastikowe naczynie, a potem kroplę mleka nalała sobie na nadgarstek oceniając jego temperaturę.
Popatrzyła na Olivera, który w charakterystyczny sposób mielił buzią i kręcił głową dosłownie szukając cycka. Zawsze podziwiała dzieci talent do nauki. Na tym etapie niewiele umiały, ale doskonale rozumiały co miały zrobić aby coś uzyskać. Najpierw był płacz, a potem inne sygnały świadczące o głodzie, chociaż o tej godzinie to mogła być po prostu potrzeba pociamkania czegoś. Weźmie ze trzy lub cztery łyki i zaśnie.
- Jest dobre – zapewniła w kwestii temperatury mleka, chociaż nie zdziwiłaby się gdyby Beverly chciała to sprawdzić po swojemu tuż po tym, gdy Margo przekazała jej butelkę. – A ty? Napijesz się czegoś? – Miała teraz chwilę więc mogła przygotować herbatę albo po prostu nalać wodę czymś zajmując umysł, który uparcie wracał do niedawnych pocałunków. Skorzystała też z okazji aby spojrzeć w jasne oczy i spróbować coś z nich wyczytać. Porozumieć się, jak to miały w zwyczaju.
Widząc, że Beverly wraca do sypialni, w której było ciemniej i ciszej, postanowiła rozłożyć kanapę. Nie nastawiała się już na powrót do tego, co przerwały. W głowie pojawiło się za dużo pytań a ciało nagle zaczęło domagać się odpoczynku. Nie zamierzała też sugerować wspólnego spania. Chciałaby, ale wciąż brała pod uwagę obecność Olivera, który mógł domagać się obecności mamy albo po prostu był tak obrotny w łóżku, że strach go zostawić samego (bo jeszcze spadnie).
Usiadła na rozłożonej kanapie na telefonie sprawdzając maile i informacje z Włoch. Zauważyła, że Beverly długo nie wracała i już chciała do niej zajrzeć sprawdzając, jak sytuacja, lecz po paru chwilach kobieta wyszła z sypialni z wyraźnie znużoną miną. Usypianie dziecka sprawiało, że człowiek sam przysypiał; Margo coś o tym wiedziała.
- Chcesz spać. – Nie zapytała a stwierdziła z wyraźną troską w głosie. – Jutro też jest dzień. - Uśmiechnęła się na znak, że miały czas i zdążą nadrobić wiele rzeczy, jak chociażby pokazanie Margo przedmiotów, które Beverly przywiozła ze swego rodzinnego domu. – O czym myślisz, Bella? – zapytała wyciągając rękę ku kobiecie, którą tym gestem zapraszała na kanapę. – Bo jeśli o tym, że jestem obrażona za ten przerywnik to od razu ci odpowiem, że nie. Jak mogłabym być zła za coś takiego? – Pokiwała przecząco głową nie wyobrażając sobie wybitnego focha za płaczące dziecko (bo sama nie była dzieckiem i nie obrażała się za byle co). – Zresztą, ja też nam przerwałam. – Swoim wstydem, wzmianką o bliźnie i próbą przyzwyczajenia do dotyku na niej. – Nie musimy się śpieszyć – Nigdy tego nie robiły, w czym doskonale się odnajdywały. Miały wiele spraw do przerobienia. Beverly ledwo co na głos powiedziała o rozwodzie a Margo musiała przestać myśleć o tym, że wyglądała okropnie. - O ile zechcesz do tego wrócić. - Do czegoś więcej poza całowaniem. - Musisz wiedzieć, że ja tak - chcę. - Nie będzie się z tym ukrywać. Wystarczająco długo trzymała w sobie wiele rzeczy i z niektórymi niepotrzebnie zwlekała w Syrii. Jeszcze nie wiedziała, do czego to je prowadziło, ale nie mogłaby pójść dalej w świat bez wiedzy, jak to jest się cieleśnie połączyć z Beverly.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- To prawda? Rośnie z ciebie mały atencjusz? - uważnie przyjrzała się Oliverowi, jakby ten mógł potwierdzić, albo zaprzeczyć czy rzeczywiście domagał się jedynie zainteresowania. Jego grymas jednoznacznie świadczył o chęci na pyszne, chemiczne mleko, co Bev zapamiętała zaledwie po kilku dniach regularnego zajmowania się chłopcem. Teraz to Jen miała zaległości, ale Strand wcale nie śpieszyło się do aranżowania spotkań między, nią a ich wspólnym dzieckiem. Zbyt częste loty mogłyby być męczące dla młodego, a z resztą, sama Beverly nie miała większej ochoty na oglądanie Jen, stosującej te wszystkie sztuczki z emocjonalnym szantażem. Musiała od tego odpocząć.
- Dzięki, jesteś kochana - obdarzyła Margo spokojnym, wdzięcznym uśmiechem, odbierając od niej przygotowaną butelkę z mlekiem. Zaufała jej w zupełności, bez potrzeby sprawdzania temperatury po raz drugi. Bez wahania powierzyłaby Bertinelli swoje życie, więc ufała jej osądowi, szczególnie w kwestiach, w których miała doświadczenie.
- Możesz dolać mi trochę wody do tego wina, którego nie zdążyłam wypić - napomknęła, zerkając w stronę pozostawionej na stoliku lampki, wypełnionej czerwoną substancją. Cóż, była zbyt zajęta dokładnym poznawaniem ciała Włoszki, o czym mówił wzrok winowajcy, podkreślony nie mniej winnym uśmiechem. Na noc wolała napić się nieco bardziej rozcieńczonej wersji wina, jak dla dzieci. Słyszała, że Włosi serwowali taką mieszankę swoim niepełnoletnim członkom rodziny, głównie do obiadu. Takiej lekkiej wersji mogła się jeszcze napić. To grzech marnować tak dobre wino.
Znów powiedziała, że za chwilę wróci, jak tylko uśpi dziecko, któremu wiele nie było potrzeba do szczęścia. Oliver był mało wybrednym egzemplarzem. Jadł prawie wszystko, nie kręcił się zbytnio w kojcu, a do snu potrafił ukołysać go nawet dźwięk odkurzacza. Od początku przyzwyczajały go razem z Jen do samodzielnego spania, tak, aby potrafił spędzać czas z samym sobą, również po wybudzeniu. Dopóki dziecku nic się nie działo, mogło spokojnie leżeć i bawić się pluszakami, albo podgryzać gumowe zabawki, wsadzone do łóżeczka.
Po zajęciu miejsca na łóżku i ułożeniu Olivera na przedramieniu, czekała aż ten wyzeruje ciepłą butelkę. Pierwsze trzy łyki wziął z ogromnym zaangażowaniem, ale przy kolejnych nieco odpuścił, coraz częściej przymykając powieki. W końcu zwolnił, co sprowokowało Bev do odsunięcia butelki oraz ułożenia chłopca nieco bardziej pionowo, wraz z oparciem o bark. Odbiło mu się bardzo szybko i bez zbędnych niespodzianek. Mimo to, postanowiła ułożyć dziecko z powrotem na plecy, z prowizoryczną pieluchą tetrową, podłożoną pod spód. Głowę ulokowała mu nieco wyżej, aby czasami nie narobił bałaganu. Potrafił już sam obracać się na brzuch, jednak Strand niekiedy obawiała się, że chłopiec przyciśnie sobie twarz do poduszki/materaca i nie będzie mógł przez to oddychać. To tylko irracjonalne obawy, ale wciąż się zdarzały, co próbowała racjonalnie sobie wyjaśniać poprzez czytanie coraz to nowych artykułów o wychowywaniu dzieci. Oliver nie był aż tak nieporadną kłodą, za jakiego mogłaby go brać. Wrzucony do wody zapewne pływał lepiej od mamy.
Upewniając się, że dzieciak zasnął, dopiła resztę mleka z butelki, łapiąc się na coraz to wolniejszym przymykaniu powiek. Ciążyły jej, ale nie chciała jeszcze kłaść się spać. Wróciła z powrotem do salonu, zastając Margo na rozłożonej kanapie. Uśmiechnęła się na jej widok nieco sennie, unosząc do góry ciepłą jeszcze butelkę.
- Wypił tylko połowę - tak, jak mogła się spodziewać. - A ja drugą.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na pustą butelkę, jakby z niedowierzaniem, że dzielnie wypiła mieszankę dla bobasów, bogatą we wszystkie, potrzebne witaminy. Nie była fanką marnowania jedzenia, nawet takiego, przeznaczonego dla niemowląt. Zdarzało jej się próbować gotowych dań w słoiczkach, z którymi powoli zapoznawała Olivera, ale tamte mieszanki były zdecydowanie gorsze, od zwykłego proszku, rozrobionego z wodą.
- Tylko trochę - przyznała się do postępującej senności, przecierając palcami powieki. Zerknęła na koszulkę, przewieszoną przez oparcie fotela. Nie sięgnęła po nią, zamiast tego pochodząc do stolika, co by wziąć łyka rozcieńczonego wina i odłożyć pustą butelkę. Odetchnęła z ulgą i utkwiła spojrzenie w Margo, korzystając z jej zaproszenia do zajęcia miejsca obok.
- O wielu rzeczach - przyznała z tajemniczym błyskiem, w temacie własnych myśli, chwytając za dłoń Włoszki. Ostrożnie, aby nie wylać wina, trzymanego w lampce, przesunęła się bliżej niej, zarzucając przedramię Bertinelli na swoje barki. Chciała zasugerować tym samym, że mogła ją trochę podotykać, szczególnie w okolicach karku, który od rana miała nieco bardziej napięty.
Uśmiechnęła się łagodnie i spojrzała z bliska na kobietę, doceniając jej szczerość.
- Dałyśmy się porwać chwili, ale nie żałuję. Ani trochę - musiała to podkreślić, ukazując tym samym własne odczucia względem niezwykle przyjemnych chwil. Nie mogła jednak zignorować Olivera, z którym stanowiła jeden „pakiet”, gdy przybywali gdzieś we dwójkę. Jedno było zależne od drugiego i podobny stan utrzyma się jeszcze przez jakiś czas.
Pokręciła też głową, słysząc, że Margo przerwała im, decydując się na odsłonięcie blizny.
- Ja tak tego nie postrzegam - nie widziała tego, jako przeszkody w kontynuowaniu pieszczot. - To było ważne. I potrzebne.
Pozwalało na zmierzenie się z pewną barierą, której Strand była nieco bardziej świadoma. Dzięki temu stawała się Margo coraz bliższa, co bardzo doceniała.
- Nie musimy - przytaknęła, układając wolną dłoń na udzie Margo, odzianym w materiał spodni. Mogły się dotykać, rozmawiać i korzystać z obecności tej drugiej, bez upartego dążenia do czegokolwiek więcej. Jeśli okoliczności będą im sprzyjać, Bev nie będzie się hamować, co doskonale czuła w środku. Cieszyło ją, że od drugiej strony otrzymała wzajemność ów przeczuć.
- To raczej oczywiste - stwierdziła, przyglądając się kobiecie z bliska, po upiciu kolejnego łyka wina wymieszanego z wodą. Nie chciała roztrząsać całej otoczki ich relacji: rozwodu z Jen, wizy Margo i całej reszty, komplikującej ich potencjalny układ. Wreszcie miała okazję, aby bardziej zbliżyć się do tej kobiety i nie zamierzała się wycofywać, zasłaniając rzekomą racjonalnością.
- Myślisz, że byłabym w stanie ci się oprzeć? - wyszeptała cicho, zerkając przez chwilę na drugie usta. Odpowiedź była tylko jedna.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Wypiłaś mleko? – Z zaskoczeniem wysoko uniosła brwi. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Mało który dorosły w ogóle próbował mleka w proszku dla maluchów to co dopiero wypijał aż połowę przygotowanego płynu. Wszystko jednak się wyjaśniło, kiedy Beverly napomknęła, że nie lubiła marnować jedzenia. Bertinelli również za tym nie przepadała, ale nigdy nie brała pod uwagę mleka dla dzieci. Zawsze je wylewała i właśnie uświadomiła sobie, że nie była w swym postanowieniu tak bardzo konsekwentna jak Strand, którą cały czas poznawała. Obie się poznawały.
Zareagowała automatycznie. Wiedziona sygnałem od drugiego ciała, które jednoznacznie ułożyło jej dłoń blisko okolic karku, zacisnęła palce na mięśniu czworobocznym. W ocenie Margo był bardzo spięty, ale pozostawiła go i powiodła dłonią na kark, który nie za mocno zaczęła miętosić. Najpierw chciała poznać myśli Beverly zanim zaoferuje się jako nieprofesjonalna masażystka.
- Zdradzisz mi chociaż część z nich? – Albo tylko jedną rzecz, o której pani oficer teraz myślała. O resztę może potarguje się później albo wyprosi je pocałunkami, które po dzisiejszym dniu stawały się coraz bardziej realne. Nie tylko te oczywiste, bardziej intymne i podsycane bliskością, ale również w formie drobnych gestów niczym powiadomienia w telefonie; całus na powitanie, do widzenia, dobranoc, pocieszenie lub gdy tylko najdzie na nie chęć. Otworzyła się na te możliwości i bardzo chciałaby z nich skorzystać.
- Za bardzo ci się podobało, żebyś teraz żałowała. – Uśmiechnęła się cwanie, bo miała w tym swój wkład, który wszem i wobec pochwaliła, jakby była super w grze wstępnej. Nie ukrywając Margo uważała się za doświadczoną w romansie. Żadne z niej guru, ale bardzo dobrze czuła się w wyrażaniu swych potrzeb, co znacznie podnosiło jej pewność siebie (tak bardzo teraz potrzebną z powodu tłamszącego jej energię bliznowego wstydu).
Zabrała dłoń z karku i zaczesała blond włosy za ucho umożliwiając swym wargom dostęp do policzka blisko linii żuchwy. Złożyła na nim spokojny pocałunek w ramach wdzięczności za zrozumienie, które Beverly miała. Bardzo to doceniała i choć przed nią jeszcze długa droga aby poczuć się całkowicie swobodnie, to była z siebie zadowolona, że zrobiła ten pierwszy drobny kroczek.
- Bella, może nie wiesz, ale jesteś bardzo dobra w opieraniu się. W Syrii musiałam na ciebie nakrzyczeć, żebyś wreszcie przestała się opierać – przywołała wspomnienia z wizyty w namiocie wojskowych, która skończyła się sprzeczką wywołaną ogromem irracjonalnej zazdrości o Lauren i prowokacji Browninga. Tak naprawdę Margo również potrzebowała kopniaka, żeby przestać zastanawiać się nad własną moralnością oraz tym, że miała żonę (chętną na poligamię).
Po swoich słowach, prawie od razu, nachyliła się w kierunku Strand. Przywarła wargami do tych drugich inicjując pocałunek śmielszy od pierwszego, którym się obdarowały. Margo była pewniejsza w czynieniu tego gestu. Bez oporów i wielkich przemyśleń pogłębiła go nieco mocniej napierając na ciało, co zmusiło je obie do osunięcia się niżej aż do pozycji leżącej. Nieupięte kosmyki włosów opadły w dół łaskocząc twarz Beverly, od której z ledwością się oderwała. Całą sobą dała do zrozumienia, że robiła to z trudem, lecz obie dobrze wiedziały, że kolejna próba zainicjowania intymności znów mogła zakończyć się w trakcie przez płacz Olivera. Jeden raz Margo przeżyła, ale za drugim byłaby bardzo rozczarowana, czego już nie umiałaby ukryć.
Położyła się na boku przodem do Strand, której policzek pogładziła palcami, aż powędrowała nimi na kark. Milczała wpatrując się w jasne oczy z zadowoleniem, spokojem, troską i otwartością na to, z jaką niebywałą cierpliwością podchodziły do swojej relacji.
- W Palermo byłam bardzo długo – zaczęła cicho i powoli dając Beverly chwilę na połączenie kropek – czemu zaczęto ten temat. Margo miała opowiedzieć o wydarzeniach z tamtego miejsca i teraz, kiedy już się nie obcałowywały i nie macały, mogły do tego wrócić. – Prawie pięć miesięcy, co dopiero długo później uświadomiło mi, że już wtedy podświadomie uciekałam od swego małżeństwa. – Blizna, niechęć żony z jej powodu i nagła poligamia to tylko zwieńczenie upadającego związku, które już wcześniej nie było dla Margo wystarczająco satysfakcjonujące. Coś było na rzeczy, o czym jednak teraz nie zamierzała mówić skupiając się na wydarzeniach z feralnego dnia. – W budynku medycznym nie mieliśmy wszystkiego. Część naszych zapasów składowano prawie sto metrów dalej, co chcieliśmy zmienić, ale wciąż mówiono nam, że nie ma na nie miejsca. – Zrobiła krótką pauzę biorąc głęboki wdech. – Na samym początku pobytu w Palermo zaprzyjaźniłam się z Sofią Bianchi. Była chirurgiem ogólnym i uwielbiała powierzać swój los monetom albo kostkom. Rzucała nimi i miała gotową odpowiedź. – Wzruszyła ramionami, bo nie wiedziała jak to działało z kostkami, ale.. – Za każdym razem, gdy trzeba było iść po zapasy Sofia rzucała monetą. Nie lubiłam tego. Zawsze kazała mi wybierać – Co jednoznacznie zrzucało na Margo pełną odpowiedzialność za tak zwany los. Cóż to za los, skoro Bertinelli decydowała wybierając jedną z opcji? – Tamtego dnia było tak samo. Rzuciła monetą, kazała wybierać i.. – Na chwilę zamknęła oczy tuż przed nimi widząc monetę upadającą na dłoń pani doktor. – To ja poszłam po zapasy. Nie zdążyłam wyjść z budynku, ale byłam wystarczająco daleko od centrum wybuchu. Część konstrukcji się zawaliła a wszystko zajęło się ogniem. Mówili nam, że to wybuch gazu. Okazało się, że w budynku magazynowali butle gazowe razem z tlenowymi. – Odpowiedzialność równa zeru. – Wmawiali nam, że nie ma miejsca na medyczne zapasy a znaleźli je na pieprzone butle gazowe. – Wciąż była przez to zła. Emocje nie odpuszczały, bo - do cholerny jasnej – to kosztowało życie wielu osób. – Zginęli cywile i lekarze. Nie zobaczyłam już Sofii – Jak się dowiedziała jej rodzina również. Dostarczono im zaledwie garstkę prochów być może nawet nie należących do kobiety. – Nie pamiętam, jak trafiłam do szpitala. Nie kojarzę wybuchu. Szybko straciłam przytomność i.. nie wiem jak doszło do poparzenia. – Nie pamiętała tego momentu. Kojarzyła zaledwie urywek chwilowego przebudzenia, ale nawet wtedy nie zdołała w pełni zorientować się w sytuacji. Znów szybko zemdlała a ratownicy nie myśleli o tym aby opisywać, co i jak. Zależało im tylko na uratowaniu poszkodowanych. – Ludzie twierdzą, że moneta mnie uratowała, ale ja.. ja myślę, że ta cholerna moneta zabiła Sofie. – Wcale nie czuła się wdzięczna za swój wybór i za rzut. Była zła, że coś takiego zdecydowało o czyjejś śmierci (a nie o jej własnym przeżyciu). – To okropne powierzać swój los czemuś takiemu. – Rzutowi monetą albo kostką. – Nienawidzę tego. - I szczerze tym gardziła. Lepiej więc przy niej nie czynić ani jednego ani drugiego.
Znów zamilkła dając Strand chwilę na przetrawienie historii i choć sama Margo wydawała się być szczerze poruszona dawnymi wspomnieniami, to nagle z jej ust padło:
- Rozmasuje ci kark. Jesteś spięta. - Tak, jakby chciała zmienić temat, ale w rzeczywistości po prostu nie zamierzała poddawać się wspomnieniom. Przeżywała je, uważała za ważne i mocno wpłynęły na jej psychikę oraz ciało, ale nie mogła za każdym razem przeżywać tego tak samo jak na początku; załamywać się i płakać.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Delikatnie wzruszyła ramionami, lekko wysuwając dolną wargę. Częścią myśli zdecydowanie mogła się podzielić.
- Jedna z nich właśnie siedzi na rozłożonej kanapie - podpowiedziała, podkreślając słowa sugestywnym spojrzeniem. To prawda, za bardzo jej się podobało, aby odcinać się od przyjemnych myśli, związanych z poznawaniem ciała Margo. Uwielbiała z nią przebywać, dlatego podjęcie decyzji o przyjeździe do mieszkania pani doktor przyszło jej bardzo łatwo.
Odetchnęła z cieniem ulgi, za sprawą dłoni, naciskającej na zmęczone mięśnie grzbietu. Praktycznie przez cały dzień utrzymywała niezdrową pozycję, co średnio wpływało na jej komfort. Zarówno barki, jak i część szyi wydawały się napięte i zbite, co utrudniało możliwość zupełnego odprężenia się. Mimo to, Bev nie zamierzała od razu uciekać do krainy snów. To było wręcz zakazane, dopóki przebywała w towarzystwie Włoszki, pochłaniającej całą jej uwagę.
Uśmiechnęła się przy drobnym pocałunku, zaczepiając palcami o dłoń Bertinelli, którą miała po swojej lewej stronie. Chciałaby częściej doświadczać podobnych sytuacji, o co poprosiła w myślach, nie zwracając się do nikogo konkretnego. Nie uchodziła za szczególnie religijną osobę, a istnienie bytu przypominającego bóstwo uznawała za wielce nieprawdopodobne. Mogła jedynie polegać na zrządzeniach losu, dzięki którym ostatecznie trafiła na obłędną lekarkę, z którą siedziała właśnie na kanapie, bez koszulki, z lampką wina. Nie zdążyła nawet wziąć kolejnego łyka, kiedy Margo dosłownie zamknęła jej usta pocałunkiem. Chętnie go przyjęła starając się nie wylać wina, podczas stopniowego osuwania się w dół. Uśmiech sam cisnął się na usta, zajęte oddawaniem każdego, najdrobniejszego muśnięcia czy intensywniejszego pogłębienia. I… to wcale nie tak, że Margo musiała na nią krzyczeć. Była odrobinę zbulwersowana podejściem Strand, co wyraziła w lekko podenerwowanych słowach, nie mniej, świadczyło to jedynie o tym, że jej zależało. Tyle wystarczyło, aby zaangażować udawaną wolontariuszkę do działania. Czuła, że jeśli wtedy nie wykorzysta okazji, na zawsze ją straci.
Cierpliwie poczekała na koniec wymiany pocałunków, aby wypić końcówkę rozcieńczonego wina. Kieliszek odłożyła nieco dalej, opierając o poduszki, aby nie odrywać się od Bertinelli. Chciała utrzymać jak najbliższy kontakt, o czym świadczyły naturalne odruchy ciała, związane z przyjemnym dotykiem na policzku. To była jedna z tych rzeczy, za które cholernie uwielbiała tę kobietę. Nie miała oporów przed bezpośrednim okazywaniem bliskości i robiła to w bardzo miły sposób, z jakim Strand zdecydowanie nie byłaby w stanie walczyć.
W spokoju wpatrywała się w jej twarz, decydując się na małe sprostowanie.
- Próbowałam być profesjonalna, ok? - bezpośrednie rzucanie się na atrakcyjną chirurżkę byłoby prymitywne i uwłaczające ich relacji, w której tkwiło coś więcej poza pierwotną żądzą.
- Z resztą, pragnę przypomnieć, że pierwsza cię pocałowałam, więc…
Wcale się nie opierała.
Poszła za ciosem i zrobiła to, o czym już wcześniej myślała. Bardzo pomogło przy tym wyznanie Margo - bezpośrednie oraz jednoznaczne, co eliminowało prawdopodobieństwo złej interpretacji.
- Chciałam mieć pewność, że w ogóle mogłabyś patrzeć na mnie w taki sposób.
Margo miała żonę. Biorąc pod uwagę ten kluczowy szczegół, Bertinelli mogłaby zechcieć poprzestać na czysto fizycznym zbliżeniu, które w tamtym czasie nieszczególnie interesowało Bev. Mogłaby się na to zgodzić, ale czuła, że nie czerpałaby z tego takiej przyjemności, jak na aktualnym etapie, po lepszym poznaniu Włoszki. Uważała ją za bardzo atrakcyjną, przy czym to całokształt jej osoby tak intensywnie działał na Strand. Uwielbiała jej duszę, sposób, w jaki patrzyła na świat, jaką wdzięcznością i skromnością emanowała. Była w tym wszystkim autentyczna, co stanowiło swoiste przeciwieństwo aktualnej, zakłamanej żony.
W ciszy słuchała opowieści, którą Margo spontanicznie zapragnęła się podzielić. Obserwowała każdą zmianę w mimice oraz sposobie wypowiadania poszczególnych słów. Słysząc o fatalnym sposobie składowania butli, zaklęła cicho, domyślając się, co stało się z resztą lekarzy, w tym z Sofią. Tak karygodne zaniedbanie doprowadziło do śmierci bardzo potrzebnych ludzi, niosących na miejscu pomoc najbardziej potrzebującym.
To irracjonalne, a jednak żałowała, że jakimś cudem nie trafiła wtedy do Palermo. Chciała wspierać Margo w każdej, trudnej chwili, a wtedy miała miejsce właśnie jedna z nich, pozostawiająca trwały ślad na skórze. W obliczu wybuchu Strand niewiele mogłaby zrobić, a mimo to, pragnęła na coś się przydać. Nieprzyjemny dreszcz zakuł ją w kręgosłup, kiedy pomyślała o nieszczęsnej monecie, decydującej o życiu oraz śmierci. To nie był jedyny szczegół, zmieniający bieg wydarzeń. Do tego wszystkiego zwyczajnie by nie doszło, gdyby logistycy wywiązywali się z podstawowych obowiązków.
- Za chwilę, mój kark może poczekać. Chodź tutaj - podjęła, przeczuwając widok lekko zaszklonych, brązowych oczu. Przysunęła się bliżej i objęła Bertinelli ramieniem, przysuwając do swojego ciała.
Wiedziała, jak trudne było przywoływanie traumatycznych wspomnień; kolejne wałkowanie tematu i obrzucanie wyrzutami sumienia. Niejedna osoba nabawiłaby się PTSD po opisanych zdarzeniach. Pamiętała, że w Syrii Margo wspomniała o rozmowach z psychologiem. Najpewniej wiązały się one z Palermo, śmiercią tamtych lekarzy oraz odciśniętym na skórze piętnem tamtych wydarzeń.
Nie chciała usilnie trzymać się nieprzyjemnych wizji, dlatego zaczęła z wolna przeczesywać ciemne włosy, chcąc uspokoić kobietę. Czuła ukrytą w środku złość. Sam fakt, że jakaś moneta mogłaby na zawsze uniemożliwić spotkanie Margo, dogłębnie ją raził.
- Cieszę się, że tutaj jesteś. Że w końcu jakoś się odnalazłyśmy. Że przyleciałaś do Cairns myśląc o mnie, chociaż mogłaś obrać każdy inny kierunek.
Na przykład Europę Środkową, albo w ogóle, Stany Zjednoczone, kochające przyjezdnych lekarzy.
- Jesteś najmilszą, najbardziej bezinteresowną osobą jaką znam i nawet nie wiesz, ile razy dziękowałam za to, że cię mam. Sam fakt, że spotkałyśmy się na końcu świata… to bardzo wyjątkowe - mówiła to wszystko spokojnym cichym tonem, wpatrując w martwy punkt na ścianie. - Będę pod ręką za każdym razem, gdy będziesz mnie potrzebować. Pamiętaj o tym, dobrze? Nie musisz robić niczego sama. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram.
Mogła przy okazji dodać, że dzisiaj również zostanie tu na noc, bo tak wynikało z jej słów. Zamiast tego złożyła nieśpieszny pocałunek przy linii ciemnych włosów, dla przypieczętowania wypowiedzianych fraz.
Teraz mogła jej pomóc z tym niesfornym karkiem.

ODPOWIEDZ