rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Wiosna w Australii była zupełnie nieprzyzwoita. Ta szkocka zdawała się rozgaszczać powoli, delikatnie, warstwa po warstwie. Tam wełnę odrzucało się dopiero na koniec, gdy słońce nieśmiało wychylało się zza ciężkich, gradowych obłoków. Zdawało się niejednokrotnie, że to już, ale to była tylko pogodowa fatamorgana, bo za chwilę ciężkie krople osiadały na okiennicach. I wzdychało się, wywracało oczami do nieba (on nie, bo wszak był dobrze wychowanym), ale trzeba było pojąć, że pory roku są jak kobiety i nie wolno, nie należy ich przyśpieszać, bo chowają się spłoszone.
Tu zaś, w tym miasteczku kurzem stojącym okazało się, że nie trzeba wcale delikatnego przejścia po zimie, a jeśli słońce dogrzeje to tak, że zrzuci z ciał o wiele więcej niż powinna. Dziś Alfie zobaczył kobietę bez płaszcza i złapała go nostalgia tak rażąca, że mało brakowało, a już bukowałby one way ticket. Postanowił jednak być człowiekiem dojrzałym i dorosłym, więc tylko teatralnie westchnął i poprawił poły swojego palta, które już powoli wykręcało mu halloweenowego psikusa i stawało się już mikro efektem cieplarnianym. Nosił je jednak bez skargi czując, że lata już w tej krainie zupełnie nie przetrwa i pewnie po raz kolejny będzie ubolewał nad kondycją finansowego swojego szpitala, który tylko na salach operacyjnych zapewniał konieczny chłód. Nic dziwnego, że rezydenci oblegali je tłumnie i tym sposobem jego klaustrofobia zaczęła znowu się rozrastać. Jak widać, problemy tego dnia mnożyły się niespodziewanie i musiał w końcu stwierdzić, że to nie wiosna i nie perspektywa żałosnego lata tak bardzo wpływa na jego nastrój (a meteopatą bywał wybornym), ale zmęczenie po kolejnym dyżurze.
Nie znał jednak rezydenta, który by nie narzekał, więc postanowił zacisnąć zęby i powtarzać sobie jak mantrę, że wyśpi się w trumnie i jest za młody na coś tak przyziemnego jak sen. Potem zasnął na parkingu i przestał już prowokować los. Tego dnia też powracał przecież tylko po to, by zamknąć oczy. Taki był plan i zapewne po części nawet nie docierało do niego jak dotarł do portu, gdzie zacumowana była jego łódź. Pewnie na autopilocie, bo przecież to jego bajeranckie auto było wyposażone w takie sztuczki. Szkoda, że u niego się nie dało włączyć tej opcji, bo byłaby szansa, że otworzyłby drzwiczki ostrożniej i nie uciekł mu jego jedyny przyjaciel ostatnich miesięcy. Dobrze, trochę hiperbolizował, ale z tym szczurem spędził swoje najgorsze chwile- te, gdy dowiadywał się, że jednak nie jest ojcem i dziewczyna go zdradziła- więc jego utrata wydawała się mu bezsprzecznie czymś tragicznym.
Tak bardzo, że zamiast położyć się faktycznie w kajucie i pooglądać powieki od spodu, ruszył na poszukiwanie zwierzątka, którego zapewne nie dało się znaleźć. Z racjonalnego punktu widzenia przecież szczur umiał zniknąć w kanalizacji na dobre i pewnie powinien być tego świadomy, ale jego utrata wybiła tak Alfiego z rytmu, że nie zamierzał poprzestać na samotnych poszukiwaniach. W tym celu postanowił zaczepić kogoś wspierającego i pomocnego, ale zupełnie nie wiedział czemu wśród tych wszystkich ludzi wybrał blondynkę, pewnie w jego wieku.
- Przepraszam, czy nie widziała pani może szczura? - i może jednak powinien się wyspać, bo inaczej nie zadawałby takich niedorzecznych pytań wczesną, czwartkową porą, ale ponoć wiosna uderza do głowy, a Buxton był tego najlepszym przykładem.
Była zupełnie bezwstydna, ta wiosna.
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
  • 2.
To znowu się jej śniło.
Tym razem było ciemniej, tym razem biegła - szybciej, prędzej - znów w nieznanym, choć tak bardzo znanym. Wiedziała, że to się nie zdarzy, wiedziała że - i tym razem; go nie znajdzie. Znała to zakończenie, tliło się w niej niczym w nieskończoność zaciskająca na szyi pętla, mimo to gnała - tuż przed siebie, boso - nie przejmując się wciskającym w stopy bólem.
Jednak to zdarzenia miało już miejsce.
Sprzed sześciu lat.
Tyle samo czasu zapędzając młode myśli dziewczęcia.
Dlatego pobudka była jeszcze okrutniejsza niż sen, powrót realiów, do prawdziwej rzeczywistości, w której nie była w stanie zapobiec śmierci ojca odrywała jej mityczne skrzydła. Musiała zniknąć, na parę dni wyjechać - na nowo uporać się z przedstawieniem straty. Potrzebowała tego bardziej niż przyjaciół, rodziny, która jej pozostała - a nawet Rudy'iego - małego, dziesięcioletniego shih tzu - smacznie chrapiącego do wielkiej poduchy, którą podwędził właścicielce podczas głębokiego snu.
Ella się nim zajmie.
Ellasandra ma psa i będzie wiedziała jak zająć się drugim psem. Nie może go zabrać, rozpraszałby ją - poza tym tam gdzie się uda, może nie być miejsca dla małego czworonoga. Wstaję i piszę kartkę. Kładzie ją na komodzie w salonie i wychodzi. Rudy idzie za nią, pociesznie merdając ogonkiem - oboje wiedzą, że myśli o spacerze. Z bólem serca, ale go zostawia - nim zamknie drzwi, rzuca mu przepraszające spojrzenie. Jest pewna, że z powrotem wrócił spać na łóżko. Ella z nim wyjdzie, jak wróci z pracy.
Nadeszła wiosna. Radosne podśpiewywanie ptaków, coraz to mocniej palące słońce - ewidentnie uwzięte na kark Candelii - na tyle, by zmusiło ją do zdjęcia kurtki. Tak jak w śnie; idzie przed siebie, w dłoni trzymając smartfona - automatycznie przyciskając wyłącznik. Kiedy ucieka Gdy wyjeżdża, zawsze potrzebuję tej samotności - odizolowania się od społeczeństwa, choć tak naprawdę lubi w takim przebywać, a jak „ryba w wodzie” najlepiej czuję się w centrum uwagi - jednak kiedy nadchodzą takie dni - gdy myśli silniejsze są od czynów, jedynie czego pragnie to zniknąć - aby nikt jej nie widział, aby niczym super bohater stała się niewidzialna. Niestety, w tym świecie nie jest to możliwe. W tym świecie jest całkiem rozpoznawalna i charakterystyczna.
„To mała Fitzgeraldówna!”
„To jej ojciec zapił się przy stawie!”
„To ona! To ona! To ona!”

Ale jest rano. Zbyt rano. Nikogo nie musi tu być, poza tym zawsze była świetna w zabawę w chowanego. Umiała się kryć. Z narzuconym kapturem na głowie, między ustami wsuniętym papierosem - jest już prawie u celu i wtedy czyjś głos rozprasza jej myśli. Kto ma czelność mi...? Unosi głowę, a zdezorientowanie zostaję wypisane na jej twarzy. Nie potrafi być niegrzeczna. Nigdy nie umiała zignorować kogoś w potrzebie. - Ja? - aby upewnić, rozejrzała się wokół. Nikogo. Żywej duszy. - Nie. - przecząco poruszając głową, jednym ruchem wyciąga papierosa spomiędzy warg. - A jak wygląda? - głupie niedorzeczne pytanie, dokładnie takie jak ten okrutny ranek.

Alfie Buxton
ambitny krab
nick autora
brak multikont
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Zdawało się, że Alfie Buxton w takim razie wychował się w niemalże cieplarnianych warunkach. Jeśli śnił- a robił to impulsywnie i namiętnie, zupełnie jakby w opozycji do flegmatycznego żywota- to śniły mu się wielkie samoloty. Ogarniała go myśl techniczna, która objawiała się rysunkiem potwornych bestii, rozciągniętych kapryśnie na niebie i furgoczących tak głośno jak chrapanie jego dziewczyny. Pewnie zabiłaby go za to stwierdzenie, ale hej, jego myśli już dawno ogłosiły autonomię.
Podejrzewał, że i tego dnia również bunt, bo opuściły go wszystkie jak jeden mąż skupiając cały jego organizm na pierwotnej potrzebie oddania się Morfeuszowi i snom o wielkich samolotach. Najwyraźniej jednak i one miały się nie ziścić, bo cały jego świat obecnie skupiony był na poszukiwaniach. I chciałby, owszem, żeby to były jakieś szekspirowskie łowy, jakieś wielkie i wzniosłe dzieła, które przejdą do historii, ale Alfie przeszukiwał po prostu studzienki w poszukiwaniu szczura, który pewnie po prostu uciekł do swoich.
A może on nażarł się tych jego myśli i z nadmiaru wrażeń pękł?
Zdecydowanie powinien się przespać, bo stawał się niesamowicie oniryczny i zaczęło mu się wydawać, że widzi dziewczę przed sobą. Piękne i smutne, więc połączenie najlepszego gatunku w świecie Alfiego Buxtona. Na dodatek nie zignorowała go jak mieli w zwyczaju inni maluczcy, więc mógł to uznać za szczęśliwy omen.
Mógł, ale dokładnie wtedy dotarła do niego prawda tak niebezpieczna jak nikotyna prosto z i do jej płuc, ta, którą właśnie się zakrztusił, bo choć palił coraz więcej (taki był z niego pan doktor) to i tak do tego nie przywykł. Oczy zaszły mu mgłą, a on wydawał się jednym z tych dzieciaków, które straszą wizerunkiem na paczce papierosów.
- Wie pani - musiał się z nią jednak podzielić swoim okrutnym odkryciem. - Ja nawet nie wiem czy cokolwiek odróżniało go od innych szczurów. Sytuacja jest trochę jak z Małym Księciem- był wyjątkowy, bo był mój - starał się jej to nakreślić jak najlepiej, ale dym go drażnił, brak snu uwierał, a absencja ukochanego zwierzaka sprawiała, że należało się w nim w trybie pilnym zaopiekować, bo z jego lordowskim zdrowiem groziło to hospitalizacją. Wtedy już na pewno ze szpitala nie wyjdzie, a przecież i tak spędzał tam noce i dnie. Zapewne dlatego jego szczur postanowił ewakuować się z tego opuszczonego statku, choć karmił go sowicie i zapewniał mu tak godziwe rozrywki, że pewnie chomiki z tym zwariowanym kołowrotkiem mu zazdrościły. Pewnie to one go ukradły.
- I przepraszam, że ośmielam się zapytać, ale czy wszystko w porządku? - w końcu nawet bezsenny i zatroskany musiał pochylać się nad bliźnim, bo nawyki ze szpitala okazywały się silniejsze niż zmęczenie.
Kiedyś sprawi to, że zostanie świetnym lekarzem, na razie był zaledwie młodym adeptem i zgubił szczura, więc mógł tylko pytać.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Chyba nie potrafiła już płakać.
Jestem sierotą - owe słowa nieustannie wbijały się w łepetynę młodej blondyneczki. Czuła, że przegrywa - z każdym dniem odczuwała do swojej osoby coraz większą odrazę. Nie rozumiała, dlaczego tak jest, dlaczego nie potrafi sobie wybaczyć – od drastycznych wydarzeń minęło praktycznie sześć lat, a mimo to tamten wieczór ciągną się za nią, aż do teraz. Głównie dlatego ucieczka prezentowała się jako najlepsze rozwiązanie – gdy była sama, daleko od Lorne Bay; samotnie wędrując po miejscach, gdzie istniało minimalne prawdopodobieństwo spotkania znajomego na swojej drodze - mogła wreszcie przemyśleć każdy aspekt własnych decyzji - roztańczyć się w umyśle, spróbować odpowiedzieć na nurtujące ją od miesięcy pytanie: Czy jestem szczęśliwa? Reminiscencje ostatnich dni podpowiadały dziewczynie, że nie, lecz gdy starała się spojrzeć na wszystkie aspekty - podzielić je na kategorie, rozumowanie powoli powracało do normy.
Oddech spowalniał. Niepewność zaczynała odpływać. Może powinna zawrócić? Ale już tu dotarła, wymsknięcie się poza mury miasteczka było na „wyciągnięcie ręki.” Wystarczyło, aby wsiadła na pierwszy lepszy prom - i zniknięcie po raz kolejny okazałoby się sukcesem, tylko Rudy… znowu go zostawia, małego - niewiele potrafiącego pojąć psinę - był mądry, wyrozumiały - i po tylu niespodziewanych wyjazdów Candie zapewne domyślał się, iż po niego wróci tak jak zawsze, lecz tęsknota zwierzęcia za właścicielką potrafiła być okrutna.
Dana myśl łamała Fitzgerald serce.
Zostanę; gdyby nie chłopak atakujący ją znienacka, prawdopodobnie obróciłaby się na pięcie i pędem powróciła do swojego najlepszego przyjaciela. - Och… - ciche mruknięcie i niepewność w spojrzeniu Candeli narosła, jeszcze raz rozejrzała się wokół, by zaraz posłać towarzyszowi cień delikatnego uśmiechu. - Rozumiem. - naprawdę pojmowała tą sytuację, brunet miał ze szczurem taką (a przynajmniej podobną!) relację jaka ona miała z Rudym, gdyby pies przepadł bez śladu, oszalałby - zwariowała w mniej niż pięć sekund. - Chciałabym pomóc… - zaczęła, błękitnymi tęczówkami z wyczuwalną dokładnością przesuwając po twarzy mężczyzny. - Ale jestem tu od kilku minut i nie widziałam nikogo. Prócz Ciebie. - w tej chwili poczuła jakby zawiodła - jakby jej obecność w porcie nie miała racji bytu. - Chociaż… - automatycznie wtrąciła, a na buzi studentki wciąż jawił się uśmiech. - Kiedy ostatni raz go widziałeś? - jedno z pożądnych pytań, takich które świadczyły iż zaczęła angażować się w te poszukiwania.
Kolejne zdanie Brytyjczyka (od razu rozpoznała akcent); nieco wybiło blondynkę z tropu, zmrużyła powieki - a krok do tyłu był trochę jak odruch bezwarunkowy. Dawno nikt jej o to nie pytał, w końcu zawsze wesoła, głośna - w centrum uwagi, „duszą towarzystwa” - przecież to niemożliwie, aby mogło się dziać u niej coś złego. Umiała się maskować, bez zawahania przybierała idealną rolę - głównie dlatego, aby nie pytali - aby nie zadawali tego pytania, przez które praktycznie się rozpadła. - Bardzo widać? - zabrzmiało jak stwierdzenie, nerwowo ściągnęła z głowy kaptur by zaraz poprawić jasne włosy. - Nie staniesz się powiernikiem moich sekretów. - Nie uratujesz mnie, dawno przegrałam. .
ambitny krab
nick autora
brak multikont
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Powinien być jak prawdziwy lekarz i położyć na zimnym stole sekcyjnym swój mózg, a potem skalpelem wydłubywać poszczególne emocje, by dokonać wiwisekcji tego, co właśnie przetaczało się przez jego głowę. Alfie Buxton wiedział, że dla ludzi niezbadanym terenem są wielkie połacie oceanów, które kryją na głębokości kilkuset metrów nieznane dotąd kreatury i podwodny świat, do którego nie dociera światło słoneczne. Dla niego zaś największą tajemnicą była istota szara, zlokalizowana w mózgu i odpowiedzialna za wszystko co tworzyło człowieka.
Za jego esencję, więc również za żałobę.
Też ją odczuwał, choć nie śmiałby porównywać swojej utraty dawnego, świetnego życia z tym co spotkało dziewczynę, którą znał jedynie od kilku minut.
Była jednak pierwszą, która zdecydowała się nie potraktować go jak wariata i było to ożywcze doświadczenie. Tak bardzo, że jadłby je jak łyżkami czując z każdą chwilą jakąś nieznaną dotąd więź z osobą, która okazała mu zainteresowanie. Pewnie nie był to zdrowy objaw i to również powinno zwrócić jego uwagę, ale mieli na głowie poszukiwanie szczura, więc przysunął się do niej i bezradnie pokazał jej zdjęcie towarzysza swojej podróży przez życie.
- Widziałem go na swoim statku rano. Wróciłem ze szpitala, to znaczy z pracy - uściślił i zaraz poczuł się jak jeden ze studentów prawa, który musi zaznaczyć co studiuje, ale przecież praca dla dobra ludzkości powinna być głośniej odnotowana. - Szczura nie było. Myśli pani, że to przez ten mit o uciekających zwierzętach przed zatonięciem łodzi? - jeszcze tego brakowało mu do zaginięcia. Faktu, że jego niepozorna, ale dość luksusowa jak przystało na lorda Buxtona zatonie jak nomen omen Titanic, a on stanie się bohaterem kolejnej historii rodzinnej.
Tej, w której dziedzic ponosi tragiczną śmierć na wygnaniu. Zapewne byłby to lepszy motyw niż obłąkany młodzieniec, który przemierzył miasto w poszukiwaniu swojego szczura. Tego samego, który postanowił po prostu od niego uciec, bo przynudzał mówiąc o medycynie.
Wszystkie te obrazy zaczęły tańczyć mu kankana przed oczami i nie chciał zabrzmieć źle, ale skupienie się na nieznajomej pozwoliło mu złapać balans i równowagę, a skoro tej się uczepił, nie zamierzał już odpuścić.
Nie, gdy uczucie to było tak przejmujące i dobre, choć daleko mu było do pasożyta żywiącego się tragediami innych. Pomóc też jeszcze nie potrafił, więc mógł być jedynie nieznośnym wręcz obserwatorem.
- Ależ droga pani - wyciągnął jak dżentelmen ramię jej kierunku. - Nie śmiałbym prosić o tak wielkie wyróżnienie. Wystarczy jedynie, by będzie pani towarzyszyć mi w stronę portu. Poszukamy szczura i pomilczymy. Dla bardziej ekstrawaganckich dam mam też przewidziane papierosy - puścił jej oko, by wiedziała, że to jedna z tych konwencji. Ta, która na celu miała poprawienie dziewczynie humoru, nawet jeśli okazać się miało, że doprawdy była to jedna z tych syzyfowych prac, ale lubił wyzwania, więc i tej się podjął.
O ile oczywiście poznana nagle dziewczyna da się porwać na jedną z tych szczególnych włóczęg bez celu i planu.
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Candela Fitzgerald często żyła w baśniach, w swojej własnej wyimaginowanej rzeczywistości - nie umiała skontrolować tych schadzek, powolnie wędrujących do jej umysłu. Nie była głupia, a bardziej szalona; grzecznie szalona. Zachłyśnięta chęcią ciągłego wyrwania się z miasteczka, które wyrządziło jej najwięcej krzywd. Śmierć rodziców, narastająca wokół dziewczyny samotność - wciągały ją w wir samooceny pozostawienia na pastwę losu.
Jasne, miała przyjaciół - wielu, w pewnym sensie posiadała miano „duszy towarzystwa” - idealnie komponowała się wewnątrz kręgu, niekiedy również uwielbiała być w samym jego centrum uwagi. Zawsze zabawna, rozkoszna - umiejąca bez większego wysiłku podbudować innych. Niestety nie potrafiąc tego samego zrobić dla siebie. Stąd wyjazdy, ucieczki wycieczki - być może w poszukiwaniu siebie, lub tak zwanej „bratniej duszy.” W Lorne Bay znali ją wszyscy, tak samo jak ona - nic nie umiało ją zaskoczyć - a tak przynajmniej się jej wydawało, aż do teraz.
Widok w podobnym otoczeniu chłopaka, z identycznymi demonami; bólem który dostrzegała w jego spojrzeniu - był dla Candy nowością, ciekawą niezmiernie niezrozumiałą odskocznią. Zapadała się w niej. Choć nie była pewna, czy tym razem uda się jej przezwyciężyć problem i pomóc nieznajomemu - w głębi siebie odnalazła nieokiełznaną potrzebę by rozpocząć tą wędrówkę. Wszystko było lepsze od samotności, od przebywania w czterech pustych ścianach - właściwie gdyby nie Alfie Buxton, zapewne Fitzgerald w tej chwili przyglądałaby się malejącemu przez odległość miasteczku.
- Nie sądzę, aby w tym tkwił problem. - tym razem głos dziewczęcia wydawał się mocniejszy, śmielszy - jakby obawa przed obcym powoli znikała. - Myślę, że poszedł Pana szukać. - choć szczury są oznaką chorób i nieszczęść, to jednak Candela nie trzymała się mitów i stereotypów - mógł zwyczajnie zaginąć, zdecydowanie wolała naiwnie wierzyć, iż nie kryła się za tym żadna tragedia. - Każde zwierzę, po jakimś czasie daję się oswoić, trzymajmy się pozytywnych myśli. - dodała, by zaraz posłać brunetowi ciepły uśmiech.
Kolejne zdanie mężczyzny nieco ją przestraszyły, bacznie przesunęła spojrzeniem po sylwetce towarzysza, by po chwili nieco się przysunąć i złapać go pod ramię. Ponoć nowe znajomości mogą być dobre - nie powinno usilnie trzymać się swoich przekonań lub obaw. Candie często patrząc przez „różowe okulary” na świat, mogła nie dostrzegać czyhających za rogiem niebezpieczeństw. Nie mniej jednak Alfie Buxton nie wydawał się zwyrolem pragnącym dopaść niewinne stworzenia na swojej drodze - sprawiał wrażenie dobrego i uczynnego człowieka. Mogła się mylić, choć intuicja blondynki jeszcze nigdy przedtem jej nie zawiodła. - Lubisz bajgle? - przekręciła łepetynę na bok, jasnymi tęczówkami wodząc po bladej cerze rezydenta. - Nie miałbyś ochoty, przegryźć coś przed poszukiwaniami? - rzuciła, albowiem nie przemyślała swojej ucieczki - jak zwykle śniadanie zrzuciła na drugi plan - co ona by poczęła bez gorących bajgli oblanych mleczną czekoladą?
ambitny krab
nick autora
brak multikont
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Powinien jak przystało na lekarza, trzymać się suchych faktów. Nie wolno było mu ich okadzać uczuciami bądź emocjami, a tym bardziej traceniem głowy z powodu zaginięcia szczura. Nie mógł wędrować dalej niż poza granice mózgu, który przecież pracował jak jedna z najdoskonalszych fabryk. Alfiemu Buxtonowi wypadało być człowiekiem nauki i racjonalnego myślenia, a to nie szło w parze z tą egzaltowaną rozpaczą, która pchnęła do jednej z tych desperackich prób zaczepienia kobiety.
Tyle, że z drugiej strony- a od dziecka uwielbiał tę lewą, rewersy i tak dalej- istota szara w mózgu nadal była okrutną wręcz tajemnicą, a miał wrażenie, że ten szczur wlazł do niej i dlatego nie potrafił mu odpuścić. Był w jego uczuciach tak zakotwiczony, że dla tego zwierzaka zrobiłby wiele. W końcu to on towarzyszył mu, gdy został rodzinnym wygnańcem i teraz nagle po prostu miało go zabraknąć.
Ot tak, zupełnie jak więzi Alfiego Buxtona z rodziną.
Nic więc dziwnego, że słowa dziewczyny wlały w jego serce odrobinę ciepła, które szybko rozprzestrzeniło się po jego ciele. Ach, więc to był taki typ dziewczyny.
Uśmiechnął się lekko.
- Pozytywne myśli to moja pięta achillesowa. Uwielbiam zatracać się w pesymizmie francuskich twórców- aż sobie westchnął z tej okazji, ale przecież nie był aż tak niewychowanym człowiekiem, by zatracać damę swoimi problemami, które piętrzyły się niemal bez końca. Najwyżej nawet ufanie racjonalizmowi i posiadanie trzeźwego spojrzenia na świat nie chroniło przed całkowitą degrengoladą.
Może z tego powodu bajgle zdawały się być idealnym pomysłem, zwłaszcza w towarzystwie dziewczyny, która zaoferowała mu pomoc. Brzmiało to jak jeden z tych scenariuszy, w którym miksował się Paryż, Nowy Jork i odrobina zbyt parnego Lorne Bay, które faktycznie potrafiło być zanadto obezwładniające i ogłuszające z tym swoim ciasnym światopoglądem.
- Chętnie skosztuję je z panią, ale pozwoli pani- i wyciągnął dłoń, by formalności stało się zadość. - Alfie Buxton- jego kuzyni często wrzucali między imię i nazwisko tytuł lorda, by podkreślić jak bardzo wyjątkowym rodem są, ale jemu wydawało się to zanadto przesycone pewną nutką protekcjonalności, a on był od niej daleki.
Jednak wypadało się przedstawić, by dziewczę wiedziało, że w istocie nie ma złych zamiarów. Jedyne jakie posiadał, były związane ze znalezieniem szczura, którego zamierzał nagrodzić pysznymi ziarnami, jeśli faktycznie spełni się przepowiednia tej nieznajomej i zwierzę powróci, bo tak naprawdę szukało pana.
Czy on w ogóle się na niego nadawał będąc tak bardzo sobą?
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Dobrze jest spotkać na drodze osobę, która potrafi sprawić, że nagle zapomina się o własnych problemach. Candela po raz pierwszy to odczuła, pierwszy raz przy kimś nowym; nieznanym, tajemniczym. Było to uczucie zaskakująco miło-inne. Przestała myśleć, przestała analizować wszystkie otaczające ją traumy i nieustające przygnębienie. Teraz liczyło się odnalezienie szczura, ale czy na pewno? Ponoć najlepsze relacje, to te naturalne - bez ciągłego przyspieszania, pchania na siłę do przodu. Jasne, nie znała Alfiego - przez większość rozmowy, nie miała nawet pojęcia kim właściwie jest jej towarzysz - lecz nieświadomie odnajdowała w tej chwili - coś, czego od miesięcy jej brakowało. Nie była w stanie jeszcze tego nazwać, a tym bardziej sprecyzować - jednakże odkrywała w tym wszystkim wiele zalet. - Candela Fitzgerald. - odpowiedziała zaraz po przedstawieniu się bruneta i z uśmiechem poprowadziła go do jednej ze swoich ulubionych knajp. Tam, udało się zdążyć aby zjeść ulubione bajgle dziewczyny, a później mocniej skupili się na poszukiwaniach oraz rozmowach. Od tak; bez żadnych pretensji czy zahamowania.

koniec <33
ambitny krab
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ