cukierniczka & właścicielka firmy — sugar bakeshop & hopeless.pl
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Everything is hopeless, but we manage anyway.
#numer

Dobra, trzy dwa jeden start. Chociaż Jayanti bywała tutaj przed wprowadzką, wciąż musiała się przyzwyczaić do mieszkania na wsi. No dobra, może i to do końca wieś nie była, ale z rodzicami mieszkała w innej dzielnicy, a tutaj… no tutaj wszystko było kompletnie odwrotne od tego, co znała ze swojego rodzinnego domu. Zamiast szarego muru, były ciekawe cieplejsze panele na bokach. Była weranda, na której można było usiąść, wypić razem kawę, postawić jakąś huśtawkę, czy zorganizować nawet grilla. Przed jej domem co najwyżej wisiało napięcie, bo każdy się bał wejść do domu, w którym nigdy nie było wiadomo, na jakie wieści można trafić. Tu była zieleń i pola, na które można było sobie wędrować, a tam sąsiedzi i ich oceniające spojrzenia. A w środku? Nie było tego zapachu kojarzącego się ze szpitalem, który zawsze u nich wisiał. Nie było medycznych rzeczy, które pomagały jej bratu myć się, jeść, czy funkcjonować zwłaszcza w ostatnim stadium jego choroby. I nie było jej pokoju zrobionego na szybko, byle jak, bo dziecko się rodzić i gdzieś musi spać, a potem kto ma czas to remontować i meblować w jej stylu. Tu miała pokój totalnie po swojemu. Kuchnię bez wspomnień o płaczącej mamie, czy łazienkę, do której się bała wejść. Ten dom był wolny od tych wspomnień, więc uwielbiała go, mimo spróchniałych desek gdzieniegdzie, cieknącego dachu, osypującej się gdzieś ściany. Był idealny. No i miała kuchnię, w której w trakcie pieczenia Dżaja stawała się jej królową. Tak było i teraz, kiedy Harper wróciła do domu!
- Hej, przygotuj się, przypadkiem zrobiłam dwa czekoladowe ciasta, więc jeden z nich możemy zjeść. Śmiało, możesz nawet dodać napis jaki tylko ci się wymarzy! Albo mi powiedzieć jaki, to ja zrobię - zaoferowała, bo kto nie kocha ciasta czekoladowego? No szaleńcy.
ur my type (of blood)
nick autora
cami, nico, remi
dziennikarka śledcza — The Cairns Post
24 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Po skończonym stażu zdobyła swój wymarzony zawód dziennikarki śledczej. Grzeczne pidżama party z przyjaciółkami powoli zamienia na mniej grzeczne wieczory z Nico, w którym powoli się zakochuje, ale przez różowe okulary na nosie nie dostrzega, jak niewiele o nim wie.
Harper z kolei spędziła na wsi całe swoje życie. Ale to nie fakt, że jej rodzinny dom znajdował się parę kilometrów dalej sprawiał, że tak dobrze się tutaj odnajdywała. Lubiła myśleć o sobie, że ma po prostu vintage vibes, ale tak naprawdę nie wyobrażała sobie obecnie swojego życia bez porannych kawek na werandzie i swojej plantacji pomidorów. Yup, Harps bardzo kochała swoje rośliny. Oczywiście często powtarzała, jak to jej się nie marzy wielki świat i wielka kariera… ale wypowiadając te słowa czuła, że to jedna wielka ściema. Tutaj czuła się najlepiej, a opowieściami o świecie na ten moment raczyła ją głównie Scarlet z racji jej powrotu do pracy przy wykopaliskach. Dodatkowo Harper lubiła otaczać się ludźmi, a tu, w tym rozwalającym się domu, miała ich pod dostatkiem. Wiadomo, nie zawsze było w pełni kolorowo, ale grunt że koniec końców wszystkie trzymały ze sobą sztamę. Choć akurat dziś Harper wolała trzymać bezpieczny dystans, bo od paru dni męczyła się z lekkim przeziębieniem. Do tej pory jako tako dawała radę pracować, ale dziś uznała, że koniec wygłupów i wreszcie odwiedziła lokalną przychodnię. Dostała zwolnienie do końca tygodnia, długa listę lekarstw do wykupienia i oficjalnie mogła już legnąć w pieleszach.
– Heeej – jęknęła zachrypnięta kiedy wtoczyła się do domu. Wyglądała kiepsko – miała podkrążone oczy, a jej nos wyglądał tak, jak gdyby rąbnęła go Rudolfowi. – Przypadkiem to ja ostatnio ugotowałam za dużo makaronu do rosołu - odparła z lekkim rozbawieniem, ale jako że była prostym człowiekiem – usłyszała „czekoladowe ciasta”, to od razu wyrosła u boku Jayi. – Może… – przerwała, odwracając głowę i parokrotnie odkaszlnęła. - …’fuck my life’, albo coś w tym stylu. Albo ‘i am walking disaster’ – wysiliła się na lekki uśmiech. – Życie mi ratujesz tym ciastem, tak mnie boli gardło, że niczego innego chyba nie przełknę przez kolejny tydzień. Goood, marzę o tym, żeby sobie coś wstrzyknąć, cokolwiek co uśmierzy ból – jęknęła teatralnie, po czym ułożyła ciężką od bólu głowę na blacie kuchennym.
cukierniczka & właścicielka firmy — sugar bakeshop & hopeless.pl
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Everything is hopeless, but we manage anyway.
A Dżaja w sumie nie do końca wiedziała jak to jest mieć taką rodzinę… być tak blisko, uczestniczyć w swoim życiu. No jasne, jej krew pępowinowa, a potem krew z żył, szpik kostny i kilka innych rzeczy krążyły ostatecznie w ciele jego brata, więc można powiedzieć, że dość głęboko się w te rodzinne więzi powbijała, ale tylko na biologicznym poziomie. Na tym psychicznym zawsze była pozostawiona sama sobie, swoim myślom, lękom i emocjom. Bo po co opowiadać rodzicom że w twoim pokoju w szafie chowa się chyba jakiś potwór, kiedy prawdziwy lęk wzbudzała maszyneria, do której był podłączany jej brat. Pewnie dlatego nigdy nie jarała się Transformersami, maszyny ją zawsze jakoś bardziej przerażały niż fascynowały. I pewnie dlatego nie miała Thermomixa. No dobra, dlatego też że po prostu nie miała na to hajsu, przynajmniej póki co, ale to jest trochę niepokojące ,że w jednej rzeczy można robić wszystko, od zupy po kotleta, okej. I widziała zbyt wiele części Oszukać Przeznaczenie, żeby z lekkim sercem wpakować rękę do środka…
- Ojej, nie brzmisz zbyt dobrze. Chcesz gorącą herbatę albo czekoladę? - zapytała, bo w sumie jej też zaświtała w głowie bardzo duża ochota na taką gorącą czekoladę! Może i w Australii zaczynała się wiosna, ale reszta świata miała początek jesieni lub zimy, mogły być solidarne.
- Oj tam, nie zmarnowało się, wykorzystałyśmy - rzuciła, bo przecież jedzenie się nie marnuje, a już na pewno nie pod jej czujnym okiem. I taką ilością osób przewijających się przez ten dom, oczywiście…
- Dobra, idę w to drugie - zdecydowała biorąc rękaw cukierniczy z mniejszą końcówką i powoli kreśląc litery na cieście. A jak skończyła, uśmiechnęła się sama do siebie.
- Powinniśmy mieć jeszcze jakąś aspirynę, czy coś - odpowiedziała, oczywiście nieświadoma tego że jest jakieś drugie dno - a byłaś u lekarza? Może powinni cię osłuchać… - dodała zmartwiona, a potem wyciągnęła im po talerzu i po łyżce, no a potem zabrała się za krojenie ciasta, o.
ur my type (of blood)
nick autora
cami, nico, remi
dziennikarka śledcza — The Cairns Post
24 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Po skończonym stażu zdobyła swój wymarzony zawód dziennikarki śledczej. Grzeczne pidżama party z przyjaciółkami powoli zamienia na mniej grzeczne wieczory z Nico, w którym powoli się zakochuje, ale przez różowe okulary na nosie nie dostrzega, jak niewiele o nim wie.
Przerażające było to, że byli na świecie ludzie, którzy w taki sposób selekcjonowali dzieciaki, na ważniejsze i mniej ważne. W zasadzie Jaya była więźniem, swoich rodziców, ale i własnego ciała poniekąd – pewnie nie mogła nawet jak inne dzieciaki wspinać się po drzewach i robić fikołków na trzepaki w obawie, że coś jej się stanie i wtedy „lepsze dziecko” będzie zagrożone… Choć i tak było, co też było chujową sprawą. Tu, na farmie, Harper bardzo starała się stworzyć i utrzymać rodzinną atmosferę. Przed świętami zawsze spotykały się jednego wieczora, żeby wręczyć sobie prezenty i wspólnie napić się winka, czasami jadały rodzinne śniadania albo obiady… Ale wiadomo, to nie zastąpi tej podstawowej komórki, w której dorastamy i od której czerpiemy najwięcej. No a Jaya pewnie zaczerpnęła od swojej rodziny głównie myśl, że jest ubezwłasnowolniona i jej życie ma tylko jeden określony cel.
– Może herbatę na rozgrzanie, smaku czekolady i tak pewnie nie poczuję przez bolące gardło, więc po co marnować – no człowiek wyjdzie ze studiów, ale studia i studenckie nawyki z człowieka nigdy. Poza tym co to za przyjemność z czeksy, skoro nie czujesz się po niej jakbyś miała dostać cukrzycy.
Przez chwilę uważnie obserwowała jak Jaya czyni swoje cuda na cieście. Od razu jej się zrobiło lepiej, każdy człowiek lepiej się czuł widząc ładne rzeczy. – Aspiryna tu nie pomoże. Bardziej jakaś… morfina, czy coś – nie to, że się znała, ale oglądała zbyt wiele seriali medycznych, żeby nie wiedzieć że ta potrafi całkiem nieźle znieczulić. – No właśnie byłam, nie mam nic w płucach. To jakiś wirus, czy coś tam – machnęła ręką, nie było to teraz ważne. – No, ale a propos aspiryny… i ogólnie, białego proszku. Na przykład takiego w woreczku strunowym – zaczęła temat, trochę głupkowato się śmiejąc. – Jeżeli byś go szukała, to… jest u mnie – dodała nieco niepewnie. Trochę nie wiedziała, jak inaczej zagadać, bo „hej Jaya, nie zgubiłaś ostatnio swoich dragów?” wydawało jej się jakieś takie… nie na miejscu.
cukierniczka & właścicielka firmy — sugar bakeshop & hopeless.pl
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Everything is hopeless, but we manage anyway.
Ale czy to naprawdę było tak szokujące? Czy jednak większość rodziców ma swój ranking ulubionych dzieci, które w jakiś sposób wpisują się w wymarzony przez nich obraz, wizję którą chcą realizować. Czasami to niespełnione ambicje z dzieciństwa przelewane na dzieci, kiedy rodzice wypychali je do sportu, konkretnej kariery czy edukacji, a czasami wręcz przeciwnie, ktoś zamiast iść na terapię i przepracować swoje traumy, wyżywa je na swoich dzieciach. A czasami rodzice wciąż są dziećmi i po prostu traktują życie jak zabawę w dom. W sumie w Friends można zobaczyć te wszystkie przykłady. Jayanti miała też problem z nienawiścią do swoich rodziców za to, bo kim była żeby ich oceniać? Kiedy mieli jedno dziecko, które zachorowało, którego nie mogli uratować ani mu pomóc… no to łamie człowieka, przenosi go w stan desperacji i zafiksowania się na tym, żeby go uratować. Inne rzeczy gdzieś się zacierają w tle. Jaya wiedziała, że powinni byli zachować się inaczej, a ona zasługiwała na więcej, ale kurcze… robili wszystko najlepiej jak myśleli. Nawet jeśli jak widać, skrzywdzili tym swoją córkę, a syna stracili…
I tak, zdecydowanie była pod takim kloszem. I dlatego, że przecież nie mieli czasu jeździć po dodatkowych szpitalach, ani po zajęciach pozaszkolnych. Pewnie dlatego tak dobrze jej wychodziło w kuchni, tam mogła się wyżyć artystycznie skupić na jakimś projekcie, a przy okazji dostać poklepanie po głowie od rodziców, że coś dobrego ugotowała albo upiekła. Chociaż tak mogła się im przydać, skoro zawiodła w misji ratowania.
- Mówisz masz. Mogę ci dolać trochę rumu, moja babcia mówiła że herbata z prądem jest dobra na przeziębienia - zaoferowała, bo znała wiele takich smaczków i detali od swojej babci, ale nie wiedziała ile z nich jest prawdziwe. No ale hej, herbata z miodem i cytryną w trakcie choroby jeszcze nikomu krzywdy nie wyrządziła, heh.
- Oh aż tak poważnie? Może cię zawiozę na izbę, żeby się tobą lepiej zaopiekowali? - zapytała z troską, oczywiście nie doszukując się tu drugiego dna. A już na pewno nie takiego o jakim myślała akurat Harper. Zdecydowanie dragi nigdy jakoś jej nie porywały…
- Proszku w worku strunowym? Trzymam proszki do pieczenia tylko w swoim metalowym pojemniku - odpowiedziała od razu, nawet nie wiedząc że Harper może mieć na myśli jakikolwiek inny proszek! A potem zmarszczyła brwi i spojrzała na nią zdziwiona - a coś robiłaś z moim proszkiem, że teraz muszę go szukać? - zapytała, zastanawiając się czy może Harps próbowała z nim jakichś eksperymentów, maseczek czy czegoś. No dziwna sprawa!
ur my type (of blood)
nick autora
cami, nico, remi
dziennikarka śledcza — The Cairns Post
24 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Po skończonym stażu zdobyła swój wymarzony zawód dziennikarki śledczej. Grzeczne pidżama party z przyjaciółkami powoli zamienia na mniej grzeczne wieczory z Nico, w którym powoli się zakochuje, ale przez różowe okulary na nosie nie dostrzega, jak niewiele o nim wie.
Nie bez przyczyny mówi się, że większość traum wynosi się z domu. Zwłaszcza takiego, w którym dzieci po prostu się odchowywano, a nie wychowywano, a temat zdrowia psychicznego w ogóle nie istniał. Bo też nie ma co ukrywać, w natłoku codziennych spraw, pracy, miliona obowiązków często nie da się zapewnić wszystkim dzieciakom poświęcania tej samej ilości uwagi i zaspokajania po równo wszystkich potrzeb. U Callaway’ów było o tyle ciekawie, że różnica wieku pomiędzy najstarszym synem, Robinem, a najmłodszą Harps wynosiła ponad 10 lat. Dlatego rodzice mogli skupić się na kolejnym dziecku, kiedy starsze wyfruwały z domu, ale jednocześnie wiązało się to ze słabszą więzią pomiędzy tymi skrajnymi dzieciakami. Na pewno każde z Callawayów w pewnym momencie swojego życia czuło się mniej zauważane czy ważne. Nawet mama Callaway, która nie pracowała zarobkowo, tylko fizycznie, w domu przy dzieciakach, nie miała aż takiej podzielności uwagi, żeby po równo obdzielać uwagą każde z dzieciaków. A już najgorszej było wtedy, kiedy na starsze zrzucało się obowiązek opieki nad młodszymi, zupełnie tak jakby to był ich obowiązek. Niemniej, ostatecznie Harper również miała poczucie, że jej rodzice zrobili wszystko, co w tamtych czasach mogli, aby dzieciakom żyło się jak najlepiej.
- No dobra, to może faktycznie kapkę tego rumu poproszę. Wszyscy wiemy, że babcie mają najlepsze sposoby na wszystkie choroby – odparła zdecydowanie. Cytryna i miód też były spoko, ale nie wiedziała ile musiałaby tego wcisnąć do herbaty, żeby ją kopnęło i postawiło na nogi.
– Niee, daj spokój. Zostawmy izbę dla naprawdę poważnie chorych – machnęła ręką, posyłając Jayi nerwowy uśmiech. A kiedy usłyszała o metalowym pojemniku, wyciągnęła się jak struna i badawczo przyglądając się współlokatorce, bo to zdecydowanie pasowało do jej teorii. Teorii, która co prawda powstała w jej głowie kiedy najebała się z Morgan i kiedy rozkminiały też, czy barmani w Shadow nie dosypują do drinków dragów, żeby uzależnić od nich klientów. W każdym razie, mimo że Morgan starała się wybić Harper ten pomysł z głowy, to… co jej szkodziło to zweryfikować na własną rękę? Najwyżej wyjdzie na idiotkę, ale to zawsze o jedną potencjalną właścicielkę woreczka mniej.
– Ja? Nie, ja nic nie robiłam z twoim proszkiem. Myślałam, że ty robiłaś… z takim innym proszkiem. Takim, po którym wypieki wychodzą nie tylko w kuchni, tylko wiesz – przechyliła się w jej stronę i poklepała się po policzkach. – Wiesz, ja nie oceniam. Tylko znalazłam ten biały proszek w małym woreczku i leży sobie taki bezpański… Może ktoś go szuka, bo lubi albo bez niego i bez kasy za niego ktoś wyżej postawiony się wkurzy, bo pomyśli że ktoś go okradł. Różnie to w życiu bywa – dodała wpatrując się uważnie w Jayę.
cukierniczka & właścicielka firmy — sugar bakeshop & hopeless.pl
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Everything is hopeless, but we manage anyway.
Jest to prawda. Traumy sprawiają, że człowiek jest też bardzo zabawny, sarkastyczny, cyniczny, z dystansem do samego siebie i świata. Poza tym hej, no jak inaczej stać się interesującym człowiekiem albo artystą? No Jaya nie miała okazji się przekonać, jej rodzina była wyjątkowo cóż… oryginalna w tej kwestii. Gdzie jakieś zdrady i rozwody. Nie nie, u niej musiała cała naukowa, skomplikowana procedura, poświęcenie i… no szkoda gadać.
- Już podaję - rzuciła, po czym zabrała się za przygotowywanie herbaty z prądem według starego, dobrego przepisu, który znały chyba wszystkie babcie. Ale przynajmniej nie smarowała Harps gęsim smalcem, ani nie kazała jej wpierdalać czosnku z miodem i mlekiem… albo cebulą? No nigdy nie byłam dobra w te inne, nieco bardziej obleśne wersje domowej medycyny.
- No to jak nie robiłaś nic z moim proszkiem, to obawiam się że nie wiem czyje są te proszki w woreczku. Zamawiam w dużych opakowaniach, bardziej się opłaca - wyjawiła, oczywiście otwierając szafkę i pokazując jej większe opakowania proszku do pieczenia, firmowe, a nie przypominające koks.
- Ale jakim innym proszkiem? Nie mam nawet proszku do prania, wole płyny - przypomniała jej, z lekkim rozbawieniem. - Harps? O co chodzi z tym proszkiem w woreczku? Skoro to nie twoje, ani nie moje…. - zmrużyła lekko oczy - chwila, moment. Czy ty mówisz o narkotykach? - zapytała, ściszając nieco głos, bo co za dziwne rzeczy!
ur my type (of blood)
nick autora
cami, nico, remi
dziennikarka śledcza — The Cairns Post
24 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Po skończonym stażu zdobyła swój wymarzony zawód dziennikarki śledczej. Grzeczne pidżama party z przyjaciółkami powoli zamienia na mniej grzeczne wieczory z Nico, w którym powoli się zakochuje, ale przez różowe okulary na nosie nie dostrzega, jak niewiele o nim wie.
Harper łapczywie wzięła parę łyków tej cudownej mikstury, którą sporządziła jej Jaya. Albo to był efekt placebo, albo Jaya potraktowała ten napar jakimś podwójnym rażeniem, ale Harps miała wrażenie że już po dwóch, trzech łykach czuła się już o wiele lepiej!
– Wow. Faktycznie są duże – musiała uczciwie przyznać, kiedy Jaya zaprezentowała jej swój proszek. Oczywiście zbiło to trochę z tropu Harperkę, bo o wiele łatwiej by było, gdyby sprawa tajemniczego woreczka strunowego wyjaśniła się tu i teraz. Oczywiście nie zamierzała donosić na Jayę, na pewno zaproponowałaby przegadanie potencjalnych możliwości rozwiązania tej sprawy… jeśli tylko Jaya okazałaby się dilerką, a wiele wskazywało na to, że miała do czynienia z dilowaniem tyle, co Harper z niewyciąganiem pochopnym wniosków.
Czekała cierpliwie aż Jaya przeprowadzi swój mały wywód, uważnie obserwując przy tym współlokatorkę. Kiedy Jaya w końcu wypowiedziała słowo-klucz, Harper aż sama się zgarbiła, jakby to miało sprawić, że stanie się niewidzialna i przez nikogo innego nie słyszana.
– Ciiii. Tak. Chyba tak, to znaczy nie do końca wiem, bo nie próbowałam. Ale znalazłam je kiedyś u nas w mieszkaniu, wciśnięte między poduszki na kanapie -wyjaśniła pospiesznie. – Ale co innego mogłoby być białym proszkiem w woreczku strunowym, jeśli nie jakieś dragi? No i wiesz, ty codziennie masz do czynienia z duuużymi ilościami proszku… a to może wywoływać głupie skojarzenia. Bardzo głupie – było jej teraz wstyd, że wpisała Jayę na swoją listę podejrzanych, dlatego zrobiła przepraszającą minę, licząc na łagodne potraktowanie przez Jayanti.
cukierniczka & właścicielka firmy — sugar bakeshop & hopeless.pl
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Everything is hopeless, but we manage anyway.
Niee, to zdecydowanie było przygotowanie napoju z miłością! Nie żeby Harper na to zasłużyła, jako osoba, która posądzała ją tutaj o jakieś nielegalne interesy. No bezczelna, nie ma co! A poza tym rum jednak przyjemnie rozgrzewał, więc w połączeniu z miodem i cytryną tworzył bardzo kojącą mieszankę. No i przecież samo picie przyjemnej, ciepłej herbaty poprawiało nastrój, co nie.
- Ale to Twoja kuchnia, przecież widziałaś je już wiele razy - dodała, rozbawiona bardzo. Jaya nie była jedną z osób, które chomikowały rzeczy w plastikowych torebkach. O wiele bardziej wolała pudełka, słoiczki, etc. Było to bardziej urocze i o wiele bardziej praktyczne.
- Jak to cii - pokręciła głową - w tym domu są jakieś narkotyki? Przecież możemy mieć problemy! Ktoś może pomyśleć, że to nasze, albo jakaś szalona mysz może się do nich dobrać i zacząć nas atakować, no pamiętasz jak w Brooklyn 99 te szczury się dobrały do ich magazynu koki? No teraz nie zasnę spokojnie! - no aż się za serce złapała, oczywiście idąc w najbardziej bzdurną wizję, ale co ona wiedziała o narkotykach? Nigdy nie brała. Nie brała takich nielegalnych znaczy się. W szpitalu dostawała różne leki, znieczulenia i tak dalej, ale to tylko nastawiło ją sceptycznie do leków i ćpanka. I tak miała organizm przez to dość mocno nadwyrężony w dzieciństwie, wystarczy jej.
- Ale myślisz że kto to zgubił? Ktoś niedawno, czy na jakiejś z imprez? - zmarszczyła lekko brwi. - Czy to są dragi czy nie, chyba lepiej się tego pozbyć. I zostawiłaś na nich odciski palców? Trzeba je zmazać… - uniosła brwi, bo przecież… no jej mózg poszedł w dziwne rejony. - Ale nie takim proszkiem! Z mąką, z proszkiem do pieczenia, z cukrem pudrem, sproszkowanymi migdałami albo orzechami innymi… ale nie takim! W kuchni nie używa się kokainy odkąd coca-cola przestała ją dodawać do swoich butelek - no zmarszczyła brwi, bo słowa Harper brzmiały tak absurdalnie.
- I czyli co, wyglądam ci na dilerkę? - no zapytała zdezorientowana… i nieco jednak rozczarowana postawą Harper. I odrobinę urażona…
ur my type (of blood)
nick autora
cami, nico, remi
dziennikarka śledcza — The Cairns Post
24 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Po skończonym stażu zdobyła swój wymarzony zawód dziennikarki śledczej. Grzeczne pidżama party z przyjaciółkami powoli zamienia na mniej grzeczne wieczory z Nico, w którym powoli się zakochuje, ale przez różowe okulary na nosie nie dostrzega, jak niewiele o nim wie.
Harper aż przymrużyła oczy i zaczęła rozglądać się po całym pomieszczeniu, kiedy Jaya tak wprost mówiła o NARKOTYKACH. Jakby obawiała się, że miały tu podsłuch i za chwilę psy zrobią im najazd na chatę, przygwożdżą im kolanami głowy do ziemi i zaczną się wydzierać, że wszystko co powiedzą może zostać wykorzystane przeciwko nim. Taaa, Harper zdecydowanie powinna oglądać mniej filmów na Netflixie…Zwłaszcza tych kiepskich klasy B.
– Ja nie wiem ile ich jest, okej? Znalazłam jeden woreczek strunowy… nienadgryziony, więc chyba jesteśmy bezpieczne – aż przełknęła ślinę wyobrażając sobie atak myszy naprutych koksem, które rzucają im się do gardeł. Niestety Jaya nie była w tym duecie tą bardziej racjonalna stroną, więc tak stały i nakręcały się wzajemnie swoimi wizjami – Jaya wizją o szczurach, Harper wizją o tym, że to Wyland była dilerką. O czym nawet nie wiedziała, jak się właśnie okazywało!
– Nie wiem, ostatnia impreza tutaj była już jakiś czas temu. To byłoby bardzo dziwne, gdyby nikt do tej pory tego nie znalazł przede mną – zmarszczyła brwi, jakby próbowała sobie odtworzyć w głowie przebieg ostatnich miesięcy na farmie. – Nooo… oczywiście, że zostawiłam! Wymacałam to z każdej strony, o Jezu, teraz to naprawdę mnie przyskrzynią – zaczęła nerwowo wiercić się na swoim stołku. – Jak skutecznie zmazać swoje odciski? Nie wierzę, że zwykłą ściereczką wystarczy, tak jak to robią na filmach – i wyjęła telefon, żeby wygooglować. Wiadomo, tam znajdują się odpowiedzi na wszystkie pytania, łącznie z tym czy ma się raka mózgu.
Słuchają kolejnych słów Jayi zrobiła skruszoną minę. – Nie! Nie wyglądasz. Chociaż w sumie może trochę, bo dilerzy są piękni, żeby przyciągać do siebie ludzi – wypaliła, dopiero po chwili gryząc się w język. – Nie, nie to miałam na myśli! Okej, upiłam się jakiś czas temu i mój pijacki umysł znalazł powiązanie pomiędzy tymi dragami a tym, że używasz proszku do pieczenia w swojej pracy – wydusiła z siebie w końcu. – Przepraszam? – dodała cichutko, czekając na wyrok, który w sumie mógł być tylko jeden: głupia Harper.
No i laski tego dnia nie dowiedziały się, czyje to były dragi, za to dowiedziały się tego, że Harper bywała głupiutka jak but, o.

/zt x 2
ODPOWIEDZ