właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
001.
Jego doświadczenie w byciu barmanem opierało się na tych wszystkich razach, gdy pomagał bratu, kiedy w The Woolshed były braki kadrowe. Takich sytuacji kilka się zdarzyło, ale trudno było mówić o tym, żeb znał się na rzeczy. Na zarządzaniu biznesem nie znał się wcale. Przez ostatnie dwadzieścia lat gasił pożary i jedyne, czym zarządzał to podlegającym mu zespołem strażaków. Przynajmniej tyle potrafił. Nie było to jednak zbytnie pocieszenie w obliczu wyzwań, które przed nim stały. Co prawda, w czasie, gdy smacznie sobie spał, a później regenerował się po przebudzeniu się, klub jakoś prosperował, głównie dzięki pomocy jednej z jego sióstr, ale nie mogła dłużej odkładać swojego życia na bok, żeby zajmować się tym, co pozostawił po sobie Clay. Teraz za sterem musiał stanąć Aldred.
Dzisiaj robił to spędzając większość wieczoru, przeradzającego się powoli w noc, na zapleczu. Przez te miesiące zrobił się tam straszny bałagan i trudno było się rozeznać w tym czego mają za dużo, czego za mało, a czego w sam raz. Była to czasem zabawna, czasem bolesna wędrówka przez wspomnienia i stłuczone butelki, bo komuś spadła kiedyś cała partia szklanek i nie zostało to dobrze posprzątane. Udało mu się jednak zrobić jako taki porządek i zrobić listę z zapotrzebowaniem na składniki, których im brakowało. Clay stworzył całkiem niezły system na przestrzeni lat, więc Aldred miał ułatwione zadanie w kwestii tego, co powinni mieć na stanie i w jakich ilościach. Na razie było za wcześnie na wprowadzanie jakichkolwiek własnych pomysłów i zmian. Wynurzył się z tyłów po dobrych siedmiu godzinach roboty, gdzie przywitał go szot od jednej z barmanek, która chwilę później wyciągała mu pajęczyny z włosów. Kręcił się na tyłach obszaru za barem i głównie podawał reszcie załogi to, czego potrzebowali. Jego odporność na alkohol znacząco spadła na przestrzeni ostatnich miesięcy, więc po trzech takich rundkach pitych z resztą obsługi, był lekko wstawiony. W pewnym momencie kelnerka wcisnęła mu torebkę, mówiąc, że zostawiła ją kobieta, która chwilę temu wyszła i może Redowi uda się ją dogonić. W drodze na zewnątrz zerknął na dowód, żeby zobaczyć kogo ma szukać i go zatkało. Aż zapomniał o bólu nogi, który odczuwał i po zlokalizowaniu kogoś, kto mógł być właścicielką torebki, pognał za nią. Szła w stronę ciemnej uliczki, sama, zmierzając pewnie do swojego domu. Nie był pewien dlaczego właśnie na to liczy.
Hej, mała! — zawołał za nią. To nie tak, że zapomniał jak ma na imię, nigdy nie mógłby tego zrobić, w tej całej pogoni i mieszance bardzo różnych emocji jakoś samo tak wyszło. Na tekst zaczynający się właśnie w ten sposób kiedyś ją wyrwał. Nie wpadł na to jak opacznie może zostać odebrany. — Zaczekaj! — krzyknął, kiedy się do niej zbliżył, chcąc by się zatrzymała, bo wcześniej tego nie zrobiła. — Mam coś dla Ciebie — dodał, jak gdyby to właśnie miało ją przekonać do stanięcia w miejscu i obrócenia się w jego stronę. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, że było to niemal fizycznie boleśnie. A może to po prostu jego noga odzywała się pomimo napływu adrenaliny?
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
001.
Powrót do Lorne Bay okazał się zadziwiająco prosty. Trudniejsze oczywiście było rozpakowanie rzeczy, które nadal w większości trzymała w kartonach stojących w jej salonie oraz ogarnięcie się z nową pracą. Nigdy do tej pory nie była człowiekiem prowadzącym jakikolwiek biznes. Rzadko też brała odpowiedzialność za kogoś innego niż za samą siebie, bo swojego młodszego brata nie liczyła. Teraz jednak musiała odnaleźć się w nowej roli i odrobinę ją to przerażało, bo w końcu sukces tego wszystkiego miał wpływ nie tylko na jej życie, ona jakoś sobie na pewno poradzi. Ale zatrudniała przecież ludzi, którzy na tę pracę liczyli. A odpowiedzialność była czymś, co ją odrobinę przytłaczało.
Teraz jednak starała się o tym nie myśleć. Wyszła z grupką znajomych na drinka albo pięć, ale w sumie nie wiedziała, na ilu ostatecznie się skończyło — nawet nie próbowała liczyć. Wybór miejsca nie był do końca przypadkowy, chociaż przecież nie do końca też celowy czy podyktowany jakąkolwiek nadzieją lub sentymentem. Po prostu, miała całkiem miłe wspomnienia z tym barem i pierwszy wpadł jej do głowy, gdy padło pytanie, gdzie idą. Ich grupka nieco się rozrosła, gdy znajomi wpadli na innych znajomych, a część z nich nieco zaczynała ją drażnić. Dlatego podeszła do baru, wypiła jeszcze jednego szota tequili i uznała, że czas do domu. Musiała wytrzeźwić, aby dotrzeć do pracy w dobrym stanie i móc zająć się stertą papierów, która na nią czekała, a potem poprowadzić zajęcia. Nie zauważyła nawet, że wychodząc w pośpiechu, zostawiła na barze torebkę.
Gdy wyszła na zewnątrz poczuła, że jest zdecydowanie bardziej pijana niż jej się wydawało w środku. Wzięła ze dwa głębsze oddechy i ruszyła jednak przed siebie, aby jak najkrótszą drogą dotrzeć do swojego domu, wziąć prysznic, wypić elektrolity i iść spać, jak na odpowiedzialną kobietę sukcesu (przyszłego) przystało. Wiedziała, że czeka ją dość długi spacer, więc liczyła, że to również wpłynie pozytywnie na jej stan. Spięła się nieco, gdy usłyszała za sobą dość szybkie korki, jednak szybko zignorowała to dziwne uczucie, które jednak powróciło zdecydowanie mocniejsze, gdy usłyszała za sobą męski głos. Przyspieszyła odrobinę, jednak fakt, że była pijana w połączeniu z tym, że miała na nogach szpilki, nieco utrudniał przemieszczanie jeszcze szybciej. Nie skupiła się na samym głosie, a już na pewno nie połączyła kropek, które mogłyby przywrócić całkiem miłe wspomnienia. Kolejne słowa wcale nie pomagały, wręcz przeciwnie. I absolutnie nie miała ochoty dowiadywać się, co takiego dla niej ma. Dlatego też, gdy poczuła, że jest już naprawdę blisko, bez większego zastanowienia odwróciła się i dała mu w twarz. Z pięści. Trafiając dokładnie w jego nos. Całe szczęście, że jej krótka spódniczka ograniczała znacząco jej możliwości w tym momencie, bo było stać ją na wiele więcej.
Przestań za mną iść — dodała groźnie, i dopiero wtedy zerknęła na jego twarz. Nie na krew, która zapewne się pojawiła i rzucała się w oczy, ale na samą twarz, którą doskonale znała. — Red? — powiedziała to odrobinę za głośno i zbyt piskliwie. — Kurwa mać, czy ty jesteś nienormalny? — zapytała wyraźnie wzburzona i rozemocjonowana. — Nic Ci nie jest? — najgłupsze pytanie z jej strony w tym momencie. — Mogłam Cię zabić, dlaczego śledzisz kobiety w ciemnych uliczkach? — wyrzucała z siebie słowa bardzo szybko w tym momencie, bo jednak nerwy zrobiły swoje.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Jego życie tak bardzo zmieniło się od czasu, gdy zachodzili do The Woolshed we dwójkę, że miał to słynne wrażenie, iż to wszystko miało miejsce w innym żywocie. Jeszcze na dodatek zmiany te nastąpiły dość nagle, a raczej zwaliły się na niego całą lawiną w jednym momencie — kilka godzin po tym jak wybudził się ze śpiączki. Choć od tego czasu minęło już ponad pół roku, Red wciąż się zbierał i składał tę swoją nową codzienność w całość. O powrocie do starego nie było już mowy, lekarze jednoznacznie przekreślili jego szanse na bycie znów strażakiem. Gdzieś w głębi cieszył się z odebrania tej możliwości, bo gdyby miał wybierać między robieniem tego, co znał i kochał, a trzymaniem dzieła życia jego brata przy życiu, byłby bardzo rozdarty i być może wciąż nie potrafiłby podjąć ostatecznej decyzji. Jednak nie chodziło o samą karierę i nową odpowiedzialność, jaka na nim zaczęła spoczywać wraz z dniem, w którym objął pieczę nad klubem. Musiał zmienić przyzwyczajenia, między innymi sporty, które mógł uprawiać i natężenie tych, których porzucić nie potrafił, choć lekarze mówili mu, że powinien. I, co najgorsze, musiał nauczyć się żyć bez brata. Wciąż łapał się na tym, że chciał do niego zadzwonić i go o coś zapytać i dopiero po kilkunastu sekundach pojawiał się w jego głowie obraz nagrobka. Raz nawet wybrał jego imię na liście kontaktów. Numer okazał się być już wyłączony, a Red, przez łzy usunął Clay’a z listy kontaktów by nigdy więcej tego błędu nie popełnić. Dlatego zobaczenie części swojej przeszłości w postaci Salmy patrzącej na niego z dowodowego zdjęcia było trochę jak odebranie takiego telefonu od czegoś, co uważało się za martwe.
Albo jak cios w twarz, choć była to gorsza z dwóch opcji. Ale w tej chwili znacznie bardziej bolesna. Usłyszał chrzęst kości zanim zdążyły do niego dotrzeć jakiekolwiek inne odczucia, ale sekundę później zalała go fala bólu. I krwi, która buchnęła mu z nosa jak ze szlaucha, którego ktoś rozkręcił na maksa. Przyklęknął na jedno kolano (to zdrowsze), bo nie był w stanie ustać. Czerwona ciecz ciekła mu po twarzy, koszulce i kończyła na bruku.
Ja — przytaknął i wypluł krew, która dostała mu się do ust w międzyczasie. Po chwili zadała mu dużo pytań pod rząd. Docierały do niego powoli i z opóźnieniem, bo ból czegoś, co mógł śmiało uznać za przetrącony nos, przyćmiewał mu umysł. Zaczął więc od końca, który był najświeższy. Poprzednie, wypowiedziane piskliwym głosem, zapytania trochę mu umykały. — Noszę im torebki, które zostawiły przy barze — powiedział ochryple. — Mam nadzieję, że noszą w nich paczkę chusteczek. Albo rolkę papieru toaletowego — dodał i sięgnął po brzeg swojej koszulki, unosząc ją w górę, żeby zatamować krwawienie. Odsłonił tym samym swój umięśniony, pokryty bliznami po wypadku i starych oparzeniach z pracy, brzuch, ale ani myślał o tym by próbować na niego Salmę w tym momencie wyrwać. Nie był aż tak wielozadaniowy. Ale jak już krew zaczęła wsiąkać w materiał, udało mu się podnieść do pozycji pionowej, co oznaczało, że musiał pochylić głowę by spojrzeć na kobietę. W tej sytuacji działało to na jego korzyść. Mniejsza szansa, że się zadławi i udusi. — Zadałaś mi jakieś inne pytania — przypomniał jej, bo chciał, żeby je powtórzyła. Był ciekaw, czego chciała się dowiedzieć. Wydawało mu się to w tym momencie ważniejsze niż ogarnięcie tego bałaganu, który we dwójkę narobili na jego nosie.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Nie chciałaby wiedzieć, jakie to uczucie musieć się odnaleźć w takiej rzeczywistości. Jej własny brat potrafił być prawdziwym wrzodem na tyłku i niemiłosiernie ją wkurzał, gdy okazywało się, że podejmuje zdecydowanie gorsze życiowe decyzje niż ona — a umówmy się, ona sama nie była w tym wszystkim jakaś świetna. Nie wyobrażała sobie jednak, żeby Freda miało zabraknąć w jej życiu tak na stałe i nie życzyła tego nikomu. A już na pewno nie jemu. Być może, gdyby była bardziej skłonna do słuchania plotek i próby nadrobienia tego, co wydarzylo się w trakcie jej nieobecności w miasteczku, to wiedziałaby o jego sytuacji. Ale nigdy nie była plotkarą, więc nie bardzo potrafiła wypytywać o ludzi innych ludzi. No i zdecydowanie wolała porozmawiać z nim osobiście, niż opierać się na plotkach. Sama nie wiedziała, dlaczego nie spróbowała go znaleźć, co przecież nie mogło być aż takie znowu skomplikowane, żeby to zrobić. Wtedy zapewne udałoby się uniknąć tej sytuacji, w której się znaleźli teraz, ale najwyraźniej coś mocno ją przed tym powstrzymywało. Może to, że zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Zarówno po jego reakcji i po tym, jak wyglądało jego życia, jak i po samej sobie. Gdy wyjeżdżała miała w sobie całą masę uczuć, które uważała za zupełnie nieodpowiednie i nieadekwatne do ich relacji, w której przecież nikt nikomu nic nie obiecywał. I która z góry miała określony termin ważności, wydrukowany na jej bilecie powrotnym.
Teraz biletu powrotnego nie było, ale nie podejrzewała, że cokolwiek to zmieniało, tak przynajmniej sobie wmawiała, gdy jej myśli uciekały w kierunku jego osoby, co zdarzało się zdecydowanie częściej odkąd znowu była w Lorne Bay. Teraz jednak nie zastanawiała się za bardzo nad niczym, bo miała bardzo dużo myśli i emocji, które brały górę. Serce waliło jej jak oszalałe i sama nie wiedziała, czy bardziej dlatego, że to był on, czy może jednak dlatego, że być może złamała mu nos. Chyba jednak to drugie, mimo wszystko, chociaż oczywiście jedno i drugie mogło się łączyć.
I krzyczysz do nich hej mała? — zmarszczyła brwi, zerkając na trzymaną przez niego torebkę, która rzeczywiście należała do niej. — Nie wiem, jak często Ci się to zdarza i jakie masz statystyki, ale wydaje mi się, że to nie najlepszy sposób — może się myliła, może tylko ona była jakaś drażliwa i przestraszona. Miała nadzieję, że nie, bo zdecydowanie wolała uważać się za odważną kobietę. Na razie jednak pogrzebała w torebce, aby znaleźć w niej paczkę chusteczek i kilka tamponów wrzuconych luzem, co na szczęście okazało się całkiem proste. Oczywiście, że wzrok na chwilę uciekł mu na jego odkryty brzuch, ale nie w głowie jej w tym momencie były amory, skoro z nosa lała mu się krew. — Jest to możliwe — przyznała zgodnie z prawdą. — Nie pamiętam jakie — to też nie było kłamstwo, zadawała je bez większego zastanowienia i trochę jej to uciekło. — Być może było tam bardzo mądre pytanie o to, czy nic Ci nie jest, ale nie musisz odpowiadać, widzę — skrzywiła się lekko, zerkając na jego twarz. — Usiądź, dobra? — poprosiła, bo jednak różnica wzrostu między nimi była spora. — Rolki papieru nie mam, ale chusteczki i tampony załatwią sprawę — czy miała doświadczenie w opatrywaniu takich ran? Pewnie spore i to wcale nie dlatego, że ktokolwiek się o nią bił albo dlatego, że to ona biła dla rozrywki ludzi w ciemnych uliczkach.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Choć z Clayem zawsze był najbliżej, miał też inne rodzeństwo, które wspierało go po tym jak się przebudził. Wolał sobie nie wyobrażać jak wyglądałaby sytuacja, gdyby nie miał nikogo innego obok, kto przeżywałby coś podobnego. Bo nikt inny nie mógłby tego zrozumieć. Wyrazy współczucia i litość w spojrzeniu nie pomagały. Jako ktoś, kto całe życie był silny i pracował fizycznie miał generalnie problem ze swoim stanem po tym jak się obudził i czuł każdy objaw współczucia jako pokazywanie jaki jest słaby i bezradny. Dlatego tak intensywnie rzucił się w wir rehabilitacji tuż po tym jak lekarze dali mu zielone światło. I mało komu mówił ze szczegółami o swojej sytuacji, więc plotki na niewiele by się Salmie zdały. Prawdę mogłaby poznać jedynie z ust jego najbliższych i jego własnych. Tylko teraz były one wypełnione krwią, więc nie za bardzo mógł jej opowiadać o śpiączkowych perypetiach.
Chociaż przed nią miałby prawdopodobnie największy problem, żeby się uzewnętrznić. Nieodwzajemnione (w jego mniemaniu uczucia) w połączeniu z ułomnościami jego zdrowia nie działały dobrze na jego ego i dumę osobistą. Której niemal się pozbawił podczas wciąż trwającego procesu rekonwalescencji, ale tych nadal posiadanych resztek wolałby nie nadszarpywać.
Nie, tylko do Ciebie — była wyjątkowa, nie ma co się oszukiwać, nawet jeśli Red nie chciałby przyznać tego bardziej otwarcie na głos. Tak naprawdę była to pierwsza sytuacja, w której biegł za pijaną kobietą w ciemności z jej torebką w dłoni, więc nie miał przećwiczonej przemowy na ten wypadek. — Nie gadaj — mruknął z przekąsem i znowu splunął krwią. Czekał cierpliwie aż ogarnie się z zawartością swojej torebki. Wiedział, że może to chwilę potrwać, ale i tak nic innego nie mógł zrobić. Mógł tylko stać, patrzeć na nią i myśleć. O niej. Nie o bólu, bo ten starał się za wszelką cenę ignorować. — A widzisz, nie widzisz. Jest wprost wyśmienicie — stwierdził i zdołał się nawet lekko uśmiechnąć, żeby jej pokazać jak wybornie się czuje. Jej pojawienie się, pomimo złamanego nosa, rzeczywiście mógł zaliczyć do jasnych punktów tego tygodnia. Może nawet miesiąca, a gdyby się zastanowił to w sumie i roku. Niewiele naprawdę pozytywnych rzeczy mu się przydarzyło. Poza tym, że przeżył i mógł już ruszać się prawie bez ograniczeń. No chyba, że miała kogoś to wtedy trochę by się zasmucił, ale i tak cieszył się, że ją widział. — Ta jest — posłuchał jej i klapnął sobie na krawężniku. Górowała nad nim w tym momencie, ale tylko trochę. — Dobrze przygotowana — skwitował i odjął koszulkę na stałe od twarzy, żeby mogła się nim zająć.
Jakie masz kwalifikacje do wsadzania tamponów w nos? — zapytał dość poważnie, choć jego ton był żartobliwy. Chciał wiedzieć czy jego piękna facjata zostanie oszpecona tej nocy i będzie mógł wyrywać laski na look prawdziwego bad boya, czy uchowa też ją w stanie względnie niezmienionym. Salma dużo rzeczy w życiu robiła toteż w nią całkiem mocno wierzył.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Szczegółowe informacje przekazywane w plotkach nigdy nie były warte uwagi, bo chyba nigdy nie pokrywały się z rzeczywistością i najczęściej były efektem domysłów każdej kolejnej osoby, która plotkę przekazywała dalej. Gdyby jednak chociaż trochę się tym interesowała, to może wiedziałaby ile zmian w jego życiu zaszło, nawet jeśli nie znałaby szczegółów rzeczywiście. Ale chyba wolała usłyszeć to od niego, jeśli będzie kiedyś skłonny o tym jej powiedzieć. Teraz mogli mieć o wiele więcej czasu, więc z niczym nie musiało się spieszyć, skoro jej pobyt tutaj nie był w żaden sposób ograniczony czasowo. Jeśli teraz okazałoby się, że jego jest, to byłaby to dość przykra ironia losu.
W innych okolicznościach uznałabym to za bardzo urocze — zapewniła go, uśmiechając się nawet delikatnie. Gdy pierwsza fala stresu i adrenaliny opadła, a oni prowadzili w miarę luźną (przy uwzględnieniu aktualnych okoliczności) rozmowę i wiedziała też, kto taki za nią podąża, to wspomnienia związane z jego osobą dość naturalnie powróciły do jej głowy.
Wybacz, nadal lubię się mądrować — zdarzało jej się to dość często w różnych okolicznościach, chociaż na szczęście nie była w tym wszystkim krową, która nie zmienia zdania. Wtedy mogłoby być trudno się z nią dogadać. I pewnie niektórzy i tak mieli z tym problem, ale z Redem poszło to swego czasu zaskakująco prosto i bez zbędnych komplikacji. Nie tylko wtedy, gdy ściągali z siebie ubrania, chociaż trzeba przyznać, że w tym zakresie radzili sobie doskonale.
Cieszę się w takim razie, że mimo wszystko nie zepsułam Ci wieczoru — nie przypisywała sobie tutaj raczej żadnych zasług, bo podstawy ku temu miała absolutnie zerowe. Nie uważała, że miał powody, aby jakoś specjalnie cieszyć się na jej widok i żeby miała mu rozjaśnić ponury tydzień swoją osobą. Mogło być to miłe, ale bez przesady. Szczególnie jak dodawało się do tego, że złamała mu w trakcie tego spotkania nos. To raczej mocno ograniczało jej możliwości w zakresie bycia miłą niespodzianką, co wydawało jej się bardzo logiczne, skoro nie brała pod uwagę, że była dla niego kimś więcej niż przelotną, całkiem przyjemną relacją.
Starała się jednak skupić na tu i teraz, a nie uciekać myślami za bardzo. Dlatego wyciągnęła z torebki chusteczki i nawet znalazła paczkę mokrych, więc je również zostawiła na wierzchu, i uklęknęła sobie naprzeciwko niego, bo tak było łatwiej i rozsądniej, była na mniej więcej podobnej wysokości co on, więc nie musiał patrzeć w górę, co było średnio wskazane.
Zdarzyło się mi to robić kilka razy — przyznała zgodnie z prawdą. — Co prawda nigdy w takich okolicznościach, ale myślę, że sobie poradzę — dodała, zajmując się pozbyciem się krwi i sprawdzeniem przy okazji, w jakim stanie jest jego nos, który jeśli był złamany, to wymaga nastawienia. A to będzie bolało, o czym wiedziała, bo pewnie też już to robiła. — Co u Ciebie, Red? — zapytała, bo była ciekawa, ale też uznała, że warto odwrócić nieco jego uwagę. — Poza tym, że zapuściłeś włosy i marnujesz ich potencjał, nie zaplatając sobie na nich warkoczy… — zażartowała nieco, chociaż oczywiście nie umknęło jej uwadze, że był dłuższe, niż zapamiętała. W przeciwieństwie do jej własnej fryzury.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Jedyne plany, jakie miał w swojej przyszłości dotyczyły w tej chwili próby nauczenia się jak zarządzać barem, który dostał w spadku. To sprawiało, że utknął w jednym miejscu. Nie żeby kiedykolwiek się specjalnie ruszał z Lorne, poza wypadami kilka razy do roku. A poza średnio udaną randką z fizjoterapeutką, na jego tapecie nie było nikogo. Próby odbudowana mięśni, w szczególności wokół kości, stawów i innych tkanek, które najbardziej oberwały w czasie wypadku oraz to, co hucznie można było nazwać prowadzeniem The Woolshed, utrudniały mu szukanie potencjalnych partnerek. Czy to na jedną noc, czy też na dłużej. W tym momencie to już w ogóle utknął, skoro złamała mu nos i próbowała to naprawić. Bolało trochę za bardzo, żeby iść z powrotem do Woolshed, tym bardziej, że pomocna dłoń była tuż obok. Piękna pomoc, w której kiedyś się szaleńczo zakochał, bo była taka wspaniała, była tuż obok.
Czemu nie w tych? — zapytał, bo nie mógł przepuścić takiej okazji. Rzadko przepuszczał okazje, a teraz to już tym bardziej by sobie pluł w brodę, gdyby tak uczynił. I to nie krwią, tylko w ten metaforyczny sposób. — Wybaczam — powiedział bez problemu, bo jego irytacja była tylko chwilowa. Też mu się zdarzało być przesadnym mądralą, a i bez tego by nie miał jej za złe tych słów, rzuconych pod wpływem stresu i emocji.
Jego dzień był dość średni, bo czuł, że rzucił się na głęboką wodę i nie miał pojęcia czy uda mu się utrzymać na powierzchni. Cała ta sytuacja go przytłaczała i niedługo się okaże czy też go przerosła. Dlatego jej osoba i wspomnienia, które za sobą niosła, były rzeczywiście miłe. Gdyby mógł to by zrezygnował z rozwalonego nochala, ale tak się w życiu nie dało. Patrzył jak zniża się do jego poziomu i w jego lekko pijanej, a za to mocno pochłoniętej bólem głowie było to bardzo zabawne. Poprzednim razem to on musiał się zwykle zniżać do jej poziomu. Ta myśl sprawiła, że się lekko uśmiechnął. I nie miałby nic przeciwko temu by Salma uznała, że uśmiechał się do niej.
A w jakich? — dopytał zaciekawiony, choćby po to, żeby skupić się na czymś innym niż nosie, którym się zajmowała. I tak syknął, gdy dotknęła go po raz pierwszy, a w oczach stanęły mu łzy. Był zdziwiony, że wcześniej nie pociekły, ale można to było zrzucić na karb adrenaliny i szoku. Także tego wynikającego z faktu, że to właśnie ona mu przywaliła. Starał się jednak nie ruszać, żeby nie utrudniać jej zadania. Które łatwe nie byłoby w znacznie bardziej sprzyjających okolicznościach niż na krawężniku po tym jak oboje mieli za sobą kilka głębszych. Zaśmiał się cicho na jej słowa (nie pod nosem). — Wymieniłem się nimi z Tobą ewidentnie — stwierdził i musiał przytrzymać jedną rękę drugą, żeby powstrzymać się przed dotknięciem jej włosów. — Moje siostry Ci chórem powiedzą, że nie można mnie dopuszczać do robienia warkoczyków — stwierdził, zgodnie z prawdą, bo była to umiejętność, której nigdy nie opanował. A próbował, żeby zrobić z małych panienek Reddington Pippi Langstrumpf.— Jeśli dobrze pamiętam to Tobie szło to świetnie, więc możemy się kiedyś dogadać — zaproponował luźno, skoro sama wyszła z tym tematem. Jeśli tylko chciała mu zapleść warkocze to nic nie stało na przeszkodzie, naprawdę. — A Ty swoje włosy gdzie zgubiłaś? — zapytał, kontynuując ten temat. No i miał nadzieję, że przy okazji dowie się innych rzeczy.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Mimo wszystko były to plany dość ambitne — w końcu prowadzenie własnego biznesu było sporym wyzwaniem. Ona coś o tym wiedziała aktualnie też, chociaż jej biznes był zupełnie innego rodzaju. No i nie wiązała się z tym żadna dodatkowa odpowiedzialność, związana z utrzymaniem przy życiu spuścizny po zmarłym rodzeństwie, co chyba sprawiało, że jej aktualna sytuacja była zdecydowanie bardziej komfortowa. Tak ogólnie i w tym momencie też, skoro to nie z jej nosa leciałą karew. Chociaż wyrzuty sumienia miała w tym momencie ogromne.
Głównie dlatego, że rozwaliłam Ci nos — nie trudno chyba było się domyślić, że był to jeden z głównych powodów, przez które uznawanie tej całej sytuacji za uroczą było dość mocno utrudnione. — Trochę za dużo krwi, żeby uznawać to za urocze — skrzywiła się lekko. Niby nie tak, że krew robiła na niej jakieś wrażenie i sprawiała, że było jej słabo, niedobrze, czy cokolwiek — zdarzały jej się gorsze sytuacje w trakcie podróży, więc była uodporniona. Ale jednak, ani jej to nie kręciło (na szczęście), ani nie uważała, że dodaje uroku. I zdecydowanie nie chciała, aby to akurat temu działa się jakakolwiek krzywda. — Gdybyśmy wpadli na siebie w barze, to byłoby bardziej uroczo — nie było to słowo, które idealnie jej tu w tym momencie pasowało, jednak postanowiła się go trzymać. Trudno było jej wymyślić coś innego, skoro aktualnie znajdowała się tuż przed nim i odrobinę zapatrzyła się na jego uśmiech, który nawet w tych okolicznościach był bardzo miłym widokiem. Wolała nie wspominać też w swojej wypowiedzi, że zapewne w barze mogłoby to przywrócić całkiem miłe wspomnienia. Nie chciała przecież wyjść na jakąś sentymentalną idiotkę. Ani wsypać się z tym, że lubiła go wtedy zdecydowanie bardziej, niż planowała. I tak naprawdę nie tylko lubiła.
Zadajesz bardzo dużo pytań, jesteś pewien, że to bezpieczne? — uniosła lekko kąciki ust w uśmiechu, przenosząc na moment spojrzenie na jego oczy. — Na sali treningowej na przykład, gdzie można było się tego spodziewać i pod ręką była apteczka — wyjaśniła jeszcze, wracając spojrzeniem do nosa i delikatnie przesuwając palcem po jego grzbiecie, aby znaleźć miejsce, w którym należało go nastawić. — Czyli równowaga we wszechświecie jest zachowana, całe szczęście — to chyba tak nie działało, ale to nie było w tym momencie istotne. — Miałeś aspiracje na rodzinnego fryzjera? — zapytała z mieszanką zaciekawienia i rozbawienia. — Mhmm, podoba mi się ten plan — zapewniła go. Co prawda wcale nie chodziło o warkocze, ale sama perspektywa spędzenia z nim nieco większej ilości czasu i w nieco bardziej przyjaznych okolicznościach niż teraz, bardzo jej się podobała.
Musiałam złożyć część z nich w ofierze moim ulubionym japońskim bogom Ebisu i Fukurokuju, żeby pobłogosławili moje życiowe plany — jak doszło do tego, że była to pierwsza odpowiedź, która przyszła jej w tym momencie do głowy, chociaż tak naprawdę to po prostu z siedmiu bogów szczęścia pamiętała tylko tę dwójkę i specjalnie się tym nie interesowała? Trudno stwierdzić. — A reszta jakoś głupio wyglądała — dodała, skupiając się nieco, aby w tym momencie, w trakcie tej głupie paplaniny pozbawionej większego sensu, nastawić mu nos. — Przepraszam — powiedziała od razu, gdy to zrobiła, bo zdawała sobie sprawę z tego, że bolało. — Musiałam Ci go nastawić, nie zasłużyłeś, żeby został krzywy — wyjaśniła, kontynuując opatrywanie tego wszystkiego, aby dotrzeć do etapu profesjonalnego opatrunku w postaci tamponów.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Może i nie miała dodatkowej presji w postaci widma martwego brata krążącego nad jej nowym biznesem, ale to tylko nieznacznie ułatwiało zadanie, które przed nią stało. Oboje musieli się liczyć z całkiem nowym poziomem odpowiedzialności, który nigdy dotychczas na nich w takim stopniu nie spoczywał. Przede wszystkim za ludzi, którzy im teraz podlegali. Bo od przetrwania siłowni i klubu zależał nie tylko ich własny dobrobyt, ale też wszystkich, którzy byli w nich zatrudnieni. A to było coś co Reda cholernie przerażało. Bardziej niż dostanie w nochal.
Jest to jakiś powód — przyznał jej rację, bo użyła argumentu, z którym się nie dało kłócić. — Ok, następnym razem postaram się nie krwawić — obiecał jej, w miarę swoich możliwości. Dzisiaj też nie miał tego w planach, ale, jak wiadomo, życie często weryfikuje po swojemu. Skinął głową na jej ostatnie słowa, ale już ich nie komentował. Wiadomość została przyjęta do jego głowy, choć był to dość toporny proces, skoro jego umysł nie pracował tak jak powinien. Ale i tak radził sobie całkiem nieźle zważywszy na okoliczności. Bo mógł palnąć bardzo dużo głupich rzeczy, który później by najprawdopodobniej pożałował, a przynajmniej tak mu się wydawało. W końcu, tak samo jak ona, myślał, że uczucie, które wobec niej odczuwał lata temu, pozostawało nieodwzajemnione.
A co miałoby mi się stać? — zapytał, poważnie się zastanawiając się nad potencjalnymi niebezpieczeństwami. Nic mu nie przychodziło do głowy. — Przywalisz mi jeszcze raz? — tylko na to wpadł, ale wydawało mu się, że Salma by tego nie zrobiła. Raz wystarczył, skoro zrobiła to porządnie i teraz próbowała naprawić szkody, które wyrządziła. Gdyby to poprawiła to mogłoby już tamponów nie starczyć. — Co trenujesz? — dopytywał dalej, prawie jak pięciolatek. Zaprzątanie sobie głowy tym, co mu mówiła i o co pytał pozwalało w jakimś stopniu ignorować ból, który w dalszym ciągu nie chciał zelżeć i dać mu spokoju. Szczególnie, gdy zaczęła dotykać jego nosa. Skrzywił się i wydał z siebie ciche westchnienie, ale starał się nie ruszać, żeby nie pogarszać sytuacji i nie utrudniać jej zadania. — Nie, to one na początku chciały i jęczały tak długo aż nie spróbowałem — wyjaśnił, bo nigdy nie marzyło mu się bycie fryzjerem, nawet tylko takim dla swoich młodszych sióstr. Braci na szczęście nie, bo Marcy wolał mieć krótkie włosy przez tę część życia, kiedy Red mógłby mu zaplatać warkoczyki. — Super, ogarnę to — stwierdził z uśmiechem. Osiągnął swój cel. Teraz musiał tylko coś zrobić z jej zgodą. Ale na to przyjdzie czas później, gdy już jego nos zostanie opatrzony.
Eo i Fuo co? — powtórzył po niej, a przynajmniej próbował, bo nawet jakby był trzeźwy i nie pod wpływem bólu to by mu pewnie nie wyszło. — Jakie plaaa… AŁA — zaczął i nie dokończył. Krzyknął zamiast tego. Łzy pociekły mu po policzkach. — Dzięki — odpowiedział na jej przeprosiny. — Za nastawienie. Żebym wciąż był piękny — doprecyzował, bo mogło to zostać mylnie odczytane jako podziękowanie za to, że go przepraszała. A nie o to przecież chodziło. Robiła dobrze. Skrzywił się, gdy wetknęła mu po jednym tamponie do każdej z dziurek i otworzył usta, żeby móc nabrać powietrza. — Nie muszę już iść do lekarza, co nie? — chwilowo wolałby nie wracać do szpitala.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Bezsprzecznie było to wyzwanie, do którego nie można było podejść lekko i na zasadzie, że będzie, co będzie. Wiele osób pracowało w tych miejscach zdecydowanie dłużej niż oni w nim rządzili. Co było w wielu przypadkach sporą pomocą, chociaż nie zawsze — Salam zdążyła już zorientować się, że nie wszyscy byli optymistycznie względem tego, jakie zmiany wprowadziła, przypominając jej dość natarczywie, że kiedyś było inaczej i nikt nie narzekał.
Uśmiechnęła się lekko na jego zapewnienie, mając szczerą nadzieję, że się spełni. Tym razem wina leżała po jej stronie, jednak gdyby miałą większą kontrolę nad sytuacją i świadomość tego, o co w tym wszystkim chodzi, nie zrobiłaby nic takiego na pewno, dlatego liczyła, że nikt inny nie spróbuje przejąć pałeczki.
Nie mam tego w planach — zapewniłą go szczerze. — Wcześniej też nie miałam, to był bardzo niefortunny bieg zdarzeń, za który przepraszam — przygryzła lekko dolną wargę, wyraźnie zakłopotana tym wszystkim bo jedna naprawdę nie chciała, aby sprawy się tak potoczyły. Adrenalina, stres i napięcie w połączeniu z alkoholem jednak dały zupełnie inne efekty, przez które teraz czuła się nieco głupio. mienić, ale były one mniej istotne. — Na Twoje nieszczęście — trochę niestety tak było, w innym przypadku musiałaby polegać tylko na sile, której mimo wszystko nie mogła mieć tyle, co jakiś mięśniak zza rogu, bo była drobna i niska. A tak to niestety, znała jeszcze trochę technik różnych. — Jeśli masz ochotę wpaść na zajęcia, to zapraszam. Dam Ci zniżkę za szkody moralne i uszczerbek na zdrowiu fizycznym — rzuciła nieco żartobliwie, chociaż oczywiście zawsze chętnie go zobaczy. I pewnie chętnie udzieliłaby mu prywatnych lekcji nie tylko z takich aktywności. Chyba jednak nie do końca wytrzeźwiała, skoro jej myśli swobodnie popłynęły na moment w takim kierunku. Chociaż w sumie można było uznać, że to też jego wina.
Czym skończył się te próby? Zaplątanym we włosy grzebieniem czy gorzej? — zewrknęla z lekkim rozbawieniem na jego oczy, przerywając na moment swoje pielęgniarskie zajęcia. Potem jednak musiała się skupić, więc japońscy bogowie szczęścia zostali z boku, a ona lekko się skrzywiła, gdy musiała nastawić mu nieco noc. Normalnie robi się to w znieczuleniu, ale nie nosiła tego w torebce. — Nie jest to takie trudne — zapewniłą go, zupełnie szczerze, bo przecież i z lekko krzywym nosem byłby piękny. — Jak się zagoi i zejdzie opuchlizna, to nie powinno być śladu, więc będziesz musiał poradzić sobie z podrywem bez łapiącej za serce bójce w obronie zabłąkanej koali — zażartowała sobie niby, ale w sumie miała wrażenie, że nie do końca brzmiałą tak lekko, jak chciała, bo jakoś ją to dziwnie ukuło na moment.
Jeśli bardzo nie chcesz, to chyba nie jest to konieczne, jestem na 99% pewna, że nie ma przemieszczenia — zapewniła go, sprzątając cały ten bałagan, podając mu jeszcze kilka chusteczek, jakby czuł, że potrzebuje, chociaż chyba udało jej się pozbyć się większości krwi z jego twarzy. — Ale powinieneś nosić opatrunek, uważać na nos i położyć jakiś okład zimny na opuchliznę — wymieniła z pamięci. — I brać paracetamol jeśli możesz, a nie ibuprofen — to też było ważne. — No i będę musiała Cię odwiedzić, żeby sprawdzić, czy wszystko okej — dodała nieco niewinnie, jakby co najmniej wcale nie szukała pretekstu, żeby się z nim spotkać ponownie.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
To też trochę moja wina — stwierdził zgodnie z prawdą. Mógł jej nie gonić, wołając za nią przy użyciu bardzo niefortunnie sformułowanych zachęt do tego by się zatrzymała. Chęci miał dobre, sposób osiągnięcia swojego celu wybrał sobie bardzo zły. To było już jednak za nimi i jedyne co mógł zrobić to grzecznie siedzieć, kiedy Salma go opatrywała i wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość w formie mentalnej notatki, pod tytułem: jak nie oddawać kobietom torebek. — Może powinnaś mi zrobić zdjęcie i pokazać wszystkim jakie wyśmienite rezultaty osiągasz — zaproponował żartobliwie, bo po jego nosie i powoli tworzącym się krwiaku można było pozytywnie ocenić jej zdolności nabyte w trakcie treningów. — Chwilowo wystarczy mi dostawania wpierdolu — uznał, nie łącząc chwilowo kropek, z których wychodził obrazek Hemmings jako właścicielki siłowni. Miał dobrą wymówkę, kobieta sama mu ją sprawiła. — Ale dziękuję za propozycje. Może z niej skorzystam jak stanę na nogi — podziękował i uśmiechnął się lekko. Jakby fizjoterapeutka dała mu zielone światło… To kto wie co mogliby razem porobić. Chociaż wolałby z nią oddać się innym aktywnościom. Ich obie głowy podążały najwyraźniej w te same rejony i Red zaczął nawet nabierać podejrzeń, że tak się sprawy mają. Aczkolwiek na razie tylko w dalszym ciągu testował wodę zanim spróbuje do niej wskoczyć.
Nożyczki musiały pójść w ruch — przyznał się bezwstydnie. To było wiele lat temu, siostry zdążył mu już to wybaczyć i bardzo rzadko używały tej historii jako argumentu w rodzinnych kłótniach. Otarł łzy z policzków, bo trochę głupio, żeby tak dalej ciekły. — Mam tyle blizn, że wciąż mogę jej używać — zapewnił kobietę z szelmowskim uśmiechem. Mógł wybierać na chybił-trafił i opowiadać jak to rozdrapała mu to miejsce, ale on jej nie puścił i dalej uciekał z nią dzielne z płonącego lasu. I nawet by nie kłamał jakby wskazał na swoje lewe ramię. Nie zauważył dyskomfortu po stronie brunetki, bo próbował się ostatecznie doprowadzić do porządku, skoro zakończyła już swoje pielęgniarskie zabiegi. Może gdyby pielęgniarki w szpitalu wyglądały tak jak ona to nie próbowałby tak szybko stamtąd uciec.
Uff — odetchnął z ulgą. Powrót tam, w jakimkolwiek wymiarze, wcale mu się nie uśmiechał. — W najgorszym przypadku jednak będzie trochę krzywy. Przeżyję — uznał i wzruszył ramionami. Wstał, bo już go tyłek bolał od siedzenia na betonie. To złe dla zdrowia. Szczególnie jak ma się czterdzieści lat. Boli jeszcze bardziej niż jak się miało trzydzieści dziewięć. — Tak jest — powiedział, wysłuchawszy jej wszystkich zaleceń. — Będę Cię trzymał za słowo — dodał na to ostatnie, patrząc na nią z powagą w oczach. Ale tylko przez ułamek sekundy. Potem wróciła jego zwyczajowa, znacznie mniej poważna mina zarezerwowana dla nielicznych. — Mieszkam przy pomoście za cmentarzem — wyjaśnił jej nieco enigmatycznie. Gdy się ze sobą umawiali zamieszkiwał stały ląd, ale z tymi instrukcjami bez problemu go znajdzie na jego łodzi.
Tymczasem masz swoją torebkę i jeśli chcesz wracać do domu to Cię nie będę zatrzymywał — powiedział, bo już i tak wystarczająco dużo snu jej odebrał. I emocji zapewnił jak na pierwsze spotkanie po latach. Co prawda wolałby podnieść jej poziom adrenaliny i przywołać stare wspomnienia w zupełnie inny sposób, ale nie można mieć wszystkiego, niestety. — A jeśli nie chcesz to możesz mi towarzyszyć z powrotem do baru poszukać sobie jakiegoś lodu. Pewnie go trochę mają na zapleczu — przedstawił jej alternatywę. Nie chciał jej wcale spławiać i bardzo chętnie by spędził z nią znacznie więcej czasu.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Zaśmiała się lekko, chociaż pewnie nie powinna, bo jednak nie była to sytuacja specjalnie komiczna — chyba powinna jeszcze trochę odczekać, zanim będą mogli się z tego śmiać. To podobno przychodzi po czasie.
Nie rozegraliśmy tego najlepiej obydwoje, to fakt — nie zamierzała się z tym kłócić, obydwoje nieco winy w tym mieli. Ona może odrobinę więcej, bo to jej zapominalstwo było powodem całego zamieszania. Nie do końca jednak potrafiła tego żałować i mieć wielkie wyrzuty sumienia z tego powodu. Być może było to dość okrutne, ale jednak cieszyła się, że go widziała. Nawet w takich okolicznościach. Czy czyniło to z niej niepoważną kobietę? Być może. — Sugerujesz, że nie wyglądam na wystarczająco groźną bez dowodów? — zapytała, prychając pod nosem niby zirytowana, ale jednak na jej twarzy i w jej spojrzeniu bez najmniejszego problemu mógł dostrzec rozbawienie. Nie było kłamstwem, że nie wyglądała na pierwszy rzut oka zbyt groźnie, zdawała sobie z tego sprawę i szczerze mówiąc często dawało jej sporą przewagę. Nie miała jednak zamiaru chwalić się tym zdarzeniem. Nawet na zajęciach z samoobrony dla kobiet, które prowadziła, chociaż dałoby się to pokazać tak, że można było uznać to za sukces. Ona jednak znałą prawdę i uważała to raczej za porażkę.
Nie ma problemu, jest bezterminowa — nikt inny takich nie dostawał. I to nie dlatego, że niewiele było osób, którym zdarzyło jej się złamać nos w ciemnej uliczce i okazywało się, że popełniła błąd. — Potrafię być też delikatna, obiecuję — zapewniła go jeszcze, unosząc lekko brew z niewinnym uśmiechem, chociaż tak naprawdę wcale niewinne to akurat nie było.
Przynajmniej robiłeś to na ich życzenie, a nie próbowałeś zrobić im grzywkę, jak spały i Ci nie wyszło… Nie pytaj, skąd znam takie historie — oczywiście, że z własnego doświadczenia. Jeśli miał okazję słyszeć cokolwiek o jej bracie, to zapewne wiedział.
Fakt — musiała się z tym zgodzić, całe jej starania poszły w piach, ale nie powinna być zaskoczona. Widziała go bez ubrań kilka razy, był to bardzo przyjemny widok i nie umknęło jej na pewno, że trochę blizn miał już wtedy. Miała oczywiście nadzieję, że nie przybyło mu ich zbyt wiele, ale chętnie by to sprawdziła. — Masz jakąś bohaterską historię, która zawsze działa? — zapytała, podnosząc się z ziemi, bo jej kolana nie do końca był zadowolone z przybranej pozycji, a skoro skończyła naprawiać szkody, które wyrządziła (na tyle, na ile mogła), to nie musiała ich dłużej męczyć i mogła otrzepać je z drobnych kamyczków i ulicznego kurzu. Nie precyzowała, że gdyby było przemieszczenie, to musiałby mieć zabieg nie tylko ze względu na to, żeby nos był prosty. Nie ma co dramatyzować i krakać, skoro naprawdę była przekonana, że ryzyko praktycznie nie istnieje.
Przy pomoście za cmentarzem? — uniosła lekko brew. — Brzmi jak bardzo klimatyczna miejscówka — tym bardziej będzie musiała wpaść, chociaż oczywiście nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Ale skoro się przeprowadził, to może przyniesie mu nawet kwiatka do nowego gniazdka, czy coś.
Zapomniałam już, że miałam w planach wrócić do domu — uśmiechnęła się lekko, zapinając torebkę, aby nie zgubić teraz nie samej jej, ale jej zawartości. Byłoby głupio. — Więc myślę, że przeżyję, jeśli jeszcze trochę to opóźnię, a wizyta na zapleczu mojego ulubionego baru brzmi zbyt ekscytująco, żebym mogła odmówić — sama prawda, głupi by nie poszedł. Trochę też wolała mieć pewność, że nic mu nie będzie i trochę też chciała spędzić z nim więcej czasu, dlatego mogli ruszyć w przeciwnym kierunku, niż jeszcze niedawno się wybierała.

aldred reddington
ODPOWIEDZ