wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
001.
her happiest days with a smile on her face
and now she's dancing alone
{outfit}
Naburmuszona mina towarzyszyła jej od ponad trzydziestu minut, kiedy zdecydowała się odwiedzić swojego męża. W papierowej teczce trzymała papiery rozwodowe, bo miarka się przelała. To, że jego rzeczy wyniosła do garażu, nie oznaczało, że on miał się prawo poddać, do cholery. A już na pewno nie w taki sposób. Odpuszczał po kolei wszystkie aspekty ich życia, a Isa naprawdę miała tego serdecznie dość. Dlaczego nauczył ją obchodzić się z uczuciami, a teraz w tak łatwy sposób je deptał? Nie potrafiła tego zrozumieć. Chyba nawet nie chciała już niczego rozumieć, po prostu potrzebowała, usilnie starała się zamknąć ten rozdział swojego życia w najbardziej uczciwy sposób. Thad musiał zrobić to, co do niego należy. Puścić ją wolno, bo życie na rozdrożu, odrobinę w przeszłości, odrobinę w teraźniejszości nie było życiem w żadnym stopniu. Od miesięcy czuła, że dryfuje, nie stała twardo na ziemi, co nie zdarzało jej się praktycznie wcale. Choć była artystką, sztuka pochłaniała ją bez reszty, to równie szybko potrafiła wrócić do rzeczywistości, by zająć się przyziemnymi sprawami. Miała wrażenie, że od jakiegoś czasu nie wychodzi jej ani to, ani to. Nie wiedziała czy to kwestia koncentracji, a raczej jej utraty po tych kilku tygodniach pobytu w szpitalu, czy tak bardzo przeżywała swoje decyzje.
Skrzywiła się na tę myśl, bo właśnie wtedy wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą. Tamte samotne dni w szpitalu, kiedy krzesło należące do Thada stało puste uświadomiły jej, że już zawsze tak będzie. Musiała się przyzwyczaić. Do tamtego czasu była o tym przekonana – że przyzwyczaiła się do jego wiecznej nieobecności. Bo momentach, kiedy pragnęła, by Halsworth trzymał ją za rękę, był. A teraz? Teraz była sama. Wybitnie przygnębiające uczucie.
O jego powrocie dowiedziała się od jego siostry.
A papiery wydrukowała z internetu.
Była głupia, ale o wszystko obwiniała miłość. To miłość sprawiała, że człowiek stawał się idiotą, tracił zdolność racjonalnego myślenia.
Kiedy otworzył drzwi, bezceremonialnie wręczyła mu teczkę. – Podpisz to, bo bardzo się śpieszę – powiedziała, nie siląc się nawet na dzień dobry.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
nine.
'cause love is not enough
but at least we've got that much
outfit + isa halsworth
Jego małżeństwo było skończone, to ostatnie o czym chciał myśleć, ale jak na złość, było to też jedyna rzecz, o jakiej był w stanie myśleć. Siedząc w samolocie, wracał myślami do ich ostatniej rozmowy, a pamiętał ją doskonale, ze wszystkim najmniejszymi szczegółami, w końcu w ciągu ostatnich tygodni odtwarzał ją w głowie niemalże bez przerwy. Zastanawiał się, czy w ogóle ma do czego wracać. Dla postronnego obserwatora to musiało wydawać się dziwne, w końcu Lorne Bay nie zniknęło z mapy, jego, właściwie ich — choć w rzeczywistości już tylko jej — dom z pewnością stał dokładnie w tym samym miejscu, co w chwili, gdy zamknął za sobą drzwi. Właściwie, zatrzasnął. Z hukiem. O tak, właśnie o tę chwilę chodziło, prawda? Wszystko sprowadzało się do tych nieszczęsnych kilku sekund, gdy przekraczając próg, zatrzasnął drzwi, puścił klamkę… i nie obejrzał się za siebie.
Chciała, aby wyszedł, więc wyszedł.
Chciała, aby zabrał swoje rzeczy — zrobił to.
Chciała porozmawiać o rozwodzie.
Może powodem, dla którego tak dobrze pamiętał, co powiedziała, był fakt, że potok słów, który z siebie wyrzuciła, spotkały się z martwą wręcz ciszą z jego strony?
Nie miał zamiaru unikać jej w nieskończoność, w zasadzie, był zdania, że wcale jej nie unikał — wyprowadził się, a ona osobiście spakowała jego rzeczy, czego naprawdę trudno jest nie uznać za pożegnanie. Wyjątkowo… gorzkie, prawda? Wciąż przyłapywał się na myśli, że zasługiwał, a właściwie oni oboje zasługiwali na lepszy koniec, nawet jeśli żadne z nich go nie chciało. Nie, nie łudził się w tej kwestii… O wiele łatwiej jest udawać, że życie — a raczej to, co z niego zostało — nie rozpada ci się w rękach, gdy jesteś po drugiej stronie kraju, albo jeszcze dalej, gdzieś, gdzie jedyny kontakt z rzeczywistością gwarantuje telefon satelitarny. I stara dobra poczta, raz na trzy tygodnie. O wiele łatwiej było odrzucić przychodzące połączenie, oddzwonić kilka dni później, zwalić winę na natłok pracy, brak zasięgu, i mieć nadzieję, że cała rozmowa, przeplatana pół słówkami, i trwająca nie dłużej niż dwie minuty, zwyczajnie wystarczy.
Gdy usłyszał pukanie do drzwi, pomyślał, że to James, ale ten nie miał w zwyczaju pukać, wchodził jak do siebie, dlatego otworzył drzwi z lekkim wahaniem.
Podpisz to, bo bardzo się śpieszę.
Minęła chwila, nim oderwał od niej wzrok i spojrzał na teczkę, którą wcisnęła mu w ręce. Nie musiał jej otwierać, by domyślić się, co jest w środku. Widok papierowej teczki, w połączeniu z jej tonem, sprawił, że mimowolnie zacisnął zęby, czując jak początkowe zdziwienie jej widokiem ustępuje złości.
Nie mam najmniejszego zamiaru — odparł, wyjątkowo spokojnie, po czym jak gdyby nigdy nic, odwrócił się na pięcie i wrócił do środka, zostawiając otwarte drzwi. — Sama będziesz musiała to rozwiązać. — Domek był niewielki, dlatego bez problemu mogła zobaczyć, jak wrzuca teczkę na kanapę, nie pozostawiając wątpliwości, że nie nosi się z myślą, by chociaż przeczytać papiery.
pinata
m.
wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
Człowiek był najbardziej skomplikowaną maszyną ze wszystkich. Oprócz fizycznego wnętrza, nad którym posiadał jakąś moc, sprawczość, cokolwiek, miał jeszcze serce – całą gamę emocji, przyzwyczajeń, odczuć, preferencji oraz niedotykalską resztę – rozum, który nie zawsze potrafił stworzyć coś spójnego. Fizycznie serce Isy nie mogło się złamać, ale emocjonalnie czuła, że ktoś wyrwał jej jakąś ważną część tego organu. Marzyła, by być szczęśliwa. Z Thadem, ale rozum podpowiadał jej, że to niemożliwe, że powinna ratować siebie. Brać nogi za pas, uciekać czym prędzej i przestać oczekiwać na jakiś cud. Tak byłoby wygodnie dla obojga. Ba, to było bardzo sensowne, bo przecież skoro nie spędzali ze sobą czasu, nawet jeśli tego chcieli, to co innego mogłoby trzymać ich razem? Akurat ten papier, który ich łączył był dla Isy jednym z najistotniejszych w życiu. Nie chciała, żeby coś tak cennego, tak dla niej ważnego było jedynym pomostem z Halsworthem. Skoro jej zraniona duma i upór nie pozwoliły jej tego naprawić, to postanowiła zepsuć ich relację do końca. Kopnąć ten zamek z piasku i patrzeć jak drobne ziarenka odfruwają na wietrze. Taki był jej plan. Niemożliwy, bo sama nie potrafiła go zrealizować. Dokumenty, które wydrukowała były jakąś marną podróbą pozwu rozwodowego. Miały sprawić, że coś w nich drgnie, cokolwiek. Może miało mieć wpływ na nią samą? Żeby w końcu przekonała się do rozmowy albo do poproszenia go, by wrócił do domu? Tylko, kiedy na niego spojrzała, na tę jego zaciekłość, zaciśnięte zęby, spojrzenie, które wcale nie było przyjemne i kiedy usłyszała jego słowa, znów poczuła niechęć. Ogromną niechęć, bo znów, po raz kolejny robił jej na złość.
Weszła za nim do środka, choć początkowo planowała zwyczajnie uciec. Kiedy zniknął w swojej chatce, to był najlepszy moment, ale nogi same ją poniosły.
- Tak? A to dlaczego? – zapytała. Radzenie sobie samej było dla niej normą, tylko, że tutaj się po prostu nie dało. – Nie chcesz tego załatwić jak cywilizowany człowiek? Nie możesz chociaż na koniec okazać mi odrobinę życzliwości? – podniosła teczkę i odłożyła na jakąś szafkę, by tam biła po oczach najbardziej jak się da. Sama chciała wiedzieć po co tu przyszła i wyraźnie sygnalizować to Thadowi.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
On też czuł się rozdarty, gdzieś pomiędzy głosem rozsądku, który mówił mu, że nie powinien jej zatrzymywać, jeśli jest nieszczęśliwa, a wołaniem serca, które podpowiadało mu, że nie tak powinno się to skończyć. Oni. Nie potrafił opowiedzieć się ze żadną ze stron, tak naprawdę nigdy nie potrafił, zawsze tkwił gdzieś pośrodku, bo gdyby kiedykolwiek zapytał go, co to za głos, którym się kieruje, ilekroć słyszy go gdzieś z tyłu głowy, powiedziałby, że to przeczucie. Ten sam głos, który każe mu uciekać, skręcić w prawo, albo wybrać te konkretne drzwi. Nigdy nie zastanawiał do kogo należy… ani co mówi.
Nie zamierzał wybierać najprostszej drogi, choć teraz wydawało się, że nie zamierza wybrać żadnej drogi…
Z chęcią wróciłby do tego, co było, jeszcze pół roku temu, i rok wcześniej, nie dlatego, że wiedział już, co przyjdzie później, ale dlatego, że wbrew temu, co uważała, dla niego ich wspólne życie nie było niewystarczające, nietrwałe jak zamek z piasku — było wszystkim, do czego wracał, a wracał do niej, nie do domu, czterech ścian, czy do miasteczka, które choć rodzinne, nie znaczyłoby wiele, gdyby jej w nim nie było. Dlatego nie, nie potrafił tego zrozumieć, ale zdaje się, że nie próbował… Jedyne o czym myślał przez ostatnie tygodnie, to to, że nie jest w stanie tego naprawić, najzwyczajniej nie jest w stanie. Niewiele więcej być w stanie jej dać, prócz tego, co już dawał, a to zdaje się nie było wystarczające. A może niewystarczająco dobre… tak czy inaczej, wszystko sprowadzało się do jego osoby, a to myśl, którą trudno było zignorować, nawet jemu, nawet teraz, gdy przemawiała przez niego złość, żal i uczucie, którego nie mógł do końca nazwać, ale było tak samo nieprzyjemne jak dwa poprzednie. Niewystarczająco dobry.
Odruchowo obejrzał się przez ramię, gdy weszła do środka, choć jeszcze przed chwilą odwrócił się na pięcie i sprawiał wrażenie, że robi wszystko, by na nią nie patrzeć. Co nie było takie dalekie od prawdy…
Bo to tylko i wyłącznie Twoja decyzja — odparł, nawet nie starając się ukryć złości kryjącej się za tymi słowami, choć gdyby tak się dobrze wsłuchać, wybrzmiewało w nich równie tyle samo żalu. I zdaje się, że sam to zauważył, dlatego skrzywił się lekko, jakby było to coś, czego nie tylko nie chciał dać po sobie poznać, ale też nawet poczuć…
Słysząc jej kolejne słowa, uśmiechnął się gorzko i pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
Ja mam okazać odrobinę życzliwości? Ja? — zapytał, wbijając w nią wzrok, jakby nie do końca wierzył w to, co powiedziała, ale nie, wcale się nie przesłyszał… Jego wzrok mimowolnie powędrował za teczką, gdy ostentacyjnie położyła ją na szafkę, już miał pytać, „naprawdę?!”, ale na szczęście, w porę ugryzł się w język. Gdyby pozwolił sobie wypowiedzieć wszystko to, co cisnęło mu się na usta, już dawno nie mieliby o czym rozmawiać. — To nie ja spakowałem moje rzeczy, nie ja wyniosłem je do garażu i nie ja czekałem przez następne tygodnie, by oznajmić, że chcę rozwodu! — Wyrzucał z siebie słowa, jedno pod drugim, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony, czuł, że traci nad sobą panowanie, bo musiał zacisnąć mocno zęby, by nie powiedzieć czegoś, czego mógłby żałować. — To życzliwość, na którą mogłem liczyć od Ciebie.

pinata
m.
wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
To było mocno popieprzone i ktoś musiał w końcu zacząć działać. Życie w takim miejscu nie było zdrowe. Nie mogli tak funkcjonować. Ba, Isabel nie chciała tak funkcjonować i to była ostatnia szansa, żeby o nich zawalczyć. Problem polegał na tym, że nie potrafiła tego zrobić normalnie. Była tak głupia, uciekając się do takich metod, ale rozmowa, szczera rozmowa wydawała jej się ponad jej siły. Jak miała otrzymać dowód, że Thad ją kocha, że chce nadal być jej mężem, nie uciekając się do głupich sztuczek? Powiedzieć mógł wszystko, ale czy ufała mu na tyle, by w to wierzyć? I czy brak zaufania nie był dostateczną przyczyną, żeby dać temu spokój? Tak naprawdę jej mąż nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby wywołać w niej jakieś zwątpienie w jego prawdomówność, ale bała się, że znów przez lata będzie tkwiła w czymś, co podtrzymują jedynie słowa, nie czyny. Ona potrzebowała jasnych sygnałów, że ich relacja jest do odratowania. A może te papiery rozwodowe miały sprawić, że coś w nich drgnie? Może w Isie również? Może w sobie też chciała obudzić jakiś impuls, który sprawiłby, że zacznie zachowywać się jak dorosła osoba, w jasny sposób komunikować swoje potrzeby? Może też zacznie mówić i czynić prawdę?
Oni oboje mieli poważny problem. Bo patrząc tak z zewnątrz, Isa wcale nie zachowywała się odpowiednio. Wyrzucenie jego rzeczy nie było fair. Tylko, że to było pierwsze z jej zagrań, które miały zmusić Thada do… czegokolwiek. Nie zrobiły tego, a ona nadal podejmowała te swoje głupie próby. Teraz również. Wchodząc do środka popełniała błąd, ponieważ nie miała jasno sprecyzowanego planu. Raczej kolejne złośliwości.
- Owszem – powiedziała. Już teraz była zmęczona tą rozmową, a Isa jeszcze nie dopięła swojego. Nie otrzymała tego po co tu przyszła. – Bo ja nawet nie wiem jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie, Thad – wzruszyła ramionami. Nie ułatwiał jej tego właściwie dlaczego? Bo taki miał kaprys, nie chciał tego rozwodu, czy miał jeszcze inny powód, o którym nie wiedziała? Dlaczego przez cały czas nie wystosował żadnego kontrargumentu? Westchnęła cicho.
- Nie potrzebuję rzeczy ducha. Nie ma cię od lat. Lat. Nie miesięcy, nie tygodni. Od lat i nawet myślałam, że jestem z tym pogodzona. Szanuję to, co robisz. Ale… – ale co? Miała już zwyczajnie dość. A zwłaszcza po kilku tygodniach w szpitalu, kiedy patrzyła na puste krzesło, które powinien zajmować jej mąż, trzymać ją za rękę i powtarzać ten pieprzony frazes, że wszystko będzie dobrze. – Ostatnio przechodziłam naprawdę gówniany okres i nie liczyłam na twoją życzliwość. Tylko obecność. Gram obecności. Skoro nie dostałam chociażby tego, to dla mnie jest to równoznaczne z tym, że nasze drogi się rozeszły. Więc daj mi odejść w spokoju – powiedziała z mocą. Nie wiedziała, że tak bardzo go potrzebowała. Dopiero, kiedy wypowiedziała te słowa na głos, zdała sobie sprawę, że w tamtym czasie był jej niezbędny. Nie wiedziała, jak z tego wyszła sama, skoro Thad przez całe życie dawał jej tę siłę, by żyć i ciągnąć w samotności wózek z ich rodziną na pokładzie.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
Ze strony Thada było to o tyle trudniejsze, bo bardzo długo żył w błogiej nieświadomości, że to, co dla niego było normalnością, dla niej było… popieprzone. Kto inny zdecydowanie mógłby się wykłócać, że ich życie, wspólne życie, było tak dalekie od normalności, jak tylko to możliwe, ale to była ich normalność, ich… ostatnie dziesięć lat. Nic nie zmieniło się w przeciągu nocy, nie obudzili się w nowej, nieznanej rzeczywistości. Od samego początku oboje wiedzieli, że tak właśnie będzie — życie tu i tam, dom i służba. Nigdy nie obiecywała jej nic innego, więc jeśli czuła się rozczarowana, miała prawo, ale nie mogła winić jego, a przynajmniej… nie w całości, wcale nie twierdził, że jest bez winy. Musiała jednak zrozumieć, że nie wiedział, kiedy to co mieli, przestało jej wystarczać.
On sam wyczekiwał każdego powrotu do domu, do normalności. Dziś oddałby wszystko, by znowu obudzić się obok niej, wiedząc, że jest obok, zanim jeszcze otworzy oczy… Myślami ciągle wracał do tych niezliczonych niedzielnych poranków, gdy nie wymykała się wcześnie rano z łóżka, by zebrać się do pracy. Zresztą, zawsze przeciągał ten moment tak długo jak tylko mógł, nieszczególnie przejmując się, że “znowu się spóźni”. Każda chwila była jak na wagę złota, te tygodnie, a często miesiące, które spędził w domu... tak do bólu zwyczajne, były wszystkim czego potrzebował.
Nie sądził, że tak łatwo przyjedzie jej z tego zrezygnować. A on? Jaki miał wybór? Skąd miał wiedzieć, że uciekając się do głupich sztuczek, położy na szali całe ich życie?
Moje stanowisko — powtórzył pod nosem, i choć nie było to pytanie, spojrzał na nią znad uniesionych brwi, jakby spodziewał się wyjaśnień, bo wydawało mu się, że „jego stanowisko” jest dość jasne. — Zrobiłem co chciałaś, równie dobrze mogłaś powiedzieć „zejść mi z oczu”… — urwał w pół zdania, choć na usta cisnęło mu się o wiele więcej, to jednak w porę dotarło do niego, że lepiej ugryźć się w język. Zamiast tego, pokręcił głową ze zrezygnowaniem i skierował swoje kroki do lodówki. Wyobrażam sobie, że wnętrze domku, to otwarta przestrzeń, więc od kanapy do lodówki nie dzieli go więcej niż kilka kroków.
A czego się spodziewałaś? — zapytał, zamykając z głuchym hukiem drzwi lodówki. W ręce trzymał napoczętą butelkę whisky, bo jeśli mieli dalej prowadzić tę rozmowę, musiał się napić. — Wiedziałeś, że tak będzie, nigdy nie obiecywałem Ci, że będzie inaczej. Wiedziałaś, że mam przed sobą dziesięć, dwanaście lat służby, i nigdy nie odezwałaś się ani słowem… — powiedział, siląc się na spokojny ton, bo sam nie wiedział, dlaczego musi się przed nią tłumaczyć, a takie miał wrażenie, że tłumaczy się, bóg jeden wie z czego. Nie oderwał od niej wzroku, czekając na cokolwiek miało nadejść po tym „ale”, choć nie był pewny, czy chce to usłyszeć, więc niewiele myśląc, sięgnął po szklankę, nalał do połowy… i przez dłuższą chwilę milczał, starając się zebrać myśli. Co właściwie miał powiedzieć?
Więc idź, odejdź — odparł, i nawet jego zdziwił spokój, z jakim to zrobił, choć tylko pozorny. Uniósł szklankę do ust i upił większy łyk. Na moment zawiesił spojrzenie na wnętrzu szklanki, zdaje się, tylko po to, by na nią nie patrzeć… — ale nie zamierzam niczego podpisywać… — Cóż, przysięgi traktował bardzo poważnie, małżeńskie, wojskowe, bez różnicy.

isa halsworth
pinata
m.
wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
To wcale nie trwało długo.
Po prostu nastąpił jakiś moment, przełom, który sprawił, że zaczęła za nim poważnie tęsknić. Później wściekać, że go nie ma, a później już sama nie wiedziała, co. Jednak nie były to najzdrowsze emocje i wynikało to z tego, że Isa nie przeprowadziła z nim żadnej rozmowy. Jakby przestała umieć się z nim komunikować. Albo jakby już nie chciała. Można kogoś kochać, ale nie umieć z nim żyć, rozmawiać i nie lubić go. A Isa żyła w takim miejscu, kiedy nawet nie wiedziała czy Thada lubi, bo zwyczajnie go nie znała. Doszła do takich wniosków po kilku latach ich małżeństwa. Nie wiedziała czy to, co gotowała na jego przyjazd było jego ulubionym daniem czy zachowywał się kurtuazyjnie. Nie wiedziała czy lubił zapach pościeli, w której z nią zasypiał i czy podobała mu się jej fryzura. Wybierając dla niego prezent na gwiazdkę, nie miała pojęcia co chciałby dostać. Wiedzieli o tym jego koledzy z bazy. Ona nie. I zaczęła się na tym łapać właśnie w tak prozaicznych momentach. Kiedy robiła podstawowe, życiowe rzeczy. Kiedy załatwiała sprawy z myślą o jego przyjeździe. I nie miała pojęcia, co właściwie robi. Czuła się zagubiona. Ale szpital przelał czarę goryczy. To puste krzesło. Świadomość, że są inne ważniejsze sprawy niż ona. To było tak bolesne, że aż nieznośne. Uwierało ją przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wariowała, aż zaczęła podejmować najgorsze decyzje z możliwych.
- Twoje stanowisko. Nadal mówisz o moim stanowisku i o tym, co zrobiłeś później – odpowiedziała. Nie chciała słuchać o jego wyprowadzce. Chciała wiedzieć, czy podobało mu się takie życie. I jak się na nie zapatrywał dalej. Czy potrafił to wszystko znieść? I czy on cokolwiek o niej wiedział? Tak. Wiedziała czym kierowała się na początku. Tęsknotą. Skupiała się wyłącznie na tym, by być jak najbliżej niego i nie myślała o takich błahostkach jak ulubiony kolor mojego męża. Tylko, że codzienność nie powinna wyglądać w ten sposób. Nie powinna być wiecznym oczekiwaniem. – Nie o to mi chodzi, Thad. Powiedz czy lubisz być z daleka ode mnie – postanowiła przedstawić to w taki sposób. Cios poniżej pasa.
- Nie wiem, czego się spodziewałam – przyznała. Znała realia, wiedziała ile to może potrwać, ale co? Liczyła na cud? Nie. Liczyła, że coś mu się stanie i będzie musiał wrócić? Tym bardziej nie. Liczyła, że złamie rozkazy? Nie. Ale miała prawo zmienić zdanie.
- Naprawdę tego chcesz? – zapytała, tym razem skazując samą siebie na cios poniżej pasa. Bo w duchu czuła, że zna odpowiedź na to pytanie. Zrobiła wystarczająco dużo złego, głupiego, jak zwał tak zwał. Przyczyniła się do tego, żeby zamieszkał w tym miejscu. Nie byłaby zdziwiona, gdyby teraz to on tak pięknie, teatralnie wywalił ją ze swojego życia.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
To zwykle nie trwa długo, a przynajmniej nie zdajemy sobie z tego sprawy. Zdaje się, że najdłużej w nieświadomości żyją Ci, których dany problem dotyczy, nie widzą go, choć mają go tuż przed nosem. Widzą go za to wszyscy wokół i, albo nic nie mówią, zachodząc w głowę, jak tak można, jak długo to jeszcze potrwa, albo… zwyczajnie mają to gdzieś. Aż w końcu przychodzi ten jeden przełomowy moment czy inna kropla, która przelewa czarę goryczy. Moment, którego Thad, jeśli nadszedł, czy raczej, gdy nadszedł, nawet nie zauważył…
Nie zauważył zmiany, jakiekolwiek, w niej czy w tym, jak wyglądało ich życie, gdy był tutaj nie tam. Nie miał pojęcia, jak bardzo przeżywała jego powroty, czy wszystkie te… szczegóły, bo dla niego z pewnością były to szczegóły, i można zwalić to na karb męskiej ignorancji, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, ale nie zmianie to faktu, że nie dbał o to wszystko, liczyło się tylko to, że wraca do domu. Do niej. Zresztą, jedno i drugie oznaczało to samo… Dlatego nie rozumiał. Nie rozumiał, i jeśli miałby szukać wymówki — a nie miał najmniejszego zamiaru tego robić — to powiedziałby dokładnie to, co ona — nie rozmawiali ze sobą, ona też nie odezwała się ani słowem, pamiętałby.
Okej, chcesz znać moje stanowisko? — Zadał to pytanie jakby tylko po to, by odwlec w czasie, to co zamierzał powiedzieć, bo już teraz żałował swoich słów. Wiedział, że gdy padną, nie będzie odwrotu. — Moje stanowisko brzmi… nie. Nie wiem. Nie wiem co mam myśleć, nie wiem nawet co powinienem myśleć, bo mam wrażenie, że to wszystko przytrafiło się komuś innemu!
Słysząc jej kolejne słowa, zwyczajnie go zatkało, tak, to był cios poniżej pasa, bo jakiej niby odpowiedzi się spodziewała? Przez moment wpatrywał się w nią tak, jakby nie do końca był pewny, czy rzeczywiście powiedziała to, co właśnie usłyszał, w końcu uśmiechnął się pod nosem, wyjątkowo gorzko, bo wcale nie było mu do śmiechu.
Co to w ogóle za pytanie? Słyszałaś, co właśnie powiedziałaś? — zapytał i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Odstawił pustą już szklankę na blat i zrobił kilka kroków w jej stronę, by po chwili zmniejszyć odległość między nimi do zaledwie kilkunastu centymetrów. Naprawdę tego chcesz? Nie. Oczywiście, że nie. Te słowa utknęły jednak gdzieś w połowie drogi do jego ust, gdy zatrzymał na niej swoje spojrzenie. Zupełnie jakby chciał przekonać się, czy stojąca przed nim kobieta, ma jeszcze cokolwiek wspólnego z tą, którą pokochał… but maybe it’s booze talkin’!
Nie ma znaczenia czego ja chcę — odezwał się dużo ciszej niż jeszcze przez chwilą i zawahał się przez moment, szukając w głowę odpowiednich słów, ale miał wrażenie, że takowe nie istnieją, nic co gotowy był powiedzieć, w końcu, na głos, niczego nie zmieni. — Jeśli chcesz odejść… — zamierzał dokończyć to zdanie, naprawdę, dobrze wiedział, jak się kończy, ale wtedy go uderzyło. — Naprawdę tak nisko mnie oceniasz? — Kolejne pytania, na które odpowiedzi nie chciał znać. — Myślisz, że bym Cię zatrzymywał, zrobił… cokolwiek, wiedząc, że jesteś nieszczęśliwa? — Wiedząc, że powodem, dla którego jest nieszczęśliwa jest on sam.

isa halsworth
pinata
m.
wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
Była młodą dziewczyną, która w dniu ślubu myślała tylko o tym czy może kochać go mocniej. Owszem, była w niej pewnego rodzaju dojrzałość i świadomość, że Thad będzie wyjeżdżał przez długi, długi czas, a ona musi się z tym pogodzić. Wydawało jej się, że jest pogodzona i naprawdę była. Przez całe lata spełniała się w roli krótkookresowej żony, by później wracać do swoich zajęć. Jej bliscy rzeczywiście byli zaskoczeni, że tak łatwo na to przystaje, że zupełnie jej to nie przeszkadza i że tak świetnie radzi sobie sama. Bo tak było. Przez długi czas była samowystarczalna, dlatego zupełnie nie przeszkadzała jej nieobecność jej męża pod względem jego potrzebności w codziennych obowiązkach. Był jej potrzebny, owszem, ale w kwestiach typowo małżeńskich. Czego w końcu zaczęło jej brakować. Jej błąd był głównie taki, że o tym nie powiedziała. Nie wspomniała o tym nawet raz, nie dawała mu żadnych sygnałów, że w jej głowie dzieje się coś niedobrego. Ale też przez długi czas naprawdę starała się zdusić to w zarodku. Myślała, że to widzimisię, które pewnego dnia przestanie nią rządzić, ale tak się nie stało.
Jego słowa sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej zagubiona. Bo tak właściwie, co to miało znaczyć? To nie. Nie chciał jej czy wręcz przeciwnie. Nie potrafił jasno się określić. To było porąbane i sprawiało, że budziły się w niej agresywne emocje. Chciała nim mocno potrząsnąć, bo działo się to, czego najbardziej się obawiała. On też nie wiedział.
- Przestań unikać odpowiedzi – powiedziała ze złością. Miała wrażenie, że właśnie to robił. Sprawiał, że w głowie miała jeszcze większą niewiadomą. Kiedy podszedł bliżej, poczuła ten dreszcz, który zawsze towarzyszył jej w jego obecności. Nie był jej obojętny, jakkolwiek mocno wmawiałaby sobie, że był, to nie był i nie było możliwości, żeby mogła to ukryć. Nie po to przysięgała, że będzie z nim długo i szczęśliwie, żeby to teraz rozwalić. Czy naprawdę potrafiłaby przynieść tu realne papiery rozwodowe?
- Ma, właśnie, że ma – przecież tu chodziło o nich. O dwójkę ludzi. Miało znaczenie, czego chcieli oboje, a jedno wynikało z drugiego. Któreś musiało schować swój upór i dumę do kieszeni, i określić jasno. Westchnęła cicho. – Wiesz dlaczego jestem nieszczęśliwa? Bo umierałam. Głupia infekcja zmiotła mnie z nóg, a ciebie przy mnie nie było – powiedziała w końcu. Cały czas była przekonana, że o tym wiedział, że ma o tym jakiekolwiek pojęcie. Prosiła tatę, żeby do niego zadzwonił.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
Nie żałował niczego, nie żałował ich, ani niczego pomiędzy pierwszym nieśmiałym „cześć” i chwilą obecną. Cóż, nie tak do końca, nie miał zamiaru się w tej kwestii oszukiwać, ale poniekąd wiedział, że żal, który zagnieździł się gdzieś w okolicach jego serce, to tylko… tymczasowe. I nie do końca prawdziwe. To odpowiedź, kolejny mechanizm obronny na sytuację, której nie potrafił zrozumieć, nie mówiąc już o tym, jak powinien się zachować.
Instynkt, i każda jedna komórka w jego ciele zdawała się krzyczeć, że nie tak to powinno wyglądać. Ani ich małżeństwo, ani to jak się kończy. Jednak nie potrafił… nie odebrać tego osobiście. Jakby to on sam był winny temu wszystkiego, a ona padła jego ofiarą, jego kłamstw, złożonych obietnic i przysięgi, którą wypowiedzieli oboje dawno temu. Nie. To proste słowo, a bywa, że ugodzi za pełne zdanie.
Roześmiał się, słysząc jej słowa, a raczej wściekłość, w jaką je ubrała. Nie mógł się powstrzymać. Z ich dwoje, to chyba on miał większe prawo, by być wściekłym, tak przynajmniej mu się wydawało.
Nie unikam odpowiedzi, po prostu nie mówię tego, co chcesz usłyszeć — odparł, siląc się na spokojny ton, a odrobinę go to kosztowało. Niewiele brakowało, by wycedził te słowa przez zaciśnięte zęby. Jednak, gdy znalazł się bliżej, nie byłby w stanie odwrócić wzroku, nawet gdyby chciał. Nie mógł się zdecydować, na którym fragmencie jej twarzy zatrzymać wzrok, jego spojrzenie wciąż uciekało w stronę ust, choć robił naprawdę wszystko, by nie dać tego po sobie poznać. — Dlaczego dopiero teraz ma? — Te słowa wymknęły się z jego ust szybciej niż zdążył je przemyśleć, a właściwie ich konsekwencje. Nie chciał wiedzieć, to niczego nie zmienia.
Minęła chwila, nim dotarło do niego sens tego, co właśnie powiedziała. Nim jednak to się stało, mimowolnie zmarszczył brwi i spojrzał na nią z lekką konsternacją, które prędko zamieniło się w niedowierzanie, bo nie był pewny, czy to co mówiła, była prawdą, czy zwyczajnie próbowała grać na jego sumieniu. Coś takiego… to byłby cios poniżej pasa, nawet nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić, i słusznie, bo wszystko wskazywało na to, że mówiła prawdę, to wszystko się wydarzyło, a… jego przy nim nie było.
O czym ty mówisz? — Tak, zdziwienie, by nie powiedzieć szok malujący się na jego twarzy, był jak najbardziej autentyczny. — Kiedy?! Nie sądzisz, że to jest rzecz, o której powinnaś mi powiedzieć, przed wręczeniem papierów rozwodowych?! — Teraz. Dopiero teraz naprawdę się wściekł, do tego stopnia, że musiał się od niej odsunąć, przestąpić tych kilka kroków, by się uspokoić i zebrać myśli. Na próżno. — Jeden telefon, Isa! Jeden cholerny telefon i wsiadłbym w pierwszy samolot, wiesz o tym!

isa halsworth
pinata
m.
wiolonczelistka — w cairns concert orchestra
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
her happiest days with smile on her face, her memory stained by the songs on replay and now she's dancing alone
Westchnęła ciężko. Była już tym wszystkim zmęczona i czuła, że całkowicie niepotrzebnie tutaj przyszła. Ale czasami tak trudno było jej odpuścić, a małżeństwo na pewno nie było rzeczą, którą chciałaby stracić. Łapała się wszystkiego, co mogłoby naprawić tę trudną sytuację. Usilnie starała się wyciągnąć z ust Thada jakieś słowa, jakby miały one jakiekolwiek znaczenie, a przecież to czyny powinny mówić wszystko. Tak naprawdę nie była pewna czy jego zachowanie wynika z jakichś konkretnych przyczyn, czy jest podyktowane jej decyzjami? Może to ona zachowywała się w sposób, który był dla niego nie do przyjęcia, ale tak nie zauważyła? Jakby miała cokolwiek zauważyć, skoro nigdy nawet nie mówił jej, że chciałby, by coś w sobie zmieniła? Jakby w ogóle mógł tego chcieć, skoro go nie było, a kiedy się pojawiał, naprawdę starała się, żeby było mu w domu dobrze? Naprawdę rzadko się kłócili i nie wiedziała czy z grzeczności nie mówili sobie o mankamentach ich związku czy po prostu ich nie było. Nigdy wcześniej nie analizowała tego w ten sposób, dlatego była zdziwiona, że tak bardzo zapragnęła rozwiązywać sprawy w ten sposób, zamiast po prostu porozmawiać. Naprawdę była sobą cholernie rozczarowana, ale było już za późno. Owszem, mogłaby przeprosić i stąd uciec, w domu jeszcze raz przemyśleć swoje zachowanie i generalnie całą tę sytuację, ale czy miała w sobie tyle odwagi, by przechodzić to jeszcze raz? Wiedziała, że teraz nie dowie się, co z nimi. Że czekały ich jeszcze rozmowy, które mogłyby cokolwiek rozstrzygnąć, ale strasznie się ich bała. Wydawało jej się, że to, co działo się dzisiaj to jakaś farsa, idiotyczny żart, tylko nie wiedziała, której ze stron.
- Zawsze miało, po prostu wcześniej… nie uważasz, że wcześniej było w porządku? To znaczy, było dobrze i nie musieliśmy rozwiązywać takich… głupich spraw – westchnęła, bo nawet nie wiedziała jak to nazwać. W prostych kwestiach nie pytała go o zdanie, bo czy naprawdę obchodziło go jaki kolor zasłon kupowała do domu? Raczej nie. Pewnie cokolwiek mu o tym wspominała, bo miała tę przypadłość, że chciała, by wiedział o wszystkim, co się tutaj działo, ale w ostatecznym rozrachunku to nie było takie ważne. Było zwyczajne. O dziwo, nie zdenerwowały ją jego słowa, sprawiły, że jeszcze bardziej posmutniała i nawet tak bliska jego obecność nie mogła tego naprawić. Isa straciła całą swoją moc, hardość, zapał do tego, by cokolwiek zmieniać w swoim życiu właśnie w tej chwili. Bo uświadomiła sobie, że jej zachowanie to jakiś głupi wybryk. A potem spojrzała na niego i zdała sobie sprawę, że to nie był wybryk, i jej pobyt w szpitalu jednak był czymś istotnym. Jeszcze bardziej zszokowało ją, że wydawał się o niczym nie wiedzieć. – Nie wiedziałeś? – zapytała z niedowierzaniem. – Prosiłam ojca, żeby do ciebie zadzwonił – szepnęła. Nawet nie wiedziała, jak na to wszystko zareagować. Skorzystała z tego, że stała blisko kanapy, więc klapła na niej i ukryła twarz w dłoniach.
komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
On też był już zmęczony, choć może właściwszym słowem byłoby zrezygnowany. I nie, nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować z nich, choćby nawet chciał, nie mógł zaprzeczać uczuciom, które wciąż do niej żywił, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ona już dawno z nich zrezygnowała. I wbrew temu, co myślał, nie mógł jej za to winić. Jakakolwiek walka, próba ratowania tego, co mieli, co jeszcze niedawno było między nimi, wydawała mu się żałosna. Dla niego wszystko było proste, wyraziła się wystarczająco jasno, gdy kazała mu się wyprowadzić. I cokolwiek planowała, nie zamierzał stawać jej na drodze.
Oczywiście, że uniósł się dumą.
I to nie tak, że nie dostrzegał problemu, nie potrafiłby wskazać go palcem, jak winnego całej tej sytuacji, ale teraz przynajmniej wiedział, że istnieje, gdzieś w nim i w niej, a może gdzieś pomiędzy. Żadne z nich nie było idealne, ale wydawało mu się, że akceptowali się takimi jak byli, i co robili, w przypadku Thada, bo służba była tak ogromną częścią jego, że nie poznałaby go, gdyby jej zabrakło — nie byłby tą samą osobą. Doceniał to, wbrew pozorom, dlatego nigdy nie oczekiwał, że ona zmieni się dla niego. Nigdy o to nie prosił, nigdy tego nie chciał…
Głupich spraw — powtórzył cierpko, spoglądając na nią z niedowierzaniem i roześmiał się, zwyczajnie się roześmiał, bo naprawdę, miał wrażenie, że każde nie rozmawiają o tym samym, nie rozmawiają nawet ze sobą, każde z nich stoi po przeciwnych stronach pokoju. W innych budynkach! Czując narastającą w nim złość, zmieszaną z bezsilnością, której tak nie znosił, miał ochotę wyjść. Znowu. Lecz wiedział, że kolejny raz nie poruszy tego tematu, nie zada tego pytania… — Chcesz się ze mną rozwieść i nazywasz to głupią sprawą? — Jedną z rzeczy do zrobienia w tym tygodniu. Jakby ostatnie dziesięć lat, i czterdzieści kolejnych, nie miało żadnego znaczenia.
Nie wierzę, po prostu nie wierzę… — mruknął, bardziej do siebie niż do niej, i musiał odstąpić tych kilka kroków, choć pokój był zdecydowanie za krótki, by zdążył zebrać myśli i uspokoić się nim spojrzy na nią kolejny raz. W tej chwili było to cholernie trudne. — Myślisz, że gdybym wiedział, to bym nie przyjechał? Jak nie od razu, to za tydzień. Myślisz, że wyjechałbym, tak po prostu? — Wiedząc ją na skraju kanapy, z twarzą ukrytą w dłoniach, powstrzymał się od kolejnych takich pytań, bo wcale nie spodziewał się odpowiedzi, chciał jedynie, by wiedziała bo… on naprawdę nie sądził, że miała go za kogoś takiego. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu, choć chciał do niej podejść, bardzo chciał, była tak blisko… zamiast tego, przysiadł na oparciu fotela po drugiej stronie i wbił spojrzenie w swoje dłonie i palce, które w nerwowym odruchu splatał i rozplatał. — Myślałem, że kogoś masz… — odezwał się w końcu, podnosząc na nią wzrok, bo… cóż, czuł, ze musi to powiedzieć, choć bardzo nie chciał przyznać tego, czego obawiał się cały ten czas.

isa halsworth
pinata
m.
ODPOWIEDZ