animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
13.

Ostatnie spotkanie z Callie było... dziwne. To była najmilsza rzecz jaką Gaia mogła powiedzieć o tej imprezie na ognisku. Po tym jak Carter bez żadnego konkretnego wyjaśnienia opuściła imprezę, Gaia siedziała gapiąc się w ogień i próbowała ogarnąć co się dokładnie wydarzyło. Dokończyła butelkę wina w samotności i pojechała do domu. Pewnie wysłała przy tym kilka pijanych smsów do Zoey życząc jej dobrej nocy.
Zapamiętała jednak, że Callie kazała jej do siebie wpaść. A Gai nie trzeba namawiać dwa razy. Miała dobry humor, bo była w końcu na tej randce z Zoey i to nawet Zoey ją zaprosiła, więc Gaia miała pewność, że rzeczy szły po jej myśli. Nie, żeby miała jakiś plan. Po prostu chciała się z McTavish spotykać. Dzisiaj jednak w trakcie pracy napisała Callie, że wpadnie do niej na zapowiedzianą wizytę. Dostała smsa zwrotnego, że Carter może się trochę spóźnić, ale Zimmerman ma się rozgościć. Gai nie trzeba było prosić drugi raz. Kochała się rozgaszczać w domach innych ludzi. Sama do siebie nikogo nie zapraszała. W sumie to nawet nie miała okazji powiedzieć Callie, że kupiła dom i w końcu wyprowadziła się od rodziców. Adresem podzieliła się na razie tylko z Luną, która nawet przez parę dni u niej spała, bo Gaia bała się nowego domu i samotności. Teraz jednak już wszystko było normalne i Zimmerman była w stanie zasypiać u siebie tak jak zasypiała w rodzinnej posiadłości.
Po skończonej pracy pojechała na szybkie zakupy. Uznała, że skoro ma spędzić z Callie całe popołudnie to ugotuje jej jakieś fajne danie. Może coś z kuchni niemieckiej. Ale na pewno nie bratwurst w kajzerce. Kuchnia niemiecka miała więcej do zaoferowania niż tylko zwykła kiełbasa w bułce. Postanowiła, że zrobi jej maultaschen. Danie, które Gaia uwielbiała robić ze swoją mamą kiedy była młodsza. Oczywiście państwo Zimmerman mieli służbę, która dla nich gotowała. Pani Zimmerman jednak bardzo często chciała, żeby jej dzieci przeżywały z nią momenty, które matki powinny mieć ze swoimi pociechami. Gotowanie z córką tradycyjnych dań było jedną z takich rzeczy. Gaia to bardzo doceniała. Teraz, kiedy mieszkała sama, nie miała żadnej służby i cieszyła się, że nie jest łamagą, która nie potrafi zagotować wody.
Znalazła zapasowy klucz do mieszkania Callie i weszła jak do siebie. -Kochanie! Jestem w domu! - Zażartowała sobie fantazjując o tym jakby to było, gdyby rzeczywiście wracała po pracy do domu, do Callie. Westchnęła sobie głośno i w sumie to cieszyła się, że nie zrobiła sobie przypału, bo Callie np. mogła być jednak w domu. Na szczęście dom był pusty, więc Gaia zdjęła buty i ruszyła do kuchni. Zaczęła wypakowywać zakupy i to co powinno być w lodówce pochowała do lodówki. W międzyczasie otworzyła też butelkę wina. Akurat zdąży się przewietrzyć zanim Carter wróci. Gaia przygotowała też kieliszki, umyła ręce i naszykowała sobie rzeczy do robienia obiadu. Już była gotowa się za to zabrać kiedy spojrzała na bukiet kwiatów, który również kupiła. Ot, żeby rozjaśnić nieco dzień oraz mieszkanie Callie, które i tak było urocze i kolorowe. Zimmerman zaczęła rozglądać się po kuchni za jakimś wazonem, ale niczego nie dostrzegła. Przeszła w końcu do pokoju dziennego i zaczęła szukać tam. Nie widziała niczego na zewnątrz, więc bez skrępowania zaczęła otwierać szafki. Może Callie była typem osoby, która chowała wazony jak nie miała w nich kwiatów. Dziwny zabieg, ale ludzie nie takie rzeczy robią. No i tak się rozglądała, aż w napotkała na stertę dokumentów. Dokumentów, których nie powinna widzieć. I rzeczywiście początkowo w nie nie zajrzała. Gaia nie była typem osoby, która lubiła myszkować ludziom w ich prywatnych rzeczach. Z drugiej jednak strony widziała w roku kartki logo szpitala i po prostu się zmartwiła. Uznała, że da sobie pięć sekund na zerknięcie na dokumenty, a później o wszystkim zapomni. Tak, brzmiało to rozsądnie. Dlatego tez przerwała poszukiwania wazonu i podniosła kartkę. Od razu pożałowała tego, że to zrobiła. Były to wyniki badań z onkologii. Czytała po kilka razy to samo zdanie próbując cokolwiek tego zrozumieć. Medyczny żargon nie do końca był da niej zrozumiały. Jedyne co było pewne to to, że Callie miała raka. Odłożyła dokument z powrotem do szafki, zapomniała o wazonie i przeszła do kuchni ocierając oczy, z których jeszcze nie zdążyły pocieknąć łzy. Wzięła kilka głębszych oddechów uznając, że przemilczy sprawę. Jeżeli Callie nie miała zamiaru o tym mówić, to Gaia nie była osobą, która powinna ją o to cisnąć. Tak. Zajmie się obiadem, spędzi miło czas z przyjaciółką, którą sekretnie kochała, a później pójdzie do domu. W momencie kiedy taką decyzję podjęła usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Ruszyła w stronę korytarza z uśmiechem, chciała ładnie przywitać przyjaciółkę.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że masz raka? - Coś jej się popierdoliło i sama sobie spierdoliła plan, który tak misternie układała. Typowa Gaia.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
outfit

Za każdym razem gdy Callie myślała o tym, co JESZCZE pierdolnie znienacka, dochodziła do wniosku że gorzej być nie może, a potem życie brutalnie ją zaskakiwało. Teraz działo się dokładnie to, czego chciała uniknąć. Powoli dochodziła do wniosku, że może należałoby się wyprowadzić z Lorne Bay i wieść samotniczy tryb życia gdzieś na *prawie* bezludnej wyspie, pływać łódką, łowić ryby, piec je na ognisku, nie mieć telefonu, nie mieć internetu i przede wszystkim nie być powodem zmartwień dla nikogo. Dzień w pracy był długi, ale wiedząc, że wieczór spędzi z Gaią, obsługiwała kolejnych klientów z uśmiechem szerszym niż zazwyczaj. Miała nadzieję, że zjedzą coś dobrego, że poplotkują i spędzi choć kilka godzin bez przeżywania ciągle tego samego dramatu. Jak zwykle, nic z tego.
Weszła do mieszkania, odłożyła torebkę na stolik w korytarzu i nagle… Strzał w ryj, bo inaczej nie można tego było nazwać. Stała, jak debil, z otwartą buzią, mrugając w ciężkim szoku, ciśnienie pięćset, aż dziw, że nie zemdlała. Gaia wytoczyła ciężkie działa bez najmniejszego uprzedzenia i mózg Callie załączył przyspieszone obroty, żeby zrozumieć co się stało. - Ja… To znaczy… Co? Stan ci powiedział? - wydukała w końcu pytająco. To było pierwsze, co jej przyszło do głowy. Nie, nie zrobiłby tego. Nie zawiódłby jej zaufania. A może…? Może się martwił, może chciał zrobić z Gaią typową amerykańską interwencję i przymusić Callie do leczenia natychmiast? Nie… Na pewno nie. Mogła mu zaufać, nie rozpieprzyłby jej największego sekretu na boki, nawet Gai. Przy okazji, zupełnie nieświadomie, wysypała się z tym, że Stan już wie. Mogło to wyglądać źle, że najlepsza przyjaciółka była druga w kolejce za jakimś tam chłopem, ale Callie miała swoje powody. Powoli jej się puls uspokajał, to dobrze, bo spadało ryzyko, że będzie tu zaraz potrzebna karetka. Na drżących nogach jak z waty zrobiła te kilka kroków w stronę Gai i mocno ją przytuliła. Bardziej dla siebie, niż dla niej. - Niedługo. Naprawdę, niedługo zamierzałam ci powiedzieć. Usiądziemy?
Złapała Gaię za rękę i poprowadziła do salonu, gdzie sama usiadła na dużej kanapie, a przyjaciółce zostawiła wybór swojego miejsca. Przez głowę przechodziło jej teraz milion myśli na sekundę, tysiąc możliwych wymówek i wytłumaczeń, setki pytań i okrągłe zero odpowiedzi. A miało być tak pięknie, wesoło i przyjemnie… - To nie jest takie proste. Wiedziałam, że będziesz się martwiła, i będziesz smutna, i zdenerwowana, i nie chciałam ci tego robić wcześniej, niż to konieczne… Nikt nie wie. To znaczy… Stan dowiedział się kilka dni temu, bo powiedziałaś mi przy ognisku, że jestem mu winna szczerość i muszę powiedzieć prawdę. Nikt poza nim.
Nawet papa Carter nie usłyszał jeszcze wieści, ale to pewnie tylko dlatego, że Gaia nie kazała Callie do niego zadzwonić. Stan też by nie wiedział, gdyby nie polecenia Gai i jej solidne argumenty. - Chcesz o tym porozmawiać?
To wcale nie było takie oczywiste. Może Gaia chciała dowiedzieć się wszystkiego i omówić temat od deski do deski, a może była zła, zszokowana i nie chciała tego tematu kontynuować w ogóle, aż będzie gotowa. Tak czy inaczej, Callie wiedziała, że już się nie wymiksuje z dyskusji o raku i nawet nie próbowała jej unikać. Dwa miesiące walczyła ze Stanleyem żeby mu NIE powiedzieć, a i tak nic z tego nie wyszło, to z Gaią nie będzie nawet próbowała. - Dużo cię nie ominęło, tak naprawdę. Nawet się nie leczę.
Callie wydawało się, że robi dobrze, pokazując przyjaciółce że nie ukrywała celowo żadnych leków, wycieczek do lekarzy i kroplówek, ale w sumie zrobiła kolejną głupotę w ciągu tego jednego kwadransa: przyznała się niezamierzenie do tego, że nawet nie podjęła leczenia, a od diagnozy minęły już ponad dwa miesiące, objawy się nasilały i czasu było coraz mniej.
sex on the beach
-
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia naprawdę chciałaby podejść do tego tematu delikatniej. Chciałaby przygotować Callie na informację o tym, że już wie i że będą musiały o tym porozmawiać. Tak samo jak chciałaby być poinformowana o tym, że Callie jest chora. Zamiast tego musiała się o tym dowiedzieć w ten sposób. Wyniki, które Gaia przeczytała nie były z dzisiaj czy z wczoraj. Miały już kilka dni. Callie wiedziała od kilku dni i postanowiła się tym nie podzielić z najlepszą przyjaciółką. A przynajmniej Gaia myślała, że jest najlepszą przyjaciółką Callie. Może była w błędzie. Może miała jakieś inne przyjaciółki. Może była lista osób, z którymi Callie chciała się podzielić tą informacją i po prostu Gaia nigdy nie była na szczycie tej listy. W chwili obecnej naprawdę walczyła ze sobą, żeby nie zacząć przeklinać, albo płakać. Zimmerman raczej potrafiła kontrolować swoje emocje, ale w tym momencie targało nią tyle tych emocji, że nie wiedziała co powinna zrobić. A później przyszedł kolejny cios prosto w serce. Gaia dostała potwierdzenie tego, że rzeczywiście nie była na początku listy. Ewidentnie był przed nią Stan. Ten sam Stan, z którym Callie bez powodu zerwała.
-Powiedziałaś Stanowi, ale nie powiedziałaś mi? – Wiedziała, że w tym momencie nie chodziło w ogóle o to. Mimo wszystko nie potrafiła nie być zranioną czymś takim. Stan, którego znała krócej, Stan z którym zerwała, bo chciała być sama był wyżej na liście niż ona. Pokręciła tylko głową i uznała, że nie ma czego roztrząsać. Widocznie ona traktowała kobiecą przyjaźń inaczej niż Callie. Nawet nie pozwoliła na to, żeby jej uczucia, te, które wykraczały poza sferę przyjaźni, niczego nie zrujnowały. Tymczasem Callie nawet nie miała jej za przyjaciółkę. Co najwyżej może bliską znajomą? –Nie. Nie powiedział mi. – Odparła tylko, żeby Callie nie musiała się niepotrzebnie gniewać na Stana. Nawet nie przeszłoby jej przez myśl, żeby się z nim kontaktować i w jakikolwiek sposób obmawiać Carter za plecami. Postanowiła też nie mówić w jaki sposób się o tym dowiedziała. Oczywiste było dla niej to, że nie była okłamywana. Po prostu Callie wolała powiedzieć o tym wszystkim, tylko nie jej.
Nie zareagowała na uścisk Callie. Jeszcze niedawno zrobiłaby wszystko, żeby wykorzystać takie przytulenie. Uścisnęłaby ją mocniej, przytrzymała w ramionach na dłużej, cieszyłaby się ulubionym zapachem kobiety, którą kochała. Teraz? Teraz nie potrafiła z siebie wykrzesać nic. Nie była nawet zła. Była po prostu zraniona. -Niedługo to dosyć ogólne stwierdzenie. – Dzisiaj miała się o tym dowiedzieć? Jutro? Po pierwszej chemioterapii? Przy zakończonej chemii? Na pogrzebie Callie? To niedługo mogło oznaczać naprawdę wiele rzeczy.
Zabrała swoją dłoń. Dotykalska Gaia w tym momencie nie miała ochoty na żaden dotyk. Powolnym krokiem ruszyła za Callie, ale nie zajęła miejsca na kanapie. Postanowiła stać. W razie gdyby jednak nie mogła wytrzymać i musiałaby przejść do innego pokoju, żeby się rozpłakać. Albo w razie gdyby musiała wyjść całkiem. Chociaż tej opcji niespecjalnie do siebie dopuszczała. Nie mogłaby zostawić Callie w takim momencie, nawet jeżeli Callie nie miała jej za przyjaciółkę.
-Callie! – Zaczęła i trochę się uniosła emocjami, więc położyła sobie dłonie na czole i dała sobie chwilę, żeby się uspokoić. –Co do tego wszystkiego mają moje uczucia? Zmagasz się z chorobą, która zabiera miliony ludzi i próbujesz mi wmówić, że próbowałaś mnie chronić? – Nie łykała tego. W tym momencie nie potrzebowała żadnej ochrony. Byłaby smutna, i co z tego? Bywała smutna nawet i bez takich rewelacji. –Ty potrzebowałaś wsparcia i postanowiłaś nie mieszać mnie do tego. I wiem, że choroba to prywatna sprawa, ale naprawdę myślałam, że możemy sobie mówić o wszystkim. – Westchnęła ciężko załamana tym wszystkim. –Aha. Okej. – Parsknęła i obróciła się do Callie plecami. –Byłaś winna szczerość Stanowi, ale nie mi. – Pokiwała tylko głową i próbowała jakoś to wszystko przełknąć. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Tyle lat dusiła w sobie uczucia względem Callie, bo obawiała się zrujnowania przyjaźni, a teraz wychodziło na to, że być może nigdy tutaj przyjaźnie nie było.
-Serio mnie o to pytasz? – Nie była już nawet wściekła. Po prostu się obróciła i smutnym wzrokiem patrzyła na przyjaciółkę. –Czy to ważne czy chcę o tym gadać? Ty ewidentnie nie chcesz. – Oczywiście, że Gaia chciałaby o tym porozmawiać. Chciałaby, żeby Carter przetłumaczyła jej kartkę z wynikami na prosty i zrozumiały język. Chciała się dowiedzieć o rokowaniach, o leczeniu o samopoczuciu przyjaciółki, o jej nastawieniu. Nie wiedziała absolutnie nic w tym temacie.
-Dlaczego nie? – Zapytała, bo naturalnie obstawiała, że rak jest tak rozległy, tak zaawansowany, że po prostu leczenie uniemożliwiłoby jej korzystanie z ostatnich miesięcy albo tygodni życia. Nie zakładała, że Callie była na tyle głupia, że po prostu z leczenia zrezygnowała.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Kolejne słowa opuszczały usta przyjaciółki, a wraz z nimi Callie żegnała resztki swojej nadziei na bezkolizyjne spotkanie. Zarzuty Gai były w części zupełnie błędne, w części całkiem stosowne, ale nie można jej winić o wyciągnięcie złych wniosków, kiedy właściwie nie miała na temat tej sytuacji żadnych informacji. Ale to wszystko miało teraz ulec zmianie. Callie oparła się wygodniej siedząc na kanapie, w zdenerwowaniu poprawiła włosy, a w Gaię wbiła zmartwione spojrzenie. Rozumiała jej nerwy, jak najbardziej, natomiast sama nie miała na nie siły. Wydawało się, że jest spokojna - w rzeczywistości była po prostu zbyt przybita, żeby się unosić. - Gaia… - pokręciła głową. Przykro jej było słyszeć, że przyjaciółka porównuje się do byłego faceta. Callie nigdy nie rozpatrywała tematu raka w sposób logiczny, rzeczowy, nie zaplanowała listy po której będzie szła i oficjalnie informowała o diagnozie, wszystko to, co się wydarzyło, było chaosem, serią chujowych zdarzeń, motywowanych lękiem, dyskomfortem i chęcią ucieczki. Niczym więcej. - Posłuchaj. Stanowi w ogóle nie chciałam mówić. Założyłam, że się rozstaniemy, otrząśnie się, zapomni i nie będę musiała nic tłumaczyć. Tobie chciałam powiedzieć. Planowałam powiedzieć, od początku. Nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, że ci powiem. - próbowała tłumaczyć tę serię porażek na spokojnie, ale głos jej drżał i poczuła kolejne skurcze w brzuchu. - Zmieniło się tylko tyle, że Stan był uparty i zdecydowałam, że z nim porozmawiam. To bez związku z tym, czy i kiedy chciałam poinformować ciebie. Niedługo, na pewno w tym miesiącu.
Westchnęła. Nie miała siły na to, żeby teraz opiekować się emocjami Gai, jakkolwiek chujowo to nie brzmiało. Miała na głowie tyle problemów, po uszy pływała w gównie, jeśli Gaia była… zazdrosna, czy poczuła się wykluczona, to na ten moment Callie nie mogła wziąć tego na siebie. Mogła jedynie wyjaśnić, co się wydarzyło, i próbowała to zrobić. - Przykro mi, że dowiedziałaś się nie ode mnie… Właściwie, to skąd? - zmarszczyła brwi. Czuła ulgę i spokój w związku z tym, że Stan się nie wysypał, bo to by była prawdziwa katastrofa. - Oczywiście, że to ważne. Jeśli chcesz, wszystko ci powiem. Mówię ci o wszystkim. Nie możesz się na mnie gniewać za to, że o tej jednej rzeczy nie powiedziałam ci od razu. To nie jest dla mnie lekki temat, potrzebowałam czasu.
Przykre dla Callie było to, że Gaia mogłaby ją posądzić o celowe, dożywotnie ukrycie, zatajenie problemu. Przecież spowiadała się przyjaciółce ze wszystkiego, od lat, jej jedynej. Jedyne, co w tej sytuacji działało na niekorzyść, to czas - gdyby tylko Gaia nie szperała dziś po szafkach, dowiedziałaby się jak należy, od przyjaciółki, w ciągu paru tygodni. No ale nic… - Hmm… To długi temat i jak będziesz chciała, powiem bardziej szczegółowo… Ale tak w skrócie… Wszystkie propozycje leczenia są beznadziejne i przerażające, więc boję się decydować, żeby nie zdecydować źle, i tak sobie… Jestem, w zawieszeniu. Z diagnozą, bez leczenia.

gaia zimmerman
sex on the beach
-
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia nie miała zamiaru kłócić się z Callie. Rozumiała, że to komu Callie mówi o swojej chorobie jest tylko i wyłącznie jej decyzją. Może niesłusznie poczuła się pominięta i zraniona. Może przesadzała z tym całym dramatyzmem. Na razie jednak nie wiedziała co powinna czuć. Była w sytuacji, gdzie dziewczyna, którą szczerze kochała, a która była też jej najlepszą przyjaciółką, umierała. I tak, jasne, każdy umiera, każdego dnia, każdej minuty i w ogóle wszyscy dążymy do tego, żeby umrzeć. Po prostu nie wszyscy mieli ten czas ograniczony. A jednak Callie spotkało właśnie to. W dodatku Carter postanowiła wszystkim podzielić się z człowiekiem, którego nawet nie chciała w swoim życiu. No bo skoro z nim zerwała to ewidentnie go nie chciała tak? No chyba, że w związku z tym Carter też kłamała.
-Po prostu tego nie rozumiem. – Nie była w stanie logicznie wyjaśnić swojego punktu widzenia. Wolała się podzielić tą informacją z kimś kto nie miał być częścią jej życia. Ktoś z kim zerwała i ktoś kto równie dobrze mógł już sobie na nowo układać życie. Nie chciała się tym dzielić z przyjaciółką, która miała zamiar stać przy jej boku cały czas. W zdrowiu i chorobie.
-Kupiłam ci kwiaty i szukałam jakiegoś wazonu, żeby je tam wstawić. I znalazłam twoje wyniki. W sensie… nie znalazłam ich. Po prostu je zobaczyłam i wzrok zatrzymał się na nieodpowiednim miejscu i po prostu… doczytałam. – Nie było tak, że specjalnie myszkowała i szukała czegokolwiek. Naprawdę był to przypadek. Gaia nawet nie lubiła naruszać czyjejś prywatności. Teraz to nawet wolałaby o tym wszystkim nie wiedzieć. Zrobiło jej się słabo i zachciało jej się wymiotować. Powoli mijało jej uczucie wściekłości. A przynajmniej nie była już wściekła na to, że Callie powiedziała Stanowi, a nie jej. Teraz docierało do niej, że wściekała się na złą rzecz. Powinna się wściekać na to, że Callie była chora. I w dodatku nie chciała się leczyć. Nie zależało jej. –Wiem, że to nie jest lekki temat. Ale te wyniki nie były sprzed paru dni. – Powiedziała. Jej ton głosu był już spokojniejszy. Postanowiła, że nawet usiądzie. Nie zajęła jednak miejsca obok Callie. Nadal, nieświadomie, gdzieś się na nią gniewała. Zajęła pierwsze wolne miejsce jakie miała, czyli po prostu usiadła na podłodze. Oparła się o ścianę i wpatrywała się w przyjaciółkę. Patrzyła na nią i nie była sobie w stanie wyobrazić świata, w którym nie ma Carter.
-Powiedz mi wszystko. Wszystko. Nie obchodzi mnie to czy to będzie skrót czy nie. Chcę wiedzieć wszystko. – Nie chciała tak naprawdę tego wiedzieć. Nie była gotowa na słuchanie niczego w tym temacie. Nie chciała słuchać o potencjalnej śmierci dziewczyny, którą kochała, a której nawet nie zdążyła powiedzieć prawdy na temat swoich uczuć. –Więc wolisz nie robić nic? Wolisz się poddać niż spróbować czegokolwiek? – Nie dowierzała w to co słyszała. Gaia wolałaby podjąć walkę i ponieść porażkę, niż poddać się na starcie. Co to za śmierć, kiedy umierasz ze świadomością, że miałaś możliwość walki, ale jej nie podjęłaś, bo obawiałaś się podjęcia złej decyzji. Czy nie podejmowanie żadnej decyzji rzeczywiście było lepszą opcją? –Ile masz czasu? – Kolejne pytanie, na które nie chciała poznać odpowiedzi. Wiedziała jednak, że jej potrzebowała. Musiała się przygotować. Zwłaszcza, że Callie nie była zainteresowana leczeniem. Może powinna się skontaktować ze Stanem i obgadać z nim strategię, która skłoni Carter do leczenia?
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Może właśnie dlatego powiedzenie Gai było trudniejsze. Bo kochała Callie. Co prawda Callie myślała, że czysto przyjacielsko, niemniej - wciąż łatwiej jest powiedzieć komuś, kto (przynajmniej twoim zdaniem) usłyszy i zapomni, może czasem przypomni sobie twoje imię, jak w śniadaniówce powiedzą o profilaktyce w walce z rakiem, i tyle.
Pokiwała głową bez słów, dowiadując się jak przyjaciółka trafiła na tę informację. W porządku, nie potrzebowała dopytywać o szczegóły czy wygłaszać pretensji - obie wiedziały, że nie ma w tym mieszkaniu szafki, do której Gaia nie mogłaby zajrzeć. Pech chciał, że zajrzała akurat do tej, ale Callie nie była ani trochę zła.
- Wszystko? - dopytała, marszcząc brwi. Stan prosił o to samo: wszystko, od początku do końca. Tylko jak to dostał, ich rozmowa przeistoczyła się w katastrofę. A Callie żałowała, że w ogóle się odezwała. Widać było, że Gaia bardzo się stresuje. Zwłaszcza, gdy zapytała o czas, Callie poczuła silny skurcz w brzuchu, ale starała się nie okazywać bólu i dyskomfortu. W tej chwili była ważna tylko Gaia. - Nie rozmawiałam jeszcze z lekarzem o umieraniu - zapewniła przyjaciółkę spokojnym głosem, patrząc jak siedzi biedna na zimnej podłodze - więc nie liczymy, ile czasu mi zostało.
A to dobra wiadomość, bo o pozostałym czasie rozmawia się przecież tylko z osobami, u których śmierć w wyniku choroby jest pewnikiem. Może zaczęcie od tej informacji pomoże Gai trochę się uspokoić. - To rak szyjki macicy. Ma tylko 3 milimetry. Zaczęło się od bólu po seksie, później pojawiły się niespodziewane krwawienia... - zrobiła krótką przerwę na kilka głębokich wdechów. Nie chciała wchodzić w szczegóły, również z szacunku do Stana. On nawet o tym bólu nie wiedział, bo Callie przez rok siedziała cicho, tym bardziej nie chciała teraz wywlekać tak intymnych szczegółów ich relacji przed, jakby nie było osobą trzecią która z nimi do łóżka nie chodziła. - Nie można go po prostu... Wyciąć. Najlepsze szanse miałabym, jeśli zgodzę się na całkowite usunięcie macicy i węzłów chłonnych. Możliwe, że również jajników i jajowodów... Tak czy inaczej, nie mogłabym już nigdy zostać mamą. - czyli najlepsza, zdaniem lekarzy opcja, była jednocześnie najgorszą dla Callie. Ciąża i macierzyństwo były jej marzeniem od lat, i choć nie planowała tego wszystkiego teraz, nawet nie miała poważnego partnera, to jednak... Stracić tę możliwość bezpowrotnie? Podpisać dokument, który był wyrokiem jednocześnie ratującym życie? To wcale nie jest takie proste, a słowa Gai, że Callie się poddała... Były zdecydowanie bolesne i nie fair. - Jest też bardziej ryzykowna opcja... Mogą mnie... Otworzyć... - skrzywiła się, jakby miała zaraz wymiotować - wcale niewykluczone, że tak to się skończy - I spróbować powycinać tylko kawałki. Szyjkę, kawałek macicy, węzły chłonne... Ale zostawić wystarczająco, żeby ciąża była możliwa w przyszłości.
Brzmiało... Lepiej, prawda? Jak rozwiązanie problemu? Tylko, że niestety wcale nie, co Callie zakomunikowała smutnym westchnieniem. - Tylko, że szansa na nawrót raka jest wtedy duża. Ciąża... Nie będzie wiadomo, dopóki w niej nie będę. Możliwe, że każdą stracę. Nawet taką... sześcio, czy siedmiomiesięczną... - przełknęła głośno ślinę, czując coraz bardziej jakby ktoś jej przyłożył w głowę łopatą. - Te kawałki, które by mi zostawili... Nie wystarczą, żeby utrzymać zaawansowaną ciążę, więc jest masa powikłań, poza tymi, które zagrażają dziecku... Które mogłyby zabić mnie wcześniej, niż jakikolwiek lekarz zgodzi się zrobić cesarkę.
Callie podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękoma. Zdawała sobie sprawę, że mówi już bardzo długo, ale Gaia wyraziła się jasno - "wszystko" powtórzyła tyle razy, że Callie byłoby teraz wstyd cokolwiek pominąć. - Oprócz tego... Chemioterapii nie uniknę. Więc... Będę wymiotować, aż zostaną ze mnie same kości, wyłysieję, a jeśli ktoś na mnie kichnie w sklepie, mój układ odpornościowy raczej sobie nie poradzi i skończę w szpitalu z zagrażającą życiu infekcją. A lista efektów ubocznych jest tak długa, że to nawet nie jest ulotka, Gaia. Dali mi w szpitalu całą książkę o tym, co zrobi ze mną chemia. A do tego jest jeszcze radioterapia... Która powoduje dokładnie to samo...
A zatem: nie było wątpliwości, że Callie będzie żyła. Na tym etapie wciąż były opcje, żeby to jej życie zachować. Tylko że z omówienia opcji boleśnie wynikał jeden wniosek: po co takie życie? po co życie warzywa? po co życie w bólu? Może nic dziwnego, że Callie "wolała nie robić nic" zdaniem Gai. - Objawy się nasilają, więc mam coraz mniej czasu na podjęcie decyzji. Tylko jak mam ją podjąć, skoro nie chcę żyć w taki sposób? Nie chcę być jak ze świtu żywych trupów.

gaia zimmerman
sex on the beach
-
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Zacisnęła szczęki próbując w jakiś sposób panować nad swoimi emocjami. Nigdy nie miała z tym problemu. Potrafiła ukrywać uczucia. Nie robiła tego cały czas, ale wiedziała jak panować nad mimiką twarzy. Teraz jednak ledwo sobie radziła. Łzy co jakiś czas leciały jej po twarzy. Jedyne co mogła robić to szybko je ocierać. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Kiedy musiała stanąć twarzą w twarz z wiadomością, że ktoś kogo kochała umierał. Okej, miała świadomość tego, że wszyscy każdego dnia trochę umieramy, bo po to się rodzimy. W przypadku Callie było inaczej. Callie była kimś w kim Gaia była zakochana. Nie chciała jej stracić. Nie teraz. Nie nigdy.
-Okej. – Nie dała po sobie poznać wściekłości, która ją właśnie opanowała. Callie nie chciała wiedzieć ile czasu jej zostało czy była szansa, że jednak postanowi się leczyć i przedłużyć sobie życie, albo może da radę pozbyć się raka całkowicie? No chyba, że woli po prostu umrzeć niespodziewanie, co byłoby pojebane, ale Gaia postanowiła nie oceniać. Już i tak za bardzo oceniła Callie nie pozwalając jej na wyjaśnienia.
-Czyli to chyba… nie wiem, bo się na tym absolutnie nie znam, ale to chyba dosyć mały rak? – Gdyby wiedziała wcześniej to pewnie poczytałaby na ten temat, może nawet odwiedziłaby jakiś lekarzy, żeby się dowiedzieć jeszcze więcej. Teraz wychodziła przy Callie na ignorantkę, a tak naprawdę po prostu nie wiedziała nic w tym temacie. Sama badała się regularnie, ale nie zmieniało to faktu, że nie miała doświadczenia z rakiem. Nikt w jej rodzinie nigdy nie chorował. Nie miała z tym styczności. –Kurwa… – Przeniosła wzrok na ścianę przed sobą. Wiedziała, że Callie marzyła o byciu mamą. Gaia miała podobne marzenia. Dla niej nie były jednak one tak kluczowe. Gdyby się okazało, że nie może zostać mamą to nie rozpaczałaby specjalnie długo z tego powodu. Wiedziała, że Carter miała jednak inaczej. –Na czym konkretnie polega ryzyko tej opcji? – Zapytała i teraz spojrzała na Callie. –Że operacja może się nie udać czy to, że… możesz umrzeć podczas operacji? – Jeżeli w grę wchodziła druga opcja to oczywiście Gaia byłaby za tym, żeby nigdy się tej operacji nie podejmować. Z drugiej jednak strony, Gaia nie miała tutaj nic do gadania. Mogła ewentualnie doradzić i wspierać Callie, ale to by było na tyle. –A co z mrożeniem komórek? Za późno już na to? – Na tym też się nie znała, ale wiedziała, że jest też taka opcja. Callie mogłaby w przyszłości skorzystać z usług surogatki. Sprawy te były dosyć kosztowne, ale przynajmniej nie musiałaby rozważać adopcji, jeżeli nie byłaby takową zainteresowana. Gaia mogłaby być matką dziecka adoptowanego, nie musiałaby wtedy niszczyć swojego ciała dla ciąży. Wiedziała jednak, że dla wielu kobiet coś takiego nie wchodziło w grę.
-Ale to będzie tylko chwilowe. Nie będziesz tak żyła przez cały czas. Będziesz osłabiona podczas chemii, ale później wrócisz do bycia sobą. – Wiedziała, że jest to możliwe. Jasne, nie do końca w stu procentach i zawsze jest szansa na nawrót choroby, ale pracowała ze starszymi ludźmi, którzy dożyli starości mimo tego, że w młodości pokonali raka. I mieli się obecnie bardzo dobrze. Więc dla Callie też była szansa na to, że dożyje sędziwego wieku.
-Więc najlepszą opcją jest to, że nie będziesz żyć wcale? – Zapytała łagodnie, ale w jej głosie można było wyczuć lekką pretensję. –Nie unikniesz bycia osłabioną i wychudzoną. Jak nie zdecydujesz się na leczenie to i tak zaczniesz ten proces. Naprawdę warto nie podejmować żadnego leczenia? – Nieważne czy Callie podejmie leczenie czy nie, i tak wszystko skończy się byciem osłabioną. A lepiej jest chyba umierać ze świadomością, że się przynajmniej spróbowało.
ODPOWIEDZ
cron