właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
d w a n a ś c i e



Wizja spędzenia urodzin w gronie rodziny i przyjaciół odpowiadała mu w zupełności, dlatego zorganizował małe przyjęcie w ogrodzie za domem, rezygnując z dyskotek i pijaństwa. Cieszył się na małą imprezę i z radością zajął się organizacją, jednak świadomość tego, że upłynął kolejny rok, odrobinę go martwił. Życie po trzydziestce nie było czymś, nad czym należało płakać, jednak czas płynął stanowczo za szybko i uciekał mu przez palce jak drobny piasek. Zanim jeszcze podniósł się o poranku z łóżka, spoglądał w sufit, analizując ostatni rok i nie był pewien czy był zadowolony z jego przebiegu. Powrót do rodzinnego miasteczka, porzucenie życia w Cairns, przejęcie warsztatu ojca, rozstanie z Auden i ucieczka Willow. Dużo się działo, jednak odnosił wrażenie, że zmiany, które zaszły w jego życiu nie były zmianami na lepsze. Gdy podniósł się z łóżka, starał się skupić na obowiązkach, które czekały go przed przyjęciem, bo nie zamierzał przecież smęcić we własne święto.
Na zakupach w centrum zaopatrzył się w napoje, alkohol i jedzenie, licząc na to, że któraś z sióstr pomoże mu przed przybyciem w przygotowaniu jakichś sałatek. Zgodnie z tradycją, Fairweather zajął się marynowaniem mięsa na grilla i miał przynajmniej pewność, że nie był w stanie spartolić tego zadania.
O ustalonej wcześniej godzinie goście zaczęli schodzić się w jego ogrodzie, a on starał się powitać każdego i z uśmiechem przyjąć składane na jego ręce życzenia. Pojawili się rodzice chłopaka, rodzeństwo, kuzynostwo i kilku najbliższych przyjaciół, jednak jedyną osobą, która odmówiła swego przybycia była jego sąsiadka. Sam ne wiedział dlaczego w tym roku postanowił ją zaprosić na tę zamkniętą imprezę, jednak skoro teraz się przyjaźnili, chyba byłoby miło gdyby i ona znalazła swe miejsce przy jego stole, prawda?
Nie był zły, gdy wyjaśniła mu, że miała plany na ten wieczór, jednak w głębi serca, czuł pewnego rodzaju rozczarowanie. Nie powinien mieć zbyt wysokich oczekiwań ani zachowywać się jak zaborczy dupek, jednak upadek na drugie miejsce, okazał się boleśniejszy niż przypuszczał. T r u d n o.
Po trzech godzinach zabawy, gdy zdarzyło się już ściemnić, a jedyne światło jakie mieli gwarantowały im stare, rozwieszone na sznurze żarówki, przystrajające zalesione podwórze, goście zaczęli się żegnać i opuszczać tereny jego działki. Wręczył mamie resztki tortu, który przyniosła i podziękował każdemu z osobna, po czym zabrał się za znoszenie naczyń, wyrzucanie śmieci i zabezpieczenie resztek jedzenia, które posłużą mu za śniadanie. W końcu nastala cisza.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
022.

Stało się.
Odwlekała ten moment wszelkimi możliwymi sposobami. Uroczym uśmiechem wyprosiła niewielką pomoc od rodziców, udało jej się nawet wyciągnąć co nieco z portfela starszego brata, który na wieść o pustej lodówce w domu Ell, zlitował się nad młodszą siostrzyczką. Utonąć nie pozwoliła jej również najlepsza przyjaciółka, choć p o w o l i zaczynała dostrzegać zniecierpliwienie oraz irytację w jej oczach. Oczywiście zarabiała na sprzedaży biżuterii, ale – umówmy się – nie była w stanie zaspokoić wszystkich swoich potrzeb opierając się wyłącznie na słabo promowanym rękodziele.
Musiała znaleźć z a t r u d n i e n i e.
Ku ogromnemu zaskoczeniu, nie było to wcale takie trudne, jak mogła się spodziewać. Może dlatego, że miała bardzo bogaty życiorys? Pracowała w tylu miejscach, że trudno zliczyć! Wprawdzie odrobinę podkoloryzowała to, jak długo utrzymywała się na stanowiskach i nawet nie zauważyła, że popełniła błąd w rachunkach, przez co zgodnie z rozesłanymi aplikacjami w niektórych okresach pracowała w dwóch miejscach jednocześnie – nadzwyczaj zdolna dziewczyna! Tak czy inaczej, po krótkiej rozmowie przebiegającej w przyjaznej atmosferze, Fitzgeraltowie zaproponowali jej pracę. Pracę, którą naprawdę polubiła. Nie dość, że dzięki niej miała możliwość w y g a d a n i a się, to jeszcze nie mogła narzekać na ilość drinków czy szotów, które dostawała od klientów.
Z tyłu głowy wciąż miała świadomość, że prędzej czy później potknie się, coś zepsuje i zostanie zwolniona, ale na ten moment korzystała z otrzymanej szansy, dobrze się przy tym bawiąc.
Korzystała również z towarzystwa Mike’a. Nieco młodszy od niej chłopak okazał się podatny na wszelkie sugestie, przez co mogła cieszyć się kontrolą, a także proponować coraz bardziej szalone sposoby na spędzanie wolnego czasu. Suzie dosadnymi słowami wypomniała jej, że wykorzystuje z a k o c h a n e g o chłopaka, lecz Ell nie potrafiła z niego zrezygnować. Wypełniał pustą przestrzeń wokół niej oraz zagłuszał myśli biegnące ku komuś innemu. Przy nim uczucia nie miały znaczenia, co odpowiadało frywolnemu charakterowi dziewczyny.
Nie oznaczało to jednak, że zapomniała o przyjaciołach. Próbowała dzielić czas, lecz najtrudniej było wygospodarować go dla obchodzącego urodziny seksownego sąsiada. Tłumaczyła to dużą ilością obowiązków, nie chcąc przyznać, że spotykanie się z nim było zwyczajnie trudne. Może nawet niewygodne.
Nie zważając na to, że przegapiła imprezę, postanowiła zajrzeć do Milo, by wręczyć mu drobny prezent. Przeszła przez dom – nawet jeśli drzwi nie były otwarte, wiedziała, gdzie znaleźć zapasowy klucz – a kiedy nikogo nie znalazła, wyjrzała na ogród z tyłu.
— Znajdzie się dla mnie kawałek tortu? — spytała, uśmiechając się promiennie. — Strasznie zgłodniałam, pędząc do ciebie. Wiedziałeś, że o tej porze tak trudno złapać stopa? — pożaliła się, podchodząc bliżej. Wprawdzie większość rzeczy była już posprzątana, ale oświetlenie wciąż nadawało ogrodowi niesamowitego klimatu; Ell nie mogła oderwać od tego wzroku.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Doskonale rozumiał kwestie zarobku i utrzymania domostwa, bo przecież sam miał na głowie stary, rodzinny dom, a i warsztat kaletniczy nie przynosił wielkiego zysku. Miał oszczędności, które zebrał jeszcze gdy pracował jako asystent trenera w Cairns, jednak źródełko to nie było bez dna. Musiał podjąć decyzje i porozumieć się z rodzicami, którzy dbali o to by rodzinny interes nie podupadł ale obawiał się, że w obecnych czasach, było to po prostu nieuniknione. Druga kwestia - czym miałby się zająć, gdyby zrezygnował z warsztatu ojca? Lubił sport i chętnie podjąłby się kolejnej współpracy z jakimś uniwersytetem ale najbliższy był w Cairns i nie sądził by była możliwość zatrudnienia go z powrotem. Poza tym, w tak małych miasteczkach jak Lorne, rzadko kiedy zwalniały się jakieś posady. Ludzie zatrudniali się i pracowali w danym miejscu do emerytury; chyba, że byli Ell i skakali z kwiatka na kwiatek, szukając swego miejsca w świecie.
Jako, że sąsiadka było w ostatnim czasie dość mocno zabsorbowana nowym znajomym, Fairweather nie miał okazji z nią porozmawiać i dowiedzieć się o tym, że dostała pracę. Wiedział o jej problemach z domem i że potrzebowała pieniędzy, dlatego trzymał za nią kciuki i wierzył, że w końcu znajdzie coś dla siebie; coś co sprawi, że nie będzie zmuszona uciekać z miejsca pracy z hukiem i coś co okaże się jej stałym miejscem zarobku.
Nie znalazłaś czasu by pojawić się na moich urodzinach ale by wpaść po kawałek torta już tak? — rzucił zaskoczony jej wizytą, jednak nie był pewien czym była spowodowana. Niezależnie od tego jakie były jej intencje, nie był osobą, która odmówiłaby komuś jedzenia - pewnie i tak ostatnie kawałki ciasta zmarnowałby się w jego lodówce, a następnie w śmieciach. Uśmiechnął się w końcu, nie chcąc wyjść na marudę. — Poznoszę to do końca i przyniosę to co się uchowało Mam też jakieś pozostałości z grilla jeśli jesteś bardzo głodna — zaproponował chwytając stos talerzy od spodu i spojrzał na nią. Niezaleznie od tego po co wpadła i czym zajmowała się gdy on świętował swe urodziny z bliskimi, nie mógł gniewać się na nią zbyt długo. Cieszył się, że wpadła choćby na chwilę. O
Posprzątał wszystko ze stołu i gdy wrzucił wszystko do zlewu, wrócił z kartonowym pudełkiem oraz pojemnikiem w którym schował resztki mięsa. Nie zapomniał także zaopatrzyć się w czysty talerz oraz sztućce. — Chcesz coś do picia? — zapytał i wskazał jej miejsce przy drewnianym stole.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Nie ukrywała tego – chyba że w obecności pracodawców, aczkolwiek i o tym czasami zapomniała – że wykonywanie o b o w i ą z k ó w nie sprawiało jej przyjemności. Niegdyś doszła do wniosku, że gdyby nie stawiano przed nią długiej listy wymagań i pozwolono działać zgodnie z przeczuciem, byłaby dużo lepszym pracownikiem. Ponieważ czując na sobie presję, gubiła się, a przede wszystkim zniechęcała. Podobnie reagowała, gdy pokładano w niej nadzieję. Im bardziej ktoś liczył na jej pomoc lub wsparcie, tym większe było prawdopodobieństwo, że Ell dosięgnie p a n i k a i nie wywiąże się ze składanych obietnic. Dlatego nie lubiła zobowiązań. Miała na nie ostrą reakcję alergiczną. A wszystko przez to, że bała się, że mimo starań z a w i e d z i e. Wolała więc w ogóle nie podejmować próby, niż później mierzyć się z konsekwencjami porażki, z których najgorszą było rozczarowanie widoczne w oczach bliskiej osoby.
I choć nie mogła mieć pewności, miała wrażenie, że właśnie owo rozczarowanie przemknęło przez twarz Milo, kiedy ujrzał ją na progu podwórza – spóźnioną. Udała jednak, że tego nie dostrzegła. Co więcej, ostentacyjnie wyciągnęła telefon i podsunęła mu pod czubek nosa. — Widzisz? Jest wciąż przed północą, co oznacza, że wciąż masz urodziny. Nie dąsaj się więc i doceń, że przyniosłam prezent — oznajmiła, patrząc na niego surowo, spod przymrużonych powiek. Może nie zdążyła na dmuchanie świeczek i wspólne rozpakowywanie prezentów, ale ostatecznie przyszła. Nie zignorowała jego urodzin, a tylko d e l i k a t n i e wyłamała się ze schematu. Dopiero gdy zauważyła, że Milo rozciągnął usta w uśmiechu, odetchnęła i również uniosła kąciki. Nie byliby sobą, gdyby nie posprzeczali się choć odrobinę o rzeczy tak mało ważne.
Nie potrafiła usiedzieć na miejscu, dlatego ruszyła krok w krok za nim, gdy sprzątał pozostałości po przyjęciu. — Oczywiście, że jestem głodna, ale w tym tygodniu jestem wegetarianką. Słyszałeś o tym, że sanktuarium udostępniło zwierzęta do adopcji, żeby zebrać trochę funduszy? — mówiła na jednym wdechu, wchodząc za nim do kuchni. Była niczym cień, przyklejona do jego pleców. — Nie mogłam się dołożyć, więc uznałam, że rzucę jedzenie mięsa. Na jakiś czas. Tydzień, może dwa — kontynuowała opowieść, zaglądając mu przez ramię, by sprawdzić, jakie pyszności ją ominęły. — W każdym razie, dążę do tego, że wystarczy mi tort — stwierdziła, kończąc wywód przesadnie szerokim uśmiechem, którym chciała usprawiedliwić swoją paplaninę. Wydawać by się mogło, że pracując za barem, wreszcie będzie mogła się wygadać, lecz najwidoczniej słowa były tym, czego nigdy jej nie brakowało.
Wracając na podwórze, usiadła na wskazanym miejscu i od razu sięgnęła po pudełko z urodzinowym ciastem. — Podobał ci się prezent od rodziców? Pomagałam im go wybrać — wspomniała, kosztując tortu, który choć na chwilę zdołał ją uciszyć. — Pyszny! — mruknęła z pełnymi ustami.
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Fairweather niezaleznie od tego ile serca wkładał w swe starania, finalnie i tak zawodził ludzi, którym na nim zależało i powoli wychodził z założenia, że zaspokajanie cudzych oczekiwań kompletnie nie było w jego stylu. Przez ostatnie lata próbował być dobrym partnerem, przyjacielem i synem ale w żadnej roli się popisał, dlatego nie walczył o związek, który marnował czas obojga młodych ludzi, nie silił się na to by doradzać sąsiadce w kwestiach sercowych i nie zamierzał ciągnąć biznesu rodziców, bo nie tym zamierzał zajmować się w życiu.
Odchylił głowę w tył, gdy ekran jej telefonu znalazł się przed jego twarzą i mocniej zacisnął palce na talerzach. Miała odrobinę racji dlatego nie zamierzał się długo boczyć. Cieszył się, że pomimo planów - z gościem, którego wcale nie znała, a zamierzała przelecieć - znalazła czas by pojawić się w jego domu. Prezentu jednak się nie spodziewał i gdy wręczyła mu bransoletkę, odłożył talerze na bok i przystroił nią nadgarstek. — Sama ją zrobiłaś? Jest świetna i mocno w moim stylu, dzięki — odparł z uśmiechem, mocno doceniając ręcznie robiony podarek. Tutejsza społeczność samodzielnie wykonywała prezenty i stroniła od kupnych gotowców. Własna robota świadczyła o tym, jak bardzo ceniliśmy sobie osobę, której wręczaliśmy owy gift, bo przecież poświęciła sporo wolnego czasu by go wykonać, prawda?
Pochwycił talerze w ręce i wyniósł je w końcu do kuchni, a w drodze powrotnej na taras, omal nie potrącił ciałem dziewczyny, która podążała za nim.
Ta rocznicowa akcja? Tak, dość głośno tu o niej — odparł zbiegając po dobudowanych, betonowych schodkach na ogród — Całkiem fajna akcja i słyszałem, że dużo osób się zgłosiło. Ja nie miałem do tego głowy w ostatnim czasie i przegapiłem okazje by wesprzeć sanktuarium ale z mięsa nie zrezygnuje — zaśmiał się pod nosem i podstawił jej butelkę piwa, a sam zalał swoją literatkę whisky, którą otworzył głównie przez wgląd na gości — Czy ty w ogóle jadłaś kiedykolwiek moje autorsko marynowane mięso z rusztu? Gdy przychodzi czas grillowania, cała dzika zwierzyna zbiera się pod płotem, bo wykwintne zapachy unoszą się nawet przy granicy lasu — zapytał i usiadł na krześle po drugiej stronie stołu, przyglądając się temu jak zajadała resztki torta.
Był święcie przekonany, że prezent od rodziców był pomysłem Morrigan i nie spodziewał się, że staruszkowie mogliby brać pod uwagę zdanie sąsiadki.
Początkowo myślałem, że to sprawka mojej siostry ale fakt, nie wpadłaby na to, że sprawić mi prezent, który faktycznie by mi się podobał — zaśmiał się — Kolejny trafiony prezent, Donoghue — dodał z uśmiechem i przystawił szklankę do ust.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Ilekroć nawalała, przyjaciele pocieszająco poklepywali ją po ramieniu, powtarzając, że najważniejsze są c h ę c i. Gdyby jednak liczył się wyłącznie wysiłek włożony w działanie, nie zaś końcowy efekt, Ell byłaby bajecznie bogata! Kochała ludzi, uwielbiała ich różnorodność, ale nie wierzyła w szczerość, bo przecież sama nierzadko uciekała się do kłamstwa. Robiła to, by kolorować rzeczywistość. Ubarwiona, stawała się przyjemniejsza dla oka i duszy. Niestety miała świadomość, że nie tylko ona postępuje w ten sposób, a wszyscy, którzy niestrudzenie powtarzali jej, że to p r z y p a d e k, że każdemu się z d a r z a, że zrobiła to n i e c h c ą c y, kłamali. Lub przynajmniej łagodzili rzeczywistości, by nie sprawić jej przykrości.
Może to i dobrze? Dzięki temu wciąż żyła w wyimaginowanym świecie, którym rządziły piękno, seks i tanie wino o siarczanym posmaku. Czego mogłaby chcieć więcej?
I kiedy o tym pomyślała, spojrzała na Milo, który błyszczącymi (być może przez alkohol) oczami podziwiał bransoletkę. Aby nie palnąć niczego głupiego, boleśnie ugryzła się w język. Aż łzy zakręciły się jej w oczach, a usta wykrzywiły w cierpiętniczym grymasie. Najmądrzejsza to ona nie była. I powinna nauczyć się lepiej maskować emocje. — Cieszę się, że ci się podoba — rzuciła z uśmiechem. — Widzisz ten czarny kamień? Przywiozłam go z Dominikany — powiedziała, nadzwyczaj dumna z pomysłu wplecenia go w bransoletkę urodzinową. Bransoletkę p r z y j a ź n i, o czym chyba zapomniała wspomnieć głośno; jakby wierzyła, że Milo potrafił czytać jej w myślach.
— Mike pracuje w sanktuarium jako wolontariusz, dużo mi o tym opowiadał. Ponoć ta adopcje ściągnęły dużo ludzi i otworzyły im portfele. Może powinnam napisać podobne ogłoszenie? „Wciąż młoda i niespotykanie urocza panienka poszukuje adopcyjnych rodziców, którzy zapłacą za jedzenie, nowy dach i dostawę wina.” Przejdzie? Ktoś się nabierze? — spytała znad talerza, z którego tort znikał w zastraszającym tempie. Oczywiście żartowała! Miała wspaniałych rodziców i chociaż nie zawsze się dogadywali, nie zmieniłaby ich na żadnych innych. A co gdyby zamienić „rodziców” na „sponsorów”? Nie, wtedy brzmiałoby to jak ogłoszenie matrymonialne, a do tego poziomu nawet Ell nie była w stanie się zniżyć.
— Pewnie nie jadłam. Nigdy nie zapraszałeś mnie na imprezy. Przypominam, że wolałeś moje starsze siostry — wtrąciła, pokazując mu język, na którym błysnęła resztka bitej śmietany. — A okazuje się, że znam cię najlepiej. Dwa trafione prezenty jednego roku? Uznam to za sukces — zaśmiała się. Zaraz ponownie pochyliła się nad talerzem, wcześniej zakładając włosy za ucho, by przypadkiem nie umoczyć ich w cieście.
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Nie miał pewności czy kamień był dobrany przypadkowy czy raczej miał upamiętniać ich wakacyjny romans, o którym do nie dawna, pragnął za wszelką cenę zapomnieć. Dopiero po odejściu Auden, wzruszył ramionami i stwierdził, że nie miało to większego znaczenia. Owszem, popełnił błędy i rozumiał, że nie postąpił tak jak powinien ale teraz nie musiał już się tym martwić. Stało się, a on nie musiał udawać, że wcale mu się to nie p o d o b a ł o. — Rozumiem, że nie przypadkiem znalazł się akurat w mojej bransoletce urodzinowej? — uśmiechnął się szeroko, a jego oczy rozbłysły. Lubił prezenty, które wiązały go z osobą, która mu go wręczała - wierzył, że miały duszę. I nie, wcale nie wpadłby na to, że biżuteria miała być gestem przyjaźni, która jak sądził, w ostatnim czasie mocno kulała. Chyba sam nie wierzył w coś równie idiotycznego, jak przyjaźń damsko-męska.
Słysząc imię jej nowego znajomego, jedynie uśmiechnął się pod nosem i odwrócił wzrok, wlepiając go w przygasającego grilla. Wyjątkowo mocno drażniła go ta postać i niespecjalnie lubił słuchać o tym co robili czy o czym rozmawiali, a fakt, że chłopak pomagał w miejscowym sanktuarium, dodatkowo go rozjuszył. Wydawał się być idealny, a Donoghue widziała w nim więcej aniżeli dobrze zbudowane ciało.
Wyjaśnij mi, dlaczego w ogóle się z nim spotykasz? — zapytał, ignorując wzmiankę o wolontariacie, adopcji i skrzynce wina. Zupełnie tak, jakby reszta wcale do niego nie dotarła. — Podoba ci się? Zależy ci na nim? Chcesz go wyłącznie przelecieć? — zadał kilka pytań na bezdechu, po czym zapił je większym łykiem whisky. Nie chciał się kłócić ani jej atakować; próbował jedynie zrozumieć, dlaczego zrezygnowała z niego na rzecz gościa, którego ledwie co znała. Być może miał jej więcej do zaoferowania? Albo nie zlewał jej przez ostatnie, długie miesiące..
Bo przy tobie zwykle traciłem rezon — wzruszył ramionami, odpowiadając bezpardonowo — Wolałem nie ryzykować i nie siadać z tobą przy jednym stole, kiedy obok siedziała Auden — dodał i zaśmiał się, wlewając resztkę złotawego płynu do gardła. Choć raz nie musiał bać się mówić o tym głośno, choć odwagi z cala pewnością dodała mu kolejna szklanka alkoholu.


milo fairweather
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
W przeciwieństwie do niego, Ell wierzyła w przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Jednak uznawana przez nią definicja p r z y j a ź n i była zgoła odmienna od tej powszechnie znanej i zawierała w sobie elementy zacieśniania więzi nie tylko duchowej, ale również fizycznej. Bo dlaczego przyjaźń miała być pozbawiona przyjemności? Mimo to starała się szanować perspektywę Milo; obiecała być grzeczną dziewczynką i zamierzała słowa dotrzymać. Potknięcie w klinice weterynaryjnej było koniecznością! — Nie, to nie jest przypadek. Wiedziałam, że ty docenisz go bardziej niż ktokolwiek inny. Jest piękny, a w słońcu wygląda na granatowy, przypomina kolor nocnego nieba — powiedziała, zerkając na bransoletkę; zdobiła nadgarstek, lecz oczy Ell powędrowały wyżej, podziwiając linie mięśni jego ramion.
Odsunęła się dopiero po chwili i uśmiechnęła z dumną oraz zadowoleniem. Sposób, w jaki Milo zareagował na prezent, wywołał w niej same pozytywne odczucia.
Natomiast w odpowiedzi na pytanie dotyczące Mike’a, wzruszyła ramionami. Nie spojrzała na sąsiada, za to nie odrywała wzroku od ciasta, które nagle stało się bardziej g o r z k i e w smaku. W ślad za pierwszym pytaniem pojawiły się kolejne. Ell zmarszczyła brwi. Poczuła się, jakby stanęła pod ostrzałem, nie mając pod ręką niczego, czym mogłaby się zasłonić; żadnej tarczy ani gotowej odpowiedzi.
— Lubię go — stwierdziła, bo nic innego nie przyszło jej na myśl. Chłopak był sympatyczny i nie wydawał się znudzony jej towarzystwem. Spędzali razem coraz więcej czasu i Ell zaczynała wydobywać z niego coraz bardziej interesujące cechy. I wszystko układałoby się fantastycznie, gdyby nie to, że nie czuła p o d n i e c e n i a. Jego bliskość niczego w niej nie poruszała. A może to ona się popsuła? Może to z nią coś było nie w porządku? Przecież do tej pory w każdym potrafiła odnaleźć coś pięknego i fascynującego! Dlaczego teraz miała z tym tak duży problem? — Wiem, że tobie się nie spodobał, ale skreśliłeś go zbyt wcześnie. Przecież nic o nim nie wiesz. Nie znasz go — dodała, zmieniając temat. Nie chciała odpowiadać na pozostałe pytania.
Sięgnęła po piwo i zamknęła nim usta na kilka długich, głębokich łyków.
— Oszukujesz! — rzuciła, nieco rozbawiona takim stwierdzeniem. — Wodziłam za tobą oczami od dzieciaka, a jednak nigdy nie poświęcałeś mi uwagi — odcięła się, lecz bez złości w głosie, pokazując mu swoją perspektywę. Wcale się nie dziwiła, że wolał towarzystwo jej sióstr; ona była wtedy tylko irytującą, małą Ell, którą kręciła się pod nogami i przeszkadzała d o r o s ł y m w zabawie.
— A u d e n — mruknęła cicho, po czym przerzuciła włosy na plecy. — Chyba od początku za mną nie przepadała — zaśmiała się odrobinę nerwowo. Była dziewczyna Milo miała w i e l e powodów, by jej nie lubić. — Masz z nią jakiś kontakt? — spytała, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Jednocześnie starała się ignorować wszelkie sygnały, którymi sąsiad chciał pokazać jej swoje zainteresowanie. Powtarzała sobie, że to tylko luźna rozmowa, wspominanie odległych czasów. Nic więc.
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Lubisz go czy l u b i s z? — zapytał, próbując zrozumieć to co kryło się pod wypowiedzianymi przez nią słowami. Nie miał pojęcia czy traktowała go jak zwykłego kumpla czy raczej potencjalnego partnera do którego coś poczuła i choć jego zachowania wskazywały na to, że zupełnie obojętne jest mu to czy z kimś się spotyka, to w ostatnim czasie poświęcał tej myśli stanowczo za dużo czasu. Nie chciał być jak pies ogrodnika bo nie miał prawa dyktować jej jak powinna żyć, jednak czasem nie potrafił kontrolować zazdrości, która stopniowo przejmowała jego ciało. Zachowywał się jak dupek i wygadywał głupoty, których - o dziwo - wcale nie żałował.
Ja nie muszę go lubić. Zwyczajnie uważam, że to nie facet dla ciebie — odpowiedział i wzruszył ramionami — Nawet jeśli chcesz go tylko przelecieć. Nie wygląda na kogoś, kto dotrzymałby ci tempanie tak jak ja, pomyślał, jednak zachował tę myśl dla siebie. Nie uważał się za żadnego guru seksu i najpewniej nie powinien oceniać umiejętności oraz doświadczenia Mike'a, jednak za wszelką cenę starał się wybić ponad jego osobę. Starał się zagrać jedyną kartą jaką posiadał - łączącym ich niegdyś pożądaniem, adrenaliną i seksem, który wywrócił jego życie do góry nogami.
Byłaś wtedy dzieckiem! — krzyknął z rozbawieniem i roześmiał się — Poza tym, ja sam miałem pstro w głowie i przez długi czas nie interesowały mnie dziewczyny. Znaczy się, nie poświęcałem im za dużo uwagi, bo jak pamiętasz skupiałem się głównie na koszykówce — wyjaśnił, wracając pamięcią do czasów młodości, gdy rozmyślał jedynie o wyjeździe na studia i sportowym stypendium. Był bardzo ambitny i nie zajmował sobie głowy szczeniackimi miłostkami, choć skłamałby mówiąc, że nie zaliczył w liceum swojego pierwszego, szkolnego zadłużenia. I wcale nie była nim starsza siostra sąsiadki.
Gdy temat zszedł na jego byłą dziewczynę, westchnął cicho i wywrócił oczami, nie mając ochoty na powrót do przeszłości, W końcu udało mu się zamknąć ten rozdział i wyzbyć się dręczących jego duszę wyrzutów sumienia.
Czy ja wiem? Wydaje mi się, że cię lubiła ale gdy wróciłem do Lorne, miałem wrażenie, że zaczęła być odrobinę zazdrosna. Pamiętasz gdy paradowalaś przede mną w samym ręczniku, bo przez awarie zmuszona byłaś korzystać z naszej łazienki? Wydzwaniała do mnie, gdy ja z trudem opierałem się twoim zalotom, a gdy w końcu zjawiłem się w jej mieszkaniu, zrobiła mi scenę, że nie pomogłem jej gdy zalał ją sąsiad, tylko byłem z tobą — opowiedział i podniósł się z krzesełka, zabierając ze sobą swoją literatkę. Obszedł stół ogrodowy dookoła i wszedł pomiędzy krzesło na którym siedziała i krzesło obok, by oprzeć się tyłem o drewniany blat.
Nie mam i nie chce mieć. To zamknięty rozdział — odparł i pociągnął sporego łyka alkoholu, po czym odstawił szklankę i spojrzał na dziewczynę — Mam dziś urodziny. Nie chce spędzić ich na gadaniu o mojej byłej — dodał i zwilżył językiem usta, a wzrokiem zjechał w dół, zatrzymując się na jej wyciętej bluzce, która delikatnie odkrywała dekolt.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Podniosła wzrok; z krnąbrnie zmarszczonym nosem spojrzała na chłopaka, jakby oczekiwał od niej cudu, a nie odpowiedzi na proste pytanie. — Twoje pytanie nie ma sensu — oceniła, próbując zamieść temat pod dywan; że też jeszcze znajdowała pod nim miejsce! Oczywiście doskonale rozumiała, co miał na myśli poprzez tak wyraźną intonację, ale b a r d z o starała się uniknąć odpowiedzi, dlatego szukała alternatywnego wyjścia. — Po prostu go lubię — powtórzyła, trzymając się wcześniejszej wypowiedzi. — Ciągle się poznajemy — dodała, uświadamiając sobie, że b ł ą d z i ł a. Mimo to próbowała trzymać fason. Uśmiechnęła się i wsunęła do ust kolejną porcję urodzinowego tortu, dokładnie oblizując łyżeczkę; nie chciała zmarnować nawet okruszka.
— Fairweather — mruknęła, przeciągając każdą sylabę jego nazwiska. — Niewielu jest w stanie dotrzymać mi tempa. Muszę się z tym pogodzić. Albo przeprowadzić — stwierdziła, bo przecież w innych miejscach na świecie wciąż skrywało się wielu mężczyzn bardziej podobnych do niej. Problem w tym, że teraz miała w Lorne Bay o b o w i ą z k i. Nie chciała opuszczać domu, który kochała całym sercem, ani rezygnować z nowej pracy, mimo że z jej powodu słabo się wysypiała (prawdę mówiąc chodziło głównie o kaca, ale po co się do tego przyznawać?).
— Nieprawda! Jestem tylko dwa lata młodsza od ciebie — fuknęła, groźnie unosząc górną wargę. — Ale za to lubiłam patrzeć, jak grasz. Przy skokach napinały ci się wszystkie mięśnie. Nie wyobrażasz sobie, jakie to seksowne — westchnęła i w teatralny, przerysowany sposób powachlowała się dłonią, jakby gwałtownie wzrosła temperatura otoczenia. W młodości życie wydawało się łatwiejsze, ale ówczesne problemy bolały równie mocno co te dzisiejsze.
Również dla niej rozmowa o Auden była niewygodna. Przypominała bowiem, że p o w i n n a czuć wyrzuty sumienia w związku z rozpadem ich relacji. Przyczyniła się do tego w znaczącym stopniu, ale nie potrafiła szczerze żałować swoich n i e c n y c h uczynków. Wszystko, do czego się posunęła, sprawiło jej dużo przyjemności. Lubiła te wspomnienia i nie chciała czuć się źle, wracając do nich myślami. — Nie wracajmy do tego w takim razie — zgodziła się. Odsunęła od siebie puste pudełko po torcie, a następnie upiła sporą część zawartości butelki, by przepić słodki smak nieco bardziej gorzkawym piwem.
Gdy Milo zjawił się obok, rozsiadła się wygodniej. Pohuśtała się na tylnych nogach krzesła, jednocześnie unosząc spojrzenie, by zerknąć na Milo spijającego alkohol z niemal pustej już szklanki. — Dobrze, więc co chciałbyś robić? Masz urodziny jeszcze przez trzydzieści osiem minut — powiedziała, zerkając na zegarek, który chłopak miał na nadgarstku. — To niezbyt wiele. Wybieraj mądrze — dodała.
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Mruknął jedynie, gdyż jego ciekawość nawet w najmniejszym stopniu nie została zaspokojona. Chciał wiedzieć więcej aniżeli powinien i wtrącał swój nochal w sprawy, które go nie dotyczyły ale sąsiadce wydawało się to nie przeszkadzać. Dostrzegł pewne zakłopotanie, które wywołała fala jego niewygodnych pytań i chyba to niepokoiło go najbardziej. Wolałby stanowczej odpowiedzi, a najlepiej gdyby ta gwarantowała mu brak konkurencji. Tak się jednak nie stało.
Ale chyba wpisuje się w to nieliczne grono zwycięzców? Niewielu z nich miało też okazje spróbować swoich sił w tej dyscyplinie — zapytał z rozbawieniem, choć nie był pewien czy faktycznie o nim rozprawiała. Wierzył, że udało mu się zaspokoić jej szalone fantazje, bo czy gdyby było inaczej, narzucałaby mu się w tak bezpardonowy sposób przez ostatnie miesiące? Żałował jedynie, że wcześniej był w zupełnie innym miejscu w życiu, a jego głowę zajmowały wyrzuty sumienia. Odkąd poznała Mike'a, wydawała się znacznie mniej zainteresowana jego osobą, co nie umknęło jego uwadze.
Wtedy, te dwa lata robiły ogromną różnice. Ja starałem się o stypendium sportowe i kończyłem liceum, a ty dopiero stawiałaś pierwsze kroki na szkolnym korytarzu. To ogromna przepaść — odparł, gdyż wtedy, postrzegał ją jako dziecko, które za wszelką cenę starało się dotrzymać tempa starszej siostrze. Mieli zupełnie inne plany i pragnienia, więc nic dziwnego, że ich drogi złączyły się dopiero gdy oboje osiągnęli dorosłość. Na weselu Halle, Ell nie przypominała już tej rozkapryszonej dziewczynki, która biegała za swym starszym sobowtórem - przeszła zmiany z zewnątrz jak i w środku, a on dostrzegł je gdy tylko stanęła na ślubnym kobiercu u boku siostry.
Gdy odsunęła od siebie tekturowy karton po torcie, a jej uwaga była w pełni skupiona na nim, odczuł chwilowe zwątpienie, bo o ile łatwiej przychodziło mu wypowiadanie tych wszystkich słów na głos, gdy brodziła widelcem w cieście, o tyle teraz stracił tę pewność siebie. Wpatrywała się w niego, a on bał się, że spotka się z odtrąceniem. Dawno nie czuł się tak bezsilny.
Dopił jednak resztkę zawartości szklanki i przysunął się na blacie jeszcze bliżej niej. Butem podparł się na krześle i pochylił się, by mieć jej twarz przed sobą. Nie zwlekając, sięgnął ustami jej warg i złożył na nich pocałunek. Słodki smak tortu mieszał się z goryczą piwa i silną wonią taniej whisky, jednak przez łomoczące w piersi serce, nie zwracał na to uwagi. Jej usta smakowały ciepłym, letnim wieczorem w Puerto Plata. Po chwili przerwał pocałunek, jednak jego twarz wciąż znajdywała się zaledwie centymetr od niej. Czekał na zgodę, która zamieni jego wieczór w idealny, urodzinowy prezent.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Jeśli mieli pozostać p r z y j a c i ó ł m i, oboje musieli zmierzyć się z koniecznością bycia wobec siebie szczerymi, a przede wszystkim otwartymi na niewygodne rozmowy. Jego zainteresowanie wspomnianym chłopakiem łatwo można było uznać za dowód przyjacielskiej troski; miał podstawy do przebijania się przez granicę prywatności, bo przecież nie powinni mieć przed sobą tajemnic. Rozmowy dotyczące związków były nieodłączną częścią przyjacielskich pogaduszek. Problem w tym, że ogromną trudność sprawiało Ell samo m y ś l e n i e o tym, czego tak naprawdę pragnęła, a co jedynie zastępowało jej nieosiągalne marzenia. Wciąż nie zdecydowała czy chciała rozsmakować się w Mike’u, czy czym prędzej pozwolić mu odejść i zapomnieć o jego istnieniu. Poprawka – doskonale wiedziała, ale uparcie broniła się przed przyznaniem tego nawet przed samą sobą.
Zachichotała, zasłaniając usta dłonią, gdy wyraził wątpliwość wobec swoich u m i e j ę t n o ś c i. — Och, Milo — westchnęła. Oblizując usta, przeciągnęła po jego sylwetce leniwym spojrzeniem, przypominając sobie szczegóły spędzonych z nim nocy. — Jeśli wszystko dobrze zapamiętałam, słusznie umieściłam cię w czołówce — zapewniła go. Milo miał w sobie coś wyjątkowego. Nie potrafiła tego nazwać ani opisać, ale przyciągało ją silniej niż magnes. Wzdychała do niego przez całą młodość, a kiedy wreszcie zacisnęła na nim palce, rozbudziła w sobie ochotę na więcej. To było osobliwe uczucie, z którym wcześniej się nie spotkała. Zwykle szybko się nudziła, ale w tym przypadku… Zaspokojenie nie nadchodziło.
Nie odpowiedziała; przewróciła jedynie oczyma, nie zgadzając się z jego oceną. Nie była d z i e c k i e m! Była młodsza, ale przecież mężczyźni wolą młodsze od siebie dziewczyny. I wcale nie było dla niej pocieszeniem, że wolał koszykówkę od jej natarczywego towarzystwa.
Pomruk zaskoczenia wyrwał się spomiędzy jej ust, gdy Milo przytrzymał krzesło, na którym siedziała, zmuszając, by przestała bujać się na jego tylnych nogach. Domyślała się, c z u ł a, do czego prowadzą te pozornie niewinne słowa oraz wymowne gesty. Nie zamierzała się sprzeciwiać, nie potrafiła. Zatopiła się w jego ustach, mimowolnie wychylając się ku niemu, jakby natychmiast chciała zminimalizować dzielącą ich odległość.
Nagle zamrugała powiekami, wyraźnie zaskoczona, lecz nie pocałunkiem, a tym, że dobiegł końca. Co więcej, przeszyła ją mroźna obawa, że nie będzie miał kontynuacji. — Przyjaciele t a k nie całują — oznajmiła, próbując zachować karcącą stanowczość i nadać wypowiedzi przekonującego o rozczarowaniu tonu, ale nie potrafiła ukryć zaróżowionych policzków ani cichego podszeptu rosnącego podniecenia.
Zepchnęła jego but z krzesła. Na jego twarzy odmalowało się niezadowolenie, ale zamierzała prędko się go pozbyć. Wstała i stanęła między jego nogami. — Przerwa. Zrobimy k r ó t k ą przerwę od przyjaźni — zaproponowała, patrząc mu w oczy.
ODPOWIEDZ