spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
#2

Czuł się znów jak głupi, przestraszony szczeniak. Trochę, jak wtedy, gdy miał naście lat i zamiast spotkać się z Nancy, to wybierał grę w kosza z kolegami, a później... Musiał się tłumaczyć. To nic, że dziś nie on miał odgrywać zaszczytną rolę składającego wyjaśnienia, nie pomagało to w niczym... Wciąż nie wiedział, czego się spodziewać. Mógł w ogóle liczyć na jakąkolwiek poprawę? Może powinien nastawić się na to, że dzisiejsze spotkanie to będzie ostateczne... Zamknięcie. Nie wiedział, a to go zwyczajnie wkurwiało, powodując dodatkowo, że niezbyt mógł usiedzieć na miejscu lub takowe znaleźć dla swojej persony.
Poranek w radiu był dość nerwowy, stażysta (dziw, że mieli, ale mieli) zapomniał o jego ulubionej kawie, a jak już ją przyniósł to Stan się nią oblał - na szczęście niewiele miała wspólnego ze wrzątkiem. Nic nie jadł, bo mdliło go na samą myśl. Może to z głodu był taki nerwowy cały dzień? Nie mógł nic zapamiętać? Dopiero na wieczornym spacerze z Budym przypomniał sobie, że nie da rady być niedługo po umówionej dziewiętnastej, ani nawet kilka minut po dwudziestej, bo znów musial pokazać się w radiu. Napisał, więc krótką wiadomość do Callie. Nawet dwie. Obie brzmiały równie żałośnie, a odpowiedź była irytująca, zwłaszcza ta druga. -haha - fuknął sobie pod nosem, ciągnąć Budyego w powrotną drogę, ale zanim udało im się na dobre ją zacząć, jakaś starsza pani zrobiła Ryanowi awanturę, bo z tego wszystkiego... Zapomniał posprzątać kupę swojego pupila. Oczywiście mężczyzna się nie kłócił, przeprosił i zabrał od razu do roboty, ale co kobieta się nagadała... To jak to mówią jej. Stanowi pozostało pełne niedowierzania spojrzenie, które udzieliło się i psiakowi.
Zanim wyszedł z domu, odbył pełną wsparcia konwersację - właściwie monolog - z buldożkiem, nieco pokrzepiony poszedł do pracy, ale tam nawet głupi długopis nie mógł wytrzymać między jego palcami. Dobór piosenek nie miał też za wiele wspólnego z lekkim, wakacyjnym wieczorem, którym miał umilić czas turystom podróżującym w okolicy, bo zamiast tego puszczał swoje pesymistyczne kawałki Linkin Park. Zrzucał to na kapryśną pogodę, ale wciąż... Zebrał jeszcze przed wyjściem burę od dyrektora stacji, miał to gdzieś, bo na koniec dnia wiedział, że nie znajdą nikogo lepszego od niego. I złapał dodatkowe plusy, bo na koniec puścił najnowszy kawałek Duy Lipy, a chyba wszyscy (przynajmniej z rozgłośni) wiedzieli, że wielki szef ma słabość do tej wokalistki, niekoniecznie samych utworów, ale tak, potrafiło to go jakoś tam ugłaskać.
Nie chciał odkładać tego spotkania, ale kiedy wsiadał na motocykl, nie wiedział czy ma udać się prosto do Carter, czy może kupić coś dla niej. Pojechał więc okrężną drogą, dając sobie szansę na to, żeby w coś się zaopatrzyć. Ostatecznie uznał, że nie będzie strugał pajaca - nie zrobił nic złego i choć miał setki razy chwile zwątpienia, to kurwa wiedział, iż nie było nic, czego mógłby się wstydzić w tej relacji. Może nie zagłębiał się w jakieś szczegóły o przeszłości podczas rozmów z Carter, ale i ona tego nie robiła. Szczerze i otwarcie podchodził do tego co tu i teraz, a także tych krótkoterminowych planów, które w zastanych przez nich warunkach odpowiadały obojgu. Nie spieprzył, nie tym razem. Nie będzie się więc kajał. Postanowione.
Mimo tego jakże pewnego siebie nastawienia, westchnął głośno, kiedy wstukiwał kod do klatki. Nie używał go nieco ponad miesiąc, a i tak zrobił to z automatu. Wszedł po schodach, tak jak zawsze, omijając czasem schodek. Zadzwonił do drzwi i... Cisza. Powtórzył czynność dwa razy, ale... Nic. -ja pierdolę - burknąl pod nosem, a potem głośno się zaśmiał. Trochę z niedowierzania, a trochę ze współczucia dla własnej głupoty. Jak mógł w ogóle myśleć, że faktycznie będzie na niego czekać? Znów go ograła. Kurwa.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
To nie był dobry dzień.
Bardzo możliwe, że to było spowodowane stresem, nerwami przed zbliżającą się nieubłaganie rozmową ze Stanem - natomiast objawy choroby Callie postanowiły już od poranka przypomnieć o sobie w taki sposób, żeby maksymalnie utrudnić jej odbycie tego spotkania. Dzień zaczęła od serii wymiotów, ale to jeszcze nie było najgorsze. To, że czuła się jakby ją na autostradzie pierdolnęła czołowo ciężarówka - też nie było najgorsze. Ani drżenie rąk, ani dzwonienie w uszach. Najgorszy był krwotok. Nie okres, nie obfity okres, tylko krwotok z ujścia szyjki macicy. Nie był to pierwszy, nie był tez ostatni, natomiast był zdecydowanie gorszy niż wszystkie poprzednie. A to oznaczało jedno: coraz mniej czasu miała na podjęcie decyzji o dalszych krokach.
Bardzo się przestraszyła. Wiedziała że krwawienia między miesiączkami będą jej normą, lekarz o tym uprzedził. Była nawet zaopatrzona w super mega gigantyczne maxi podpaski z apteki na takie okoliczności. Dzisiaj jednak nawet one nie wystarczyły, stąd bała się jeszcze bardziej. Zadzwoniła do szpitala, gdzie poradzono jej nie tamować krwawienia, a jeśli krwotok będzie utrzymywał się do następnego dnia, obowiązkowo zgłosić się z samego rana w punkcie nagłych przyjęć. Strata krwi byłaby zbyt duża. Cóż, miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Poszła do apteki, dokupiła parę potrzebnych rzeczy i ledwo przebierając nogami weszła po schodach. Akurat tego dnia musiało sie odbywać serwisowanie windy - chciałoby się rzec „klasyka gatunku”.
Zadzwoniła do przełożonego, że nie da rady pojawić sie w pracy. Na pewno dziś, co do jutra nie jest pewna. Przeprosiła za kłopot. I tak… Cały dzień minął jej na próbie przetrwania i zmianach środków higienicznych - a do tej kwestii pewnie jeszcze wrócimy.
Nie chciała odwoływać spotkania. Nie mogła go odwołać. Do ostatniej chwili starała się utrzymywać pozytywne nastawienie, powtarzać sobie że da radę i że jak mu powie, to jakimś cudem nie będzie gorzej niż jest. Ech, sama w to nie wierzyła. Zgodnie z wiadomością, słuchała wieczornej audycji Stana, leżąc na kanapie pod grubym kocem. W pewnym momencie była już tak roztrzęsiona tym, ile krwi traciła na bieżąco i tym, że zbliża się 21, że nie było wyjścia. Sięgnęła do apteczki po stary, dobry diazepam. Potrzebowała silnego działania uspokajającego, przeciwlękowego i wyciszającego, inaczej mogłaby za chwilę leżeć w karetce z zawałem serca.
Domofon zadzwonił akurat gdy była w toalecie, stąd opóźnienie. Do drzwi szła też bardzo wolno, wycieńczona rewelacjami zdrowotnymi tego dnia. Ubrana była w gruby szary dres, luźne, duże spodnie, w których spuchnięty brzuch mieścił się oraz był dyskretnie schowany. Do tego równie oversize’ową różową bluzę bez kaptura i grube skarpetki. Choć w mieszkaniu wcale nie było zimno, grube ubrania i koc pomagały jej minimalizować i ukrywać drgawki. -Cieszę się, że przyszedłeś - powitała go miękko, choć z wyraźnym zmęczeniem. Odsunęła się od drzwi by mógł wejść. Oczywiście zauważyła, że miał na sobie jej ulubione spodnie w których zawsze jej się podobał. Ona natomiast wyglądała tak, poczochrana, nieubrana i blada, że nie spodobałaby się absolutnie nikomu. No trudno. Skierowali się w stronę salonu. -Nie wiem, tak szczerze, jak się za to zabrać - przyznała siadając z jednej strony kanapy. Od razu owinęła się kocem. - Zapytać cię jak było w pracy? Czy będziesz wtedy zły, że unikam tematu? - przetarła zmęczone oczy dłońmi, gdy przypomniało jej się, że jest chujową panią domu i nie zaproponowała mu nic do picia. Ech. -Piwo jest w lodówce, jak masz ochotę. Możemy zamówić pizzę jeśli jesteś głodny… - ona też była, ale nie było sensu jeść. I tak nic nie zostanie w jej żołądku wystarczająco długo. Nie dzisiaj. -A może chciałbyś od razu przejść do tematu, który zaplanowaliśmy? Powiedz…
Nie wiedziała jak to się robi. Czy było miejsce na uprzejmości, czy może nie chciał tracić czasu dłużej niż to konieczne? I nie zapraszała go, żeby usiadł, bo to było oczywiste. Rok u niej bywał, wie co gdzie jest, może się przemieszczać jak chce. Mimo okoliczności cieszyła się jego obecnością.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Zamierzał już się wycofać, zbiec po schodach i udawać, że wcale się nie dał nabrać. Obiecał też sobie, że to ostatni raz płaszczy się przed tą kobietą, że to już koniec jego starań. Nie chciał zmienić się w jakiegoś przerażającego stalkera, a boleśnie zdawał sobie sprawę bycia blisko takiego statusu. Nie miało to sensu, skoro ona odpychała go, dając jednocześnie nadzieję. Nie zasłużył na to. Tak... Nici jednak z pięknych, pełnych samoakceptacji planów Stanleya, bo drzwi się uchyliły, pojawiła się w nich Callie, która... nie przypominała jego Callie. Nie kontrolował tego, po prostu wbił w nią zmartwiony wzrok, próbując dzięki intensywnemu spojrzeniu poznać sekret tego stanu. Chociaż pesymistyczna część Ryana, będąca ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt głośno, wręcz krzyczała mężczyźnie do ucha, że to specjalna zagrywka. Zaniedbana chce mu pokazać, że lepiej będzie mu bez niej, a on do tego pokaże się jako frajer, który leci tylko na ładną twarz i zgrabny tyłek, kiedy wyjdzie zawiedziony. Znów wrażliwa oraz zatroskana część Stanleya szeptała nieśmiało szatynowi do ucha, że może jednak był mityczny ktoś kogo się obawiała, przez kogo ograniczyła z nim kontakty i zwyczajnie wolała w barze zaprzeczyć takim potwierdzeniom, bo ktoś mógł słuchać... Generalnie ostatni miesiąc, a może bardziej te ostatnie dwa tygodnie kompletnej ignorancji Carter wobec jego osoby zamieniły Stana w paranoika. Na wzmiankę, że dobrze go widzieć uśmiechnął się jedynie krzywo, bo akurat w to jakoś nie wierzył, kiedy osoba to mówiąca przez kilkadziesiąt dni próbowała dosłownie wszystkiego, by jednak nigdy więcej go nie zobaczyć.
Nie dołączył do kobiety na kanapie. Wybrał bezpieczny dystans, opierając się o ścianę na przeciwko. Zbyt zdenerwowany się czuł, by po prostu siedzieć. Zaśmiał się kpiąco, kiedy zaczęła na głos zastanawiać się od czego mogliby zacząć, a zirytowane spojrzenie świadczyło o tym, że nie było miejsca na udawanie, że miły wieczór jest w ich zasięgu. -Nie przyszedłem na rozmowę o pracy, odpoczynek z piwskiem w ręku, ani szybką kolację - nie jesteśmy "razem" i nie spędzamy już takich wieczorów, to twoja decyzja Callie, nic się nie zmieniło. Chcę wiedzieć czemu, więc po prostu mów, żebym mógł... zniknąć tak jak tego chcesz - powiedział, czując parę razy, że brakuje mu śliny, a dźwięk wydobywający się z jego gardła jest dość ochrypły. Cudnie, wyjdzie na miękkie kluchy, ale... Miał to chyba ostatecznie gdzieś, skoro i tak mieli o sobie zapomnieć, wedle życzenia najjaśniejszej księżniczki, nie wiedzącej co to sprzeciw, bo przecież w żaden sposób go nie chciała nawet dostrzec, a co dopiero mówić o akceptacji i spróbowaniu znalezienia rozwiązania patowej sytuacji. Odbębni tę rozmowę i... Zniknie. Może wreszcie będzie mógł przestać być tak zmęczony, bo choć nie trawiło go żadne choróbsko, to cała ta sytuacja... Dobijała go, choć udawał, że nie.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Wow. Stan naprawdę przyszedł z najgorszym możliwym nastawieniem. Przecież Callie nie próbowała nim manipulować, to oznaczałoby zimne wyrachowanie i planowanie akcji / reakcji, tymczasem ona sama, ze sobą, w swoim życiu, rzucała się jak szop pracz zamknięty w worku na śmieci. Poza tym… Może on potrzebował być teraz na nią zły, w porządku. Jego emocje idą własnym czasem, tak samo jak emocje Callie. Ale nie musiał być przy tym dla niej taki cyniczny i lekceważący. Naprawdę tak go zezłościło pytanie jak on chce, żeby rozmowa wyglądała? I czy może jest głodny po pracy, z której do niej przyjechał? I czy może chciałby ułatwić sobie ten wieczór alkoholem? Callie jedynie próbowała być życzliwa, a on zafiksowany na swoim poczuciu krzywdy nie potrafił tego przyjąć. Pomyślała szkoda i nie kontynuowała tego tematu. Stał nad nią, oczekując informacji, jak jakiś kat. To było tak upokarzające i tak zastraszające, że w ogóle nie mogła go poznać w tej chwili. Tak czy inaczej, złożyła obietnicę, zatem…
- Powiedziałeś: „wytłumacz mi wszystko od początku do końca co się raptem zmieniło” - zaczęła. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej. Bała się patrzeć mu w oczy, unikała kontaktu wzrokowego, ale patrzyła w jego kierunku. Jej głos był zmęczony, ale na tym etapie jeszcze całkiem spokojny. -Zrobię to, ale gdybyś miał w którymś momencie dość, to… - zabrakło jej słowa, ale to w zasadzie nieważne. Mógł powiedzieć że chce na dziś przerwać, lub zatrzymać się na chwilę, lub po prostu wyjść. Wcale tego nie wykluczała. Wiedziała, że jej monolog będzie bardzo długi, jeśli ma spełnić jego kryteria, ale ok.
-Przed tobą długo z nikim nie byłam. Więc kiedy zaczęliśmy ze sobą sypiać, po trochę mnie bolało. Ale to nic, tak się przecież dzieje - Callie mówiąc te słowa czuła się tak upokorzona, tak pokonana że jakby mogła, zapadłaby się pod ziemię. Powiedzieć Stanowi, że przez rok ignorowała raka, bo była przyzwyczajona do bólu w seksie przez swoich poprzednich partnerów, którzy używali jej jak zabawki kiedy im się chciało… - Miało być lepiej po paru tygodniach, miesiącach. Ale nie było. Kochaliśmy się często, to nie przyniosło poprawy. Wtedy pomyślałam, że może jesteśmy trochę niedopasowani… Rozmiarem… - głos jej się załamał. Nie wiedziała jak mu inaczej powiedzieć, że może był dla niej trochę za duży. Brakowało w tej przestrzeni poczucia bezpieczeństwa, bardzo się męczyła. A przecież o niedopasowaniu anatomicznym mało kto mówi, bo im większy tym lepszy, rozmiar ma znaczenie, pierdolenie. Callie rozmawiała o tym z koleżankami i one także miały takie doświadczenia, więc na tamten moment jej teoria wydawała się sensowna.
-Ale to też nie był problem. Ból nie był duży, łatwo było przywyknąć. I było warto przywyknąć, bo uwielbiałam nasz seks, ten czas, który był tylko między nami…
Westchnęła odwracając wzrok na dłuższą chwilę. Ostatnie czego chciała, to żeby Stan sobie wkręcił, że się zmuszała. Kompletnie nie. - Aż pewnego razu w kwietniu zabolało mnie podczas… I poprosiłam cię, żebyś tego wieczoru był trochę delikatniejszy… Pamiętasz? - powoli sytuacja zaczynała przerastać Callie, a jej oczy bezwiednie napełniły się łzami. Pamiętała, jak pięknie Stan się wtedy zachował. Zmienił rytm, poruszał bardziej miękko, i sprawdzał, czy tak lepiej. Żaden z jej wcześniejszych partnerów nie reagował w ten sposób na sygnały dyskomfortu, więc w tamtej chwili wydawało jej się, że wygrała los na loterii. - Ból minął, więc chciałam kontynuować, było bardzo dobrze… Ty poszedłeś spać, a ja poszłam do łazienki. - sięgnęła trzęsącymi dłońmi po butelkę wody stojącą obok kanapy. Nie mogła jej odkręcić, palce odmawiały posłuszeństwa, wyglądało to żałośnie, ale w końcu dała radę. Napiła się, butelkę odstawiła i… - Brałam prysznic i zaczęłam bardzo krwawić. Przestraszyłam się… Ale próbowałam samą siebie przekonać, że to niespodziewany okres, nic takiego… Czułam, że to coś złego, więc w maju poszłam do ginekologa. Zrobiłam różne badania…
Czy na tym etapie Stan już żałował, że chciał pełen zakres informacji, od początku do końca? Łzy zaczęły płynąć po policzkach Callie, ogromne, gdy zbierała się do powiedzenia na głos pierwszy raz o swojej chorobie. -W czerwcu dowiedziałam się, że przez cały rok ignorowałam najbardziej oczywiste objawy raka szyjki macicy. I że jak już pojawiają się objawy, to jest bardzo źle…
A można było chodzić co rok na cytologię, prawda? Kto wiedział… Głos Callie cały czas się łamał, zapewne trudno było jej słuchać, ale nie potrafiła mówić spokojniej. Schowała twarz w dłoniach, płacząc po cichu. Bez żadnego tam scenicznego szlochania, bo była na silnych lekach, ale nawet one nie ułatwiały tej rozmowy. Udało jej się sięgnąć po chusteczkę i wytrzeć twarz, ale efekt był dosłownie na sekundę, bo nie mogła przestać płakać. - Propozycja leczenia to usunięcie macicy i węzłów chłonnych, chemioterapia i radioterapia. W różnych konfiguracjach.
Zdawała sobie sprawę, że mówi już bardzo długo. Ale to była taka rzecz, która musiała być powiedziana spójnie, w jednej serii, nie było lepszego sposobu. Teraz zamilkła na trochę, myśląc co dalej. - To był początek… Zaraz wytłumaczę koniec, tylko… - już niech ten Stan nie histeryzuje, że wcale nie powiedziała czemu z nim zerwała. Wszystko przed nimi. Noc jeszcze młoda. - Potrzebuję chwili.
Głośno wydmuchała nos w nową chusteczkę, wyrzuciła ją do małego kosza i nie mówiła nic więcej. Łzy płynęły jedna za drugą, nie miała nad tym kontroli. Twarz miała czerwoną i spuchniętą. I nadal nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, wstydziła się tego, co musiała powiedzieć i w jakich okolicznościach, dlatego schowała głowę w kolanach.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Tak, szkoda, że naiwnie liczyła na jakiejkolwiek inne nastawienie ze strony mężczyzny. Stan uważał, że pomimo całej, a dokładniej tej najświeższej, historii zachowywał się i tak całkiem kulturalnie. Przede wszystkim chciał doprowadzić sprawy do końca, jak należy, a nie zostawić za nimi niedopowiedzenia. Co do propozycji Callie... Były one spóźnione o kilka tygodni, oboje sobie z tego sprawę zdawali. Mogła to sobie darować, zwłaszcza po takim czasie. Jedyny plus to taki, że nie nalegała, udając dobrą i troskliwą gospodynię zainteresowaną swoim gościem. Ryan dobrze wiedział, że wcale nie uśmiechało się kobiecie to spotkanie, a on poniekąd je wymusił swoim uporem. Nie, nie było mu wstyd. Zasługiwał na prawdę.
Mężczyzna za to patrzył na kobietę nieustannie, świdrującym spojrzeniem, jakby chciał ją prześwietlić. Na razie jedynie czuł rosnącą irytację, kiedy pozwoliła sobie na ten przydługi wstęp, czego nie omieszkał całkowicie przemilczeć. Najpierw jedynie wywrócił oczami, później uniósł brwi zdezorientowany, a wreszcie dodał: -możesz wreszcie przejść do sedna? - bo nie uważał, że im to jakkolwiek pomagało, takie dramatyzowanie, kiedy można było złożyć pełne, złożone zdania i mieć to za sobą. Tak, jak podejrzewał Ryan, że oboje chcieli.
Nie rozumiał za bardzo po cholerę odwoływała się na wstępie do ich seksu. Widać to było po kompletnie zdezorientowanej minie mężczyzny, któremu to się w żaden sposób... Nie spinało, że tak to kolokwialnie można ująć. Wreszcie wypuścił ze świstem powietrze z ust, patrząc na szatynkę z jeszcze większym niedowierzaniem. Niedopasowani rozmiarem? Nie kontrolował tego, po prostu się zaśmiał, a kobiecie posłał nieco rozczarowane spojrzenie, w którym kryła się też nuta złości. Może z tego względu, że jedyne o czym rozmawiali, to czego chcieliby spróbować następnym razem. Żadnych wzmianek o jakimkolwiek dyskomforcie, a jedyne pochwały i szukanie okazji do powtórki. Tak więc teraz raptem... Składała reklamacje? Cóż, nieważne jak pięknie mógł się Stan jawić, na koniec dnia był facetem i aktualne wywody Callie, które prowadziły, sam kurwa nie wiedział do czego, były dla niego dość... uwłaczające. Dlatego nie bardzo uwierzył w tę zmiankę, jak to było warto się pomęczyć, dla dobra ogółu i ostatecznego efektu, czy chuj wie czego. Zaśmiał się nawet kpiąco pod nosem, bo... Był zły. I nie rozumiał dlaczego mówiła o tym. Chyba, że nie mogła skrócić i uznać, że jednak dla niej był beznadziejny w łóżku, a to dość ważny aspekt relacji dla niej... Bo cóż... Nie, nie spodziewał się nadchodzącej "bomby", absolutnie.
-Ehem - odparł, zakładając ręce na piersiach, a na Callie spoglądał z coraz to większym niedowierzaniem. Nie rozumiał czemu rozczulała się nad ich zbliżeniami, po cholerę rzucała na nie nowe światło, którego oczywiście, że on nie dostrzegał, więc czuł się aktualnie okłamany i mniej wartościowy, a dodatkowo ślepy. Co do kwietniowego seksu... pamiętał, bo to jedyna sytuacja, kiedy się na coś uskarżała, a sam mężczyzna zdawał sobie sprawę, że może za bardzo dał się ponieść "chwili" po tym jak przeciągnął za bardzo wstępne droczenie się z Cal. Mógł się zagalopować. A ona mogła być przed miesiączką, czy cokolwiek, co sprawia, że kobiety są bardziej wrażliwe na dotyk, gwałtowne ruchy... Była tego, przecież cholernie długa lista... Niemniej docenił, że go wtedy przyhamowała i starał się nadać temu odpowiedni rytm, myślał, że się spisał. A teraz...
Odruchowo drgnął, zrobił krok w stronę Carter, kiedy zauważył problemy z odkręceniem butelki. Poradziła sobie z tym jednak ekspresowo, a on siebie skarcił w myślach, że jest frajerem. Postanowił zachować bezpieczny dystans, przypominając sobie, jak łatwo przyszło kobiecie trzymać podobny przez dość znaczący czas.
Zamarł, bo podejrzewał już prędzej, że to krwawienie, które nie było normą, to objaw poronienia, a ona nie chciała mu o tym mówić, bo przecież nie łączyło ich nic "poważnego". Nie spodziewał się takiej diagnozy. Ani przeoczenia objawów, ani... nie było żadnej rutynowej kontroli czy coś co tam kobiety robiły? Pamiętał aż za dobrze, jak Nancy zawsze narzekała na te wizyty, jak raz musiała położyć się na dzień do szpitala, bo znaleźli małego polipa i lepiej było go usunąć. Zamrugał więc zdezorientowany, bo... Nie spodziewał się, że usłyszy, jakby nie było o wyroku.
Przełknął ślinę, uznał, że lepiej, jeśli nie powie nic. Spuścił za to ręce wzdłuż swojego ciała, westchnął cicho, niezbyt zadowolony, że Callie postanowiła mierzyć się z tym sama. Nie winił jej jednak całkowicie, bo tak jak już wcześniej przeszło mu przez myśl - nic poważnego między nimi miało nie być. Jest fajnie, to jest fajnie. Zaczynały się komplikacje... Naturalnym było założyć, że lepiej uciec. To jednak okazało się zbyt trudne, by odejść. Wtedy. Teraz też. Nie wybiegł w pośpiechu, za to powolnie zajął miejsce bardzo blisko skulonej kobiety. Nie wyciągnął dłoni, nie objął jej, ani nie powiedział, że wszystko się ułoży. Zmniejszył za to dystans, który wytworzyli celowo lub nie do końca. Pokazał, że jeżeli tego chciała, to jest. W końcu... Przyszedł po wyjaśnienia, a nie, żeby się narzucać. Jednocześnie... chciał być przy niej. Choć jasne sygnały Callie dawała mu od dawna - miał się walić, a ona chciała zostać ze swoimi problemami sama. Nie komentował tego, za to wydawało mu się, tak jak każdego wieczoru, kiedy siadał przy barze, że daje wybór... Co z nim zrobi, to już jej sprawa. Cóż, teraz przynajmniej w żaden sposób nie ponaglał.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Musiała mu to wszystko powiedzieć. O bólu po seksie przede wszystkim. Jedyną inną opcją było ominąć część prawdy i / lub skłamać, że diagnoza pojawiła się nagle w czerwcu, bez żadnego uprzedzenia, wow szok jak do tego mogło dojść. Ale nie tak się umówili. Obiecała mu szczerość, całkowitą, i musiała się wywiązać. Ten temat mógłby kiedyś wrócić, wtedy powiedziałaby mu więcej o objawach, a on czułby się jeszcze gorzej, że ten jeden raz gdy miała dać mu prawdę - nie dała jej wcale. Zatem temat musiał być omówiony w szczegółach. A jego reakcje, śmiech, wzdychanie… tylko przypominały jej dlaczego nie chciała o tym mówić gdy się spotykali. Po co? Żeby czuł się źle z tym, że zbliżenia z nim powodują ból? Żeby zaczął sobie to wbijać do głowy i unikać seksu, albo bać się każdego ruchu, żeby jej nie nadwyrężać? Żeby wszystko zniszczyć? Nie. On nie mógł wiedzieć. Callie uwielbiała się z nim kochać tak, jak to robili, stad pochwały i szukanie nowych sztuczek. Rozmowa o bólu by im to odebrała. A ona tego nie chciała. Nigdy nie czuła bólu podczas seksu, poza tym jednym kwietniowym wieczorem, więc to naprawdę nie był dla niej problem. Podczas podniecenia, hormony przyjemności uśmierzały ból - to nasza przewaga ewolucyjna, inaczej dawno byśmy wyginęli. A gdy emocje opadały, równowaga chemiczna organizmu wracała do normy, ból się pojawiał ale nie miał już znaczenia. Żadnego. Callie już myślała o tym, kiedy następnym razem będą mieli chwilę dla siebie. Teraz musiała mu niejako odebrać poczucie, że „wszystko było w porządku”. Nie było, i to jest przykre, i jego emocje są zrozumiałe. Ale mógł też o tym pomyśleć z drugiej strony: Callie tak bardzo chciała jego - a nie tylko jakiegoś tam faceta żeby ją dobrze przeleciał - że nawet mimo powracającego przez rok bólu nie przyszło jej do głowy szukać innych kandydatów i sprawdzać, czy z którymś nie byłoby jej lepiej. Stan to był jej Stan i nawet myśląc, że mają mały problem natury anatomicznej „co za dużo to niezdrowo”, była zdecydowana, że nikogo innego nie chce.
Usiadł obok niej bez słowa, nie wiedziała zupełnie jak to interpretować. Ta cisza mogła oznaczać wszystko. Czy był na nią zły? Wiedziała, że znajdzie odpowiedź w jego oczach. Bała się jednak spojrzeć, odkąd przyszedł. Był teraz tak blisko, to musiał być dobry znak. Gdyby chciał, to by wyszedł… Potencjalne rozwiązania przechodziły jej przez myśl, gdy próbowała się uspokoić. Minęło kilka minut, może kilkanaście. W międzyczasie wiele razy sięgała po nową chusteczkę i wyrzucała zużytą do małego kosza. Uspokajała oddech, ocierała łzy i przygotowywała się na wytłumaczenie mu rozstania. Wreszcie podniosła głowę z kolan i spojrzała na niego. Na jego twarz nawet, ale ich oczy się nie spotkały. Nie miała odwagi.
-Rozstanie - zapowiedziała zachrypniętym głosem gotowość do rozpoczęcia nowego rozdziału tej rozmowy. Była zrezygnowana, wymęczona i smutna, wyglądała jak sto nieszczęść i bardzo chciała, żeby już było po wszystkim. Chciała go złapać za rękę, albo wdrapać mu na kolana, wtulić się w niego i zniknąć całkiem w jego ramionach. Tak, żeby problemy nie mogły jej znaleźć. Ale… Nie zrobiła tego, jeszcze nie. Wciąż się bała, że jak usłyszy o powodach rozstania, będzie na nią zły i wyjdzie. Jeśli pozwoli sobie na fizyczną bliskość, na odrobinę czułości, jego odejście zaboli milion razy bardziej. Dlatego musiała czekać. Aż ona powie wszystko i on zdecyduje, że nadal chce być blisko i dać jej szansę na wspierający dotyk. Skorzystała jednak z okazji chociaż troszkę - ponieważ siedział, zmieniła teraz swoją pozycję na kanapie. Obróciła się bokiem względem oparcia, przodem do niego, żeby kontynuować rozmowę. Tym samym przesunęła się zauważalnie bliżej, jej grube skarpetki stykały się teraz z jego udem. Niby nic. Miała nadzieję, że nie zauważy, bo nie chciała, żeby miał ją za miękką faję. Ten najmniejszy, maleńki punkt styku między nimi dla Callie był ogromnym ułatwieniem. Znowu budowali między sobą bezpieczną przestrzeń, by mogła mówić dalej trochę spokojniej:
- Przez ten rok dostawałam od ciebie bardzo dużo. Uśmiechu, aż mnie bolały policzki. Spędzonego czasu. Świetnego seksu. Spokoju, przewidywalności, bezpieczeństwa i bliskości. Nie chciałam tego stracić. Kiedy zrozumiałam, że stracę i tak… Stracić rok boli mniej, niż dwa lata, albo pięć.
Nie mówiąc w ogóle o tym, jak wyglądał rok pierwszy - zabawa, dużo seksu i życia z dnia na dzień, a jak miałby wyglądać każdy kolejny - stres, martwienie sie, seksu mało albo wcale, jeżdżenie na chemię… -Sam wiesz, jak było. Nigdy nie powiedziałeś, że ci na mnie zależy. Nigdy nie powiedziałeś, że coś do mnie czujesz. Nie wiem czy komukolwiek powiedziałeś, że masz dziewczynę. Czy w ogóle użyłeś słowa „związek” choć raz w odniesieniu do mnie? W barze nazwałeś to co nas łączyło „układem”… - wymieniała ze spokojem, a w jej głosie nie było grama pretensji czy wyrzutów. Ten „układ” jej pasował, jak najbardziej, nie wycofywała się teraz z tego. Ale to było kluczowe dla jej decyzji o zakończeniu relacji.
- Dostałam diagnozę i było dla mnie jasne, że nie pisałeś się na bolączkę tego wszystkiego, co przede mną. Jakby to miało wyglądać? Szczerze… Mógłbyś powiedzieć: „dzięki za dwanaście miesięcy, Callie, ale ja spadam. Fajnie było z tobą sypiać ale nie jestem gotowy patrzeć, jak nurkujesz łysą głową w kiblu dzień w dzień, choć już nie masz nawet czym rzygać”. Zrozumiałabym to. Naprawdę. Tylko, że nie mógłbyś tego powiedzieć nawet gdybyś tak myślał, bo wyszedłbyś na chama i prostaka. Nie jesteś chamem i prostakiem, więc dusiłbyś w sobie żal o to, że rok temu wybrałeś akurat mnie. I teraz jesteś uwikłany w gówno, z którego nie można się taktownie wypisać tak, żeby nie wyjść na kretyna któremu chodzi tylko o ładną laskę, która będzie zawsze chętna iść na mecz i zrobić loda.
Może to brzmiało brutalnie, ale Callie myślała o tym bardzo długo. I widziała kilka możliwości, jak to by sie miało rozegrać, a żadna z nich nie była pozytywna. - Byłbyś ze mną z moralnego przymusu albo z litości. Bardzo szybko przestałbyś widzieć we mnie kobietę. Kobieta bez macicy, dobry żart - podsumowała ponuro, zdradzając poniekąd kolejny temat, z którym bardzo męczyła się w swojej głowie. - Widziałbyś jak nie mam siły przejść dwóch kroków, jak kompletnie nie mam ochoty na jakiekolwiek zbliżenia, jak lekki dotyk małego palca w dowolne miejsce na ciele sprawia mi ból. Jak codziennie wymiotuję, jak chudnę, jak cała jestem sina i pomarszczona. I widziałbyś mnie łysą, wykrzywioną z bólu… - zrobiła sobie chwilę przerwy na zebranie myśli, głębszy oddech i łyka wody. Ręce wciąż bardzo jej sie trzęsły, ale minimalnie mniej - bo raka „mieli już z głowy”. A przynajmniej pierwsze wypowiedziane na głos zdanie o chorobie. Stan też miał chwilę żeby wyobrazić sobie ten horror, o którym mówiła Callie.
- A ja widziałabym, że wszystko się zmieniło. Że nie jestem już fajną Callie i nie mam ci już nic do zaoferowania. Nic. Co ja bym ci mogła dać? Wieczne wymówki, że nie mam ochoty, że mnie boli głowa. Że gdzieś z tobą nie pójdę, bo nie dam rady wyjść z domu. Że czegoś z tobą nie zrobię, nawet nie obejrzę głupiego serialu, bo nie minie pięć minut i będę albo w toalecie, z głową w dół, albo zasnę. Widziałabym, że patrzysz na mnie jak na jakieś sztucznie podtrzymywane przy życiu warzywo, nie jak kobietę. Byłabym jak niepełnosprawna siostra, którą musisz się zajmować. Patrzyłbyś na piękne, zadbane, seksowne i zdrowe kobiety w pracy, w parku, w sklepie i żałowałbyś, że musisz wrócić do mnie, i patrzeć na mnie, i podać mi leki jedenaście razy dziennie, i pojechać ze mną do szpitala, i biegać do apteki… Bo gdybyś tego nie robił, znowu - wyszedłbyś na dupka, a przecież nie jesteś dupkiem. Żałowałbyś, że nie zerwałeś ze mną pierwszy, tuż przed rozmową o diagnozie. Bo wtedy byłbyś moralnie zwolniony z dźwigania tego ciężaru.
Wszystko to brzmiało koszmarnie. Trzeba jednak zauważyć w tym wszystkim dwa główne motywy: Callie wykluczyła kompletnie, że jemu zależy, i że chciałby z nią być z potrzeby serca. Tak jak powiedziała: nigdy nie zadeklarował uczuć więc myśląc o przyszłości założyła, że tych uczuć nie ma, i już. Odsunęła koc na bok i wstała. Zrobiła kilka kroków po salonie, myśląc o tym wszystkim, o tej czarnej wizji przyszłości i…
Balon napięcia wybuchł. Osiągneli taki poziom bólu i dramatu w tej rozmowie, w tym pomieszczeniu, że skala się skończyła. I paradoksalnie, z tej beznadziei wyłoniła się szansa na uśmiech. Uśmiech przez łzy, uśmiech histerii, uśmiech absurdu. Niemniej, wciąż uśmiech. A jeśli Callie mogła zdjąć trochę ciężaru z tej sytuacji, kosztem siebie, to chciała to zrobić bez wątpienia.
- Czy uważasz, biorąc pod uwagę charakter naszej relacji, że byłoby fair z mojej strony postawić cię przed faktem dokonanym? Wyskoczyć z tekstem, że mam raka i zostawić z wyborem: rzucić dziewczynę z rakiem jak największy skurwiel, albo zostać w relacji która nagle stała się bardzo poważna, bardzo trudna i bardzo smutna? - wyjrzała za okno - Nie byłoby fair. Chciałam pozwolić ci odejść miesiące wcześniej, niż ktokolwiek w mieście się dowie, że jestem chora. Byłbyś wtedy zwolniony z brutalnej oceny każdego, kogo znasz. Nikt by nie wiedział, że już w czerwcu byłam chora. Wszyscy by wiedzieli, że to ja odeszłam. I w oczach wszystkich których znasz zachowałbyś twarz. Nikt by nie mówił, że jesteś sukinsynem, bo zostawiłeś dziewczynę jak się okazało, że zachorowała. To całe rozstanie nie było dla mnie. Było dla ciebie, ale uwziąłeś się na to, żeby nie przyjąć tego prezentu.
Tymi słowami minimalnie zażartowała, tak troszeczkę, delikatnie nawiazując do tego, jak przez miesiąc przychodził do baru z oczami smutnego szczeniaczka. Tak, nie byli jeszcze na etapie śmiania sie z tego co sie stało, ale znowu - Callie już wybuchł balonik tolerancji na ciężar tej rozmowy i szukała sposobu, żeby przekierować tor wieczoru na bardziej żartobliwy. Smutno żartobliwy, ale chociaż nie płaczący. I wtedy zrozumiała, co musi zrobić. Powolnym krokiem przeszła w jego stronę i stanęła na przeciwko: bardzo blisko, mógłby ją złapać za pupę, gdyby chciał. Spojrzała w dół, na jego twarz, a sama uśmiechnęła się nieznacznie. To był uśmiech przepełniony żalem i pogardą dla samej siebie, niemniej, wciąż uśmiech.
- Mam na sobie pieluchę, Stan.
Gdyby to była scena z Friends, albo Big Bang Theory, publiczność właśnie głośno by się śmiała. Callie zaśmiała się krótko, i był to najsmutniejszy śmiech świata, robiąc obrót w swojej super seksownej stylizacji dresowej. - P i e l u c h ę. Z apteki. Dla starych ludzi, którzy sikają pod siebie. Nie byłam w pracy, bo nie mogę od rana opanować krwotoku. - podniosła bluzę do góry, ukazując bardzo spuchnięty brzuch. Wyglądała jak w ciąży, i to takiej dość zaawansowanej. A to tylko jej macica krzyczała, że jest bardzo, bardzo źle. Jednocześnie jego oczom ukazał się dowód jej słów - biały pampersowy materiał wystawał na około centymetr powyżej gumki spodni dresowych. Spojrzała sama na siebie z politowaniem i widocznym obrzydzeniem.
- Bądź ze mną szczery, Stan. Chciałbyś mnie taką?
To było podsumowanie całego monologu o tym, że musiała go zostawić żeby jemu było dobrze. Musiała odejść, żeby uratować go przed katastrofą. Nawet nie zastanawiała się, jaka może być jego odpowiedź. Dla niej to było pytanie retoryczne - oczywiście, że by nie chciał. PIELUCHĘ, STAN. CALLIE MA NA SOBIE PIELUCHĘ. Nie było nad czym się zastanawiać. Zakończywszy swój wysryw żali, opadła zrezygnowana na kanapę, tuż obok niego. Oparła głowę i zamknęła oczy. Nie chciała widzieć jego miny, nie była na to gotowa.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Powoli Stanley czuł, że kończy mu się cierpliwość. Jeszcze przed kilkoma minutami myślał, że Callie przyznała się właściwie do wszystkiego, karty są wyłożone na stół, a oni moga się zastanowić, co zrobią z nowymi okolicznościami, o które nikt nie prosił, ale wszyscy muszą na swój sposób zaakceptować i cóż, stawić im czoła. Niestety, dramatyzm Carter nie znał granic, a ona po kilkunastu minutach płaczu zamiast po prostu się w niego wtulić, docenić, że nie uciekł i wciąż tu jest, postanowiła przejść dalej do rozczłonkowywania wszystkiego w dość bolesny sposób. Tym razem jednak Ryan był o tyle mądrzejszy, że milczał. I zagryzał wargę, powstrzymując się dzielnie od wszelkich dźwiękowych bądź słownych komentarzy, ale... Naprawdę był na cholernej granicy, a każde słowo Callie sprawiało, że zbliżał się niebezpiecznie do punktu... bez powrotu. Chyba tak należy to określić.
Wielokrotnie chciał zaprotestować, kiedy umniejszała jego zaangażowaniu w tę znajomość. Zatrzymał, jednak te protesty dla siebie. Tak samo, jak i zarzuty względem niej, bo przecież niejednokrotnie szatynka dawała mężczyźnie jasne sygnały - dobrze jest jak jest. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale wiedział, że wtedy nie oczekiwała niczego więcej. A nawet początkowo bała się zostawać u niego, do tego panicznie pilnowała, by nie zostawić nigdy nic. I to on się nie angażował? Dzielnie jednak milczał. Choć było coraz trudniej, o czym świadczyły zaciskane w pięści palce, bo chyba musiałby być z kamienia, żeby nie uznać, że zwyczajnie to, jaki obraz słowami właśnie Callie malowała, obraz jego osoby, nie był bolesny.
Nie dowierzał, że te wspólne miesiące pozwoliły kobiecie na zbudowanie takiego zdania o nim. Ani przekonania, że postępuje szlachetnie, uwalniając go od siebie. Ani, że to ma jakikolwiek sens. Ze skrzywioną miną wysłuchiwał scenariuszy Carter na kolejne dni ich ewentualnego związku, nie kryjąc już się z tym zniesmaczeniem. Owszem, to co czuł Stan, kiedy słuchał o Stanie wg Callie to obrzydzenie. Nie chodziło o chorobę, objawy i ich konsekwencje, a o to jakie niby miałyby być jego wewnętrzne walki. Nie podobało mu się to.
Nie wytrzymał, jednak dopiero, kiedy po całym tym wyrzygiwaniu swoich lęków, które lepiej było odciąć, kobieta chciała obrócić to wszystko w żart. Albo chuj wie w co. Stanley zamrugał z niedowierzaniem oczami i cóż, wyrwało mu się - ty jesteś stuknięta - bo nic innego mu nie pozostało, kiedy jeszcze przed chwilą rozważała stadia choroby, a teraz jako argument, by uciekać podawała pieluchę i właściwie sam nie wiedział co miało to wnieść do ich rozmowy. Czuł się zawiedziony. Poniekąd oszukany. Niedoceniony. A przede wszystkim źle odebrany w całym ogóle. Nie miał na to sił... Nie był gotowy... Przede wszystkim nie dał rady przygotować się na tak fałszywy obraz własnego ja. Potarł twarz dłońmi, westchnął i podniósł się wreszcie. -Wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim? Że nie ludzie pierwsi mieli mnie za skurwiela, a ty - powiedział smutnym tonem, patrząc na nią z niedowierzaniem. Nie chciała jego troski, ba nie wierzyła, że mógłby ją okazać. Tylko czym kurwa były te subtelne odwiedziny, kiedy tak teatralnie olewała jego próby innego kontaktu? Czym było to, że tu dziś przyszedł i właściwie w milczeniu słuchał niczym potulny baranek? No, jak widać, przejawem największego skurwysyństwa. Uśmiechnął się krzywo, bo w przeciwieństwie do Callie, Stana nie było już stać na żadne śmieszki. I właściwie to czuł, że nic tu po nim. Schował dłonie do kieszeni, westchnął ciężko i podszedł do okna, bo na sam koniec, odrzucając wszelkie, buzujące w nim negatywne odczucia, to wiedział, że nie chce wyjść. Nie chodziło, że nie wypada, ale... na koniec dnia nie był tym kutasem, który wykorzystuje laski, bo ma taką ochotę. Kurwa, Callie to jego druga poważna kobieta, choć nie padły z jego strony żadne deklaracje. Jak widać, miał słowa za puste deklaracje. Wolał czyny. ale... to chyba zbyt skomplikowane. Choć jeszcze dwa miesiące temu wydawało się właściwe... A dziś.. Było oznaką... Sam nie wiedział już czego, pewnie dlatego sobie burknął, właściwie niezidentyfikowane słowo, pod nosem.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Stawało się oczywiste, że Stanley nie odrobił w życiu jednej bardzo ważnej lekcji: nie zadawaj pytania, jeśli nie chcesz usłyszeć odpowiedzi. Jasne, że tego wszystkiego w sumie nie mógł się spodziewać, że to był szok, ale na dobrą sprawę jedyne, co teraz robiła Callie, to odpowiedź na jego prośbę o całkowitą szczerość i zakres prawdy „od początku do końca”. Kiedy zatem postanowił ją obrazić, nie zareagowała, nie powiedziała nic, nie wzdychała i nie przewracała oczami. To działało w dwie strony. Miał prawo się wypowiedzieć, nawet jeśli w takiej nieżyczliwej formie. Poza tym… Jakby na to nie spojrzeć, miał rację. Callie miała dosyć, doszła do ściany, miała okrągłe zero zasobów na uczestniczenie w tej sytuacji i tak, można śmiało powiedzieć, że zwariowała. - Wiesz co… Możesz o mnie dużo powiedzieć. Nawet, że jestem pierdolnięta. Nie będę się z tym kłóciła. Ale nie zarzucaj mi, że kiedykolwiek pomyślałam o tobie źle.
Stan może lubił pływać w poczuciu bycia ofiarą tej sytuacji, i rzeczywiście, jego pozycja była widocznie trudna. Callie nie zamierzała odbierać mu prawa do mówienia, że jemu też jest ciężko, że jej zachowanie było raniące, tego i tamtego. Ale… - Powtórzyłam tyle razy, że jesteś świetnym facetem. Że było mi dobrze, na różnych płaszczyznach. Dzisiaj, i miesiąc temu, i dwa miesiące temu… Przy każdej rozmowie. Dlaczego nie chcesz tego usłyszeć? - jej cierpliwość też już dawno odpłynęła daleko we mgle, ale może to dobrze, mieli przynajmniej szansę zrobić jakiś progres tego wieczoru. Nie obejrzała się za nim, gdy stawał przy oknie, widocznie potrzebował przestrzeni - w porządku. Irytowała się tylko tym, że on jej raz za razem zarzucał, że ma o nim złe zdanie, że go nie doceniła i tak dalej. Przecież nawet podczas tej pamiętnej rozmowy kończącej „układ” powtarzała mu, że nie ma w tym absolutnie żadnej jego winy, że jest fajnym facetem i nie chodzi o niego, a o jej potrzebę bycia samej. - Widzę, w czym jest problem. Źle oceniłam sytuację… I za to przepraszam. Mam wrażenie, jakbyśmy rozmawiali o dwóch różnych relacjach… - teraz już pozwoliła sobie na westchnięcie. Jej głos był cichy i spokojny, granicę płaczu i histerii przekroczyła dawno. Nie widziała też żadnej ujmy na honorze w przeprosinach, skoro jak najbardziej były zasadne. - Dostałam diagnozę, spanikowałam, wpadłam w spiralę martwienia się najgorszym możliwym scenariuszem… Opartym na błędnym założeniu, że zrobię ci przysługę tym rozstaniem, bo przecież… To nie było nic poważnego, prawda? Myślałam, że łatwiej będzie odejść. I tobie, i mi. Że nie ma żadnego powodu, żeby taki fajny facet był zainteresowany taką mną.
Trochę wychodziło na to, że ona patrzyła na swoje opcje przez pryzmat fajnej relacji, opartej na zabawie i luzie, a on patrzył na rozstanie i jego powody przez pryzmat uczuć, które miał, a o których nigdy nie powiedział. Callie w życiu by nie wpadła na to, że choć w myślach nazwał ją „poważną relacją”. Bo nie miała taką być. - Nie wiem co robić, Stan. Z tym rozstaniem, które miało być proste, a nie jest... Z chorobą, której nie mogę dłużej ignorować... Z pracą, i z przyjaciółmi, i z życiem... Nie wiem, przez to się boję, a jak się boję, to wymyślam głupoty i boję się jeszcze bardziej.
Nie zamierzała zgrywać niewinnej w tej sytuacji. Totalnie zjebała oceniając sytuację, zakładając że Stan jest tu tylko dla zabawy, i że gdy zabawy z Callie zabraknie, będzie chciał zabawy z kimś innym. Później zakładając, że w tydzień mu przejdzie, co również się nie zdarzyło. Jeśli chodzi o komunikację jako odrębną kwestię, oboje dali dupy, i to też nie podlegało dyskusji. Stan miał tyle szans powiedzieć że jest dla niego ważna, i nie skorzystał. Okej, chciał to komunikować czynami - ale on też zjebał, nie biorąc pod uwagę, że Callie to niedomyślny łoś i jak się jej nie wyłoży czegoś czarno na białym, to sama na to nie wpadnie. - Tęsknię, wiesz? Za tobą... I ziomkiem...
Trochę się wstydziła tych ostatnich słów, wcale nie dlatego, że coś w nich było złego. Chyba dlatego, że on tęsknotę okazywał, ale o niej nie mówił. Ona nie okazywała, ale teraz chciała o niej powiedzieć. Mogłaby dodać więcej: o tym, że codziennie budziła się do jego rannych audycji, żeby usłyszeć jego głos, że w barze wieczorami pilnowała zegarka, odliczając minuty do jego wizyty, i że tysiąc razy brała telefon do ręki chcąc do niego zadzwonić. Ale... - Usiądź jeszcze ze mną - poprosiła niemal szeptem, dopiero teraz pozwalając sobie na skierowanie spojrzenia w jego stronę.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Nikt nie powiedział, że nie chciał znać odpowiedzi. Za to prawo do tego, by nie spodziewać się akurat takich stwierdzeń miał, właśnie to go zaatakowało - brak gotowości, by zmierzyć się z wizją takiego odbioru bądź interpretacji intencji, które posiadał, względem Callie. Czy miał więc udawać, ze to mu się podoba? Skoro ona uznała, że da mu odrobinę szczerości, to i on mógł. Nie krył się w związku z tym ze swoim niezadowoleniem, ale po części, dość znaczącej, nie był też w stanie zdobyć się aktualnie na jakąkolwiek grę. Za duże wrażenie zrobiły na nim właściwie wszystkie nowości zaserwowane mu tego wieczoru...
-Nie zarzucam, stwierdzam fakt - mruknął, może zbyt zaczepnie. Nie chodziło o konfrontację, nie chciał sprzeczek o pierdoły, ale... To nie była pierdoła. I choć był "twardym" facetem, to ewidentnie zabolało Ryana to, co usłyszał dopiero co.
-Było dobrze, jak było dobrze, inne okoliczności, nie ma szans, ze będzie ci ze mną dobrze, to słyszę - burknął, chowając dłonie w kieszeniach spodni, bo tam mógł zaciskać sobie je do woli w pięści, nie wychodząc na mięczaka. Broda drgała mu z nerwów. Ewidentnie się wkurzył, bo zupełnie nie wiedział, jak doszło do tego, że zaprezentował się ostatecznie jako nieczuły gnój.
-Nie powiem ci, co masz robić. To twoja decyzja, po pierwsze. Po drugie, nie bardzo chyba cię interesuje moje zdanie, skoro miałem nic nie wiedzieć. A po trzecie... jestem.. rozczarowany, że tak to... rozegrałaś - nie owijał w bawełnę, zdając sobie jednocześnie sprawę, że aktualnie zachowuje się jak egoista. Tyle że to odrzucony mężczyzna, czemu się dziwić? Chciał o nią dbać, robił to na swój sposób w czasach spokojnych, a kiedy fale zaczęły się burzyć, nie dostawał nawet szansy, bo nie było najwyraźniej między nimi odpowiedniego zaufania... Bolało. I nie umiał ot tak przejść do porządku nad tym, że to nie on jest prawdziwym przegranym dziś, jutro i pojutrze. Męska duma została zdeptana, a to najwyraźniej zawsze mężczyznę otępiało. Nieważne, jak niby porządny był...
Zaśmiał się krótko, a w oczach było widać nieco złości, wymieszanej z kolejnym zawodem. -Nie wiem - przyznał szczerze, bo nie wiedział. I prędzej skory Stan był uwierzyć, że Callie tęskni za Buddym niż kiedykolwiek zdarzyło się kobiecie zatęsknić za nim choć przez chwilę.
-Przepraszam, ale... nie mogę.. - odpowiedział równie cicho, unikając wzroku Carter. Właściwie w ogóle na nią nie patrzył, a w zupełnie inną stronę, jakby obawiał się dostrzec zawód w oczach kobiety. I nie chodziło, że bał się być przy niej w chorobie, bo chyba nie do końca do niego to docierało. O wiele bardziej skupiał się na tym, że szatynka mu nie ufała... I to go bolało, zmuszając do trzymania tego dystansu. Nie umiał po prostu go złamać, po tym, jak tak intensywnie go Callie budowała. Zwykłe wyznanie tęsknoty nie było wystarczające. Nie dla gościa, który skupiał się na czynach, a nie na tzw. pustosłowiu..

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Już ją wkurzał Stan solidnie. On będzie fakt stwierdzał, no proszę, naukowiec! Dejcie mu doktorat, natentychmiast, przecież jego obserwacje złożoności relacji międzyludzkich to fakty. Nawet chciała mu coś odpyskować, bo ją zirytował, ale przypomniało jej się jak kiedyś sypiała z pewnym policjantem. I on jej powiedział dobrą rzecz, która przydawała się w takich sytuacjach: if it feels good, don't say it. W przeciwnym razie tylko eskalowałaby konflikt i byłoby jeszcze gorzej, zatem zdecydowała nie mówić niczego, co byłoby w mówieniu przyjemne. Poza tym, na koniec dnia, mimo emocji które nią teraz kierowały, zdawała sobie sprawę ze swojej części winy w tej sytuacji. - Źle słyszysz - odparła stanowczo, zgłupiała zupełnie, bo tłumaczyła tyle razy a on nie rozumiał niczego. Niczego, zero. - Poza tym... Dlaczego tak się uczepiłeś tego, czy w nowych okolicznościach mi byłoby dobrze z tobą? Dlaczego nie chcesz rozmawiać o tym, czy tobie nie byłoby źle ze mną?
Nie, to nie było retoryczne. Słychać było w jej głosie irytację i zmęczenie. Naturalnie, rozmawiali dużo o przeszłości, o tym, co się wydarzyło i dlaczego, ale należało to trochę oddzielić grubą kreską i spojrzeć na to, co jest teraz i co mogłoby być. Callie nie rozumiała kompletnie czemu Stan nawet nie wpadł na to, że to właśnie jemu mogłoby nie być dobrze w relacji z laską chorą na raka, a jeśli wpadł i zdecydował że to jest jego preferowana wizja przyszłości, powinien mieć odwagę o tym powiedzieć. - Gdyby twoje zdanie mnie nie obchodziło, w ogóle nie byłoby teraz tej rozmowy - westchnęła. Drżącymi rękoma ponownie odkręciła butelkę i upiła łyk, przy okazji zerknęła na zegarek, notując w myślach, że rozmowa faktycznie trwa znacznie krócej niż jej się wydawało. - I rozegrałabym to inaczej, gdybyś będąc ze mną choć raz powiedział szczerze czego chcesz. Miałeś na to rok, Stan - powiedziała smutno. Stanley zachowywał się tak, jakby Callie go porzuciła bez wyjaśnienia po dziesięcioletnim małżeństwie, tymczasem jej się wydawało, że zwyczajnie dała mu znać, że koniec wspólnej zabawy, NIEPOWAŻNEJ zabawy, luźnej zabawy. Ledwo usłyszał, że Callie musi być sama i mu się załączył tryb "chciałem czegoś więcej, jak mogłaś tego nie zauważyć". No mogła. Skoro chciał więcej, mógł o tym powiedzieć. Z wyraźnym zawodem przyjęła jego śmiech i odmowę. Zabrakło jej pomysłów, jak do niego trafić. Obiecała mu prawdę, więc mówiła prawdę, a on nawet tego nie potrafił przyjąć, tego jednego, małego wyznania, które dużo ją kosztowało, i krótkiego zaproszenia. Trudno. - Nie rozumiem cię zupełnie. Nie wiem, czego potrzebujesz i co ja mogę z tym zrobić. Bo mi o tym nie mówisz.
A jak pokazały ostatnie tygodnie, Callie nie jest z tych, co się domyślają. Po prostu nie. - Czy chcesz, żebym ci zaproponowała wspólne spędzenie czasu? Może powiesz wtedy, że się tobą bawię, manipuluję, robię nadzieję? Czy chcesz, żebym ci powiedziała, że to nasza ostatnia rozmowa i więcej się nie zobaczymy? Ale może wtedy powiesz, że jestem nieczuła, niewrażliwa na twoje emocje i jak mogę tak okrutnie się odcinać? Nie wiem, Stan. Nie wiem co ci powiedzieć.
Zdawało się, że i tak, i tak było niedobrze. Tego co pozytywne nie potrafił przyjąć, tego co negatywne też nie, utknęli w miejscu bez wyjścia. A może właśnie z jednym, jedynym wyjściem: ruszą naprzód jeśli Stan łaskawie zaszczyci swoją byłą-obecną jasnym, prostym, szczerym komunikatem. Tylko tyle i aż tyle. - Chcę rozwiązać tę sytuację, ale nie potrafię tego zrobić, kiedy mi nie mówisz czego oczekujesz.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
-Bo to też, przecież rozgryzłaś za mnie. Byłoby mi źle, bo zależy mi na tym co łatwe i proste, nie? - odparował bez zastanowienia, a na koniec westchnął ciężko. Nerwy mężczyzny też znajdowały się na granicy wytrzymałości, tyle że starał się kryć. Uderzyło go jednak to, że prezentował się w nie do końca rzeczywisty sposób. A może bardziej zabolało, że taki obraz jego osoby zbudowała sobie Carter. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że taki odbiór jest dla niego tak bolesny...
-Myślałem, że odbywamy ją jedynie po to, bym wreszcie się odpierdolił i dał ci święty spokój. Takie wrażenie sprawiałaś, godząc się łaskawie na wyjaśnienia, a nie osoby, która się ze mną jakkolwiek liczy, Callie - wycedził zły, że rzucała bez zastanowienia takimi deklaracjami, bo one przecież nie miały żadnego pokrycia ani odzwierciedlenia w codziennym zachowaniu kobiety. Czuł się więc skołowany, kiedy doświadczał przez ostatnie długie tygodnie jednego, a słuchał teraz zupełnie innej wersji. Nie miał czasu sobie tego przemyśleć, ani się w tym odnaleźć. Dla niego wszystko działo się teraz, karty zostały odkryte, a on miał odnaleźć się w nowej rzeczywistości przez pstryknięcie palcami? Nie, nie dało się tak... -I viceversa - nie, nie było mu wstyd, że w żaden sposób się nie deklarował. Raz, że nie czuł, by to był odpowiedni krok. Dwa Callie nie wydawała się na to czekać, by składał jej obietnice przy świetle księżyca. Właściwie im mniej nastrojowo było, tym lepiej zdawała się w towarzystiwe Ryana czuć. Dostosowywał się więc do jej potrzeb. A skoro ona tak się wielce z jego zdaniem liczyła, to też mogła mu dać to odczuć, a przecież... Oboje ukrywali przed sobą całkiem sporo i do tego zapalnego momentu zdawało się to im bardzo na rękę.
-A ty wiedziałaś czego potrzebujesz, kiedy dowiedziałaś się o chorobie? Tak od razu? - zapytał nieco bezczelnie, mierząc kobietę nieco zirytowanym spojrzeniem. Wkurzyła go. Ona potrzebowała tygodni, żeby wiedzieć co chce zrobić. Tygodni, by złamać się i przyznać mu co jest grane. A on miał z automatu po poznaniu wielkiego sekretu się określić, bo ona tego chciała? Czuł się teraz, jakby znalazł się w jednym pomieszczeniu z rozkapryszoną królewną. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że cała codzienność Carter nie była teraz łatwa. Starał się więc z całych sił jak mógł być delikatny, ale chyba niezbyt mu to wychodziło. Aktualnie jednak pozostawał tak bardzo skołowany, że nie bardzo był w stanie się tym przejąć. -Może teraz ja potrzebuję chwili na zebranie myśli. I wcale nie mówię tego, żeby się z tobą droczyć - dodał jeszcze, żeby nie było, że jest złośliwy. Nie był. Po prostu nie był też przygotowany na to, co usłyszał. Jednak nie mogł być. Nikt nigdy nie jest. I też potrzebował to sobie ułożyć, nawet jeśli wydawał się facetem, który oczekiwał jedynie zabawy i łatwej relacji. Na koniec dnia - nie był kimś takim.
callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Rozmowa stawała się słowną przepychanką, Callie czuła się coraz gorzej - fizycznie, walcząc ze sobą w każdej minucie, żeby tu przy nim nie wymiotować do miski przy każdym kolejnym skurczu brzucha, i wyglądało na to, że oboje potrzebowali czasu. Sama przerwa - czy w związku, czy w rozmowie - nie przerażała Callie i nie byłby to nawet zły pomysł, tylko że… Bała się, że to jest na przerwę zły moment. Z drugiej strony, nie było innego wyjścia, bo Stan wyglądał jakby miał zaraz wyjść z siebie, stanąć obok i podpalić własne ciało, ona z kolei nie wiedziała już jak do niego mówić - bo wszystko, ale to WSZYSTKO odbierał źle. Spojrzała na niego zawiedziona. Mieli swoje różnice, nie zgadzali się w ważnych kwestiach - okej, emocje brały górę - też okej, ale to jak z każdym kolejnym zdaniem stawał się wobec niej coraz bardziej złośliwy i okrutny łamało jej i tak mocno nadwyrężone serce. Chyba już się przebił przez wszystkie jej warstwy ochronne i teraz jakby dźgał rozżarzonym prętem gdzieś pomiędzy jej sercem a żebrami, tylko po co?
- Nie próbowałam cię pospieszać, ani wymuszać na tobie czegokolwiek… - powiedziała cicho i smutno, obdarzając go spojrzeniem skopanego labradora. - Próbowałam ci powiedzieć, że chcę to naprawić, ale nie wiem jak.
Tyle. Koniec. Ten wieczór wyeksploatował Callie do granic, dokładnie w tym momencie jakakolwiek jej chęć tłumaczenia, pytania i rozmawiania uszła na zewnątrz uchylonym oknem. Stan był trochę w szoku, bardzo zły i wyjątkowo rozżalony, więc nie potrafił usłyszeć jej szczerych intencji. Już go przeprosiła, przyznała się do błędu, wyznała, że jej zależy, i że tęskni, i że chce pracować nad relacją, i że ma go za świetnego faceta. Żadnej z tych rzeczy nie przyjął, każdą z nich użył, by jeszcze bardziej jej dokopać i upodlić. Trudno. Wstała z kanapy, ale nawet nie próbowała iść w jego stronę. - Pójdę wziąć prysznic. - chciał zebrać myśli? Proszę bardzo, Callie nie trzeba dwa razy powtarzać. Nawet wyjdzie z pomieszczenia, żeby mógł pobyć sam, uronić łzę, rzucić wazonem czy czego tam potrzebował. Nie ma problemu. Zmiana pampersa i tak musiałaby się odbyć w ciągu następnego kwadransa. - Jesteś wobec mnie bardzo surowy. Wiem, że jest ci ciężko, ale… Chyba zapominasz, że ja pierwszy raz mam raka... - westchnęła cicho, sama do siebie, kręcąc głową. Stan był w swoich osądach wyjątkowo bezlitosny dzisiejszego wieczora, i niestety doszli do momentu, w którym ona dłużej nie da rady się na to wystawiać. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji - również związkowej, i zwyczajnie nie wiedziała co robić. Trudno oczekiwać, żeby potrafiła się poruszać bezkolizyjnie w kałuży grząskiego gówna.
- Po prysznicu położę się w sypialni. Wszystko mnie boli, straciłam dużo krwi... Chciałabym, żebyś ze mną został. Nawet, jeśli w ciszy - wyszetpała kolejne tego wieczoru zaproszenie, tym razem w zasadzie do jego pleców. - Spokojnie: zrozumiałam, że masz mnie dosyć, że nie możesz na mnie patrzeć i nie proszę cię o to, żebyś mnie głaskał do snu. Ale... Bardzo się boję jutra.
I pierwszego rakowego zatrzymania w szpitalu, które podczas tego wieczoru stało się pewnikiem.
Powiedziawszy te słowa pozwoliła mu zdecydować o dalszych krokach w samotności. Tak było pewnie łatwiej. Zniknęła w łazience na jakiś czas, pewnie koło kwadransu, nie dłużej. Nie zastanawiała się nad tym, czy Stan zgodzi się choć siedzieć kilka metrów od niej, na drugim końcu pomieszczenia, czy może już wyszedł z mieszkania, bo ilość krwi jaką zobaczyła pod prysznicem przyprawiła ją o zawrót głowy. Prawie zemdlała, pod strumieniem wody nie było widać jej łez, szum zagłuszał dźwięki szlochania i... W tych minutach, gdy docierało do niej, że naprawdę umiera, nie było miejsca na myślenie o decyzji mężczyzny. Zmusiła się do wyjścia z wody, osuszenia ciała, zakładając kolejną pieluchę czuła do siebie większe obrzydzenie, niż kiedykolwiek... Ubrała czystą bluzkę z długim rękawem i długie spodnie, a ciężkie kroki, jakby w zwolnionym tempie, stawiała w stronę sypialni, nie salonu. Czuła, że jeśli zaraz nie usiądzie, to rąbnie o podłogę, rozbije czaszkę o posadzkę i przynajmniej oboje pozbędą się problemu. A już za chwilę miała się dowiedzieć, czy został.

Stan Ryan
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ