pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Zimowy okres powinien skłaniać do refleksji. Przynajmniej tak wyczytywał zawsze w książkach swoich kolegów, którzy przez zmianę aury widzieli nieustanne deszcze, wysokie kołnierze prochowców i papieros, który oczywiście zostaje zgaszony podmuchem wiatru. Nie umniejszał autorytetom z Europy, ale u niego, w australijskiej dziczy wyglądało to zupełnie inaczej. Owszem, nie pogardziłby jakimś dobrym, koniecznie kaszmirowym sweterkiem, żeby wygrzać swoje stare (bo przed czterdziestką) kości, ale jak dotąd po serii jesiennych armagedonów z ulewami w tle było tu wciąż nieznośnie sucho, a bryza od morza mogła jedynie rozwiewać jego dłuższe włosy i to zapewne nie tak jak robiła to ta we Francji czy w Wielkiej Brytanii.
Najwyraźniej na pisarza wybrał zły kraj, właściwie mało brakowało, a po tym stwierdzeniu już pakowałby walizki i ruszał na trasę promocyjną książki, która miała wreszcie stać się bestsellerem New York Timesa. Świat stał przed nim otworem, ostatnio znowu szybować niebezpiecznie w górę i wszystko sprowadzało się do tego, że faktycznie był drażliwy, nieobecny i znowu myślał o ucieczce. Z prostego powodu- Chris Haynes ze sławy uwielbiał jedynie czerpać i to tak, by były to wymierne korzyści. Kochał fakt bycia idolem nastolatek (choć te raczej książek nie czytały) i cenił pieniądze, które niedługo miały zamienić się z powrotem w rezydencję dla niego i Wertera. Przepadał wręcz za kobietami, które rozbierały go nie tylko wzrokiem i chętnie wypijał piwo z facetami, którzy w jego książkach odnajdywali siebie. Dla tych korzyści mógł cały czas był rozpoznawalny. Szkoda tylko, że jak zawsze nikt mu nie powiedział, że przy tym pieprzonym cyrografie istnieje mały druczek i pewne kwestie będą wypływać całkiem nieproszone.
Na dodatek nie będzie miał na to żadnego wpływu, bo skończyły się czasy, w których pieprzył dziennikarkę i ona cenzurowała artykuły o nim. Poza tym nastał już kres papierowych wydań, a te internetowe ploteczki rozprzestrzeniały się jak szarańcza i nie mógł tego powstrzymać.
Tym sposobem pewnego ranka zaczytywał się w tym jak intensywnie romansuje z jakąś nieznaną kobietą i na dodatek starszą od jego dotychczasowych partnerek, co dopiero go zirytowało. Nie fakt, że wcale jak dotąd nie przekroczyli z Constance granicy przyjaźni, ale to, że kobietę młodszą od niego i to jeszcze sporo potraktowali jako starszą panią, bo co? Nie była modelką? Nie miała znanego nazwiska?
Zagotowało się w nim i był gotów pisać z rozkazem o sprostowanie, ale najpierw chyba musiał poprosić dziewczynę o wybaczenie, bo przecież nie zamierzał pakować ją wprost na świecznik bez zaliczenia jej. Miał pewne standardy, prawda?
Z tego też powodu dość nierozważnie (jak na plotki o ich romansie) zapakował do samochodu swojego psa (Ever wyjechała i go zostawiła w spadku) i ruszył z misją, która w zalążku miała polegać na przeprosinach. W teorii wręcz, bo w praktyce musiał przyznać, że trochę się za nią stęsknił, a ich przyjacielskie spotkania były jedynym elementem tygodnia, na który czekał wręcz z wytęsknieniem, a przecież znowu jako wyuzdany pisarz był zapraszany na pokazy mody.
Najwyraźniej jednak najbardziej kręcił go w kobiecie mózg i jej poczucie humoru. Na to właśnie liczył, gdy pukał do jej drzwi i modlił się, by nie potraktowała tej sprawy zbyt serio i by nie postanowiła go zabić za ten niewinny artykuł…albo dziesięć innych, gdzie ją porównywali z jego byłą żoną.
- Cześć, masz Internet? W okolicy są podobne jakieś awarie - a on był idiotą, jeśli myślał, że ona na coś takiego się nie nabierze. Werter jednak nie pozostawiał mu wyboru, bo gdy tylko zobaczył nowego człowieka, postanowił ruszyć i go obwąchać, zupełnie jakby sprawdzał wybór swojego pana. - A to jest Werter, tak swoją drogą - przedstawił ich, choć wiedział, że ta czarna kudła już pewnie prędzej dotarła z nią do drugiej bazy niż on sam.
Teraz o pocałunkach też sobie będzie mógł pomarzyć.

constance callaghan
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.
+ Chris Haynes

Cóż, o ile dla literatów i całej reszty ferajny aspirującej do tego dumnego imienia, zimowy okres mógł być co najwyżej źródłem niesamowitego natchnienia, dla ludzi mocniej związanych ze stałym lądem (i tak przyziemnymi czynnościami jak opłacanie rachunku za prąd) takich jak Constance, okazywał się co najwyżej wrzodem na czterech literach. Dobre sobie, w końcu jako pracownikowi portu raczej całkiem romantycznie można było jej dopisać mniej lub bardziej głęboką relację z oceanem, który niepokojony mocno zmianami pogodowymi odstawiał właśnie spektakl pt. sam nie wiem czego chcę, będziecie więc pracować dwa razy więcej. W końcu jeśli nie obraz przed sztormem to sam sztorm, a potem jego skutki i na sam koniec jeszcze skutki skutków. Pewnie zatem, gdyby przyszło jej pracować z jednostkami ludzkimi równie mało zainteresowanymi internetową przestrzenią zarezerwowaną na plotki i ploteczki, owe nawet by do niej nie dotarły- w całym tym ferworze nie przeglądała Instagrama czy innych wynalazków XXI wieku od dobrych kilku dni i dopiero w momencie, kiedy stała się głównym tematem rozmów w całym biurze (!) zrozumiała.
Dobry Boże, kto robi sensację z zupełnie niewinnych spotkań dwójki ludzi?
Jako jednak, że ich randki miały póki co wydźwięk mocno przyjacielski (chyba dopiero teraz do niej docierało jak kiepsko to brzmi i wygląda) przyjmowała wszystko z dystansem godnym jej osoby i tylko to powstrzymywało ją jeszcze przed wyciągnięciem telefonu i wysmarowaniem Chrisowi wiadomości odpowiedniej treści. Takiej w stylu jej pierwszego komentarza, od którego się wszystko zaczęło. Zamiast tego czekała cierpliwie na moment, w którym będzie mogła ukręcić mu głowę... Choć właściwie nie bardzo miała powód, w końcu był całą sytuacją równie poszkodowany co i ona.
Kiedy więc objawił się pewnego pięknego dnia w drzwiach jej mieszkania, nie była zła a raczej uśmiechała się całkiem ciepło bo szczerze mówiąc już i ona zdążyła się za nim stęsknić. Ich spotkania w końcu stały się regularną częścią ich życia i całkiem nieśmiało musiała przyznać, że wyglądała następnego że zniecierpliwieniem. Mogła więc może i próbować być zła, ale całość okazywała się jednak być całkiem udaną niespodzianką.
- Heeeeeeej - zaczęła przeciągle, robiąc miejsce na odrobinę pobłażliwy uśmieszek będący chyba najlepszym komentarzem dla jego kombinowania z ewentualnymi problemami z Internetem. Dobre sobie. - Wiesz, sądzę że można mnie zaliczać do grupy tych z awarią. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam, nic nie wiem - choć przecież oboje dobrze wiedzieli jak doskonale mieli pojęcie o plotkach, które rozprzestrzeniały się w lokalnej sieci z prędkością światła, i których już nie dało się zatrzymać. Zdążyła się nawet jeszcze całkiem ciepło uśmiechnąć, kiedy przyszło się jej zderzyć - dosłownie i w przenośni - z towarzyszącym dzisiejszego dnia Chrisowi futrzanym kumplem. Okazującym swoją radość nadmiernie, do tego stopnia że o mało jej nie przewrócił. - Cześć przystojniaku - przywitała się więc z psiakiem najlepiej jak wypadało, mierzwiąc mu trochę przy tym sierść i choć na moment zostając jego ulubionym człowiekiem. Zwierzak zdążył wprosić się już w najlepsze do środka, więc w całym tym zamieszaniu pozostało jej jedynie szerzej otworzyć drzwi, by tym uniwersalnym gestem zaprosić do środka i jego właściciela. Może i był całkiem wyględnym tematem plotek dla miejskiego brukowca, ale to nie oznaczało że zasłużył na pozostanie za zamkniętymi drzwiami, prawda?
Postanowiła się też jak na dobrą gospodynię przywitać, przechylała się więc nawet lekko by cmoknąć Chrisa gdzieś przelotnie w policzek, ale najwyraźniej moc tych plotek okazywała się silniejsza od wszystkiego, korytarzyk jej malutkiego mieszkania ciasny, a Werter nazbyt wylewny bo w tym samym momencie zakręcił się, a przy okazji i nią tak skutecznie że gdyby nie Chris, właśnie wyrżnęłaby jak długa. A tak wylądowała w całkiem wygodnych, silnych męskich ramionach, a zamiast trafić w policzek, trafiła prosto w usta - jak w filmie, i takie też było jej pierwsze skojarzenie, bo odsuwała się właśnie lekko wszystkim zawstydzona (co zresztą pewnie jasno zdradzał pewien rumieniec rysujący się na jej twarzy) i najpierw rzuciła tylko, jakby serio miała mu tym zrobić krzywdę: - Przepraszam - po czym jednak lekko i szczerze się zaśmiała i dopowiedziała, wyraźnie tym faktem rozbawiona: - Jak w 101 dalmatyńczykach - psy najwyraźniej nawet w realnym życiu próbowały być najdoskonalszym biurem matrymionialnym swoich państwa i próbowały ich swatać, dość nachalnie, niczym ich książkowi czy filmowi odpowiednicy!
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Nie był do końca świadom jak funkcjonują zwykli śmiertelnicy. To znaczy przez ostatnie lata, które były głównie chude, nauczył się klepać biedę po tyłku i nawet nieźle mu to wychodziło, ale nadal był jak to dziecko we mgle, które pytane skąd się biorą pieniądze, odpowiada, że z dziury w ścianie. Takie podejście do ekonomii reprezentował Chris Haynes, który prywatnie uważał się za całkiem łebskiego gościa. Najwyraźniej jednak od reguły były wyjątki i jednym z nich było zważanie na pogodę. Ta była, zresztą, jak zwykle popieprzona i wiedział, że jest to jedna z wad mieszkania w Australii. Jeśli chodzi o pozytywy to pewnie po męsku wskazałby na chmarę kobiet w kostiumach kąpielowych, ale większość z nich zapominała o kremach z filtrem i przypominała raczej wściekłe raki niż istoty, które miały go kręcić.
Z tego też powodu wcale nie cieszył się z nadejścia zimy, która obfitowała w masę turystów i ludzi, którzy zjeżdżali się tutaj w obawie przed europejskimi upałami. Już wolał zdecydowanie lato, gdy miał całkiem wiarygodne powody, by nie ruszać się ze swojej kawalerskiej jaskini, bo każde wyjście obfitowało w udar słoneczny. Mimo wszystko jednak najwyraźniej starzał się niesamowicie, bo odnajdywał coraz nowsze powody do narzekania zamiast skupić się na tym co działo się wokół niego.
A działo się okrutnie dużo i doskonale wiedział, że powinien ostrzec wcześniej Constance, że jest osobą sławną i takie historie mogą się przydarzyć. Nie zrobił tego jednak, bo wiedział, że na taki tekst albo oberwałby w zęby albo zaczęłaby się śmiać jak głupia, więc postanowił wybrać tę najbardziej bezpieczną opcję i udawać, że nic takiego nie może mieć miejsca. Przecież niemożliwe, żeby jakiś dziennikarzyna tak bardzo się upodlił, żeby wylądować w tej wiosce i cykać zdjęcia znajomym, którzy postanowili po raz kolejny spotkać się towarzysko.
Najwyraźniej jednak człowiekiem małej wiary bywał, bo wylądował na rozkładówce i już zaczęły się analizy która ładniejsza i czy jego była żona pisząc na Instagramie słowami Taylor Swift jakieś pierdoły chciała wyrazić swoją tęsknotę za tym.
Poważnie, analizowali to i te informacje krążyły mu po głowie jak mały helikopterek, gdy wreszcie zobaczył się ze swoją ulubioną (ostatnio) dziewczyną i zadał jej pytanie.
Nie spodziewał się jednak ani trochę, że jej odpowiedź tak nagle i znienacka zapali mu żaróweczkę i to tak mocną, że aż się zachwiał.
Wystawił palec wskazujący w jej stronę.
- Kłamiesz! Czytałaś Kangurka! - a skoro czytała i jeszcze stoi o własnych nogach to była spora nadzieja na to, że jednak go nie uderzy i dzięki temu przetrwa ten cały sztorm, który właśnie nie szykowali na morzu, ale w gazetach, w których ponownie zaczął odgrywać główną rolę.
Szkoda tylko, że przy niej najwyraźniej przegrywał z kretesem z własnym psem, który od początku postanowił się jej przypodobać i to na tyle z sukcesem, że Chris z niedowierzaniem obserwował jak ten cwaniak zaczyna zdobywać sobie jej serce.
Czuł się więc srogo zaniedbany do momentu, gdy nie dość, że Constance zaczęła nadrabiać swoje braki w byciu gospodynią to Werter jak przystało na psa na baby postanowił sam sobie poszukać nowej pani i po chwili dziewczyna lądowała z gracją w jego ramionach podstawiając mu spragnione usta.
Tej okoliczności zaś nie mógł odmówić i choć zdołał jedynie musnąć jej wargi, ten smak miał pozostać z nim na długo.
- Jesteś jedną z tych dziewcząt Disneya? - zapytał z ciekawością, choć między Bogiem i prawdą, obecnie nie zważał absolutnie na nic, a już na pewno nie na to jakim typem kobiety jest i czy robiła quiz na to jakim jest rodzajem chleba.
Do cholery, trzymał ją w ramionach i fantazjował o tym, że wreszcie będzie mógł ją pocałować dłużej, nawet po to, by wreszcie tym durnym dziennikarzom dać odpowiedni powód.

constance callaghan
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.
+ Chris Haynes

Przez cały czas trwania ich znajomości (uwaga spoiler: n i e d ł u g o) powinna się pewnie przyzwyczaić do tego, że Chris Haynes z wachlarza dostępnych i możliwych zachowań w danej sytuacji zawsze wybierze te niebezpiecznie balansujące na granicy jakiejkolwiek akceptowalności. Nie zamierzała już nawet wracać do sytuacji w której w raczej niewymowny sposób postawił pod ścianą jakiegoś hakerzynę, aby zdobyć jej adres. Albo, że na pierwszej nie-randce uwodzili się wzajemnie jak para nieznośnych gówniarzy bawiąca się w prawdę lub wyzwanie (to akurat było f a j n e, ale cicho!). Teraz jednak mogłaby postawić wśród jego kolekcji kolejny puchar, bo pakowanie jej bez żadnej zgody w medialny światek Cairns i okolic (naiwnie zakładała, że nie dalej) a potem podłe zarzucanie że kłamie póki co miało zadatki do utrzymania się na podium.
Mało brakowało a nie zrobiła teatralnie zdziwionej (wzburzonej?) miny. Z rozdziawioną buzią w końcu nie było jej szczególnie do twarzy, wołała więc tego akurat widoku Chrisowi zaoszczędzić. Z całą możliwą powagą (a nie było to łatwe!) oznajmiła więc krótko:
- Nie - i spojrzała na niego długo, jakby oczekując po nim odpowiedniej reakcji. Szybko się jednak zreflektowała przed samą sobą, że zgrywanie a. obrażonej na cały świat a przynajmniej pół, b. niedostępnej nie pasuje do jej anturażu, w końcu żadna z niej była femme fatale albo przynajmniej mistrzyni w uwodzeniu, za wczasu zatem postanowiła sprostować. - Wiem, że to pewnie niemożliwe, ale serio nie czytam portali z plotkami. Za to dziewczyny w moim biurze owszem i jak nietrudno jest to sobie wyobrazić, jestem tam ostatnio gorącym tematem - wzruszyła delikatnie ramionami, uśmiechając się przy tym delikatnie. Nie chciała wyjść przecież na jakąś ostateczną sztywniarę, co to nie mają dystansu do siebie i nie umieją się bawić, ale z drugiej strony pierwszy raz jej się zdarzyło by granice jej jakiejkolwiek prywatności zostały przekroczone do tego stopnia, by zdjęcia jej skromnej osoby lądowały w internetowych pismakach. Śmiało można uznać że nie była na to gotowa, a na zamieszanie jakie to generowało tym bardziej.
Całkiem szczęśliwie więc pies Chrisa postanowił zakręcić towarzystwem na tyle skutecznie, że wszystko mogło zacząć trącić wątpliwego poziomu romansidłem, ale skoro to się już wydarzyło? Właściwie nie zarejestrowała do końca co takiego się stało, że nie dość że wylądowała w ramionach jej dzisiejszego towarzysza, to zamiast odskoczyć jak oparzona (owszem, to mocno jej repertuar!) całkiem wygodnie sobie w nich została i wydawało się, że zagrzeje tam miejsce na dłużej.
Zaśmiała się perliście na wzmiankę o dziewczętach Disneya. Och, jakie życie byłoby proste gdyby tylko być taka księżniczką...
- I co, moja karoca po północy zamieni się w dynię czy jedynie pocałunek prawdziwej miłości będzie mnie mógł wyrwać z głębokiego snu? - zapytała zaczepnie, uśmiechając się przy tym tak uroczo, jak tylko potrafiła. Co prawda bardziej chodziło jej o to jako którą królewnę on sam ją widzi, choć przecież nie była naiwną gówniarą by wiedzieć, że ta (może odrobinę wymuszona) bliskość i niepisane obietnice pocałunku lekko zagęściły atmosferę. Hej, musi coś z tym zrobić bo zaraz zacznie się rumienić tak skutecznie, że przepadnie już w tym wszystkim do samego końca.
Aktywnie działającym okazał się Werter, który domagał się uwagi (albo pełnej michy), postanowił więc na swojego pana skoczyć - tak, nadal w tym wąskim i ciasnym korytarzu - oczywiście celując w nową, tymczasową panią, dzięki czemu miejsca zrobiło się jakby więcej. Wszystko było proste - oni nie mogli się znaleźć już bliżej siebie, ale najwyraźniej samą Connie speszyło to tak, że faktycznie w końcu coś musiała zrobić.
Pocałuj go, głupia.
Zamiast tego - durna !! - lekko się odwróciła i odrywając jedną dłoń od Chrisa, przeniosła ją na psa i z całkiem wyczuwalnym entuzjazmem oznajmiła zwierzakowi: - No już, wystarczy, chodź. Może znajdę ci jakąś przekąskę, a i wody pewnie byś się napił? - a pies był tym wszystkim zachwycony tak, że zamiast pociągnąć ją wgłąb mieszkania, zmuszając do wykonania obiecanych czynności, skoczył jeszcze raz, ponownie wpychając ją w ramiona swojego pana. Po czym jak gdyby nigdy nic wykonał popisowy siad i wgapiał się w nich, jakby oczekując efektów swoich działań.
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Może i powinien czuć się bardziej winny tego całego chaosu, w który powoli zaczynał ją wkręcać, ale przecież jemu też nikt nie powiedział, że tak będzie. Wszyscy roztaczali przed nim wizję wydania książki i życia jak w raju, gdzie żyło się głównie literaturą najwyższych lotów. Najwyraźniej jednak ktoś podrzucił mu jakiś stary numer do Nobla (cwaniak, ten od literatury), bo okazało się, że trzeba pisać samemu jakieś wzniosłe treści, by się zakwalifikować. Najwyraźniej jego opowieść o tym jak kochanka zabiła swojego przyjaciela szpikulcem do lotu i jak penis mu odpadł przez gangrenę (jeszcze przed śmiercią) nie nadawała się do tego zacnego grona i ludzie zrzucili go szybko z panteonu wybitnych twórców i zaczęli traktować jak zwykłego śmiertelnika.
W efekcie pisali o jego małżeństwie, rozwodzie, tym jakie nosi majtki (spoiler, nie nosi) i jak nazywa się jego nowa sympatia, która właśnie stała tu przed nim wzburzona, a on coraz śmielej zaczynał się zastanawiać czy skoro mleko się nie rozlało (a raczej farba drukarska) to może by ją przelecieć, by stało się oficjalnie?
Tak mu się podobała taka wzburzona i jednocześnie miarkująca swoje nerwy jak przystało na dobrą dziewczynę. Zauważył przecież wcześniej, że mogła mówić sporo i praktycznie pozować na oblubienicę Lucyfera (widzicie, panowie krytycy, umiał z pompą!), ale to była tylko poza, bo tak na co dzień to ją dobro i zwierzęta kręciły.
Nie w tym sensie, oczywiście.
- Nie pytały jeszcze ciebie czy jestem dobry w łóżku? - za to on nic sobie z tego nie robił, bo do cholery, przywykł i choć ochronić ją chciał przed złymi zakusami to nie wydawała się bardzo pokrzywdzona. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że zaraz wyskoczy z kulis jakiś niby śmieszny prezenter i zacznie krzyczeć, że MAMY CIĘ i ten cały romans to tylko wymysł jego programu, a Constance znaleźli na drodze jakiegoś castingu.
Chyba wtedy byłoby mu bardzo przykro.
Do takiej myśli dochodził za pomocą swojego psa, który chyba naoglądał się MTV i postanowił ich swatać, by zdobyć nową matkę. Na początku chciał zaprotestować i odsunąć od siebie dziewczynę (oraz wszelkie podejrzenia), ale dotarło do niego, że faktycznie byłoby mu bardzo smutno i dlatego objął ją mocno ramieniem i postanowił zgrywać do końca dżentelmena. Albo przynajmniej jakąś namiastkę, bo gdy zaczęła cytować bajki, roześmiał się głęboko.
- Śpiącą Królewnę obudziło własne dziecko, ssące jej pierś, a Kopciuszek też za święty nie był - zauważył rozbawiony i na tyle było z porównywania jej do jakiejś księżniczki, ale przecież Disney nigdy nie był jego bajką, bo on nigdy nie żył z nim długo i szczęśliwie, a w tych baśniach, nawet nowoczesnych ciągle pojawiał się ten szaleńczy motyw.
Wariaci z tych scenarzystów, on miał jednak więcej umiaru w tym szarżowaniu tym szczęściem, a oni zupełnie jak jego pies… Połasili się na pierwszą lepszą i teraz zdradzał Chrisa, który przecież przeżył z nim znacznie więcej.
Aż prychnął i przewrócił oczami, gdy postanowiła go zostawić i zająć się tym atencyjnym przybłędą. - Do cholery, my tu rozmawiamy poważnie - próbował ją jakoś przywołać do porządku, ale wtedy stały się dwie rzeczy, pies nagle spojrzał na niego z wyrazem absolutnego oddania, a potem dziewczyna wpadła ponownie w jego ręce i tym razem przez przypadek (zaręczam!) zsunął ręce nisko na jej lędźwie czując, że takiej okazji (dzięki, piesku!) Chrs Haynes nie może przegapić.

constance callaghan
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.
+ Chris Haynes

Constance Callaghan miała od lat swoje poukładane, nudne wręcz życie typowej pracowniczki biurowej i nie sądziła, że nadejdzie w końcu taki dzień, że jakoś cudownie się to zmieni. Przecież do tej pory wszystko (zawsze!) było tak przewidywalne, że spokojnie to na podstawie jej życiorysu mogliby nakręcić Dzień Świstaka gdyby tylko owy nie powstał wcześniej. Nagle jednak i zupełnie niezapowiedzianie objawił się Chris Haynes i cały ład budowany latami szlag trafił. Zupełnie ot tak, bo rzeczony mężczyzna zapomniał wspomnieć jej o dość istotnym aspekcie tym razem jego życia: był bowiem osobą publiczną na tyle, że gawiedź najchętniej wepchałaby mu się do łóżka, choćby i w roli materaca. I nie ogląda się na nic, a na pewno nie na biedną Connie i jej zupełnie niepubliczne (do tej pory) życie.
- Oczywiście, że pytały - mało brakowało a dodałaby, że w końcu to obrzydliwe plotkary i nie muszą znać jego imienia (znają!) a będą wymagały informacji o wymiarach przyrodzenia. Ugryzła się jednak w język i przywdziała na swoją buźkę przebiegły uśmieszek: - I oczywiście p o d l e im nakłamałam - dodała niby poważnie, ale z rysującą się w tej wypowiedzi tak teatralną dumą, że powinna jeszcze do kompletu wziąć ogromny wdech, by odpowiednio wypchnąć klatkę piersiową do przodu. Równie podłe jednak nie zamierzała (przynajmniej na razie) zdradzać się z tym, w którą ze stron miałby uderzyć jej podłe kłamstwo. Podła Constance Callaghan. Cóż za oksymoron. Żeby było jednak jasne - nie, nie pytały. I nie, Connie nie musiała wcale nikomu ściemniać.
- Czy ty właśnie próbujesz odczarować fenomen bajek Disneya? Haynes, opamiętaj się - roześmiała się perliście i nawet delikatnie, tak zupełnie po kumpelsku strzeliła mu piąstką w ramię. Brakowało jeszcze, by jak przystało na kobietę dorosłą i dojrzałą, wystawiła mu do kompletu język, postanowiła się jednak opamiętać i choć trochę zachowywać.
Postanowiła jednak dalej w ten temat nie brnąć. Księżniczka była z niej w końcu bardziej niż wątpliwa, a jeśli jej życiem miał sterować jakikolwiek scenarzysta gdzieś tam w niebie, na bank nie był nim nieboszczyk Disney. Raczej jakaś niespełniona legenda komedii romantycznych, która właśnie przemawiała przez ukochanego zwierzaka Chrisa, który z uporem maniaka wpychał ją w ramiona swojego pana. A może to był autor memów? A z pewnością tego od and now kiss.
- To pewna nowość dowiedzieć się, że umiesz być poważny - zaśmiała się znowu i już miała postawić na swoim i jak głosi legenda - iść w pizdu, czyli do kuchni. Wtedy jednak humorzasty Werter ulokował ją ponownie w ramionach Chrisa i, jak Boga kocham, prawie wywróciła z tego tytułu oczami, kiedy jednak tym razem pan Haynes postanowił się odrobinę porządzić i jakoś odważniej poczynał sobie z rękami, które właśnie lądowały - drogi Jezu w niebiosach! - na jej lędźwiach tak nisko, że sama nie wiedziała czy ma się z tego tytułu zawstydzić, czy powinno jej się od razu zrobić gorąco. Nie ustaliła tego, dając sobie czas na decyzję i pozostając w tym specyficznym położeniu. Zamiast tego, jak na nie-mistrzynię podrywu przystało, postanowiła błysnąć mądrością:
- Nie musisz się bulwersować, tobie też mogę znaleźć jakąś przekąskę - tylko czemu poczuła się właśnie jak autorka jakiegoś wątpliwej lotności erotyka, zawstydzona nie tym, że zabrzmiało tak jakby przekąską miała być ona sama (fuj!), a tym że taka myśl w ogóle była w stanie zaszczycić jej głowę.
Jak to się działo, że ona tą głowę traciła tylko przy nim?
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Mógł o niej powiedzieć absolutnie wszystko, ale zdecydowanie nie to, że była nudna. Wręcz przeciwnie, odkąd zaczęli się widywać, coś w nim ruszyło i nagle nie potrafił wyrzucić sobie jej z głowy, a przecież był na tyle gwiazdą, że nie spodobałaby mu się jakaś monotonna pracownica biurowa. Poza tym od kiedy czyjeś przymioty określała jego praca? Wszak Chris sam na pierwszy rzut oka przypominał raczej dziadersa, który na starej maszynie do pisania (miała nawet swoje imię) tworzy erotyczno-kryminalne opowiastki dla podobnych jemu. To nie brzmiała wcale jak ekscytująca robota, nawet jeśli jej pokłosiem było lądowanie na portalach plotkarskich za każdym razem, gdy pił wino z jakąś kobietą.
Powinna być mu wdzięczna za to, że nie zaprosił ją do środka, bo wtedy pewnie te hieny by oszalały i wydarły z niej każdy szczegół tej dopiero rozkwitającej relacji.
- Ale jak podle? - dopytał, bo kwestia rozmiaru u każdego mężczyzny stanowiła punkt zapalny i nie musiał chyba jej tłumaczyć jak ważna jest precyzja w tej kwestii, bo jeśli nagle postanowiła się zabawić w równie rzetelnego recenzenta jak w przypadku jego książki to mógł już ubrać jakiś habit i wyjechać do mnichów, bo żadna kobieta go nie zechce. - W sensie stwierdziłaś, że jest dobrze, źle czy nadal prosisz Boga, bym jednak nie miał chcicy, bo mnie nie zmieścisz? - to ostatnie mógł sobie darować, ale najwyraźniej udzieliło mu się od niej i zaczynał pieprzyć jak potłuczony w jej obecności. Miał nadzieję, że jednak może to jakoś wyleczyć, bo jak tak dalej pójdzie to już zdecydowanie straci głowę i szkalować będzie nie tylko biednego pana Disneya.
- Nie przepadam za nim. Natłukł dziewczynom do głowy, że mogą być księżniczkami i one wzięły to na serio, a teraz chodzą takie eteryczne idiotki po ziemi i domagają się uwielbienia nie dając nic w zamian. One są i to ma ci wystarczyć. Czy to nie podłe? Mężczyźni czasami mają ciężko - stwierdził, choć odsunął się, bo spodziewał się, że za takie insynuacje jeszcze przyjdzie mu dostać po mordzie i skończy się jego rumakowanie, choć przecież usiłował bardzo zachować jakieś szczątki klasy i nie gadać głupot. Najwyraźniej wychodziło mu to jednak znacznie lepiej, gdy nie była tak blisko i nie musiał mierzyć się z faktem potwornego pragnienia, by wreszcie ją pocałować i doprowadzić tę ich przyjaźń do punktu krytycznego. Albo całkowicie ją unieważnić, bo na Boga, on wcale nie potrzebował przyjaźnić się z tą dziewczyną. To sytuacja go do tego zmusiła i to na dodatek ta z pogranicza fantastycznych, bo obiecał jej to w stanie okrutnego zdenerwowania, gdy naruszyła jego miłość własną nienawistnym komentarzem.
Od tego czasu minęło jednak sporo czasu i nie powinna o tym pamiętać, a tym bardziej nie powinna podważać jego poważnych zamiarów, które stanęły na tym, że gotów był dziękować swojemu psu za to, że wreszcie była całkiem blisko i mógł już całkiem serio wcielać w życie swój plan.
- Ja zawsze jestem śmiertelnie poważny - odpowiedział więc i pewnie pochyliłby się, by musnąć ustami jej piękną i smukłą szyję, gdyby nie jej słowa, które rozłożyły go tak bardzo, że wreszcie roześmiał się na całego. - Constance, ty serio proponujesz facetowi jakąś przekąskę, gdy trzyma dłonie na twoim tyłku? - musiał sobie to ułożyć i dla pewności jeszcze zsunąć ręce niżej, by unaocznić sytuację, którą jej właśnie zarysował i która faktycznie brzmiała jak żywcem wyjęta z kina pornograficznego albo z wątpliwej jakości erotyków dla mamusiek, których obecnie było na rynku całkiem sporo i które były dla niego upadkiem literatury, ale skoro był popyt… Najwyraźniej zaś te teksty musiały działać, skoro palcem uniósł jej podbródek, by spojrzeć jej głęboko w oczy i zauważyć jak rozkosznie się rumieni.

constance callaghan
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Faktycznie, Chrisa w jej życiu było dużo - można pewnie że aż za dużo na znajomość tak świeżą, a z gatunku tych które jednak rychło nie skończyły się spektakularnym seksem - ale jednak nie szafowałaby jeszcze określeniami o tym, jak doskonale zdążyli się poznać. Zatem trochę po omacku próbowała właśnie wyczuć, czy jej stwierdzenie o nakłamaniu koleżankom wziął na serio, czy zrozumiał od razu że to żart - na co jednak wskazywałoby jego dalsze, nazwijmy to zaangażowanie w temat.
- Podle - powtórzyła jeszcze raz, pozując na wielce poważny ton. - Bardzo podle - kontynuowała, lekko mrużąc oczy, jakby w ten sposób mogła wyglądać jak jeden z tych filmowych podłych typów, albo co. - Bardzo, bardzo podle - zakończyła, chwilę jeszcze trwając w tej swojej nowej pozie, która między Bogiem a prawdą nic a nic nie pasowała do zwykłego anturażu Constance Callaghan. I chyba nawet podświadomie jakoś to wiedziała, szybko bowiem rozpogodziła się i zafundowała mu swój charakterystyczny, ciepły uśmiech, po czym zaśmiała się cicho. - Tak całkiem szczerze, nie powiedziałam n i c. Ledwo z pół roku pracuję z tymi ludźmi, nie znam ich jakoś specjalnie mocno, a tym bardziej nie ufam na tyle by mówić o rzeczach, które mogłyby sprzedać za trzy dolary jakiemuś... jak mówiłeś? Kangurkowi? Jakiemuś Kangurkowi - wzruszyła lekko ramionkami, ale w ten sposób chciała raczej wskazać nie obojętność, a raczej to że jakoś tak całkiem świadomie podchodzi do ich relacji i się jednak liczy z całym tym jego mniej czy bardziej medialnym życiem. Wiele można było w końcu o pannie Callaghan powiedzieć, ale nie to że nie miała głowy na karku. To był od zawsze ten typ poukładanej, odpowiedzialnej dziewczyny i najwyraźniej nawet mężczyzna, który mógł jej w owej głowie zawrócić tak jak Chris, nie był w stanie tego zmienić. Trzeba było docenić jednak, że wyjątkowo nie zawstydziła się jego komentarzem na temat rozmiaru (w końcu nie chodziło o talię osy), a w zamian za to roześmiała się perliście, niczym z najlepszego żartu: - Chris, serio? - próbowała w tym śmiechu udawać poważną, ale wcale jej się to nie udało. - Bo wiesz jak to mówią w memach? Pics or didn't happen - dodała, mocno wstrzymując swój śmiech, kiedy więc skończyła, znowu śmiała się w najlepsze całą sobą. To nie tak, że się z niego nabijała, albo nie wierzyła w możliwości Matki Natury w temacie obdarzania mężczyzn większym przyrodzeniem. Całą sytuacja wydała się jej na tyle komiczna, że po prostu reagowała śmiechem. Choć może z drugiej strony, to taki nerwowy stresik?
Szczęśliwie więc pojawił się pan Disney (choć skoro nie żył, raczej nie dosłownie) i mogła się uspokoić, aby zmienić temat.
- Ale wiesz, tak między Bogiem a prawdą to co to były za księżniczki? Kopciuszkowi uroiło się, że dynia zmieniła się w karocę a myszy w konie, Śpiąca Królewna żyła z siedmioma facetami a potem strugała świętą przed księciem, który nie potrzebował zgody żeby ją pocałować... Syrenka, Ariel? Oddala głos i zmieniła wygląd dla faceta a Piękna zakochuje się w Bestii mimo że ten ją krzywdzi i takie tam. No jedna przez drugą, wzór jak nic - uśmiechnęła się rozbrajająco i po raz kolejny wzruszyła ramionami. Może i sama była odrobinę za mocno zapatrzona we wszystkie te romantyczne bohaterki w klimatach Austen, ale kiedy przychodziło co do czego, zdawała sobie sprawę że te wszystkie happy endy to jest sprawa mocno naciągana, więc nie zamierzała patrzeć na twórczość Disneya z żadną taryfą ulgową. W końcu Chris miał rację, Walt wykreował zdecydowanie zbyt dużo eterycznych idiotek. Może nie, że powinna być w tym temacie jakimś ekspertem, w końcu solidarność jajników i takie tam, ale sama wielokrotnie miała okazję się o tym przekonać, więc nie zamierzała zmieniać swojego zdania.
Zrobiło jej się jednak dosyć mocno wszystko jedno - a wszystko przez okoliczności, które zafundował im Werter, siedzący właśnie obok nich jak gdyby nigdy nic i machający wściekłe ogonem. Najwyraźniej zachwycony swoim własnym dziełem.
- Na prawdę? - zapytała, trochę sobie teraz z nim pogrywając (w niezamierzony, flirtujący sposób), ale na tyle na ile się już znali, mogła dość pewnie ocenić że to nie jest do końca tak. Pewnie nawet kontynuowałaby temat, ale dłonie Chrisa zsunęły się na jej pośladki a ona starała się nie spłonąć bordowym wręcz rumieńcem. Szybko przeanalizowała sytuację w jakiej się znaleźli, dodała dwa do dwóch - tą ich bliskość, jego dłonie tak nisko, jej zdanie, jego uwaga o jej zdaniu i finalnie unoszenie jej podbródka. Owszem, zrobiło się całkiem romantycznie, co by nie powiedzieć jednoznacznie, ale nie zamierzała poddać się mu tak łatwo, wywróciła więc mocno oczami: - Och, spadaj! - żachnęła się trochę, obracając głowę w bok, chyba jedynie po to by w końcu jej myśli mogły się ze sobą spotkać. I - o dziwo - udało się, bo po chwili na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek. Przechyliła się mocniej w jego stronę i - drugi raz o dziwo - nie pocałowała go, a swoje usta skierowała bliżej jego ucha, by wyszeptać mu: - Ale tak, owszem, tak - i wróciła do poprzedniej pozycji, by mógł widzieć jak bardzo jest z siebie dumna.
Wysunęła ręce do tyłu, splotła jego dłonie ze swoimi i jakoś zgrabnie wykręciła się z jego objęć, pociągając go za sobą za jedną rękę, wgłąb mieszkania.
- Chodź, bo zaraz obaj zginiecie z głodu - uważała, że wyjątkowo szczęśliwie udało się jej zmienić temat.
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Ta poza jej jednak najwyraźniej nieźle wychodziła- albo Chris jako pisarz kryminałów nie orientował się w złych charakterach- bo przez chwilę zaczynał się obawiać, że faktycznie dopuściła się jakichś bredni na temat jego rozmiaru i skończy jak ten niesławny facet od malarki, który musiał ludziom tłumaczyć, że wcale nie jest taki maleńki tam, na dole. Bo Crane to zła kobieta była i chyba na miejscu tego kolesia by uwiązał jej pętlę na szyi i mówił to jako feminista, rzecz jasna.
Chyba, że ta malarka choć trochę przypominała Constance, która tak pięknie się rumieniła, że od razu wybaczyłby jej wszelkie insynuacje bądź przekłamania, a nawet wręczyłby jej do rąk odpowiednią broń (w sensie linijkę?) i wysłał nawet w kosmos, by rozgłaszała na orbicie, że ma się czego wstydzić.
Dobrze, trochę (ale tylko trochę) hiperbolizował, ale niezaprzeczalnym wręcz faktem było to, że miał od niej ogromną słabość i to właśnie ona pchała go na wyżyny swojej kreatywności, która już i tak ostatnio ucierpiała po premierze jego książki. Miał wrażenie, że po takim wręcz słownym wylewie teraz już na dobre zamilknie i nagle okaże się, że wszyscy wręcz umierają z potrzeby rozmowy z nim, bo najciekawsze jednostki zazwyczaj dyplomatycznie nie zabierają głosu. Tak sobie to wykoncypował i mało brakowało, a i tu zamknąłby gębę i dałby się jej wygadać, ale jej wrodzona racjonalność najwyraźniej zrobiła na nim zbyt duże wrażenie, by mógł tak po prostu przestać mówić i zgrywać obrażonego trolla.
Litości, miał za ładne… Cały był za ładny, by uchodzić za taką pokrakę.
- Trzy dolary, serio? Wyceniłaś mnie na trzy dolary? - najwyraźniej jednak to była najważniejsza informacja i właśnie ona sprawiła, że przewrócił teatralnie swoimi oczami i zdecydowanie pokręcił głową. - Jakbyś chciała coś większego to powiedz, że ze mną kręcisz, a zostaniesz gwiazdą Instagrama, posypią się współprace i skończysz mieszkać w tej ruderze - musiała mu wybaczyć, ale przecież przemawiała przez niego troska, podszyta lekką złośliwością. W końcu jednak to ona zaczęła i teraz ona miała się doigrać, zdecydowanie tak to widział, zwłaszcza gdy zaczęła śmiać się z jego przyrodzenia, co już (moja miła panno!) na pewno podchodziło pod jakiś kryminał.
- Jak tak dalej pójdzie, to nawet zdjęć ci nie pokażę! - zarzekał się całkiem pewnie, bo przestawał się właśnie dziwić czemu nadal jest starą panną. Najwyraźniej mężczyzn kastrowała jednym zdaniem i to była jej słodka tajemnica. Już otwierał buzię, by jej to wszystko wyłożyć (i znowu wejść z nią na ścieżkę wojenną, która była chyba ich ulubionymi kierunkiem), ale skoro już zaczęli rozprawiać o Disney’u i o tym, że w przeciwieństwie do Chrisa nie był feministą, musieli ów temat skończyć.
- Daj spokój. Nabija się wam do głowy teksty o wielkiej miłości, a potem każda oczekuje księcia, niezależnie czy jest to Bestia. On też na końcu musi się zmienić w przystojniaka, bo przecież inaczej nie byłoby całej akcji. Piękna nie może się zakochać sercem, bo i tak chodzi o czary - prychnął, choć widać było, że akurat do tej historii ma całkiem emocjonalny stosunek, ale trudno było mieć inny, skoro był czas, gdy wyglądał i czuł się jak potwór, kompletnie nieswój w swojej spalonej skórze. Nie zamierzał jednak do tego wracać ani też uzewnętrzniać się przed nią, zwłaszcza gdy magicznie temat został zmieniony, a ich zastała ta jedna z niezręcznych chwil, gdy aż korciło, by ruszyć do przodu i dać sobie szansę na coś nowego.
A może przynajmniej na coś przyjemnego, bo Haynes hedonistą był pierwszej wody i potrzebował tego dotyku, tego uczucia, że jeszcze chwila, a może przesunąć wargami po jej ustach.
Najpierw jednak uniósł jej podbródek i mało, naprawdę mało brakowało, a zacząłby doceniać takie romantyczne i mocno intymne gesty. Tyle, że z odmętów jego romantyzmu i czułości wyrwała go ona sama odsuwając się i niszcząc w momencie ten nastrój. Mógł jedynie pożałować, że tak długo się z tym zbierał i w efekcie… Niech ją jasny szlag!
Werter jednak spoglądał na niego wyczekująco, więc przytaknął.
- Jedzenie to dobry pomysł. Dla mojego psa - podkreślił, by zrozumiała, gdzie go umieściła i jak bardzo było to bolesne, nawet jeśli ściskała jego dłoń, gdy szli do kuchni, ale przecież nie tak się mieli bawić.
I tylko do Chrisa nie docierało wcale, że oni w ogóle żadnej zabawy mieli nie planować i to on ostatnio rozbudzał jakieś dziwne nadzieje, choć mieli się zaprzyjaźnić i pokazać, że jest to możliwe między kobietą i mężczyzną.
Powodzenia, usiadł przy stole i mało brakowałoby, a zacząłby uderzać głową o blat w geście bezsilności.
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Nie, żeby była zdziwiona jego reakcją. Constance nie była może jakaś wyjątkową specjalistką, kiedy przychodziło do rozkładania męskich zachowań na czynniki pierwsze, ale nawet będąc uboższą w doświadczenia wyniesione z różnych relacji na przestrzeni lat (czytaj: tej z niedoszłym małżonkiem, który doszczętnie złamał jej serce) mogłaby bez większego pudła trafić co do tego, po jak kruchym lodzie właśnie stąpa dywagując tutaj właśnie z Chrisem na temat jego rozmiaru w najbardziej intymnym aspekcie fizyczności. Mogła przecież założyć, że w pewnych aspektach męskie poczucie humoru zmniejsza się na tyle, by co najwyżej zgłosić swoją obecność ciałem, ale nie duchem, ale w pewnym momencie nie było już nawet jak się wycofać, zamierzała więc brnąć w to dalej i to w taki sposób, by spowodować jak najmniej szkód.
- Nie czepiaj się słówek - zaśmiała się szczerze. Serio, nie sądziła że z całego potoku słów wyłapie akurat te nieszczęsne trzy dolary. - Wiesz, użyłam tego w formie takiej hm.. przenośni? Aby zaakcentować jak maleńką i nic nie znaczącą kwotą i sprawą byłoby to przy naszej przyjaźni i takie tam - cóż, największa z możliwych dostępnych właśnie wazelin została chyba odpowiednio rozsmarowania, uśmiechnęła się więc ciepło do kompletu, co by się nie roześmiać i nie wskazywać, że miałaby z ich relacji akurat żartować. Owszem, poznali się i może w zupełnie dziwacznych okolicznościach, może i nadal znali się od jakiś pięciu minut ale Chris stał się taką częścią jej życia, że chyba nie była w stanie sobie wyobrazić momentu, że tego fragmentu jej codzienności mogłoby zabraknąć i... aż się pewnie rumieniła właśnie do własnych myśli. Problem bowiem polegał na tym, że Constance Callaghan może i nie była jedną z tych dziewcząt - huraganów, które potrafiły postawić świat na głowie samą tylko pewnością siebie, ale nie była przecież ślepa czy niedomyślna. I nawet w całym swoim prywatnym zauroczeniu jego osobą (ale wy nic nie wiecie !! ) nadal była w stanie zauważyć, że pewne rzeczy się zmieniały - zaczynali patrzeć na siebie odrobinę inaczej, dotykać inaczej, a dzisiejsze wykończenie całej tej sprawy, w której to lądowała z taką gracją w jego ramionach powodowało że na samo wspomnienie dostawała gęsiej skórki. Takiej pozytywnej gęsiej skórki, a chyba nie ma na świcie kobiety, która nie wie co to oznacza.
Nie zamierzała jednak zachodzić krwistoczerwonym wręcz chyba pąsem do własnych myśli, szybko sprowadziła się więc na ziemię. Szczęśliwie, bo Chris właśnie zaczynał temat pozostania jakąś gwiazdą Instagrama, co dla Connie wydawało się zupełnie niedorzecznie. Obrzuciła go spojrzeniem z wyrzutem:
- Dam ci pewną wskazówkę - nie nazywasz ruderą czyjegoś domu, tym bardziej gdy się akurat w tej ruderze znajdujesz - mimo wszystko zaśmiała się szczerze. Zwykła mieć do siebie samej naprawdę sporo dystansu, nie mogła się przecież gniewać o to, że ktoś nazywa rzeczy po imieniu i mówi, że w kwestii mieszkania było ją stać na coś lepszego. Pewnie tak było, jednak tak przejechana przez życie jak ostatnio, niespecjalnie miała głowę do wybrzydzania. - Ale zobaczysz, jeszcze doczekam się jakiegoś pałacu i wtedy będzie ci głupio - ta, jasne, chyba w następnym życiu. Mimo wszystko jak przystało na podobno dojrzałą i dorosłą kobietę, wytknęła mu delikatnie język i w ramach swoistego buntu na chwilę przeniosła swoją uwagę na Wertera, który właśnie był miziany za uchem, co najwyraźniej wprowadzało go w lekko odmienny stan świadomości, bo w końcu obalił się, prawie nie rozwalając przy tym szafki i dopiero wtedy wyewakuował się bardziej wgłąb kuchni.
Sama zorientowała się, że dla Chrisa jest nadal atrakcyjnym rozmówcą i gdy usłyszała o tym, że nie pokaże jej nawet zdjęć, prychnęła... ale śmiechem. Patrzcie go, łaskawy pan.
- Łaski bez - pozornie beznamiętnie wzruszyła ramionkami, ale szczerzyła się przy tym rozbawiona w najlepsze. Cóż, niespecjalnie wychodziło jej ukrywanie tego, jak dobrze czuła się w jego towarzystwie. Słuchała więc sobie dalszego wywodu o Disneyu, zupełnie tak jakby Walt był ich jakimś znajomym-dziwakiem, któremu z łatwością przychodzi obrabianie przez kumpli tyłka, a nie legendarnym twórcą. - Jej, o księżniczce zakochującej się w najpiękniejszym księciu dywaguje najprzystojniejszy facet jakiego znam. Jezu, Chris, wiedz że ja po prostu czuję tą twoją tragedię - i nawet lekko ujęła go za rękę, by mógł poczuć jej całkowite wsparcie, choć uśmiechała się przy tym mocno prześmiewczo. Haynes i te jego problemy pierwszego świata, nawet w ujęciu feministycznym.
W momencie, w którym się od niego odsunęła poczuła się jak ostatni przegryw. Jak ona czasem zazdrościła tym wszystkim laskom, które potrafiły zawsze i w każdej chwili być takie aż turboseksowne i szły po swoje zawsze jak taran. Mało brakowało aż westchnęłaby właśnie nad swoim losem, szybko jednak to Werter przypomniał jej, że obiecała mu jedzenie, i to tak dosłownie że skacząc na nią prawie wepchnął ją prosto na lodówkę. Ten to umiał o sobie przypomnieć.
- No chodź, chodź - z odmętów szafek wyciągnęła jakieś dwie miski, w jedną nalała wody i postawiła ją na podłodze a zaczęła kombinować nad tym, co najlepszego czworonóg mógłby zeżreć. Szybko oświeciło ją, że kiedyś znajomi Margo zostawili jej na weekend swojego psiaka, więc coś po tych odwiedzinach zostać musiało. Wygrzebała więc gdzieś z dolnych szafek resztki jakieś karmy i typowo psich przysmaków, których zajadaniem zaraz zajął się Werter.
Ona sama wróciła do Chrisa, który dość smętnie zajął miejsce przy stole. Podeszła całkiem sprężystym krokiem gdzieś od jego boku, może minimalnie bardziej od tyłu, ułożyła dłonie na jego ramionach, cmoknęła go w czubek głowy i przechyliła się do przodu tak, że finalnie wylądowała tyłkiem na wolnym miejscu przy stole obok, wygodnie sobie tam siadając.
- Czego głodny jest zatem Chris Haynes? - a teraz to pytanie wydawało się być wręcz filozoficzne.
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Może i dla normalnego samca ta dyskusja o rozmiarach byłaby trudna, ale u Chrisa urastała ona wręcz do rangi niemożliwej. Nie mógł nic poradzić na to, że był narcyzem, przeczulonym zupełnie na punkcie swojego wyglądu. Dla usprawiedliwienia mógł stwierdzić, że wszystko z powodu spalonej twarzy. Powrót do formy sprzed pożaru zajął mu kilkadziesiąt miesięcy i na dodatek sabotował swoje treningi alkoholem, fajkami i kobietami, które przyprawiały go o zmarszczki. Nic więc dziwnego, że strzegł jak oka w głowie swojej ostoi męskości, która została właśnie znieważona do reszty i to przez kobietę, o której z trudem myślał w tych aseksualnych kategoriach.
Trzeba było bowiem wydłubać sobie oczy, bo inaczej nietrudno było zauważyć z jak piękną kobietą ma się do czynienia. I na dodatek- co chyba było ważniejsze dla Chrisa, który już przerobił królowe dramatu wszelkiej maści- miała poczucie humoru i dystans do samej siebie. Tego drugiego musiała go jednak pouczyć, bo obecnie czuł się wręcz śmiertelnie obrażony i na jej próby przekupienia go gadką o przyjaźni, wywrócił zdecydowanie oczami. Tego typu podchody sprawdzały się w filmach Disneya i teen dramach, ale nie w przypadku praktycznie czterdziestoletniego mężczyzny, któremu do drzwi pukała rutyna, starość i śmierć jednocześnie. Nic więc dziwnego, że był właśnie na progu kryzysu męskości i trzeba było się z nim obchodzić jak nomen omen, z jajkiem.
- Ty mi tam teraz nie wciskaj kitu o wiecznej przyjaźni i tęczach. Podpadłaś sobie, młoda panno! - wycelował oskarżycielsko palec w jej stronę i miało brakowało, a wyszedłby na pięcie z tego przybytku, który za chwilę miał odpowiednio ochrzcić. Werter jednak sobie nic nie robił z jego fochów, więc Haynes jak dorosły i odpowiedzialny właściciel czworonoga musiał sobie schować dumę do kieszeni. Nie było to łatwe, zwłaszcza że właśnie, ich relacja ewoluowała i przez to chciał, by widziała go odrobinę lepiej. Nie brzmiało to pewnie zbyt męsko i nie przyznałby się do tego podczas najgorszych tortur, ale jeśli miał mieć jakiekolwiek szanse u tej dziewczyny (a szczerze wątpił, bo była za mądra) to musiała w nim zobaczyć coś więcej niż tylko osobowość. Nie był idiotą i wiedział, że kobiety nie lecą wcale na miły charakter, a on może i był przystojny, ale pewnie niekoniecznie w guście tej intelektualistki, która pewnie kochała się w jakichś anemicznych młodzieńcach w okularach.
Tak to widział.
- Och wybacz, że nie mydlę ci oczu stwierdzeniem, że to mieszkanko jest idealne i duże, zwłaszcza do podziału na dwie! - zaperzył się, ale i sam się z tego zaśmiał, bo przed chwilą te warunki lokalowe nie przeszkadzały mu ani trochę, a wręcz sprzyjały, skoro mogli dzielić ze sobą tę przestrzeń, która zwykła nazywać się nie bez przyczyny osobistą. Spojrzał na nią rozbawiony, gdy przyznała, że może doczekać się pałacu. Nie dlatego, że nie wierzył w jej marzenia, ale zwykle one musiały mieć jakiś konkretny plan działania. Wówczas miały szansę się ziścić.
- Powiem ci, że te pałace wprowadzają zamęt. Nie wiem, niektóre doprowadzają do tego, że twoje małżeństwo przestaje działać i ten pies staje się sierotą - wskazał na Wertera i nawet zamyślił się na chwilę, bo wiadomo, że za wszystko odpowiadało bogactwo, a nie fakt, że strzeliła mu sodówka do głowy i zaczął być tępym idiotą, zdradzającym najlepszą kobietę, jaką zesłał mu Bóg. Dziś już to wiedział, wtedy był po prostu sobą, czerpiącym pełnymi garściami z tego, co zesłała mu sława i odpowiedni menedżer. Mógł jednak pochylić głowę i smutno wspominać przeszłość albo skupić się na bardzo zajmującej teraźniejszości, która właśnie rozrabiała w najlepsze, bo usłyszała, że nie pokaże jej zdjęć. W takich momentach miał ochotę pognać w diabły tę ich całą przyjaźń, przełożyć ją przez kolano i sprzedać jej kilka klapsów. Najwyraźniej jednak jak na razie starał się opanować, choć to były najgorsze minuty w całym jego życiu.
I pewnie utrzymywałby to status quo, gdyby nie jej słowa, które sprawiły, że się rozpromienił i wcale nie było ważne to, że wypowiedziała je z drwiną i miała na myśli raczej wytknięcie mu jego nieco egoistycznej postawy.
- Czekaj, czekaj - przechylił się do niej. - Więc uważasz, że jestem przystojny, tak? Nawet bardzo wnioskując po tym naj - zastanowił się i mało brakowało, a zacząłby skakać z satysfakcją jak Ken, który odkrył, że podoba się Barbie. Spoiler: w filmie tak wcale nie było. Był tak tym odkryciem podekscytowany, że lekko ścisnął jej dłoń i mało brakowało, a przyciągnąłby ją do siebie i pocałował. Jak przyjaciel. Na pewno istnieje zakres jakichś przyjacielskich czynności, które mógłby wykonać i miał wielką nadzieję, że w tym przeglądzie jest również złapanie ją od czasu do czasu za cycki.
Teraz już zdecydowanie bredził i Bogu niech będzie chwała, że musiała otrzeźwić go opieka nad Werterem i dał się porwać jej do kuchni, choć zanotował bardzo skrupulatnie, żeby następnym razem nie brać tego pchlarza ze sobą, bo zabierał całą jej cenną uwagę.
Obserwował jednak z pewnego rodzaju rozczuleniem jak go karmi i mało brakowało, a roztopiłby się z jej słodyczy i jednocześnie ze swojej wielkiej tragedii, ale zaskoczyła go tak, że niemal podskoczył. Zanim zdążył się zorientować, znalazła się praktycznie naprzeciwko niego na stole, a to chyba było już za dużo dla jego skołatanych nerwów, bo wstał gwałtownie z krzesełka, które chyba z tej szybkości zaliczyło przewrotkę, ale wszystko mu było jedno.
Wszystko poza nią, którą właśnie uwięził w kleszczach swoich ramion stawiając dłonie po obu stronach na stole i całując ją wreszcie po raz pierwszy.
Mocno, gniewnie, tak jak powinno się całować kobietę, której się tak niesamowicie pragnie jak Chris w tym momencie pragnął Constance Callaghan.
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Pewnie powinna w końcu iść po rozum do głowy i solidnie ugryźć się w język już następnym razem, kiedy tylko przyjdzie jej na myśl tak szafować z określaniem ich relacji przyjaźnią - w końcu jakby na to nie spojrzał było to określenie zarezerwowane raczej dla specjalnych i na dodatek długodystansowych znajomości, a oni zdawali się znać dopiero jakieś pięć minut. Plus wyglądało to na dość obcesowe zamykanie Chrisa w mało komfortowym dla kogokolwiek położeniu - friendzone w końcu był strefą, w której banalnie łatwo było się znaleźć, cholernie ciężko zaś było z niej wygrzebać. Jeśli już iść w te wszystkie kwieciste opisy - wszak towarzyszył jej nie byle literat - to można było to na upartego podciągnąć pod powrót z dowolnego końca tęczy, o której właśnie istnieniu, i to w liczbie mnogiej, przypomniał sobie sam Chris.
- Hej, hej s t a r u s z k u - zaczęła poważnie, choć zaraz zaśmiała się perliście co by nie było, że jakoś mocno na serio mu ten wiek wypomina. Choć to w końcu on zaczął tą młodą panną, prawda? - Jaki kit, i jaka wieczność? Teraz trzeba wszystko tak wiesz, krótko i intensywnie - wzruszyła ramionkami obojętnie, choć rozbrajający uśmiech który zagościł na jej ślicznej buzi pewnie dość jasno zdradzał, że to wszystko to jedynie takie przekomarzanie się z nim. Może i znali się, tak jak już padło wcześniej, co najwyżej pięć minut (czymże było przecież kilka tygodni, kiedy przychodziło do wieczności!), ale Chris stał się dość ważnym punktem jej codzienności - miała nadzieję, że działało to z wzajemnością - do tego stopnia, że naprawdę ciężko było jej sobie wyobrazić, że z jakiegoś powodu miałoby go nagle zabraknąć.
- Nigdy nie powiedziałam, że jest idealne! - oburzyła się trochę teatralnie, choć - do cholery jasnej - Haynes miał w tym momencie dużo racji. To, że nie było idealne leżało chyba najbliżej jakichkolwiek zalet tego miejsca. Było małe, ciasne i zupełnie niedorzecznym pomysłem było ściskanie się tutaj we dwie. Prawie na tą myśl - oznaczającą tyle, że będzie musiała szukać sobie czegoś nowego i sensownego - przewróciła oczami, moment ten jednak przerwał dalszy monolog Chrisa, na który jedynie wywróciła oczami. - Oczywiście. To jest zawsze wina pałacu - i nagle uderzyło ją to, że w ogóle nie powinna tego w ten sposób sformułować i prawie jęknęła nad tym, jakiego nietaktu się dopuściła. - Przepraszam - bąknęła więc odrobinę całą sytuacją zawstydzona. - Powinnam ugryźć się w język - w końcu nikomu nigdy materacem nie była i w ten sam sposób powinna podchodzić do relacji Chrisa z jego była już żoną, a tym bardziej do tego co kiedykolwiek się między nimi wydarzyło (zupełnie pomijając, że lokalny Kangurek czy jak go tam zwali, z uporem maniaka kopał w tej sprawie i grzebał, dosyć regularnie wyciągając ją na światło dzienne) i dlaczego się rozwiedli. Jej zmieszanie jednak pewnie nie dość, że było widać na pierwszy rzut oka to jak zawsze sprzedały ją policzki, czerwieniące się ze wstydu. Czy mogła się właśnie gdzieś schować?!
Za dobrą kartę uznała więc, że Chris nie dość że ten niespecjalnie szczęśliwy temat zmienił, to jeszcze jej - zakładała, że kąśliwą - uwagę przyjął za komplement. Brawo, Constance, coś ci jednak w tej konwersacji wyszło.
- Tak - przytaknęła pewnie. - Tak, chyba właśnie to powiedziałam - dodała z delikatnym uśmiechem. Constance Callaghan bowiem może i nie miała specjalnego doświadczenia z mężczyznami, tym bardziej we flirtowaniu czy uwodzeniu ich, ale pomimo to nie była kobietą ślepą czy kompletnie niewrażliwą na przystojnego przedstawiciela męskiego gatunku w towarzystwie.
Na dodatek takiego całującego ją mocno i głęboko.
O. Mój. Drogi. Boże.
Może i jej zamiłowanie do wszelkich romantycznych bohaterek w klimacie Austen trwało od lat, ale teraz czuła się jak wszystkie te dziewczyny z komedii romantycznych, które w końcu całuje ich książę z bajki, a one się zupełnie w tym fakcie zatracają i rozpływają. Choć w pierwszym odruchu miała się od niego odsunąć, lekko spanikowana pytając co my najlepszego robimy. W końcu przekraczali pewną granicę, zza której powrót bywał trudny, o ile nie niemożliwy. Aktualnie jednak zdawała się mieć to w zupełnym poważaniu, w zamian za to skupiając się na tym by odwzajemniać ten jego pocałunek tak, jakby czekała na niego od pierwszej minuty ich pierwszego spotkania.
Nie przestawaj.
Ręce zarzuciła mu całkiem wygodnie na szyję, jedną z nich przesuwając w przód i zatrzymując tak, jakby było to najdoskonalsze miejsce startu do tego by zająć się guzikami jego koszuli. Dużo myśli kotłowało się jej w głowie, zupełnie bez żadnego ładu i składu, jakby w panice lub podekscytowaniu - i wszystko przez ten jeden pocałunek! - nie mogły się ze sobą spotkać. Trochę jednak tak, jakby przez to wszystko dostała dodatkowych punktów w pewności siebie czy odwadze, kiedy tylko oderwała się od niego (dosłownie na milimetry!), nawet zanim jeszcze oddech się jej uspokoił, zapytała cicho, jakby miała to być najdoskonalsza tajemnica:
- Zostaniesz dziś? - a interpretację już zostawiła samemu zainteresowanemu.
ODPOWIEDZ