barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Ciężkie to było kilka tygodni. Odkąd Callie usłyszała, że ma raka, starannie ułożony domek z kart cały się posypał. Nigdy nie była typem szukającym bliskości i połączenia z innymi ludźmi, ale przecież nie żyje w próżni. Siłą rzeczy nawiązywała relacje, płytsze i głębsze, krótsze i dłuższe. I właśnie z tymi głębszymi oraz dłuższymi miała teraz problem. Przede wszystkim to co usłyszała w gabinecie lekarskim przeraziło ją. Przestraszyła się do tego stopnia, że od tamtego dnia pewnie nie było wieczoru który spędziłaby na trzeźwo. Ani razu nie wypowiedziała na głos zdania: "jestem chora", czy gorzej "mam raka". Nie wiedział nikt, a ona sama żyła w wyparciu i złudzeniu, że to wszystko zły sen. Że jutro się obudzi i z kliniki zadzwonią poinformować, że to pomyłka.
Tylko, że to nie była pomyłka. Widziała po sobie. Objawy z którymi skierowała się do lekarza (nie przewidując absolutnie, że to coś tak poważnego) były dla niej teraz bolesnym przypomnieniem tego, co działo się w jej ciele. Nie wiedziała jeszcze czy w ogóle chce podjąć leczenie. Lekarz trochę opowiedział o tym, jak mogłoby to wyglądać i... Prawdę mówiąc, Callie nie była gotowa na to wszystko. Nie była gotowa zaakceptować realności swojej diagnozy, a co za tym idzie, nie miała w ogóle przestrzeni i zasobów do tego, by decydować się teraz na różne metody leczenia, jeździć po lekarzach, poddawać się zabiegom, inwazyjnym badaniom, operacjom, naświetlaniom czy chemioterapii. To wszystko brzmiało zbyt strasznie i było zbyt trudne.
I dlatego zrobiła rzecz najbardziej idiotyczną z możliwych. Odsunęła się od wszystkich, na których jej zależało. Pierwszy raz w życiu zaczęła odmawiać znajomym wyjść, nie odbierała telefonów od przyjaciół, nie pojawiała się na zaplanowanych spotkaniach... I kilka tygodni temu rozstała się ze Stanem. Wiedziała doskonale, że zachowała się okrutnie. Po roku spędzonym razem, choć bez deklaracji wiecznej miłości, zasługiwał na trochę więcej informacji niż "nie możemy się dalej spotykać". Wiedziała o tym. Tylko co z tego, skoro prawdziwy powód rozstania nie przechodził jej przez gardło? Zresztą, jakkolwiek by tego nie wytłumaczyła, to każdy by ją wyśmiał. W Callie mózgu to nie było proste równanie: mam raka = nie mogę mieć wspierającego partnera. Chodziło o coś zupełnie innego: o ten jej strach właśnie, o kruche, miękkie serduszko schowane gdzieś głęboko za grubym na trzy metry murem z kamienia. Chodziło o to, że jeśli będzie blisko partnera, blisko przyjaciół, to będzie im musiała powiedzieć prawdę. A oni zaczną ją zmuszać do leczenia. I będą tysiąc razy pytać czy wszystko dobrze, i jak wyniki, i czy mogą z nią pojechać na wizytę, i co teraz, i co dalej. I będą ją traktować jak ofiarę, i będą się martwić i denerwować. A jak usłyszą, że Callie się nie leczy i wcale nie zmieniła trybu życia na zdrowszy, to będą pretensje, kłótnie, wyrzuty, brak zrozumienia. Odsuwając się od bliskich, odsuwała się od tsunami problemów które przewidywała w swojej głowie. Jej się wydawało że tak będzie lepiej.
Tylko wcale nie było lepiej, bo odkąd odbyła ze Stanem tę trudną rozmowę, nie potrafiła się przestawić. Czasem przyłapywała się na sięganiu po telefon, żeby mu napisać o śmiesznej interakcji z klientem, albo wysłać zdjęcie słodkiego kota który siedział w kartonie za barem. Czasem przyłapywała się na tęsknocie, takiej prawdziwej, na którą jednak reagowała jeszcze większym paraliżem. Bo to by oznaczało, że jej zależy. A jeśli jej zależy, to jest podatna na zranienie. A jeśli tak, to lepiej żeby ona odeszła, niż żeby ją zraniono. Overthinking poziom ekspert, bez kitu.
Nie było lepiej także dlatego, że Stan wieści przyjął źle i od tamtej pory niemal codziennie szukał kontaktu, przychodząc do baru. Co z tego że rzadko rozmawiali, skoro siedział przy barze, lub przy stole, i przypominał jej o tym co mieli, a z czego po chamsku zrezygnowała? I tego wieczoru nie było inaczej. Callie uwijała się z robotą, zerkając nerwowo na zegarek. Szanse, że Stan przyjdzie po audycji były większe niż mniejsze. Z jednej strony cieszyła się z tego, że go zobaczy. Z drugiej, jego odwiedziny łamały jej serce. Właśnie nalewała piwo dla grupy mężczyzn, gdy zobaczyła Stana wchodzącego do lokalu, a jej serce zabiło mocniej.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
#1

Stanley Ryan od kilku lat podejrzewał, że karma prędzej, czy później go dopadnie. Nie był idealny, zdawał sobie sprawę, że nie zasłużył na happy end ze względu na swoje wątpliwe dla całego, ówczesnego, otoczenia mężczyzny wybory. Niezbyt korzystne, niezbyt łatwe w zaakceptowaniu, a zdecydowanie bolesne i niezrozumiałe dla paru osób. Wtedy uważał, że tak musi zrobić i nie istniała żadna siła, która mogłaby go zmusić do zmiany decyzji. Uparł się. Zrobił po swojemu. Zabawne, a zarazem żałosne, było to, że aktualnie sam miał problem z niezrozumiałą decyzją Callie. Jak się okazuje... Trudno być po tej drugiej stronie - porzuconej. O wiele łatwiej porzucać i nie oglądać się za siebie, tłumacząc to wyższymi pobudkami oraz potrzebami niemożliwymi do zignorwania.
Od paru tygodni żył nieco jak robot, na automacie. Poranki w radiu. Teoretycznie koncentrował się, by audycje były elokwentne i zabawne jak zawsze, a jednocześnie przekazywały istotne fakty, ale w praktyce doskonale wiedział, że brak mu polotu. Te dwie godziny nie trwały jednak wieczność. Szybko nadchodził moment, by zająć się przygotowaniami do kolejnego programu, zjeść cokolwiek, zająć się marudnym i stającym co i rusz na środku drogi Budym, czasem wrócić do radia, a czasem... Przyjść tu, do baru, tak jak dzisiejszego wieczoru. Kolejny popis żałosnego szczeniaka, bo tak się czuł za każdym razem, gdy przekraczał próg lokalu, czas zacząć. W końcu był już kwadrans po dwudziestej pierwszej, nie mógł dłużej zwlekać, bo tak... Ostatnio zastanawiał się czy te wizyty mają jakikolwiek sens, kiedy pozbawione były właściwie jakiejkolwiek, sensownej interakcji między nim a Carter. Mimo tego, wciąż w tym trwał. Swoim postanowieniu, że da kobiecie tak wiele okazji, by się wytłumaczyć, że wreszcie się na to zdobędzie. Nie chciał naciskać, bo zdawał sobie sprawę, aż za dobrze, jak irytujące po czasie staje się takie maniakalne nakłanianie do zmiany podjętej decyzji. Zresztą wcale mu na tym nie zależało - aha, jasne - po prostu... Nie rozumiał, jak po prawie dwunastu wspólnych miesiącach, można obudzić się jednego dnia i uznać, że to nie to. Tym bardziej, że nie było żadnych, ale to żadnych sygnałów wcześniej, które jakkolwiek mogłyby mężczyznę zmartwić, a sam Stan nie podejmował żadnych gwałtownych ruchów w stosunku do Callie. Naprawdę... Nie wiedział, kiedy spierdolił. I łudził się, że gdyby dostał taką informację, to mógłby dać sobie spokój, a póki jej nie miał... Stał się najbardziej dochodowym, a na pewno regularnym klientem Moonlight. Nawet ochroniarz to wiedział, bo skinął na niego z uśmiechem, zagadując coś o porannym programie. Takie docenienie pracy Ryana zawsze mężczyznę podbudowywało, tylko i wyłącznie dlatego potrafił mieć dość promienny wyraz twarzy, a nie grymas, jak zazwyczaj, gdy zajmował swoje stałe miejsce przy barze.
-Cześć, to co zawsze na początek - mruknął, kiedy Callie wreszcie zaszczyciła go odrobiną uwagi. Obserwował ją odkąd zajął miejsce, czyli około dziesięciu minut, które zdawały się wiecznością, gdy ona próbowała uniknąć obsługi właśnie jego. Co było aż nadto widoczne. I niezbyt przyjemne w odczuciach. Mimo tego, Stan nie zmieniał swojej strategii. Czekał. Gotowy, by jej wysłuchać. Może nieco za bardzo łudząc się, że to mógłby być ten dzień, a bardziej wieczór.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Stan bywał w barze tak często odkąd Callie oznajmiła mu swoją decyzję, że pojawiły się już komentarze pracowników o przybiciu tabliczki z jego imieniem do krzesła. Chyba wszyscy, z którymi pracowała Callie, widzieli co się wydarzyło, choć ona sama nigdy nie opowiadała w pracy o swoim życiu i swoich związkach, byłych, obecnych, byłych obecnych ani innych. To było piękne w barze - Callie była tam od polewania i słuchania. Doradzania. Opieprzania. Uspokajania. Ale nigdy do opowiadania o sobie. Nikt tam nie przychodził żeby słuchać o tym, czy w szkole grała w tenisa czy w siatkówkę i czemu nie ma kontaktu z ojcem. To była dla niej bezpieczna sytuacja. Niestety, koledzy i koleżanki z pracy mają oczy i mózgi, więc obserwują kolejne wieczory i wyciągają kolejne wnioski. Wcześniej, gdy jeszcze Callie i Stan się spotykali, nie bywał tu wcale tak często. Nie było takiej potrzeby. Przecież widywali się przed pracą, po pracy, kiedy tam obojgu pasowało. Za to jak już wpadł do baru, powietrze nie gęstniało, Callie promieniała i wyglądało to kompletnie inaczej niż ostatni miesiąc.
Callie zauważyła, że tego dnia Stan wyglądał na mniej przygnębionego niż zazwyczaj. Nie mogła wiedzieć, że zmiana wynika z pogawędki z ochroniarzem - była przecież zajęta pracowaniem, więc nie patrzyła w kierunku wejścia w tamtej chwili. Pomyślała, że może lepiej, żeby obsłużył go ktoś inny - skoro miał dobry humor, Callie nie chciała mu tego odebrać, nie chciała mu zepsuć tego powodu do uśmiechu. I dlatego trzymała się raczej przeciwnego kawałka baru, licząc na to, że jej kolega barman obsłuży Stana. Stawało się jednak coraz bardziej jasne, że kolega jest zajęty klientką, która twierdzi, że w jej drinku jest za dużo lodu. Podeszła zatem do Stana i powitała go delikatnym uśmiechem, oraz spojrzeniem zdradzającym zadowolenie. Przede wszystkim była w pracy, wszyscy się patrzyli i nie chciała dać po sobie poznać, że interakcje ze Stanem są dla niej trudne. Profesjonalizm przede wszystkim, a i chciała uniknąć dalszych pytań ze strony reszty zespołu.
- Zastanawiałam się, czy dzisiaj przyjdziesz - odpowiedziała ciszej. Chyba jej ten miesiąc wyszedł na dobre, i chyba wreszcie z tych jego prób miało wyniknąć coś dobrego. Trochę przepiła problem, trochę się uspokoiła i była bardziej rozmowna. Nawet przyznała się do tego, że o nim myśli, choć bardzo naokoło - ale to już coś. - Odłożyłam coś dla ciebie. Poczekaj.
Odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła na zaplecze. Browary, hurtownie, producenci często wysyłali im różne niespodzianki ponad standardowe zamówienie. Produkty, których bar nie mógł zamawiać do stałej oferty, bo większość klientów by po nie nie sięgnęła na przykład z uwagi na cenę, lub brak zainteresowania bardziej wyszukanymi trunkami. Callie odpakowując dostawy zawsze miała z tyłu głowy swoich bliskich i stałych klientów, którzy mogliby te gratisy docenić. Do Stana wróciła zeschłodzoną puszką jasnego piwa. Przelała jej zawartość do szklanki, ale zostawiła pustą na blacie, by mógł ją obejrzeć. Jeśli nie z ciekawości, to żeby uniknąć patrzenia na Callie. Przynajmniej tyle.
- Bardzo rzadki profil. Słodka mandarynka, pikantna skórka cytrusów, świeży bukiet igieł sosnowych. Będzie ci smakowało.
Zerknęła raz jeszcze na zegar ścienny. Do końca zmiany i zamknięcia jeszcze kilka godzin, a przez wzmożony ruch po 17 Callie nie wzięła jeszcze przerwy. Dała znać koledze, że odbierze ją teraz i... Stało się niemożliwe. Callie przekroczyła bar. To jakby się wyzbyła całej swojej ochronnej przestrzeni, jakby zbroję ściągnęła tu przed wszystkimi. Złamała zasadę never cross the bar. I usiadła na wolnym krzesełku obok Stana. - Wszystko w porządku?
Było to pytanie szczere, i na szczerą odpowiedź liczyła. Przecież nie był jej obojętny. Martwiła się - o zgrozo, dokładnie tak, jak nie chciała żeby martwił się on. Wciąż, mimo zaistniałej sytuacji, chciała wiedzieć co u niego. I u pieska, piesek najważniejszy, bez zmian. "Zimą zerwałem z dupką, wciąż tęsknię za jej pieskiem. Nikt nie potrafił mu wytłumaczyć dlaczego odszedłem" :lol:

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Odpowiedź Callie na zwykłe cześć pozwoliła Ryanowi dostrzec światełko w tym ciemnym tunelu ich dziwnej, patowej sytuacji. I jednocześnie zaskoczyła mężczyznę, co widać było w jego spojrzeniu, bo nie udało się mu w pierwszym odruchu ukryć dezorientacji na zachowanie kobiety. Na szczęście uśmiech u niego, osiągnięty o ironio dzięki ochroniarzowi, udało się utrzymać, a zagubione oczy już świeciły pewnością, jak zazwyczaj. Nie było śladu po chwilowym zagubieniu.
-Cóż... Jestem ostatnio dość... Przewidywalny, jeśli chodzi o plan dnia -odparł dość luźno, nie ukrywając w żaden sposób tego, że nie zajmował sobie sztucznie wolnego czasu. Callie zostawiła po sobie pustkę nie tylko, jeśli chodzi o te emocjonalne sprawy, ale i zwykłe przyziemne. I jak załączony obrazek prezentował, wcale Stanley'owi nie śpieszyło się do tego, by jakkolwiek zapełniać tę dość sporą lukę. Nie wiedział tylko czy to zrobi na jasnowłosej kobiecie jakiekolwiek wrażenie, bo jego wytrwałe odwiedziny niezbyt imponowały, jak do tej pory. Dziś zachowywała się totalnie inaczej, a on nie miał pojęcia czymże to jest spowodowane. Lepiej się ubrał, zaczesał włosy czy właściwie co? Zostawiła go, zapewniając, że ma coś specjalnego, a Stan siedział samotnie przy barze z dosłownie rozdziawioną buzią, kompletnie zaskoczony taką zmianą nastawienia. Jak widać, naiwny czasem z niego facet, który dał się złapać na te profesjonalne zagrywki, a wystarczyło jedynie dodać inne zdanie niż standardowo, a on już przepadał... Cóż, Callie zdecydowanie miała nad nim zbyt dużą władzę. Pytanie jak bardzo zdawała sobie z tego sprawę? Sam Ryan dopiero to sobie uświadamiał, z każdym dniem rozłąki, uznając jednocześnie, że ma zwyczajnie przechlapane.
Mężczyzna nie sięgnął od razu po piwo nalane do kufla, zdecydował się skupić swoją całą uwagę na puszce. -Dzięki - mruknął, czując jak coraz bardziej ogarnia go konsternacja. Wolał więc zająć swoje dłonie, obracając w palcach przedmiot, to zerkając na napisy, ale absolutnie... Nie wczuwał się w to, co tam jest napisane. Nie słuchał też z uwagą prezentacji kobiety. Co to miało znaczyć? Skreślić ot tak go mogła, ignorować miesiącami, a potem serwować mu najlepsze piwo? I wtedy go olśniło... Został tym przeklętym klientem miesiąca, vip czy jak to nazywali. Zaśmiał się nawet pod nosem, kiedy odeszła od niego, a śmiech ten był dość ponury, bo w końcu to reakcja na świadomość, że jest naiwniakiem.
-Względnie. O tyle, o ile może być w porządku, kiedy trapi cię zagadka, która nie ma logicznego wyjaśnienia. Albo ty go nie widzisz - wyjaśnił, wzruszając ramionami, a jego dłonie wciąż zajęte były zabawą puszką. Teraz przekładał sobie ją z dłoni do dłoni, zaciskając, co powodowało powolne zgniatanie owego niezbyt wytrzymałego bez płynu naczynia. -U ciebie, fajnie? - zapytał, zaszczycając Callie spojrzeniem, a pytanie... Tak, to jedno z tych z najwyższych półki, zdecydowanie takie, które warto zadać po miesiącu bycia ignorowanym.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Ten rok który spędzili razem był naprawdę udany. Dla Callie - dosłownie idealny. Dlaczego? Dlatego, że Stan nawet raz nie próbował jej naciskać. Nie wyskakiwał z tematami które by ją przygniotły. Nie powiedział "kocham cię" i nie oczekiwał, że ona to powie. Nie inicjował rozmów o planowaniu wspólnej przyszłości. Nie osaczał jej. Nie wymuszał tysiąca połączeń dziennie i smsów pomiędzy. Nie próbował jej kontrolować, ani zamykać w klatce. Nie próbował jej usidlić. Nie próbował wcisnąć jej w konswerwatywne, stereotypowe ramy "czyjejś dziewczyny". Callie była ZACHWYCONA. Miała wszystko to, co w związkach dobre: spędzała czas ze świetnym facetem, dużo się uśmiechała, seks był genialny. Stan wyprawiał z nią w sypialni i poza takie rzeczy, że powinien dostać dyplom bohatera, serioszka. Miała komu wysyłać memy, i do kogo się przytulić jeśli akurat tego chciała, i miała komu kraść frytki z talerza. I miała dla kogo ładnie się ubrać, i dla kogo przygotować kolację. A jednocześnie Stan był w tym wszystkim tak wyluzowany, że mogli żyć z dnia na dzień tą beztroską relacją i zauroczeniem. A Callie to jak taki dziki lis. Słodki i puszysty, ale jak zrobisz pół kroku za dużo w jego stronę, to spierdala na zawsze. Jak użyjesz złego tonu, to lis już biegnie się chować w norze. I dotychczas w relacjach Callie zawsze tak było, że pojawiał się moment w którym facet wyskakiwał z czymś, co ją totalnie płoszyło. I to był koniec. Jeden były zrobił jej awanturę o to, że przedstawiła go gdzieś z imienia zamiast "to mój chłopak", z czego wyniknęła lawina pretensji "bo ty nie chcesz spędzić weekendu u moich rodziców, bo ty nie traktujesz mnie poważnie, bo ty nie chciałaś zarezerwować wakacji z wylotem za 8 miesięcy, bo ty...". Dwanaście miesięcy bez żadnej takiej akcji ze strony Stana było dla Callie prawdziwym szczęściem. Bo jej nie płoszył. Nieważne, czy robił to specjalnie, bo ją przejrzał? Czy jemu też naturalnie przychodziło po prostu bycie, bez narzucania sztywnych ram, deklaracji, zasad. A to, co się teraz działo... To trwało MIESIĄC. Wytrwały i uparty był Stan, trzeba mu to przyznać. Callie była pod wrażeniem, a jednocześnie jeszcze bardziej przerażona. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Dzisiaj jeden z kolegów z pracy powiedział jej, że Stan przyszedł któregoś dnia, a jak zobaczył że Callie ma wolne, to od razu wyszedł. I chyba wtedy do niej dotarło, że musi coś z tym zrobić, bo obecny system nie działa. A dalej zmiana zadziała się sama. Callie postanowiła być odważna. Na pewno nie uda się bez poślizgów, ale chociaż spróbuje.
- Fajnie? - uniosła brwi. Nie stała już za barem, więc nie musiała się uśmiechać. Jej mina przybrała teraz bardziej zmartwiony, zmęczony wyraz, a oczy wypełniły się smutkiem. - Wcale nie jest fajnie.
Na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na jego dłoniach zgniatających puszkę. Gdyby byli razem, złapałaby go za rękę w uspokajającym geście, tak jak on nieraz przytrzymywał jej kolano, gdy nerwowo stukała nogami pod stołem. Nawet chciała to zrobić, ale... Nie mogła. Już nie. - Przecież widzisz, że prawie codziennie jestem w pracy. Otwieram, zamykam. Robię wszystkie weekendy i wszystkie dostawy.
Gdyby było fajnie, z całą pewnością nie rzuciłaby się w wir pracy. Zaczęło się od tego, że nie mogła i nie chciała siedzieć sama w domu, w tej pustce, w tej głuchej ciszy. A później chodzenie do pracy stało się sposobem na zobaczenie Stana bez nawiązywania kontaktu. Rano słuchała jego audycji, a wieczorem widziała go przy barze. To trochę tak, jak plasterki dla rzucających palenie. Niby mieli się rozstać, ale... Oparła łokieć o blat, siedząc bokiem, a następnie głowę o swoją dłoń. Westchnęła. Miała być odważna. Tylko jak ta odwaga miała wyglądać? Jego słowa odbijały się echem w jej głowie. - Wiesz... Wstaję rano i myślę, że to już dziś. Że dziś mi się uda. Dziś będę potrafiła lepiej ci wytłumaczyć, dlaczego musi tak być. Ale potem tu siadasz, patrzę na ciebie, otwieram buzię i... Nic. Cisza. Słowa stają mi w gardle. - Callie wyprostowała się i wzięła głęboki wdech. Patrzyła na niego tymi wielkimi oczami jak smutne Bambi, ale wiedziała doskonale, że w tej sytuacji to jego bardziej szkoda, niż jej. - Nie potrafię lepiej wyjaśnić ci tej sytuacji. Może... Może masz jakieś pytania...? Może... Będę mogła odpowiedzieć? I zagadka będzie mniej zagadkowa.
Tylko tyle mogła w tej chwili zaproponować. Dużo "może", ale jednocześnie otrzymał od Callie deklarację chęci spróbowania. A to dużo, dużo więcej niż dostawał dotychczas. Jeśli zatem nie chciał zmarnować szansy na prawdziwą rozmowę, musiał kuć żelazo póki gorące. Okazja mogła się nie powtórzyć. Na razie nie była w stanie powiedzieć mu wszystkiego, i nie wiedziała jak z tego wybrnąć. Co mogłoby być pomocne. Ale... Jeśli chciał o coś zapytać... Może to było rozwiązanie. Może chciał usłyszeć, czy kogoś poznała? czy jej się znudził? czy nigdy jej na nim nie zależało?

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
Nie do końca tak to wszystko wyglądało z perspektywy Stanley'a. Prawdopodobnie to dość okrutne stwierdzenie, ale niespecjalnie Ryan skupiał się na rozgryzaniu mechanizmów Carter. Odpowiadała mu taka, jaka się prezentowała w tych momentach, które współdzielili. Nie potrzebował niczego rozgrywać, ani nie szukał nikogo na poważnie. Taki był zamysł na początku. Bieg czasu zrobił swoje. Nie było już tak łatwo. Nie potrafił zapomnieć, ani olać nagłej zmiany, która sprawiała, że w jego codziennych puzzlach brakowało jednego elementu, jak się okazywało dość istotnego, bo nie potrafił, przecież odpuścić. Może wychodził na wariata, ale nie mógł nic na to poradzić. Przywiązał się, upraciuch z niego i przede wszystkim... Nie rozumiał. Jak więc mógł zaakceptować tę rzeczywistość? Nie bardzo mógł, jak widać.
-No, ale... To nie tak, że ktoś cię do tego zmusza? To twój wybór - i oboje dobrze wiedzieli, że Stan miał rację. Nie raz rozmawiali o pracy Calli, nie raz też udawało się jakoś tak zakombinować z grafikiem, że mogli zrealizować spontaniczne plany. Wydawało się więc Ryanowi, że musiało być fajnie, skoro tak aktualnie Callie chciała układać swoje dni. Nie jemu oceniać, co jest dla niej ciekawsze - czas z nim czy nienzajomymi (choć w Lorne to nie do końca) twarzami co wieczór. Co najwyżej mogło być mu przykro, że wybór padł na drugą opcję, ale to tyle.
-Po prostu powiedz mi o co ci chodzi, bo raczej nie o to, że coś ci w naszym układzie przeszkadzało - odparł zmęczony, odkładając puszkę na bok. Wystarczająco już się nad nią pastwił, a mimo tego że niezbyt to jakkolwiek na nią wpływało, to zwyczajnie mu się już też nie chciało. Powinien zresztą wykorzystać swoją szansę maksymalnie, bo raczej to szczęście nie będzie trwało zbyt długo. A do tego pomimo wielkich obietnic, Stan nie potrafił uwierzyć w tej chwili Callie. Nie sądził, że udzieli mu teraz i tu szczerych odpowiedzi. Tak więc jego skrzywiona mina też mówiła wiele, zawiedzione spojrzenie także. -Myślę, że moje pytania mogą być nietrafione, więc jeśli chcesz mieć święty spokój to naślij na mnie ochroniarza, albo wytłumacz mi od początku do końca co się raptem zmieniło - oznajmił dość stanowczo, chociaż nie liczył na zbyt wiele. I cała postawa mężczyzny, nieco przygarbione plecy, zmęczony wzrok, krzywy grymas... Jedynie to potwierdzały. Zmęczenie oraz rezygnację. Może trochę złość oraz rozczarowanie, że znów Carter decydowała się go ograć. Tak aktualnie się czuł, że to jedynie jakieś pozory i wcale nie rozmyślała o tym, jak to nadejdzie wielki dzień, gdy mu wszystko wyjaśni. Nie uważał też, że jego ultimatum albo pytanie cokolwiek zmieni i wreszcie się szatynka wypowie, tak jak powinna od początku. I to nie tylko co irytowało, a zwyczajnie męczyło. Równie mocno bolało, że po spędzeniu roku "razem" jedyne na co ją stać to marne wymówki jak po miesiącu intensywnego randkowania.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Im dłużej rozmawiali, tym bardziej do Callie docierało, że popełniła błąd. Nie z tym rozstaniem. Jeśli o to chodzi, nadal wierzyła, że tak być musi i że tak będzie lepiej. Ale zaczynała dostrzegać to, że źle oszacowała jego poziom przywiązania. Jej się wydawało, że pochodzi przez tydzień zirytowany i na tym się skończy, trudno. Nie miała pojęcia, że będzie chodził struty miesiąc, szukając kontaktu, widocznie nieszczęśliwy. Gdyby wiedziała że tak będzie… Gdyby wiedziała że jemu naprawdę zależało… Pewnie zupełnie inaczej poprowadziłaby z nim rozmowę o rozstaniu. Może zaoferowałaby mu trochę więcej informacji, a może nie ignorowałaby go przez miesiąc, święcie przekonana, że tak będzie dla niego lepiej. I tak się teraz na niego patrzyła, gdy siedział zgarbiony… I coś w niej pękło. Plany były inne, ale…
Wstała z krzesełka, nie mówiąc nic, podeszła pół kroku w kierunku Stana i… po prostu go przytuliła. Ponieważ siedział, to bardziej przytulał się do cycków - ale może to nawet lepiej. Sprawdzona metoda, wiadomo, że działają uspokajająco nie tylko na Stana, a cały gatunek męski. Stała tak w ciszy, przytulając go do siebie, powoli przesuwając dłońmi po jego plecach. W końcu pochyliła się nieco, żeby tuż przed powrotem na krzesełko wyszeptać mu do ucha szczere, zbolałe… - Przepraszam.
Już siedząc, spojrzała na niego przepraszająco. Miała wyrzuty sumienia, że tak to się wszystko potoczyło. Nie miała wątpliwości, że to wszystko jej wina, ale… Jego prośba była duża. I miał do niej pełne prawo, i Callie nie zamierzała z tym dyskutować, ale…
- Dobrze - odpowiedziała cicho. Rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt nie przysiadł się zbyt blisko. - Od początku do końca… Ale nie tutaj. Zaraz kończy mi się przerwa… Obcy podsłuchują… - głos jej zadrżał, a po policzku spłynęła łza. Jeszcze nigdy, nikomu, nie okazała takiej delikatności i wrażliwości, jak teraz Stanowi. Czuła się cała odkryta i zagrożona… A to nie było miejsce na takie akrobacje z jej strony. - Może przyjdziesz do mnie i porozmawiamy…? Bez publiczności. To dla mnie trudne. Tutaj nie dam rady.
Kawa na ławę. Ostatni miesiąc pokazał, że milczenie nic nie da, że płytkie wymówki „to nie ty, to ja” też nic nie dadzą. A Gaia dała Callie kilka wskazówek, jak przeprowadzić tę rozmowę. Więc Callie była gotowa spróbować, dla niego, żeby mniej się męczył. Ale wszystko to, co chciała mu powiedzieć, było tak intymne i tak prywatne, że nie było szans na kontynuowanie tej rozmowy w barze podczas przerwy. Już nie szukała wymówek, stało się jasne, że temat nie zniknie, że będzie go musiała rozwiązać. I chciała to zrobić, ale nie w tych warunkach. Stan natomiast powinien się cieszyć, bo deklaracje Callie były szczere. Miesiąc temu w ogóle nie chciała mu się tłumaczyć, teraz była chętna przynajmniej spróbować.

Stan Ryan
sex on the beach
-
spiker — lorne bay radio
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
At the curtain's call It's the last of all when the lights fade out all the sinners crawl.
O wiele lepiej byłoby, gdyby szacunkowe prognozy Carter dotyczące zaangażowania Ryana sprawdziły się w rzeczywistości. Ułatwiłoby to sprawę zarówno jemu, jak i kobiecie. Rzeczywistość jednak często różniła się od ludzkich wyobrażeń, nie inaczej było w tym wypadku. Zapewne też, gdyby Callie pozwoliła sobie choć na chwilę zwolnić, nazwać uczucia, które pojawiały się u niej przez ostatni miesiąc mimowolnie, kiedy łapała się na tym, że chce się czymś z nim podzielić, a nie może... To mogłaby też dodać, że całkiem podobnie może być ze Stanem. On też miał prawo odczuwać w pewnych momentach dnia pustkę, której nie dało się zapełnić, ani zignorować jakby nie istniała. Wystarczyłaby odrobina empatii... Tak sądził Stan, i tak twierdził aktualnie, że panna Carter to nieczuła wyjadaczka, jeśli chodzi o facetów.
Zapewne dlatego, zamiast ucieszyć się, rozluźnić i poczuć wreszcie na miejscu, ciało Ryana całe zesztywniało, gdy niezapowiedzianie Callie postanowiła go objąć, a raczej wtulić się w niego, tak by to nazwał. Mimowolnie pozwolił sobie na ułożenie szorstkich dłoni na plecach kobiety, zachowując kulturalną wysokość. Nie chciał w żaden sposób szatynki skrępować, ani urazić, w grę nie wchodziło też odrzucenie. Czy wierzył w szczerość tej chwilowej bliskości? Niezbyt. Posągowa twarz mężczyzny świadczyła ewidentnie o jego podejrzeniu jakiegoś taniego przekupstwa, by odpuścił. Teraz, a może i na zawsze. Skrzywił się, gdy do uszu dotarło przepraszam. Wiedział już, że nie osiągnął niczego. Ani przez miesiąc, ani dzisiejszego wieczoru. Nie było żadnego przełomu.
Pozwolił Carter wrócić na krzesełko tuż obok niego. Sam sięgnął po piwo przygotowane wcześniej przez kobietę, pochłaniając połowę zawartości kufla. Zaschło mu w gardle, chciał pozbyć się tego uporczywego drapania. Jednocześnie wolał zająć czymś swoją buzię, by nie wypalić nic infantylnego. Odstawił szkło na blat nieco za głośno, gdy Callie zdecydowała się raz jeszcze użyć magicznego słowa dobrze, które cholernie zirytowało Ryan'a. Co niby aktualnie miało się dobrze? Zaśmiał się dość oschle, stukając nerwowo palcami o blat. Sam już nie wiedział czy interesuje go to, co szatynka miała do powiedzenia. Czuł, że to jedynie kolejny unik.
-Ktoś ci grozi? - wypalił, przyglądając się uważnie tej zmartwionej, delikatnej twarzy, a dłoń mężczyzny zamarła na chłodnej ladzie. Wpatrywał się w te zagubione, przestraszone oczy, wyraźnie zaniepokojony. Nie podejrzewał, że powodem strachu u kobiety jest choroba, a człowiek. Odruchowo też rozejrzał się po lokalu, ale nie widział absolutnie niczego niepokojącego. Spokojny ochroniarz też nie. Czy Callie więc przesadzała? A może brała go na litość, by się odczepił? -A jak się pojawię u ciebie, to faza księżyca będzie nie taka i będziemy musieli przełożyć rozmowę na kolejny miesiąc? - zapytał zirytowany, gdy zaproponowała spotkanie w bliżej nieokreślonej przyszłości, wskazując jeydnie miejsce. Jak widać, Stan nie potrafił zaufać. Nawet pomimo ogromnego zmartwienia, które odczuwał, ze może coś przegapił, jakiś problem, w którym mógłby kobiecie pomóc,... Sprawić, by czuła się bezpieczna... Pomimo tego lęku, troski oraz odruchu opiekuńczości, wciąż pozostawał zraniony milczeniem Callie, więc nie potrafił zasznurować buzi, ani ugryźć się w jęzor, wyrzucił to, czego sam się obawiał, że się stanie, gdy się zgodzi. W końcu Stnaley był wręcz przekonany, że... nie stanie się nic.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Z tą nieczuła wyjadaczką to wcale źle nie trafił. Dotychczas… Rzeczywiście tak było. Wszystkie poprzednie związki / inaczej nazywane relacje romantyczne mniej więcej tak wyglądały, że Callie wybierała sobie naprawdę chujowych facetów. Takich, którzy regularnie rozczarowywali, albo którzy tak bardzo chcieli deklaracji i powagi, że uciekała w podskokach. Miała trudność znaleźć zdrowy kompromis pomiędzy tymi dwoma ekstremami. Z tego powodu teraz, kiedy już trafiła na Stana - dobrego faceta, który się starał, krzywdy nie robił, ale też nie naciskał w drugą stronę i nie wymuszał - nie wiedziała kompletnie jak się zachować. Cała ta sytuacja pokazywała doskonale, że ani ona, ani on, nie byli gotowi na to, co się wydarzyło. Callie, nieczuła wyjadaczka, w ogóle nie brała pod uwagę że będą się spotykać tak długo, że nie będzie presji na deklaracje, ani braku szacunku, zdrad, przemocy. I z takim bagażem weszła w tę relację, a teraz uczyła się wszystkiego na bieżąco, dosłownie od zera. Wobec Stana nie chciała być nieczuła, nie chciała być wyrachowana i nie chciała go krzywdzić. Teraz, gdy widziała konsekwencje swojego zachowania, rozumiała, że musi wprowadzić zmiany. Nie było innego wyjścia.
Trochę niezręcznie, bo jak wypił to piwo, to bardzo chciała zapytać czy dobrze trafiła i czy mu smakowało. No, jako barmanka z pasji. Ale umiała się zamknąć i nie pogarszać sytuacji, więc zapyta o nie kiedyś, w lepszych czasach, jak nie będzie już na nią taki obrażony.
- Nikt mi nie grozi - musiała to natychmiast sprostować, bo obawiała się, że jak nie będzie stanowcza w tej kwestii, Stanowi popłynie wyobraźnia w kompletnie złym kierunku i będzie jeszcze gorzej. Rozczuliły ją natomiast jego słowa, choć wyrażające wątpliwości i nieufność. Dla niej to był sygnał, że on tej rozmowy chciał. Tylko bał się, że zagra mu na uczuciach, narobi nadziei i oleje. Jeszcze nie miała czasu całej tej sytuacji dobrze przemyśleć, ale teraz była rozemocjonowana i wyglądało jej to na dobry znak. - Jeśli będziesz wobec mnie wyrozumiały, nie będziemy musieli niczego przekładać. Milczę bo boję się że będziesz mnie oceniał, albo będziesz na mnie krzyczał, i że będzie jeszcze gorzej niż jest teraz. Byłoby mi łatwiej gdybyś postarał się być delikatniejszy.
Posłała mu ostatnie smutne spojrzenie tego wieczora. I tak powiedziała za dużo. Zdecydowanie więcej niż chciała i powinna, ale nie mogła inaczej, kiedy on był taki przygnębiony obecną sytuacją. Jedno było pewne: Callie nie wiedziała, co Stan musi zrobić przed spotkaniem. Czy iść pobiegać, czy pomedytować, nieważne. Ale lepiej, żeby ogarnął swoje emocje i nastawienie zanim przyjdzie, bo… Ta rozmowa to jedna z trudniejszych w życiu Callie - unikającej takich rozmów jak ognia. Jeden niewłaściwy ruch i nic z tego, a jeszcze później będzie się ciskał, że to jej wina. Do tego tanga trzeba dwojga. Zerknęła na zegar ścienny. - Muszę wracać do pracy. Pojutrze kończę wcześniej, o 19. Przyjedź… Porozmawiamy.
Nie czekała na jego odpowiedź, bo mogłaby jej nie udźwignąć. Nie przy ludziach. Odeszła w kierunku baru, zanim jednak stanąć za nim, zniknęła na zapleczu. Tam zamknęła się w łazience, gdzie zwyczajnie rozpłakała się jak dziecko.
I na co jej to wszystko było…

ZT

Stan Ryan
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ