chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Siedząc przy stoliku w stołówce pisała sms’a do przyjaciółki wymieniając się dzienną dawką informacji. To z myślą o niej wybrała Australię jako kraj przejściowy. Miejsce, w którym będzie mogła pracować i być może ostać na dłużej, o czym zdecyduje dopiero za parę miesięcy. Na razie oswajała się z nowym miejscem. Pracowała tu już prawie trzy miesiące, ale nadal czuła się odrobinę odosobniona. Zaczynanie od zera w obcym kraju było trudne, ale na szczęście miała Beverly, z którą kontakt znacznie ułatwiał pobyt w Cairns/Lorne Bay. Była też doktor Winfield, z którą szybko złapała kontakt i z jaką dzieliły już niejedną salę operacyjną. Współpraca szła im tak gładko, że wczoraj ktoś żartobliwie nazwał je operacyjnymi żonami. Zabawne, bo teraz Bertinelli jak wierna partnerka czekała w stołówce z zamówionym Emmie jedzeniem.
- Po twojej minie zgaduje, że miałaś okropnego pacjenta – zagadnęła do blondynki, która się do niej dosiadła. Przysunęła ku niej pudełko z sałatką, bo rano objadły się urodzinowymi pączkami pielęgniarza Dawsona. – Niech zgadnę. Stary Franlkin i jego nowe biodro? – Wspomniany typ był okropny. Wiecznie narzekał, krzyczał na personel i co gorsza obleśnie lizał wargi, gdy próbował z kimś flirtować. Facet miał ponad osiemdziesiąt lat a nadal uważał się za ogiera, któremu wszystko wolno. Za pępek świata, któremu wszystko się należy. – Może po pracy wyskoczymy na drinka? Dobrze ci to zrobi. – Posłała kobiecie szerszy uśmiech wreszcie odkładając telefon i wracając do jedzenia swojej sałatki. – Jeszcze nigdzie razem nie wychodziłyśmy. – Chciała ją zachęcić, bo poza pracą nie widywała się z Emmą. Każda miała swoje zajęcia a Margo wciąż była kimś nowym nie tylko w Australii, ale także w życiu Winfield. Na niektóre rzeczy potrzeba czasu zwłaszcza, że przez pierwszy miesiąc włoszka starała się nie rzucać w oczy (głównie przez fakt, że była tu na wizie turystycznej a w podaniu o pracę napisała co innego).
Dziabnę pomidora wzrokiem natrafiając na pielęgniarkę, która do niej pomachała. Odwzajemniła ten gest, bo kiedy już postanowiła się nieco otworzyć była wręcz powszechnie znana. Bertinelli słynęła z przemiłego usposobienia, pozytywnej aparycji i energii, którą zarażała innych. To ta słynna włoska energia, którą odzwierciedlało także charakterystyczne gestykulowanie i rzecz jasna bardzo silny akcent.
- Chyba, że masz randkę. Wtedy ci wybaczę. – Innych tłumaczeń nie przyjmowała. Postanowione. Miały dziś wyjść na drinka. Mogły też zaprosić innych lekarzy albo pielęgniarki. Wszystkie chwyty dozwolone zwłaszcza, że Margo usilnie pragnęła towarzystwa. Przyjaciółka miała rodzinę i nie zawsze czas na spotkania a coś po pracy trzeba robić. Leżenie na kanapie i oglądanie seriali nie było w styli Bertinelli.

Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#2

Dzisiejszy dzień naprawdę nie mógł przebiegać gorzej. Najpierw skomplikowany przypadek, do którego została wezwana w ostatniej chwili i który przez tą ostatnią chwilę skończył się amputacją ręki pacjenta. Niby powinno ją to cieszyć, bo życie zostało uratowane, a mężczyzna niespecjalnie potrzebował obydwu rąk do pracy, bo pracą fizyczną akurat się nie trudnił, jednak mimo wszystko każdą amputację chorej kończyny uważała za swoją porażkę. Nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że ucięcie martwej ręki było koniecznie chociażby po to, by nie trzeba było amputować więcej. A mimo wszystko miała poczucie, jakby nie zrobiła wystarczająco dużo, chociaż została wezwana do przypadku w momencie, w którym nie było już szans na ratunek kończyny. Drugą sprawą był jej ulubiony pacjent, który trafił do niej ponownie z dokładnie tym samym problemem, ponieważ nie posłuchał jej za pierwszym razem. I szczerze? Chyba ten przypadek wkurzał ją dzisiaj najbardziej. Jedynym światełkiem w tunelu dnia dzisiejszego był lunch z doktor Bertinelli. Znały się zaledwie trzy miesiące, a Emma już po pierwszej wspólnej operacji śmiało mogła stwierdzić, że nadają na tych samych falach. A nie o wszystkich współpracownikach tak mówiła. Z niektórymi pracowała dobre kilka lat, a nadal ciężko im było się co do pewnych spraw dogadać.
Udręczona trudami dnia codziennego weszła na szpitalną stołówkę, od razu kierując się w stronę stolika, przy którym siedziała Margo. Nawet nie zadała sobie trudu, by stanąć w kolejce po jedzenie, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że to już na nią czeka. Westchnęła głęboko i ciężko usiadła na krześle, wdzięcznym uśmiechem obdarowując zarówno koleżankę jak i pudełko z sałatką.
- A daj spokój. Ze starym Franklinem to ja sobie z zamkniętymi oczami poradzę - machnęła ręką, bo owszem, facet był okropnym typemi był obleśny, jednak nie było to nic, z czym Emma Winfield nie dałaby sobie rady. Była miłym człowiekiem i do swoich pacjentów podchodziła serdecznie, a równocześnie nie miała problemu z tym, by krótko trzymać tych sprawiających problemy. Nie bała się Franklina, jego wrzasków i obleśnych uwag.
- Pamiętasz, opowiadałam ci o tym pacjencie z ręką po wypadku, który przerwał rehabilitację? No to wyobraź sobie, że do mnie wrócił i teraz musi mieć kolejną operację, jeśli nie chce stracić ręki - cóż, właściwie gdy teraz o tym opowiadała, nie czuła już złości. A przynajmniej nie tak dużą, jak w momencie, w którym zobaczyła Prestona na korytarzu. Nie przyznała się do swojego zachowania, bo wtedy musiałaby też przyznać, że jest jej cholernie za to głupio. A przecież głupie zachowanie nie leżało w naturze doktor Winfield. Przeważnie.
Zaśmiała się na sugestię Margo.
- Aż tak źle wyglądam? Nie, nie mam żadnej randki. Właściwie to nie miałam już od dłuższego czasu… Nieważne. Jesteśmy umówione na drinka. Pokażę ci moje ulubione miejsce. Mają tam karaoke, oczywiście jeśli nie wymiękasz - zamachała brwiami, ładując do ust widelec z potężną porcją sałatki. Uwielbiała karaoke, okej? Potrafiła śpiewać, ale lubiła też wygłupiać się przy piosenkach, które śpiewała razem z innymi.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Stupido. – Krótko skomentowała wspomnianego pacjenta. W tej pracy ciężko było nie oceniać ludzi zwłaszcza takich, co pomimo zaleceń nie dbali o siebie, a potem wracali w gorszym stanie i z ogromnymi pretensjami, że to wina lekarza (a nie przez ich własne zaniedbanie). Inaczej gdyby brali odpowiedzialność za siebie, bo to ich błędy i sami będą mierzyć się z ich konsekwencjami. Bertinelli starała się tak na to patrzeć, bo współczując wszystkim dookoła długo nie pociągnie. To nie tak, że nie miała serca. Miała go aż za dużo, dlatego wobec pacjentów przyjmowała taktykę „jak sobie pościelisz tak się wyśpisz”; jak o siebie nie dbasz to się nie dziw, że leczenie nic nie dało. – Czyli olał twoje zalecenia i teraz wielce panico? Był na ciebie zły? – Ciekawiło ją podejście mężczyzny. Czy wziął na siebie odpowiedzialność, bo przeciążał rękę w nadmiarze (+ zrezygnował z rehabilitacji), czy jednak miał pretensje do pani doktor.
Kolejna porcja sałatki trafiła do jej ust, co popiła porządną dawką wody. Rzuciła okiem na telefon, który zawibrował. Dostrzegła powiadomienie o wiadomości od przyjaciółki, ale Margo nie lubiła wisieć na telefonie, kiedy z kimś siedziała i rozmawiała. Odpisze później, bo zawsze jakieś później było.
Nie dzisiaj.
- Nigdy – Nie wymięknie na karaoke. – ale śpiewam tylko po włosku. – Czuła, że jak się trochę napije to będzie mylić słowa. Pomimo znajomości języka wciąż zdarzało jej się wrzucać włoskie odpowiedniki a gdy się mocno podenerwuje to leci po bandzie i nikt jej wtedy nie rozumie. Starała się być jak najbardziej zrozumiała dla innych, ale na pewno nie pozwoli się stłamsić i zmusić do całkowitej zmiany (na przykład akcentu, który był u niej bardzo wyraźny i czego się nie wstydziła).
- Po rozwodzie świat randek się nie zamyka. - Emma mogła uznać, że zamknęła temat swego nierandkowania skromnym „nieważne”, ale Margo była z tych co słuchała i nie odpuszczała tak łatwo, zaś o samym rozwodzie wiedziała głównie z informacji krążących po szpitalu. Jeszcze nigdy o tym wprost nie rozmawiały. – Coś o tym wiem. – Puściła oczko do kobiety dając jej do zrozumienia, że w kwestii rozstania z drugą połówką nie była sama. Bertinelli ze swą żoną przeżyła prawie dziewięć lat, z których dwa ostatnie już nie były takie cudne, jak na początku.
Wróciła do jedzenia sałatki co robiła bardzo szybko. Wiedziała, że to niezdrowe, ale w ich zawodzie w każdej chwili coś się mogło wydarzyć – dokładnie jak teraz. Telefon głośno zawibrował, a potem usłyszała dzwonek tego należącego do koleżanki po fachu (bardzo chciałam napisać, że zapiszczały im pagery, ale to już chyba nie te czasy).
- Nagły przypadek. Piąta sala operacyjna. – Spojrzała na Emme niemo pytając, czy miała to samo wezwanie. To musiało być bardzo pilne. Sprawa życia i śmierci, dlatego od razu wstała musząc pożegnać się z obiadem. Nadrobi później.
Znowu to później.
Wszystko później.
Zapewne to samo myślała osoba, którą szykowali do operacji.
Zrobię coś później.
Później będzie lepiej.
Tylko, że teraz było ważne i bardziej się je doceni przed perspektywą braku tego całego później.
- Może założysz konto na aplikacji randkowej? - Śpieszyły się, ale nikt im nie zabroni w trakcie porozmawiać. Normalnie, jakby nic się nie działo, bo gdyby brały do siebie każdą operację to na pewno by oszalały. Poza tym, jeszcze nie wiedziały co to za przypadek i jakie były obrażenia.

Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ano właśnie. Problem polegał na tym, że Emma niekoniecznie dobrze się czuła oceniając innych. Robiła to, owszem, nie miała problemu z tym, żeby się do tego przyznać. I możliwe, że na początku nie był to dla niej problem. W końcu zachowanie Prestona oceniła od razu, kiedy tylko dowiedziała się, że samodzielnie przerwał leczenie. Problem polegał na tym, że nie do końca potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego. Przecież minął rok od tego zdarzenia, a ona nadal trzymała urazę. I nienawidziła siebie bardzo w tym momencie, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak niedojrzałe było jej zachowanie i że mogła lepiej to rozegrać.
- Ano, stupido - skomentowała słowa koleżanki, nieudolnie i nie do końca świadomie próbując naśladować jej akcent. Przy okazji włożyła do ust kolejną porcję sałatki.
- N-nie, właściwie to nie - zająknęła się, ale tylko dlatego, że w tym samym czasie przypominała sobie wydarzenia z konsultacji z Turnerem. Zmrużyła lekko oczy, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc.
- Znaczy, był zirytowany, ale raczej moim mało profesjonalnym zachowaniem - skrzywiła się nieznacznie, cały czas mając w pamięci swoje niedojrzałe docinki.
- Aczkolwiek też nie wyglądał na takiego co by się bił w pierś - wzruszyła lekko ramionami, bo chociaż była zła na Prestona za to, że olał jej wiedzę, niekoniecznie przejmowała się tym czy powinien przejąć na siebie całą winę czy nie. W końcu niczego to do jej życia nie wnosiło, prawda?
Roześmiała się na słowa Bertinelli o randkowaniu.
- Rozwiodłam się osiem lat temu. To nie tak, że nie randkowałam przez ten czas. Chyba po prostu chciałam się skupić tylko i wyłącznie na sobie. Przynajmniej przez jakiś czas - wytłumaczyła spokojnie. Ale gdzieś w środku czuła, że albo związki nie były dla niej albo jeszcze nie trafiła na odpowiednią osobę. Z byłym mężem znała się zaledwie pół roku przed ślubem, w małżeństwie wytrwali trzy lata, zupełnie się na końcu nie znając.
Westchnęła ciężko słysząc dźwięk telefonu i pokiwała twierdząco głową gdy sprawdziła powiadomienie. Ostatnie kęsy swojego obiadu łapała już w drodze.
- A wiesz, że jeszcze tego nie próbowałam? Może faktycznie czas nadrobić - spojrzała na Margo i uśmiechnęła się łobuzersko. Z jednej strony wolała poznawać ludzi tradycyjnie, ale z drugiej może faktycznie warto było wejść w coś nowego? Spróbować nie zaszkodzi, a przecież zawsze mogła z tego zrezygnować.
- Mam nadzieję, że to nie stary Franklin - odezwała się z lekką obawą, kiedy znalazły się pod wyznaczoną salą. Może i był wrzodem na dupie, ale w jego wieku nagłe przypadki oznaczały zazwyczaj przejście na drugą stronę i one nie za bardzo miały wtedy cokolwiek do powiedzenia. A kolejnej porażki dnia dzisiejszego Emma nie da rady znieść.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Mało profesjonalne zachowanie? – Bertinelli zmarszczyła brwi i wbiła uważne spojrzenie w rozmówczynię oczekując, że ta rozwinie myśl. Co miała na myśli mówiąc o „mało profesjonalnym zachowaniu”. Kiedy to się wydarzyło? Jeszcze zanim pacjent zdecydował się zrezygnować z leczenia czy teraz kiedy wrócił? Jedyne co Margo wiedziała to o tym, że wspomniany jegomość zdenerwował koleżankę po fachu, ale co stało się wcześniej albo potem? Czy Emma zechce o tym opowiedzieć? A może będzie się wstydzić? Ludzie rzadko przyznawali się do błędów. Nie przez strach a wstyd. To drugie świadczyło o zrozumieniu swego postępowania i być może o zmianie w przyszłości albo całkowitym zignorowaniu i w kółko popełnianiu tego samego błędu.
- Ten czas trwa już osiem lat. – Margarita nikogo nie potępiała. Każdy żył po swojemu, acz za zabawne uznała zestawienie „chciałam skupić się na sobie” ze świadomością, że trwało to osiem lat. Rozbawiło to ją, co podkreśliła szerokim uśmiechem, ale też uznała za przerażające dla niej samej. Podziwiała ludzi potrafiących żyć niezależnie samemu ze sobą. Od kiedy odkryła świat randkowania poczuła, że to jest to. Praca była jej pasją, ale za taką też uważała romans. W pewnym momencie nie potrafiła być sama zbyt długo. Jak nie była w związku to w luźnym układzie, aż poznała swoją przyszłą żonę, z którą spędziła dziewięć lat. Od roku była sama i już dostawała pierdolca. – Jestem słabeuszem. Rozwiodłam się rok temu i już czuje się zdesperowana. Jak zaraz kogoś nie znajdę to oświadczę się tobie. – Zaśmiała się zamieniając swój własny problem w żart. Nie zamierzała użalać się nad sobą. Fascynowało ją, że ludzie byli tak bardzo różni od siebie i zarazem poczuła, że powinna być silniejsza. Że rok bez związku jej nie zabije, a jednak w środku czuła się pusta. Tęskniła za tym konkretnym poziomem zaangażowania w relacje, dlatego bała się, że kiedyś coś jej odbije i na siłę podczepi się pod kogoś; byleby z kimś być.
- To nic zobowiązującego. Czasami trafią się oblechy wysyłające sprośne rzeczy w pierwszej wiadomości, ale bywa też zabawnie. – Margo była optymistką. Pomimo wykonywanego zawodu starała się dostrzegać we wszystkim szansę i za taką też uważała portal randkowy, do którego namawiała Emme. – Zobacz, czy to w ogóle ci pasuje. – Kto wie? Może na Tinderze trafi na swego pacjenta, na którego tak bardzo się zezłościła?
- Obstawiam wypadek. – Czy to była dobra pora na obstawianie? Zapewne nie, ale Margo uważała, że należało umieć nieco odpuścić sobie powagę w drastycznych chwilach. Owszem, działa się tragedia, ale nie można pozwolić aby weszła ci ona na głowę.
- Na reszcie. Szybko. – Rezydent sapnął wychylając się zza drzwi. Jego zachowanie zmusiło kobiety do natychmiastowego przejścia przez próg do pierwszego pomieszczenia, w którym należało przygotować się do operacji. Przez szybę Bertinelli dostrzegła ogromne zamieszanie na sali operacyjnej.
- Co się dzieje? – zapytała dokładnie szorując ręce.
- Dziewczynka. Dziewięć lat. Ratownicy przywieźli ją spod domu. – Rezydent pominął fakt, że służby wezwał sąsiad widząc leżącą na podjeździe dziewczynkę. To nie było ważne przed operacją. – Ma liczne obrażenia na ciele. Może potrącił ją samochód albo.. sam nie wiem. Wygląda okropnie. – Chłopak się zapędził, dlatego Margo go ponagliła. – Połamane żebra, uraz czaszki i zmiażdżone nogi. – Słysząc o nogach Margo spojrzała na Emme. To dlatego potrzebowali aż dwóch dodatkowych chirurgów. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Rezydent bardzo się przejął, dlatego Bertinelli uznała, że nieb będzie go dalej maglować. Reszty najpotrzebniejszych rzeczy dowiedzą się na sali operacyjnej.
- Gotowa? – Od tego momentu wraz z Emmą stawały się drużyną. Już parę razy operowały razem i dostrzegły różnice w szkołach. Używały różnych technik i miały inne doświadczenia, co mogło stać się ich przekleństwem i powodem do niszczącej rywalizacji. Zamiast tego, z otwartymi umysłami podchodziły do wspólnej komunikacji i wzajemnie się czegoś uczyły.
Ostatni raz Bertinelli poprawiła maskę i weszły na salę operacyjną. Od razu chciała posłuchać raportu chirurga walczącego o życie dziecka, ale zamarła na widok młodej twarzyczki. Z początku pomyślała, że to pomyłka. Mogła się pomylić, ale robiąc kolejny krok dostrzegła wyraźne podobieństwo.
- Znam ją. – Spojrzała na Emme, która już stała na swoim stanowisku. – Jakiś czas temu trafiła do szpitala. Rodzice zostawili ją w lesie. Miała nieliczne obrażenia świadczące o przemocy domowej a jej ojciec trafił do aresztu. – Co się działo potem? Tego Bertinelli nie wiedziała. Nie była w stanie śledzić życia każdego pacjenta. To nie było jej zadanie, a jednak poczuła nieprzyjemny uścisk ogromu winy i odpowiedzialności za życie dziewczynki.
Od razu pomyślała, żeby napisać do Strand, ale nie miała jak tego zrobić. Nie teraz.

Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Otworzyła usta, by odpowiedzieć Margo, ale zamiast słów wydobyło się z nich westchnięcie, więc szybko je zamknęła. Oczywiście, że zamierzała o wszystkim opowiedzieć, nawet jeśli przez cały czas odczuwała wstyd z powodu swojego zachowania. Może i nie była zbyt wylewna wobec obcych jej osób, ale Bertinelli nie była przecież obca. Plus, Emma należała akurat do osób, które musiały na głos omówić przykre sytuacje. Wiedziała, że jeśli tego nie zrobi będzie ciągle o tym myśleć i nie da jej to spokoju.
- Zachowałam się jak ostatni dupek. Nadepnął mi na odcisk i uraził moją dumę, ale to było rok temu. Rok. A ja zamiast po takim czasie odpuścić, zachowuję się jak dziecko, rzucając na prawo i lewo personalnymi uwagami - zmarszczyła nos, przypominając sobie sytuację sprzed godziny. Nikt jej nie mógł zabronić odczuwania złości, miała do tego prawo. Ale nie musiała mu przy okazji cisnąć. Chociaż z drugiej strony to przecież nie tak, że mu powiedziała, że jest idiotą czy coś w tym stylu. Nie musiała też robić z tego wielkiej afery, każdemu zdarzało się być czasem niemiłym dla innych.
- To nie… - wystarczyło, że kątem oka spojrzała na minę Margo i protest na jej słowa sam zamarł na ustach Emmy. To wcale nie tak. Jasne. Gówno, a nie nie tak. Bo to było właśnie dokładnie tak. Jej małżeństwo okazało się porażką już po pierwszym roku. Ciągnęła to jeszcze przez dwa lata, bo było jej po prostu wstyd przyznać, że nie wyszło. Nienawidziła porażek najbardziej na świecie. Nie była do nich przyzwyczajona i prawdopodobnie dlatego z nikim się przez cały ten czas po rozwodzie nie spotykała. Żeby uniknąć kolejnej porażki.
Zaśmiała się na sugestię oświadczyn i puściła do Margo oko. Pociągali ją mężczyźni, ale nie miała też nic przeciwko pięknym kobietom, do których zaliczała się Bertinelli. Nigdy jeszcze nie próbowała niczego z kobietami, oprócz nastoletnich pocałunków podczas gry w butelkę. Może czas to zmienić i spróbować jednorazowej przygody? Kto wie jakby to na nią wpłynęło.
- W sumie czemu nie? Spróbować można, nie zabije mnie to przecież - wzruszyła ramionami, jakby było jej obojętne czy jest singielką czy nie. Nie było, ale prawda była też taka, że miała swoje potrzeby i czasem wolała żeby zaspokoił je ktoś inny.
Fascynujące było, jak szybko z miejsca potrafiły przestawić się w tryb profesjonalnych lekarek. W jednej chwili rozmawiały niezobowiązująco o swoich prywatnych problemach, by w drugiej uważnie słuchać relacji młodego rezydenta i przygotowywać się do operacji. Wymieniła z Margo spojrzenia a potem kiwnęła głową na znak, że owszem, jest gotowa do działania. Zaskoczył ją widok twarzy drugiej lekarki, kiedy spojrzała na dziewczynkę. Dosłownie przed chwilą dostały cały obraz sytuacji, przecież wiedziała czego się spodziewać. Oczywiście widok dziecka w takim stanie nie należał do najłatwiejszych, ale nie było to ich pierwszy raz. Bertinelli szybko rozjaśniła jej obraz sytuacji, odpowiadając na pytanie, którego Emma nie zdążyła jeszcze zadać. Teraz rozumiała.
- Margo - odezwała się poważnie, lekko zniżając głos, który miał sugerować, że musiały zająć się pracą.
- Ja też mam dużo pytań, przede wszystkim takie dlaczego dziewczynka nie została odebrana rodzicom i umieszczona w rodzinie zastępczej, ale nie mamy teraz na to czasu. Pomogę ci znaleźć odpowiedzi, ale teraz musisz spróbować wyciszyć umysł. Mamy do uratowania życie małej dziewczynki - spojrzenie, jakim obdarowała koleżankę było tak intensywne, że musiała się skupić. Mogły się znać tylko trzy miesiące, jednak spędziły razem na salach operacyjnych tyle godzin, że doskonale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli Emma zauważy chociaż cień rozproszenia, wyprosi ją z sali. Nawet jeśli to nie ona była tutaj lekarzem prowadzącym.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Uderzyło ją to.
Nieraz miała kontakt z pacjentami przed operacjami, ale to było co innego. Rozchodziło się o dziewczynkę, która prawdopodobnie (bo nie wiedziała jak prawnie potoczyła się cała sprawa) doświadczała regularnej przemocy domowej. Wiedziała o tym i wszystko zgłosiła odpowiednim służbom, a jednak dziewięciolatka znów trafiła do szpitala. Tym razem była w okropnym stanie i na samą myśl, że mogli to zrobić jej rodzice, Bertinelli poczuła silny uścisk w żołądku. Chciała krzyczeć i wywlec na wierzch całe rozczarowanie, które czuła wobec siebie, jakby faktycznie była odpowiedzialna za to dziecko.
Nie była, lecz umysł już zdążył dopisać swoje własne scenariusze.
Margo.
Lekko otępiała spojrzała na Emme.
- Claro.Oczywiście. Musiała przywołać się do porządku. Potrafiła to zrobić. Pracowała w szpitalu i była w różnych miejscach z Lekarzami Bez Granic. Wystarczyło przestawić jeden pstryczek.
Klik.
Da radę.
Wystarczyło być lekarzem. Kimś, na co pracowała całe swoje życie i nie zamierzała zawieść ani Fanny (bo tak miała na imię dziewczynka) ani tym bardziej swoich kolegów po fachu.
- Róbcie co trzeba. Ja spróbuje utrzymać ją przy życiu. – Lekarz prowadzący wiedział co robił. Niektóre decyzje należało podjąć od razu. Niestety nogi dziewczynki nie wyglądały najlepiej. Na pierwszy rzut oka nie dało się ich odratować, ale należało sprawdzić wszystkie możliwości. To tylko dziewięciolatka. Jeżeli przeżyje ani Margo ani Emma nie chciałyby skazywać jej na życie bez nóg.
Włoszka ostatni raz spojrzała na Winfield i rozpoczęła się ich wspólna magia.
Współpracowały jak w zegarku. Wszystkie trybiki zeskakiwały i w tym wszystkim odnajdywały się także w komunikacji z kolejnym chirurgiem. Były jak bliźniaczki; nie bały się wzajemnie krytykować, podpowiadać, wspierać albo przytakiwać na śmiałe działania. Robiły wszystko zgodnie z własnymi przekonaniami i były w tym bardzo dobre.
Niestety ciało małej dziewczynki było tak bardzo pokiereszowane, że nie ważne jak obie lekarki się starały, dawno jej małe szanse. Walka jednak trwała. Nie mogli odpuszczać, dlatego robili swoje.
- Obawiam się, że z lewej nogi nic nie będzie. – Zasinienie całej stopy rozrastało się w kierunku kolana. Niech odratują chociaż prawą.
Nikt na sali operacyjnej nie usłyszał krzyku w korytarzu. Nie dostrzegli też wpadającej do przedsionka z umywalkami pielęgniarki, która cała zapłakana i z uniesionymi rękami szła w kierunku wejścia na salę operacyjną. Tuż za nią nerwowym krokiem poruszał się facet z bronią i to jego gniewne warczenie dotarło do uszu zajętych operacją pracowników szpitala. Nim jednak zdążyli spojrzeć w tamtym kierunku przerażona pielęgniarka otworzyła drzwi na salę.
- Nie ruszać się kurwa! – Warknął facet, na którego Margo jedynie rzuciła okiem przez ramię. Akurat stała do niego tyłem i w pierwszej chwili nie zauważyła broni. Dopiero po sekundzie do świadomości dotarł konkretny obraz. Bertinelli najpierw spojrzała na Emme, a potem znów na faceta, w którym rozpoznała ojca Fanny. Nie miała z tym problemu. Całkiem niedawno miała jego twarz bardzo blisko swojej, czego wolałaby już nigdy nie wspominać.
- Co z moją córką?! Pytam kurwa!
To nie była komfortowa sytuacja. Marian wymachiwał bronią co stwarzało zagrożenie i zarazem do uszu każdego docierało wściekłe i niepokojące pipczenie aparatury.
- Robimy co możemy.
- No to kurwa do roboty! – Pchnął przestraszoną pielęgniarkę w stronę ściany i spojrzał gniewnie na skuloną instrumentariuszkę. – Powiedziałem coś! – Marian nie odpuszczał. Cały czas celował w poszczególnych pracowników szpitala i jednocześnie podszedł do Fanny, której policzek pogładził wolną ręką.
Margo znów spojrzała na Winfield czując swój i jej strach. Wszyscy byli przerażeni, bo broń w każdej chwili mogła wystrzelić a to wcale nie pomagało w skupieniu się na operacji.
- Czego on chce? – Po francusku zapytał lekarz prowadzący, co Margo zrozumiała, ale nie była pewna, czy Emma znała ten język. Musieli się jakoś komunikować a wybranie języka nieznanego oprawcy było dobrym sposobem.
- Nie wiem. Powinien być w areszcie. – Słabo to widziała. Anestezjolog wciąż patrzył na blisko stojącego Mariana, instrumentariuszka drżała jak osika a główny chirurg spocił się jak pies, co dostrzegła na jego czole. Sama nie czuła się dobrze i wiedziała, że w tych warunkach nie dadzą z siebie 100%, bo każdy gdzieś tam kątem oka starał się obserwować broń.
- Macie ją kurwa ocalić, bo jak nie to wszystkich was powybijam! Bam! - Imitacja wystrzału broni w jego wykonaniu sprawiła, że intsrumentariuszka stojąca obok Emmy zemdlała i bezwiednie upadła na podłogę.

Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Była równie zszokowana, chociaż zdecydowanie nie tak bardzo jak Margo. Nie miała wcześniej do czynienia z tą dziewczynką, ale też widok małej dziewięciolatki w takim stanie nie należał do przyjemnych widoków. Szczerze? Już pierwszy rzut oka na stan nóg dziewczynki sprawił, że entuzjazm Emmy ze wspólnej pracy z Margo opadł do zera. Możliwe, że nawet wszedł na poziom minusowy. Czekała je naprawdę ciężka praca, jeśli chciały jeszcze cudem wyciągnąć coś z dolnych kończyn poszkodowanej. Bo to, że dziewczynka nie będzie już w stu procentach sprawna było bardziej niż pewne i Emma miała nadzieję, że Margo również zdaje sobie z tego sprawę.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco do koleżanki, kiedy zauważyła moment, w którym Bertinelli wskoczyła na właściwe tory. Winfield również odcięła się od wszelkich rozpraszaczy, chociaż nie kłamała mówiąc, że pomoże drugiej lekarce rozwiązać tę sprawę. Nie wierzyła, by Włoszka nie zgłosiła całej sprawy na policję. Przecież to był nawet jej obowiązek, jeśli miała chociaż cień podejrzenia, że dziewczynce dzieje się w domu krzywda. Tylko w takim razie co zawiodło? Policja? Sąd? Dlaczego zamiast w rodzinie zastępczej, mała wróciła do domu? Nie znała się na prawnych aspektach, jednak w głowie jej się nie mieściło, że ktokolwiek byłby w stanie przejść obojętnie obok krzywdy dziecka.
W tym przypadku musiały współpracować ze sobą jeszcze lepiej, niż robiły to na co dzień. Ba! W tym przypadku musiały równie idealnie współpracować z lekarzem prowadzącym, bo co im było po odratowaniu nóg, jeśli nie uda się uratować życia? Na szczęście i tutaj nie było z tym problemu, ponieważ nie raz drogi ich trójki krzyżowały się na sali operacyjnej.
- Musimy amputować - potwierdziła krótko i już zabierała się do roboty. Musiały jak najszybciej pozbyć się zakażonej części ciała, bo za chwilę trzeba będzie ciąć ponad kolanem. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Nie zdążyła nawet sięgnąć po odpowiedni sprzęt, kiedy spokój na sali operacyjnej został zakłócony.
- Co do… - Urwała w pół słowa, wpatrując się w nieznajomego mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Właściwie to wpatrywała się w broń, z której do nich celował, a gniewny ton głosu blondynki szybko został zastąpiony sapnięciem niedowierzania i strachu jednocześnie. Ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową na znak, że rozumie po francusku, ale nie odezwała się, nie chcąc dać niechcianemu gościowi pretekstu do podejrzeń, że knują coś w języku, którego on nie rozumie.
W tym samym momencie dostrzegła, że ręce zaczynają jej się lekko trząść. Przymknęła oczy na sekundę i zaklęła w duchu. Musiała się uspokoić. Musiała uspokoić ręce, bo drżące na nic jej się w tym momencie nie przydadzą. Nie wiedziała jak ma to zrobić w ciągu dosłownie kilku sekund, których nie mieli przecież do stracenia. Wybawieniem okazała się stojąca obok niej instrumentariuszka, której zemdlenie nieco otrzeźwiło Winfield.
- Podniosę ją i przesunę pod ścianę, dobrze? - Zwróciła się do mężczyzny z bronią, powoli schylając się nad leżącą na ziemi dziewczyną. Nie śmiała ruszyć się bez jego pozwolenia, a z drugiej strony sumienie nie pozwalało jej zostawić leżącej na podłodze instrumentariuszki. Już pomijając fakt, że leżąc tak, będzie im zwyczajnie zawadzać w przeprowadzaniu operacji.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Co do kurwy?! – Marian warknął widząc jak instrumentariuszka osuwa się na podłogę. Zrobił parę kroków w bok tuż za Margo i przystanął w nogach swej córki zaglądając na drugą stronę stołu operacyjnego. Wkurzył się, że baba padła jak długa. Uznał, że symulowała. – Nie waż się ruszyć! – krzyknął na lekarkę, która zapytała o pozwolenie aby pomóc koleżance. Sądził, że tamta symulowała aby jej nie widział i żeby móc sięgnąć po telefon. Nie myślał trzeźwo, bo przecież już cały szpital wiedział, że tutaj był. A jednak dał się ponieść i kiedy Emma mimo wszystko powoli zaczynała schylać się do instrumentariuszki – padł strzał.
Głośny huk rozległ się po całej sali. Bertinelli miała wrażenie, że pikanie aparatury na moment ucichło a jej własne serce stanęło. Spięła wszystkie mięśnie a strach opanował całe ciało, bo nie miała pojęcia co się stało. Przez stół operacyjny nie widziała, czy kula trafiła w instrumentariuszkę czy w Winfield. A może w trakcie tego wszystkiego Marian skierował broń na nią albo chirurga prowadzącego?
Druga instrumentariuszka (bo na pewno były dwie) stojąca bliżej doktora załkała.
- Emma, jesteś cała? – Bertinelli odważyła się odezwać.
Marian strzelił w nieprzytomną kobietę, której strój na wysokości brzucha zaczynała zdobić krew.
Słysząc pozytywną odpowiedz od Emmy poczuła złość. Zachowanie Mariana wymykało się spod kontroli. Facet był wściekły i sam nie wiedział do czego dążył. Chciał aby córka przeżyła, ale jednocześnie utrudniał pracę lekarzy.
Pieprzony świr.
- Hej! – rzuciła głośno sporo ryzykując. W odruchu mogła dostać kulkę w pierś, ale całe szczęście z lufy, którą Marian wycelował w nią, nie wyleciał pocisk. Słyszała w uszach bicie własnego serca, które prawie wyleciało z klatki piersiowej. Niepewnie dłonią sięgnęła do góry i bardzo powoli zdjęła maskę z twarzy. Obecność faceta na sali operacyjnej złamało wszystkie sanitarne zasady, więc tym jednym czynem niczego nie zmieni.
- Kurwa, to ty! – Marian zrobił wielkie oczy i ze złości zadrżała mu ręka. – To wszystko twoja wina! Przez ciebie nie było mnie przy córce! – Zrobił krok ku Bertinelli, która znów cała się spięła. Z jednej strony była przerażona a z drugiej poczuła minimalną ulgę, bo Emma mogła zająć się postrzeloną sanitariuszką.
- Biłeś ją
- To nie ja! – Tupnął nogą. – To moja pieprzona żona. To ona.. tak bardzo ją kocham, ale jest strasznie popieprzona i wciąga mnie w ten swój szajs. – Marian zaczął coś mamrotać a do Margo nagle dotarło, kto mógł być odpowiedzialny za aktualny stan Fanny. Czy to możliwe aby matka – Karen – tak ją urządziła? – Wszyscy muszą wiedzieć – odezwał się głośniej rozbieganym wzrokiem patrząc po wszystkich zgromadzonych. – Wszyscy muszą się dowiedzieć, że to nie ja!
- W taki sposób tego nie osiągniesz. – Wskazała na leżącą na ziemi instrumentariuszkę. – Jeżeli ona zginie, to nikt nie będzie cię słuchać.
Marian warknął i uderzył się lekko rękojeścią dłoni o głowę, jakby chciał do niej wbić choć odrobinę więcej wiedzy.
- Pozwól nam ją stąd wyciągnąć. – Operowanie dwóch osób na raz ze świadomością, że blisko siebie miało się broń.. to nie najlepszy pomysł.
- We dwie. Tylko do drzwi. – Zgodził się aby Margo wraz z Emmą przeciągnęły po podłodze kobietę w stronę drzwi prowadzących do przedsionku z umywalkami. – Teraz tylko jedna. – Można było przewidzieć, że nie pozwoli im obu wyjść.
- Idź. – Bertinelli popatrzyła prosto w oczy Winfield i puściła instrumentariuszkę wycofując się do sali operacyjnej.
- Czekaj! – Marian się zreflektował krzycząc do Emmy. – Powiedź im, że nikt nie ma prawa tutaj wejść, bo inaczej wszystkich powystrzelam. Sama też masz wrócić. Słyszysz?! – Oczekiwał jasnej odpowiedzi. – Jeżeli nie wrócisz to zabije tę sukę! – Wycelował broń w Bertinelli. – I niech powiadomią media! Chce im wszystko powiedzieć. Prosto kurwa do kamery!
Kiedy Emma wyszła kolejnymi drzwiami czekali na nią lekarze, ochrona i policja świadoma, że w środku byli cywile i facet z bronią, który doskonale wiedział jak jej użyć. Wystarczyło spojrzeć na postrzeloną instrumentariuszkę.

Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zbyt późno zrozumiała jaki popełniła błąd, kiedy pochylała się ku leżącej bez przytomności instrumentariuszce. Brawura nie była jej cechą charakteru, nie rzucała się bezmyślnie na uzbrojonego napastnika, to nie był cholerny film! Więc dlaczego zachowała się tak lekkomyślnie? Bo chciała pomóc nieprzytomnej dziewczynie? Bo doskonale wiedziała, że leżąc tak będzie im tylko przeszkadzać, a przez to nie do końca będą mogli sprostać już i tak trudnej sytuacji? Nie chciała niczyjej krzywdy, a przyczyniła się do postrzelenia nieprzytomnej kobiety. Jeszcze kiedy zaczęła się nad nią schylać miała głupią nadzieję, że chociaż jej uda się jakoś pomóc, a przynajmniej odsunąć na bok tak, by chociaż ona nie znalazła się na muszce napastnika. Skuliła się odruchowo, słysząc strzał i ramionami zasłoniła głowę.
- W porządku. Co z… - Miała odbić piłeczkę pytając, czy z Margo i resztą wszystko okej, kiedy jej wzrok spoczął na postrzelonej instrumentariuszce. Dopiero wtedy zrozumiała swój wcześniejszy błąd. Krew odeszła z twarzy Emmy, pozostawiając ją bladą niczym trup. Żołądek podjechał do gardła, domagając się wyrzucenia zjedzonej dosłownie minuty temu sałatki. Jednocześnie coś w środku niej buntowało się przeciwko załamaniu. Nie chodziło zupełnie o zgrywanie superbohatera, bo nim przecież nie była. Nie mogła się poddać. Nie była damą w opałach, czekającą na rycerza w lśniącej zbroi. Nie miała miękkiej dupy, więc nawet jeśli konfrontacja twarzą w twarz z napastnikiem nie była najlepszym pomysłem, mogła zrobić coś jeszcze.
Kiedy Margo odwracała uwagę Mariana, Emma powoli przysunęła się do postrzelonej i nieprzytomnej dziewczyny. Ograniczyła ruchy tylko do próby zatamowania krwi małym ręcznikiem. Wolała być dla mężczyzny niewidzialna, nie chciała popełnić tego samego błędu co chwilę wcześniej. Celował do nich z broni, więc i tak nie za bardzo mogła zrobić więcej bez jego pozwolenia. Skąd mogła wiedzieć, czy znowu nie przyjdzie mu do głowy pomysł postrzelenia kogoś jeszcze, gdyby nagle rzuciła się i otwarcie zaczęła udzielać dziewczynie pomocy.
Najwyraźniej Margo radziła sobie dużo lepiej w tej sytuacji niż Emma, bo udało jej się namówić mężczyznę, by pomogły postrzelonej dziewczynie. Kiwnęła koleżance głową i już miała wychodzić, kiedy napastnik ją zatrzymał.
- Rozumiem - potwierdziła krótko przez zaciśnięte zęby. Korciło ją, żeby odwrócić uwagę Mariana i po prostu przydzwonić mu w zęby, ale coś w środku mówiło jej, że to nie jest dobry pomysł.
- Została postrzelona w brzuch. Nie wiem czy kula przeszła na wylot, nie mogłam spojrzeć - poinformowała szybko lekarzy, którzy przejęli od niej dziewczynę.
- Powiedział… - Przymknęła oczy, by nieco się uspokoić, oblizała wargi i dopiero wtedy spojrzała na stojących przed nią funkcjonariuszy policji.
- Powiedział, że nikt ma nie wchodzić do środka, bo wszystkich pozabija. Jest nas w środku sześć osób, łącznie z nim. Chce żebyście powiadomili media i… Muszę tam wrócić, bo inaczej zastrzeli doktor Bertinelli - serce tłukło jej się w piersi ale jakimś cudem, prawdopodobnie dzięki adrenalinie, udało jej się zapanować nad drżeniem głosu. Jedyną oznaką stresu i zdenerwowania były lekko drżące ręce. Które mało na co przydadzą się przy operacji małej Fanny.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Chaos.
Marian nie był mistrzem zbrodni. Był przeciętnym facetem z problemami z agresją i niską samooceną, co wpływało na brak logiki i porządku w jego działaniach. Wszystko co robił jedynie pogarszało jego sytuację. Bertinelli zastanawiała się, czy faktycznie robił to z szaleńczej miłości do córki czy przestraszył się odsiadki i uznał, że jedyną opcją było zrzucenie winy na żonę. Bo przecież nikt nie dawał gwarancji, że mówił prawdę. Ktoś na pewno bił Fanny. Jedno z rodziców albo oboje. Na pewno razem planowali zostawić córkę w lesie, co zaniechała oficer Strand, ale zgodnie z prawem człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Przynajmniej w przypadku znęcania się nad Fanny, bo to wszystko co teraz się działo Marian na pewno kipnie.
- Teraz czekamy, aż kurwa wróci.
Z jednej strony wolałaby, żeby Emma już nie wracała, ale chęć przeżycia była silniejsza i nie mogła doczekać się aż doktorka znów stanie w drzwiach. Nie miałaby jej jednak za złe, gdyby została na zewnątrz. Nie winiłaby jej za własną śmierć. Miała dobre życie. Uważała, że w pełni je wykorzystała i niczego nie żałowała (może poza zwlekaniem nad adopcją córki). Chciałaby tylko móc ostatni raz przytulić córkę. Powiedzieć, że ją kocha i zawsze będzie jej mamą, nawet jeśli nie miała tego pieprzonego papierka potwierdzającego „bycie opiekunem”.
Zamknęła powieki powstrzymując się od płaczu, ale nie mogła powstrzymać paru łez uciekających z kącików oczu.
To mógł być jej koniec.

- Nie ma mowy. Nigdzie pani nie wraca. – Rosły policjant stanął pomiędzy Emmą a drzwiami. Działał tak jak go nauczono i jak należało bez narażania życia innych. – To zbyt duże ryzyko a im mniej osób jest w środku tym mniej prawdopodobnych poszkodowanych. – Żeby nie powiedzieć ofiar, ale w tej kwestii miał rację. Zgodnie z procedurami nie powinno się niepotrzebnie narażać czyjegoś życia. Skoro Emma wyszła to była jedną z ocalałych i taką też pozostanie.
- Panie sierżancie. Dziennikarze zjechali się po tym, jak usłyszeli o poturbowanym dziecku. – Młody gliniarz rzucił tę informację w eter na moment odwracając uwagę wszystkich.
- Żaden dziennikarz tam nie wejdzie. Jeden cywil wyszedł. Nie wpakuje z powrotem dwóch. – To byłoby szaleństwo. Chaos, którym odznaczały się działania Mariana.
- Pani doktor. – Pielęgniarka szturchnęła Winfield w ramię i pochyliła się po kryjomu wciskając w jej rękę telefon. – Może pani zrobić streaming na żywo – szepnęła zerkając na sierżanta, który właśnie wydał rozkaz podwładnym, żeby nie wpuszczali do środka dziennikarzy. Kazał też wezwać negocjatora, ale były marne szanse, że ten zdąży na czas. Sierżant czuł, że wszystko rozegra się bardzo szybko.
Oby się mylił.

Wybiła godzina piętnasta. To RadioTab i najświeższe wiadomości z miasta.
Po godzinie czternastej do szpitala w Cairns wpadł niezidentyfikowany uzbrojony mężczyzna. Z zeznań świadków wynika, że wbiegł do bloku operacyjnego grożąc pracownikom z broni palnej. Jak na razie nie wiemy nic o możliwych ofiarach ani kim jest oprawca. Będziemy was informować na bieżąco. Jeżeli macie jakieś informacje na ten temat dzwońcie do RadioTab pod numer...


Emma Winfield
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zesrało się. I to tak porządnie. Właściwie to mogła przewidzieć, że jeśli wyjdzie ze szpitala jako jedna z ocalałych zakładniczek, to z powrotem do środka nie wróci. No bo jakie niby istniały szanse, że sierżant prowadzący akcję wpuści ją znowu w sam środek chaosu? Po co miałby to robić? Nie była ani policjantką ani negocjatorką, a nikt nie miał żadnej gwarancji, że mężczyzna z bronią faktycznie się podda, jak już dostanie to, czego chciał.
- Co - wyrwało jej się ledwo słyszalnie, kiedy nagle na drodze prowadzącej do szpitalnych drzwi wyrósł mężczyzna. Emma była w szoku i dopiero po chwili zorientowała się, że to policjant a jeszcze później, że nie pozwala jej wejść do środka. Wykonywał swoją pracę, rozumiała go. Miał konkretne wytyczne, których musiał przestrzegać, również to rozumiała. Ona też musiała w swojej pracy działać według konkretnych zasad. Tyle, że akurat teraz nie mogła posłusznie ich przestrzegać. Musiała wrócić i sierżant musiał ją wpuścić, jeśli naprawdę nie chciał żadnych więcej ofiar poza postrzeloną instrumentariuszką.
- Nie… Pan nie rozumie, sierżancie. MUSI mnie pan wpuścić. Jestem gwarancją życia doktor Bertinelli i… pozostałych - w tym momencie nie panowała już nad własnymi emocjami. Nie płakała, nie darła się jak histeryczka i nie próbowała siłą przebić się obok rosłego policjanta, bo to zwyczajnie nie miało sensu. Za to strach, jaki w tym momencie odczuwała widoczny był w całej mowie ciała lekarki. W rozbieganym spojrzeniu, jakie posłała stojącemu przed nią mężczyźnie. W coraz mocniej drżących dłoniach. W tym, jak bardzo próbowała się nie rozpłakać, kiedy zostawił ją samą. Musiała się bardzo postarać, by skupić wzrok i uwagę na szepczącej do niej pielęgniarce. Od razu przyjęła wciśnięty w jej dłoń telefon, ale zanim zorientowała się do czego miał jej posłużyć, najpierw musiała uspokoić swoje rozedrgane nerwy i chęć szalonej ucieczki w stronę wejścia do szpitala. Nic to jej jednak nie dało, bo kiedy skupiła się na tym nieszczęsnym telefonie… Cóż, nie wiedziała co zrobić. Znaczy tak, wiedziała jak zrobić streaming na żywo, miała jakieś grono znajomych na portalach społecznościowych, którzy na pewno podaliby streaming dalej, tylko… Tylko jak niby miała to do cholery rozegrać? Stać tutaj i nagrywać wszystko na żywo po kryjomu, kiedy to samo mogła zrobić pielęgniarka a robiły inne media, które akurat zjechały się na miejsce? Wrócić jednak do tego szpitala i dać Marianowi dokładnie to, czego chciał? A streaming na żywo nadawał się do tego o wiele lepiej, bo wszystko poszłoby w świat a nie tylko do lokalnej społeczności. Tylko co, miała podejść do sierżanta i jeszcze raz spróbować go przekonać? Albo faktycznie podjąć próbę prześlizgnięcia się przez zgraję silniejszych od niej policjantów? Żadne rozwiązanie nie wydawało jej się idealnie. Cokolwiek by nie zrobiła, nie wygra w żadnym scenariuszu. Wiedziała o tym, a mimo wszystko zaciskając zęby postanowiła podjąć próbę numer dwa.
- Sierżancie - zaczepiła tego, który wydawał się wszystkiemu dowodzić i odciągnęła na bok.
- Tam jest mała dziewczynka. Dziewięciolatka. Leży na stole operacyjnym i umiera. Nie jestem w stanie nawet zgadnąć co mogło jej się przytrafić ale wiem, że jeśli nie pozwoli mi pan tam wrócić i pomóc to mała na pewno umrze - nie sądziła, żeby ten apel dotarł do mężczyzny w sposób, w jaki by chciała, dlatego postanowiła dodać coś jeszcze.
- On chce tylko, żeby ludzie usłyszeli wersję jego historii. Dlatego kazał zwołać wszystkie media. Chce stanąć przed kamerą i o wszystkim powiedzieć, tylko na tym mu zależy. Niech mi pan pozwoli wrócić, proszę - w tonie głosu Emmy było tyle błagania i takiego poczucia winy, że w myślach zacisnęła zęby ze złości. Nie zwykła błagać, ale teraz nie miała wyboru. Jeśli Margo i wszyscy w środku zginą to będzie jej wina. Jej wina, bo nie potrafiła przekonać mężczyzny, żeby wróciła do środka. Jej wina, bo nie miała tyle jaj, żeby działać po swojemu.
Telefon trzymała w ręce w taki sposób, by sierżant niczego nie zauważył. Był skierowany kamerą w stronę szpitala, nagrywając na żywo wejście oraz wszystko co działo się w najbliższym otoczeniu. Być może była głupia. Być może wystarczyłoby, żeby stanęła niezauważona z boku i wszystko nagrywała po kryjomu. Być może. Tylko, że wtedy nigdy nie pozbyłaby się ciążącego jej w tym momencie poczucia winy, że nie zrobiła nic.

Margo Bertinelli
ODPOWIEDZ